„Gwiazda
poranna”
Karl Ove Knausgård
Autor/
Norweski pisarz, urodzony w 1968 roku w
mieście Arendal. Wychował się w należącej do klasy średniej rodzinie, jest
synem nauczyciela i pielęgniarki, studiował historię sztuki oraz
literaturoznawstwo na Uniwersytecie w Bergen. Jako prozaik zadebiutował w roku
powieścią Ute av verden (W świat, 1998). Jego druga powieść En
tid for alt (Jest czas na wszystko, 2004) nominowana była do
prestiżowych nagród Rady Nordyckiej oraz Dublin Literary Award. Sławę
międzynarodową i niebywały rozgłos medialny przyniósł mu tom pierwszy cyklu
zatytułowanego Min kamp (Moja walka).
Tłumaczenie/
Iwona Zimnicka
Tytuł
oryginału/ nov Morgenstjernen
Tematyka/
Gwiazda Poranna to symbol zaczerpnięty z
Biblii. Oznacza Chrystusa, który ma nadejść, ale, jak wyczytał w innym miejscu
jeden z bohaterów, może oznaczać też Lucyfera. Motto powieści autor zaczerpnął
z Apokalipsy: „I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i
będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie.” (Ap 9,6). Chodzi więc chyba
o jakiś koniec znanego nam świata? Paruzję, czyli drugie przyjście Chrystusa?
To już zbyt mocna interpretacja, ale na pewno chodzi też o wiarę, raczej niedogmatyczną,
której potrzebujemy, chociaż przeważnie jej nie mamy. Oraz o wszystko to, co
nie mieści się w naszych racjonalnych schematach.
Główny
motyw/ Bohaterów jest kilkoro: Arne, profesor
literatury, którego żona Tove przechodzi atak psychozy; pastorka Kathrine; Egil
– autor filmów dokumentalnych i eseju o śmierci; wyobcowana nastolatka;
dziennikarz; pielęgniarka i inni. Wszyscy oni zauważają pojawienie się nowej
gwiazdy, a wraz z nią – dziwnych zjawisk w przyrodzie. Niektórzy ludzie
zaczynają widzieć tajemnicze stworzenia o ludzko-zwierzęcych kształtach i
żółtych oczach. Co więcej – pojawiają się także zmarli. „Wszyscy jesteśmy
martwi” – mówi w pewnym momencie Tove. To różni bohaterowie i bohaterki, w
różnym wieku i na różnych etapach życia: pastorka, która przestała kochać męża;
cyniczny dziennikarz, tropiący sprawę sensacyjnego morderstwa czterech członków
zespołu deathmetalowego; gitarzysta; niespełniony pisarz; pielęgniarka;
samotnik, który czytuje Biblię i Kierkegaarda…
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Przecież
on też był stworzeniem żyjącym na tym świecie.”
„Kiedy
człowiek jest dzieckiem, wydaje mu się, że ma tajemnice, że nikt nie wie, co
robi…”
„Wszystko
bowiem pojawia się i znika, aby już nigdy więcej nie powrócić, nic się nie
powtarza i niczego nie da się uchwycić, bo nawet jeśli się da, jest to już
czymś innym.”
„Królestwo
śmierci należało kiedyś do rzeczywistości, nigdy jednak nie było częścią
świata.”
„Za
młodu wierzymy, że będzie coś więcej, że to dopiero początek, ale w
rzeczywistości to już wszystko, a to, co mamy i nad czym w ogóle się nie
zastanawiamy, wkrótce będzie jedynym, co mieliśmy.”
„Teoretyków
od większości ludzi dzieli przepaść, podobna do istniejącej między większością
ludzi a tymi, którzy znajdują się na samym dnie społeczeństwa.”
„Sens
to coś, co pochodzi od nas. Coś, co nadajemy światu, a nie coś, co od niego
dostajemy.”
„Muzyka
była żywa. Tak jak żywi są ludzie.”
„Mówi
się, że starzy ludzie znikają, stają się niewidzialni (…).”
„Śmierć
zawsze jest gdzie indziej. Aż do chwili, gdy się do nich zbliży – co jest
nieuchronne – i na pewien czas przejmie władzę nad ich dotychczasowym życiem,
odsunie je od nich.”
„W
Polsce też wszystko się teraz wali. (…) To takie dziwne. Najpierw byli tam
naziści, potem komuniści, a ci ludzie ze wszystkich możliwości wybierają akurat
nacjonalizm.”
„Kontrolowanie
historii stanowi chyba element budowania tożsamości narodowej.”
„Ale
takie jest życie. Nawet drzewa chorują i umierają.”
„Ale
lęk to piekło. Depresja – piekło. Psychoza – piekło.”
„Pytania
od odpowiedzi oddziela czas albo przestrzeń: należy pokonać jakiś odcinek.
Wykonać pracę. Dociera się do tej wiedzy, ale wysiłek zwiększa jej wartość.”
„Wielbienie
Jezusa było jak uświęcenie nas samych, prawda? Uczyniliśmy Bogiem jednego z
nas.”
„Ale
w ciągu życia zmienia się nie tylko potrzeba wolności, zmienia się także jej
rozumienie.”
„Czterdzieści
lat to wiek, kiedy człowiek, przegląda się w lustrze i po raz ostatni dokonuje
podsumowania, zanim będzie za późno na zmianę kierunku w życiu.”
„Bo
to, co złe, zawsze jest małostkowe.”
„Wszystko
ma historię.”
„Potop,
kara za grzechy nadejdzie. Potop to morze, którego poziom się podnosi, a
grzechem jest konsumpcja.”
„Jakie
to pretensjonalne! Oto syn bogacza tkwi samotnie w swoim domku letniskowym i
wydaje mu się, że jest filozofem!”
„(…)
bo bez względu na to, jaką formę przybiera śmierć, rezultat zawsze jest taki
sam (…).”
„Bo
granica między tym, co racjonalne, a tym, co nieracjonalne, jest niemal równie
absolutna jak ta między życiem a śmiercią.”
„Śmierć
to koniec życia, a życie ma charakter biologiczno-materialny.”
„Żyjemy
na ziemi przez pewien czas, potem umieramy i wszystko odchodzi w zapomnienie.
Również dobro.”
„Einstein
wiedział o śmierci równie mało jak pierwsi ludzie zamieszkujący jaskinie.”
W
książce Gwiazda poranna pod powierzchnią codzienności wyczuwamy zarys
tego, co niewyrażalne. Jednak to, co przyziemne, nigdy nie znika z naszego pola
widzenia. Kontrast między jaskrawymi, rozedrganymi promieniami światła a
monotonną płaskością żółtego słońca i błękitnego nieba wydaje się zgrzytem –
czy naprawdę o taką „bezprecedensową jasność” chodziło Knausgårdowi? Jego
wielbiciele mogą powiedzieć, że właśnie o to mu chodzi – że wraz z jasnością
przychodzi prostota. Karl Ove Knausgård pochylił się jeszcze bardziej w tę
niewielką przestrzeń między codziennością a transcendencją, pięknem a nużąco
szarością, w dużej mierze unikając nowatorskiej formy. Oś czasu książki obejmuje
zaledwie dwa dni, a większość tekstu składa się z przyziemnych szczegółów.
Akcja powieści rozgrywa się w okolicach Bergen, w Norwegii. Jest „gorąco jak
diabli”, trawniki są „żółte i spieczone”, a poczucie nadciągającej katastrofy
wydaje się nieuniknione.
Tove,
żona Arnego i artystka, przechodzi załamanie psychotyczne. Kathrine, pastorka,
zaczyna kwestionować swoje letnie małżeństwo. Turid, pielęgniarka, pracuje
nocami na oddziale psychiatrycznym, podczas gdy jej niewierny mąż Jostein pije
i pomstuje na niesprawiedliwy świat. Dziewięcioro narratorów Knausgårda zmaga
się z różnymi kryzysami: alkoholizmem, zawodowym rozczarowaniem, utratą wiary i
rozpaczą. Tymczasem na niebie pojawia się nowa, gigantyczna gwiazda. Czy to
supernowa? Zwiastunka biblijnej apokalipsy? „Coś strasznego miało się wydarzyć”
– myśli Kathrine. „To tylko Armagedon” – mówi Jostein. „Prędzej czy później
musiało nadejść.” Może to mieć związek z dziwnym, agresywnym zachowaniem
zwierząt w Bergen i pojawiającymi się w lasach potwornymi postaciami –
pół-ludźmi, pół-bestiami. Złowrogie niepokoje, złe przeczucia, wizje ognia: czy
naprawdę dzieje się coś złego? Czy umarli powstali z martwych?
Podczas
gdy charakterystyczne dla Knausgårda domowe znaki rozpoznawcze – zmywanie
naczyń, dzieci kłócące się o iPady – pozostają w jego najnowszej powieści
nienaruszone, autor wprowadza również silne elementy grozy oraz podejmuje
wzniosłe tematy religijne. W ten sposób okazuje się zaskakującym mistrzem
niesamowitości. Widzimy pastorkę odprawiającą ceremonię pogrzebową dopiero co
poznanego mężczyzny; martwego dawcę narządów, którego oczy otwierają się na
stole operacyjnym…
Znaczna
część powieści rozgrywa się w przestrzeniach granicznych – między świadomością
a snem, pijaństwem a trzeźwością, życiem a śmiercią. Nasi narratorzy tracą
koncentrację, odbierają rzeczywistość tylko połowicznie. Martwy kociak wydaje
się wciąż ciepły. Ogromny ptak w lesie zdaje się mieć twarz dziecka. Knausgård
stopniowo wprowadza w czytelniku ten sam rodzaj dezorientacji, sprawiając, że
różne wątki fabularne biegną w różnym tempie. W miarę jak coraz bardziej
wymykają się spod kontroli, wszelkie wrażenie równoczesności czy normalnej
chronologii zostaje subtelnie, lecz celowo podważone.
Jak mogą się spodziewać wieloletni fani, pod powierzchnią tej prozy kryje się bogactwo erudycyjnych odniesień – od Biblii i augsburskiej Księgi cudów, przez Nietzschego, Kierkegaarda i Heideggera. Wydaje się, że na twórczość Knausgårda silny wpływ miały również filmy Larsa von Triera, zwłaszcza niepokojący Antychryst oraz apokaliptyczna epopeja depresji Melancholia. Istotnym punktem odniesienia pozostaje także Dante – od językowego echa (upały to oczywiście „Inferno”), po sceny tak przyziemne jak spuszczanie wody w toalecie, gdzie „wszystko wiruje w podziemiach”. W jednym z delirycznych, późnych rozdziałów bohater pije wodę z rzeki Lete i traci pamięć – jak w Purgatorio[1]. I choć kryzys religijny z Boskiej komedii zostaje tu przetransponowany na serię późnokapitalistycznych kryzysów wieku średniego, niektórzy bohaterowie Knausgårda zachowują pokorę wobec nieznanego, uznając przepaść między tym, w co wierzymy, a tym, co wiemy. Na końcu powieści znajduje się długi esej poświęcony wyobrażeniom śmierci w różnych cywilizacjach – pogłębia on zasadniczy temat książki, choć nie w pełni udanie wpisuje się w jej narracyjną strukturę. Jego domniemany autor, sąsiad Arnego, Egil, okazuje się postacią najbliższą metafizycznemu sercu opowieści. To przez niego przemawia ciemniejsze, filozoficzne jądro tej książki: „Ale świat i rzeczywistość to nie to samo; świat to fizyczna realność, w której żyjemy, natomiast rzeczywistość to także wszystko, co o nim wiemy, co myślimy i czujemy. Rzecz w tym, że tych dwóch płaszczyzn absolutnie nie da się od siebie oddzielić. Królestwo śmierci należało kiedyś do rzeczywistości — nigdy jednak nie było częścią świata.”
Taka
materia sugeruje, że książka będzie eksplorować apokaliptyczną serię wydarzeń
lub – jeśli poważnie potraktować biblijne odniesienia – może nawet skoncentruje
się na Dniach Ostatecznych. Choć liczne zwiastuny przerażają lub wprawiają
bohaterów w zakłopotanie, a jawne zło, mogące zwiastować koniec świata,
wprowadza chaos, powieść wydaje się jednak nie tyle zainteresowana samą ideą
apokalipsy, ile świadomie ją zawiesza – raz ogłoszona, zostaje odłożona na czas
nieokreślony (być może do drugiej i trzeciej części trylogii). Raczej, jak
odkrywają czytelnicy Gwiazda poranna obsesyjnie skupia się na mniejszych
procesach rozpadu, wygasania i śmierci: biologicznych, psychicznych i
interpersonalnych, które rządzą naszą egzystencją nawet w pozornie normalnych
okolicznościach. Dzieło Knausgårda, napisane w szczytowym okresie pandemii
COVID-19 i w cieniu alarmujących doniesień o stanie naszej planety, zmusza
czytelnika do przyjrzenia się rozpadowi życia zwierzęcego i naszej zależności
od niego; końcom relacji – zarówno przewidywalnym, jak i niespodziewanym;
kruchości ludzkiego życia w obliczu starzenia się i chorób; a także możliwości
zaniku świadomości. Wszystko to prowadzi do zbliżającego się, choć
nieoczywistego, punktu kulminacyjnego powieści. W Gwieździe porannej
wszystko ma swój koniec.
Powieściowa
gwiazda może być nową Gwiazdą Betlejemską albo ciałem niebieskim inspirowanym
jedną z licznych komet i gwiazd, które w średniowiecznych i wczesnonowożytnych
kronikach uważano za boskie znaki. Po jej pojawieniu się zaczynają dziać się
dziwne rzeczy, jednak życie toczy się dalej. Wszyscy bohaterowie powieści,
którzy dostrzegają gwiazdę, zmagają się z bieżącymi problemami osobistymi lub
zawodowymi – i to właśnie na tych trudnościach skupia się fabuła. Z
realistycznymi (a być może częściowo autobiograficznymi) szczegółami, momentami
ocierającymi się o autofikcję, Knausgård opowiada o doświadczeniach dziewięciu
postaci reprezentujących różne aspekty społeczeństwa, choć w rzeczywistości są
one do siebie bardziej podobne, a wiele z nich łączy przynajmniej symboliczny,
„knausgårdowski” związek z kulturą lub sztuką. Wśród bohaterów znajdziemy
profesora literatury i jego żonę, malarkę; pastorkę z Kościoła Norwegii; młodą
opiekunkę w przedszkolu i rockmana po godzinach; studentkę, która porzuciła
studia i pracuje w supermarkecie; pielęgniarkę na oddziale chirurgicznym;
salową w szpitalu psychiatrycznym; nieudanego dziennikarza; kustosza muzeum; młodą
matkę; a także skonfliktowanego dokumentalistę. Czy to z wyboru, czy z
konieczności, pojawienie się gwiazdy sprawia, że wszyscy próbują na nowo
zrozumieć lub przewartościować swoje miejsce w świecie, innymi słowy: próbują
pogodzić się z rolami społecznymi i rodzinnymi, które przyjęli lub w których
się znaleźli. Nawet jeśli są szczęśliwi, lub przynajmniej wierzą, że są,
wszyscy wydają się niepokojąco oddzieleni od innych, wyobcowani, niezdolni do
komunikowania się ani ze sobą, ani z kimkolwiek innym.
Jak
pokazał Bastion Stephena Kinga (1978), tylko odmieńcy mogą mieć ogromny
potencjał literacki jako postaci z „krwi i kości”, zwłaszcza w krajobrazie,
który nagle stał się apokaliptyczny. A jeśli gwiazda wydaje się mniej istotna w
swoim pierwszym przejawie, przytłoczona ciężarem i tak już niestabilnej
egzystencji bohaterów, to to narracyjne „zlekceważenie” fantastyki również
okazuje się celowe, jest to jeszcze jedna manifestacja autorskiej
zarozumiałości, być może nawet godna samego Kinga. Można powiedzieć, że łatwiej
jest opowiedzieć o procesie, w którym metafizyka czy system przekonań bohatera
zostaje wywrócony do góry nogami, jeśli jego codzienne, „normalne” problemy
skutecznie uniemożliwiają mu oddawanie się bardziej metafizycznym refleksjom.
To mniejsze ryzyko niż zaczynanie od współczesnego Jana z Patmos[2], który od
lat czekał na znak z nieba i tylko czekał, aż coś takiego się wydarzy. Podobnie
jak jego poprzednik, Knausgård nie spieszy się z opowiadaniem tych
„zwyczajnych” historii, ale w przeciwieństwie do niego wielokrotnie skłania
czytelnika do zastanowienia się, czy gwiazda w ogóle ma jakikolwiek wpływ na
bieg niespokojnego życia bohaterów. Aby to podkreślić, dzieli książkę na dwie
części: Pierwszy dzień i Drugi dzień, wprowadzając strukturalny
podział, który zmusza czytelnika do zestawienia pojawienia się gwiazdy z
bardziej przyziemnymi wydarzeniami. Jednocześnie jednak autor konsekwentnie
odmawia zasugerowania wyraźnego związku przyczynowo-skutkowego między gwiazdą a
dziwnymi zwrotami akcji. Można odnieść wrażenie, że te dwa dni mogłyby przebiec
dokładnie tak samo, nawet bez żadnej niebiańskiej ingerencji.
Wróćmy
do naszych bohaterów. Arne, profesor literatury, spędza wakacje z córką,
synami bliźniakami i żoną Tove w ich letnim domu na wybrzeżu. Bezskutecznie
próbuje pracować nad książką. Tove, artystka, znajduje się w szponach psychozy,
która wciąż się pogłębia. W ciągu dwóch dni w makabryczny sposób zabija dwa
koty. Arne ukrywa ich śmierć, nie mogąc, a może nie chcąc się do niej przyznać.
Sam zaczyna się gubić w swoim życiu – zostawia dzieci, udaje się na całonocną
wyprawę do lasu, rozbija samochód i uświadamia sobie, że musi zawieźć żonę do
szpitala psychiatrycznego. Katherine, pastorka przepełniona
wątpliwościami na temat swojego małżeństwa, wraca z konferencji Towarzystwa
Biblijnego w Oslo, gdzie spotkała się z przyjaciółmi ze studiów – tylko po to,
by pod wpływem impulsu zdecydować, że nie wróci do domu, do męża i dzieci.
Spędza samotną noc w hotelu. Jej mąż staje się coraz bardziej podejrzliwy.
Zrozpaczona, rozważa odejście, podczas gdy w ramach obowiązków zawodowych
wygłasza mowę pogrzebową nad ciałem człowieka, który – jak podejrzewa – mógł
być mężczyzną, którego spotkała w samolocie w drodze do domu. Solveig,
pielęgniarka, spędza czas, opiekując się swoją starszą, niepełnosprawną matką,
która drugiego dnia doznaje poważnego upadku i wydaje się być bliska śmierci.
Co gorsza, po tym jak pacjent po udarze zostaje uznany za osobę ze śmiercią
mózgu, Solveig zostaje wezwana do pomocy zespołowi transplantacyjnemu przy
pobraniu jego narządów – i odkrywa, że pacjent wciąż żyje. Jostein,
dziennikarz kryminalny zdegradowany do działu Sztuki i Kultury w lokalnej
gazecie, przez pierwszą noc pije, śledząc malarkę, którą skrytykował w gazecie.
Coraz częściej traci przytomność. Zamiast wrócić do domu, otrzymuje wiadomość o
makabrycznym morderstwie i rusza w pogoni za sensacją dziennikarską. Tymczasem
jego żona, Turid, pracuje na nocną zmianę w domu pomocy społecznej.
Chora na astmę, zmartwiona sytuacją w domu i szukająca wsparcia, przypadkowo
pozwala uciec agresywnemu pacjentowi. Następnego dnia dowiaduje się, że w domu
wydarzyło się coś strasznego. Egil, niespełniony dokumentalista i syn
bogatego dewelopera, siedzi w swojej letniej chatce, pisze, pali, pije i czyta.
W ciągu dwóch dni ta najbardziej knausgårdowska z postaci zostaje nagle
obarczona problemami innych ludzi – czymś, czego desperacko stara się uniknąć.
Horror,
którego doświadczają bohaterowie, to horror kryzysów wieku średniego,
nadużywania substancji psychoaktywnych, chorób psychicznych, dysfunkcyjnych
związków, okropnych miejsc pracy i okazjonalnych, nieoczekiwanych spotkań ze
zmianami klimatycznymi. Życie bohaterów mogłoby wyglądać tak samo, nawet gdyby
gwiazda się nie pojawiła. Ponieważ ich ciągłe problemy ją poprzedzają, można
powiedzieć, że jeśli ma jakikolwiek wpływ na ich doświadczenia, to tylko po to,
by spowodować dodatkowe, choć niezwiązane z nią cierpienie. A jednak nastrój,
który przenika powieść, to nastrój strachu – i gwiazdy nie można całkowicie
pominąć. Wiele małych i dużych odchyleń od normy, których doświadczają
bohaterowie, ma miejsce równocześnie, właśnie w chwili, gdy gwiazda wznosi się
na niebie. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że wszystkie te mniej lub
bardziej przyziemne problemy wydają się mieć wspólny mianownik: dosłowną lub
symboliczną konfrontację ze śmiercią.
Choć
dla każdego z bohaterów istnieją racjonalne powody, by taka konfrontacja
nastąpiła właśnie teraz, w powieści Knausgårda racjonalne wyjaśnienia szybko
okazują się niewystarczające. Tak wiele śmierci naraz – to przytłacza. Śmierć
przenika krajobraz zarówno w sposób subtelny, jak i jawny. Od zmarłego
mężczyzny pochowanego przez Katherine, którego śmierć wydaje się niemożliwa i
niewytłumaczalna, zważywszy na jego równoczesną obecność w mieście przez
klinicznie martwego pacjenta, którego klatka piersiowa zostaje rozcięta, by
pobrać organy – lecz który w tajemniczy sposób odzyskuje życie w trakcie
zabiegu: aż po martwego kota zabitego przez Tove, o którym Arne zdaje się
myśleć, że odmawia pozostania martwym. Dla postaci, która strzela do siebie,
ale nie może umrzeć, i dla tych, które widzą zmarłych – klasyczny chwyt
narracyjny – śmierć staje się dziwna, irracjonalna, groteskowa, melodramatyczna
i wszechobecna. W miarę jak ten motyw się rozwija, irracjonalne elementy fabuły
zaczynają ją przytłaczać.
Wydaje
się, że Knausgård chce, by czytelnik zastanowił się, czy gwiazda jest w jakiś
sposób odpowiedzialna za te dziwne zdarzenia – nawet jeśli w pewnym sensie
odrzuca jej symboliczne znaczenie, spychając je do krótkich wzmianek, by skupić
się raczej na tym, co takie chwile bliskości ze śmiercią mogą nam powiedzieć o
samej śmierci jako procesie. Słusznie zakłada chyba, że nie można opowiadać o
końcu świata – z całym jego religijnym, moralnym i filozoficznym ciężarem – bez
uprzedniego zastanowienia się, co taki koniec oznacza właśnie w tych
kategoriach. A także bez zbadania szerszego zagadnienia: jak współcześnie
postrzegamy śmierć.
Wydaje
się, że aby naprawdę opowiedzieć koniec świata, trzeba najpierw zrozumieć, czym
dla nas jest samo zakończenie, zarówno w sensie zbiorowym, jak i indywidualnym,
i spróbować nadać śmierci jakiś sens. Niemniej jednak, mimo że Knausgårdowi
udaje się uchwycić różne doświadczenia związane ze śmiercią – niektóre
makabryczne, inne żałosne, a jeszcze inne głęboko poruszające, nie do końca
udaje mu się zgłębić, czym właściwie jest umieranie, ani nadać mu wyraźnego
znaczenia. Być może właśnie po to, by wybrnąć z tego impasu, podejmuje próbę
bardziej bezpośredniego zmierzenia się ze śmiercią w czymś, co można uznać za
trzecią część książki: filozoficznym eseju O śmierci i umarłych,
napisanym przez Egila, niespełnionego dokumentalistę. Jednak nawet tam
odpowiedź na pytanie, jak rozumieć śmierć, pozostaje niepełna i nie do końca
przekonująca. Esej kontynuuje szereg wątków narracyjnych, z których żaden nie
jest łatwy do pogodzenia, ale ogólnie rzecz biorąc, wysuwa dwa twierdzenia.
Pierwsze z nich głosi, że śmierć została przez ludzkość źle zrozumiana, a w
istocie stanowi ewolucyjny mechanizm przynoszący korzyści zarówno gatunkowi,
jak i całej planecie. „To śmierć umożliwiła rozwój. A właśnie ten rozwój
umożliwił nasze istnienie. Jesteśmy równie niekonieczni jak śmierć i – bez
względu na to, jak dziwnie to zabrzmi – nasza obecność tutaj jest mocniej
związana ze śmiercią niż z życiem” – pisze Egil. „To śmierć nas stworzyła”.
Dla
Egila przetrwanie gatunku zawsze łączy się z jego przeciwieństwem – z
niemożnością przetrwania, tak jak rozmnażanie się członków gatunku zawsze
pociąga za sobą jego odwrotność – niepowodzenie w reprodukcji. Czy słuszne jest
twierdzenie, że to właśnie porażki są w istocie tym, co napędza sukcesy?
Podążając za tą nieortodoksyjną ideą, Egil argumentuje dalej, że nasza
świadomość ewoluowała równolegle ze świadomością własnej śmiertelności – że
bycie świadomym oznacza bycie świadomym śmierci. Na zakończenie sugeruje, że w
miarę jak ludzkość będzie czynić postępy w medycynie i technologii, dojdziemy
do momentu, w którym śmierć przestanie istnieć. Wówczas, jak twierdzi, ludzie
będą musieli zmierzyć się z załamaniem procesu ewolucyjnego, a także – biorąc
pod uwagę, że człowiek definiuje się w odniesieniu do swego kresu – z nowym
problemem: nieśmiertelnością świadomości.
W
tym samym czasie książka podejmuje inne pytanie Egila: co by było, gdybyśmy
zgodzili się ze starożytnymi, że śmierć nie oznacza całkowitego wyginięcia,
lecz przejście do innej formy istnienia? Gdybyśmy przyjrzeli się temu bliżej,
uprawomocniając osobiste, pozornie irracjonalne doświadczenia – czy moglibyśmy
to dostrzec? Tak, odpowiada Knausgård. Dziwnym trafem książka zakłada, że
klasyczny półświat może rzeczywiście istnieć – przynajmniej w jakiejś mentalnej
formie. W trakcie powieści jeden z bohaterów udaje się tam w podróż, gdzie
spotyka zmarłych, pije z rzeki Lete i ma trudności z powrotem, co stanowi
swoiste powtórzenie mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Książka sugeruje, że życie
pozagrobowe, czy to chrześcijańskie, pogańskie, czy panteistyczne, naprawdę
istnieje. Znaków jest wiele. Bogowie i potwory przenikają do banalnej
teraźniejszości powieści, przynosząc ze sobą rytuały i biblijne rozmazy krwi,
choć Knausgård unika jednoznacznego zdefiniowania, czym te istoty są. Zmarli –
pacjenci po przeszczepach, dzieci, dawno pogrzebani ojcowie i matki – również
zaczynają powracać, częściowo lub całkowicie.
***
W
książce pojawia się również wątek polski. Jeśli ktoś wątpi, że świat nie
interesuje się tym, co dzieje się w Polsce, to jest w błędzie. Autor nawiązuje
do rządów Zjednoczonej Prawicy w 2018 roku oraz do głośnej ustawy o IPN, a
konkretnie do artykułu 55a, który przewidywał kary grzywny lub do trzech lat
więzienia za przypisywanie narodowi polskiemu lub państwu polskiemu
współodpowiedzialności m.in. za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką.
Jeden z bohaterów Sverre mówi: „Przyjęli ustawę, na podstawie której
wymienienie Polski w powiązaniu z nazistowskimi obozami zagłady jest karalne
(…). Kontrolowanie historii stanowi chyba element budowania tożsamości
narodowej.”
[1] „Purgatorio" to druga część Boskiej komedii
Dantego Alighieri. Po polsku nazywa się Czyściec.
[2] Klasztor Świętego Jana Teologa (gr. Μονή
του Αγίου Ιωάννου του Θεολόγου) – prawosławny klasztor leżący na greckiej
wyspie Patmos, w miejscu w którym, jak się sądzi, Jan Teolog miał wizje spisane
w księdze Apokalipsy. Miejsce jest czczone zarówno przez wyznawców prawosławia,
jak i katolików.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz