13 września 2025

Wilki z lasu wieczności

 

„Wilki z lasu wieczności”

Karl Ove Knausgård

Autor/ Norweski pisarz i eseista. Studiował historię sztuki oraz literaturoznawstwo na Uniwersytecie w Bergen. Obecnie mieszka w Szwecji. Jako prozaik zadebiutował powieścią Ute av verden (W świat, 1998). Jego druga powieść En tid for alt (Jest czas na wszystko, 2004) nominowana była do nagród Rady Nordyckiej oraz Dublin Literary Award. Sławę międzynarodową i rozgłos medialny przyniósł mu tom pierwszy cyklu zatytułowanego Min kamp (Moja walka). Książka, która była początkiem sześciotomowego, ukończonego w roku 2011 cyklu, została entuzjastycznie przyjęta przez czytelników i krytyków. Szybko stała się też bestsellerem w Norwegii, w całej Skandynawii i na świecie, przetłumaczona na wiele języków, m.in. na niemiecki, włoski, angielski. W 2022 roku ukazała się w Polsce powieść Gwiazda poranna, a w obecnym kolejny tom tej trylogii, czyli Wilki z lasu wieczności.

Tłumaczenie/ Iwona Zimnicka

Tytuł oryginału/ nov Ulvene fra evighetens skog

Tematyka/ Wilki z lasu wieczności to opowieść bardzo kameralna, przywodząca na myśl pompatyczne słowo „przeznaczenie”: pewien sen prowadzi do odkrycia, które w końcu połączy po latach nieznające się wcześniej, żyjące w dwóch różnych miejscach świata rodzeństwo. Knausgård nie rezygnuje przy tym z ulubionej drobiazgowości w opisywaniu najbardziej banalnych wydarzeń; w Wilkach z lasu wieczności funduje na przykład opis spożywania jajka. Dlaczego? Ponieważ rzeczy niezwykłe dzieją się tu w tle śniadań. Opowieść biograficzną autor traktuje tym razem jako matrycę dla postaci i wątków w prozie; świat Syverta, bohatera Wilków z lasu wieczności, to przecież ta sama szara Norwegia lat 80., z zupą kalafiorową w proszku i monotonią życia, urozmaiconą czekaniem na nowe płyty.

Główny motyw/  Książka Wilki z lasu wieczności obraca się wokół dwóch biegunów. Z jednej strony poznajemy Syverta, nastolatka, który w 1986 roku zostaje zwolniony z norweskiej służby wojskowej. Z drugiej strony mamy Alewtynę, profesor biologii, funkcjonującą trzy dekady później w intelektualnych kręgach putinowskiej Rosji. Syvert znajduje zatrudnienie jedynie jako przedsiębiorca pogrzebowy. Jego matka, wdowa, jest śmiertelnie chora. Życie na norweskiej prowincji, jak dobrze wiedzą czytelnicy Knausgårda, potrafi być surowe i ponure. Pewnego dnia Syvert natrafia na paczkę listów zaadresowanych do zmarłego ojca, od jego wieloletniej kochanki ze Związku Radzieckiego. Potrzeba lat, by przetworzyć ten szok. W końcu, już jako dorosły mężczyzna, Syvert pisze na adres nadawcy. Wkrótce okazuje się, że ma dawno zaginioną przyrodnią siostrę Alewtynę.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czy istnieje jakieś wspomnienie, które nie potwierdza czegoś, co się wydarzyło? Oczywiście, że nie, bo ten kto wspomina, jest cały zbudowany ze wspomnień, które potwierdzają, to one tworzą jego albo ją.”

„Świat istnieje poza nami, jest czymś, w czym się znajdujemy. Ale to, że możemy go widzieć, oznacza, że istnieje w nas.”

„(…) karmienie słabych dusz tak nierealistycznymi nadziejami [życie po śmierci] powinno być zabronione, podobnie jak zabronione jest twierdzenie, że chorzy na raka wyzdrowieją po zaaplikowaniu wywaru z popiołu.”

„Wariaci też są ludźmi. Niektórzy nawet dobrymi.”

„Nie można stracić czegoś, czego się nie miało.”

„Czasami prawda bywa tak oczywista, że niepotrzebne są argumenty.”

„Śmierć jest równie naturalna, jak wszystko na świecie.”

„Mózg nie jest abstrakcją, chociaż myśli, które w nim powstają, są abstrakcyjne.”

„Właśnie to się zmieniło. Zniknęła przyszłość i zaczęła się wieczność. To, co nazywałaś polityką, stało się tym, co nazywałaś religią. W takim rozumieniu, że to polityka zarządza tym, co niezmienne. I czeka na nieśmiertelność.”

„Już nie tylko Kościół mówi o życiu wiecznym. Nauka też się tym zajmuje.”

„Artysta nie może być przeciętny. To niemożliwe. Jak zatem wyjaśnić fakt, że świat jest pełen przeciętnych artystów? W sukurs przychodzi nam psychologia. Chodzi o mechanizmy obronne, projekcję, samooszukiwanie się. Żaden artysta, nawet spośród tych nielicznych, którzy są dobrzy, nie jest od nich wolny.”

„Właściwie nie istnieje jedna historia. Są tylko jej wersje.”

„Język opisujący świat nie jest światem.”

„Największa różnica między ożywionym a nieożywionym polega na tym, że ożywione jest napędzane od wewnątrz, natomiast nieożywionym kieruje się z zewnątrz.”

„Przesądy mogą być ciekawe w perspektywie psychologicznej czy socjologicznej, ale nie same w sobie, same w sobie są tylko bezradne i głupie.”

„Problem z językiem polega na tym, że język wszystko antropomorfizuje.”

„Wszystko, co żyje, posiada wolę życia. Może właśnie na tym polega życie, na woli.”

„Co jest gorszego: być całkowicie ignorantem, ale znajdować się w świecie, czy zastanawiać się nad wszystkim i być poza światem?”

„Nie wszyscy potrafią być kochani.”

„Wszyscy nosimy w sobie śmierć.”

„Życie wieczne ma w sobie mglistość i kojarzy się z duchem, a nie z mięśniem sercowym, ciśnieniem krwi, płucami, wątrobą, włosami i paznokciami.”

„Kosmos jest czarny, zimny i wieczny. Kosmos to śmierć.”

„Nie możemy wybrać sobie życia, to życie wybiera nas.”

„Szczęście nie polega na tym, że dostaje się to, czego się pragnie. Szczęście jest wtedy, gdy dostajemy to, czego nie pragniemy, i uczymy się to cenić.”

„Należy do osób, które uśmiechają się ustami, ale uśmiech nie dociera do oczu.”

Rok 1986. Dziewiętnastoletni Syvert wraca do rodzinnego domu w małym norweskim miasteczku po odbyciu służby wojskowej. Maradona właśnie stał się bogiem futbolu, Rambo króluje w wypożyczalniach wideo, a młodzi ludzie bez pracy snują się po ulicach – stopa bezrobocia osiąga niepokojące poziomy. Nad Europą zawisa cień – eksploduje reaktor w Czarnobylu. O Czarnobylu mówi się w wiadomościach. Syvert słucha, choć nie zawsze z uwagą – w radiu, w telewizji, w rozmowach dorosłych padają nowe słowa: promieniowanie, skażenie, jod, strefa wykluczenia. Zastanawia się, czy promieniowanie to tylko zagrożenie, czy może także siła, która wyjaśnia sens życia. A może potrafi wyleczyć raka jego matki?

Nosząc w plecaku Zbrodnię i karę Dostojewskiego, którą otrzymał od pastora, oraz odnalezione w garażu listy po rosyjsku, Syvert czuje, że historia zaczyna mówić do niego innym głosem. Listy na norweski przetłumaczył mu lokalny pisarz, Terje Krag, w zamian za obietnicę, że Syvert przeczyta powieść Dostojewskiego. Powodu tej prośby Krag nie wyjaśnił. Na początku chłopak czytał powieść bez pośpiechu, wieczorami, po trochu. Czasami jednak lektura dostosowuje się do tempa rzeczywistości. Jakby na coś czekał. Jakby czekał na nas. Kilka stron dalej od bohatera Dostojewskiego, Raskolnikowa, Syvert już wie, o co mu chodzi, a mimo to nie przestaje czytać. Jakby zapraszał nas, byśmy zrobili to samo z jego własną historią.

Książka liczy aż 900 stron, co czyni ją o co najmniej 400 stron za długą. Czytelnik musi zmagać się z rozwlekłymi akapitami skrajnego naturalizmu, pełnymi szczegółowych opisów codziennych czynności, takich jak gotowanie, branie prysznica, granie w piłkę nożną, słuchanie muzyki, rozmowy o smakach lodów czy picie kawy z przypadkowo napotkanym kolegą. Bezrobotny i planujący zapisać się na uniwersytet, choć nigdy mu się to nie udaje, Syvert opiekuje się swoim dwunastoletnim bratem Joarem, gdy ich matka zapada na ciężką chorobę. Znajduje tymczasową pracę jako przedsiębiorca pogrzebowy, jednocześnie niezdarnie próbując uwieść pozornie niedostępną Lisę. Żywi się głównie mrożonymi burgerami wołowymi. Kiedy przypadkiem trafia na listy pisane po rosyjsku i wysyłane do jego zmarłego ojca, z których wyłania się obraz pozamałżeńskiego romansu, zarysowuje się główny dramat tej części powieści. Drobiazgowość narracji nie tyle buduje świat przedstawiony, co obciąża go nadmiarem banałów. Możliwe, że jest to celowy zabieg autora, który ma na celu pokazanie, że śmierć czeka spokojnie za zwykłymi codziennymi czynnościami. „Śmierć jest równie naturalna, jak wszystko na świecie.” Mimo to czytelnicy nie powinni być całkowicie rozczarowani – pod powierzchnią codzienności kryje się historia o żałobie, dojrzewaniu i potrzebie zrozumienia przeszłości.

Śmierć jest dominującym tematem w Wilkach z lasu wieczności. Śmierć ojca Syverta, śmierć matki Alewtyny, zastrzelony przez Joara kruk, badania nad możliwością odwrócenia śmierci lub pogodzenia się z jej nieuchronnością, pierwsze zetknięcie z martwym ciałem, śmierć jako warunek życia, praca w charakterze przedsiębiorcy pogrzebowego… Co więcej, ważnym motywem w książce są sny oraz pomysł, że w śnie możemy doświadczać przebłysków mądrości lub wglądu w ukryte aspekty naszej egzystencji. To właśnie sen jednego z głównych bohaterów, Syverta, prowadzi go do odkrycia listów miłosnych jego ojca. Jak napisał Heraklit z Efezu w „Zdaniach” o tym, że dotykamy umarłych we śnie: „Człowiek krzesze światło w nocy, kiedy wzrok mu gaśnie. Żywy dotyka umarłych we śnie, budząc się, przypomina śpiącego.”

Wilki z lasu wieczności to powieść rzadko spotykana we współczesnej literaturze. Z głęboką prozą, ścisłą narracją i epickim rozmachem krąży wokół klasycznych tematów filozoficznych: choroby, śmierci, wolności i ludzkiej świadomości. W pierwszej, obszernej części powieści śledzimy strumień świadomości Syverta Løyninga. Nasze pierwsze wrażenie nie jest pozytywne:  Syvert sprawia wrażenie apatycznego, leniwego, niedojrzałego i raczej niesympatycznego. Kłóci się z owdowiałą matką, upija się, nieudolnie próbuje uwodzić dziewczyny, gra w piłkę nożną. Jednak w miarę upływu czasu obserwujemy subtelne przemodelowanie jego myśli i zachowań. Syvert coraz mocniej angażuje się w relację ze swoim młodszym bratem Joarem, który wydaje się być w spektrum autyzmu. Zaczyna też lepiej rozumieć swoją matkę i pomagać jej w codziennych obowiązkach. Po intensywnym, niemal objawieniowym śnie zaczyna rozmyślać nad śmiercią ojca, odblokowując tłumiony żal i zadając pytania, które prowadzą do poszukiwania prawdy o człowieku, którego właściwie nigdy nie poznał. Technika Knausgårda polega na skrupulatnym ukazywaniu rozwoju postaci poprzez szczegółowy zapis ich myśli, działań i doświadczeń. Podobnie jak u Prousta, jego dygresyjna, kontemplacyjna narracja wciąga i dla niektórych może stać się wręcz uzależniająca. 


Pytania, które stawia Syvert, świadczą o zdolności Knausgårda do uchwycenia czegoś głęboko zakorzenionego w ludzkiej świadomości. Jego postaci nie są spójnymi jednościami, lecz przypominają chaotyczne i wielowymiarowe istoty, jakie spotykamy w rzeczywistości. Nie są konstruowane jako całkowicie wolne jednostki, raczej kształtowane subtelnie przez innych ludzi, doświadczenia i społeczne uwarunkowania. Często same nie rozumieją motywów swoich działań. Tak dzieje się, gdy Syvert bez ostrzeżenia uderza w brzuch piłkarza z przeciwnej drużyny, uświadamiając sobie, że rywal z numerem siedem przewyższa go umiejętnościami. Pewne impulsy i reakcje pozostają poza zasięgiem świadomego umysłu. A jeśli nie jesteśmy w stanie w pełni poznać samych siebie, to jak wiele możemy wiedzieć o innych? Joar, młodszy brat Syverta, również pozostaje w pewnym sensie zagadką. Można dostrzec u niego cechy sugerujące, że znajduje się w spektrum autyzmu. Choć wyraźnie postrzega rzeczywistość inaczej, relacja między braćmi, pełna czułości i wzajemnego zrozumienia, porusza swoją autentycznością. Knausgård przez całą powieść bada konsekwencje drobnych zmian w ludzkiej percepcji. Dziewiętnastoletni Syvert nieustannie doświadcza świata z poczuciem zdumienia, a nawet oszołomienia. Ta świeżość spojrzenia, chwiejna, ale szczera, nadaje jego wewnętrznej przemianie wyjątkową siłę.

Przez całą powieść Knausgård śledzi konsekwencje zmian w ludzkiej percepcji. Na przykład Syvert regularnie wyraża zdumienie i oszołomienie otaczającym go światem. Typowa refleksja brzmi: „Mamy taką pewność co do tej kolejności. Zima, wiosna, lato, jesień. Ale skąd ta kolejność się bierze? Pewnie zależy od odległości Słońca od Ziemi.” Natomiast Joar zadowala się mechanicznym wyjaśnieniem tego zjawiska – dalsze pytania o sprawczość i znaczenie po prostu nie przychodzą mu do głowy. Syvert uważa jednak, że czysto naukowe wyjaśnienie jest niewiarygodne w prawdziwym tego słowa znaczeniu i prowadzi do dalszych pytań: dlaczego istnieje życie? Jak powinniśmy myśleć o wszechświecie? Jak powinniśmy się do tego odnieść? Nie są to pytania, na które można odpowiedzieć za pomocą faktów naukowych – należą one do zupełnie innego porządku. To, czy mają one znaczenie, wydaje się jednak zależeć od percepcji i temperamentu. Nastoletni Syvert wykazuje uważność i otwartość na świat, co generuje doświadczenia zachwytu, ale te doświadczenia wydają się dziwnie nieobecne w jego późniejszym życiu. Myśliciele tak różni jak Martin Heidegger, Simone Weil i Thich Nhat Hanh zgodnie podkreślali, że to poczucie intymności ze światem wymaga aktywnego pielęgnowania – i że ma ono istotne konsekwencje dla indywidualnego doświadczania rzeczywistości.

Wątki te zostają podjęte na poważnie w drugiej (głównej) części powieści, której akcja toczy się trzydzieści lat później. Tym razem poznajemy świadomość Alewtiny, profesor biologii mieszkającej w putinowskiej Rosji, która podróżuje z synem, aby odwiedzić chorego ojca. Ta część opowiedziana jest w bardziej klasycznym, literackim stylu, a Alewtina snuje długie, dygresyjne refleksje na temat swojego życia i kariery – coś pomiędzy esejem a pamiętnikiem. Podczas podróży Alewtina wspomina lata spędzone na uniwersytecie, które postrzega jako świadome zerwanie ze światem filozofii i literatury ojca – wybór dokonany po to, by skupić się na bardziej „jasnym i konkretnym” świecie nauki. To rozgraniczenie zostaje jednak niemal natychmiast zakwestionowane przez spekulatywne rozważania Alewtiny na temat wrażliwości drzew. Rozmyślając o ewolucji, nie potrafi uwolnić się od poczucia, że natura przemawia „tajemnymi językami, kodami, dziwnymi formami poznania” – wyrażając zdumienie, które ociera się o mistyczne doświadczenie. Ale nauka, jak przypomina sobie Alewtina, jest przestrzenią chłodnego, racjonalnego myślenia, nie mistycyzmu. Jej wspomnienia zmierzają do punktu krytycznego, w którym musi dokonać wyboru między narastającą, quasi-mistyczną wrażliwością a rygorystycznymi wymaganiami naukowego redukcjonizmu.

Podczas wykładu Alewtina karci studenta, który przerywa jej wystąpienie, krytykując naukową pewność Thomasa Nagela. Mając dostęp do jej najskrytszych myśli, wiemy jednak, że jest hipokrytką – w rzeczywistości pociąga ją pogląd Nagela, zgodnie z którym cała nauka ostatecznie wyznacza granice ludzkiej percepcji i świadomości. Kilka godzin po wykładzie, w rozmowie z koleżanką Wasią, z zaciekawieniem słucha opowieści o Nikołaju Fiodorowie – człowieku będącym połączeniem pustelnika, filozofa i bibliotekarza. Pod koniec XIX wieku pracował on w Muzeum Rumiancewa i wierzył, że cała ludzkość powinna współdziałać, wykorzystując wszelkie dostępne środki, aby doprowadzić do zmartwychwstania wszystkich ludzi, jacy kiedykolwiek umarli. Uważał, że aby ocalić ludzkość, trzeba całkowicie wyrugować śmierć ze świata, a zatem nie tylko ocalić żywych, lecz także wskrzesić umarłych.

To portret kobiety wewnętrznie rozdartej, rozciągniętej między biegunami poezji, filozofii, nauki i duchowości. Choć stara się wcielić w postać świeckiej racjonalistki lekceważącej ideę Boga, jej wewnętrzne życie podlega napięciu między sprzecznymi siłami, dramatyzowanemu przez otaczające ją osobowości. Jej historia opowiada o kimś, kto próbuje zjednoczyć te różnorodne elementy jej samej – proces, który jej ojciec opisuje podczas jednej z rozmów: „Dopiero po czterdziestce moje życie stało się życiem… Wcześniej istniały tylko możliwości, to, co potencjalnie mogło się stać. A to przejście od życia wśród możliwości do życia w tym, co istniało naprawdę, sprawiało mi ból.” Jej syn, Sewa, jest zmysłowy i poszukuje przyjemności, żyje chwilą, a jednocześnie wydaje się obojętny na świat wokół siebie. Jej ojciec stanowi jego przeciwieństwo – ceni abstrakcyjną wiedzę humanistyczną, którą Alevtina uważa za zbyt oderwaną od konkretnej rzeczywistości. Widzimy też, że ma trudności w nawiązywaniu relacji z ludźmi, ale jednocześnie posiada dostęp do pozaziemskiej sfery muzyki, głęboko odpornej na redukcjonistyczne sposoby myślenia. Przyjaciółka Alewtiny, Wasia, może wydawać się chaotyczna i dziecinna, lecz potrafi tworzyć poruszającą poezję i głęboko wnikliwe eseje. Jest jak alternatywna wersja ojca Alewtiny – podobnie związana ze sztuką i humanistyką, ale dodatkowo zdolna do utrzymywania szczególnej, radykalnej bliskości ze światem. Jest przebudzona na życie w sposób, w jaki jej ojciec nie jest. W tle pojawiają się postaci drugoplanowe: matka Alewtiny – łagodna, kochająca, otwarta, lecz pozornie niepoznawalna; jej brat Sasza – alkoholik, który nie potrafi poradzić sobie z rzeczywistością, prawdopodobnie z powodu dziecięcej traumy związanej z ojcem; Jura – stary znajomy ze studiów, dziś raczej nudny biznesmen, którego Syvert zdaje się powielać w średnim wieku. Te postacie pozwalają Knausgårdowi badać, w jaki sposób różni ludzie doświadczają i przetwarzają rzeczywistość oraz jak kształtuje to ich stosunek do wszechświata. Nie jest to jednak jego jedyny temat. Pisarza interesuje także, na ile zdeterminowani są jego bohaterowie: czy jesteśmy całkowicie wolni w kształtowaniu samych siebie, czy też uwięzieni w genetycznym dziedzictwie rodziców. Zastanawia się nad wrażliwością roślin i innych form życia, nad tym, co sprawia, że materia staje się żywa, oraz jak rodzi się świadomość. Chce zrozumieć impuls religijny – i pokazuje, jak po stłumieniu w świeckim społeczeństwie może on powracać w nowych formach, na przykład w marzeniach o życiu wiecznym czy ideach „leczenia śmierci” wysuwanych przez transhumanistów.

W pierwszej części Karl Ove Knausgård porusza temat śmierci. Epoka postnowoczesna z jednej strony tak wyolbrzymia lęk przed śmiercią, że aż do przesady skrywany jest w praktyce społecznej, do przesady „wymywany” ze świadomości. To się objawia choćby w nieposyłaniu dzieci do tych, którzy umierają w hospicjach czy gdzieś w szpitalach. Nie zabiera się ich także na pogrzeby. Polityczna poprawność uznała nadto, że świadomość śmierci może zranić psychikę dziecka. Z drugiej strony dokonuje się więc w jej imię na przykład cenzurowania baśni. Te same bowiem kultury, które tak lękowo podchodzą do umierania, jako czegoś nieestetycznego, niehigienicznego i szkodliwego dla psychiki, promują śmierć na ekranie, chłodnym okiem kamery patrzą na umierających i trupy. Te same kultury produkują gry, w których leje się krew i ma się kilkanaście żywotów. Popkultura, która przynależy do tego świata, bardzo żywi się śmiercią. Fascynują ją zombies, wampiry.  W drugiej części mamy pokazaną próbę przedłużenia życia. Jedna z bohaterek mówi: „Już nie tylko Kościół mówi o życiu wiecznym. Nauka też się tym zajmuje.” Transhumanizm, podobnie jak religia, nakazuje stosować się do rygorystycznych zasad, obiecując w nagrodę życie wieczne. Dieta, sport, medytacja, zażywaj smart drug (substancje pobudzające), bierz zimny prysznic, bezwzględnie eliminuj wszystko co cię rozprasza na drodze do stanu skupienia. Transhumanizm chce wyzwolić człowieka z jego skończoności i śmiertelności. Nie dostrzega tego, że człowiek posiada godność nawet w swej niedoskonałości. Myślenie transhumanistów jest kwintesencją myślenia oświeceniowego. Jest to wizja, w której człowiek kontroluje wszystko dookoła, naturę, a także siebie – własne życie i zdrowie.

Recenzję warto zakończyć słowami Mariny Cwietajewej:
Czym byś wilka nie karmił, zawsze na las spogląda. Wszyscy jesteśmy wilkami z przepasanego lasu Wieczności. Cwietajewa pisze tu o czasie – o przeszłości, przyszłości, teraźniejszości i wieczności. Wilki z lasu wieczności to powieść, która celebruje złożoność i niejednoznaczność, a zarazem stanowi medytację nad najgłębszymi pytaniami o sens ludzkiego życia i nieuchronność śmierci. Pod tym względem bliżej jej do dzieł Dostojewskiego i Prousta niż do współczesnej prozy. Jej pryzmatyczna konstrukcja wciąga i olśniewa, mieniąc się za każdym razem, gdy spojrzy się na nią pod innym kątem.

 

 

 

 

 

Gwiazda poranna

 

„Gwiazda poranna”

Karl Ove Knausgård

Autor/ Norweski pisarz, urodzony w 1968 roku w mieście Arendal. Wychował się w należącej do klasy średniej rodzinie, jest synem nauczyciela i pielęgniarki, studiował historię sztuki oraz literaturoznawstwo na Uniwersytecie w Bergen. Jako prozaik zadebiutował w roku powieścią Ute av verden (W świat, 1998). Jego druga powieść En tid for alt (Jest czas na wszystko, 2004) nominowana była do prestiżowych nagród Rady Nordyckiej oraz Dublin Literary Award. Sławę międzynarodową i niebywały rozgłos medialny przyniósł mu tom pierwszy cyklu zatytułowanego Min kamp (Moja walka).

Tłumaczenie/ Iwona Zimnicka

Tytuł oryginału/ nov Morgenstjernen

Tematyka/ Gwiazda Poranna to symbol zaczerpnięty z Biblii. Oznacza Chrystusa, który ma nadejść, ale, jak wyczytał w innym miejscu jeden z bohaterów, może oznaczać też Lucyfera. Motto powieści autor zaczerpnął z Apokalipsy: „I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą, i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie.” (Ap 9,6). Chodzi więc chyba o jakiś koniec znanego nam świata? Paruzję, czyli drugie przyjście Chrystusa? To już zbyt mocna interpretacja, ale na pewno chodzi też o wiarę, raczej niedogmatyczną, której potrzebujemy, chociaż przeważnie jej nie mamy. Oraz o wszystko to, co nie mieści się w naszych racjonalnych schematach.

Główny motyw/ Bohaterów jest kilkoro: Arne, profesor literatury, którego żona Tove przechodzi atak psychozy; pastorka Kathrine; Egil – autor filmów dokumentalnych i eseju o śmierci; wyobcowana nastolatka; dziennikarz; pielęgniarka i inni. Wszyscy oni zauważają pojawienie się nowej gwiazdy, a wraz z nią – dziwnych zjawisk w przyrodzie. Niektórzy ludzie zaczynają widzieć tajemnicze stworzenia o ludzko-zwierzęcych kształtach i żółtych oczach. Co więcej – pojawiają się także zmarli. „Wszyscy jesteśmy martwi” – mówi w pewnym momencie Tove. To różni bohaterowie i bohaterki, w różnym wieku i na różnych etapach życia: pastorka, która przestała kochać męża; cyniczny dziennikarz, tropiący sprawę sensacyjnego morderstwa czterech członków zespołu deathmetalowego; gitarzysta; niespełniony pisarz; pielęgniarka; samotnik, który czytuje Biblię i Kierkegaarda…

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Przecież on też był stworzeniem żyjącym na tym świecie.”

„Kiedy człowiek jest dzieckiem, wydaje mu się, że ma tajemnice, że nikt nie wie, co robi…”

„Wszystko bowiem pojawia się i znika, aby już nigdy więcej nie powrócić, nic się nie powtarza i niczego nie da się uchwycić, bo nawet jeśli się da, jest to już czymś innym.”

„Królestwo śmierci należało kiedyś do rzeczywistości, nigdy jednak nie było częścią świata.”

„Za młodu wierzymy, że będzie coś więcej, że to dopiero początek, ale w rzeczywistości to już wszystko, a to, co mamy i nad czym w ogóle się nie zastanawiamy, wkrótce będzie jedynym, co mieliśmy.”

„Teoretyków od większości ludzi dzieli przepaść, podobna do istniejącej między większością ludzi a tymi, którzy znajdują się na samym dnie społeczeństwa.”

„Sens to coś, co pochodzi od nas. Coś, co nadajemy światu, a nie coś, co od niego dostajemy.”

„Muzyka była żywa. Tak jak żywi są ludzie.”

„Mówi się, że starzy ludzie znikają, stają się niewidzialni (…).”

„Śmierć zawsze jest gdzie indziej. Aż do chwili, gdy się do nich zbliży – co jest nieuchronne – i na pewien czas przejmie władzę nad ich dotychczasowym życiem, odsunie je od nich.”

„W Polsce też wszystko się teraz wali. (…) To takie dziwne. Najpierw byli tam naziści, potem komuniści, a ci ludzie ze wszystkich możliwości wybierają akurat nacjonalizm.”

„Kontrolowanie historii stanowi chyba element budowania tożsamości narodowej.”

„Ale takie jest życie. Nawet drzewa chorują i umierają.”

„Ale lęk to piekło. Depresja – piekło. Psychoza – piekło.”

„Pytania od odpowiedzi oddziela czas albo przestrzeń: należy pokonać jakiś odcinek. Wykonać pracę. Dociera się do tej wiedzy, ale wysiłek zwiększa jej wartość.”

„Wielbienie Jezusa było jak uświęcenie nas samych, prawda? Uczyniliśmy Bogiem jednego z nas.”

„Ale w ciągu życia zmienia się nie tylko potrzeba wolności, zmienia się także jej rozumienie.”

„Czterdzieści lat to wiek, kiedy człowiek, przegląda się w lustrze i po raz ostatni dokonuje podsumowania, zanim będzie za późno na zmianę kierunku w życiu.”

„Bo to, co złe, zawsze jest małostkowe.”

„Wszystko ma historię.”

„Potop, kara za grzechy nadejdzie. Potop to morze, którego poziom się podnosi, a grzechem jest konsumpcja.”

„Jakie to pretensjonalne! Oto syn bogacza tkwi samotnie w swoim domku letniskowym i wydaje mu się, że jest filozofem!”

„(…) bo bez względu na to, jaką formę przybiera śmierć, rezultat zawsze jest taki sam (…).”

„Bo granica między tym, co racjonalne, a tym, co nieracjonalne, jest niemal równie absolutna jak ta między życiem a śmiercią.”

„Śmierć to koniec życia, a życie ma charakter biologiczno-materialny.”

„Żyjemy na ziemi przez pewien czas, potem umieramy i wszystko odchodzi w zapomnienie. Również dobro.”

„Einstein wiedział o śmierci równie mało jak pierwsi ludzie zamieszkujący jaskinie.”

W książce Gwiazda poranna pod powierzchnią codzienności wyczuwamy zarys tego, co niewyrażalne. Jednak to, co przyziemne, nigdy nie znika z naszego pola widzenia. Kontrast między jaskrawymi, rozedrganymi promieniami światła a monotonną płaskością żółtego słońca i błękitnego nieba wydaje się zgrzytem – czy naprawdę o taką „bezprecedensową jasność” chodziło Knausgårdowi? Jego wielbiciele mogą powiedzieć, że właśnie o to mu chodzi – że wraz z jasnością przychodzi prostota. Karl Ove Knausgård pochylił się jeszcze bardziej w tę niewielką przestrzeń między codziennością a transcendencją, pięknem a nużąco szarością, w dużej mierze unikając nowatorskiej formy. Oś czasu książki obejmuje zaledwie dwa dni, a większość tekstu składa się z przyziemnych szczegółów. Akcja powieści rozgrywa się w okolicach Bergen, w Norwegii. Jest „gorąco jak diabli”, trawniki są „żółte i spieczone”, a poczucie nadciągającej katastrofy wydaje się nieuniknione.

Tove, żona Arnego i artystka, przechodzi załamanie psychotyczne. Kathrine, pastorka, zaczyna kwestionować swoje letnie małżeństwo. Turid, pielęgniarka, pracuje nocami na oddziale psychiatrycznym, podczas gdy jej niewierny mąż Jostein pije i pomstuje na niesprawiedliwy świat. Dziewięcioro narratorów Knausgårda zmaga się z różnymi kryzysami: alkoholizmem, zawodowym rozczarowaniem, utratą wiary i rozpaczą. Tymczasem na niebie pojawia się nowa, gigantyczna gwiazda. Czy to supernowa? Zwiastunka biblijnej apokalipsy? „Coś strasznego miało się wydarzyć” – myśli Kathrine. „To tylko Armagedon” – mówi Jostein. „Prędzej czy później musiało nadejść.” Może to mieć związek z dziwnym, agresywnym zachowaniem zwierząt w Bergen i pojawiającymi się w lasach potwornymi postaciami – pół-ludźmi, pół-bestiami. Złowrogie niepokoje, złe przeczucia, wizje ognia: czy naprawdę dzieje się coś złego? Czy umarli powstali z martwych?

Podczas gdy charakterystyczne dla Knausgårda domowe znaki rozpoznawcze – zmywanie naczyń, dzieci kłócące się o iPady – pozostają w jego najnowszej powieści nienaruszone, autor wprowadza również silne elementy grozy oraz podejmuje wzniosłe tematy religijne. W ten sposób okazuje się zaskakującym mistrzem niesamowitości. Widzimy pastorkę odprawiającą ceremonię pogrzebową dopiero co poznanego mężczyzny; martwego dawcę narządów, którego oczy otwierają się na stole operacyjnym…

Znaczna część powieści rozgrywa się w przestrzeniach granicznych – między świadomością a snem, pijaństwem a trzeźwością, życiem a śmiercią. Nasi narratorzy tracą koncentrację, odbierają rzeczywistość tylko połowicznie. Martwy kociak wydaje się wciąż ciepły. Ogromny ptak w lesie zdaje się mieć twarz dziecka. Knausgård stopniowo wprowadza w czytelniku ten sam rodzaj dezorientacji, sprawiając, że różne wątki fabularne biegną w różnym tempie. W miarę jak coraz bardziej wymykają się spod kontroli, wszelkie wrażenie równoczesności czy normalnej chronologii zostaje subtelnie, lecz celowo podważone.

Jak mogą się spodziewać wieloletni fani, pod powierzchnią tej prozy kryje się bogactwo erudycyjnych odniesień – od Biblii i augsburskiej Księgi cudów, przez Nietzschego, Kierkegaarda i Heideggera. Wydaje się, że na twórczość Knausgårda silny wpływ miały również filmy Larsa von Triera, zwłaszcza niepokojący Antychryst oraz apokaliptyczna epopeja depresji Melancholia. Istotnym punktem odniesienia pozostaje także Dante – od językowego echa (upały to oczywiście „Inferno”), po sceny tak przyziemne jak spuszczanie wody w toalecie, gdzie „wszystko wiruje w podziemiach”. W jednym z delirycznych, późnych rozdziałów bohater pije wodę z rzeki Lete i traci pamięć – jak w Purgatorio[1]. I choć kryzys religijny z Boskiej komedii zostaje tu przetransponowany na serię późnokapitalistycznych kryzysów wieku średniego, niektórzy bohaterowie Knausgårda zachowują pokorę wobec nieznanego, uznając przepaść między tym, w co wierzymy, a tym, co wiemy. Na końcu powieści znajduje się długi esej poświęcony wyobrażeniom śmierci w różnych cywilizacjach – pogłębia on zasadniczy temat książki, choć nie w pełni udanie wpisuje się w jej narracyjną strukturę. Jego domniemany autor, sąsiad Arnego, Egil, okazuje się postacią najbliższą metafizycznemu sercu opowieści. To przez niego przemawia ciemniejsze, filozoficzne jądro tej książki: „Ale świat i rzeczywistość to nie to samo; świat to fizyczna realność, w której żyjemy, natomiast rzeczywistość to także wszystko, co o nim wiemy, co myślimy i czujemy. Rzecz w tym, że tych dwóch płaszczyzn absolutnie nie da się od siebie oddzielić. Królestwo śmierci należało kiedyś do rzeczywistości — nigdy jednak nie było częścią świata.” 


Taka materia sugeruje, że książka będzie eksplorować apokaliptyczną serię wydarzeń lub – jeśli poważnie potraktować biblijne odniesienia – może nawet skoncentruje się na Dniach Ostatecznych. Choć liczne zwiastuny przerażają lub wprawiają bohaterów w zakłopotanie, a jawne zło, mogące zwiastować koniec świata, wprowadza chaos, powieść wydaje się jednak nie tyle zainteresowana samą ideą apokalipsy, ile świadomie ją zawiesza – raz ogłoszona, zostaje odłożona na czas nieokreślony (być może do drugiej i trzeciej części trylogii). Raczej, jak odkrywają czytelnicy Gwiazda poranna obsesyjnie skupia się na mniejszych procesach rozpadu, wygasania i śmierci: biologicznych, psychicznych i interpersonalnych, które rządzą naszą egzystencją nawet w pozornie normalnych okolicznościach. Dzieło Knausgårda, napisane w szczytowym okresie pandemii COVID-19 i w cieniu alarmujących doniesień o stanie naszej planety, zmusza czytelnika do przyjrzenia się rozpadowi życia zwierzęcego i naszej zależności od niego; końcom relacji – zarówno przewidywalnym, jak i niespodziewanym; kruchości ludzkiego życia w obliczu starzenia się i chorób; a także możliwości zaniku świadomości. Wszystko to prowadzi do zbliżającego się, choć nieoczywistego, punktu kulminacyjnego powieści. W Gwieździe porannej wszystko ma swój koniec.

Powieściowa gwiazda może być nową Gwiazdą Betlejemską albo ciałem niebieskim inspirowanym jedną z licznych komet i gwiazd, które w średniowiecznych i wczesnonowożytnych kronikach uważano za boskie znaki. Po jej pojawieniu się zaczynają dziać się dziwne rzeczy, jednak życie toczy się dalej. Wszyscy bohaterowie powieści, którzy dostrzegają gwiazdę, zmagają się z bieżącymi problemami osobistymi lub zawodowymi – i to właśnie na tych trudnościach skupia się fabuła. Z realistycznymi (a być może częściowo autobiograficznymi) szczegółami, momentami ocierającymi się o autofikcję, Knausgård opowiada o doświadczeniach dziewięciu postaci reprezentujących różne aspekty społeczeństwa, choć w rzeczywistości są one do siebie bardziej podobne, a wiele z nich łączy przynajmniej symboliczny, „knausgårdowski” związek z kulturą lub sztuką. Wśród bohaterów znajdziemy profesora literatury i jego żonę, malarkę; pastorkę z Kościoła Norwegii; młodą opiekunkę w przedszkolu i rockmana po godzinach; studentkę, która porzuciła studia i pracuje w supermarkecie; pielęgniarkę na oddziale chirurgicznym; salową w szpitalu psychiatrycznym; nieudanego dziennikarza; kustosza muzeum; młodą matkę; a także skonfliktowanego dokumentalistę. Czy to z wyboru, czy z konieczności, pojawienie się gwiazdy sprawia, że wszyscy próbują na nowo zrozumieć lub przewartościować swoje miejsce w świecie, innymi słowy: próbują pogodzić się z rolami społecznymi i rodzinnymi, które przyjęli lub w których się znaleźli. Nawet jeśli są szczęśliwi, lub przynajmniej wierzą, że są, wszyscy wydają się niepokojąco oddzieleni od innych, wyobcowani, niezdolni do komunikowania się ani ze sobą, ani z kimkolwiek innym.

Jak pokazał Bastion Stephena Kinga (1978), tylko odmieńcy mogą mieć ogromny potencjał literacki jako postaci z „krwi i kości”, zwłaszcza w krajobrazie, który nagle stał się apokaliptyczny. A jeśli gwiazda wydaje się mniej istotna w swoim pierwszym przejawie, przytłoczona ciężarem i tak już niestabilnej egzystencji bohaterów, to to narracyjne „zlekceważenie” fantastyki również okazuje się celowe, jest to jeszcze jedna manifestacja autorskiej zarozumiałości, być może nawet godna samego Kinga. Można powiedzieć, że łatwiej jest opowiedzieć o procesie, w którym metafizyka czy system przekonań bohatera zostaje wywrócony do góry nogami, jeśli jego codzienne, „normalne” problemy skutecznie uniemożliwiają mu oddawanie się bardziej metafizycznym refleksjom. To mniejsze ryzyko niż zaczynanie od współczesnego Jana z Patmos[2], który od lat czekał na znak z nieba i tylko czekał, aż coś takiego się wydarzy. Podobnie jak jego poprzednik, Knausgård nie spieszy się z opowiadaniem tych „zwyczajnych” historii, ale w przeciwieństwie do niego wielokrotnie skłania czytelnika do zastanowienia się, czy gwiazda w ogóle ma jakikolwiek wpływ na bieg niespokojnego życia bohaterów. Aby to podkreślić, dzieli książkę na dwie części: Pierwszy dzień i Drugi dzień, wprowadzając strukturalny podział, który zmusza czytelnika do zestawienia pojawienia się gwiazdy z bardziej przyziemnymi wydarzeniami. Jednocześnie jednak autor konsekwentnie odmawia zasugerowania wyraźnego związku przyczynowo-skutkowego między gwiazdą a dziwnymi zwrotami akcji. Można odnieść wrażenie, że te dwa dni mogłyby przebiec dokładnie tak samo, nawet bez żadnej niebiańskiej ingerencji.

Wróćmy do naszych bohaterów. Arne, profesor literatury, spędza wakacje z córką, synami bliźniakami i żoną Tove w ich letnim domu na wybrzeżu. Bezskutecznie próbuje pracować nad książką. Tove, artystka, znajduje się w szponach psychozy, która wciąż się pogłębia. W ciągu dwóch dni w makabryczny sposób zabija dwa koty. Arne ukrywa ich śmierć, nie mogąc, a może nie chcąc się do niej przyznać. Sam zaczyna się gubić w swoim życiu – zostawia dzieci, udaje się na całonocną wyprawę do lasu, rozbija samochód i uświadamia sobie, że musi zawieźć żonę do szpitala psychiatrycznego. Katherine, pastorka przepełniona wątpliwościami na temat swojego małżeństwa, wraca z konferencji Towarzystwa Biblijnego w Oslo, gdzie spotkała się z przyjaciółmi ze studiów – tylko po to, by pod wpływem impulsu zdecydować, że nie wróci do domu, do męża i dzieci. Spędza samotną noc w hotelu. Jej mąż staje się coraz bardziej podejrzliwy. Zrozpaczona, rozważa odejście, podczas gdy w ramach obowiązków zawodowych wygłasza mowę pogrzebową nad ciałem człowieka, który – jak podejrzewa – mógł być mężczyzną, którego spotkała w samolocie w drodze do domu. Solveig, pielęgniarka, spędza czas, opiekując się swoją starszą, niepełnosprawną matką, która drugiego dnia doznaje poważnego upadku i wydaje się być bliska śmierci. Co gorsza, po tym jak pacjent po udarze zostaje uznany za osobę ze śmiercią mózgu, Solveig zostaje wezwana do pomocy zespołowi transplantacyjnemu przy pobraniu jego narządów – i odkrywa, że pacjent wciąż żyje. Jostein, dziennikarz kryminalny zdegradowany do działu Sztuki i Kultury w lokalnej gazecie, przez pierwszą noc pije, śledząc malarkę, którą skrytykował w gazecie. Coraz częściej traci przytomność. Zamiast wrócić do domu, otrzymuje wiadomość o makabrycznym morderstwie i rusza w pogoni za sensacją dziennikarską. Tymczasem jego żona, Turid, pracuje na nocną zmianę w domu pomocy społecznej. Chora na astmę, zmartwiona sytuacją w domu i szukająca wsparcia, przypadkowo pozwala uciec agresywnemu pacjentowi. Następnego dnia dowiaduje się, że w domu wydarzyło się coś strasznego. Egil, niespełniony dokumentalista i syn bogatego dewelopera, siedzi w swojej letniej chatce, pisze, pali, pije i czyta. W ciągu dwóch dni ta najbardziej knausgårdowska z postaci zostaje nagle obarczona problemami innych ludzi – czymś, czego desperacko stara się uniknąć.

Horror, którego doświadczają bohaterowie, to horror kryzysów wieku średniego, nadużywania substancji psychoaktywnych, chorób psychicznych, dysfunkcyjnych związków, okropnych miejsc pracy i okazjonalnych, nieoczekiwanych spotkań ze zmianami klimatycznymi. Życie bohaterów mogłoby wyglądać tak samo, nawet gdyby gwiazda się nie pojawiła. Ponieważ ich ciągłe problemy ją poprzedzają, można powiedzieć, że jeśli ma jakikolwiek wpływ na ich doświadczenia, to tylko po to, by spowodować dodatkowe, choć niezwiązane z nią cierpienie. A jednak nastrój, który przenika powieść, to nastrój strachu – i gwiazdy nie można całkowicie pominąć. Wiele małych i dużych odchyleń od normy, których doświadczają bohaterowie, ma miejsce równocześnie, właśnie w chwili, gdy gwiazda wznosi się na niebie. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że wszystkie te mniej lub bardziej przyziemne problemy wydają się mieć wspólny mianownik: dosłowną lub symboliczną konfrontację ze śmiercią.

Choć dla każdego z bohaterów istnieją racjonalne powody, by taka konfrontacja nastąpiła właśnie teraz, w powieści Knausgårda racjonalne wyjaśnienia szybko okazują się niewystarczające. Tak wiele śmierci naraz – to przytłacza. Śmierć przenika krajobraz zarówno w sposób subtelny, jak i jawny. Od zmarłego mężczyzny pochowanego przez Katherine, którego śmierć wydaje się niemożliwa i niewytłumaczalna, zważywszy na jego równoczesną obecność w mieście przez klinicznie martwego pacjenta, którego klatka piersiowa zostaje rozcięta, by pobrać organy – lecz który w tajemniczy sposób odzyskuje życie w trakcie zabiegu: aż po martwego kota zabitego przez Tove, o którym Arne zdaje się myśleć, że odmawia pozostania martwym. Dla postaci, która strzela do siebie, ale nie może umrzeć, i dla tych, które widzą zmarłych – klasyczny chwyt narracyjny – śmierć staje się dziwna, irracjonalna, groteskowa, melodramatyczna i wszechobecna. W miarę jak ten motyw się rozwija, irracjonalne elementy fabuły zaczynają ją przytłaczać.

Wydaje się, że Knausgård chce, by czytelnik zastanowił się, czy gwiazda jest w jakiś sposób odpowiedzialna za te dziwne zdarzenia – nawet jeśli w pewnym sensie odrzuca jej symboliczne znaczenie, spychając je do krótkich wzmianek, by skupić się raczej na tym, co takie chwile bliskości ze śmiercią mogą nam powiedzieć o samej śmierci jako procesie. Słusznie zakłada chyba, że nie można opowiadać o końcu świata – z całym jego religijnym, moralnym i filozoficznym ciężarem – bez uprzedniego zastanowienia się, co taki koniec oznacza właśnie w tych kategoriach. A także bez zbadania szerszego zagadnienia: jak współcześnie postrzegamy śmierć.

Wydaje się, że aby naprawdę opowiedzieć koniec świata, trzeba najpierw zrozumieć, czym dla nas jest samo zakończenie, zarówno w sensie zbiorowym, jak i indywidualnym, i spróbować nadać śmierci jakiś sens. Niemniej jednak, mimo że Knausgårdowi udaje się uchwycić różne doświadczenia związane ze śmiercią – niektóre makabryczne, inne żałosne, a jeszcze inne głęboko poruszające, nie do końca udaje mu się zgłębić, czym właściwie jest umieranie, ani nadać mu wyraźnego znaczenia. Być może właśnie po to, by wybrnąć z tego impasu, podejmuje próbę bardziej bezpośredniego zmierzenia się ze śmiercią w czymś, co można uznać za trzecią część książki: filozoficznym eseju O śmierci i umarłych, napisanym przez Egila, niespełnionego dokumentalistę. Jednak nawet tam odpowiedź na pytanie, jak rozumieć śmierć, pozostaje niepełna i nie do końca przekonująca. Esej kontynuuje szereg wątków narracyjnych, z których żaden nie jest łatwy do pogodzenia, ale ogólnie rzecz biorąc, wysuwa dwa twierdzenia. Pierwsze z nich głosi, że śmierć została przez ludzkość źle zrozumiana, a w istocie stanowi ewolucyjny mechanizm przynoszący korzyści zarówno gatunkowi, jak i całej planecie. „To śmierć umożliwiła rozwój. A właśnie ten rozwój umożliwił nasze istnienie. Jesteśmy równie niekonieczni jak śmierć i – bez względu na to, jak dziwnie to zabrzmi – nasza obecność tutaj jest mocniej związana ze śmiercią niż z życiem” – pisze Egil. „To śmierć nas stworzyła”.

Dla Egila przetrwanie gatunku zawsze łączy się z jego przeciwieństwem – z niemożnością przetrwania, tak jak rozmnażanie się członków gatunku zawsze pociąga za sobą jego odwrotność – niepowodzenie w reprodukcji. Czy słuszne jest twierdzenie, że to właśnie porażki są w istocie tym, co napędza sukcesy? Podążając za tą nieortodoksyjną ideą, Egil argumentuje dalej, że nasza świadomość ewoluowała równolegle ze świadomością własnej śmiertelności – że bycie świadomym oznacza bycie świadomym śmierci. Na zakończenie sugeruje, że w miarę jak ludzkość będzie czynić postępy w medycynie i technologii, dojdziemy do momentu, w którym śmierć przestanie istnieć. Wówczas, jak twierdzi, ludzie będą musieli zmierzyć się z załamaniem procesu ewolucyjnego, a także – biorąc pod uwagę, że człowiek definiuje się w odniesieniu do swego kresu – z nowym problemem: nieśmiertelnością świadomości.

W tym samym czasie książka podejmuje inne pytanie Egila: co by było, gdybyśmy zgodzili się ze starożytnymi, że śmierć nie oznacza całkowitego wyginięcia, lecz przejście do innej formy istnienia? Gdybyśmy przyjrzeli się temu bliżej, uprawomocniając osobiste, pozornie irracjonalne doświadczenia – czy moglibyśmy to dostrzec? Tak, odpowiada Knausgård. Dziwnym trafem książka zakłada, że klasyczny półświat może rzeczywiście istnieć – przynajmniej w jakiejś mentalnej formie. W trakcie powieści jeden z bohaterów udaje się tam w podróż, gdzie spotyka zmarłych, pije z rzeki Lete i ma trudności z powrotem, co stanowi swoiste powtórzenie mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Książka sugeruje, że życie pozagrobowe, czy to chrześcijańskie, pogańskie, czy panteistyczne, naprawdę istnieje. Znaków jest wiele. Bogowie i potwory przenikają do banalnej teraźniejszości powieści, przynosząc ze sobą rytuały i biblijne rozmazy krwi, choć Knausgård unika jednoznacznego zdefiniowania, czym te istoty są. Zmarli – pacjenci po przeszczepach, dzieci, dawno pogrzebani ojcowie i matki – również zaczynają powracać, częściowo lub całkowicie.

***

W książce pojawia się również wątek polski. Jeśli ktoś wątpi, że świat nie interesuje się tym, co dzieje się w Polsce, to jest w błędzie. Autor nawiązuje do rządów Zjednoczonej Prawicy w 2018 roku oraz do głośnej ustawy o IPN, a konkretnie do artykułu 55a, który przewidywał kary grzywny lub do trzech lat więzienia za przypisywanie narodowi polskiemu lub państwu polskiemu współodpowiedzialności m.in. za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką. Jeden z bohaterów Sverre mówi: „Przyjęli ustawę, na podstawie której wymienienie Polski w powiązaniu z nazistowskimi obozami zagłady jest karalne (…). Kontrolowanie historii stanowi chyba element budowania tożsamości narodowej.”

 

 

 

 


[1] „Purgatorio" to druga część Boskiej komedii Dantego Alighieri. Po polsku nazywa się Czyściec. 

[2] Klasztor Świętego Jana Teologa (gr. Μονή του Αγίου Ιωάννου του Θεολόγου) – prawosławny klasztor leżący na greckiej wyspie Patmos, w miejscu w którym, jak się sądzi, Jan Teolog miał wizje spisane w księdze Apokalipsy. Miejsce jest czczone zarówno przez wyznawców prawosławia, jak i katolików.