19 czerwca 2025

Auto da fé

 

„Auto da fé”

Elias Canetti

 

Autor/ Urodził się 25 VII 1905 w Ruszczuku (obecnie Ruse, Bułgaria) w bogatej rodzinie Żydów sefardyjskich osiadłych w Bułgarii; w 1911 wyjechał do Wielkiej Brytanii, od 1916 przebywał w Szwajcarii i Niemczech, od 1924 w Wiedniu, w 1938 przeniósł się do Londynu, a od 1988 mieszkał w Zurychu. Członek austriackiego Pen Clubu. W swojej twórczości Canetti analizował emocje tłumu, psychopatologię władzy i sytuację jednostki w obliczu konfliktu ze społeczeństwem. Zainteresowanie pisarza ruchami masowymi datuje się od czasu zamieszek ulicznych wywołanych wysoką inflacją w latach 20. we Frankfurcie, których kulminacją stały się rozruchy w 1927, kiedy to wściekły tłum podpalił wiedeński Pałac Sprawiedliwości (zob. Austriacka wojna domowa). Z zaplanowanej ośmiopowieściowej sagi o gniewie tłumu powstała tylko Die Blendung (1935; Auto da fé, wyd. pol. 1966). Jest to powieść o degradacji i zagładzie uczonego, odizolowanego w groteskowym świecie. W 1981 został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.

Tłumaczenie/ Edyta Gałuszkowa-Sicińska

Tytuł oryginału/ de-at Die Blendung

Tematyka/ Canetti znakomicie pokazuje losy człowieka dla którego idee są ważniejsze od ludzi, co jeszcze można by przeboleć; ale także człowieka, który ceni książki tak bardzo, że wszystko inne przy nich wydaje mu się plugawe. Ceni egzemplarze książek na równi, lub może nawet bardziej niż samą ich treść, samą myśl ludzką. Swą służbę nauce traktuje jak wojskowy dryl, i co najistotniejsze – choć nie cierpi na syndrom złotego wieku – jest zamknięty na współczesność.

Główny motyw/ Bohaterem powieści jest profesor Piotr Kien, światowej sławy sinolog, mól książkowy i odludek. Funkcjonuje on w doskonałej harmonii we własnym, całkowicie oderwanym od rzeczywistości świecie. Skupiony na pracy naukowej, miłością obdarzył swe książki i w sercu zabrakło mu już miejsca na większość ludzkich uczuć. Historia Kiena, który w finale powieści płonie we własnoręcznie wznieconym pożarze wraz ze swym legendarnym księgozbiorem, przybiera postać metafory. Choć osadzona w realiach Wiednia przełomu lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, nosi cechy zrodzonej w rozgorączkowanym umyśle fantasmagorii.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W czasie swoich rannych spacerów między godziną siódmą a ósmą zwykł lustrować wystawy mijanych po drodze księgarń. Niemal z rozbawieniem stwierdzał, że szmira i kicz rozprzestrzeniają się coraz bardziej.”

„Nic nie budziło w nim większej odrazy niż zabrudzone książki.”

„Do gotowania wystarczy zwykła kucharka. Do dzieci trzeba angażować matkę.”

„Czasem jakieś przypadkowe bodźce, niespodzianie odczute, popchną człowieka we właściwym kierunku.”

„Księgarz jest królem, król nie jest księgarzem.”

„Dzień powszedni był powierzchowną gmatwaniną kłamstw. Ilu przechodniów, tylu kłamców.”

„Dzień odpoczynku był pierwotnie pomyślany jako dzień milczenia.”

„Sen, rozłożony na poszczególne składniki, traci swoją moc.”

„Powieść to kliny, które piszący autor wbija w zamkniętą osobowość swoich czytelników.”

„Najdoskonalszą definicją ojczyzny jest biblioteka.”

„Niewątpliwie można kobietom wiele zarzucić, tylko idiota żeni się bez okresu próbnego.”

„Bywają tacy niesamowici mężczyźni, co to nie są mężczyznami. Spodnie nic nie znaczą, noszą je tylko tak sobie.”

„Myśli nie podlegają cenzurze.”

„Z samej miłości nie da się żyć.”

„Jakąż wartość mają pieniądze, o których wiadomo z całą pewnością, że nigdy się ich nie dostanie?”

„Chcąc zyskać władzę nad człowiekiem, wystarczy go odpowiednio zaszeregować w historii.”

„Gdy kobiety kochają, tracą charakter.”

„Między analfabetami pieniądz uchodzi za rozstrzygający dowód wszystkiego: przyjaźni, dobroci, wykształcenia, władzy, miłości.”

„Prawdziwa miłość nie uspokaja się i stwarza sobie zmartwienia nowe, zanim jeszcze stare na dobre umarły.”

„Wszyscy chodzą przez osiem lat do szkoły i niczego się nie nauczą.”

„Każdy człowiek wypełnia jakieś puste miejsce, choćby tylko przez krótką chwilę.”

„Przy milionowych spadkach lubią się nagle zjawić przyszywani krewni.”

„Tyle przebiegłości mieści się w człowieku, przepraszam, w kobiecie, nie należy być niesprawiedliwym.”

„Dokąd jeszcze zawiedzie nas ten świat? Widocznie stoimy przed katastrofą. Zabobon lęka się okrągłej cyfry tysiącleci i komet.”

„Przecież człowiek jak ślepy przechodzi przez życie.”

„Żaden człowiek nie jest wart tyle, ile jego książki, proszę mi wierzyć.”

„Miłość zdobywa się na wiele pomysłowości.”

„Fischerle nie wierzył w nic poza tym, że pochodzenie żydowskie stanowi jedną z tych zbrodni, które same sobie wymierzają karę.”

„Ludzie rodzą się rozmaici. Jedni przynoszą z sobą na świat dzielność, rozum, inteligencję i zmysł polityczny, inni składają się z samej skóry i kości.”

„Istnieją kobiety, których się nie zapomina.”

„Miejsce przestępstwa wymaga przestępstwa.”

„Czemu ludzie tak się dręczą? Życie jest eleganckie. Codziennie ukazują się nowe wzory krawatów. Trzeba je umieć nosić.”

„Któż lepiej zna pobudki jakiegoś czynu niż sam sprawca?”

„Udawała miłość do książek, dopóki spodziewała się po mnie testamentu.”

„Kobieta potrafi rozdzielić najlepszych mężczyzn.”

„Kto jeszcze potrafi odróżnić rzeczywistość od urojenia, ten może być pewien swych władz umysłowych.”

„Co wniosły kobiety do historii? Dzieci i intrygi!”

„(…) żył niczym książę Gautama, zanim został Buddą.”

„My jesteśmy spętani, on jest spętany; nas pętają doświadczenia innych, jego opętały własne.”

„Wskutek własnego ubóstwa stajemy się wierzącymi.”

„Człowiek wrażliwy z każdego spotkania wynosi jakąś korzyść czy szkodę, ponieważ budzi ono w nim uczucia i wspomnienia.”

„Każdy człowiek składa się ze słabych miejsc (…).”

„Już niektórym owadom wiedzie się lepiej niż nam.”

„Nie ma miłości! A czego nie ma, tego nie można ani zastąpić, ani nie zastąpić.”

„Kobiety, jeśli czytają, karmią się pamiętnikami.”

„Oto różnica między nami. Ty żyjesz z twoich obłąkańców, ja z moich książek. Co jest uczciwsze? Ja mógłbym mieszkać w jakiejś dziurze, mam moje książki w głowie, tobie potrzeba całego zakładu dla umysłowo chorych.”

„Czym jest śmierć? Ustaniem pewnych funkcji, czymś negatywnym, nicością. I ja mam na nią czekać? Na kaprys jakiegoś upartego, starego ciała?”

„Życzliwość Boga wyczerpała się z chwilą stworzenia Adama.”

„Pochlebstwa pod adresem Boga nazywają się modlitwami.”

„Pierwszy sen człowieka zrodził się z lęku przed kobietą.”

Wewnątrz głowy czy na zewnątrz głowy? Gdzie istnieje świat rzeczywisty? Jest to zagadka zgłębiana w „Auto-da-fé”, jedynym dziele modernistycznym opublikowanym przez Eliasa Canettiego, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1981 roku. Książka jest intensywną, długą i szczegółową medytacją nad różnymi subiektywnymi rzeczywistościami, w których żyją ludzie, jak nakładają się te rzeczywistości na siebie, wchodzą w interakcje, konflikty i relacje. Książka jest jednocześnie wzruszająca, przerażająca, zabawna i tragiczna, poruszająca pewne prowokujące do myślenia i niepokojące kwestie dotyczące światotwórczej natury ludzkiej myśli. Ukończenie tej 582-stronicowej książki było jak przebudzenie ze snu, który sprawił, że zacząłem się zastanawiać, ile tak naprawdę z mojego „prawdziwego” życia dzielę z innymi.

Książka podzielona jest na trzy części: 1. „Głowa bez świata”, 2. „Świat bez głowy” i 3. „Świat w głowie”. Historia opowiada o życiu Piotra Kiena, sinologa, który mieszka w mieszkaniu, w którym zgromadził jedną z największych prywatnych bibliotek na świecie. Jako uczony jest szanowany, ale unika bezpośredniego kontaktu z innymi, zamiast tego woli pozostać wśród swoich książek, badając i pisząc artykuły, które wysyła na konferencje, aby inni profesorowie mogli je przedstawić pod jego nieobecność. Pierwsza część „Auto-da-fé” rozgrywa się głównie w mieszkaniu Kiena. Druga część rozgrywa się poza jego mieszkaniem, gdy zostaje wygnany z własnego domu, a trzecia część opisuje jego powrót do mieszkania. Chociaż w całej historii pojawia się wiele postaci, główny wątek opowieści jest zakotwiczony w rozwijaniu myśli głównego bohatera. W rzeczywistości ogólna struktura tej książki przypomina mi Heglowską „Fenomenologię ducha”, która opisuje ewolucję świadomości zgodnie z triadycznymi splotami logiki dialektycznej. Tak więc w części pierwszej Piotr Kien zaczyna jako samowystarczalna świadomość (teza), która w części drugiej zmuszona jest do konfrontacji ze świadomościami znajdującymi się poza sobą (antyteza), aż w końcu w części trzeciej konsoliduje te doświadczenia w tragiczne Aufhebung [1](synteza).

Struktura „Auto-da-fé” daje czytelnikowi ważne wskazówki. Wiele wydarzeń w książce jest surrealistycznych i dziwacznych, więc ścisła struktura, którą Canetti nadał swojej historii, pomaga zapewnić, że istnieje sens i cel całej tej dziwności. Czułem się zdezorientowany i zbity z tropu przez pozorną nielogiczność niektórych wydarzeń, ale przypominając sobie podział historii, którą czytałem, i cofając się i przeglądając wydarzenia prowadzące do każdego dziwacznego epizodu, poczułem się ponownie skoncentrowany i pewny, że za pozornym nonsensem kryje się jednak sens. Ostatecznie stało się jasne, że głównym tematem poruszanym w książce jest natura ludzkiej alienacji i nasze wysiłki, aby czuć się bezpiecznie, pewnie w świecie, który jest zbyt skomplikowany i fragmentaryczny, abyśmy mogli go naprawdę pojąć. Zafałszowujemy rzeczywistość, nadmiernie ją upraszczając, a następnie trzymamy te uproszczenia w naszych głowach. Ponieważ każdy z nas jest zaangażowany w swoje własne, niepowtarzalne formy upraszczania, tak naprawdę nie rozumiemy się nawzajem. Konstruujemy reifikacje, które zderzają się ze sprzecznymi reifikacjami, które inni zbudowali w swoich własnych głowach, i chociaż może się wydawać, że angażujemy się w znaczące relacje ze sobą, w rzeczywistości po prostu nie rozumiemy innych ludzi, ponieważ jesteśmy osadzonymi we własnych mentalnych więzieniach.

Specjalizacja Piotra Kiena jako sinologa daje centralną wskazówkę co do filozoficznych podstaw tej książki. Jego studia nad konfucjanizmem, buddyzmem i taoizmem wprowadzają nas w idee dotyczące nietrwałości, cierpienia i iluzorycznej natury świata zjawisk. W całej książce powracają również idee Kanta i Hegla, cementując zainteresowanie autora przepływem egzystencji oraz alienacją ludzkiej świadomości od całości noumenalnej, „rzeczy samej w sobie”. Zarówno Wschodni, jak i Zachodni myśliciele, o których mowa w tej historii, są tymi, którzy charakteryzują świat jako ideę w naszych głowach, coś, co nie jest „prawdziwe” w sensie posiadania obiektywnego lub stabilnego istnienia. Te kwestie są dość wyraźnie wyrażone w różnych fragmentach powieści, które prawdopodobnie nie są tylko głosem Kiena, lecz samego Canettiego.

Sposób, w jaki rozumiemy naszą sytuację, polega na fragmentaryzacji i rozszczepianiu całości rzeczy na strawne i zrozumiałe kawałki. Z konieczności jesteśmy ślepi na całą rzeczywistość, ponieważ gdybyśmy zwracali uwagę na wszystkie rzeczy naraz, bylibyśmy przytłoczeni nawałem sprzecznych często informacji. Każda rzecz zapadłaby się w każdą inną rzecz i nie bylibyśmy w stanie odróżnić tego, co jest dla nas ważne, od tego, co jest błahe. Nasze umysły (by użyć metafory z Sartre'a) są jak latarki, które oświetlają tylko małe skrawki rzeczywistości. Bez tego „obcięcia” jedno zdarzenie przechodziłoby w drugie i nie byłoby odrębnych obiektów, zdarzeń czy sytuacji. To ludzki umysł tnie rzeczy, a następnie przestawia je w subiektywne światy, w których funkcjonujemy. Ale wtedy mylimy naszą własną subiektywną interpretację świata z inną, która naprawdę istnieje. 


Temat ten został zilustrowany w pierwszym rozdziale książki. Kien stoi przed księgarnią, ściskając w ręku walizkę, w której trzyma wybrane pozycje ze swojej prywatnej biblioteki. Tu spotyka młodego chłopca, który również jest zafascynowany książkami wystawionymi w witrynie księgarni. Kien wyrywa się z wewnętrznego zaabsorbowania własnymi myślami, aby sprowokować chłopca do rozmowy, który przypomina mu siebie z dzieciństwa. Obiecuje chłopcu wizytę w swojej bibliotece, po czym wyrusza w drogę. Idąc ulicą, Kien uświadamia sobie, że słyszy głos pytający go o drogę. Kiedy głos nie otrzymuje odpowiedzi na swoje pytanie, staje się coraz bardziej wzburzony i gniewny. Kien myśli sobie, że zignoruje to milczeniem. Postanawia nie udzielić temu człowiekowi odpowiedzi. Pomyślał sobie. „Większość ludzi jest zbyt chętna do mówienia, do gadania bez końca, ale jest jedna osoba, która pozostaje szlachetnie cicha, jak Budda.” Dopiero gdy Kien zostaje zaatakowany, jego wewnętrzny monolog zostaje przerwany i staje się jasne zarówno dla niego, jak i dla czytelnika, że „owym drugim milczkiem i człowiekiem z charakterem, który nawet w gniewie panował nad językiem, był sam”. Tak więc to właśnie nieświadomy niczego Kien został zapytany o drogę, a jego milczenie zostało odebrane przez pytającego jako zniewaga! Po uświadomieniu sobie tego Kien uwalnia się od urażonego napastnika i wraca do swojej bezpiecznej biblioteki.

Kien jest „głową bez świata”. Żyje w swoich myślach. Jego jedynymi przyjaciółmi są książki. Inni ludzie są tylko utrapieniem, które odwraca uwagę od jego pracy naukowej. „Największym niebezpieczeństwem, jakie może grozić uczonemu, jest rozpraszanie się w słowach.” Dzieje się tak dlatego, że rozmowa wymaga wyjścia poza własną głowę, aby zaangażować się w relacje z innymi, a w rozmowie z innymi pojawia się zagrożenie dla naszego własnego, wewnętrznie kompletnego świata. W dalszej części rozdziału Kien zapisuje własną interpretację swojego wcześniejszego spotkania na ulicy. Zamiast chamstwa, charakteryzuje swoje milczenie jako akt współczucia; sposób na oszczędzenie zakłopotania nieświadomemu pytającemu. W następnym rozdziale, gdy młody chłopiec, któremu obiecał wizytę w swojej prywatnej bibliotece, pojawia się w jego domu, Kien odprawia go, zirytowany jego wtargnięciem. Kien opiera się wszystkiemu, co rzuca wyzwanie światu w jego własnej głowie.

Osiem lat wcześniej Kien wynajął gospodynię, Teresę, do odkurzania książek i przygotowywania posiłków. Ta gospodyni, choć fizycznie mieszka w mieszkaniu swojego pracodawcy, jednak przeżywa świat na swój własny sposób. Teresa wyobraża sobie, że jest niesamowicie piękna, podczas gdy inni uważają, że jest ohydnie brzydka. Jest bardzo dumna ze swojej wykrochmalonej, niebieskiej sukienki, wierząc, że olśniewa tą suknią otaczających ją ludzi. W pracy skrupulatnie wypełnia swoje obowiązki, ale jest też podejrzliwa wobec tajnych działań Kiena. Uważa, że musi być zamieszany w jakiś „występek”, morderstwo lub narkotyki, ale nie może znaleźć dowodów na jakiekolwiek przestępstwo. Zaczyna podejrzewać, że Kien ukrywa dużą sumę pieniędzy i postanawia, że w jakiś sposób zarobi na jego bogactwie. Stara się przekonać Kiena, że ona też kocha książki, a on pod wrażeniem tych słów prosi ją o rękę. Pozostała akcja w pierwszej części książki składa się z wysiłków Teresy, aby przejąć mieszkanie Kiena i ostatecznie wypędzić go z własnego domu. Zapraszając ją do swojego życia – najpierw jako wynajętą pomoc, a potem jako żonę – Kien inicjuje wyłom w integralności swojego zamkniętego, naukowego świata.

Teresa izoluje Kiena do coraz mniejszej liczby pokoi w mieszkaniu, a w odpowiedzi Kien stara się pobudzić swoją bibliotekę do działania. Wygłasza przemówienie do swoich książek, w którym formułuje manifest wojny przeciwko swojej gospodyni/żonie. A jednak czuje się głupio, używając mowy ustnej, pamiętając, że mądre milczenie Buddy było jego najpotężniejszą formą buntu. Kiedy przegląda swoje książki, zdaje sobie sprawę, że nawet one nie mogą się zjednoczyć i uzgodnić ze sobą sposobu działania. Budda nie może dogadać się z Heglem, a Hegel nie może dogadać się z Schellingiem. Kant i Nietzsche są skłóceni. W końcu Kien postanawia obrócić swoje książki tak, aby ich grzbiety były zwrócone w stronę ściany, zasłaniając ich tożsamość, jednocześnie utrzymując je w równych rzędach. W ten sposób książki same milkną. Dzielące ich różnice zostały zatarte, zjednoczyli się w niemym buncie przeciwko przejęciu władzy przez Teresę.

Kiedy Kien spada z drabiny w swojej bibliotece, Teresa myśli, że nie żyje i przeszukuje mieszkanie w poszukiwaniu książeczki czekowej, która, jak sobie wyobrażała, musi być gdzieś ukryta. Ale nie może jej znaleźć. Okazuje się, że Kien nie jest martwy i wzywa dozorcę budynku Benedykta Pfaffa, aby pomógł jej podnieść rannego męża i przenieść go do łóżka. Kien, dochodząc przez kilka dni do siebie, opracowuje plan, aby pozostać cichym, sztywnym i niewzruszonym wobec żony. I znowu, milczenie jest jego formą buntu. Staje się nieruchomym kamieniem, przytwierdzonym do podłogi, co doprowadza Teresę do wściekłości. Ta wyrzuca Kiena z jego własnego mieszkania.

Druga część książki – „Świat bez głowy” – przedstawia Kiena na ulicy z książeczką bankową schowaną w kieszeni płaszcza. Rozpacza nad utraceniem swojej biblioteki, więc postanawia odbudować kolekcję, odwiedzając księgarnie w celu zakupu zamienników utraconych tomów. Każdej nocy zatrzymuje się w nowym hotelu, ustawia swój księgozbiór w swoim pokoju, demontuje go, a następnego wieczoru przenosi do innego hotelu. Pewnej nocy w „Pod Idealnym Niebem” – kawiarni przeznaczonej dla prostytutek – Kien spotyka grającego w szachy, garbatego karła o imieniu Fisherle. Fisherle jest mężem grubej kobiety, która pracuje jako prostytutka. Mąż nazywa ją „Kapitalistką”.

W osobie Fisherle Kien wyobraża sobie siebie jakby swoje lustrzane odbicie. Zdeformowane ciało Fisherle'a prowokuje go do refleksji nad własnym niezwykle szczupłym, wysokim ciałem. Obsesja Fisherle'a na punkcie szachów przypomina mu jego własną naukową obsesję na punkcie Chin. Relacja Fisherle'a z żoną przypomina mu jego własną relację z Teresą. W umyśle Kiena Fisherle jest taki sam jak on i czuje, że nigdy nie wszedł tak głęboko w umysł innego człowieka. W związku z tym postanawia zatrudnić Fisherle'a jako swojego asystenta. Z drugiej strony Fisherle ma własne pomysły. Jest zdecydowany wyłudzić od Kiena pieniądze, którymi Kien otwarcie się chwalił.

Gdy co wieczór oboje przestawiają książki Kiena w pokojach hotelowych, dla czytelnika zaczyna stawać się jasne, że „książki”, które są wożone, ładowane i rozładowywane, nie są namacalnymi, fizycznymi tomami. Są to idee krążące w głowie Kiena, a rytuał rozpakowywania książek w nocy, a następnie przepakowywania ich rano, jest metaforą reprezentującą wyobcowanie Kiena, który nie może kontynuować pracy naukowej z powodu wyrzucenia go z jego własnego mieszkania-biblioteki. Nie mogąc siedzieć za biurkiem, myśleć i pisać, Kien żyje teraz w „świecie bez głowy”, świecie, w którym jest zajęty jedynie dźwiganiem ze sobą swojej wiedzy, interakcjami z innymi i próbą przetrwania z dnia na dzień. Podczas gdy w części pierwszej był „głową bez świata”, żyjącą w klauzurze swojego gabinetu, teraz jego głowa, jego jaźń, unosi się w bezdomnym, trzymającym się wzoru idée fixe.

Fisherle w końcu wymyśla historię o lokalnym lombardzie – o nazwie „Terezjanum” (oczywiste nawiązanie do imienia żony Kiena) – w którym książki nie są szanowane oraz przetrzymywane w nieodpowiednich warunkach. Jego opowieść tak przeraża Kiena, że postanawia on uratować wyimaginowany księgozbiór, wynajmuje ludzi, którzy przechwytują klientów płacąc im żeby nie sprzedawali książek w antykwariacie „Terezjanum”. Tymczasem Fisherle podstawia grupę ludzi, którzy przyjmują płatności od Kiena za uratowane książki i opracowuje plan ucieczki do Ameryki. Kupuje drogi garnitur i załatwia fałszywy paszport, ale zanim udaje mu się zrealizować swój plan, Fisherle zostaje zamordowany przez jednego z niedowidzących klientów swojej żony, a jego garb został odcięty nożem do chleba. Tymczasem Kien został zatrzymany przez policję podejrzany o morderstwo swojej żony Teresy. Zabiera go z posterunku do własnego mieszkania dozorca Benedykt Pfaff twierdząc, że Piotr Kien postradał zmysły. Tak kończy się część druga.

Ostatnia część książki nosi tytuł „Świat w głowie”. Jest to najkrótsza część, ale to właśnie tutaj główne tematy poruszane i zilustrowane we wcześniejszych rozdziałach książki są wyjaśnione, podsumowane w rozmowie, która ma miejsce między Piotrem Kienem a jego bratem Jerzym/George. Jerzy/George jest ginekologiem, który został psychoanalitykiem i pojawia się, aby zająć się swoim chorym bratem, który przetrzymywany był w skandalicznych warunkach w mieszkaniu dozorcy.

Piotr i Jerzy/George reprezentują uzupełniające się połówki jednej osoby. Jak stwierdza sam Jerzy: „Gdybyśmy mogli zostać uformowani razem w jedną istotę, rezultatem byłby duchowo kompletny człowiek.” Świat Piotra to świat wewnętrznie połączonych idei. Idee te, choć zrodziły się w umysłach innych, zostały oderwane od konkretnych istot ludzkich i zestalone w stabilne, niezmienne systemy. Wzdraga się przed kontaktami z ludźmi z krwi i kości, woli być pozostawiony sam sobie, aby kontemplować idee w wewnętrznej izolacji. Podczas gdy Piotr zanurza się głęboko w świat książek, jego brat George wchodzi w świat ludzi umysłowo chorych. George jest lekarzem medycyny i jako taki dociera do innych ludzi, wchodząc z nimi w interakcje, rozmawiając z nimi, badając ich i diagnozując. Jego świat jest empiryczny i zmienny, podczas gdy świat Piotra jest zamknięty i wewnętrznie solidny. Ich sprzeczne perspektywy, choć różne, reprezentują jednak dwa różne aspekty tego, co to znaczy być człowiekiem. Podczas gdy istnieje naturalny pęd do jedności wśród ludzi, pęd do masowej egzystencji, istnieje również naturalny przeciwpęd do indywiduacji i izolacji. Te dwie perspektywy muszą zawsze ścierać się ze sobą, egzystując w niełatwej relacji. Światy, które konstruujemy w naszych głowach, są rozpięte między tymi biegunami w takim czy innym stopniu, ale żaden z nich nie jest w stanie oddać doskonałej sprawiedliwości prawdziwej naturze świata: „Oto różnica między nami. Ty żyjesz z twoich obłąkańców, ja z moich książek. Co jest uczciwsze? Ja mógłbym mieszkać w jakiejś dziurze, mam moje książki w głowie, tobie potrzeba całego zakładu dla umysłowo chorych”. Gwałtowna, niemal nihilistyczna pasja finału zmieniona zostaje w wyciszoną gorycz. Brat i wybawca sinologa, lekarz Jerzy/George Kien, prawdopodobnie nigdy nie istniał to po prostu Piotr w przebraniu.

Życie jest przypływem i odpływem między dążeniem do wyciągnięcia ręki do innych a dążeniem do wycofania się od innych. Bracia Piotr i George zajmują skrajne krańce tego kontinuum. Pod koniec „Auto-da-fé” Piotr nie może już dłużej znieść swojej zamkniętej, odizolowanej egzystencji, szczególnie, kiedy został wystawiony na działanie świata zewnętrznego. To obnażenie wywarło zbyt głęboki wpływ na jego świat wewnętrzny. Uświadomił sobie, że uwięził się w świecie idei, słów i książek. Wszystkie pomysły, odczucia i doświadczenia, które przyswoił sobie w trakcie opowiadania, w końcu spływają kaskadą przez jego umysł, mieszając się ze sobą w przytłaczającym strumieniu, który staje się nie do zniesienia, jakiś wewnętrzny głos podpowiada mu, że jest już za późno, aby cofnąć czas. Nie może już dłużej zapanować nad chaosem świata a tym bardziej dwuwładzą w jego głowie. Historia kończy się maniakalnym śmiechem Piotra, który podpala swoją bibliotekę i płonie żywcem.

„Auto-da-Fé” to książka wymagająca, ale bardzo głęboka. Choć wydaje się, że Canetti znajduje się pod wpływem struktury dialektyki heglowskiej, jest znacznie mniej optymistyczny niż Hegel, którego filozofia sugeruje, że ludzki umysł może ostatecznie objąć nadrzędną prawdę rzeczywistości w ostatecznej syntezie myśli. Przeciwnie, historia Canettiego zdaje się sugerować, że nie ma ostatecznej Prawdy, którą ludzki umysł mógłby pojąć. Raczej wszyscy jesteśmy zaangażowani w ciągłe relacje z innymi, które prowadzą tylko do samooszukiwania się i alienacji. Ostateczny los Piotra Keina zdaje się sugerować, że jedynym wyjściem z tej zagadki jest zatarcie naturalnego napięcia między swoim wnętrzem a strukturą rzeczywistości  zewnętrzną, jaźnią a innymi, które charakteryzuje ludzkie życie. Dopiero w śmierci nasze iluzje wyparowują i zostajemy ponownie wchłonięci w spokój nicości.

„Biedną, zaślepioną istotą” nazywa Kien Teresę Krumbholz – gospodynię, którą w nieprzemyślanym impulsie z całą naiwnością prosi o rękę. Stanie się ona żywiołem, który na długo przed tytułowym pożarem zniszczy jego życie, spustoszy mieszkanie i bibliotekę. Określenie doktora brzmi boleśnie ironicznie, gdy weźmie się pod uwagę, że to właśnie Teresa świetnie sobie radzi, wymuszając na mężu oddanie jej pokojów i kupno nowych mebli, dopisując zera w testamencie, w końcu pozbawiając Kiena wszystkiego, co było dla niego ważne. Ale i Teresa żyje w świecie własnych urojeń i nie jest w stanie zrozumieć niewiele w końcu wymagającego męża. Książka przepełniona jest poglądami mizoginistycznymi co może współczesnego czytelnika przerażać, jednak po głębszej analizie domyślamy się dlaczego takiej techniki użył autor. Oto kilka zdań, które mogą nas współczesnych szokować: „Tyle przebiegłości mieści się w człowieku, przepraszam, w kobiecie, nie należy być niesprawiedliwym”, „Kobieta potrafi rozdzielić najlepszych mężczyzn”, „Co wniosły kobiety do historii? Dzieci i intrygi!”, „Pierwszy sen człowieka zrodził się z lęku przed kobietą”, „(…) tylko komary rodzaju żeńskiego piją krew”, „Ulecz swego chorego z jego żony! Dopóki ją ma, jest obłąkany i bliski śmierci (…)”, „Ewa od pierwszej chwili jest wyrachowana. Stoi naga, ale nie wstydzi się przez Bogiem w obszernym płaszczu. Zawstydzi się dopiero wtedy, gdy nie uda jej się jakiś grzech.”

Zasadniczo „Auto-da-fé” jest przestrogą, przedstawiającą w drastycznych szczegółach, jak rzeczywistość może zostać wywrócona do góry nogami przez obsesję. „Auto-da-fé” to długa i wciągająca powieść, skomplikowana kilkoma wątkami pobocznymi. Ale główna akcja opowiada o brutalnym, choć żyjącym w celibacie małżeństwie Kiena z jego niewykształconą gospodynią, Teresą, która ze swoimi wykrochmalonymi niebieskimi spódnicami i własną obsesyjną osobowością jest prawdopodobnie najlepiej opisaną postacią przez Canettiego. W miarę rozwoju powieści Kien coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością, aż w trzeciej i ostatniej części, „Świat w głowie”, staje się klinicznym paranoikiem. Jest to „zaślepienie”, do którego przede wszystkim odnosi się niemiecki tytuł książki „Die Blendung”. Opowieść kończy się samospaleniem Kiena w jego ukochanej bibliotece. Kiedy płomienie w końcu go dosięgły, roześmiał się głośno, głośniej niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Pod względem tonu, poglądów i faktury „Auto-da-fé” można opisać jako skrzyżowanie Kafki (Canetti wspomina, że mniej więcej w tym czasie po raz pierwszy przeczytał „Metamorfozę”) i Borgesa z opowiadań takich jak „Biblioteka Babel”. W każdym razie ma w sobie coś z koszmarnej opowieści Kafki, a także komicznie przemieszczoną intelektualność, w której specjalizował się Borges.

 

 

 



[1] Aufhebung to niemieckie słowo, które odegrało kluczową rolę w filozofii Georga Wilhelma Friedricha Hegla, a jego znaczenie jest wieloznaczne i złożone. Aufhebung to dialektyczne zniesienie, które jednocześnie:

·        unieważnia lub przekracza coś (zniesienie sprzeczności),

·        zachowuje to, co wartościowe z wcześniejszego stanu,

·        wznosi na wyższy poziom rozwoju.

Heglowska dialektyka przebiega według schematu:

·        Teza

·        Antyteza

·        Synteza (czyli właśnie Aufhebung)

 

Głosy Marrakeszu

 

„Głosy Marrakeszu”

Elias Canetti

Autor/ (ur. 25 lipca 1905 w Ruszczuku, zm. 14 sierpnia 1994 w Zurychu) – austriacki pisarz żydowskiego pochodzenia, prozaik i eseista, poeta, dramaturg, tłumacz; laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1981). Elias Canetti urodził się w rodzinie Żydów sefardyjskich, której przodkowie, noszący nazwisko Canete, zostali wygnani z Hiszpanii po ogłoszeniu edyktu z Alhambry (1492). W 1911 jego rodzina przeniosła się z Bułgarii do Manchesteru w Anglii. Po śmierci ojca w 1912 zamieszkali w Wiedniu. W latach 1916–1924 wraz z matką mieszkał w Zurychu i Frankfurcie.

Tłumaczenie/ Hubert Orłowski, Barbara L. Surowska

Tytuł oryginału/ de-at Stimmen von Marrakesch

Tematyka/ Elias Canetti dotarł w 1954 roku do Maroka nie w poszukiwaniu zakazanych rozrywek ani kontrkulturowych inspiracji. Dostrzegł tam żywioł życia – obecny w ludziach i zwierzętach aż do ostatniej chwili przed śmiercią. Symboliczna staje się scena z wynędzniałym osłem, ledwo stojącym na nogach, spomiędzy których sterczy gigantyczny członek – grubszy niż kij, którym został uderzony. To pomieszanie seksualności z brutalnością przewija się przez obrazy wielonarodowej społeczności Marrakeszu. Jest wśród niej obrzydliwy Francuz, który nie ukrywa pedofilskich doświadczeń z arabskimi dziewczynkami. Są też świadectwa prostytucji – zakwefione na co dzień arabskie żony zarabiają pieniądze, których potem nie mają nawet jak wydać. Canetti odsłania kulisy niezwykle konserwatywnego świata, który za fasadą restrykcyjnej religijności próbuje ukryć to, co rozgrywa się w burdelach. Nie moralizuje jednak ani nie pastwi się nad swoimi bohaterami – po prostu ich portretuje, opowiada, opisuje. Beznamiętnie – a jakie z tego rodzą się namiętności!

Główny motyw/ Przechodzień krąży po ulicach, targach i placach, spogląda uważnie, zarazem rozkoszując się dystansem – nie rozumie języka, nie pojmuje reguł, którymi rządzi się otaczający go świat, i to właśnie daje mu osobliwy komfort. Cywilizacja arabska jest wbrew stereotypom cywilizacją skrajnie prywatną – domy to twierdze zamknięte przed intruzami. Owa świadomość, że co i rusz dotyka tajemnic, których nigdy nie będzie mu dane poznać, jest dla narratora szczególnie ekscytująca. To trochę wyprawa na inną planetę, trochę podróż w głąb czasu, do alternatywnego średniowiecza, a trochę nostalgiczne poszukiwanie rzeczywistości, w której – inaczej niż w modernizującej się, poranionej przez totalitaryzm Europie – wciąż można się ukryć w intymnym cieniu.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ale dziś wojna to już nie wojna. Człowiek się dziś nie liczy, tylko maszyna.”

„Zdumiewa mnie, ile godności jest w przedmiotach, które człowiek wykonywał.”

„Nasze współczesne życie dlatego jałowieje, że otrzymujemy do domu, do użytku, gotowe przedmioty; niby z brzydkich czarodziejskich aparatów.”

„W czasie podróży człowiek znosi wszystko, oburzenie zostawiając w domu.”

„Prawdziwi podróżnicy są bez serca.”

„Wieść niesie, że biedni dostaną się do raju o pięćset lat wcześniej niż bogaci.”

„Czy istnieje coś brudniejszego od pieniędzy?”

„Przyszła mi na myśl wędrówka dusz. Może dusza każdego człowieka musi choć raz jeden wcielić się w Żyda (…).”

„Mędrzec jest dzieckiem przez całe życie (…).”

„Dzień różni się od dnia. Noc zaś nosi tylko jedno imię.”

„Infantylizm modlitwy: człowiek modli się o to, co i tak otrzymuje, zamiast o to, co nieosiągalne.”

„Nikt nie może przyjść na świat nie zauważony, choćby przez statystykę.”

„Od chwili gdy życie ludzkie przestało być miarą, wszelka miara straciła swą wartość.”

„Bóg to największa pycha człowieka.”

„W historii stanowczo za mało mówi się o zwierzętach.”

„Człowiek jest wdzięczny swym przodkom, ponieważ ich nie zna.”

„Na czym polega grzech pierworodny zwierząt? Dlaczego zwierzęta muszą umierać.”

„W pijaństwie wszystkie narody wydają się być jednym i tym samym narodem.”

„W życiu realnym istnieje usprawiedliwienie dla podejrzliwości, która jest czymś strasznym i stanowi w zasadzie trzy czwarte obiegowej mądrości życiowej. Wystarczy pomyśleć o instytucji pieniądza. Jak bardzo dowierzamy pieniądzom, z jaką fantastyczną podejrzliwością je chronimy!”

„Wolność to każdy człowiek przed tobą, który cię nie zna. (…) Tam jest wolność, gdzie nikt cię nie kocha.”

„Prawdziwy Sąd Ostateczny: ni stąd, ni zowąd zmartwychwstali oskarżają we wszystkich językach Boga.”

„Jakże można kochać kogoś, kogo się poznało na wylot?”

„Żyć w mieście tak długo, aż stanie się człowiekowi obce.”

„Spalił wszystkie swoje książki i zostawszy pustelnikiem ukrył się w bibliotece publicznej.”

„Studiowanie paranoi kryje w sobie wiele niebezpieczeństw.”

„Nigdy bardziej nie obawiam się siebie samego, aniżeli w skończoności i pełni cudzego błędu, który jest dla mnie zrozumiały.”

„Najpotworniejszy tłum, jaki można sobie wyobrazić, to tłum składający się z samych znajomych.”

„Stwórca nie może istnieć już choćby dlatego, że nie sposób wyobrazić sobie  jego smutku nad losem świata stworzonego. Byłby on nie do zniesienia.”

„Najbardziej niepojętym faktem jest bezbronność zmarłych.”

„Pierwszy rezultat przystosowania się do innych: stajemy się nudni.”

„Tylko niedowiarek ma prawo stykać się z cudami.”

„Nawet najbardziej urwane historie znajdują konsekwencję w powtórzeniu.”

„Tchórzem, prawdziwym tchórzem jest tylko ten, kto lęka się własnych wspomnień.”

„W Anglii nie mówi się pochwał wprost, po to trzyma się psy.”

„Alkoholik moralności: upija się błędami innych.”

„Im bardziej filigranowe zegary, tym niebezpieczniejsze czasy”

„W atmosferze smutku zawsze się na coś zanosi (…).”

„Gdy plemię Bakairów jest niezadowolone ze swego wodza, opuszcza wioskę prosząc go, by rządził sobie sam.”

 „Dawniej człowiek mógł  udawać, że o niczym nie wie. Dziś może udawać bezradnego, ponieważ wie zbyt dużo.”

Elias Canetti pisał kiedyś: „Boli mnie, że nigdy nie dojdzie do buntu zwierząt przeciw nam, cierpliwych zwierząt, krów, owiec, całego bydła, oddanego w nasze ręce i nie mogącego od nas uciec. Wyobrażam sobie, jak w rzeźni wybucha rebelia i rozlewa się na całe miasto; jak zwierzęta bezlitośnie depczą na śmierć mężczyzn, kobiety, dzieci i starców; jak pędzą ulicami i przewracają pojazdy, szturmują bramy i drzwi, wlewają się w swojej wściekłości aż na najwyższe piętra domów, jak tysiące zdziczałych wołów miażdżą wagony metra pod ziemią, a owce rozdzierają nas na sztuki ostrymi zębami. Nie mogę się pogodzić z faktem, że nigdy to nie nastąpi; że nigdy nie zadrżymy przed nimi, właśnie przed nimi wszystkimi.”

Tak, bezbronność zwierzęcych niewolników boli, podobnie jak obojętność ludzi, którzy mogliby być ich obrońcami i z tysiąca powodów nie chcą, ale czy powinna boleć nieumiejętność zemsty? Obrona i zemsta to co innego. Zemsta zaciera różnicę między katem i ofiarą. Obrona jest prawem krzywdzonego. Czy marzymy o tym, żeby Żydzi zbudowali obozy koncentracyjne, gazowali i palili ciała milionów Niemców i Niemek, nie wyłączając ich dzieci?

Byk, który broniąc się przed śmiercią na arenie kaleczy lub zabija człowieka, jest w tym całkowicie usprawiedliwiony. Byk, któremu przypisuje się zdolność do okrucieństwa, to ofiara krzywdzącej manipulacji wizerunkiem. Wielu oburza fakt, że niektóre psy przedstawia się jako z natury niebezpieczne, bo należą do „agresywnej rasy”, co piętnuje zarówno psy, jak i ich opiekunów. W obronie tych zwierząt pokazuje się zdjęcia psa słodko śpiącego obok ludzkiego niemowlaka, bo przecież „to kłamstwo, że to urodzeni potencjalni mordercy.” Dlaczego nie oburza nas manipulacja odwrócenia ról?

„Nie, psy nie porzucą bezbronnych ludzi, bo im się znudzili czy dlatego, że wyjeżdżają w długą podróż. Konie nie dosiądą dżokejów i nie zbudują torów z przeszkodami, na których łamie się kończyny. Świnie nie będą szukać noża, żeby poderżnąć gardło rzeźnikowi, wrzucić go do oparzarki, rozebrać na części, przehandlować i zajadać się, zapominając skąd wzięło się mięso. Krowy nie będą gwałcić kobiet, żeby te rodziły dzieci o delikatnych, jadalnych ciałach i miały laktację, którą zapakuje się w karton z napisem „prosto od kobiety” i spożytkuje się na rzecz cieląt. Zwierzęta nie są w stanie zachować się tak podle jak ludzie. A może tworzenie takich wizerunków to wyraz bezsilności? Wszyscy nieobojętni mają prawo ją odczuwać na widok braku sprawiedliwości. Większość zwierzęcej krzywdy nie jest karana. Nie jest nawet karalna. Przeciwnie, jest wynagradzana: poczuciem wygody i smaku, dobrobytem (jak dziwnie brzmi to słowo w kontekście totalnego zła wyrządzanego zwierzętom), nie mówiąc o możliwości zbudowania wysokiego statusu społecznego i karier przez tych, którzy tą krzywdą zarządzają.” (Dariusz Gzyra – działacz społeczny, publicysta, weganin. „Krytyka Polityczna 4 LUTEGO 2015”).

            Zacząłem ten tekst od artykułu Dariusza Gzyra, ponieważ poruszył mnie rozdział z książki Eliasa Canettiego „Głosy Marrakeszu”, który dotyka okrucieństwa wobec starych wielbłądów na placu targowym w Marrakeszu. W wielu miejscach ustawiono prowizoryczne zagrody, w których tłoczyły się wystawione na sprzedaż zwierzęta. Każde z nich można było dokładnie obejrzeć, kupić, a później załadować na przyczepę tuktuka lub przywiązać do bagażnika motoru i zawieźć do domu. Bardzo często w tej ostatniej drodze towarzyszył ofierze nie tylko nowy właściciel, ale również gromada dzieci, dla których czas spędzony na targu był idealną okazją do zabawy, oraz rzeźnicy, których z daleka wyczuwały przerażone wielbłądy: nic nie może równać się dzikiej gonitwie i błagalnym głosom zwierząt prowadzonych na rzeź.

            Czytając te krótkie opowiadania przemierzamy wąskie uliczki miasta, widzimy ślepca wkładającego monetę do ust, słyszymy głos szalonej kobiety i czujemy zapach świeżego chleba. Czujemy Marrakesz tak, jak pisarz poczuł to miasto. Canetti, nie rozumiejąc języka tubylców, słuchał głosu miasta i nasiąkał jego melodią. Głosy to właściwie za mało powiedziane, ponieważ z każdej relacji Canettiego wyłania się natychmiast obraz, a wraz z nim często także zapach i smak. Ta książka działa na zmysły i na wyobraźnię! Noblista z 1981 r., Elias Canetti, trafił do Marrakeszu w 1954 r. właściwie przypadkiem – jako osoba towarzysząca ekipie filmowej. Wrażenia z pobytu opisał w sposób „naiwny” – nie przygotowywał się, nie studiował książek, nie próbował uczyć się języka. Opisał m.in. karawanę wielbłądów przeznaczonych do rzeźni, żebraków, ulicznych opowiadaczy i pisarzy. Suk z całym bogactwem faktur, kolorów i zapachów, na który towary spływają wprost z warsztatów rzemieślników, przeciwstawił pustce nowoczesnego życia z jego produktami jednorazowego użytku. „W podróży akceptuje się wszystko, oburzenie zostaje w domu. Patrzy się, słucha, zachwyca się najstraszniejszymi rzeczami, bo są nowe. Dobrzy podróżnicy są bez serca.” 


            Elias Canetti nie miał ambicji reportera ani nie stroił się w szaty zadumanego moralisty. Z premedytacją nie pogłębiał lektur na temat miejsca do którego przybył, i sądząc po charakterze relacji, należy mu w tym względzie absolutnie wierzyć. Przyjął punkt widzenia zafascynowanego i zdziwionego obcym dla niego światem przechodnia, przybysza niemającego pretensji do zgłębiania i wytrwałego komentowania kulturowych różnic, a także ludzkiego indywidualnego i zbiorowego egoizmu. By naprawdę odczuć obcość, należy pozostać obcym, co paradoksalnie pozwoli odkryć częstokroć zaskakujące punkty wspólne – oto zamysł pisarza. Był więc Canetti podróżnikiem nieograniczającym się do – choćby i najbardziej urokliwych czy zaskakujących – impresji. Podróżnik „musi być bez serca” – pisze, i nie jest to w ustach tego subtelnego humanisty zamierzona przewrotność, umyślnie podkreśla sprzeczność prowadzącą do szybkiego i błyskotliwie zwycięskiego przezwyciężenia, ale raczej jedynie celny opis twórczej metody. Canetti w książce „Głosy Marrakeszu” pisał: „Hobbes. Z grona filozofów nie związanych z żadną religią tylko ci potrafią wywrzeć na mnie wrażenie, których myśli są wystarczająco radykalne. Hobbes jest jednym z nich. W tej chwili ma dla mnie szczególne znaczenie. Tylko nieliczne z jego myśli uważam za słuszne. Tłumaczy wszystko egoizmem, i choć zna tłum (wspomina o nim dość często), nie ma nic do powiedzenia na jego temat. Ja natomiast pragnę pokazywać właśnie, jak bardzo złożony jest egoizm, jak to, nad czym on panuje, właśnie wcale się nad nim nie wiąże. Wywodzi się z odmiennych, niż on obszarów natury ludzkiej, tych właśnie, których Hobbes nie dostrzega.”

            Canettiego nie interesowały łatwe triumfy. Owa przejęta przez niego metoda zakładała konieczny dystans i nieuleganie sentymentalnym powrotom, które mogą skutecznie zaburzyć proces pilnej obserwacji. Twórca założył zatem z góry, że nie rozpozna obcego świata w całej jego złożoności. Za to z pełną uwagą wpatrzył się w jego powierzchnię, będąc świadomym zarówno swych ograniczeń, jak i tego, że być może ujrzy tam to, co właśnie on mógłby ujrzeć. Tak dzieje się z mężczyzną opisanym na wstępie: „Poczułem do niego niepohamowaną miłość” – relacjonował narrator. Czyż nie odkrył w nim własnej tęsknoty za ojcem (rodzic Canettiego zmarł wcześnie i niespodziewanie) i za odnalezieniem się choćby w wielce niedoskonałej (rodzinie Dahanów daleko od ideału) wspólnocie rodzinnej i etnicznej, a także pokusy, by stać się częścią ortodoksyjnej, kierującej się czytelnymi regułami, przynajmniej w porównaniu z nim samym, społeczności. Jednak po dłuższym zastanowieniu autor zwraca się do oświeceniowych reguł życia: „Potrafią brać Boga do ust niby chleb. Mogą – gdy mają ochotę – wymieniać go, wzywać i interpretować. Rozgryzają jego imię, połykają jego ciało. A do tego jeszcze mówią, że nie ma dla nich nic  bardziej dostojnego. Podejrzewam wielu modlących się o to, że usiłują wytargować od Boga wiele rzeczy, zanim ktoś inny to zrobi, nie zamierzając przekazać ich dalej. Śmieszny jest przy tym fakt, że wszyscy pragną tego samego, a mianowicie – zaspokojenia najbardziej pospolitych życiowych potrzeb, i modlą się wspólnie. Również i pod tym względem podobni są do gromady żebraków, która rzuca się niby natrętny i bezczelny rój na jednego obcego. Nie potrafiłbym się modlić, nawet gdybym umiał. Modlitwa wydawała mi się zawsze wyjątkowo bezwstydnym naprzykrzaniem się Bogu, najbardziej obrzydliwym z grzechów. Wprowadziłbym po każdej modlitwie dłuższy okres pokuty.”

            Podążając dyskretnie podpowiadanym przez pisarza szlakiem, można zauważyć wiele kolejnych podobnych tropów. W opisach lęku przeczuwających śmierć wielbłądów i obojętnego stosunku arabskich kupców i rzeźników do przygotowywanych do rzezi zwierząt nietrudno dostrzec paralele do krwawych wydarzeń w Europie. Tym bardziej że informatorzy narratora wspominają swój udział w dwóch wielkich europejskich wojnach. Obojętność na cierpienie przy jego powszechności – to jest dla Canettiego doznanie uniwersalne, które stale napotyka. Tak jak i chęć życia, pomimo i ponad wszystko, irracjonalna i powszechna. Canetti wielokrotnie opisuje żywioł życia, który kołacze się w ludziach i zwierzętach do ostatniej chwili przed spodziewanym końcem. Jego uwagę przykuwa stary osioł przymuszany do udziału w jakichś niezrozumiałych dla Europejczyka widowiskach i z trudem trzymający się na nogach. W pewnym momencie zdumiony narrator zauważa, że zwierzęciu sterczy gigantyczny członek, potężniejszy niż kij, którym je bito. „Każdemu uciemiężonemu życzę rozkoszy w nędzy” – pisze wtedy poruszony Canetti. Te ziemskie rozkosze mogą być różnego rodzaju. Silny, acz dyskretny erotyzm jest siłą, której zresztą sam ulega, obserwując niedostępne dla niego kobiety, a także z pewnym spokojnym przerażeniem odkrywając podłość, jaka kryje się za związanym z kolonializmem i religijnymi zakazami utajonym seksualnym handlem.

            Z rodzajem spokojnego żalu, ledwie powstrzymującej nostalgii opowiada Canetti o dwóch dziedzinach dawnych rozkoszy, które Europa jeszcze wówczas nie do końca straciła, lecz proces ich utraty wydawał mu się nie do zatrzymania. Jedna z nich to religijna żarliwość, jaką zauważa wśród miejscowych kupców, a zwłaszcza wśród żebraków, bynajmniej ich nie idealizując, lecz dostrzegając w ich nawykowych modlitwach refleks potężnej duchowej tradycji. Tradycji, wypływającej z — pomimo wszystko — bliskiego europejskiemu źródła metafizycznej tęsknoty. Jak w opisywanym w zakończeniu przypadku „człowieka – brązowego tobołka”. Autor z wielką subtelnością ukazał powikłany splot tego, co duchowe z tym, co cielesne. Wola przetrwania, wola życia łączy się dla niego z reguły z perspektywą głodu wieczności. I znowu mamy w książce porównanie do dzieł słynnego malarza Hieronima Boscha. „U Boscha zdumiewa barwna nijakość zakochanych. Barwne bogactwo jego zwierząt i owoców, fantastyczne wynalazki twórców skalnych i studni krystalicznych, twory, w których umieszcza pary zakochanych, męki piekielne wymyślone przez niego – wszystko to, w porównaniu z bladymi, zawsze do siebie podobnymi postaciami ludzkimi, ma w sobie coś rozwiązłego, bujnego, jest przebogate i bez dna. Nigdy dotąd żywioł tłumu i egalitaryzm człowieka nie znalazł w sztuce tak przekonującego wyrazu. Ludzie, skoro tylko są nadzy, stają się na jego obrazach jak gdyby odbiciem lustrzanym. Ubrani mają różne twarze, nadzy natomiast podobni są do Adama i Ewy. (…) Nawet w systemie kar piekielnych nic nie wiąże się z brzemiennością. Miłość żyje sama dla siebie; wyrzucona poza świat wartości i cen, wypreparowana ze świata następstw.”

            Wreszcie zastał w Maroku Canetti jeszcze jedną wspaniałość, chyba dla niego największą: sztukę snucia opowieści, wręcz budzącą jego zazdrość wymieszaną z dumą. Jednak owa trudno uchwytna pomimo kulturowych podziałów wspólnota ludzkich doświadczeń być może jest tylko intelektualną iluzją, mrzonką, którą europejski twórca przywiózł w obce miejsce wraz ze sobą. O randze pisarstwa Eliasa Canettiego świadczy i to, że w pełni zdawał sobie sprawę z takiej ewentualności. Być może ludzie nie potrafią pokonać dzielących ich barier z lęku. Canetti tym razem przywołuje postać biblijnego proroka Jonasza. „Jonasz odzwierciedla dwie istotne cechy proroka [pisarza także, dopisek autora]: strach przed tym urzędem, który gna go aż do żołądka wieloryba; i gniew, że jego proroctwo się nie spełnia. Ta druga właściwość jest u proroków szczególnie odrażająca i niebezpieczna. Zmuszeni są pragnąć tego, co najgorsze, skoro już zostało przez nich przepowiedziane. Traktują pogróżki Boga bardziej serio, aniżeli on sam. Prorokiem być niełatwo; traktuje się go serio tylko w chwili, gdy sprawdza się jego przepowiednia, i dlatego nie może on zrezygnować z tej chwili. Wydzierają prorokowi jego triumf. Bóg oszukuje go, zaś prorok, który opowiada o najbardziej przerażających wydarzeniach, umie znieść wszystko prócz uczucia śmieszności. I dlatego mniemanie, według którego uosabia on w swoisty sposób to zło, o którym opowiada, przyczyniając się zarazem do jego sprowadzania, nie jest całkiem wyssane z palca. Gdyby dało się go zmusić do innej przepowiedni, niejedno mogłoby się inaczej potoczyć. I dlatego ludzie usiłują wywrzeć na niego nacisk.”

            Elias Canetti bez cienia ostentacji podjął taki wysiłek. W czasach, gdy często relacje z ciągle obcymi, choć tak na pozór bliskimi światami budzą przerażenie lub krótkotrwałe zatroskanie ludzi Zachodu, postawa Canettiego wydaje się aktualna. Cóż z tego, że nie śmiał on sobie wyobrażać ludzi takimi, jakimi są naprawdę? Jako „władca papieru” był w stanie sprawić, że zostali ocaleni w jego spojrzeniu.