04 lipca 2025

Portret artysty w wieku młodzieńczym

 

„Portret artysty w wieku młodzieńczym”

James Joyce


Autor/ Urodzony w 1882 roku w Dublinie, irlandzki prozaik i poeta. Powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskiego i światowego modernizmu. Swoje rodzinne miasto uwiecznił nie tylko w „Dublińczykach”, ale również w „Ulissesie”, bodaj najwybitniejszym ze swoich utworów. Opublikował m.in. tomy poetyckie „Chamber Music” (1907) oraz „Pomes Penyeach” (1927), wspomniany zbiór opowiadań pt. „Dublińczycy” (1914), powieść „Portret artysty w wieku młodzieńczym” (1916) oraz „Finneganów tren” (1939), najbardziej kontrowersyjne ze swoich dzieł. Po wyjeździe z Dublina mieszkał także w Trieście i Zurychu, w którym zmarł 13 stycznia 1941 roku.

Tłumaczenie/ Jerzy Jarniewicz

Tytuł oryginału/ en-ie A Portrait of the Artist as a Young Man

Tematyka/ Bohater Joyce’a, wzorowany na samym pisarzu, to dziecko wrażliwe, intelektualnie przewyższające rówieśników, ale fizycznie słabe, co przejawia się w wątłej budowie ciała i słabym wzroku. Fakt, że Stefan jest krótkowidzem, czyni go wrażliwym na dźwięki, zwłaszcza na melodię słów; można nawet powiedzieć, że jego percepcje są wyznaczone przez język, wobec czego bardziej żyje w świecie słów niż rzeczy. Chłopiec ma też bujną wyobraźnię, kompensującą braki percepcyjne, będącą jednak źródłem dodatkowych cierpień. Przebywając w Clongowes Wood College, Stefan dotkliwie odczuwa chłód i szorstkość pościeli w internacie, a także oddalenie od matki. Pobyt u jezuitów jest dla niego ciągłą tęsknotą za wakacjami, które spędzi w domu. Z chwilą zaś, gdy czas wolny dobiega końca, chłopiec traci apetyt; nie smakują mu nawet ulubione zrazy baranie.

Główny motyw/ Utwór Joyce’a ma cechy wspólne z cyklem powieściowym Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”, ukazującym dojrzewanie artysty; o ile jednak Proust akcentuje rozwój wewnętrzny pisarza, o tyle Joyce’a interesują zmagania przyszłego artysty ze szkołą. Dzięki temu poznajemy zarówno rozterki bohatera, jak i system, który go ukształtował. Powieść składa się z pięciu rozdziałów, ukazujących kolejne etapy dojrzewania artysty. Rozdział I opisuje dzieciństwo, przy czym głównym wydarzeniem jest wyjazd do szkoły. Rozdział II jest opisem fizycznego i intelektualnego dojrzewania Stefana. Chłopiec przeżywa pierwsze doznania seksualne, które są zarazem tajemnicze i grzeszne. Tematem rozdziału III są rekolekcje, głoszone przez ojca Arnalla w dniu św. Franciszka Ksawerego. Przypadają one w życiu Stefana na okres świadomości własnego upadku, kiedy młodzieniec traci nadzieję na zbawienie. Rozdział IV ukazuje duchowy przełom bohatera. Skupiony na modlitwie Stefan wierzy, że odzyskał łaskę Boga. Rozdział V ukazuje w pełni ukształtowanego młodzieńca, który obrał sztukę za treść życia. Decyzja ta wiąże się z porzuceniem religii oraz zerwaniem więzi rodzinnych i narodowych.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czuł, że robi mu się niedobrze w sercu, jeśli w sercu w ogóle może być komukolwiek niedobrze.”

„Chodzimy do domu Bożego w pokorze, żeby modlić się do Stwórcy – powiedział pan Casey – a nie po to, by wysłuchiwać deklaracji wyborczych.”

„Jesteśmy nieszczęsnym narodem na księżym postronku, zawsze tak było i zawsze tak będzie aż po koniec baśni.”

„Nie chciał się bawić. Chciał spotkać w rzeczywistym świecie ten niematerialny wizerunek, który nieustannie widział oczyma duszy.”

„Duszę targały niepokoje i rozpacz, których źródłem było to ponure zjawisko zwane Dublinem.”

„(…) czuł, że świat bezceremonialnie zadaje kłam jego fantazjom.”

„Zszokowany, odkrył w świecie zewnętrznym ślad tego, co dotychczas zdawało mu się prymitywną i jednostkową przypadłością jego umysłu.”

„Myślę, że syn nie może bać się ojca.”

„Czas jest, czas był, lecz czasu nie będzie.”

„Rozmnażanie jest początkiem śmierci.”

„(…) a skoro Chrystus pozwolił dzieciom, by przychodziły do Niego, to czemu Kościół wysyła je wszystkie do piekła, jeśli są nieochrzczone?”

„Każdy osioł, co łazi po ulicach, sądzi, że ma idee.”

            W swojej zewnętrznej warstwie znaczeniowej „Portret artysty w wieku młodzieńczym” Jamesa Joyce’a jest powieścią autobiograficzną. Ukazując zasadnicze fazy rozwoju i buntu bohatera powieści Stefana Dedalusa, znane nam z życia pisarza, autor ze szczególnym mistrzostwem i wnikliwością opisuje świat myśli, wyobrażeń i uczuć małego chłopca, potem zaś gwałtowne burze okresu dojrzewania, wywołane przez zderzenie się młodzieńczego seksualizmu ze specyficzną pobożnością wychowanka jezuickich szkół, upatrzonego przez Ojców na przyszłego księdza lub nawet członka zakonu. Dzieje Stefana, szamocącego się między „natarczywym wołaniem ciała” a przytłaczającym poczuciem grzechu, między jezuicką, jakże zmysłowo-cielesną wizją piekła a egzaltowanym niebem mistycznych uniesień i tęsknot – to studium psychologiczne i psychoanalityczne, którego nie powstydziłby się Zygmunt Freud. W studium tym nie brak niczego: ani autoerotyzmu, ani wypraw do prostytutek, ani masochistycznej samoudręki, ani kompleksów, ani zahamowania popędu, ani jego sublimacji w młodzieńczych wierszach czy w estetycznej kontemplacji widoku obnażonej dziewczyny nad brzegiem morza.

            Egon Naganowski w książce „Telemach w labiryncie świata” napisał, mimo że te i inne konflikty i problemy dojrzewania Stefana, które razem przygotowują i pobudzają jego rewoltę przeciwko uświęconym wartościom, znakomicie tłumaczą się w autobiograficzno-psychologicznym planie powieści, to jednak dopiero wykrycie ich głębszego sensu pozwala odczytać dzieło zgodnie z intencjami autora. Wtedy okaże się, że w „Portrecie artysty w  wieku młodzieńczym” wszystko ma podwójne, często potrójne czy poczwórne znaczenie, że jedna postać mieści w sobie kilka postaci i że materiał autobiograficzny posłużył pisarzowi właściwie tylko do ewokacji starego mitu, który w interpretacji Joyce’a staje się parabolą odwiecznej, a jednocześnie nader współczesnej sytuacji człowieka i artysty w labiryncie świata, rządzonego przez zachłanne autorytety. Słowo „labirynt” kojarzy się oczywiście nie tylko z Ariadną, lecz także z ateńskim budowniczym Dedalem, a Dedal to przecież nazwisko Stefana. Oto klucz do podziemi powieści, której autor dał motto zaczerpnięte z „Metamorfoz” Owidiusza: „Et ignotas animum admittit in artes” („I zwróć umysł ku nieznanym sztukom”).

            Analogie między „Portretem artysty w wieku młodzieńczym” a kreteńskim mitem sięgają najdrobniejszych szczegółów, których dokładne rozpatrzenie zawiodłyby nas jednak za daleko. Skoncentrujemy się wyłącznie na sprawach zasadniczych. W starożytnej legendzie Dedal, emigrant skazany w ojczyźnie na banicję, zbudowawszy na rozkaz króla Minosa gmach labiryntu, więzienie dla groźnego Minotaura, został w nim potem zamknięty za jakieś przewinienie. Co do rodzaju tego przewinienia istnieją najróżniejsze wersje w różnych wariantach mitu. Chodziło albo o zdradzenie planu budowli Ariadnie, by umożliwić jej uratowanie Tezeusza, albo o chęć wyzwolenia się spod władzy króla i ucieczki z Krety, albo wreszcie o skonstruowanie dla żony Minosa, Pazyfae, drewnianej krowy, do której wnętrza królowa wchodziła, by móc niepostrzeżenie cudzołożyć z bykiem. Tę krowę spotykamy zaraz na wstępie w „Portrecie…” pod niewinną, dziecięcą postacią „ryczykrówki”. Ponieważ zaś krowa we wszystkich mitologiach jest symbolem płodności, dla myślącego teologicznymi kategoriami Joyce’a, który nie uznawał naturalnych związków krwi i marzył o duchowym pokrewieństwie z wyboru, kojarzy się ona z pojęciem grzechu pierworodnego, obciążającego Stefana.  Grzech ten, główna skaza, polega na  jego pochodzeniu z fizycznego aktu, co właśnie zamknęło młodego bohatera w labiryncie cielesnych, gwałtownych tłumień żądz, przede wszystkim zaś w labiryncie przemożnych instytucji – rodziny, Kościoła, ojczyzny. W ten sposób labirynt urasta do alegorii losu-więzienia, na które człowiek jest skazany, a starszy kolega szkolny Stefana, Wells, inspektor ojciec Dolan, rodzony ojciec (tj. John Stanislaus) i inne karzące lub nastające na chłopca osoby w powieści są kolejnymi wcieleniami króla Minosa, symbolu obrażonej, często niesprawiedliwej i zawsze brutalnej władzy.

            Labirynt, po którym błąka się bohater Joyce’a przybiera najrozmaitsze, lecz z reguły łatwo rozpoznawalne zewnętrzne rysy. W Clongowes Wood „Stefan wyszedł w szeregu z innymi chłopcami z sali wykładowej i poszli w dół po schodach i przez korytarze do kaplicy. Korytarze były słabo oświetlone, podobnie jak kaplica. Wszystko pogrążało się w  końcu w mroku i śnie… Cały ten mrok jest zimny i niesamowity. Tkwią w nim blade, niesamowite twarze, ślepia wielkie jak latarnie powozowe. Są to duchy morderców…”. Wizja labiryntu i straszących w nim potworów-widziadeł męczy chłopca w gorączkowym, koszmarnym śnie o własnej śmierci i pogrzebie, trumnie i katafalku. Ręka prefekta, która dotyka jego czoła, przypomina mu szczura, wstrętne, oślizłe zwierzę podziemi. A kiedy Stefan został niesłusznie ukarany przez ojca Dolana, chłopiec przemienia się w Tezeusza, samotnie walczącego w zakamarkach labiryntu, i wyrusza na poszukiwanie Minotaura – rektora szkoły.   


            Również nocny Dublin, którego ulicami młody człowiek wędruje do dzielnicy prostytutek, jest miastem-labiryntem: „Błąkał się po ciemnych, zabłoconych ulicach; zaglądał w mrok ciasnych zaułków i bram…”. „Dostał się w labirynt ciasnych i brudnych uliczek” itd. A piekło, którym podczas rekolekcji straszy jezuicki kaznodzieja, piekło odmalowane iście dantejskim pędzlem, „to ciasne, ciemne i smrodliwe więzienie”, też przywodzi na myśl labirynt – najstraszliwszy, bo wieczny. W ponownym lękowym śnie Stefan przeżywa jego okropności, spotyka zaludniające piekło-labirynt poczwary, całe czeredy ohydnych Minotaurów. „Poruszają się powolnymi, kolistymi ruchami, kołując coraz bliżej, by otoczyć, otoczyć… Jak szalony zrzucił z siebie koce, aby oswobodzić twarz i szyję. To jego własne piekło. Pan Bóg pozwolił mu ujrzeć piekło przeznaczone mu za jego grzechy…”. W końcu więc sam Bóg występuje w roli karzącego Minosa i mitologia grecka łączy się z chrześcijańską.

            Cała powieść opiera się zresztą na tej koegzystencji legend, gdyż, zdaniem wielu krytyków literackich, „Portret…” jest nie tylko powtórzeniem historii Dedala, ale również historii św. Stefana męczennika, ukamienowanego przez tłuszczę, oraz historii Chrystusa, ukrzyżowanego przez naród i kapłanów. Warto ponadto zwrócić uwagę na bezpośrednie skojarzenie przez autora dziejów Stefana z dziejami Prometeusza. Zaraz na wstępie „Portretu…” dowiadujemy się, że malec był nieposłuszny wobec autorytetów dziecięcego świata, matki i guwernantki. „Schował się pod stół. Jego matka powiedziała: - O, Stefan chce przepraszać. Dante powiedziała: - O, jeśli tego nie zrobi, przylecą orły i wydziobią mu oczy”. Zamiast o wątrobie z prometejskiego mitu, jest tu więc mowa o innym organie, najbardziej zagrożonym u Stefana-Jamesa (należy nadmienić, że James Joyce cierpiał na poważną wadę wzroku).

            Miejsca, w których toczy się akcja powieści, owe ponure pokoje, kaplice i konfesjonały, owe zaułki, krużganki, korytarze i schody, wiodące do niskich drzwi, do zamkniętych pomieszczeń, chwilami żywo przypominają scenerię z utworów Kafki i podobnie jak i ona symbolizują ograniczoność i koszmar ludzkiego istnienia oraz – z psychoanalitycznego punktu widzenia – labirynt ludzkiej podświadomości, labirynt kompleksów i zahamowań. Główna różnica między autorem „Procesu” a autorem „Portretu…” polega jednak na tym, że Kafka głosząc konieczność walki nie wierzył w możliwość odniesienia zwycięstwa, wyzwolenia się z koszmaru, natomiast Joyce każe swemu bohaterowi nie tylko buntować się, ale wreszcie zerwać pęta. To co nie udaje się postaciom Kafki lub dzisiejszym Tezeuszom, udaje się Stefanowi. Jak mityczny Dedal przeciwstawia się Minosowi, jego kolejnym wcieleniom, jak kreteński Tezeusz stawia czoło Minotaurowi, jak Ulisses wywołuje gniew Posejdona z powodu oślepienia jego synów, jak Ikar wypowiada posłuszeństwo ojcu, jak Prometeusz wykrada boski ogień twórczej inspiracji.

            „Portret artysty w wieku młodzieńczym”, przypowieść-mit o współczesnym Dedalu, o edukacji zbuntowanego człowieka-artysty, uznającego tylko jednego boga – sztukę i tylko jedną zasadę – niezależność twórczego ducha, zapowiada jeszcze wyraźniej i bardziej bezpośrednio niż inna książka „Dublińczycy” wielki mit „Ulissesa”, z którym łączą go rozliczne więzy fabularne, „personalne” i formalne. Jeżeli Stefan w „Ulissesie” okazuje zupełną obojętność do rodziny i mieszka gdzie indziej, jeżeli nie spotyka się ze swym „cielesnym” ojcem i niby Telemach żegluje po dublińskim morzu w poszukiwaniu ojca „prawdziwego”, mistycznego, to przyczyna leży w jego przeżyciach przedstawionych w „Portrecie…”.

   Stefan w „Portrecie artysty w wieku młodzieńczym” jest Dedalem i Ikarem, Tezeuszem i Ulissesem, Prometeuszem i Lucyferem, św. Stefanem i Chrystusem – a więc każdym człowiekiem, który śmiało dąży do wyznaczonego celu, nie zważając na niebezpieczeństwa, cierpienia i prześladowania. Lynch – przyjaciel Stefana ze studiów, grający rolę odwiecznego zdrajcy: Judasza, Jaga, Rosenkrantza i Guildensterna[1] w jednej osobie – jest jego cieniem i antytezą. Naga dziewczyna znad brzegu morza – Wenus Anadyomene, Nauzykaa, Ariadna i muza – to z kolei różne wcielenia kobiecego pierwiastka: inspiratorki młodego, poszukującego swojej drogi poety. Matka Stefana symbolizuje Kościół, ojciec – ojczyznę. Inne postaci pojawiające się w powieści (rozmaite wcielenia króla Minosa i Minotaura) również współtworzą mitologiczny wymiar narracji. W autobiograficzno-realistycznym planie powieści są to postacie mniej lub bardziej zindywidualizowane, lecz poprzez wielość i pomnażalność swoich mityczno-symbolicznych znaczeń zapowiadają pojawienie się Leopolda Blooma – uniwersalnego wędrowca naszej epoki i wszystkich epok, żyjącego w bezczasowym czasie osiemnastu wszechogarniających godzin.

            Bohater Joyce’a, wzorowany na samym pisarzu, to dziecko wrażliwe, intelektualnie przewyższające rówieśników, ale fizycznie słabe, co przejawia się w wątłej budowie ciała i słabym wzroku. Krótkowzroczność Stefana sprawia, że jego zmysły koncentrują się przede wszystkim na dźwiękach, a zwłaszcza na melodiach ukrytych w słowach. Można wręcz odnieść wrażenie, że to język wyznacza granice jego percepcji – chłopiec zdaje się żyć bardziej w świecie słów niż rzeczy. Towarzyszy mu także niezwykle żywa wyobraźnia, która choć rekompensuje ograniczenia zmysłowe, bywa jednocześnie źródłem dodatkowych cierpień i lęków. Podczas pobytu w Clongowes Wood College Stefan szczególnie dotkliwie odczuwa chłód i szorstkość pościeli, samotność internatu i fizyczne oddalenie od matki. Życie wśród jezuitów jawi mu się jako pasmo oczekiwania na wakacje – upragniony powrót do domu. Gdy jednak zbliża się ich koniec, ogarnia go smutek tak głęboki, że traci apetyt.

„Portret…” jest powieścią autobiograficzną, Joyce bowiem, podobnie jak Stefan, w wieku sześciu lat został oddany do szkoły jezuickiej (Clongowes Wood College), gdzie panował surowy rygor. W 1883 roku pisarz trafił do kolegium jezuickiego w Belvedere, gdzie pobierał nauki również jego bohater. Joyce, podobnie jak Stefan, myślał o wstąpieniu do zakonu, ostatecznie jednak podjął studia świeckie w prowadzonym przez jezuitów University College w Dublinie; ukończył je w roku 1902. Przebywając w szkołach jezuickich przez 14 lat, pisarz dobrze poznał realizowany w nich model wychowania. Zrażony do zakonu zerwał z religią, stając się (podobnie jak Stefan) ateistą.

            Powieść składa się z pięciu rozdziałów, ukazujących kolejne etapy dojrzewania artysty. Rozdział I opisuje dzieciństwo, przy czym głównym wydarzeniem jest wyjazd do szkoły. Dom rodzinny oznaczał dla Stefana miłość matki, surowość Dante i bluźniercze opinie ojca na temat Kościoła katolickiego (zwłaszcza irlandzkiego); szkoła z kolei jest miejscem samotności i tęsknoty za domem. Kluczowa dla tego okresu jest wizytacja inspektora Dolana, który niesłusznie ukarał Stefana. Chłopiec, potrącony przez rowerzystę, stłukł okulary; nie mogąc czytać ani pisać, został zwolniony przez nauczyciela z pracy na lekcji. Inspektor uznał jednak, że Stefan to leń zasługujący na karę. Incydent, który przydarzył się też Joyce’owi, ukazuje bezsilność ucznia; kiedy bowiem Stefan złożył skargę u rektora, ten uznał zajście za nieporozumienie i nie podjął żadnych działań. Rozdział II jest opisem fizycznego i intelektualnego dojrzewania Stefana. Chłopiec przeżywa pierwsze doznania seksualne, które są zarazem tajemnicze i grzeszne. Źródłem tej ambiwalencji było potępienie przez jezuitów życia erotycznego; tymczasem pierwszy w życiu akt płciowy (z prostytutką) dał Stefanowi poczucie bezpieczeństwa. Tematem rozdziału III są rekolekcje, głoszone przez ojca Arnalla w dniu św. Franciszka Ksawerego. Przypadają one w życiu Stefana na okres świadomości własnego upadku, kiedy młodzieniec traci nadzieję na zbawienie. Przerażony wizją piekła, kreśloną przez kaznodzieję, wraca na krótko do praktyk religijnych. Rozdział IV ukazuje duchowy przełom bohatera. Skupiony na modlitwie Stefan wierzy, że odzyskał łaskę Boga. Jego pobożność widzą też jezuici, sugerując mu drogę kapłańską; Stefan jednak propozycję odrzuca, odkrywa bowiem, że jego prawdziwym powołaniem jest poezja, co znajduje potwierdzenie w spotkanej na plaży dziewczynie, podobnej do morskiego ptaka i symbolizującej świętość sztuki. Z chwilą dokonanego wyboru Stefan odzyskuje poczucie wolności. Rozdział V ukazuje w pełni ukształtowanego młodzieńca, który obrał sztukę za treść życia. Decyzja ta wiąże się z porzuceniem religii oraz zerwaniem więzi rodzinnych i narodowych; wychowanek jezuitów odmawia służby Bogu, Kościołowi i ojczyźnie. Powtórzenie buntowniczych słów Lucyfera (non serviam) świadczy o tym, że Stefan wszedł na drogę wolności, za jedyne bóstwo uznając piękno. Odmówił nawet prośbie matki, skłaniającej go do wypełnienia praktyk wielkanocnych, nie potrafił bowiem udawać wiary. Stefan zrywa też z Irlandią, postanawiając wyjechać za granicę, co nie wynika z braku troski o kraj, lecz z niechęci do panującego w nim nacjonalizmu. Struktura powieści Joyce’a przypomina greckie tragedie, rozpoczynające się od prologu, ukazującego sytuację wyjściową akcji; w „Portrecie…” rolę tę pełni rozdział pierwszy. Podobnie do tragedii greckiej, składającej się z epizodów (od trzech do pięciu), w powieści kluczowe są trzy dalsze rozdziały (od drugiego do czwartego), ukazujące duchowy przełom Stefana. Ostatni (piąty) rozdział odpowiada exodusowi w tragedii greckiej, rozwiązującemu wszystkie wątki akcji.

            Bohater Joyce’a przechodzi zatem drogę od niewinności dziecka, drżącego przed straszliwym Sędzią, po afirmację życia, której nie tłumią kościelne zakazy. Odraza do ciała, którą czuł w czasie rekolekcji, została pokonana dzięki negacji Boga w imię wolności i sztuki, będącej najpełniejszą ekspresją ludzkiego życia. Znaczy to, że początkowa tresura, polegająca na karach cielesnych i lęku przed piekłem, prowadzi Stefana do zrzucenia krępujących go więzów. Potwierdza to także struktura powieści: na początku widzimy malca, straszonego piekłem przez Dante, na końcu zaś poetę, który zaświaty uznaje za mit – o czym świadczy nawiązanie do autora „Boskiej komedii”. Ewolucja Stefana ukazuje jednak nie tylko narodziny artysty, lecz także system wychowawczy, który go ukształtował.

           

           

           

              

 

 

 



[1] Rozenkranc i Gildenstern – postacie fikcyjne, bohaterowie sztuki Williama Szekspira Hamlet. Szkolni koledzy głównego bohatera i jego, jak sami się określają, najlepsi przyjaciele. Zostali wezwani do Danii przez króla Klaudiusza i królową Gertrudę, żeby uprzyjemnić życie Hamletowi. Mieli oni spędzać z nim czas, rozweselać go i sprawić, by otworzył się przed nimi i zwierzył ze swoich problemów. Przede wszystkim mieli jednak szpiegować młodego księcia i donosić jego stryjowi o wszystkim, co on robi. Hamlet jednak nie daje się oszukać i – domyślając się ich prawdziwych intencji – nie powierza im swoich sekretów.

19 czerwca 2025

Auto da fé

 

„Auto da fé”

Elias Canetti

 

Autor/ Urodził się 25 VII 1905 w Ruszczuku (obecnie Ruse, Bułgaria) w bogatej rodzinie Żydów sefardyjskich osiadłych w Bułgarii; w 1911 wyjechał do Wielkiej Brytanii, od 1916 przebywał w Szwajcarii i Niemczech, od 1924 w Wiedniu, w 1938 przeniósł się do Londynu, a od 1988 mieszkał w Zurychu. Członek austriackiego Pen Clubu. W swojej twórczości Canetti analizował emocje tłumu, psychopatologię władzy i sytuację jednostki w obliczu konfliktu ze społeczeństwem. Zainteresowanie pisarza ruchami masowymi datuje się od czasu zamieszek ulicznych wywołanych wysoką inflacją w latach 20. we Frankfurcie, których kulminacją stały się rozruchy w 1927, kiedy to wściekły tłum podpalił wiedeński Pałac Sprawiedliwości (zob. Austriacka wojna domowa). Z zaplanowanej ośmiopowieściowej sagi o gniewie tłumu powstała tylko Die Blendung (1935; Auto da fé, wyd. pol. 1966). Jest to powieść o degradacji i zagładzie uczonego, odizolowanego w groteskowym świecie. W 1981 został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.

Tłumaczenie/ Edyta Gałuszkowa-Sicińska

Tytuł oryginału/ de-at Die Blendung

Tematyka/ Canetti znakomicie pokazuje losy człowieka dla którego idee są ważniejsze od ludzi, co jeszcze można by przeboleć; ale także człowieka, który ceni książki tak bardzo, że wszystko inne przy nich wydaje mu się plugawe. Ceni egzemplarze książek na równi, lub może nawet bardziej niż samą ich treść, samą myśl ludzką. Swą służbę nauce traktuje jak wojskowy dryl, i co najistotniejsze – choć nie cierpi na syndrom złotego wieku – jest zamknięty na współczesność.

Główny motyw/ Bohaterem powieści jest profesor Piotr Kien, światowej sławy sinolog, mól książkowy i odludek. Funkcjonuje on w doskonałej harmonii we własnym, całkowicie oderwanym od rzeczywistości świecie. Skupiony na pracy naukowej, miłością obdarzył swe książki i w sercu zabrakło mu już miejsca na większość ludzkich uczuć. Historia Kiena, który w finale powieści płonie we własnoręcznie wznieconym pożarze wraz ze swym legendarnym księgozbiorem, przybiera postać metafory. Choć osadzona w realiach Wiednia przełomu lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, nosi cechy zrodzonej w rozgorączkowanym umyśle fantasmagorii.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W czasie swoich rannych spacerów między godziną siódmą a ósmą zwykł lustrować wystawy mijanych po drodze księgarń. Niemal z rozbawieniem stwierdzał, że szmira i kicz rozprzestrzeniają się coraz bardziej.”

„Nic nie budziło w nim większej odrazy niż zabrudzone książki.”

„Do gotowania wystarczy zwykła kucharka. Do dzieci trzeba angażować matkę.”

„Czasem jakieś przypadkowe bodźce, niespodzianie odczute, popchną człowieka we właściwym kierunku.”

„Księgarz jest królem, król nie jest księgarzem.”

„Dzień powszedni był powierzchowną gmatwaniną kłamstw. Ilu przechodniów, tylu kłamców.”

„Dzień odpoczynku był pierwotnie pomyślany jako dzień milczenia.”

„Sen, rozłożony na poszczególne składniki, traci swoją moc.”

„Powieść to kliny, które piszący autor wbija w zamkniętą osobowość swoich czytelników.”

„Najdoskonalszą definicją ojczyzny jest biblioteka.”

„Niewątpliwie można kobietom wiele zarzucić, tylko idiota żeni się bez okresu próbnego.”

„Bywają tacy niesamowici mężczyźni, co to nie są mężczyznami. Spodnie nic nie znaczą, noszą je tylko tak sobie.”

„Myśli nie podlegają cenzurze.”

„Z samej miłości nie da się żyć.”

„Jakąż wartość mają pieniądze, o których wiadomo z całą pewnością, że nigdy się ich nie dostanie?”

„Chcąc zyskać władzę nad człowiekiem, wystarczy go odpowiednio zaszeregować w historii.”

„Gdy kobiety kochają, tracą charakter.”

„Między analfabetami pieniądz uchodzi za rozstrzygający dowód wszystkiego: przyjaźni, dobroci, wykształcenia, władzy, miłości.”

„Prawdziwa miłość nie uspokaja się i stwarza sobie zmartwienia nowe, zanim jeszcze stare na dobre umarły.”

„Wszyscy chodzą przez osiem lat do szkoły i niczego się nie nauczą.”

„Każdy człowiek wypełnia jakieś puste miejsce, choćby tylko przez krótką chwilę.”

„Przy milionowych spadkach lubią się nagle zjawić przyszywani krewni.”

„Tyle przebiegłości mieści się w człowieku, przepraszam, w kobiecie, nie należy być niesprawiedliwym.”

„Dokąd jeszcze zawiedzie nas ten świat? Widocznie stoimy przed katastrofą. Zabobon lęka się okrągłej cyfry tysiącleci i komet.”

„Przecież człowiek jak ślepy przechodzi przez życie.”

„Żaden człowiek nie jest wart tyle, ile jego książki, proszę mi wierzyć.”

„Miłość zdobywa się na wiele pomysłowości.”

„Fischerle nie wierzył w nic poza tym, że pochodzenie żydowskie stanowi jedną z tych zbrodni, które same sobie wymierzają karę.”

„Ludzie rodzą się rozmaici. Jedni przynoszą z sobą na świat dzielność, rozum, inteligencję i zmysł polityczny, inni składają się z samej skóry i kości.”

„Istnieją kobiety, których się nie zapomina.”

„Miejsce przestępstwa wymaga przestępstwa.”

„Czemu ludzie tak się dręczą? Życie jest eleganckie. Codziennie ukazują się nowe wzory krawatów. Trzeba je umieć nosić.”

„Któż lepiej zna pobudki jakiegoś czynu niż sam sprawca?”

„Udawała miłość do książek, dopóki spodziewała się po mnie testamentu.”

„Kobieta potrafi rozdzielić najlepszych mężczyzn.”

„Kto jeszcze potrafi odróżnić rzeczywistość od urojenia, ten może być pewien swych władz umysłowych.”

„Co wniosły kobiety do historii? Dzieci i intrygi!”

„(…) żył niczym książę Gautama, zanim został Buddą.”

„My jesteśmy spętani, on jest spętany; nas pętają doświadczenia innych, jego opętały własne.”

„Wskutek własnego ubóstwa stajemy się wierzącymi.”

„Człowiek wrażliwy z każdego spotkania wynosi jakąś korzyść czy szkodę, ponieważ budzi ono w nim uczucia i wspomnienia.”

„Każdy człowiek składa się ze słabych miejsc (…).”

„Już niektórym owadom wiedzie się lepiej niż nam.”

„Nie ma miłości! A czego nie ma, tego nie można ani zastąpić, ani nie zastąpić.”

„Kobiety, jeśli czytają, karmią się pamiętnikami.”

„Oto różnica między nami. Ty żyjesz z twoich obłąkańców, ja z moich książek. Co jest uczciwsze? Ja mógłbym mieszkać w jakiejś dziurze, mam moje książki w głowie, tobie potrzeba całego zakładu dla umysłowo chorych.”

„Czym jest śmierć? Ustaniem pewnych funkcji, czymś negatywnym, nicością. I ja mam na nią czekać? Na kaprys jakiegoś upartego, starego ciała?”

„Życzliwość Boga wyczerpała się z chwilą stworzenia Adama.”

„Pochlebstwa pod adresem Boga nazywają się modlitwami.”

„Pierwszy sen człowieka zrodził się z lęku przed kobietą.”

Wewnątrz głowy czy na zewnątrz głowy? Gdzie istnieje świat rzeczywisty? Jest to zagadka zgłębiana w „Auto-da-fé”, jedynym dziele modernistycznym opublikowanym przez Eliasa Canettiego, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1981 roku. Książka jest intensywną, długą i szczegółową medytacją nad różnymi subiektywnymi rzeczywistościami, w których żyją ludzie, jak nakładają się te rzeczywistości na siebie, wchodzą w interakcje, konflikty i relacje. Książka jest jednocześnie wzruszająca, przerażająca, zabawna i tragiczna, poruszająca pewne prowokujące do myślenia i niepokojące kwestie dotyczące światotwórczej natury ludzkiej myśli. Ukończenie tej 582-stronicowej książki było jak przebudzenie ze snu, który sprawił, że zacząłem się zastanawiać, ile tak naprawdę z mojego „prawdziwego” życia dzielę z innymi.

Książka podzielona jest na trzy części: 1. „Głowa bez świata”, 2. „Świat bez głowy” i 3. „Świat w głowie”. Historia opowiada o życiu Piotra Kiena, sinologa, który mieszka w mieszkaniu, w którym zgromadził jedną z największych prywatnych bibliotek na świecie. Jako uczony jest szanowany, ale unika bezpośredniego kontaktu z innymi, zamiast tego woli pozostać wśród swoich książek, badając i pisząc artykuły, które wysyła na konferencje, aby inni profesorowie mogli je przedstawić pod jego nieobecność. Pierwsza część „Auto-da-fé” rozgrywa się głównie w mieszkaniu Kiena. Druga część rozgrywa się poza jego mieszkaniem, gdy zostaje wygnany z własnego domu, a trzecia część opisuje jego powrót do mieszkania. Chociaż w całej historii pojawia się wiele postaci, główny wątek opowieści jest zakotwiczony w rozwijaniu myśli głównego bohatera. W rzeczywistości ogólna struktura tej książki przypomina mi Heglowską „Fenomenologię ducha”, która opisuje ewolucję świadomości zgodnie z triadycznymi splotami logiki dialektycznej. Tak więc w części pierwszej Piotr Kien zaczyna jako samowystarczalna świadomość (teza), która w części drugiej zmuszona jest do konfrontacji ze świadomościami znajdującymi się poza sobą (antyteza), aż w końcu w części trzeciej konsoliduje te doświadczenia w tragiczne Aufhebung [1](synteza).

Struktura „Auto-da-fé” daje czytelnikowi ważne wskazówki. Wiele wydarzeń w książce jest surrealistycznych i dziwacznych, więc ścisła struktura, którą Canetti nadał swojej historii, pomaga zapewnić, że istnieje sens i cel całej tej dziwności. Czułem się zdezorientowany i zbity z tropu przez pozorną nielogiczność niektórych wydarzeń, ale przypominając sobie podział historii, którą czytałem, i cofając się i przeglądając wydarzenia prowadzące do każdego dziwacznego epizodu, poczułem się ponownie skoncentrowany i pewny, że za pozornym nonsensem kryje się jednak sens. Ostatecznie stało się jasne, że głównym tematem poruszanym w książce jest natura ludzkiej alienacji i nasze wysiłki, aby czuć się bezpiecznie, pewnie w świecie, który jest zbyt skomplikowany i fragmentaryczny, abyśmy mogli go naprawdę pojąć. Zafałszowujemy rzeczywistość, nadmiernie ją upraszczając, a następnie trzymamy te uproszczenia w naszych głowach. Ponieważ każdy z nas jest zaangażowany w swoje własne, niepowtarzalne formy upraszczania, tak naprawdę nie rozumiemy się nawzajem. Konstruujemy reifikacje, które zderzają się ze sprzecznymi reifikacjami, które inni zbudowali w swoich własnych głowach, i chociaż może się wydawać, że angażujemy się w znaczące relacje ze sobą, w rzeczywistości po prostu nie rozumiemy innych ludzi, ponieważ jesteśmy osadzonymi we własnych mentalnych więzieniach.

Specjalizacja Piotra Kiena jako sinologa daje centralną wskazówkę co do filozoficznych podstaw tej książki. Jego studia nad konfucjanizmem, buddyzmem i taoizmem wprowadzają nas w idee dotyczące nietrwałości, cierpienia i iluzorycznej natury świata zjawisk. W całej książce powracają również idee Kanta i Hegla, cementując zainteresowanie autora przepływem egzystencji oraz alienacją ludzkiej świadomości od całości noumenalnej, „rzeczy samej w sobie”. Zarówno Wschodni, jak i Zachodni myśliciele, o których mowa w tej historii, są tymi, którzy charakteryzują świat jako ideę w naszych głowach, coś, co nie jest „prawdziwe” w sensie posiadania obiektywnego lub stabilnego istnienia. Te kwestie są dość wyraźnie wyrażone w różnych fragmentach powieści, które prawdopodobnie nie są tylko głosem Kiena, lecz samego Canettiego.

Sposób, w jaki rozumiemy naszą sytuację, polega na fragmentaryzacji i rozszczepianiu całości rzeczy na strawne i zrozumiałe kawałki. Z konieczności jesteśmy ślepi na całą rzeczywistość, ponieważ gdybyśmy zwracali uwagę na wszystkie rzeczy naraz, bylibyśmy przytłoczeni nawałem sprzecznych często informacji. Każda rzecz zapadłaby się w każdą inną rzecz i nie bylibyśmy w stanie odróżnić tego, co jest dla nas ważne, od tego, co jest błahe. Nasze umysły (by użyć metafory z Sartre'a) są jak latarki, które oświetlają tylko małe skrawki rzeczywistości. Bez tego „obcięcia” jedno zdarzenie przechodziłoby w drugie i nie byłoby odrębnych obiektów, zdarzeń czy sytuacji. To ludzki umysł tnie rzeczy, a następnie przestawia je w subiektywne światy, w których funkcjonujemy. Ale wtedy mylimy naszą własną subiektywną interpretację świata z inną, która naprawdę istnieje. 


Temat ten został zilustrowany w pierwszym rozdziale książki. Kien stoi przed księgarnią, ściskając w ręku walizkę, w której trzyma wybrane pozycje ze swojej prywatnej biblioteki. Tu spotyka młodego chłopca, który również jest zafascynowany książkami wystawionymi w witrynie księgarni. Kien wyrywa się z wewnętrznego zaabsorbowania własnymi myślami, aby sprowokować chłopca do rozmowy, który przypomina mu siebie z dzieciństwa. Obiecuje chłopcu wizytę w swojej bibliotece, po czym wyrusza w drogę. Idąc ulicą, Kien uświadamia sobie, że słyszy głos pytający go o drogę. Kiedy głos nie otrzymuje odpowiedzi na swoje pytanie, staje się coraz bardziej wzburzony i gniewny. Kien myśli sobie, że zignoruje to milczeniem. Postanawia nie udzielić temu człowiekowi odpowiedzi. Pomyślał sobie. „Większość ludzi jest zbyt chętna do mówienia, do gadania bez końca, ale jest jedna osoba, która pozostaje szlachetnie cicha, jak Budda.” Dopiero gdy Kien zostaje zaatakowany, jego wewnętrzny monolog zostaje przerwany i staje się jasne zarówno dla niego, jak i dla czytelnika, że „owym drugim milczkiem i człowiekiem z charakterem, który nawet w gniewie panował nad językiem, był sam”. Tak więc to właśnie nieświadomy niczego Kien został zapytany o drogę, a jego milczenie zostało odebrane przez pytającego jako zniewaga! Po uświadomieniu sobie tego Kien uwalnia się od urażonego napastnika i wraca do swojej bezpiecznej biblioteki.

Kien jest „głową bez świata”. Żyje w swoich myślach. Jego jedynymi przyjaciółmi są książki. Inni ludzie są tylko utrapieniem, które odwraca uwagę od jego pracy naukowej. „Największym niebezpieczeństwem, jakie może grozić uczonemu, jest rozpraszanie się w słowach.” Dzieje się tak dlatego, że rozmowa wymaga wyjścia poza własną głowę, aby zaangażować się w relacje z innymi, a w rozmowie z innymi pojawia się zagrożenie dla naszego własnego, wewnętrznie kompletnego świata. W dalszej części rozdziału Kien zapisuje własną interpretację swojego wcześniejszego spotkania na ulicy. Zamiast chamstwa, charakteryzuje swoje milczenie jako akt współczucia; sposób na oszczędzenie zakłopotania nieświadomemu pytającemu. W następnym rozdziale, gdy młody chłopiec, któremu obiecał wizytę w swojej prywatnej bibliotece, pojawia się w jego domu, Kien odprawia go, zirytowany jego wtargnięciem. Kien opiera się wszystkiemu, co rzuca wyzwanie światu w jego własnej głowie.

Osiem lat wcześniej Kien wynajął gospodynię, Teresę, do odkurzania książek i przygotowywania posiłków. Ta gospodyni, choć fizycznie mieszka w mieszkaniu swojego pracodawcy, jednak przeżywa świat na swój własny sposób. Teresa wyobraża sobie, że jest niesamowicie piękna, podczas gdy inni uważają, że jest ohydnie brzydka. Jest bardzo dumna ze swojej wykrochmalonej, niebieskiej sukienki, wierząc, że olśniewa tą suknią otaczających ją ludzi. W pracy skrupulatnie wypełnia swoje obowiązki, ale jest też podejrzliwa wobec tajnych działań Kiena. Uważa, że musi być zamieszany w jakiś „występek”, morderstwo lub narkotyki, ale nie może znaleźć dowodów na jakiekolwiek przestępstwo. Zaczyna podejrzewać, że Kien ukrywa dużą sumę pieniędzy i postanawia, że w jakiś sposób zarobi na jego bogactwie. Stara się przekonać Kiena, że ona też kocha książki, a on pod wrażeniem tych słów prosi ją o rękę. Pozostała akcja w pierwszej części książki składa się z wysiłków Teresy, aby przejąć mieszkanie Kiena i ostatecznie wypędzić go z własnego domu. Zapraszając ją do swojego życia – najpierw jako wynajętą pomoc, a potem jako żonę – Kien inicjuje wyłom w integralności swojego zamkniętego, naukowego świata.

Teresa izoluje Kiena do coraz mniejszej liczby pokoi w mieszkaniu, a w odpowiedzi Kien stara się pobudzić swoją bibliotekę do działania. Wygłasza przemówienie do swoich książek, w którym formułuje manifest wojny przeciwko swojej gospodyni/żonie. A jednak czuje się głupio, używając mowy ustnej, pamiętając, że mądre milczenie Buddy było jego najpotężniejszą formą buntu. Kiedy przegląda swoje książki, zdaje sobie sprawę, że nawet one nie mogą się zjednoczyć i uzgodnić ze sobą sposobu działania. Budda nie może dogadać się z Heglem, a Hegel nie może dogadać się z Schellingiem. Kant i Nietzsche są skłóceni. W końcu Kien postanawia obrócić swoje książki tak, aby ich grzbiety były zwrócone w stronę ściany, zasłaniając ich tożsamość, jednocześnie utrzymując je w równych rzędach. W ten sposób książki same milkną. Dzielące ich różnice zostały zatarte, zjednoczyli się w niemym buncie przeciwko przejęciu władzy przez Teresę.

Kiedy Kien spada z drabiny w swojej bibliotece, Teresa myśli, że nie żyje i przeszukuje mieszkanie w poszukiwaniu książeczki czekowej, która, jak sobie wyobrażała, musi być gdzieś ukryta. Ale nie może jej znaleźć. Okazuje się, że Kien nie jest martwy i wzywa dozorcę budynku Benedykta Pfaffa, aby pomógł jej podnieść rannego męża i przenieść go do łóżka. Kien, dochodząc przez kilka dni do siebie, opracowuje plan, aby pozostać cichym, sztywnym i niewzruszonym wobec żony. I znowu, milczenie jest jego formą buntu. Staje się nieruchomym kamieniem, przytwierdzonym do podłogi, co doprowadza Teresę do wściekłości. Ta wyrzuca Kiena z jego własnego mieszkania.

Druga część książki – „Świat bez głowy” – przedstawia Kiena na ulicy z książeczką bankową schowaną w kieszeni płaszcza. Rozpacza nad utraceniem swojej biblioteki, więc postanawia odbudować kolekcję, odwiedzając księgarnie w celu zakupu zamienników utraconych tomów. Każdej nocy zatrzymuje się w nowym hotelu, ustawia swój księgozbiór w swoim pokoju, demontuje go, a następnego wieczoru przenosi do innego hotelu. Pewnej nocy w „Pod Idealnym Niebem” – kawiarni przeznaczonej dla prostytutek – Kien spotyka grającego w szachy, garbatego karła o imieniu Fisherle. Fisherle jest mężem grubej kobiety, która pracuje jako prostytutka. Mąż nazywa ją „Kapitalistką”.

W osobie Fisherle Kien wyobraża sobie siebie jakby swoje lustrzane odbicie. Zdeformowane ciało Fisherle'a prowokuje go do refleksji nad własnym niezwykle szczupłym, wysokim ciałem. Obsesja Fisherle'a na punkcie szachów przypomina mu jego własną naukową obsesję na punkcie Chin. Relacja Fisherle'a z żoną przypomina mu jego własną relację z Teresą. W umyśle Kiena Fisherle jest taki sam jak on i czuje, że nigdy nie wszedł tak głęboko w umysł innego człowieka. W związku z tym postanawia zatrudnić Fisherle'a jako swojego asystenta. Z drugiej strony Fisherle ma własne pomysły. Jest zdecydowany wyłudzić od Kiena pieniądze, którymi Kien otwarcie się chwalił.

Gdy co wieczór oboje przestawiają książki Kiena w pokojach hotelowych, dla czytelnika zaczyna stawać się jasne, że „książki”, które są wożone, ładowane i rozładowywane, nie są namacalnymi, fizycznymi tomami. Są to idee krążące w głowie Kiena, a rytuał rozpakowywania książek w nocy, a następnie przepakowywania ich rano, jest metaforą reprezentującą wyobcowanie Kiena, który nie może kontynuować pracy naukowej z powodu wyrzucenia go z jego własnego mieszkania-biblioteki. Nie mogąc siedzieć za biurkiem, myśleć i pisać, Kien żyje teraz w „świecie bez głowy”, świecie, w którym jest zajęty jedynie dźwiganiem ze sobą swojej wiedzy, interakcjami z innymi i próbą przetrwania z dnia na dzień. Podczas gdy w części pierwszej był „głową bez świata”, żyjącą w klauzurze swojego gabinetu, teraz jego głowa, jego jaźń, unosi się w bezdomnym, trzymającym się wzoru idée fixe.

Fisherle w końcu wymyśla historię o lokalnym lombardzie – o nazwie „Terezjanum” (oczywiste nawiązanie do imienia żony Kiena) – w którym książki nie są szanowane oraz przetrzymywane w nieodpowiednich warunkach. Jego opowieść tak przeraża Kiena, że postanawia on uratować wyimaginowany księgozbiór, wynajmuje ludzi, którzy przechwytują klientów płacąc im żeby nie sprzedawali książek w antykwariacie „Terezjanum”. Tymczasem Fisherle podstawia grupę ludzi, którzy przyjmują płatności od Kiena za uratowane książki i opracowuje plan ucieczki do Ameryki. Kupuje drogi garnitur i załatwia fałszywy paszport, ale zanim udaje mu się zrealizować swój plan, Fisherle zostaje zamordowany przez jednego z niedowidzących klientów swojej żony, a jego garb został odcięty nożem do chleba. Tymczasem Kien został zatrzymany przez policję podejrzany o morderstwo swojej żony Teresy. Zabiera go z posterunku do własnego mieszkania dozorca Benedykt Pfaff twierdząc, że Piotr Kien postradał zmysły. Tak kończy się część druga.

Ostatnia część książki nosi tytuł „Świat w głowie”. Jest to najkrótsza część, ale to właśnie tutaj główne tematy poruszane i zilustrowane we wcześniejszych rozdziałach książki są wyjaśnione, podsumowane w rozmowie, która ma miejsce między Piotrem Kienem a jego bratem Jerzym/George. Jerzy/George jest ginekologiem, który został psychoanalitykiem i pojawia się, aby zająć się swoim chorym bratem, który przetrzymywany był w skandalicznych warunkach w mieszkaniu dozorcy.

Piotr i Jerzy/George reprezentują uzupełniające się połówki jednej osoby. Jak stwierdza sam Jerzy: „Gdybyśmy mogli zostać uformowani razem w jedną istotę, rezultatem byłby duchowo kompletny człowiek.” Świat Piotra to świat wewnętrznie połączonych idei. Idee te, choć zrodziły się w umysłach innych, zostały oderwane od konkretnych istot ludzkich i zestalone w stabilne, niezmienne systemy. Wzdraga się przed kontaktami z ludźmi z krwi i kości, woli być pozostawiony sam sobie, aby kontemplować idee w wewnętrznej izolacji. Podczas gdy Piotr zanurza się głęboko w świat książek, jego brat George wchodzi w świat ludzi umysłowo chorych. George jest lekarzem medycyny i jako taki dociera do innych ludzi, wchodząc z nimi w interakcje, rozmawiając z nimi, badając ich i diagnozując. Jego świat jest empiryczny i zmienny, podczas gdy świat Piotra jest zamknięty i wewnętrznie solidny. Ich sprzeczne perspektywy, choć różne, reprezentują jednak dwa różne aspekty tego, co to znaczy być człowiekiem. Podczas gdy istnieje naturalny pęd do jedności wśród ludzi, pęd do masowej egzystencji, istnieje również naturalny przeciwpęd do indywiduacji i izolacji. Te dwie perspektywy muszą zawsze ścierać się ze sobą, egzystując w niełatwej relacji. Światy, które konstruujemy w naszych głowach, są rozpięte między tymi biegunami w takim czy innym stopniu, ale żaden z nich nie jest w stanie oddać doskonałej sprawiedliwości prawdziwej naturze świata: „Oto różnica między nami. Ty żyjesz z twoich obłąkańców, ja z moich książek. Co jest uczciwsze? Ja mógłbym mieszkać w jakiejś dziurze, mam moje książki w głowie, tobie potrzeba całego zakładu dla umysłowo chorych”. Gwałtowna, niemal nihilistyczna pasja finału zmieniona zostaje w wyciszoną gorycz. Brat i wybawca sinologa, lekarz Jerzy/George Kien, prawdopodobnie nigdy nie istniał to po prostu Piotr w przebraniu.

Życie jest przypływem i odpływem między dążeniem do wyciągnięcia ręki do innych a dążeniem do wycofania się od innych. Bracia Piotr i George zajmują skrajne krańce tego kontinuum. Pod koniec „Auto-da-fé” Piotr nie może już dłużej znieść swojej zamkniętej, odizolowanej egzystencji, szczególnie, kiedy został wystawiony na działanie świata zewnętrznego. To obnażenie wywarło zbyt głęboki wpływ na jego świat wewnętrzny. Uświadomił sobie, że uwięził się w świecie idei, słów i książek. Wszystkie pomysły, odczucia i doświadczenia, które przyswoił sobie w trakcie opowiadania, w końcu spływają kaskadą przez jego umysł, mieszając się ze sobą w przytłaczającym strumieniu, który staje się nie do zniesienia, jakiś wewnętrzny głos podpowiada mu, że jest już za późno, aby cofnąć czas. Nie może już dłużej zapanować nad chaosem świata a tym bardziej dwuwładzą w jego głowie. Historia kończy się maniakalnym śmiechem Piotra, który podpala swoją bibliotekę i płonie żywcem.

„Auto-da-Fé” to książka wymagająca, ale bardzo głęboka. Choć wydaje się, że Canetti znajduje się pod wpływem struktury dialektyki heglowskiej, jest znacznie mniej optymistyczny niż Hegel, którego filozofia sugeruje, że ludzki umysł może ostatecznie objąć nadrzędną prawdę rzeczywistości w ostatecznej syntezie myśli. Przeciwnie, historia Canettiego zdaje się sugerować, że nie ma ostatecznej Prawdy, którą ludzki umysł mógłby pojąć. Raczej wszyscy jesteśmy zaangażowani w ciągłe relacje z innymi, które prowadzą tylko do samooszukiwania się i alienacji. Ostateczny los Piotra Keina zdaje się sugerować, że jedynym wyjściem z tej zagadki jest zatarcie naturalnego napięcia między swoim wnętrzem a strukturą rzeczywistości  zewnętrzną, jaźnią a innymi, które charakteryzuje ludzkie życie. Dopiero w śmierci nasze iluzje wyparowują i zostajemy ponownie wchłonięci w spokój nicości.

„Biedną, zaślepioną istotą” nazywa Kien Teresę Krumbholz – gospodynię, którą w nieprzemyślanym impulsie z całą naiwnością prosi o rękę. Stanie się ona żywiołem, który na długo przed tytułowym pożarem zniszczy jego życie, spustoszy mieszkanie i bibliotekę. Określenie doktora brzmi boleśnie ironicznie, gdy weźmie się pod uwagę, że to właśnie Teresa świetnie sobie radzi, wymuszając na mężu oddanie jej pokojów i kupno nowych mebli, dopisując zera w testamencie, w końcu pozbawiając Kiena wszystkiego, co było dla niego ważne. Ale i Teresa żyje w świecie własnych urojeń i nie jest w stanie zrozumieć niewiele w końcu wymagającego męża. Książka przepełniona jest poglądami mizoginistycznymi co może współczesnego czytelnika przerażać, jednak po głębszej analizie domyślamy się dlaczego takiej techniki użył autor. Oto kilka zdań, które mogą nas współczesnych szokować: „Tyle przebiegłości mieści się w człowieku, przepraszam, w kobiecie, nie należy być niesprawiedliwym”, „Kobieta potrafi rozdzielić najlepszych mężczyzn”, „Co wniosły kobiety do historii? Dzieci i intrygi!”, „Pierwszy sen człowieka zrodził się z lęku przed kobietą”, „(…) tylko komary rodzaju żeńskiego piją krew”, „Ulecz swego chorego z jego żony! Dopóki ją ma, jest obłąkany i bliski śmierci (…)”, „Ewa od pierwszej chwili jest wyrachowana. Stoi naga, ale nie wstydzi się przez Bogiem w obszernym płaszczu. Zawstydzi się dopiero wtedy, gdy nie uda jej się jakiś grzech.”

Zasadniczo „Auto-da-fé” jest przestrogą, przedstawiającą w drastycznych szczegółach, jak rzeczywistość może zostać wywrócona do góry nogami przez obsesję. „Auto-da-fé” to długa i wciągająca powieść, skomplikowana kilkoma wątkami pobocznymi. Ale główna akcja opowiada o brutalnym, choć żyjącym w celibacie małżeństwie Kiena z jego niewykształconą gospodynią, Teresą, która ze swoimi wykrochmalonymi niebieskimi spódnicami i własną obsesyjną osobowością jest prawdopodobnie najlepiej opisaną postacią przez Canettiego. W miarę rozwoju powieści Kien coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością, aż w trzeciej i ostatniej części, „Świat w głowie”, staje się klinicznym paranoikiem. Jest to „zaślepienie”, do którego przede wszystkim odnosi się niemiecki tytuł książki „Die Blendung”. Opowieść kończy się samospaleniem Kiena w jego ukochanej bibliotece. Kiedy płomienie w końcu go dosięgły, roześmiał się głośno, głośniej niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Pod względem tonu, poglądów i faktury „Auto-da-fé” można opisać jako skrzyżowanie Kafki (Canetti wspomina, że mniej więcej w tym czasie po raz pierwszy przeczytał „Metamorfozę”) i Borgesa z opowiadań takich jak „Biblioteka Babel”. W każdym razie ma w sobie coś z koszmarnej opowieści Kafki, a także komicznie przemieszczoną intelektualność, w której specjalizował się Borges.

 

 

 



[1] Aufhebung to niemieckie słowo, które odegrało kluczową rolę w filozofii Georga Wilhelma Friedricha Hegla, a jego znaczenie jest wieloznaczne i złożone. Aufhebung to dialektyczne zniesienie, które jednocześnie:

·        unieważnia lub przekracza coś (zniesienie sprzeczności),

·        zachowuje to, co wartościowe z wcześniejszego stanu,

·        wznosi na wyższy poziom rozwoju.

Heglowska dialektyka przebiega według schematu:

·        Teza

·        Antyteza

·        Synteza (czyli właśnie Aufhebung)