04 lipca 2025

Portret artysty w wieku młodzieńczym

 

„Portret artysty w wieku młodzieńczym”

James Joyce


Autor/ Urodzony w 1882 roku w Dublinie, irlandzki prozaik i poeta. Powszechnie uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskiego i światowego modernizmu. Swoje rodzinne miasto uwiecznił nie tylko w „Dublińczykach”, ale również w „Ulissesie”, bodaj najwybitniejszym ze swoich utworów. Opublikował m.in. tomy poetyckie „Chamber Music” (1907) oraz „Pomes Penyeach” (1927), wspomniany zbiór opowiadań pt. „Dublińczycy” (1914), powieść „Portret artysty w wieku młodzieńczym” (1916) oraz „Finneganów tren” (1939), najbardziej kontrowersyjne ze swoich dzieł. Po wyjeździe z Dublina mieszkał także w Trieście i Zurychu, w którym zmarł 13 stycznia 1941 roku.

Tłumaczenie/ Jerzy Jarniewicz

Tytuł oryginału/ en-ie A Portrait of the Artist as a Young Man

Tematyka/ Bohater Joyce’a, wzorowany na samym pisarzu, to dziecko wrażliwe, intelektualnie przewyższające rówieśników, ale fizycznie słabe, co przejawia się w wątłej budowie ciała i słabym wzroku. Fakt, że Stefan jest krótkowidzem, czyni go wrażliwym na dźwięki, zwłaszcza na melodię słów; można nawet powiedzieć, że jego percepcje są wyznaczone przez język, wobec czego bardziej żyje w świecie słów niż rzeczy. Chłopiec ma też bujną wyobraźnię, kompensującą braki percepcyjne, będącą jednak źródłem dodatkowych cierpień. Przebywając w Clongowes Wood College, Stefan dotkliwie odczuwa chłód i szorstkość pościeli w internacie, a także oddalenie od matki. Pobyt u jezuitów jest dla niego ciągłą tęsknotą za wakacjami, które spędzi w domu. Z chwilą zaś, gdy czas wolny dobiega końca, chłopiec traci apetyt; nie smakują mu nawet ulubione zrazy baranie.

Główny motyw/ Utwór Joyce’a ma cechy wspólne z cyklem powieściowym Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”, ukazującym dojrzewanie artysty; o ile jednak Proust akcentuje rozwój wewnętrzny pisarza, o tyle Joyce’a interesują zmagania przyszłego artysty ze szkołą. Dzięki temu poznajemy zarówno rozterki bohatera, jak i system, który go ukształtował. Powieść składa się z pięciu rozdziałów, ukazujących kolejne etapy dojrzewania artysty. Rozdział I opisuje dzieciństwo, przy czym głównym wydarzeniem jest wyjazd do szkoły. Rozdział II jest opisem fizycznego i intelektualnego dojrzewania Stefana. Chłopiec przeżywa pierwsze doznania seksualne, które są zarazem tajemnicze i grzeszne. Tematem rozdziału III są rekolekcje, głoszone przez ojca Arnalla w dniu św. Franciszka Ksawerego. Przypadają one w życiu Stefana na okres świadomości własnego upadku, kiedy młodzieniec traci nadzieję na zbawienie. Rozdział IV ukazuje duchowy przełom bohatera. Skupiony na modlitwie Stefan wierzy, że odzyskał łaskę Boga. Rozdział V ukazuje w pełni ukształtowanego młodzieńca, który obrał sztukę za treść życia. Decyzja ta wiąże się z porzuceniem religii oraz zerwaniem więzi rodzinnych i narodowych.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czuł, że robi mu się niedobrze w sercu, jeśli w sercu w ogóle może być komukolwiek niedobrze.”

„Chodzimy do domu Bożego w pokorze, żeby modlić się do Stwórcy – powiedział pan Casey – a nie po to, by wysłuchiwać deklaracji wyborczych.”

„Jesteśmy nieszczęsnym narodem na księżym postronku, zawsze tak było i zawsze tak będzie aż po koniec baśni.”

„Nie chciał się bawić. Chciał spotkać w rzeczywistym świecie ten niematerialny wizerunek, który nieustannie widział oczyma duszy.”

„Duszę targały niepokoje i rozpacz, których źródłem było to ponure zjawisko zwane Dublinem.”

„(…) czuł, że świat bezceremonialnie zadaje kłam jego fantazjom.”

„Zszokowany, odkrył w świecie zewnętrznym ślad tego, co dotychczas zdawało mu się prymitywną i jednostkową przypadłością jego umysłu.”

„Myślę, że syn nie może bać się ojca.”

„Czas jest, czas był, lecz czasu nie będzie.”

„Rozmnażanie jest początkiem śmierci.”

„(…) a skoro Chrystus pozwolił dzieciom, by przychodziły do Niego, to czemu Kościół wysyła je wszystkie do piekła, jeśli są nieochrzczone?”

„Każdy osioł, co łazi po ulicach, sądzi, że ma idee.”

            W swojej zewnętrznej warstwie znaczeniowej „Portret artysty w wieku młodzieńczym” Jamesa Joyce’a jest powieścią autobiograficzną. Ukazując zasadnicze fazy rozwoju i buntu bohatera powieści Stefana Dedalusa, znane nam z życia pisarza, autor ze szczególnym mistrzostwem i wnikliwością opisuje świat myśli, wyobrażeń i uczuć małego chłopca, potem zaś gwałtowne burze okresu dojrzewania, wywołane przez zderzenie się młodzieńczego seksualizmu ze specyficzną pobożnością wychowanka jezuickich szkół, upatrzonego przez Ojców na przyszłego księdza lub nawet członka zakonu. Dzieje Stefana, szamocącego się między „natarczywym wołaniem ciała” a przytłaczającym poczuciem grzechu, między jezuicką, jakże zmysłowo-cielesną wizją piekła a egzaltowanym niebem mistycznych uniesień i tęsknot – to studium psychologiczne i psychoanalityczne, którego nie powstydziłby się Zygmunt Freud. W studium tym nie brak niczego: ani autoerotyzmu, ani wypraw do prostytutek, ani masochistycznej samoudręki, ani kompleksów, ani zahamowania popędu, ani jego sublimacji w młodzieńczych wierszach czy w estetycznej kontemplacji widoku obnażonej dziewczyny nad brzegiem morza.

            Egon Naganowski w książce „Telemach w labiryncie świata” napisał, mimo że te i inne konflikty i problemy dojrzewania Stefana, które razem przygotowują i pobudzają jego rewoltę przeciwko uświęconym wartościom, znakomicie tłumaczą się w autobiograficzno-psychologicznym planie powieści, to jednak dopiero wykrycie ich głębszego sensu pozwala odczytać dzieło zgodnie z intencjami autora. Wtedy okaże się, że w „Portrecie artysty w  wieku młodzieńczym” wszystko ma podwójne, często potrójne czy poczwórne znaczenie, że jedna postać mieści w sobie kilka postaci i że materiał autobiograficzny posłużył pisarzowi właściwie tylko do ewokacji starego mitu, który w interpretacji Joyce’a staje się parabolą odwiecznej, a jednocześnie nader współczesnej sytuacji człowieka i artysty w labiryncie świata, rządzonego przez zachłanne autorytety. Słowo „labirynt” kojarzy się oczywiście nie tylko z Ariadną, lecz także z ateńskim budowniczym Dedalem, a Dedal to przecież nazwisko Stefana. Oto klucz do podziemi powieści, której autor dał motto zaczerpnięte z „Metamorfoz” Owidiusza: „Et ignotas animum admittit in artes” („I zwróć umysł ku nieznanym sztukom”).

            Analogie między „Portretem artysty w wieku młodzieńczym” a kreteńskim mitem sięgają najdrobniejszych szczegółów, których dokładne rozpatrzenie zawiodłyby nas jednak za daleko. Skoncentrujemy się wyłącznie na sprawach zasadniczych. W starożytnej legendzie Dedal, emigrant skazany w ojczyźnie na banicję, zbudowawszy na rozkaz króla Minosa gmach labiryntu, więzienie dla groźnego Minotaura, został w nim potem zamknięty za jakieś przewinienie. Co do rodzaju tego przewinienia istnieją najróżniejsze wersje w różnych wariantach mitu. Chodziło albo o zdradzenie planu budowli Ariadnie, by umożliwić jej uratowanie Tezeusza, albo o chęć wyzwolenia się spod władzy króla i ucieczki z Krety, albo wreszcie o skonstruowanie dla żony Minosa, Pazyfae, drewnianej krowy, do której wnętrza królowa wchodziła, by móc niepostrzeżenie cudzołożyć z bykiem. Tę krowę spotykamy zaraz na wstępie w „Portrecie…” pod niewinną, dziecięcą postacią „ryczykrówki”. Ponieważ zaś krowa we wszystkich mitologiach jest symbolem płodności, dla myślącego teologicznymi kategoriami Joyce’a, który nie uznawał naturalnych związków krwi i marzył o duchowym pokrewieństwie z wyboru, kojarzy się ona z pojęciem grzechu pierworodnego, obciążającego Stefana.  Grzech ten, główna skaza, polega na  jego pochodzeniu z fizycznego aktu, co właśnie zamknęło młodego bohatera w labiryncie cielesnych, gwałtownych tłumień żądz, przede wszystkim zaś w labiryncie przemożnych instytucji – rodziny, Kościoła, ojczyzny. W ten sposób labirynt urasta do alegorii losu-więzienia, na które człowiek jest skazany, a starszy kolega szkolny Stefana, Wells, inspektor ojciec Dolan, rodzony ojciec (tj. John Stanislaus) i inne karzące lub nastające na chłopca osoby w powieści są kolejnymi wcieleniami króla Minosa, symbolu obrażonej, często niesprawiedliwej i zawsze brutalnej władzy.

            Labirynt, po którym błąka się bohater Joyce’a przybiera najrozmaitsze, lecz z reguły łatwo rozpoznawalne zewnętrzne rysy. W Clongowes Wood „Stefan wyszedł w szeregu z innymi chłopcami z sali wykładowej i poszli w dół po schodach i przez korytarze do kaplicy. Korytarze były słabo oświetlone, podobnie jak kaplica. Wszystko pogrążało się w  końcu w mroku i śnie… Cały ten mrok jest zimny i niesamowity. Tkwią w nim blade, niesamowite twarze, ślepia wielkie jak latarnie powozowe. Są to duchy morderców…”. Wizja labiryntu i straszących w nim potworów-widziadeł męczy chłopca w gorączkowym, koszmarnym śnie o własnej śmierci i pogrzebie, trumnie i katafalku. Ręka prefekta, która dotyka jego czoła, przypomina mu szczura, wstrętne, oślizłe zwierzę podziemi. A kiedy Stefan został niesłusznie ukarany przez ojca Dolana, chłopiec przemienia się w Tezeusza, samotnie walczącego w zakamarkach labiryntu, i wyrusza na poszukiwanie Minotaura – rektora szkoły.   


            Również nocny Dublin, którego ulicami młody człowiek wędruje do dzielnicy prostytutek, jest miastem-labiryntem: „Błąkał się po ciemnych, zabłoconych ulicach; zaglądał w mrok ciasnych zaułków i bram…”. „Dostał się w labirynt ciasnych i brudnych uliczek” itd. A piekło, którym podczas rekolekcji straszy jezuicki kaznodzieja, piekło odmalowane iście dantejskim pędzlem, „to ciasne, ciemne i smrodliwe więzienie”, też przywodzi na myśl labirynt – najstraszliwszy, bo wieczny. W ponownym lękowym śnie Stefan przeżywa jego okropności, spotyka zaludniające piekło-labirynt poczwary, całe czeredy ohydnych Minotaurów. „Poruszają się powolnymi, kolistymi ruchami, kołując coraz bliżej, by otoczyć, otoczyć… Jak szalony zrzucił z siebie koce, aby oswobodzić twarz i szyję. To jego własne piekło. Pan Bóg pozwolił mu ujrzeć piekło przeznaczone mu za jego grzechy…”. W końcu więc sam Bóg występuje w roli karzącego Minosa i mitologia grecka łączy się z chrześcijańską.

            Cała powieść opiera się zresztą na tej koegzystencji legend, gdyż, zdaniem wielu krytyków literackich, „Portret…” jest nie tylko powtórzeniem historii Dedala, ale również historii św. Stefana męczennika, ukamienowanego przez tłuszczę, oraz historii Chrystusa, ukrzyżowanego przez naród i kapłanów. Warto ponadto zwrócić uwagę na bezpośrednie skojarzenie przez autora dziejów Stefana z dziejami Prometeusza. Zaraz na wstępie „Portretu…” dowiadujemy się, że malec był nieposłuszny wobec autorytetów dziecięcego świata, matki i guwernantki. „Schował się pod stół. Jego matka powiedziała: - O, Stefan chce przepraszać. Dante powiedziała: - O, jeśli tego nie zrobi, przylecą orły i wydziobią mu oczy”. Zamiast o wątrobie z prometejskiego mitu, jest tu więc mowa o innym organie, najbardziej zagrożonym u Stefana-Jamesa (należy nadmienić, że James Joyce cierpiał na poważną wadę wzroku).

            Miejsca, w których toczy się akcja powieści, owe ponure pokoje, kaplice i konfesjonały, owe zaułki, krużganki, korytarze i schody, wiodące do niskich drzwi, do zamkniętych pomieszczeń, chwilami żywo przypominają scenerię z utworów Kafki i podobnie jak i ona symbolizują ograniczoność i koszmar ludzkiego istnienia oraz – z psychoanalitycznego punktu widzenia – labirynt ludzkiej podświadomości, labirynt kompleksów i zahamowań. Główna różnica między autorem „Procesu” a autorem „Portretu…” polega jednak na tym, że Kafka głosząc konieczność walki nie wierzył w możliwość odniesienia zwycięstwa, wyzwolenia się z koszmaru, natomiast Joyce każe swemu bohaterowi nie tylko buntować się, ale wreszcie zerwać pęta. To co nie udaje się postaciom Kafki lub dzisiejszym Tezeuszom, udaje się Stefanowi. Jak mityczny Dedal przeciwstawia się Minosowi, jego kolejnym wcieleniom, jak kreteński Tezeusz stawia czoło Minotaurowi, jak Ulisses wywołuje gniew Posejdona z powodu oślepienia jego synów, jak Ikar wypowiada posłuszeństwo ojcu, jak Prometeusz wykrada boski ogień twórczej inspiracji.

            „Portret artysty w wieku młodzieńczym”, przypowieść-mit o współczesnym Dedalu, o edukacji zbuntowanego człowieka-artysty, uznającego tylko jednego boga – sztukę i tylko jedną zasadę – niezależność twórczego ducha, zapowiada jeszcze wyraźniej i bardziej bezpośrednio niż inna książka „Dublińczycy” wielki mit „Ulissesa”, z którym łączą go rozliczne więzy fabularne, „personalne” i formalne. Jeżeli Stefan w „Ulissesie” okazuje zupełną obojętność do rodziny i mieszka gdzie indziej, jeżeli nie spotyka się ze swym „cielesnym” ojcem i niby Telemach żegluje po dublińskim morzu w poszukiwaniu ojca „prawdziwego”, mistycznego, to przyczyna leży w jego przeżyciach przedstawionych w „Portrecie…”.

   Stefan w „Portrecie artysty w wieku młodzieńczym” jest Dedalem i Ikarem, Tezeuszem i Ulissesem, Prometeuszem i Lucyferem, św. Stefanem i Chrystusem – a więc każdym człowiekiem, który śmiało dąży do wyznaczonego celu, nie zważając na niebezpieczeństwa, cierpienia i prześladowania. Lynch – przyjaciel Stefana ze studiów, grający rolę odwiecznego zdrajcy: Judasza, Jaga, Rosenkrantza i Guildensterna[1] w jednej osobie – jest jego cieniem i antytezą. Naga dziewczyna znad brzegu morza – Wenus Anadyomene, Nauzykaa, Ariadna i muza – to z kolei różne wcielenia kobiecego pierwiastka: inspiratorki młodego, poszukującego swojej drogi poety. Matka Stefana symbolizuje Kościół, ojciec – ojczyznę. Inne postaci pojawiające się w powieści (rozmaite wcielenia króla Minosa i Minotaura) również współtworzą mitologiczny wymiar narracji. W autobiograficzno-realistycznym planie powieści są to postacie mniej lub bardziej zindywidualizowane, lecz poprzez wielość i pomnażalność swoich mityczno-symbolicznych znaczeń zapowiadają pojawienie się Leopolda Blooma – uniwersalnego wędrowca naszej epoki i wszystkich epok, żyjącego w bezczasowym czasie osiemnastu wszechogarniających godzin.

            Bohater Joyce’a, wzorowany na samym pisarzu, to dziecko wrażliwe, intelektualnie przewyższające rówieśników, ale fizycznie słabe, co przejawia się w wątłej budowie ciała i słabym wzroku. Krótkowzroczność Stefana sprawia, że jego zmysły koncentrują się przede wszystkim na dźwiękach, a zwłaszcza na melodiach ukrytych w słowach. Można wręcz odnieść wrażenie, że to język wyznacza granice jego percepcji – chłopiec zdaje się żyć bardziej w świecie słów niż rzeczy. Towarzyszy mu także niezwykle żywa wyobraźnia, która choć rekompensuje ograniczenia zmysłowe, bywa jednocześnie źródłem dodatkowych cierpień i lęków. Podczas pobytu w Clongowes Wood College Stefan szczególnie dotkliwie odczuwa chłód i szorstkość pościeli, samotność internatu i fizyczne oddalenie od matki. Życie wśród jezuitów jawi mu się jako pasmo oczekiwania na wakacje – upragniony powrót do domu. Gdy jednak zbliża się ich koniec, ogarnia go smutek tak głęboki, że traci apetyt.

„Portret…” jest powieścią autobiograficzną, Joyce bowiem, podobnie jak Stefan, w wieku sześciu lat został oddany do szkoły jezuickiej (Clongowes Wood College), gdzie panował surowy rygor. W 1883 roku pisarz trafił do kolegium jezuickiego w Belvedere, gdzie pobierał nauki również jego bohater. Joyce, podobnie jak Stefan, myślał o wstąpieniu do zakonu, ostatecznie jednak podjął studia świeckie w prowadzonym przez jezuitów University College w Dublinie; ukończył je w roku 1902. Przebywając w szkołach jezuickich przez 14 lat, pisarz dobrze poznał realizowany w nich model wychowania. Zrażony do zakonu zerwał z religią, stając się (podobnie jak Stefan) ateistą.

            Powieść składa się z pięciu rozdziałów, ukazujących kolejne etapy dojrzewania artysty. Rozdział I opisuje dzieciństwo, przy czym głównym wydarzeniem jest wyjazd do szkoły. Dom rodzinny oznaczał dla Stefana miłość matki, surowość Dante i bluźniercze opinie ojca na temat Kościoła katolickiego (zwłaszcza irlandzkiego); szkoła z kolei jest miejscem samotności i tęsknoty za domem. Kluczowa dla tego okresu jest wizytacja inspektora Dolana, który niesłusznie ukarał Stefana. Chłopiec, potrącony przez rowerzystę, stłukł okulary; nie mogąc czytać ani pisać, został zwolniony przez nauczyciela z pracy na lekcji. Inspektor uznał jednak, że Stefan to leń zasługujący na karę. Incydent, który przydarzył się też Joyce’owi, ukazuje bezsilność ucznia; kiedy bowiem Stefan złożył skargę u rektora, ten uznał zajście za nieporozumienie i nie podjął żadnych działań. Rozdział II jest opisem fizycznego i intelektualnego dojrzewania Stefana. Chłopiec przeżywa pierwsze doznania seksualne, które są zarazem tajemnicze i grzeszne. Źródłem tej ambiwalencji było potępienie przez jezuitów życia erotycznego; tymczasem pierwszy w życiu akt płciowy (z prostytutką) dał Stefanowi poczucie bezpieczeństwa. Tematem rozdziału III są rekolekcje, głoszone przez ojca Arnalla w dniu św. Franciszka Ksawerego. Przypadają one w życiu Stefana na okres świadomości własnego upadku, kiedy młodzieniec traci nadzieję na zbawienie. Przerażony wizją piekła, kreśloną przez kaznodzieję, wraca na krótko do praktyk religijnych. Rozdział IV ukazuje duchowy przełom bohatera. Skupiony na modlitwie Stefan wierzy, że odzyskał łaskę Boga. Jego pobożność widzą też jezuici, sugerując mu drogę kapłańską; Stefan jednak propozycję odrzuca, odkrywa bowiem, że jego prawdziwym powołaniem jest poezja, co znajduje potwierdzenie w spotkanej na plaży dziewczynie, podobnej do morskiego ptaka i symbolizującej świętość sztuki. Z chwilą dokonanego wyboru Stefan odzyskuje poczucie wolności. Rozdział V ukazuje w pełni ukształtowanego młodzieńca, który obrał sztukę za treść życia. Decyzja ta wiąże się z porzuceniem religii oraz zerwaniem więzi rodzinnych i narodowych; wychowanek jezuitów odmawia służby Bogu, Kościołowi i ojczyźnie. Powtórzenie buntowniczych słów Lucyfera (non serviam) świadczy o tym, że Stefan wszedł na drogę wolności, za jedyne bóstwo uznając piękno. Odmówił nawet prośbie matki, skłaniającej go do wypełnienia praktyk wielkanocnych, nie potrafił bowiem udawać wiary. Stefan zrywa też z Irlandią, postanawiając wyjechać za granicę, co nie wynika z braku troski o kraj, lecz z niechęci do panującego w nim nacjonalizmu. Struktura powieści Joyce’a przypomina greckie tragedie, rozpoczynające się od prologu, ukazującego sytuację wyjściową akcji; w „Portrecie…” rolę tę pełni rozdział pierwszy. Podobnie do tragedii greckiej, składającej się z epizodów (od trzech do pięciu), w powieści kluczowe są trzy dalsze rozdziały (od drugiego do czwartego), ukazujące duchowy przełom Stefana. Ostatni (piąty) rozdział odpowiada exodusowi w tragedii greckiej, rozwiązującemu wszystkie wątki akcji.

            Bohater Joyce’a przechodzi zatem drogę od niewinności dziecka, drżącego przed straszliwym Sędzią, po afirmację życia, której nie tłumią kościelne zakazy. Odraza do ciała, którą czuł w czasie rekolekcji, została pokonana dzięki negacji Boga w imię wolności i sztuki, będącej najpełniejszą ekspresją ludzkiego życia. Znaczy to, że początkowa tresura, polegająca na karach cielesnych i lęku przed piekłem, prowadzi Stefana do zrzucenia krępujących go więzów. Potwierdza to także struktura powieści: na początku widzimy malca, straszonego piekłem przez Dante, na końcu zaś poetę, który zaświaty uznaje za mit – o czym świadczy nawiązanie do autora „Boskiej komedii”. Ewolucja Stefana ukazuje jednak nie tylko narodziny artysty, lecz także system wychowawczy, który go ukształtował.

           

           

           

              

 

 

 



[1] Rozenkranc i Gildenstern – postacie fikcyjne, bohaterowie sztuki Williama Szekspira Hamlet. Szkolni koledzy głównego bohatera i jego, jak sami się określają, najlepsi przyjaciele. Zostali wezwani do Danii przez króla Klaudiusza i królową Gertrudę, żeby uprzyjemnić życie Hamletowi. Mieli oni spędzać z nim czas, rozweselać go i sprawić, by otworzył się przed nimi i zwierzył ze swoich problemów. Przede wszystkim mieli jednak szpiegować młodego księcia i donosić jego stryjowi o wszystkim, co on robi. Hamlet jednak nie daje się oszukać i – domyślając się ich prawdziwych intencji – nie powierza im swoich sekretów.