„Nasze dni wczorajsze”
Natalia Ginzburg
Autorka/
Żyjąca
w latach 1916-1991 jedna z najbardziej uznanych włoskich pisarek. Urodziła się
jako Natalia Levi – jej ojcem był włoski profesor anatomii, zasymilowany Żyd,
matka była katoliczką, niemniej Natalię i jej rodzeństwo wychowywano w duchu
ateizmu. Po ukończeniu studiów na uniwersytecie w Turynie podjęła pracę w
wydawnictwie Einaudi. W 1938 roku poślubiła Leone Ginzburga, slawistę i
działacza antyfaszystowskiego, z pochodzenia rosyjskiego Żyda.
Tłumaczenie/
Alina
Pawłowska-Zampino
Tytuł oryginału/ it Tutti i nostri ieri
Tematyka/
W
tej powieści głos prowadzący narrację, monotonnie i stałym rytmem, trwa w
niedojrzałości, przyglądając się światu ze zdziwieniem, pozornie na niego
niewrażliwy. Natalia Ginzburg znajdowała szczególną przyjemność w konstruowaniu
rodzinnych historii, którym nieodłącznie towarzyszą: dynamika uczuć i
metamorfozy powiązań międzyludzkich, bogactwo charakterów, sympatie i antypatie
obecne w życiu każdej prawdziwej rodziny. Są w nich wątki oczywiste i
niespodziewane, rodzinna powszedniość oraz motyw niepowtarzalności i
nieprzewidywalności dorastania, pokolenia za pokoleniem.
Główny
motyw/ „Nasze
dni wczorajsze” to opowieść o utracie niewinności. Zaczyna się jak baśń, na co
zwraca uwagę Giacomo Magrini we wstępie do książki, i tak jak w baśniach dzieci
pozostawiano samym sobie w wielkim, ciemnym lesie, tak w tej powieści dzieci
(Ippolito, Concettina, Giustino i Anna) są pozostawione samym sobie w świecie,
z którego ciemności nie zdają sobie jeszcze sprawy, bo do wybuchu wojny
pozostało jeszcze parę lat, a marzenia o rewolucji… no cóż, pozostają tylko
dziecięcymi marzeniami. Poznajemy naszych bohaterów kiedy
jeszcze mieszkają z ojcem, byłym adwokatem spisującym swoje wspomnienia, i
panią Marią, damą do towarzystwa ich zmarłej babki. Kiedy ojciec umiera,
zostają z samą panią Marią, a w międzyczasie zaprzyjaźniają się z rodzeństwem z
domu naprzeciwko i z Danilem, rewolucjonistą. Jest jeszcze Cenzo Rena, wydaje
się jedyny bohater książki, który na swój specyficzny sposób ma kontakt z
rzeczywistością. A jednak, i on, jak się okazuje, miał swoją niewinność, którą
traci.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) ojciec powtarzał im zawsze, że modlitwy nie mają najmniejszego
sensu. Jeżeli Bóg istnieje, nie trzeba go o nic prosić, jest Bogiem i sam
najlepiej wie, co robić.”
„(…) pani Maria uważała, że w domach, do których nie przychodzą
obcy, panuje smutek.”
„Na świecie źle się dzieje właśnie z powodu takich jak on, z powodu
ludzi, którzy wszystko biorą dosłownie (…).”
„Na pewno bardzo się zdziwił, gdy przekonał się, że czyściec jednak
istnieje, zawsze przecież powtarzał, że po śmierci nic już nie ma i to bardzo
dobrze, bo przynajmniej będzie mógł nareszcie odpocząć, on, który zawsze tak
źle sypiał.”
„Danilo powtarzał zawsze, że jak tylko rodzice przestają wychowywać
swoje dzieci, dzieci powinny zabrać się za wychowywanie rodziców, bo przecież
nie można zostawić ich takimi, jacy są.”
„Trzeba dać się zamknąć w więzieniu, żeby kobiety nas kochały –
mówił Emanuele – w przeciwnym razie nie mamy szans.”
„Wymyślili sobie fantastyczną krainę, jak dzieci, tylko że w ich
wizji nie ma radości ani nadziei, jest tylko jałowe rojenie inteligentów z
prowincji.”
„(…) nie ożenił się z miłości, ale z rozsądku, a to, co robi się z
rozsądku, nigdy się nie udaje.”
„Zresztą sprawiedliwość nie należy do tego świata, trzeba jej
szukać w niebiosach.”
„(…) nie wolno płakać, kiedy karmi się piersią, bo mleko staje się
słone od łez.”
„Wolny jest ten, kto potrafi żyć w świecie, jaki go otacza. Wolny
jest ten, kto ze swoich myśli czerpie siły i bogactwo, a nie ten, kto pozwala,
żeby stały się pułapką, która go zadusi.”
„Cenzo Rena powiedział, że nikt nie rodzi się odważny, odwagę
trzeba w sobie odnajdować, kawałek po kawałku; to długa droga, której pokonanie
zająć może nawet całe życie.”
„Fanfary towarzyszą zwykle wydarzeniom błahym i bez znaczenia, w
ten sposób los żartuje sobie z ludzi, mami ich uniesieniem i muzyką trąb
niebieskich. Tymczasem rzeczy naprawdę ważne zdarzają się w życiu
niespodziewanie, wytryskują nagle jak źródło.”
„Jakże trudno jest być mężem i żoną, nie wystarczy spać w tym samym
łóżku, kochać się czasem i budzić z głową na sąsiedniej poduszce, to wszystko
nie wystarczy, żeby być mężem i żoną. Być mężem i żoną oznacza ubierać myśli w
słowa, bez przerwy ubierać myśli w słowa, dopiero głowa na sąsiedniej poduszce
przestaje być obca, kiedy słowa przepływają swobodnie, codziennie od nowa.”
„O martwych należy mówić tak, jakby jeszcze żyli.”
„Rozmowa ze zmarłymi wcale nie jest przyjemna.”
„To nieprawdopodobne, jak dobrze strach i poczucie bezpieczeństwa
strzegą przed produkowaniem miałkich słów, wywołują słowa prawdziwe, wyrwane z
głębi serca.”
Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy przeczytałem
dzieło Natalii Ginzburg odniosłem wrażenie, że czytam coś, co zostało napisane
tylko dla mnie, coś, co zostawia na zawsze ślady w mojej głowie i moim sercu.
Byłem zdumiony, że nigdy wcześniej nie zetknąłem się z twórczością Ginzburg, że
nikt ze znajomych, znając mnie, nigdy nie powiedział mi o jej książkach. To
było tak, jakby jej pisarstwo było skrywaną tajemnicą, na odkrycie której
czekałem całe życie. O wiele bardziej niż cokolwiek, co ja sam kiedykolwiek
próbowałem napisać, jej słowa zdawały się wyrażać coś całkowicie prawdziwego o
moim doświadczeniu życiowym, o moim dzieciństwie i o samym życiu. Tego rodzaju
transformujące spotkanie z książką jest dla mnie bardzo rzadkim momentem
kontaktu z tym, co wydaje się być istotą ludzkiej egzystencji. Z tego powodu
chciałem napisać trochę o Natalii Ginzburg i jej powieści „Nasze dni
wczorajsze”. Chciałbym zwrócić się w szczególności do tych czytelników, którzy
czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie, będą pod wrażeniem tego pierwszego i
wyjątkowego spotkania z jej twórczością.
Natalia Ginzburg była córką Giuseppe Leviego, Włocha
żydowskiego pochodzenia, wybitnego naukowca i ateisty, oraz Lidii Tanzi,
niepraktykującej katoliczki pochodzącej z Mediolanu. Natalia była najmłodsza z
czwórki rodzeństwa i, jak twierdzi, pozycja w rodzinnej hierarchii naznaczyła
jej życie i pisanie. Mawiała, że będąc najmłodszym dzieckiem w rodzinie musisz
nauczyć się szybko i zwięźle wyrażać swoje myśli, jeśli chcesz by cię
usłyszano. Figura młodszej siostry oraz specyfika statusu najmłodszej kobiety w
rodzinie często pojawia się w jej twórczości. Rodzina pisarki pochodzi z
północy Włoch, ale Natalia urodziła się w 1916 roku w Palermo na Sycylii, gdzie
jej ojciec w tamtym okresie pracował. Państwo Levi mieszkali także w Neapolu i
Florencji, ale Natalia dorastała głównie w Turynie. Geograficzne odniesienia i
podkreślenia w przypadku Italii mają znaczenie, być może istotniejsze niż gdzie
indziej. Ginzburg wychowała się w wielu kontekstach i tożsamościach kulturowych
oraz religijnych. Owa mieszanka, w połączeniu z ekstrawagancją członków
najbliższej rodziny sprawiają, że Natalia od dziecka była nieśmiała i zamknięta
w sobie. Z jednej strony towarzyszyło jej poczucie pewnej wyjątkowości, ale z
drugiej rodzina, która napawała ją dumą, wzbudzała również wstyd, gdy pod
naporem spojrzeń z zewnątrz wyjątkowość zamieniała się w odmienność.
Przyjaciółmi domu Levi były postacie, które tworzyły ówczesną włoską kulturę,
takie jak Filippo Turati, Anna Kuliscioff, Adriano Olivetti, Leone Ginzburg,
Cesare Pavese, Carlo Levi.
W czasie wojny urodzili się dwaj synowie, z którymi
Ginzburgowie udali się na zesłanie do małego miasteczka Pizzoli w Abruzji. Jest
to kara za antyfaszystowską działalność Leone Ginzburga. Ponownie geografia ma
ogromne znaczenie, różnica między Turynem i bogatym Piemontem a wioską w
Abruzji była kolosalna oraz inspirująca. To tam, w 1943 roku Natalia rodzi
córkę, to tam rok wcześniej powstaje jej powieść „La strada che va in città”.
Powieść, która z założenia nie jest autobiograficzna, niewątpliwe nawiązuje do
doświadczenia wygnania i wyobcowania, które naznaczają kontekst, w jakim
powstawała. Publikacja książki staje się aktem pisarskiego autochrztu, gestem
silnego zaznaczenia własnej odrębności i wolności twórczej. Niestety okazuje
się także przeczuciem tragicznych wydarzeń, które nastąpią w bardzo nieodległej
przyszłości. Pisarka debiutuje pod pseudonimem Alessandra Tornimparte.
Alessandra to drugie imię Natalii, to także imię, które nada swojej córce
urodzonej kilka miesięcy po wydaniu powieści, Tornimparte, to nazwa
miejscowości nieodległej od Pizzoli, do której młoda rodzina wysyła swoje
bagaże udając się do Abruzji. Użycie pseudonimu było wymuszone względami
politycznymi, trudno o bardziej żydowskie nazwiska niż Levi czy Ginzburg. Po
wojnie Natalia publikuje pod nazwiskiem męża, ponieważ, jak tłumaczy Orianie
Fallaci, chciała, żeby po śmierci Leone jego nazwisko przetrwało w świadomości
czytelników. Po powrocie do Rzymu w 1944 roku wojenna rzeczywistość skazała
młodą rodzinę na doświadczenie graniczne i traumatyczne – w lutym Leone został
osadzony w rzymskim więzieniu Regina Coeli za wydawanie podziemnej gazety i
zamęczony na śmierć przez niemieckich okupantów. W wieku dwudziestu ośmiu lat
Natalia Ginzburg została wdową z trójką malutkich dzieci, pięcioletnim Carlem,
czteroletnim Andreą oraz niespełna roczną Alessandrą.
„Nasze dni wczorajsze”, trzecia powieść Ginzburg, została pierwotnie opublikowana w języku włoskim pod tytułem „Tutti i nostri ieri” w 1952 roku. Zaczyna się w małym miasteczku na północy Włoch niedaleko Turynu, w latach przedwojennych, i opowiada historię dwóch rodzin: seniorem jednego rodu jest starzejący się adwokat z czwórką dzieci i towarzyszką rodziny, panią Marią. Po drugiej stronie ulicy, w domu naprzeciwko, mieszka właściciel miejskiej fabryki mydła z żoną, dziećmi i osobą, co do której nie można było być do końca pewnym, kim jest, o imieniu Franz. Stopniowo, z gorączkowych i komicznych przepychanek życia rodzinnego w początkowych rozdziałach, zaczyna wyłaniać się protagonistka: najmłodsza córka wdowca, Anna. Powieść śledzi relacje Anny z jej rodziną, z mieszkańcami z domu naprzeciwko i ze starszym przyjacielem rodziny o imieniu Cenzo Rena. Ale status Anny jako głównej bohaterki jest tylko częściowy a może wręcz i przypadkowy. Narratorka powieści często odciąga nas od niej bez ostrzeżenia, relacjonując wydarzenia, których Anna nie jest świadkiem, opisując z nagłym współczuciem uczucia i myśli innych bohaterów powieści, pozornie pomniejszych postaci, ich pragnienia, rozczarowania i marzenia. Wielka siła emocjonalna tej powieści wypływa z głębi i prawdy każdego z jej bohaterów. Jako czytelnicy poznajemy i kochamy Annę głęboko, ale nie możemy nie kochać jednocześnie jej kłótliwego ojca, jej posępnego i pięknego brata Ippolito, niespokojnej pani Marii i wszystkich innych złożonych i interesujących ludzi, którzy zaludniają karty książki.
Po śmierci ojca Anny, na samym początku powieści,
Ippolito zaprzyjaźnia się z Emanuele, jednym z chłopców, który mieszka w domu
naprzeciwko. Obaj prowadzą ze sobą wspaniałe dyskusje, ale nikt nie wiedział
dokładnie, o co w nich chodzi, bo jeśli ktoś był obecny, zaczynali rozmawiać po
niemiecku. Wkrótce dołącza do nich Danilo, zalotnik siostry Anny, Concettiny, i
trzej młodzieńcy zamykają się razem w salonie, rozmawiając do północy.
Dorastająca Anna jest zaskoczona tymi wydarzeniami: czy Emanuele i Danilo są
zakochani w jej siostrze? Dlaczego spędzają tyle czasu z Ippolito mówiącym po
niemiecku? Wtedy jej brat Giustino szepcze jej jedno słowo, które zmieni bieg
powieści i życie Anny: „Polityka". Dowiadujemy się, że Ippolito, Emanuele
i Danilo są antyfaszystowskimi dysydentami, którzy potajemnie spotykają się, by
dzielić się zakazaną literaturą polityczną i dyskutować o rewolucji. Wkrótce
Danilo trafia do więzienia, a Ippolito i Emanuele proszą Annę o pomoc w
spaleniu rewolucyjnych gazet, ulotek i książek, które ukrywali za fortepianem.
Gdy w Europie wybucha wojna, moralny świat powieści staje się coraz bardziej
nawiedzony przez brutalność faszyzmu i niewypowiedziane okropności Holokaustu.
Ippolito pogrąża się w chorobliwej depresji z powodu niemieckiej okupacji
Polski: „Ippolito zastanawiał się ciągle, co się dzieje w Polsce, jak można
przeżyć tam zimę, w zburzonych domach, pod okupacją Niemców, tych Niemców,
którzy wywożą ludzi na śmierć do obozów koncentracyjnych. Mówił, że na myśl o
obozach hitlerowskich, w których Niemcy gaszą papierosy na czołach więźniów,
odechciewa mu się żyć”.
W drugiej części powieści Włochy również przystępują
do wojny. Anna jest już mężatką, młodą matką, która pomaga wraz z mężem ukrywać
uciekinierów przed faszystowskim reżimem w piwnicy swojego domu. W jednym
długim, burzliwym zdaniu, z punktu widzenia mężczyzny, który został mężem Anny,
Ginzburg przywołuje katastrofalny rozpad zwykłego życia: „Patrzył z okna na
uciekinierów z Neapolu, którzy przechodzili uliczkami miasteczka, niosąc
materace i dzieci, patrzył na nich i mówił, jak smutno jest oglądać materace
przenoszone z miejsca na miejsce po całych Włoszech”. Polityka nie jest już dla
Anny abstrakcją o której rozmyśla się wśród krzewów różanych, albo na ławce w
parku zajadając się kasztanami, ale kwestią najwyższej moralnej konieczności. W
czasach kryzysu uczy się – a my razem z nią – że nie ma etyki bez polityki.
Wydaje mi się, że książka Ginzburg dotyczy przede wszystkim rozróżnienia między
tym, co dobre, a tym, co złe. Powieść „Nasze dni wczorajsze” podchodzi do tego
zagadnienia intelektualnie i ideologicznie, z zainteresowaniem rozwojem teorii
moralnych i systemów wierzeń. A także i w równym stopniu podchodzi do tej
kwestii z praktycznego i ludzkiego punktu widzenia. Innymi słowy, stawia dwa
pytania o jednakowym znaczeniu. Po pierwsze, skąd wiemy, co jest słuszne? A po
drugie, jak możemy żyć zgodnie z tą wiedzą? Czytając tę powieść, poznajemy jej
bohaterów tak, jakby byli naszymi własnymi przyjaciółmi, naszymi sąsiadami, a
nawet nami samymi. Wielu z nich usilnie stara się dowiedzieć na różne sposoby ,
co jest słuszne i przeciwstawić się temu, co jest złe. W miarę jak wojna coraz
głębiej przenika do ich życia, niektórzy muszą iść na straszliwe kompromisy,
aby przetrwać, podczas gdy inni nie mogą sobie poradzić z traumą. Ale jako czytelnicy
mamy szansę zobaczyć kilku z tych ludzi, którzy próbują żyć pod niewyobrażalną
presją, z chaosem i przemocą wszędzie wokół nich, reagujących transcendentnym i
niezapomnianym pięknem moralnym. To nie są ludzie, którzy urodzili się ze
szczególnymi cechami moralnymi, ludzie, którym łatwo jest być odważnym i
honorowym. Znamy ich, wiemy dobrze, że są tak samo drażliwi, samolubni i leniwi
jak my. Jak mówi mąż Anny: „(…) nikt nie rodzi się odważny, odwagę trzeba w
sobie odnajdować, kawałek po kawałku; to długa droga, której pokonanie zająć
może nawet całe życie". Ginzburg pokazuje nam wiele możliwości tej odwagi,
daje świadectwo dojrzałości, a czytając jej dzieło, my również wiemy i
wierzymy, że człowiek ma możliwość zmiany swojej postawy w obliczu
niesprawiedliwości i zła.
To nie jest powieść, która infantylizuje zło. Jak
każda opowieść o II wojnie światowej, opowiada o niemal nieznośnym smutku,
stracie, przemocy i niesprawiedliwości. Ale to także opowieść o możliwości
poznania tego, co słuszne, i życia zgodnie z tą wiedzą, bez względu na
konsekwencje. Jako czytelnicy rozumiemy i kochamy bohaterów powieści w całym
ich człowieczeństwie – i przez chwilę ich odwaga wydaje się rozświetlać sens
ludzkiego życia. A jednak pod koniec powieści, po zakończeniu wojny, Ginzburg
stara się pokazać trudne zadanie, jakie czeka tych, którzy przeżyją. Bohater,
który spędził wojnę na redagowaniu antyfaszystowskiej publikacji, z trudem
przystosowuje się do nowych warunków pracy: „(…) nie wyobrażają sobie, jakie
życie prowadzi w Rzymie, całe noce spędza w redakcji, a w ciągu dnia co chwila
ma jakieś zebranie i nie może przespać się po południu, żeby się wyspać musi
jechać do domu. Ale wkrótce zostawi pracę w gazecie i wyjedzie z Rzymu na
zawsze, nie nadaje się do pracy w prasie. Potrafi robić podziemne gazety,
redagowanie podziemnych gazet jest łatwe, naprawdę łatwe satysfakcjonujące. Ale
wydawanie prasy ukazującej się codziennie i zupełnie jawnie, któremu nie
towarzyszą strach i niebezpieczeństwo, to całkiem coś innego”. Natomiast inny z
bohaterów powieści mówi: „Może to głupie, ale jedyna rzecz, jaką chciałbym
robić, to ukrywać się w górach przed Niemcami, wysadzać pociągi w powietrze i
nazywać się Rusznica”.
Natalię Ginzburg charakteryzuje opisywanie swoich
bohaterów mottami, podobnie jak homeryckie epitety, za każdym razem, gdy
bohaterowie pojawiają się dopisuje do ich nazwisk jakieś charakterystyczne
cechy: „Cenzo Rena, który przysyłał czekoladki i pocztówki”, „dziewczyna
Fiammetta w białych aksamitnych spodniach”, wieśniak Giuseppe znany jako Pino,
chciał, aby na jego nagrobku wyryto słowa „żył i umarł jako socjalista”.
Miejsca od czasu do czasu też mają swoje tagi („kawiarnia, która wyglądała jak
Paryż”). Te telegraficzne opisy pełnią funkcję strukturalną, wiążąc ze sobą
wydarzenia i sceny, tak jak identyczne kolorowe tessery wstawione w różne
części mozaikowego obrazu nadają całości chromatyczną spójność. W powieści
„Nasze dni wczorajsze” Ginzburg dzieją się straszne rzeczy – samobójstwa,
morderstwa, śmierć z powodu przewlekłej lub szybkiej choroby, naloty i
bombardowania. Ale mniej przerażające wydarzenia, takie jak kłótnia rodzinna,
cudzołóstwo czy oszustwo, mają równe znaczenie, jakby przekazują czytelnikowi,
że dla ofiary cudzołóstwo i nalot mogą być równie okaleczające. Ginzburg stawia
swoich bohaterów w szerszym obrazie, wręcz w kontekście światowego konfliktu
wojennego, ale całą wojnę oraz jej przebieg każdy z bohaterów widzi na swój
subiektywny sposób. Druga połowa powieści to znacznie więcej niż kronika
małżeństwa Anny. To staranny portret czasu i miejsca. Cenzo Rena jest
samozwańczym zbawcą nieszczęsnej wioski San Costanzo, nieustannie walczącym o
podstawowe standardy cywilizowanego życia, takie jak regularna opieka zdrowotna
dla kobiet i dzieci, przestrzega przed czerwonką oraz potępia lekarza i
nauczycielkę za ich ignorancję, uprzedzenia i apatię. Na początku Anna,
outsiderka i wciąż niewiele więcej niż uczennica, czuje się całkowicie
wyobcowana z tego obcego i w dużej mierze zdominowanego przez mężczyzn
społeczeństwa. Stopniowo jednak otwierają się jej oczy na nowy świat, który
choć oferuje jej spektakl ubóstwa i nędzy, obdarza ją również ciepłem i
wielkodusznością swoich mieszkańców. Szczególnie zbliża się do Maschiony,
wiernej gospodyni Cenzo Reny.
Wojna dociera do San Costanzo wraz z przybyciem
garstki żydowskich uchodźców, co przypomina o specjalnych prawach rasowych z
1938 roku. Franz pojawia się nagle, oddzielony od swojej żony boi się nawet
zaczerpnąć powietrza. Miejscowi synowie i ojcowie są wysyłani za granicę do
Rosji lub Grecji, aby walczyć o coraz bardziej przegraną sprawę. Latem 1944 r.
wieś zostaje ostatecznie zajęta przez wycofujące się wojska niemieckie.
Okupacja prowadzi do nieuniknionej tragedii, gdy „przyjazny” niemiecki
żołnierz, który przypadkowo potrącił psa motocyklem odkrywa Franza i innych
uciekinierów w piwnicy Cenzo Reny. A kiedy ma dojść do odwetu na miejscowych
chłopach, Cenzo Rena poświęca się, by ratować życie niewinnych cywili. W te
wydarzenia wplecione są wieści o rodzinie Anny, przekazywane listownie lub
podczas wizyt. Jej dawna guwernantka, pani Maria, ginie w nalocie na Turyn. Jej
młodszy brat Giustino i jego przyjaciel Danilo przyłączają się do ruchu oporu.
Emanuele redaguje tajną gazetę w Rzymie. Później pojawia się Giuma, oraz
amerykańska studentka psychologii. Po zakończeniu wojny Anna wraca z córką na
Północ, aby dołączyć do Giustino, Emanuele i jej rodziny, aby wspólnie stawić
czoła przyszłości, niepewni tego, co ich czeka. „(…) mogą razem myśleć o
czekającym ich długim, trudnym życiu, pełnym nieznanych rzeczy, których nie
potrafią robić”.
Są to postacie, którym wojna odebrała bardzo wiele,
prawie wszystko. Ale wyzwaniem, przed którym ostatecznie stoją, jest nadanie
sensu światu, w którym nie toczy się już wojna, światu, w którym heroiczne akty
odwagi nie są już konieczne, a nawet mogą przeszkadzać, w świecie, w którym
gazety muszą wychodzić każdego dnia wraz ze wschodem słońca. Książka „Nasze dni
wczorajsze” ukazała się siedem lat po zakończeniu wojny i trudno nie usłyszeć w
jej fragmentach głosu samej Ginzburg, siedzącej przy biurku, już bez
odczuwalnego niebezpieczeństwa i strachu, próbującej nadać sens temu, co
pozostało. Dla mnie „Nasze dni wczorajsze” to powieść doskonała, to znaczy, że
jest całkowicie tym, czym powieść powinna być, i niczym więcej. Jest to
książka, która prostą i inteligentną prozą pokazuje, jak powinna wyglądać
powieść o wojnie. Bo stawka jest tak wysoka, jak najbardziej katastrofalny
kryzys XX wieku, i tak niska, jak małżeństwo jednej młodej kobiety, lub los
jednego psa rodzinnego przejechanego przez motocykl niemieckiego żołnierza,
który przed wojną był kelnerem. Jako czytelnicy zaczynamy dostrzegać i odczuwać
nierozerwalne relacje między wewnętrznym i zewnętrznym światem istot ludzkich.
Powieści Natalii Ginzburg udaje się nie tylko pomieścić, ale także umieścić w
znaczącej relacji intymne życie fikcyjnych postaci oraz radykalne zmiany
społeczne i polityczne zachodzące wokół nich. Osiągnięcie to jest możliwe
dzięki niezwykłemu zrozumieniu ludzkiej duszy przez Ginzburg, jej
błyskotliwości jako stylistki prozy, a przede wszystkim niezrównanej jasności
moralnej. „Nasze dni wczorajsze” należą do wielkich powieści swego stulecia, a
Ginzburg do grona wielkich powieściopisarek. Mówiąc za siebie, jako
czytelnikowi, jej twórczość dotknęła i zmieniła moje życie. Mam nadzieję, że
inni czytelnicy pozwolą sobie na możliwość zrobienia tego samego ze swoim
życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz