06 czerwca 2020

Solaris


„Solaris”


Stanisław Lem

Autor/ (ur. 12 lub 13 września 1921 we Lwowie, zm. 27 marca 2006 w Krakowie) – polski pisarz science fiction, filozof i futurolog oraz krytyk. Jego twórczość porusza tematy takie jak: rozwój nauki i techniki, natura ludzka, możliwość porozumienia się istot inteligentnych czy miejsce człowieka we Wszechświecie. Dzieła Lema zawierają odniesienia do stanu współczesnego społeczeństwa i refleksje naukowo-filozoficzne na jego temat.

Tematyka/ Historia opisana w „Solaris”, w zasadzie dość prosta i zwięzła, obnaża naturę ludzką w sposób niemalże bezwzględny. Im dalej zagłębiamy się w powieść, im bliżej przyglądamy się działaniom bohaterów, tym mocniej rysują się nasze, jako gatunku i społeczeństwa, cechy charakterystyczne, które niestety nie zawsze są piękne. „Goście” odwiedzający mieszkańców stacji, jak i oni sami pod ich wpływem, stają się lustrami, w których bez upiększeń oglądamy sami siebie. Mimo to Lem nie osądza rodzaju ludzkiego - pozwala byśmy zrobili to sami, zaglądając w głąb siebie, odnajdując w sobie cechy bohaterów, przyznając się do wad, ale również do zalet.

Główny motyw/ Psycholog Kris Kelvin ląduje na stacji badawczej, zbudowanej na odległej planecie, po to, by poznać sposób funkcjonowania zalewającego ją niemal w całości oceanu, będącego w istocie jednym olbrzymim organizmem. Dwaj naukowcy, których psycholog zastaje na placówce, znajdują się na krawędzi szaleństwa. Ciało trzeciego z nich, samobójcy i niegdysiejszego mentora głównego bohatera, spoczywa w chłodni. Wkrótce i Kelvin zaczyna podejrzewać sam siebie o zaburzenia psychiczne, kiedy materializuje się przed nim fantom tragicznie zmarłej żony, Harey. Pojawienie się owych postaci - widm, symbolizujących zmaterializowane psychologiczne projekcje, reprezentujących najboleśniejsze i najbardziej wstydliwe tajemnice osobowości naukowców, jest skutkiem działań solaryjskiego oceanu.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Jak możecie się porozumieć z oceanem, jeżeli nie potraficie już tego uczynić między sobą?”.

„Czasem jest się błaznem mimo woli”.

„Nie chodzi o to, co chcę, tylko o to, co jest możliwe”.

„Każdej nauce towarzyszy zawsze jakaś pseudonauka, jej dziwaczne wykoślawienie w umysłach pewnego typu; astronomia ma swego karykaturzystę w astrologii, chemia miała ją kiedyś w alchemii, zrozumiałem więc, że narodzinom solarystyki towarzyszyła istna eksplozja myślowych dziwolągów (…)”.

„Ludzie wielkich zdolności i wielkiej siły charakteru rodzą się mniej więcej ze stałą częstością, niejednakowy jest tylko ich wybór”.

„Każdy z nas wie, że jest istotą materialną, podległą prawom fizjologii i fizyki i że siła wszystkich razem wziętych naszych uczuć nie może walczyć z tymi prawami, może ich tylko nienawidzić”.

„Odwieczna wiara zakochanych i poetów z potęgą miłości, która jest trwalsza niż śmierć, owo ścigające nas przez wieki >finis vitae sed non amoris< jest kłamstwem. Ale to kłamstwo jest tylko daremne, nie śmieszne”.

           
         Gatunek science fiction zawsze budził wiele kontrowersji. Dla wypowiadającego się zwykle bez ogródek polskiego pisarza, Stanisława Lema, który krytykował amerykańską science fiction za jej kiczowatą komercjalność. Ograniczenia tego nurtu literackiego były aż nadto oczywiste. Jak na ironię, jego powieść z 1961 roku pt. „Solaris”, stała się pozycją klasyczną gatunku i doczekała się aż dwóch adaptacji filmowych (Andreja Tarkowskiego w 1972 roku i Stevena Soderbergha w 2002 roku). Zgodnie z przewidywaniami, Lem skrytykował obie wersje. Część otwierającą „Solaris” czyta się jak akademicki podręcznik. Jest to opis zakończonych niepowodzeniem prób skontaktowania się z obcą istotą, żyjącą na tytułowej planecie. Solaris jest pokryta przypominającym ocean organizmem, obdarzonym inteligencją przechytrzającą badających ją naukowców. Wszelkie próby teoretyzowania na jej temat okazują się projekcją własnych przekonań uczonych, a przeprowadzane eksperymenty ujawniają psychiczną słabość eksperymentatorów. Bohater książki, Kris Kelvin, prześladowany jest przez istotę stworzoną przez Solaris, będącą odwzorowaniem jego kochanki, która popełniła samobójstwo. Innych bohaterów w podobny sposób prześladują ich własne koszmary. Wersje filmowe książki, znane i na ogół dobrze przyjęte, skupiają się niemal wyłącznie na jej elementach psychologicznych, natomiast samego Stanisława Lema zdecydowanie bardziej interesowała strona naukowa. Żaden film nie jest w stanie oddać beznamiętnego, akademickiego języka, jakim opisane zostały niewyjaśnione zjawiska zaobserwowane na planecie, których nasi bohaterowie nie mają nawet nadziei zrozumieć. Opisując całkowitą obcość i niezrozumiałość istoty odkrytej we wszechświecie, Lem tworzy literacką hybrydę – skrzyżowanie Franza Kafki z Aldousem Huxleyem. Ta nowa, nieznana dotąd mutacja science fiction przykuwa uwagę dlatego, że nie poddaje się prostym interpretacjom.
            Wyobraźmy sobie planetę, która swoją niezwykłością pobija wszystko, co do tej pory znaliśmy. Co więcej, nigdy nawet nie przyszłoby nam do głowy, że coś takiego może istnieć. Solaris – kolos niemal całkiem pokryty niezwykłym, cytoplazmatycznym oceanem, który zdaje się żyć własnym życiem – budzi skrajne emocje wśród całych pokoleń badaczy pragnących zgłębić jej tajemnice. Niezliczona ilość testów przeprowadzanych przez dziesięciolecia i powstałych teorii nie dała jednoznacznej odpowiedzi na najważniejsze pytania. Czy ocean, a może nawet cała planeta, jest istotą żywą, myślącą? Czy to, co dzieje się na jej powierzchni, jest kwestią przypadku, czy działaniem celowym? Czy jest to pierwszy kontakt z inteligentną formą życia pozaziemskiego? Czy uda się z nią porozumieć? Po wielu latach i braku większych efektów entuzjazm przycicha, a stacja badawcza zawieszona tuż nad powierzchnią Oceanu się wyludnia. Psycholog Kris Kelvin, który od zawsze zafascynowany był Solaris, przybywa na stację na zaproszenie swojego przyjaciela i mentora (a także obecnego szefa placówki), doktora Gibariana. Nie do końca wie, w jakim celu został wezwany, a to, co zastaje na miejscu, zupełnie odbiega od jego wyobrażeń. Wszędzie panuje chaos i atmosfera psychozy. Dwóch pozostałych badaczy – Snaut i Santorius – zdaje się pogrążać w szaleństwie, Gibarian odebrał sobie życie, (czym dwaj pozostali zdają się nie przejmować), a sama stacja staje się miejscem wizyt niezwykłych gości. Kris bardzo szybko doświadcza owych odwiedzin na własnej skórze, co budzi w nim zarówno strach i niedowierzanie, jak i nadzieję oraz radość. Kim są i skąd przybywają „obcy”, odwiedzający stację kosmiczną? Jakie są ich zamiary? Ile wspólnego mają ze swoimi ludzkimi pierwowzorami? Czy stworzono ich jako formę kary za nasze błędy? A może są próbą porozumienia się odebraną wprost z naszej podświadomości i wysłaną ku nam jako posłaniec dobrej woli, odpowiedzią na dręczące nas poczucie winy i pragnienia, które ukrywamy nawet przed samymi sobą?

Eksploracja źródeł – to chyba najbardziej powszechny, jak i zapewne najbardziej zrozumiały powód nawiązywania do osobistej przeszłości podczas terapii psychoanalitycznej. Opiera się on na założeniu, że nasze aktualne problemy psychologiczne wynikają nie tylko z warunków zewnętrznych (choć często są one obiektywnie trudne – jak śmierć bliskiej osoby czy rozstanie), ale też – a może przede wszystkim – z utrwalonych w naszej psychice mechanizmów. Te zaś w dużej mierze ukształtowane są przez przeszłe doświadczenia. Eksploracja źródeł i rozpoznanie ich znaczenia umożliwia lepsze zrozumienie aktualnie działających wewnętrznych tendencji i schematów, które z kolei determinują nasze funkcjonowanie w obecnym życiu. Poznanie ich jest więc bardzo pomocne w korygowaniu tych mechanizmów oraz tworzy okazję do głębokiej transformacji schematów (na przykład rezygnowania z dziecięcych misji czy pragnień) oraz do zmiany perspektywy. Wielu z nas nie widzi sensu w opowiadaniu o przeszłości, sądząc, że nikt nie zrozumie naszych doświadczeń tak dobrze (a co dopiero lepiej), jak my sami, bo przecież to my je przeżyliśmy. Wszak nie tylko w chorobie, ale i w najnormalniejszym śnie zdarza się, że rozmawiamy z nieznanymi nam na jawie osobami, że zadajemy tym śnionym postaciom pytania i słyszymy ich odpowiedzi. Choć osoby te są w istocie tylko płodami naszej własnej psychiki, niejako wyosobnionymi czasowo jej pseudosamodzielnymi częściami, to nie wiemy, jakie słowa padną z ich ust dopóty, dopóki się (w owym śnie) nie odezwą do nas. A przecież naprawdę są to słowa spreparowane przez tamtą, wyodrębnioną część naszego własnego umysłu, a zatem powinniśmy je znać już w chwili, kiedyśmy je sami wymyślili, aby włożyć je w usta fikcyjnej postaci. Cokolwiek byśmy zatem zaplanowali i urzeczywistnili, zawsze możemy sobie powiedzieć, że postąpiliśmy tak właśnie, jak postępuje się we śnie.
            Solaris nieustannie sprzeciwia się nie tylko zrozumieniu, ale i analizie. Czy ocean ma świadomość, że to robi? Wysiłki naukowców na rzecz wyjaśnienia tych zjawisk były nieustannie poddawane antropomorfizmowi. Informacje na temat planety (oceanu?) i niektórych poprzednich ekspedycji zyskujemy z kilku raportów, czytanych przez Kelvina. To z nich dowiadujemy się, że poprzez spotkania z oceanem Solaris człowiek otrzymuje wgląd w te cechy, które przed sobą ukrywa. Każdy przychodzący „gość” jest fantomem, złożonym z bezładnej mieszaniny wspomnień i obrazów, zaczerpniętych z podświadomości pracowników stacji kosmicznej. Im dłużej „goście” przebywają na stacji, tym bardziej się uczłowieczają.
 W wersji filmowej „Solaris” z 2002 roku reżyser Steven Soderbergh posłużył się wierszem Thomasa Dylana „A śmierć utraci swoją władzę”:
„A śmierć utraci swoją władzę.
Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę

A śmierć utraci swoją władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.

A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę”.
Dlaczego wspominam ten wiersz? Rozmaite interpretacje powieści siłą rzeczy są sprzęgnięte z prymarnym wątkiem fabularnym, jakim jest romans Kelvina i Harey. Maciej Płaza słusznie zauważa, że „Solaris” pozbawiona wątku miłosnego byłaby właściwe repliką borgesowskiej „Biblioteki Babel” – czystym poznawczym mitem pokazującym ograniczenia i niewystarczalność poznania, metafizyczne niezaspokojenie człowieka szukającego sensu istnienia i sensu Kosmosu. Tymczasem poprzez historię Kelvina i Harey ukazane zostaje również doświadczenie indywidualne, dramat egzystencji podmiotu uwikłanego w ponadjednostkowy, niekończący się proces poznania. Jednym z istotnych jego wymiarów na Solaris jest wymiar cielesny. Cielesność jest w wewnętrznym świecie powieści silnie spowinowacona z kategorią pamięci. Nie może być inaczej, gdyż kobieta, którą spotyka na solaryjskiej stacji bohater, jest sobowtórem, kopią stworzoną przez Ocean na wzór prawdziwej Harey. Kelvin bierze na siebie winę za samobójczą śmierć ukochanej, co staje się niezabliźnioną raną w jego psychice dlatego też w jego przypadku to właśnie Harey zostaje „wskrzeszona". Problemat cielesny rozpoczyna się już od rozpoznania samej struktury molekularnej bohaterki. Nie jest realną kobietą, lecz stworzonym z cząstek neutrinowych sobowtórem ziemskiej kobiety. Jednocześnie reprezentuje, więc „świat ludzi”, jak i „świat planety”, a w związku z tym również nieokreśloność, symbolizowaną przez samą Solaris. Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie, że cielesność jest kategorią, od której należy wyprowadzać wszystkie domysły interpretacyjne. Takie odczytanie jest oczywiście bardzo bliskie dwudziestowiecznemu namysłowi nad rolą ciała. Nie jest już ono postrzegane w kulturze i filozofii, jako temat marginalny. Staje się jednym z centralnych, najczęściej poruszanych problemów w ramach różnych dyscyplin szczegółowych. Ciało jest punktem wyjścia w konstruktach filozoficznych, które przedefiniowały dotychczasowe i utrwalone w tradycji pojęcie „mieć ciało” na „być ciałem”. Innymi słowy: ludzka cielesność jest traktowana, jako źródło podmiotowości. Rozpoznawanie kobiety jako całkowicie nowej osoby odbywa się na poziomie somatycznym, intelektualnym, psychicznym i duchowym. Bohater wyznaje: „Moje ciało przyznawało się do niej, chciało jej, ciągnęło mnie do niej poza rozumem, poza argumentami i lękiem”. Jednak radykalna obcość jej fantomowego ciała, skądinąd doskonałego, początkowo budzi w nim odrazę. Wiedząc, iż nie jest to człowiek, Kelvin wyprowadza Harey do komory startowej, zamyka ją w małej rakietce i wystrzela na orbitę, biorąc „kosmiczny rozwód” z monstrum, które wytworzyła dla niego Solaris. Kiedy jednak Harey pojawia się ponownie – by tak rzec – w nowym swym egzemplarzu, nieświadoma niczego, co stało się z egzemplarzem pierwszym, kiedy dojrzewa i zyskuje świadomość, Kris, wiedząc, iż nie jest to człowiek, akceptuje jej niepojęte istnienie i odpowiada miłością. Stopniowo Harey uświadamia sobie, że jej związek z Kelvinem nie może przetrwać. Bierze na siebie odpowiedzialność za związek z mężczyzną – i postanawia raz na zawsze usunąć swe prawie nieśmiertelne ciało. Przy pomocy fizyka ze stacji dokonuje samounicestwienia. Podobnie jak w „Masce”, Lem konstruuje postać paradoksalną, która właśnie ciało interpretuje jednocześnie jako swoje, lecz także jako obce. Niesamowitość struktury cielesnej bohaterki staje się granicą niemożliwą do przekroczenia, gdyż nie istnieje dla niej życie „poza stacją”. Czy to jednak sprawia, że nie możemy traktować postaci Harey jako osoby? O podmiotowym statusie bohaterki świadczy jej własna pamięć, pamięć głównego bohatera, rozwój świadomości, ale przede wszystkim czyn o charakterze etycznym – samopoświęcenie dokonane w imię dobra drugiego człowieka. Początkowo kobieta kochała mężczyznę, ponieważ miłość ta wpisana była w „autentyczną” Harey. Jednakże „solaryjska wersja Harey” z czasem zaczyna kochać mężczyznę świadomie, już nie jako replika czyjejś osobowości, ale jako osobny byt. Harey staje się, więc „taką samą”, nie zaś „tą samą”. Kris również zdaje sobie sprawę, że uzyskanie rozwiązania, odpowiedzi nie będzie możliwe – nie dowie się, czemu służyły wszystkie rozgrywające się na stacji kosmicznej zdarzenia. Warto zauważyć, że dramatyczność sytuacji zostaje wyprowadzona od reminiscencji, na podstawie której kobieta zostaje zmaterializowana przez planetę, co z kolei przywołuje bolesne wspomnienia – można więc powiedzieć, że dramat solaryjskich kochanków jest dramatem samej pamięci, posiadającej moc sprawczą, która finalnie obraca się przeciwko niej samej. W „Solaris” kobieta poświęca się dla Kelvina – jej śmierć uwalnia go, sprawia, iż ten zostaje „przywrócony światu”.
            Warto zaznaczyć, że sen głównego bohatera ma w sobie wiele z typu literackiego snu, który A. Okopień-Sławińska określa, jako „model wizji poetyckiej”. W modelu tym najważniejsza jest właśnie struktura marzenia sennego oraz przebieg procesu śnienia. Opis snu staje się ekwiwalentem samego procesu tworzenia. W użytym przez Lema sposobie prezentacji sennego świata zanika sytuacyjny, czasowy i ideowy dystans podmiotu wobec drugiego badanego i badającego przedmiotu. Nie ma już żadnej „zewnętrznej perspektywy”. Do najważniejszych cech tego typu oniryczności zalicza badaczka: 
  • zacieranie odrębności i tożsamości poszczególnych zjawisk, które nacechowane bytową niepewnością, bez żadnych usprawiedliwień pojawiają się, przemieniają i zanikają, płynnie przechodząc jedne w drugie;
  • zawieszanie praw przyczynowości i celowości w rozwijaniu sytuacji i wydarzeń;
  • naruszanie związków i motywacji logicznych;
  • osłabianie wyrazistości relacji czasowych i przestrzennych między zjawiskami.
Narracja snu z pewnością przypomina narracyjny model strumienia świadomości, jest w pewnym stopniu asocjacyjna, nieuporządkowana, przez co oddaje zagubienie się podmiotu w sennym marzeniu (lub raczej: koszmarze). Zwraca również uwagę wyraźna defragmentacja przestrzeni. Kelvin nie panuje nad wymiarami własnego ciała, nie posiada ono granic, a przez to też centrum, jakiegoś punktu odniesienia. Można chyba stwierdzić, iż Kelvin śni o Harey nie jako konkretnym bycie, ale raczej jako o łączniku pomiędzy nim a Solaris. To z Planetą wchodzi w dialog na poziomie sensualnym. Zachodzi też osobliwa wymiana „materialna”: najpierw Solaris jak gdyby przyjmuje formę „ludzką”, a następnie mężczyzna przeradza się we fragment koloidalnego morza.
            Podczas pobytu na Solaris Kris uzmysławia sobie, że ludzkość nie chce zdobywać kosmosu, lecz pragnie tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla brazylijska. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy. Chcemy znaleźć własny, wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje doskonalsze od naszej prymitywnej przeszłości. Tymczasem po drugiej stronie jest coś, czego nie przyjmujemy, przed czym się bronimy. Przecież nie przywieźliśmy z Ziemi samego tylko destylatu cnót, bohaterskiego posągu Człowieka. Przylecieliśmy tu tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a kiedy Solaris ukazuje nam tę prawdę – tę jej część, którą przemilczamy – nie możemy się z tym zgodzić.
            Zdziwię się, a nawet będę bardzo zaskoczony, jeśli kiedykolwiek ktoś mi oznajmi, że zrozumiał książkę Stanisława Lema, „Solaris”. Nie jest trudno bowiem przeczytać ją powierzchownie, przejąć się tylko opisami dramatu i przeoczyć fakt, że wokół całej historii działa niewyobrażalna siła, której nie można wyrazić słowami, ani nawet emocjami. Stanisław Lem w „Solaris” opisał planetę – ocean, który tworzy fascynujące formy, których estetykę można kontemplować, lecz już nie rozumieć. Tutaj mamy do czynienia z ograniczoną częścią naszego ludzkiego rozumienia. Ocean na swój sposób pojmuje ludzkie emocje, bowiem istnieją rzeczy i sytuacje takie, których nikt nie odważyłby się ich urzeczywistnić poza swoją myślą. Solaris sprowadza na swoich gości z Ziemi właśnie tą wyolbrzymioną, jak pod mikroskopem ich własną, monstrualną brzydotę, ich wstyd, ułomności i lęki. Wydobywa z zakamarków podświadomości zmarłe osoby, tych, których skrzywdziliśmy i tych, którzy nas skrzywdzili, co jest zdecydowanie oznaką okrutnej strony oceanu. Powieść jest ucieleśnieniem bólu, uwidacznia nam nieuleczalny defekt ludzkiej psychiki, między ciałem a rozumem tej samej osoby. W tej powieści człowieczeństwo podlega podważeniu i zaprzeczeniu. Każdy z nas ma swoje osobiste Solaris.
            Solaris jest więc powieścią mówiącą, między innymi, o relacjach pomiędzy ciałem, pamięcią i snem. Relacje te przywołują bardzo istotny problem natury etycznej – od jakiego poziomu można mówić o byciu osobą, posiadaniu człowieczeństwa? Czy odmienna struktura biologiczna wyklucza posiadanie podmiotowości? Czy też raczej za człowieczeństwo odpowiadają czyny jednostki, jej postępowanie wobec innych? Solaris opowiada również o odpowiedzialności dotyczącej tego, co człowiek kocha i zachowuje w swych wspomnieniach. Bo analiza osób zachowanych w naszej pamięci ostatecznie przynosi również analizę własnego „ja”. I na tym polega mistrzostwo lemowskiego arcydzieła – na hermeneutycznym doświadczeniu samego siebie poprzez kontakt z Innym.
            Samotność generalnie pozwala testować granice człowieczeństwa. O „Solaris” Stanisława Lema napisano wiele, jest to fenomenalna powieść, jedna z najlepszych, jakie w ogóle powstały w języku polskim. Z mojego punktu widzenia warto jednak skupić się także na jej wymiarze antropologicznym. W klaustrofobicznej bazie unoszącej się nad powierzchnią planety Solaris, planety mającej jednego mieszkańca – ograniczony, glutowaty ocean – odbywa się szczególna psychodrama. Psycholog Kris Kelvin staje oko w oko ze swoją podświadomością, reprezentowaną przez jego kochankę sprzed lat, która z jego powodu popełniła samobójstwo. Czy ona jest teraz człowiekiem? Czy stosują się do niej ludzkie normy moralne? Czy wolno się w niej zakochać? Czy ocean to istota myśląca? A może ocean to bóg? Szczególny przypadek ułomnego boga? Takiego, który niechcący zmusza bohaterów, żeby w „sytuacji nieludzkiej zachowali się jak człowiek”? Nie ma żadnej moralnej instancji, do której można by się zwrócić, aby rozwiązać ten problem: trzeba zaryzykować wszystko, nie znając odpowiedzi.