28 września 2017

Smuga cienia



„Smuga cienia”

Joseph Conrad


Autor/ właściwie Józef Teodor Konrad Korzeniowski herbu Nałęcz (ur. 3 grudnia 1857 w Berdyczowie, zm. 3 sierpnia 1924 w Bishopsbourne) – pisarz i publicysta angielski pochodzenia polskiego.

Tłumaczenie/ Jan Józef Szczepański

Tematyka/ Powieść Conrada przedstawia problem konfrontacji jednostki ze wspólnotą. Pokazuje bolesny proces przechodzenia od młodości ku dojrzałości, przekraczania symbolicznej „smugi cienia”, poza którą nic nie jest już tak oczywiste i pewne.

Główny motyw/ Akcja powieści, jak większości utworów Conrada, rozgrywa się na Oceanie Indyjskim i jest inspirowana osobistymi doświadczeniami autora. Po śmierci kapitana dowodzenie nad statkiem obejmuje młody oficer brytyjskiej marynarki handlowej. Epidemia febry, która wybucha na pokładzie, zmusza bohatera do przekroczenia symbolicznej smugi cienia, poza którą nie ma łatwych odpowiedzi i oczywistych decyzji. Musi zadać sobie pytania o odpowiedzialność człowieka w obliczu zagrożenia, o granicę pomiędzy dobrem a złem, o cenę honoru i znaczenie ludzkiej solidarności.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „Czasami ciekawość bywa uczuciem bardzo gwałtownym”.

„Atmosfera urzędowości zdolna jest zdusić każdy powiew zapału, przygnieść papierem i zalać atramentem zarówno nadzieję, jak lęk”.

„[…] nie ma na świecie człowieka, który nie byłby trochę zwariowany”.

„Ludzie cenią sobie ogromnie pożytki doświadczenia. Ale w praktyce doświadczenie oznacza zawsze coś przykrego- przeciwieństwo uroku i niewinności złudzeń”.

„Nigdy nie należy niczego uważać za rzecz pewną”.

„Chodzi o to, że w niczym w życiu nie należy przesadzać. Ani z dobrym, ani ze złym”.

„Człowiek powinien umieć sprostać złemu losowi i własnym błędom, swojemu sumieniu i w ogóle tego rodzaju rzeczom”.

   
             
                   W roku 1895, mając 37 lat, Joseph Conrad wydał swoją pierwszą książkę. Można powiedzieć, że pojawił się w literaturze angielskiej jak „meteor”. Nie miał wcześniejszych publikacji ani młodzieżowej twórczości. Od razu został uznany za wybitnego pisarza przez takich ludzi jak Wells, Henry James, Galsworthy i Edward Garnett, którzy rozpoznali w nim mistrza. W swojej twórczości poruszał nowe wątki tematyczne, inne niż poruszali ówcześni pisarze. W przeciwieństwie do takich pisarzy, jak Proust, który analizował i mógł wyjaśnić źródła swojej twórczości, Conrad pozostawał nieświadomy sił, które uczyniły go pisarzem.
                Czy psychoanalityczne rozumowanie może rzucić jakieś światło na tę dziwną transformację zawodowego marynarza w wybitnego pisarza? Dwa lata poprzedzające początek jego pisarstwa było naznaczone niepokojem i depresją. Wtedy Conrad zdobył uprawnienia kapitana, ale nie mógł znaleźć posady. Spędził miesiące w Amsterdamie, czekając na angaż. Conrad chorował i z tego powodu wielokrotnie był zmuszony rezygnować z zatrudnienia na dobrych statkach. Innym razem, jak pisze w jednym z listów, stracił dobrą posadę pierwszego oficera przez zwyczajne znużenie. Ostatecznie w roku 1889 w Bangkoku pierwszy raz objął dowództwo na statku o nazwie „Otago”. Na tym statku, po raz pierwszy pełniąc funkcję kapitana, zaczął pisać. Ogarnęła go wtedy obsesja wyjazdu do Afryki. Dla Josepha Conrada „doświadczenie” Afryki było dewastujące. Brutalność, jawny wyzysk, okropności wstrząsnęły nim do głębi. Ponadto trawiła go depresja i niezdiagnozowana choroba. Co do niego niepodobne powrócił do Europy, chory i „rozbity”. Był przygnębiony i pełen obrzydzenia do siebie i swojego ciała. W roku 1894 zmarł wuj pisarza Tadeusz Bobrowski, który przez wiele lat był jego opiekunem.
                    Dlatego przywołałem kilka szczegółów z życia Conrada, gdyż myślę w ślad za wieloma psychoanalitykami, że przeżycia, na których oparte są jego trzy opowiadania, rzucają światło na psychiczną strukturę będącą źródłem jego twórczości. „Tajemny wspólnik” i „Smuga cienia” opowiadają historię młodych ludzi obejmujących po raz pierwszy dowództwo- to okres życia, gdy Conrad rozpoczął także pisanie. Trzecia powieść „Jądro ciemności”, odzwierciedla jego doświadczenia z Konga. W tych utworach, szczególnie w napisanym, jako ostatni i najbardziej dojrzałym w „Smudze cienia”, autor opisuje swój kryzys wieku średniego oraz sytuację emocjonalną, która pobudziła go do tworzenia. Elliot Jaques kanadyjski psycholog daje żywy opis przejścia z wczesnej młodości, do późnej młodości i dojrzałości: „ W wieku około 37 lat osiągamy środek życia, połowę jego przeciętnego trwania (70 lat). To jest jak dotarcie na wierzchołek wzgórza. Do tego czasu człowiek się wspina. I nieoczekiwanie, na stoku, zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy już poza szczytem i rozpoczęliśmy zstępowanie ku śmierci”.


   
            W połowie życia musimy wejść na szczyt. W tym czasie jesteśmy zwykle zmuszeni stawić czoła śmierci naszych rodziców (Conradowi zmarł wuj opiekun) i osobiście wziąć na siebie wszystkie rodzicielskie obowiązki (w przypadku Conrada-pierwsze dowództwo, objęcie funkcji kapitana statku). Musimy także stawić czoła perspektywie własnej śmierci. Jest paradoksem, że ledwie się znajdziemy w kwiecie wieku, wkroczymy w okres spełnienia, a już rozkwit i spełnienie są poza nami. Śmierć pojawia się na horyzoncie. Jak poradzić sobie z tym paradoksem, zależy od stanu naszego świata wewnętrznego i zakresu, w jakim udało nam się „przepracować lęki” prześladowcze i depresyjne. Jeśli nie zostały one dostatecznie przepracowane, pojęcie śmierci nasyca się paranoidalno-schizoidalnym lękiem przed fragmentacją i prześladowaniem, a wtedy nie można stawić czoła perspektywie śmierci. Wiek średni uaktywnia ponownie te problemy, które kiedyś nie zostały wystarczająco rozwiązane. Kryzys wieku średniego oznacza pożegnanie z dzieciństwem i młodością, trzeba ponownie przepracować lęki depresyjne i stanąć realistycznie wobec perspektywy własnej śmierci.



                  „Smuga cienia” Josepha Conrada jest – według psychoanalityków- najbardziej zadziwiającym opisem kryzysu wieku średniego. Powstała w 1916 roku, kiedy syn Conrada był we Flandrii, i jest zadedykowana: „Borysowi i wszystkim, którzy jak on przekroczyli we wczesnej młodości granicę cienia swej generacji”. Opowiadanie to opiera się jednak na doświadczeniach Conrada z czasu, kiedy on sam przekroczył smugę cienia, obejmując w Bangkoku w wieku 32 lat po raz pierwszy dowództwo statku. Zdania otwierające tę opowieść brzmią: „Tylko młodzi przeżywają takie chwile. Nie mówię o bardzo młodych. Nie. Bardzo młodzi właściwie nie przeżywają żadnych chwil. Przywilejem wczesnej młodości jest wyprzedzanie własnych dni w całej pięknej ciągłości nadziei, która nie zna ani przerw, ani samowiedzy”. Narrator, jak sam Conrad, rzuca posadę bez istotnej przyczyny, z powodu zwykłej zawiści. Ale to zniechęcenie nie jest prawdziwą depresją. Typowe dla niego jest złudzenie, poczucie jałowości, drażliwość. Młody człowiek nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, jak głęboka jest jego depresja. Stan jego ducha przypomina obraz marynistyczny, na którym morze jest płaską, szarawą ciszą, i nic nie zapowiada tkwiących głębiej niebezpieczeństw i grozy. Poczucie bezsensu i daremności łączy się z pogardą wobec innych. Wszyscy bohaterowie opowieści są ukazani z niechęcią i lekceważeniem. Osoby przychylne, jak kapitan Giles, który chce pomóc narratorowi w objęciu dowództwa statku, są opisane z pełnym zakłopotania brakiem zrozumienia. W tym stanie zawieszony młody człowiek rozważa porzucenie pracy marynarza i powrót do domu. Wówczas z pomocą kapitana Gilesa dostaje posadę kapitana statku w Bangkoku. Uniesienie zajmuje miejsce depresji. Lecz bohater wcale nie jest bliższy rozumienia siebie ani innych. Bierze odwet na Ochmistrzu, który poprzez kradzież listu usiłował odebrać mu szansę na tę posadę, pozwalając mu wierzyć, że złożył na niego skargę, choć w rzeczywistości tego nie zrobił. Gdy kapitan Giles usiłuje bronić Ochmistrza, młody człowiek mówi ze wzgardą: „Nie umarłby ze strachu”. A kiedy kapitan Giles oświadcza, że można umrzeć z przedawkowania, młody człowiek tego nie rozumie. Samobójstwo i rozpacz są poza zakresem jego pojmowania.
                  Początkowo obejmuje dowództwo uskrzydlony młodzieńczym entuzjazmem i idealizacją. Zakochuje się w swoim statku od pierwszego wejrzenia. Siedząc w salonie, myśli o dziedzictwie kapitanów, którzy siadywali w tym samym fotelu. Jednak powoli przychodzi rozczarowanie. Kapitan spotyka pierwszego oficera, Burnsa, który opowiada mu okropności o zmarłym poprzedniku- ostatnim kapitanie, który jego zdaniem uległ bezgranicznej rozpaczy i zmarł obłąkany, przeklinając statek. Burns jest przekonany, że zły duch zmarłego chce zniszczyć statek i jego załogę. Natomiast młody kapitan uświadamia sobie, że Burns sam chciał objąć dowództwo statku. Podczas długiego oczekiwania, gdy trwa załadunek w dusznym porcie w Bangkoku, ludzie stopniowo zapadają na malarię, Burns także. Dowództwo zaczyna ciążyć młodemu kapitanowi, ale jeszcze wierzy, że skoro ruszą w drogę, świeży morski wiatr zmiecie zarazę. Jednak to też jest złudzenie. Kiedy statek wypływa w morze, „zabiera chorobę ze sobą”, a morze zamiera na 18 dni. Gorączka powala ludzi jednego po drugim, część z nich umiera. Burns uważa, że skoro ciało poprzedniego kapitana pochowano w morzu na szerokości 80 20’, to oni muszą stoczyć walkę z jego złym duchem na tej właśnie szerokości.
                  
                      Młody kapitan traci wszelką nadzieję, gdy odkrywa, że fiolki z rzekomą chininą zawierają jedynie piasek. Poprzedni kapitan musiał je sprzedać. Przeżywa rozpacz i poczucie winy. Powinien był sprawdzić lek przed rozpoczęciem rejsu. Mężnie staje wobec swojej załogi, biorąc na siebie odpowiedzialność. Ku swojemu zdumieniu nie spotyka się z gniewem, lecz ze zrozumieniem i pomocą. Chorzy i umierający ludzie robią wszystko, co w ich mocy, by nadal pracować. Ale w końcu zostaje tylko dwóch niedotkniętych malarią- kapitan i jego niezwykły sobowtór, steward Ransome. Ransome jest zawsze na miejscu, zawsze pomocny. Lecz ma chore serce. Jest przedstawiony, jako idealna postać, ale jest w nim także coś niesamowitego. Świadomość, że nosi w sobie śmierć, wytwarza wokół niego aurę tajemniczego niepokoju. Będąc w otchłani rozpaczy, kapitan zaczyna pisać pamiętnik. Po 18 dniach mijają w sztormie fatalną szerokość 80 20’, wtedy przychodzi wiatr i w końcu statek może płynąć do Singapuru. Rytuał przejścia został dokonany. W Singapurze kapitan wraca do punktu rozpoczęcia wyprawy, ale jest już innym człowiekiem. Czuje się stary. Przekroczył linię cienia.
             
                       W książce „Smuga cienia” bohater staje wobec grozy, destrukcji, swych upiorów, swojej winy i wobec rozpaczy. Ociera się także o szaleństwo i śmierć. Ale podtrzymywany wzajemnym zaufaniem między nim a załogą oraz wziąwszy na siebie osobistą odpowiedzialność, zaczyna przeżywać świat jak dojrzały człowiek, a nie młodzieniec. W apogeum swojej rozpaczy kapitan zaczyna pisać pamiętnik. Nie ulega grozie. Według słynnej psychoanalityk Hanny Segal Joseph Conrad, który miał traumatyczne dzieciństwo i dźwigał w sercu ciężką depresję, stanął na rozdrożu w swoim kryzysie wieku średniego. Aż do początków trzydziestki mógł, mimo poważnej próby samobójczej we wczesnej młodości, dawać sobie radę z depresją dzięki młodzieńczemu romantyzmowi, niebezpiecznym przygodom, działaniu oraz idealizacji statków, morza oraz, co ciekawe brytyjskiej marynarki handlowej. Gdy osiągnął kryzys wieku średniego, te obrony zaczęły zawodzić i owładnęło nim „zniechęcenie późnej młodości”. Aktywność zewnętrzna nie mogła już wystarczyć. Musiał zajrzeć w głąb siebie, dojść do porozumienia ze swoim światem wewnętrznym i podjąć próbę jego rekonstrukcji. Musiał stanąć wobec jądra ciemności, swoich destrukcyjnych, morderczych i samobójczych impulsów, wobec destrukcji swego wewnętrznego świata. Miłość dawana i przyjmowana, odwaga i poczucie odpowiedzialności dały mu nieco nadziei na wyjście z cienia.
                   
                 Stanąwszy wobec kryzysu wieku średniego, Conrad musiał albo ulec szaleństwu lub śmierci, albo podjąć- w procesie pisania- heroiczną próbę rekonstrukcji swojego świata wewnętrznego. Nie każdy zauważa moment przekroczenia swojej „smugi cienia” owej granicy. Dla jednego jest to matura lub jakiś inny egzamin, dla innego podjęcie pracy zawodowej, małżeństwo, opuszczenie rodzinnego domu. W każdym wypadku przejście przez „smugę cienia” oznacza podjęcie odpowiedzialności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz