„Pozostawieni”
Tom Perrotta
Autor/
(ur.
13 sierpnia 1961 w Nowym Jorku) – amerykański pisarz i scenarzysta, znany z
błyskotliwych i często ironicznych portretów amerykańskiej klasy średniej.
Ukończył studia na Yale University oraz kreatywne pisanie na Syracuse
University. Tom Perrotta wnikliwie analizuje moralne dylematy i przemiany
obyczajowe w Ameryce, zachowując jednocześnie lekkość narracji i
charakterystyczne, ironiczne spojrzenie. Niezależnie od tego, czy jego proza
jest określana jako mroczno-komiczna, czy społecznie satyryczna, Perrotta
pozostaje jednym z najważniejszych głosów współczesnej literatury
amerykańskiej.
Tłumaczenie/
Anna
Gralak
Tytuł
oryginału/ an-us
The Leftovers
Tematyka/
Powieść
„Pozostawieni” odwołuje się do popularnej w kościołach protestanckich
apokaliptycznej koncepcji „dyspensacjonalistycznego premillenaryzmu”. To jedna
z wizji końca świata – dla katolika egzotyczna, bo wśród kościołów
chrześcijańskich katolicy opowiadają się za traktowaniem apokaliptycznych
przepowiedni jako metafory. Protestanci jednak wierzą w literalność opisanego w
Liście do Tesaloniczan „porwania Kościoła”. Ma to wyglądać jak nagłe
przeniesienie prosto do nieba wszystkich umiłowanych Bogu, by nie musieli na
własnej skórze odczuwać złych rzeczy, które będą towarzyszyć apokalipsie.
„Porwanie Kościoła” w powieści nastąpiło 14 października. 2 procent populacji
zniknęło bez śladu. Ci, którzy zostali, odtąd dzielą życie na „przed 14
października” i „po 14 października”, co jest aluzją do punktów zwrotnych w
amerykańskiej historii najnowszej: 11 września czy upadku Lehman Brothers.
Główny
motyw/ Powieść
„Pozostawieni” zagłębia się w pytania, na które Perrotta nigdy nie zamierza
udzielić odpowiedzi. Jak zareagowalibyśmy, gdyby bliscy zostali nagle i w
niewytłumaczalny sposób odebrani z naszego życia? Czy odpowiedzielibyśmy
nienawiścią, przemocą, dezorientacją? Czy porzucilibyśmy wiarę, nadzieję i
moralność – bo kogo obchodzi, co się teraz stanie? A może zareagowalibyśmy
naturalnym zakłopotaniem i smutkiem, ale starali się iść naprzód, żyjąc
najlepiej, jak potrafimy? Przedstawione są różne formy reakcji na stratę. Jedną
z nich jest sekta milczących Winnych Pozostałych – członkowie tej grupy
ubierają się na biało, nałogowo palą papierosy, traktując to jako rodzaj
sakramentu („Zapalajmy” zamiast „Módlmy się”). Ich zadaniem jest pielęgnowanie
poczucia winy i sprawianie, by inni również je odczuwali. Kolejną grupą są tzw.
„Bosi Ludzie” – jak można się domyślić, chodzą boso i przypominają nieumytych
hipisów z lat 60. Głoszą hasła „Jedz, pij i bądź wesoły”, wyznając ideologię
„wolnej miłości” i życia bez zobowiązań.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) niemądrze jest w cokolwiek wierzyć.”
„Rodzina: czuła się źle, nawet gdy wymawiała to słowo.”
„(…) zaczęła rozumieć, w jaki sposób czyjaś nieobecność może spowić
umysł, skłonić do wyolbrzymiania zalet i umniejszania wad brakującej osoby.”
„Zniknęło tylu ludzi, że nie można było sobie pozwolić na
zatrzymanie się przy jednym człowieku.”
„Widocznie nawet najpotworniejsze tragedie i ludzie, których
dotykają, po jakimś czasie trochę powszednieją.”
„Tak wyglądała smutna prawda i nie było sensu udawać, że jest
inaczej.”
„Gdy słowa są zbędne, lepiej zachować je dla siebie albo w ogóle o
nich nie myśleć.”
„Niektórzy mają interesująco przesrane dzieciństwo (…).”
„(…) choć miłość stała się nieprzydatna, była tylko kolejnym tępym
bólem w uciętej kończynie.”
Książka „Pozostawieni” autorstwa Toma Perrotty została
wydana w Stanach Zjednoczonych w 2011 roku. W innych krajach, w tym w Polsce,
stała się popularna dopiero po emisji serialu, który powstał na jej motywach.
Fabuła
powieści zbudowana jest na szczególnie popularnym w środowiskach protestanckich
biblijnym proroctwie: „Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi
zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona”
(Mt 24, 40–41). Akcja książki toczy się w niewielkim amerykańskim miasteczku
Mapletone, trzy lata po nagłym zniknięciu dwóch procent ludzkości. Nie
zabrzmiał żaden anielski róg. Zmartwychwstały Chrystus nie powrócił z
okrzykiem. Zmarli pozostali w grobach. Zamiast tego, (w pewnym sensie) miliony
ludzi nagle i przypadkowo wyparowały, pozostawiając emocjonalne spustoszenie w
ślad za ich cichym i niewyjaśnionym odejściem. Perrotta w powieści przedstawia
obraz społeczności, która próbuje sobie poradzić z tym traumatycznym wydarzeniem.
Głównym bohaterem powieści jest Kevin Garvey, który w
miasteczku pełni funkcję burmistrza. Jego żona Laurrie opuściła rodzinę i
przystąpiła do sekty zwanej Winni Pozostali, która ukonstytuowała się po
zniknięciu pewnej części ludzkości. Członkowie organizacji ubierają się na
biało i ślubują milczenie, pojawiają się w miejscach publicznych parami lub w
większych grupach, stanowiąc wyrzut sumienia dla tych, którzy pozostali. Kevin
ma także dwoje nastoletnich dzieci. Jego syn porzucił szkołę i postanowił służyć
samozwańczemu prorokowi. Za to córka – przedtem dobra uczennica i posłuszne
dziecko – skupia się głównie na zabawie i żyje swoim życiem. Istotną postacią
jest też Nora Durst – kobieta, która jako jedyna w Mapletone straciła całą
rodzinę, czyli męża i dwoje małych dzieci. Nora w miarę rozwoju fabuły zostaje
partnerką życiową Kevina.
Bardzo istotnym wątkiem w powieści jest religia, w
fabule pojawiają się protestanci, fikcyjna sekta Winni Pozostali, a także
wspomniany samozwańczy prorok. Wśród bohaterów jest między innymi pastor Mat,
który wydaje niewielką tabloidową gazetkę. Na jej łamach za wszelką cenę
próbuje udowodnić, że zniknięcie części ludzkości nie jest tak zwanym
„porwaniem Kościoła”. Duchowny uważa się bowiem za prawego człowieka, usiłuje
więc zagłuszyć myśli o tym, że Bóg jednak zdecydował inaczej i pozostawił go
wśród grzeszników. W swojej gazecie pastor publikuje informacje kompromitujące
tych, którzy zniknęli, ma to obalić tezę o boskiej interwencji w zdarzenie. Co
ciekawe, najgłośniej powtarzali ten argument sami chrześcijanie, którzy, chcąc
nie chcąc, musieli zauważyć, że wiele osób, które zniknęły 14 października –
hinduistów, buddystów, muzułmanów, żydów, ateistów, animistów,
homoseksualistów, Eskimosów, mormonów, zaratusztrian – nie akceptowało Jezusa
Chrystusa w roli swojego osobistego zbawiciela. Wszystko wskazywało na
przypadkowe zniknięcie, a jedyną cechą, która nie powinna była charakteryzować
porwania Kościoła, była właśnie przypadkowość (zniknął też papież Benedykt XVI
oraz Putin). Cały jego sens polegał na oddzieleniu ziarna od plew, na
nagrodzeniu prawdziwych wyznawców i pogrożeniu reszcie świata.
Fabuła książki koncentruje się przede wszystkim na
relacjach międzyludzkich i sposobach radzenia sobie z traumą. Wydarzenia są
prezentowane linearnie, a kwestie zniknięcia części mieszkańców miasteczek
pojawiają się w retrospekcjach bohaterów. Powieść można określić raczej jako
psychologiczno-społeczno-obyczajową niż fantastyczną. W książce wielokrotnie
dostrzec można elementy charakterystyczne dla narracji o szeroko rozumianym
kryzysie i to w wielu aspektach. Zamiast teologii, Perrotta zajmuje się sposobami,
w jakie ludzie reagują na kataklizm, strategiami, które stosują, i patologiami,
w które popadają, próbując zrozumieć straszliwą stratę. Widoczny jest rozpad
rodziny. Nie tylko na przykładzie najbliższych Kevina Garveya i jego bliskich
(jego żona odchodzi do Winnych Pozostałych, syn podąża za samozwańczym
prorokiem, a córka mieszka z ojcem w jednym domu, ale prawie się z nim nie
komunikuje). Podobny problem dotyka wielu innych rodzin mieszkających w
miasteczku. Małżeństwa i narzeczeństwa się rozpadają. Załamują się systemy
religijne. Szczególnie widać to w wątku, w którym Winni Pozostali przejmują
protestancki kościół utracony przez pastora z powodu długów i odpływu wiernych.
Intensywnie rozwijają się sekty, nie tylko ta, która jest wyraźnym pokłosiem traumatycznego
zniknięcia części ludzkości. Ludzie koncentrują się również wokół podejrzanej
proweniencji proroków i szamanów. Szwankuje system opieki społecznej,
organizacje powołane do tego, by wspierać osoby, które utraciły bliskich, stają
się własnymi karykaturami. Nora Durst pracuje w jednej z takich instytucji,
choć sama straciła całą rodzinę. Procedury wymuszają na bohaterce, by rodzicom
zaginionego mężczyzny z zespołem Downa zadawała wiele krępujących pytań na
temat życia syna. Są pytani między innymi o jego życie intymne oraz o
stosowanie narkotyków.
Autor stawia czytelnikom wiele pytań. Czy zbawi nas zwykła przyzwoitość, czy więzy rodzinne, czy wyartykułowana teologia, czy też wyznawana etyka? Czy jest to wiara w właściwego Zbawiciela, we właściwym czasie, zanim nadejdzie przemoc i jeźdźcy Apokalipsy? W Mapleton ostateczna bitwa nie toczy się między dobrem a złem, ale między niekończącym się poczuciem winy a rodzącą się nadzieją. Z pewnością trudno nie dostrzec echa tej książki w postaciach takich jak Matt Jamison – były pastor Zion Bible Church, który nie potrafi pogodzić się z faktem, że nie znalazł się wśród zaginionych. Jego biuletyn, noszący histeryczny (w obu znaczeniach tego słowa) tytuł 14 PAŹDZIERNIKA NIE BYŁ PORWANIEM!!, specjalizuje się w demaskowaniu przewinień „wybrańców" – od biseksualnych eksperymentów miejscowego pediatry po zdrady małżeńskie znanego biznesmena. „Ci ludzie nie byli bohaterami” – mówi Kevinowi podczas Dnia Pamięci i Refleksji Zmarłych Bohaterów. „Musimy przestać traktować ich tak, jakby byli”. Pomimo całej swojej histrioniczności Matt formułuje jedno z kluczowych pytań powieści: jak ci, którzy nie zostali „zabrani", mają się z tym pogodzić i żyć dalej? Problem, jak rozumie go Perrotta, okazuje się znacznie bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać, i działa na wielu poziomach jednocześnie. Sednem powieści jest nie tylko poczucie straty, ale i głębokiej daremności – jakby Bóg upomniał się o siebie tylko po to, by zostawić świat w jeszcze większym chaosie. Co właściwie znaczy, że Pochwycenie nie ma żadnego sensu? Że nie ma żadnej logiki w tym, kto został wybrany, a kto nie? Tom Perrotta mądrze pozostawia tę kwestię otwartą, koncentrując się nie na metafizyce, lecz na doświadczeniu ludzkim – a może właśnie na tym, co z metafizyki zostaje, gdy przestaje działać. Kevin staje się idealnym przewodnikiem w tej opowieści, z córką dryfującą gdzieś na marginesie, synem w jednej sekcie i żoną, Laurie, w innej – wśród Winnych Pozostałych, którzy ubrani na biało i milczący, prześladują innych, by nie pozwolić im zapomnieć o dniu Porwania. Dla wszystkich tych postaci najbardziej przerażający okazuje się nie sam kataklizm, lecz to, co po nim – normalność, która wraca, jakby nic się nie stało. Codzienność, która trwa, choć przecież nie powinna. A jednak znikanie najbliższych wciąż trwa. Uświadamia to sobie Jill, córka Kevina. W kolejnych miesiącach i latach z jej życia „znikają” kolejne osoby – nawet jeśli nie wygląda to już tak dramatycznie. Starszy brat wyjeżdża na studia i nie wraca. Matka opuszcza dom i milknie, dosłownie – składając przysięgę milczenia jako członkini Winnych Pozostałych. Zostaje tylko ojciec: zagubiony, oszołomiony mężczyzna, który bardzo się stara, ale nigdy nie potrafi powiedzieć tego, co naprawdę trzeba.
Najtrudniej mają ci, którzy kogoś stracili – bo skoro
nikt nie wie, czy zaginieni umarli, czy może zostali wzięci do nieba, to nikt
nie wie też, jak – i czy w ogóle – należy ich opłakiwać. Tymczasem świat
nieustannie się zmienia. Perrotta sugeruje, że nie możemy już polegać na
zewnętrznych strukturach – religijnych czy jakichkolwiek innych – jeśli chodzi
o nadawanie znaczeń. Dlatego też przywołuje nie tylko sam akt Pochwycenia, ale
i jego datę – 14 października – brzmiącą znajomo w cieniu 11 września, jako metaforę
współczesnej traumy i destabilizacji. A jednak – choć to spostrzeżenie jest
inteligentne i przekonujące – coś w tej wizji pozostaje niedopełnione. Może nie
w samej koncepcji, ale w jej realizacji. Najbardziej wyraźnie widać to w tym,
że Perrotta rzadko w pełni zanurza nas w życie emocjonalne swoich bohaterów.
Poza dwiema scenami pod koniec powieści, które rzeczywiście poruszają, przez
większość czasu obserwujemy jedynie ich gesty. Widzimy, ale nie czujemy, ich
cierpienia. Rozumiemy, że zostali wykorzenieni, że Pochwycenie – czymkolwiek
było – podważyło ich podstawowe wyobrażenia o tym, jak powinien działać świat.
Ale co dokładnie zostało zakwestionowane? Perrotta nie daje jasnej odpowiedzi.
Spisuje rozpacz i desperację, lecz dopiero gdy Kevin, a potem Nora otwierają
swoje serca, czytelnik naprawdę doświadcza ciężaru ich utraty.
Powieść „Pozostawieni” przesiąknięta jest żałobą od
pierwszych stron: opowieść ocalałego, jak opowieść o 11 września – bez popiołów
i bez nikogo winnego. Najbardziej dojrzała, wciągająca książka Perrotty, która
potwierdza jego ewolucję: od dowcipnisia do śmiałego kronikarza naszych
najgłębszych niepokojów i ludzkich pragnień. Ta wnikliwa powieść, przyprawiona
humorem i zabarwiona grozą, wciąga nas w bardzo mroczne zakamarki ludzkiej
psychiki. Choć ci ludzie są smutni, ich smutek jest raczej absorbujący niż przygnębiający.
Choć autor wciąż nie opuścił przedmieść, zdołał po raz kolejny udowodnić –
podobnie jak Updike i Cheever – że to właśnie tutaj, na cichych, wysadzanych
drzewami ulicach miłej dzielnicy, ludzie toczą kosmiczne bitwy z własnymi i
cudzymi demonami.
W rękach innego pisarza te elementy mogłyby stać się
punktem wyjścia dla dzieła science fiction lub eksploracji metafizycznych bądź
duchowych pytań: Dokąd poszli ci ludzie? Jakie były mechanizmy ich odejścia? Co
to znaczy żyć w świecie, w którym coś takiego jest możliwe? Perrotta nie jest
jednak szczególnie zainteresowany ideami czy niepewnością. Jego troski są
lokalne, domowe – dotyczą raczej tego, co rzeczywiste, niż eteryczne. To
konfrontacja dzieci z dorosłością lub dorosłych z bolesnym faktem, że nie mogą
już być dziećmi. Ten nastrój zastoju sprawia, że „Pozostawieni” stają się
szczególnie trafną, rozbudowaną metaforą recesji gospodarczej z 2008 roku –
swoistej kulturowej apokalipsy, która przyniosła sprzeczne i ambiwalentne
skutki. W obu przypadkach (11 września czy upadku Lehman Brothers) życie
zostaje wywrócone do góry nogami, na jaw wychodzą wady systemu, a cała
struktura ujawnia się jako zepsuta i niesprawiedliwa. A jednak, zamiast
wykorzystać moment upadku jako okazję do przekształcenia świata, po prostu
wróciliśmy – oszołomieni i pomniejszeni – do dawnych przyzwyczajeń. Dawne czasy
jeszcze się nie skończyły. Obiad musi być na stole do godziny osiemnastej. W
powieści groza wyłania się właśnie z tego subtelniejszego realizmu
emocjonalnego. Ten stan świetnie podsumowuje Laurie, żona Kevina: „Życie z
poczuciem straty, godzenie się z jej brutalną nieodwracalnością, było okropne,
ale wydawało się prawdziwe, w przeciwieństwie do płacenia rachunków, planowania
wiosennej imprezy bibliotecznej, przypomnienie sobie o kupieniu paczki makaronu
w supermarkecie, gratulowania własnej córce zdobycia dziewięćdziesięciu dwóch
procent punktów na klasówce z matematyki albo cierpliwego czekania, aż mąż
skończy stękać i wysunie się z twojego ciała”. Właśnie od tego musiała uciec
Laurie do sekty Winnych Pozostałych – od nierealności udawania, że wszystko
jest mniej więcej w porządku, że tylko wpadli w koleiny na drodze i powinni po
prostu jechać dalej, wykonywać swoje obowiązki, wypowiadać puste frazesy,
korzystać z prostych przyjemności, które świat wciąż uparcie oferował.
W krajobrazie tego nowego świata ludzie dawniej
religijni czują się lekceważeni, a niewierzący mają mniej powodów niż
kiedykolwiek wcześniej, by wierzyć w Boga. Bóg nie daje pocieszenia, gdy
wszyscy, których kochasz, zostali ci odebrani. Ludzie próbują wcisnąć się w
ubrania ze swojego poprzedniego życia, ale one po prostu już nie pasują.
Cheerleaderki ćwiczące na szkolnym korytarzu wydają się prymitywne; planowanie
ślubu wydaje się w jakiś sposób obraźliwe. Watahy dzikich psów są tak blisko
zombie, jak to tylko możliwe, ale nawet one są efektem apatii dotykającej
ludzi. Podstawowym napięciem powieści jest to, że postapokaliptyczny krajobraz
może wyglądać jak nasze codzienne życie.
* * *
Tsunami w Japonii, huragan Katrina, huragan Maria,
trzęsienia ziemi w Turcji, Syrii i na Haiti – ukazują wspólny, głęboko ludzki
wymiar tych tragedii: masowe, nagłe „zniknięcie” tysięcy ludzi, które
pozostawiło za sobą ogromne cierpienie, traumę i pustkę w życiu tych, którzy
przeżyli. To właśnie ten wymiar łączy te wydarzenia z powieścią „Pozostawieni”
Toma Perrotty. W książce Toma Perrotty mamy do czynienia z fikcyjnym zjawiskiem
nagłego zniknięcia 2 procent populacji świata – bez wyjaśnienia, bez ostrzeżenia,
bez możliwości pożegnania. Tak jak w przypadku katastrof naturalnych, ci,
którzy zostają, muszą poradzić sobie z niewyobrażalną stratą i brakiem
odpowiedzi. Pogrążeni w żałobie, szukają sensu, wyjaśnienia, niektórzy poddają
się rozpaczy, inni tworzą nowe systemy wierzeń, jeszcze inni próbują zapomnieć
i żyć dalej – tak jak w realnym świecie czynią to ci, którzy przeżyli tragedie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz