„Umierając żyjemy”
Robert Silverberg
Autor/ (ur.
15 stycznia 1935) – amerykański pisarz oraz redaktor science fiction i fantasy.
Wielokrotny zdobywca nagród Hugo, Nebula, Locusa i Damon Knight Memorial Grand
Master Award, członek Science Fiction and Fantasy Hall of Fame. W latach
1967-1968 prezes SWFA. Urodził się w Brooklynie w Nowym Jorku w żydowskiej
rodzinie. Studiował na Uniwersytecie Columbia i ukończył literaturę angielską w
1956 roku.
Tłumaczenie/ Maria Korusiewicz
Tytuł oryginału/ an-us „Dying inside”
Tematyka/ Z książki wyłaniają się aż dwa przesłania.
Pierwsze, mówiące, że żałosny człowiek będzie żałosny nawet jeśli posiądzie
zdolność czytania innym w myślach, a może i zwłaszcza wtedy; oraz drugie,
pokazujące czytelnikowi, że czytanie w myślach może nam pomóc w jednej z
następujących rzeczy: w skutecznym pozyskiwaniu partnerów seksualnych, w
zapoznawaniu się z seksualnymi podbojami innych osób, w kradzieży cudzych
odczuć podczas stosunku seksualnego. Bohater Dawid Selig to człowiek rozdarty,
niedowartościowany, mimo dodatkowego „trzeciego oka" błądzący po omacku,
nieudolny w socjalnych kontaktach, samotny i wyobcowany. Jest przekonany, że
jest wyjątkiem, tragiczną anomalią, okrutnym żartem genetyki. Całości dopełnia
interesująca panorama amerykańskich realiów przełomu lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych: Wietnam, rewolucja seksualna, wszechobecna konsumpcja
rozmaitych środków psychotropowych, nieco odmienna od współczesnej wizja
kwestii rasowej - wszystko to widziane oczami telepaty.
Główny motyw/ Dawid Selig od dzieciństwa ma zdolności
telepatyczne. Bez trudu czyta w myślach innych ludzi i poznaje ich najgłębiej
skrywane sekrety. Z czasem jednak dochodzi do wniosku, że ten dar jest zarówno
narzędziem władzy, jak i przekleństwem. Wkraczający w wiek średni, coraz
bardziej wyalienowany Selig nie potrafi nawiązać normalnych związków z ludźmi.
Ledwo wiąże koniec z końcem, utrzymując się z pisania prac semestralnych dla
studentów. Jest coraz bardziej zniesmaczony tym, co dzieje się w Ameryce. Na
domiar złego odkrywa, że jego cudowny dar zaczyna z niewiadomego powodu
zanikać… Kiedy Dawid Selig spotyka Nyquista, będącego - ku jego ogromnemu
zdumieniu - również telepatą i to takim, który traktuje swoje nadnaturalne
zdolności zupełnie inaczej niż Selig, bohater zmienia swoje postrzeganie
rzeczywistości: Silverberg, konfrontując te postacie, demonstruje, jak własne
nastawienie, narzucone przez siebie okowy i granice determinują los człowieka.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Tak czy owak budynki starzeją się. Jak wszystko”.
„Kiedy człowiek wie, że coś w nim obumiera, nie stara się ufać przypadkowym
nawrotom witalności”.
„To było chyba w 1969. W neolicie”.
„Ten, kto podgląda, może ujrzeć swoje zmartwienie”.
„Ale nie można nakazywać sobie miłości. Nie można powoływać jej do życia
tylko przy pomocy dobrych intencji”.
„Zdałem sobie sprawę, że był już wewnętrznie martwy, chociaż w
rzeczywistości jego serce biło jeszcze przez całą dekadę”.
„Freud mówił, że nie ma przypadków. Nie ma żadnych przejęzyczeń. Wszystko
czynimy rozmyślnie na tym lub innym poziomie świadomości”.
„Prawdziwy kłopot z tobą, Selig, polega na tym, że jesteś głęboko
religijnym człowiekiem, który nie wierzy w Boga”.
„Swoją drogą nie rozumiem, jak ktoś wystarczająco dorosły, by znać życie
może pakować się w małżeństwo. Dlaczego miłość wymaga zalegalizowania?”.
„On jest fascynujący. Myślę, że kobry też są fascynujące”.
„Ludzie zawsze denerwują się, kiedy mówi im się rzeczy, których nie chcą
słyszeć”.
„Grzechem przeciw miłości jest próbować zmienić duszę ukochanej, nawet
jeśli sądzisz, że kiedy już ją zmienisz, bardziej ją pokochasz”.
„Problem polega na tym, by nie przeciągać sprawy, kiedy już wiadomo, że się
naprawdę skończyła”.
„Gdzie jest Bóg w rzeczy samej? Czy On naprawdę umarł, czy wyjechał na
urlop, czy jest tylko roztargniony? Spójrzcie na Jego sprawiedliwość”.
„Cierpimy żyjąc. Umierając żyjemy”.
„Lepsza od Internetu byłaby tylko telepatia“
— powiedział kiedyś Michael Dell, amerykański przedsiębiorca, założyciel oraz
dyrektor generalny przedsiębiorstwa Dell. Historia starzejącego się telepaty
stopniowo tracącego swoją moc, została napisana przez Roberta Silverberga
podczas jego twórczego szczytu na początku lat 70. XX wieku (okres, w którym
był, według jego słów, „przyzwyczajony do czynienia cudów"). Czas od
samego pomysłu na książkę do ukończenia powieści trwał mniej niż dziewięć
tygodni. Po „Umierając żyjemy” Silverberg nigdy więcej nie napisał książki tak
szybko i nachodzi mnie refleksja, że odrobina jego mocy umarła wraz z tą
powieścią, będącej zgrabną alegorią procesu twórczego, o którym
kiedykolwiek czytałem.
Bohater powieści, Dawid Selig, urodził się z
darem, umiejętnością jasnego czytania w myślach, w ten sposób uzyskał dostęp do
powierzchownej paplaniny zbiorowej nieświadomości mieszkańców Nowego Jorku,
potrafił też dostrzec głębię indywidualnej duszy spotkanych przez niego osób. Jego
dar jest dotkliwy. Od dzieciństwa potrafił czytać w myślach pszczoły
przelatującej akurat nad łąką oddaloną o kilka kilometrów od niego, mógł także
doświadczać przyjemności albo cierpienia każdej napotkanej osoby, którą w danej
chwili wybrała jego psychika. Nic dziwnego, że wiara mężczyzny w
prawdziwość i emocjonalne ciepło ludzi z czasem stawała się martwa. Był zbyt
wrażliwy na funkcjonowanie w takich często nieszczerych relacjach, dlatego
wiódł życie odludka. Jednocześnie czerpał wielką przyjemność, wręcz doznawał
voyeurystycznej ekstazy ze swojej zdolności do zagłębiania się głęboko w dusze
innych, w badaniu ich najgłębszych tajemnic i przewidywaniu - ba,
wykorzystywaniu - ich wrażliwości. Poczucie winy, które odczuwał z tego powodu,
było namacalne, podobnie jak jego emocjonalna izolacja. W końcu, kto chciałby
być przyjacielem telepaty? Kto czułby się wystarczająco komfortowo w ciemnych
zakamarkach swojego umysłu, kiedy wie, że wpuścił medium do swojego życia
emocjonalnego?
„Umierając żyjemy” to książka o momencie życia, kiedy
zdajemy sobie sprawę, że najlepsze lata mogą być już za nami, że nieświadomie
przekroczyliśmy punkt, z którego wszystko jest już tylko „z górki”.
Telepatyczne osłabienie mocy Seliga nie jest niespodzianką, kiedy wkraczamy w
kryzys wieku średniego, gdy starość wkrada się do naszego życia, a my jak
bohater książki podejmujemy walkę z entropicznym chaosem niepewności - tak jak
wszyscy musimy zmierzyć się z upływającym czasem oraz z rzeczywistością
nadchodzącej śmierci. Ale niemożliwe staje się faktem, gdy ktoś myśli o
utracie zdolności telepatycznych Dawida, dotykają go osobiste straty, których
wszyscy doświadczamy wraz z wiekiem. Niezależnie od tego, czy jest to utrata
rodzica, miłości, zwierzaka, przyjaciela, lat młodości, wigoru seksualnego,
młodego ciała, sprawności fizycznej. Wiek średni to moment, w którym stajemy na
przysłowiowym półmetku własnego życia, podsumowujemy dotychczasowe osiągnięcia
i porażki, czasami podejmujemy drastyczne kroki by spełnić własne marzenia w
poczuciu, że na ich spełnienie nie mamy już wiele czasu. Zadajemy sobie pytania
w poszukiwaniu sensu naszego istnienia: Kim tak naprawdę jestem? Czy moje
wcześniejsze wybory były słuszne? Czy mam szansę jeszcze coś zmienić w moim
życiu? Wydaje się, że to, w jaki sposób odpowiemy sobie na te pytania i jak
podejdziemy do zmian naturalnie pojawiających się w naszym życiu, zdecyduje czy
znajdziemy się w stanie kryzysu wieku średniego czy też nie. W Pirke Awot
(5:21) w traktacie Miszny w porządku Nezikin, która zajmuje się kwestiami
etyki, napisane jest, że dopiero w wieku 40 lat człowiek dochodzi do siły
duchowej. Traktat ten powołuje się na symbolikę Izraelitów, którzy wędrowali z
Egiptu do Ziemi Kanaan przez 40 lat. Na uwagę zasługują także dwa fakty
historyczne: Krzysztof Kolumb miał 41 lat, kiedy wyruszył jako organizator i
kapitan wyprawy, która płynęła na trzech statkach: „Santa María”, „Niña” i
„Pinta” pod flagą Kastylii w poszukiwaniu zachodniej drogi morskiej do
wschodniej Azji (według ówczesnego nazewnictwa – do Indii). Otto von Bismarck
miał 47 lat, kiedy został politykiem, mężem stanu, premierem Prus, kanclerzem
Rzeszy zwanym Żelaznym Kanclerzem. Przyczynił się do zjednoczenia Niemiec. W
polityce wewnętrznej zwolennik ewolucyjnego konserwatyzmu. Uważany jest za
jednego z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych polityków europejskich XIX
wieku.
Selig nie ma jednak komfortu wspólnego doświadczenia
rzeczywistości i to jest prawdziwa tragedia jego egzystencji. Istoty ludzkie
nie są odizolowanymi systemami; pracujemy razem, aby stworzyć rodzaj równowagi
antyentropowej, na poziomie nieświadomości, dzielimy się informacjami, tworzymy
intelektualne formy i rytuały przeciwko upływowi czasu. Ale co z Seligiem,
człowiekiem odizolowanym od reszty społeczeństwa? Czy jest w stanie zajrzeć
tylko w jedną stronę? Przecież w pojedynkę siły entropii mogą go tylko
zniszczyć. Odcięty od reszty, może umrzeć w środku. Wszyscy tego doświadczamy i
wszyscy się tego boimy. Dzięki temu, że historie tworzące imaginarium są
reprezentowane w słowach, opowieściach, całej symbolicznej spuściźnie
wchłanianej przez każdego z nas – w rodzinie, szkole, kulturze masowej- mogą
one jednocześnie stanowić szkielet podmiotowości całej wspólnoty. Właśnie ten
szkielet określamy terminem pole albo uniwersum symboliczne.
Oznacza on sieć relacji pomiędzy symbolami, determinującą sensy i działania
społeczne, rozpiętą w pewnej etycznej ramie. Te związki nie są uświadamiane,
jednak decydują o tym, jak poszczególne figury wyobraźni pozycjonują się wobec
siebie, jak są wartościowane, jak wreszcie sytuują się podmioty indywidualne,
poszczególni ludzie w wyobrażeniu świata społecznego. W społeczeństwie jak w
lustrze widzimy nasze lęki, ale także społeczeństwo podpowiada nam jak sobie
radzić z kryzysami poprzez nieświadomie wykonywane rytuały.
W dniach przepełnionych klimatem dostojewszczyzny
Dawid Selig lubił myśleć o swojej mocy jak o przekleństwie, potwornej karze za
jakiś niewyobrażalny grzech. Coś w rodzaju znamiona Kaina. Ten wyjątkowy dar
przysporzył mu z pewnością mniej kłopotów, ale gdy odzyskiwał wreszcie
zdrowy rozsądek, wiedział, że nazywanie mocy przekleństwem było czystą (choć
wygodną) melodramatyczną bzdurą. Był to naprawdę boski dar. Doprowadzał go do
ekstazy. Bez mocy był niczym głupek – z nią stawał się bogiem. Czy tak wygląda
przekleństwo? I czy to było takie straszne? Moc obdarowuje rozkoszą. Oto cały
wywód w jednym, krótkim zdaniu. Śmiertelnicy rodzą się w dolinie łez i szukają
wyjścia na wszystkie możliwe sposoby. Niektórzy w pogoni za przyjemnością zmuszeni
są zwrócić się w stronę narkotyków, seksu, pijaństwa, biczy i łańcuchów,
kolekcjonowania pierwszych edycji, karaibskich podróży, chińskich buteleczek z
pachnidłami, poezji staroangielskiej, gumowych kombinezonów, gier
komputerowych, pracoholizmu. Ale nie on, nie przeklęty Dawid Selig. Wszystko,
co musiał zrobić, to usiąść gdzieś spokojnie, otworzyć jak najszerzej swoje
receptory i wchłaniać fale myśli przynoszone przez telepatyczny wiatr.
Najlepszym pod tym względem był okres między
czternastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Wcześniej był jeszcze zbyt
naiwny i nieuformowany, żeby docenić informacje, które pochłaniał. Moc zaczęła
dostrzegalnie słabnąć dopiero koło trzydziestki. Zmiana miała charakter
nieodwracalny – raczej jakościowy niż ilościowy. I tak, kiedy pewnego
sierpniowego dnia, w ciepłym, brueghelowskim krajobrazie Dawid leżał sobie na
sianie, na farmie należącej do rodziny Schiele’ów, którzy każdego lata
uzupełniali sobie swoje dochody wynajmując domek mieszczuchom tęskniącym za
wiejskim zaciszem. Tego lata lokatorami byli Sam i Aneta Stein z Brooklynu wraz
z córką Barbarą. Steinowie zaprosili na tydzień swoich bliskich przyjaciół,
Paula i Martę Selig z synem Dawidem i córką Judytą. Dawid snując się po
gospodarstwie podszedł pod budynek stodoły, w której zobaczył Barbarę i Hansa
Schiele syna właściciela gospodarstwa. Osobowość Dawida zaczęła mieszać się z
jaźnią Barbary, która leżała w ramionach Hansa. Naga, spoczywała na dywanie
zeszłorocznych liści. Jej skóra była mokra od potu. Ciało Hansa rozgniatało ją
swoim ciężarem. Dawid słyszał w swoim umyśle oszałamiające skurcze orgazmu
dziewczyny. Słyszał jej przyśpieszone bicie serca. Jednak utrzymywanie w umyśle
kogoś przeżywającego takie uniesienie, to jak próba okiełznania najdzikszego
konia. Dawid uciekł z budynku stodoły i kroczył w stronę pola. Trafił na
osobowość starego, sękatego George’a Schiele ojca Hansa, który pracował w
odległym kącie pola kukurydzy. Dawid nigdy jeszcze nie zaglądał do jego duszy.
Stary George, mężczyzna dobrze po sześćdziesiątce, to ponura i surowa postać.
Rzadko się odzywał i sztywno, z uporem krzątał się przez całe dnie po obejściu,
a jego twarz o ciężkich, opadających policzkach była zawsze ściągnięta
lodowatym grymasem. Jednak Dawid zauważył różnicę między umysłem młodej
podnieconej dziewczyny a tym starym człowiekiem. Zdumienie – stary Schiele był
mistykiem, ekstatykiem! W jego umyśle nie było żadnego mroku, żadnej ciemnej
mściwości. To czysty buddyzm. Na szeroko rozstawionych nogach stał Schiele w żyznej
glebie swoich pól, opierając się na motyce. I jednoczył się ze wszechświatem.
Bóg wypełniał jego duszę. Mężczyzna łączył się w jedno z wszelkimi rzeczami.
Niebo, drzewa, ziemia, słońce, rośliny, potok, owady, ptaki – wszystko było
częścią niepodzielnej całości i Schiele żył w głębokiej harmonii ze Wszystkim.
Jak to możliwe? Jak taki nieprzystępny, bezbarwny człowiek mógł w głębi duszy
cieszyć się tego rodzaju doznaniami? Pod wpływem starego człowieka Dawid zaczął
dostrzegać potok wrażeń. Pieśń ptaka, światło słońca, zapach kwiatów i skib
przewróconej gleby, klekotanie zielonych kolb kukurydzy, łaskotanie potu
spływającego po sczerniałej żylastej szyi, ruch planety, wełnisty, niedojrzały
zarys księżyca dążącego do pełni – tysiące olśnień spowijało tego człowieka.
Dawid dzielił jego uniesienia. Klęczał w jego duszy pełen poszanowania i
bojaźni. Świat w tym momencie był potężnym hymnem. Ten prosty, ograniczony
człowiek żył w łasce. Dawid próbował połączyć mózgi ojca i syna,
pogrążonego w ekstazie Hansa i pogodzonego z upływającym czasem jego starego
ojca. Ojciec i syn, starość i młodość, kapłan i profan.
Silverberg mógł z łatwością przekształcić
książkę „Umierając żyjemy” w opowieść o człowieku, który dysponuje szczególną
mocą, który staje się supermanem, który wykorzystuje swoją moc dla dobra
ludzkości. Ale Dawid nie jest supermanem, nie jest zainteresowany sławą ani
pomaganiem ludziom. W rzeczywistości idea „wykorzystania swojej mocy dla dobra
świata" nie jest wcale poruszana w powieści. Myślę, że częścią tego, co
Silverberg próbuje nam powiedzieć, jest to, że człowiek obdarzony wyjątkowym
darem nie czuje się kimś niezwykłym, a tym bardziej nie dąży do tego, aby go
tak postrzegano. Autor podczas wywiadu powiedział, że nie jest to książka
tylko o kryzysie wieku średniego, ale po prostu książka o zmianach. Nasze życie
się zmienia, zmieniają się nasze zdolności, a my możemy być przygnębieni,
możemy bać się zmian, lub możemy rozkoszować się nowym światem, który otwiera
się przed nami, jeśli tylko na to pozwolimy.
Styl Silverberga nacechowany jest lśniącymi
subtelnościami, które raz po raz pokazują jego talent artystyczny jako jednego
z czołowych autorów XX wieku. W tym momencie przypomina mi się ewangeliczna
przypowieść o talentach, którą znajdujemy u Mateusza. Daje nam do ręki idealną
nić przewodnią, pozwalając zrozumieć, co jeszcze dziś rewolucja
judeochrześcijańska wnosi do moralności. Ten tekst, tak prosty i niezrównanie
głęboki, pozwala nam lepiej niż cokolwiek innego pojąć radykalny przewrót, który
śladem judaizmu chrześcijaństwo podejmuje wobec starożytnej etyki Greków.
Opowiada historię pana, który wybierając się w podróż, powierzył trzy różne
sumy pieniędzy trzem swoim sługom, a mianowicie pięć talentów pierwszemu, dwa
drugiemu i jeden trzeciemu – słowo „talent” (talenta [po grecku])
oznaczało pieniądze, ale też symbolizowało naturalne dary, które otrzymywało
się przy urodzeniu. Po powrocie pan zażądał rozliczenia. Pierwszy sługa zwrócił
mu dziesięć talentów, drugi cztery, a trzeci, który ze strachu, żeby nie
oskarżono go o złe wykorzystanie, zakopał w ziemi monetę, oddał ją panu
nietkniętą, niewykorzystaną dla wypracowania zysku. Pan zrugał go i
przegnał, natomiast gorąco pogratulował dwóm pozostałym. To oczywiste, że
istnieją między nami naturalne nierówności. Próżno byłoby je negować w imię źle
pojętego egalitaryzmu. Nic nie możemy poradzić na to, tak już jest, że
niektórzy są de facto silniejsi, piękniejsi, a nawet inteligentniejsi niż inni.
Kto zaprzeczy, że Einstein czy Newton byli ponadprzeciętnie inteligentni, co
odróżniało ich od szarego człowieka. To fakt. To, że pierwszy sługa miał pięć
talentów, a drugi tylko dwa, to również fakt. Co z tego wynika? Jakie ma to
znaczenie w wymiarze moralnym? Odpowiedź brzmi: żadne! Dlatego że liczy się
tylko to, co każdy zrobi z tym, co mu przypadło w udziale; innymi słowy, o
wartości moralnej człowieka przesądza wolność i wykonana praca, a nie natura!
Musimy dobrze pojąć doniosłość niezrównanej etyki, jakie niesie to proste
zdanie.
Powieść Silverberga oferuje niesamowicie sugestywny
obraz życia Nowego Jorku pod koniec lat 1950. i 60.: czasy biseksualnych
profesorów, swingujących singli, Black Power, narkotyków psychodelicznych oraz
wszechstronnych wstrząsów społecznych i politycznych. Zwracając z kolei
uwagę na oczytanie i inteligencję bohatera, powieść jest również wypełniona
cytatami z T.S. Eliota, Jamesa Joyce'a, Samuela Becketta, Lewisa Carrolla,
Szekspira i wielu innych pisarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz