11 lipca 2024

VALIS

 

„VALIS”[1]

Philip K. Dick

Autor/ Philip Kindred Dick (1928-1982) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury fantastycznej. Początkowo słabo znany wśród fanów właściwej science fiction, zaś odtrącany przez główny nurt literatury (tzw. mainstream) ze względu na etykietkę pisarza sci-fi, z czasem zdobył uznanie i poważanie jako protoplasta prozy łączącej elementy klasyczne z psychodelią i swoiście pojmowanym solipsyzmem. W twórczości pisarza dominuje kilka stałych, często powtarzających się motywów, do których z uporczywością powracał. Głównymi obsesjami Dicka były kwestie tożsamości i prawdziwości osoby ludzkiej. Na jego twórczość duży wpływ miały doświadczenia osobiste: śmierć siostry bliźniaczki w dzieciństwie, liczne (anegdotyczne wręcz) kłopoty z kolejnymi żonami, przyjmowanie używek oraz prawdopodobna (nigdy wyraźnie niestwierdzona) schizofrenia paranoidalna.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. Valis

Tematyka/ Nieważne już, czy Bóg istnieje, czy nie. Wszechświat zbudowany jest z losowych fluktuacji chaosu, które przypadkowo organizują się w byty, coraz bardziej uświadamiające sobie ten fakt. Życie jest zaciąganiem kredytu u wszechświata, który trzeba będzie kiedyś spłacić – na szczęście rezerwuar cząstek, stanowiący kapitał potrzebny do jego obsługi, zdaje się niewyczerpany. Skoro jednak zadłużamy się u entropii, najpotworniejszego z wszystkich lichwiarzy, to musimy jakoś uzasadnić samą potrzebę długu. Celowość, transcendencja, obietnica życia wiecznego, szukanie sensu życia, ciągłe próby integracji naszych „prywatnych kosmosów” z „kosmosem publicznym” – szukanie Boga i wyższej konieczności wydaje się najprostszą drogą.

Główny motyw/ Narratorem tej dziwacznej pod każdym względem, kultowej w kręgu miłośników SF powieści jest sam P. K. Dick, skrywający się pod pseudonimem Koniolub Grubas (ang. Horselover Fat). Jego przyjaciółka nieoczekiwanie i z niewiadomych powodów popełniła samobójstwo, co skłoniło bohatera do zastanowienia się nad sensem życia i śmierci, kwestią istnieniem boga oraz prawdziwym znaczeniem pojęć dobra i zła. W tych wysiłkach pomagają mu przyjaciele: żarliwy katolik David, negatywnie nastawiony do sprawy sceptyk Kevin oraz Sherri, dziewczyna umierająca na raka. Spotykają się regularnie i dyskutują, przy czym najczęściej zadawanym pytaniem jest logiczna sprzeczność istoty boskiej: skoro bóg jest tak wielki i tak dobry, jak się przyjmuje, dlaczego pozwala, by na świecie było tyle zła i niezasłużonego cierpienia? Wkrótce jednak Koniolub zaczyna odbierać dziwne sygnały z otaczającego świata, wydaje mu się, że jakaś kosmiczna obecność próbuje nawiązać z nim kontakt. Trafia do szpitala psychiatrycznego, angażuje się w pełen samopoświęcenia, masochistyczny związek ze śmiertelnie chorą Sherri. Niemal jednocześnie, najbardziej zdroworozsądkowy z całego towarzystwa Kevin, podczas przypadkowego wypadu do kina natrafia na film pod tytułem Valis, i zmusza przyjaciół do jego obejrzenia. Okazuje się, że produkcja ta nie tylko udziela odpowiedzi na większość zadawanych przez bohaterów pytań, ale i pozwala na bezpośredni kontakt ze współczesnymi Przyjaciółmi Boga. Wychodzi na jaw, że nowy (piąty z kolei, między innymi po Buddzie i Chrystusie) zbawiciel ma niedługo przyjść na świat…

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nie wiedział wtedy, że utrata zmysłów bywa czasami najwłaściwszą reakcją na rzeczywistość”.

„Jedną z największych łask Boga jest to, że trzyma nas w ciągłej niewiedzy”.

„Większość szaleństw można utożsamiać z dziwacznością i teatralnością”.

„Bóg w łaskawości swojej zasłania przed nami nie tylko przyszłość, ale i przeszłość”.

„Jestem z zawodu pisarzem science fiction i robię w fantazjach. Całe moje życie jest fantazją”.

„Kiedy człowiek szykuje się na tamten świat, nie przejmuje się drobiazgami”.

„Przejmowała się cenami narkotyków tak, jak normalne kobiety przejmują się ceną kawy”.

„Nie służymy ludziom dla siebie, to wszechświat podejmuje pewne decyzje i na podstawie tych decyzji jedni ludzie żyją, a inni umierają”.

„Chorzy umysłowo nie stosują zasady brzytwy Ockhama – wyjaśniania danej grupy faktów za pomocą najprostszej teorii. Oni ulatują w barok”.

„Bóg jednych ludzi leczy, a innych zabija”.

„Pewnie gdzieś tam wśród masy chłamu kryją się wszystkie tajemnice wszechświata”.

„Bóg albo jest bezsilny, albo głupi, albo mu gówno zależy. Albo wszystko naraz”.

„(…) wszechświat składa się z nieszczęść i nienawiści i w końcu każdego załatwi”.

„Dla niego kot jest symbolem wszystkiego we wszechświecie, czego nie rozumie”.

„Skończyła się epoka narkotyków i wszyscy rozglądali się za jakąś nową obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała się, dzięki Grubasowi, teologia”.

„Jak zauważył Platon, Dusza Świata zawiera element irracjonalny”.

„Nieskończone miłosierdzie Boże nie wykazuje żadnej logiki w kontekście rozważań praktycznych”.

„Teraz więc dowiedział się czegoś jeszcze na temat bycia wariatem: człowiek nie tylko ląduje za kratkami, ale jeszcze musi za to słono zapłacić. Można mu wystawić rachunek za to, że jest wariatem”.

„Za każdą istotą, która biega, lata, skacze czy pełza, podąża nemezis, przed nią nikt nie ujdzie, ona każdego w końcu dopadnie”.

„Wszechświat ma taki sens, jaki my mu nadajemy”.

„Nie upadliśmy z powodu błędu moralnego, upadliśmy z powodu błędu intelektualnego, polegającego na tym, że braliśmy świat zjawisk za rzeczywisty”.

„(…) biada komuś, kto nosi w sobie drugą osobowość głupią albo złą!”.

„Mówi się o snach, że są >kontrolowaną psychozą< albo, innymi słowy, psychoza jest snem, który dochodzi do głosu na jawie”.

„Czy nie jest oksymoronem powiedzenie >nie jestem sobą?<”.

„W środku irracjonalnego wszechświata rządzonego przez irracjonalny Umysł staje człowiek racjonalny (…)”.

„Najwięcej sensu ma to, co nie ma sensu (…)”.

„DNA. Pamięć genetyczna”.

„Wiara zachwiana przez odkrycie, że to, w co wierzyliśmy, rzeczywiście istnieje: oto paradoks pobożności”.

„Erupcja ze zbiorowej nieświadomości, jak uczył Jung, może wymazać indywidualne ego”.

„Trucizny w niewielkich dawkach są lekarstwami”.

„Ale to, co boskie, i to, co straszne, jest tak sobie bliskie”.

„Nie będziecie mieć innych bogów prócz siebie, czasy, w których wierzyliście w innych bogów, dobiegają kresu i kończą się na zawsze”.

„Nie mogąc zapełnić powstałej próżni rzeczywistością, zapełniłeś ją fantazjami”.

„W takim  razie prawdziwym imieniem religii jest śmierć”.

 Philip K. Dick żył w okresie obfitującym w wielkie wydarzenia, jak Wielki Kryzys, II wojna światowa, pierwsze loty w kosmos czy rewolucja informatyczna. Napisał kilkadziesiąt powieści, na których odcisnęły one wyraźne piętno. Czytelnik, gdy już wydaje mu się, że wie, na czym polega koncepcja książki, zostaje nagle dość brutalnie wyprowadzony z owego mniemania, a fabuła okazuje się nie tylko w absurdalny sposób zagmatwana, ale i pełna zwrotów akcji, logicznych niejasności i paradoksów. Zarówno tych typowych dla literatury SF, czyli czasoprzestrzennych, jak i ogólniejszych, ideowych. Wszystko to jest dodatkowo doprawione dużą dawką filozofii i często chaotycznie stopionych ze sobą fragmentów rozmaitych kultów, wierzeń i oficjalnych religii. A do tego wszystkiego przyprószone, z reguły z lekka, pewną wiedzą naukową. Wszechobecne są tu charakterystyczne dla stylu Dicka elementy, takie jak spisek, tajemnice, agencje rządowe, ludzie o zdolnościach paranormalnych, kosmici czy podróże kosmiczne (odbywające się prawie zawsze jedynie jako tło akcji i nie tłumaczone od strony technicznej). Wreszcie – nadnaturalna obecność, przejawiająca się to jako obca forma życia, to jako bóg tego czy innego rodzaju, to jako sygnał radiowy dochodzący wprost z nieba, czy też po prostu wrażenie ogólnego chaosu i rozkładu rzeczywistości. W kontekście tego wszystkiego tendencja Dicka do szukania spisków i dziur w całym, do nieco zaburzonego pojmowania rzeczywistości, wcale już nie dziwi.

Narratorem powieści „Valis” jest pisarz fantastycznonaukowy Phil Dick, który opisuje „szaleństwo” swojego przyjaciela Konioluba Grubasa. Grubas doświadczył szeregu silnych przeżyć, w wyniku których doszedł do przekonania, że jakiś obcy satelita przekazuje mu wiadomości z przestrzeni kosmicznej, i namówił grupę przyjaciół, żeby szukali dowodów jego istnienia. Grupa w końcu dociera do domu brytyjskiego muzyka rockowego, Erica Lamptona. Oglądają u niego film, który Lampton sfinansował. Wynika z niego, że inni mają podobne doświadczenia. Uświadamiają sobie, że dwuletnia córka Lamptona, Sophia, jest gnostycznym wcieleniem Świętej Mądrości (Hagia Sophia). Niestety, dziewczynka przypadkowo ginie. Grubas jednak się nie poddaje i wyrusza w podróż po świecie, by znaleźć następne wcielenie „Świętej Mądrości”. Książka „Valis”, oferuje nam bardzo osobiste (i dziwne!) spojrzenie na zawiłości umysłu Philipa K. Dicka. Jest on nastawiony na odkrycie prawdziwej natury religii i jej przejawów w prawdziwym świecie. „Valis” to teologia, która próbuje znaleźć wspólną płaszczyznę między różnymi religiami świata, sugerując istnienie siły wyższej, wysyłającej swoje przesłanie na Ziemię poprzez bogów i przywódców religijnych czy mistyków. To dopiero początek, ponieważ Dick oferuje wszelkiego rodzaju wyjaśnienia tego, co postrzegamy jako nasze wyobrażenie wszechświata, od informacji jako żywej plazmy, która przenika każdego człowieka, po toczącą się bitwę między siłami dobra a imperium zła, istniejącego od zarania dziejów.

Imię i nazwisko Koniolub Grubas ma zaszyfrowane znaczenie. „Koniolub” to po grecku fillpos, dick zaś po niemiecku oznacza „grubasa”. Koniolub Grubas i Phil Dick to jedna i ta sama osoba. Istotnie autor każe Grubasowi doświadczać wszystkich zjawisk z lutego i marca 1974 roku, których doświadczył sam autor. W rezultacie mamy autora (Philipa K. Dicka), który każe literackiemu (Philowi Dickowi) opisywać przeżycia innej postaci literackiej (Konioluba Grubasa), odzwierciedlające prawdziwe doświadczenia autora. Nic dziwnego, że koleżanka Dicka po piórze, Ursula La Guin, nazwała go „amerykańskim Borgesem”. Oparty na osobistych doświadczeniach, które przydarzyły się Dickowi w marcu 1974 roku, „Valis” jest czymś więcej niż tylko opowieścią science fiction. Oślepiło go wtedy rzekomo różowe światło wysłane przez Boga (lub jakąś inną skondensowaną twórczą energię), które poza zmianami w świadomości spowodowało zwiększenie zdolności poznawczych i poszerzenie zakresu wiedzy. Jakże zdziwić się musiał któregoś dnia, kiedy okazało się, że zamiast charakterystycznych zatłoczonych amerykańskich ulic widzi starożytny Rzym, nakładający się na obraz Kalifornii lat 70. W tym samym czasie w głowie pisarza rodziły się myśli w języku koine (określenie powszechnej formy języka greckiego, która zastąpiła klasyczny język starogrecki, używana do czasów późnoantycznych – ok. 300 p.n.e. – 300 n.e.). Ponadto ów promień przekazał mu informację o niewykrytej chorobie jego małego synka – Christophera, która okazała się prawdą. „Twój syn ma nierozpoznaną prawą przepuklinę pachwinową, która perforowała powłokę brzuszną i przedostała się do moszny” – usłyszał Dick podczas słuchania muzyki. Jest to złożony obraz wszechświata, który wydaje się pochodzić z umysłu obłąkanego pacjenta psychiatrycznego, mającego obsesję na punkcie pomagania ofiarom, które nie mogą pomóc same sobie i są zdeterminowane, aby popełnić samobójstwo. Pokręconą częścią powieści jest to, że w miarę upływu historii nabiera coraz większego sensu, wciągając czytelnika w szalony sposób myślenia. Podczas gdy w całej książce występują halucynacje urojeniowe, większość światopoglądu Dicka wywodzi się ze starożytnej mądrości i wierzeń religijnych. Nie dopatruję się w tym nic dziwnego, ponieważ prorok i szaleniec posiadają taką samą moc. Autor czerpał wiele poglądów z przedchrześcijańskiego mistycyzmu, greckiego gnostycyzmu oraz żydowskiej Kabały. Podobnie jak w przypadku innych powieści Dicka, czytelnik często zastanawia się, które części w książce są prawdziwymi doświadczeniami autora, a które są tylko jego literackimi fantazjami. „Valis” jest napisany w pierwszej osobie, gdy opowiada o Koniolubie Grubasie, swoim alter ego. Jego choroba psychiczna (schizofrenia paranoidalna) odgrywa główną rolę w tej powieści, reprezentując brak wiary Dicka w Boga. Dalej, w miarę rozwoju wydarzeń, zacierają się różnice między prawdą a fikcją, Dick omawia w ten sposób swoje wcześniejsze książki i karierę pisarską. 


Zasadnicza część powieści składa się w zasadzie z serii rozmów i wewnętrznych monologów na temat boskiej natury. Jest to odpowiedź na incydent z „różową wiązką światła", która kiedyś oślepiła autora, jak podczas nawrócenia Szawła z Tarsu, późniejszego św. Pawła. Wszystko to jest dość interesujące, ale tak naprawdę nie jest to powieść w normalnym tego słowa znaczeniu. Śledzimy wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości, głównie dotyczące konsekwencji samobójstw lub prób samobójczych bohaterów. Dopiero po około 180 stronach zaczyna się akcja powieści. „Valis” składa się w zasadzie z obszernej dyskusji filozoficzno-teologicznej na temat teorii, które obejmują między innymi takie tematy jak: wszechświat jako informacja; wszechświat jako hologram; kosmologia dwóch bóstw, w której niższy stwórca sieje spustoszenie na świecie, podczas gdy wyższe bóstwo próbuje go powstrzymać; ludzkość jako potomkowie rasy trójokich istot z Syriusza. Pojawiają się też dwie rzeczywistości: jedna to Rzym około 70 roku n.e., a druga to Stany Zjednoczone w roku 1974. Postrzeganie wszechświata jako „Czarne Żelazne Więzienie”, z którego nie możemy uciec. Wszystko to jest bardzo interesujące, raczej oszałamiające i ostatecznie (przynajmniej dla mnie) więcej niż pouczające. To teologia science fiction. Jak podkreślił narrator książki: „Skończyła się epoka narkotyków i wszyscy rozglądali się za jakąś nową obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała się, dzięki Grubasowi, teologia”.

Philip K. Dick zastanawia się nad możliwością istnienia istoty boskiej. Prawdziwe pytanie (tak jak ja to widzę) nie brzmi: „dlaczego są objawienia?”, tylko: „dlaczego jest ich tak mało?”. Kluczową koncepcją, mogącą dać odpowiedź na to pytanie, jest idea deus absconditus, boga ukrytego, utajonego albo nieznanego. Koncepcja ukrytej boskości użyta została po raz pierwszy w księdze Izajasza: „Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco!” (Iz 45,15). Teolodzy wyjaśniają, że istnienie Boga nie jest oczywiste, że Bóg niejako ukrywa się przed ludźmi i daje się poznać w sposób niedający całkowitej pewności. Stąd mówimy, że prawdziwy Bóg ma zwyczaj się ukrywać. Dwa i pół tysiąca lat minęło od czasu, gdy Heraklit napisał: „Ukryta struktura potężniejsza jest od jawnej”. Ciekawie także autor podnosi kwestię czasu. Czy jeżeli czas może się zmieniać w przestrzeń, to przestrzeń może się zmieniać w czas? Powołuje się na rumuńskiego historyka religii, religioznawcę, indologa, filozofa kultury Mircea Eliade, który twierdził, że przezwyciężenie czasu to podstawowy cel mitycznego rytuału i sakramentów. Na przykład Koniolub Grubas stwierdził, że mówi językiem używanym przed dwoma tysiącami lat, językiem, w którym pisał Paweł z Tarsu. Tutaj czas zmienia się w przestrzeń. Grubas opowiada o fenomenie związanym z jego spotkaniem z Bogiem: nagle krajobraz Kalifornii w roku 1974 zaczął się rozpływać i pojawił się krajobraz Rzymu w pierwszym wieku po Chrystusie. Doznał przez chwilę nakładania się obrazów, „jak to widuje się w filmie albo w fotografice”. Czy kiedyś istniał rzeczywisty czas, a także rzeczywisty świat, a teraz mamy fałszywy czas i fałszywy świat, rosnący niczym jakaś bańka mydlana i zmieniający wygląd, ale tak naprawdę statyczny? Czas święty jest  odwracalny, to uobecniony praczas mityczny, a święto religijne polega na aktualizowaniu jakiegoś sakralnego wydarzenia, które dokonało się w przeszłości mitycznej, „na początku”. Istnieje zatem   możliwość ciągłego odzyskiwania, powtarzania czasu mitycznego. Czas mityczny, to czas uświęcony przez bogów w trakcie ich dzieł, które święto aktualizuje. Człowiek żyjący w dwóch czasach (świętym i codziennym, świeckim) występuje pod aspektem czasu okrężnego, odwracalnego, dającego się określić jako rodzaj mitycznej teraźniejszości, w której człowiek włącza się na jakiś czas za pośrednictwem obrzędów. Potwierdził to Pascal, który napisał, że „Cała historia to jeden nieśmiertelny człowiek, który nieustannie się uczy”. (Dzisiaj powiedzielibyśmy, że się udoskonala, chociaż praktyka temu przeczy).

„Do najbardziej radykalnych poglądów religijnych znanych Zachodowi należy wiara, że jesteśmy różnymi postaciami Boga, które zstąpiły do tego świata-więzienia, dobrowolnie tracąc pamięć, tożsamość i nadprzyrodzone moce (zdolności), a wszystko to można odzyskać przez anamnezę (lub mistyczne zjednoczenie). (…) Uznawany jest on za Wielkie Bluźnierstwo: powielenie grzechu pierworodnego, o którym mowa w Pierwszej Księdze Adama i Ewy oraz w Księdze Rodzaju. Za tę pychę i ambicję (twierdzi ortodoksja) zostały nam nakazane nasz pierwotny upadek, banicja oraz kara, nasze wygnanie z pierwotnego domu, z rajskiego ogrodu, oraz nasze uwięzienie. (…) Przede wszystkim, jesteśmy tu dobrowolnie. Nie zgrzeszyliśmy i nie zostaliśmy ukarani; wybraliśmy to zejście. Dlaczego? Aby tchnąć boskość w najniższe warstwy stworzenia i tak powstrzymać jego rozkład – zapaść jego niższej dziedziny. (…) Mówiąc w języku tradycyjnym, niebo (górna dziedzina) i ziemia (dolna dziedzina) rozdzielały się, utrzymując życie w dolnej z dala od ich pierwotnego (górnego) odpowiednika. Można to postrzegać jako rozpad samego Boga (…) na dwie połowy, gdzie niższa postać wszechświata to Bóg wyrażony fizycznie w czasie i przestrzeni.” – zanotował swoje spostrzeżenia Philip K. Dick w swojej „Egzegezie” w 1978 roku. Gdyby Dick – ze swoimi pasjami, niepokojami i predylekcjami do stanów quasi-mistycznych – urodził się w innym stuleciu, zostałby zapewne herezjarchą (który niewątpliwie raczej wcześniej niż później wzbudziłby zainteresowanie inkwizycji…) Choć z drugiej strony trylogia „Valis” dowodzi, że nawet pod koniec życia nie pozbył się zdrowej dawki autoironii i dozy sceptycyzmu wobec własnych przemyśleń. Zagubiony w XX wieku w Kalifornii, której dorobek kulturalny (z kontrkulturą włącznie) oceniał ambiwalentnie, przebrał się za pisarza fantastycznonaukowego, świadomego przecież kostiumu. „Nie jestem powieścio­pisarzem, tylko beletryzującym filozofem, swoje zdolności pisarskie wykorzystuję jako narzędzie do wypowiadania mojego postrzegania świata” – pisał o sobie na rok przed śmiercią. „Filozofię” należy w jego przypadku rozumieć nie tyle jako miłość mądrości, ile miłość Boskiej Mądrości, tęsknotę do Światła, które – być może – dotknęło go w serii wizji z roku 1974. „To pojawiło się – w żywym ogniu, z błyszczącymi kolorami i zrównoważonymi wzorami – i uwolniło mnie od wszelkiej niewoli, wewnętrznej i zewnętrznej”[2] – notował w zachwyceniu.

W powieści „Valis” Philip K. Dick przygląda się naturze rzeczywistości i siłom odpowiedzialnym zarówno za jej tworzenie, jak i niszczenie. Moc stworzenia buduje sztuczne rzeczywistości, które następnie zostają rozbite wskutek wzrostu entropii, szaleństwa i biologicznego rozkładu. Główni bohaterowie powieści Philipa K. Dicka dążą do zespolenia oddzielonych fragmentów rzeczywistości i odkrycia prawdy dotyczącej świata, lecz zawodzą w swych staraniach. Ich rzeczywistości są bowiem zniszczone poza jakąkolwiek możliwością naprawy, a świat ogarnięty jest chaosem i brakiem racjonalności. W powieści „Ubik” kilka oddzielnych rzeczywistości składa jedno nieuporządkowane multiwersum, natomiast w „Valis” to główny protagonista tworzy własne, zachwiane rzeczywistości będące odpowiednikiem aspektów jego własnego umysłu. W chwili obecnej, gdy od momentu śmierci autora „Valis” mija niemal czterdzieści lat, jego dorobek wciąż nabiera znaczenia. Współcześnie mało kto pozwoliłby sobie – co podkreślają amerykańscy badacze – na nazwanie laureata Nagrody Hugo „tandetnym pisarzem” czy fabrykantem „śmieciowej” science fiction, wręcz przeciwnie – coraz częściej przyrównuje się go do największych talentów historii literatury, wymieniając w rzędzie takich niekwestionowanych znakomitości literackich jak: Herman Melville, Henry James, Walt Whitman, William Faulkner czy Thomas Pynchon – a to zaledwie niewielki wyimek korowodu uznanych sław. Z coraz większą atencją zajmująca się Dickiem krytyka literacka zdecydowanie częściej określa go dziś mianem „jednego z największych filozofów XX wieku”, wyraźnie stroniąc od szufladkowania w rejonach trywialnej literatury spod znaku pulp: „Dick, mimo etykietki autora tandetnej science fiction, jawi się jako jeden z poważniejszych myślicieli, którego twórczość dostarcza wielu istotnych informacji na temat współczesnej kultury ery cyfrowej” – konkluduje jedna ze współczesnych interpretatorek jego pisarstwa Lejla Kucukalic. [3]

 

 


[1] Vast Active Living Intelligence System (Rozległy Czynny Żywy System Informatyczny).

[2] Fragment tzw. Egzegezy: „pisanego przeważnie ręcznie dziennika, liczącego około ośmiu tysięcy stron”, w którym Philip Dick rozważał swoje doświadczenia z lutego i marca 1974 r. i komentował powstałą w ich wyniku powieść Valis.

[3] L. Kucukalic, Philip K. Dick: Canonical Writer of the Digital Age (Studies in Major Literary Authors), New York 2008.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz