„VALIS”[1]
Philip K. Dick
Autor/ Philip Kindred
Dick (1928-1982) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury
fantastycznej. Początkowo słabo znany wśród fanów właściwej science fiction,
zaś odtrącany przez główny nurt literatury (tzw. mainstream) ze względu na
etykietkę pisarza sci-fi, z czasem zdobył uznanie i poważanie jako protoplasta
prozy łączącej elementy klasyczne z psychodelią i swoiście pojmowanym
solipsyzmem. W twórczości pisarza dominuje kilka stałych, często powtarzających
się motywów, do których z uporczywością powracał. Głównymi obsesjami Dicka były
kwestie tożsamości i prawdziwości osoby ludzkiej. Na
jego twórczość duży wpływ miały doświadczenia osobiste: śmierć siostry
bliźniaczki w dzieciństwie, liczne (anegdotyczne wręcz) kłopoty z kolejnymi
żonami, przyjmowanie używek oraz prawdopodobna (nigdy wyraźnie niestwierdzona)
schizofrenia paranoidalna.
Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk
Tytuł oryginału/ ang. Valis
Tematyka/ Nieważne już,
czy Bóg istnieje, czy nie. Wszechświat zbudowany jest z losowych fluktuacji
chaosu, które przypadkowo organizują się w byty, coraz bardziej uświadamiające
sobie ten fakt. Życie jest zaciąganiem kredytu u wszechświata, który trzeba
będzie kiedyś spłacić – na szczęście rezerwuar cząstek, stanowiący kapitał
potrzebny do jego obsługi, zdaje się niewyczerpany. Skoro jednak zadłużamy się
u entropii, najpotworniejszego z wszystkich lichwiarzy, to musimy jakoś
uzasadnić samą potrzebę długu. Celowość, transcendencja, obietnica życia
wiecznego, szukanie sensu życia, ciągłe próby integracji naszych „prywatnych
kosmosów” z „kosmosem publicznym” – szukanie Boga i wyższej konieczności wydaje
się najprostszą drogą.
Główny motyw/ Narratorem tej
dziwacznej pod każdym względem, kultowej w kręgu miłośników SF powieści jest
sam P. K. Dick, skrywający się pod pseudonimem Koniolub Grubas (ang. Horselover
Fat). Jego przyjaciółka nieoczekiwanie i z niewiadomych powodów popełniła
samobójstwo, co skłoniło bohatera do zastanowienia się nad sensem życia i
śmierci, kwestią istnieniem boga oraz prawdziwym znaczeniem pojęć dobra i zła.
W tych wysiłkach pomagają mu przyjaciele: żarliwy katolik David, negatywnie
nastawiony do sprawy sceptyk Kevin oraz Sherri, dziewczyna umierająca na raka.
Spotykają się regularnie i dyskutują, przy czym najczęściej zadawanym pytaniem
jest logiczna sprzeczność istoty boskiej: skoro bóg jest tak wielki i tak
dobry, jak się przyjmuje, dlaczego pozwala, by na świecie było tyle zła i
niezasłużonego cierpienia? Wkrótce jednak Koniolub zaczyna odbierać dziwne
sygnały z otaczającego świata, wydaje mu się, że jakaś kosmiczna obecność
próbuje nawiązać z nim kontakt. Trafia do szpitala psychiatrycznego, angażuje
się w pełen samopoświęcenia, masochistyczny związek ze śmiertelnie chorą
Sherri. Niemal jednocześnie, najbardziej zdroworozsądkowy z całego towarzystwa
Kevin, podczas przypadkowego wypadu do kina natrafia na film pod tytułem Valis,
i zmusza przyjaciół do jego obejrzenia. Okazuje się, że produkcja ta nie tylko
udziela odpowiedzi na większość zadawanych przez bohaterów pytań, ale i pozwala
na bezpośredni kontakt ze współczesnymi Przyjaciółmi Boga. Wychodzi na jaw, że
nowy (piąty z kolei, między innymi po Buddzie i Chrystusie) zbawiciel ma
niedługo przyjść na świat…
Cytaty z
książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Nie wiedział wtedy, że utrata
zmysłów bywa czasami najwłaściwszą reakcją na rzeczywistość”.
„Jedną z największych łask Boga
jest to, że trzyma nas w ciągłej niewiedzy”.
„Większość szaleństw można
utożsamiać z dziwacznością i teatralnością”.
„Bóg w łaskawości swojej
zasłania przed nami nie tylko przyszłość, ale i przeszłość”.
„Jestem z zawodu pisarzem
science fiction i robię w fantazjach. Całe moje życie jest fantazją”.
„Kiedy człowiek szykuje się na
tamten świat, nie przejmuje się drobiazgami”.
„Przejmowała się cenami
narkotyków tak, jak normalne kobiety przejmują się ceną kawy”.
„Nie służymy ludziom dla
siebie, to wszechświat podejmuje pewne decyzje i na podstawie tych decyzji
jedni ludzie żyją, a inni umierają”.
„Chorzy umysłowo nie stosują
zasady brzytwy Ockhama – wyjaśniania danej grupy faktów za pomocą najprostszej
teorii. Oni ulatują w barok”.
„Bóg jednych ludzi leczy, a
innych zabija”.
„Pewnie gdzieś tam wśród masy
chłamu kryją się wszystkie tajemnice wszechświata”.
„Bóg albo jest bezsilny, albo
głupi, albo mu gówno zależy. Albo wszystko naraz”.
„(…) wszechświat składa się z
nieszczęść i nienawiści i w końcu każdego załatwi”.
„Dla niego kot jest symbolem
wszystkiego we wszechświecie, czego nie rozumie”.
„Skończyła się epoka narkotyków
i wszyscy rozglądali się za jakąś nową obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała
się, dzięki Grubasowi, teologia”.
„Jak zauważył Platon, Dusza
Świata zawiera element irracjonalny”.
„Nieskończone miłosierdzie Boże
nie wykazuje żadnej logiki w kontekście rozważań praktycznych”.
„Teraz więc dowiedział się
czegoś jeszcze na temat bycia wariatem: człowiek nie tylko ląduje za kratkami,
ale jeszcze musi za to słono zapłacić. Można mu wystawić rachunek za to, że
jest wariatem”.
„Za każdą istotą, która biega,
lata, skacze czy pełza, podąża nemezis, przed nią nikt nie ujdzie, ona każdego
w końcu dopadnie”.
„Wszechświat ma taki sens, jaki
my mu nadajemy”.
„Nie upadliśmy z powodu błędu
moralnego, upadliśmy z powodu błędu intelektualnego, polegającego na tym, że
braliśmy świat zjawisk za rzeczywisty”.
„(…) biada komuś, kto nosi w
sobie drugą osobowość głupią albo złą!”.
„Mówi się o snach, że są
>kontrolowaną psychozą< albo, innymi słowy, psychoza jest snem, który
dochodzi do głosu na jawie”.
„Czy nie jest oksymoronem
powiedzenie >nie jestem sobą?<”.
„W środku irracjonalnego
wszechświata rządzonego przez irracjonalny Umysł staje człowiek racjonalny
(…)”.
„Najwięcej sensu ma to, co nie
ma sensu (…)”.
„DNA. Pamięć genetyczna”.
„Wiara zachwiana przez
odkrycie, że to, w co wierzyliśmy, rzeczywiście istnieje: oto paradoks
pobożności”.
„Erupcja ze zbiorowej
nieświadomości, jak uczył Jung, może wymazać indywidualne ego”.
„Trucizny w niewielkich dawkach
są lekarstwami”.
„Ale to, co boskie, i to, co
straszne, jest tak sobie bliskie”.
„Nie będziecie mieć innych
bogów prócz siebie, czasy, w których wierzyliście w innych bogów, dobiegają
kresu i kończą się na zawsze”.
„Nie mogąc zapełnić powstałej
próżni rzeczywistością, zapełniłeś ją fantazjami”.
„W takim razie prawdziwym
imieniem religii jest śmierć”.
Philip
K. Dick żył w okresie obfitującym w wielkie wydarzenia, jak Wielki Kryzys, II
wojna światowa, pierwsze loty w kosmos czy rewolucja informatyczna. Napisał
kilkadziesiąt powieści, na których odcisnęły one wyraźne piętno. Czytelnik, gdy
już wydaje mu się, że wie, na czym polega koncepcja książki, zostaje nagle dość
brutalnie wyprowadzony z owego mniemania, a fabuła okazuje się nie tylko w
absurdalny sposób zagmatwana, ale i pełna zwrotów akcji, logicznych niejasności
i paradoksów. Zarówno tych typowych dla literatury SF, czyli
czasoprzestrzennych, jak i ogólniejszych, ideowych. Wszystko to jest dodatkowo
doprawione dużą dawką filozofii i często chaotycznie stopionych ze sobą
fragmentów rozmaitych kultów, wierzeń i oficjalnych religii. A do tego wszystkiego
przyprószone, z reguły z lekka, pewną wiedzą naukową. Wszechobecne są tu
charakterystyczne dla stylu Dicka elementy, takie jak spisek, tajemnice,
agencje rządowe, ludzie o zdolnościach paranormalnych, kosmici czy podróże
kosmiczne (odbywające się prawie zawsze jedynie jako tło akcji i nie tłumaczone
od strony technicznej). Wreszcie – nadnaturalna obecność, przejawiająca się to
jako obca forma życia, to jako bóg tego czy innego rodzaju, to jako sygnał
radiowy dochodzący wprost z nieba, czy też po prostu wrażenie ogólnego chaosu i
rozkładu rzeczywistości. W kontekście tego wszystkiego tendencja Dicka do
szukania spisków i dziur w całym, do nieco zaburzonego pojmowania
rzeczywistości, wcale już nie dziwi.
Narratorem
powieści „Valis” jest pisarz fantastycznonaukowy Phil Dick, który opisuje
„szaleństwo” swojego przyjaciela Konioluba Grubasa. Grubas doświadczył szeregu
silnych przeżyć, w wyniku których doszedł do przekonania, że jakiś obcy
satelita przekazuje mu wiadomości z przestrzeni kosmicznej, i namówił grupę
przyjaciół, żeby szukali dowodów jego istnienia. Grupa w końcu dociera do domu
brytyjskiego muzyka rockowego, Erica Lamptona. Oglądają u niego film, który
Lampton sfinansował. Wynika z niego, że inni mają podobne doświadczenia.
Uświadamiają sobie, że dwuletnia córka Lamptona, Sophia, jest gnostycznym
wcieleniem Świętej Mądrości (Hagia Sophia). Niestety, dziewczynka przypadkowo
ginie. Grubas jednak się nie poddaje i wyrusza w podróż po świecie, by znaleźć
następne wcielenie „Świętej Mądrości”. Książka „Valis”, oferuje nam bardzo
osobiste (i dziwne!) spojrzenie na zawiłości umysłu Philipa K. Dicka. Jest on
nastawiony na odkrycie prawdziwej natury religii i jej przejawów w prawdziwym
świecie. „Valis” to teologia, która próbuje znaleźć wspólną płaszczyznę między
różnymi religiami świata, sugerując istnienie siły wyższej, wysyłającej swoje
przesłanie na Ziemię poprzez bogów i przywódców religijnych czy mistyków. To
dopiero początek, ponieważ Dick oferuje wszelkiego rodzaju wyjaśnienia tego, co
postrzegamy jako nasze wyobrażenie wszechświata, od informacji jako żywej
plazmy, która przenika każdego człowieka, po toczącą się bitwę między siłami
dobra a imperium zła, istniejącego od zarania dziejów.
Imię i nazwisko Koniolub Grubas ma zaszyfrowane znaczenie. „Koniolub” to po grecku fillpos, dick zaś po niemiecku oznacza „grubasa”. Koniolub Grubas i Phil Dick to jedna i ta sama osoba. Istotnie autor każe Grubasowi doświadczać wszystkich zjawisk z lutego i marca 1974 roku, których doświadczył sam autor. W rezultacie mamy autora (Philipa K. Dicka), który każe literackiemu (Philowi Dickowi) opisywać przeżycia innej postaci literackiej (Konioluba Grubasa), odzwierciedlające prawdziwe doświadczenia autora. Nic dziwnego, że koleżanka Dicka po piórze, Ursula La Guin, nazwała go „amerykańskim Borgesem”. Oparty na osobistych doświadczeniach, które przydarzyły się Dickowi w marcu 1974 roku, „Valis” jest czymś więcej niż tylko opowieścią science fiction. Oślepiło go wtedy rzekomo różowe światło wysłane przez Boga (lub jakąś inną skondensowaną twórczą energię), które poza zmianami w świadomości spowodowało zwiększenie zdolności poznawczych i poszerzenie zakresu wiedzy. Jakże zdziwić się musiał któregoś dnia, kiedy okazało się, że zamiast charakterystycznych zatłoczonych amerykańskich ulic widzi starożytny Rzym, nakładający się na obraz Kalifornii lat 70. W tym samym czasie w głowie pisarza rodziły się myśli w języku koine (określenie powszechnej formy języka greckiego, która zastąpiła klasyczny język starogrecki, używana do czasów późnoantycznych – ok. 300 p.n.e. – 300 n.e.). Ponadto ów promień przekazał mu informację o niewykrytej chorobie jego małego synka – Christophera, która okazała się prawdą. „Twój syn ma nierozpoznaną prawą przepuklinę pachwinową, która perforowała powłokę brzuszną i przedostała się do moszny” – usłyszał Dick podczas słuchania muzyki. Jest to złożony obraz wszechświata, który wydaje się pochodzić z umysłu obłąkanego pacjenta psychiatrycznego, mającego obsesję na punkcie pomagania ofiarom, które nie mogą pomóc same sobie i są zdeterminowane, aby popełnić samobójstwo. Pokręconą częścią powieści jest to, że w miarę upływu historii nabiera coraz większego sensu, wciągając czytelnika w szalony sposób myślenia. Podczas gdy w całej książce występują halucynacje urojeniowe, większość światopoglądu Dicka wywodzi się ze starożytnej mądrości i wierzeń religijnych. Nie dopatruję się w tym nic dziwnego, ponieważ prorok i szaleniec posiadają taką samą moc. Autor czerpał wiele poglądów z przedchrześcijańskiego mistycyzmu, greckiego gnostycyzmu oraz żydowskiej Kabały. Podobnie jak w przypadku innych powieści Dicka, czytelnik często zastanawia się, które części w książce są prawdziwymi doświadczeniami autora, a które są tylko jego literackimi fantazjami. „Valis” jest napisany w pierwszej osobie, gdy opowiada o Koniolubie Grubasie, swoim alter ego. Jego choroba psychiczna (schizofrenia paranoidalna) odgrywa główną rolę w tej powieści, reprezentując brak wiary Dicka w Boga. Dalej, w miarę rozwoju wydarzeń, zacierają się różnice między prawdą a fikcją, Dick omawia w ten sposób swoje wcześniejsze książki i karierę pisarską.
Zasadnicza
część powieści składa się w zasadzie z serii rozmów i wewnętrznych monologów na
temat boskiej natury. Jest to odpowiedź na incydent z „różową wiązką
światła", która kiedyś oślepiła autora, jak podczas nawrócenia Szawła z
Tarsu, późniejszego św. Pawła. Wszystko to jest dość interesujące, ale tak
naprawdę nie jest to powieść w normalnym tego słowa znaczeniu. Śledzimy
wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości, głównie dotyczące konsekwencji
samobójstw lub prób samobójczych bohaterów. Dopiero po około 180 stronach
zaczyna się akcja powieści. „Valis” składa się w zasadzie z obszernej dyskusji
filozoficzno-teologicznej na temat teorii, które obejmują między innymi takie
tematy jak: wszechświat jako informacja; wszechświat jako hologram; kosmologia
dwóch bóstw, w której niższy stwórca sieje spustoszenie na świecie, podczas gdy
wyższe bóstwo próbuje go powstrzymać; ludzkość jako potomkowie rasy trójokich
istot z Syriusza. Pojawiają się też dwie rzeczywistości: jedna to Rzym około 70
roku n.e., a druga to Stany Zjednoczone w roku 1974. Postrzeganie wszechświata
jako „Czarne Żelazne Więzienie”, z którego nie możemy uciec. Wszystko to jest
bardzo interesujące, raczej oszałamiające i ostatecznie (przynajmniej dla mnie)
więcej niż pouczające. To teologia science fiction. Jak podkreślił narrator
książki: „Skończyła się epoka narkotyków i wszyscy rozglądali się za jakąś nową
obsesją. Dla nas tą nową obsesją stała się, dzięki Grubasowi, teologia”.
Philip K. Dick
zastanawia się nad możliwością istnienia istoty boskiej. Prawdziwe pytanie (tak
jak ja to widzę) nie brzmi: „dlaczego są objawienia?”, tylko: „dlaczego jest
ich tak mało?”. Kluczową koncepcją, mogącą dać odpowiedź na to pytanie, jest
idea deus absconditus, boga ukrytego, utajonego albo nieznanego.
Koncepcja ukrytej boskości użyta została po raz pierwszy w księdze Izajasza:
„Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym, Boże Izraela, Zbawco!” (Iz 45,15). Teolodzy
wyjaśniają, że istnienie Boga nie jest oczywiste, że Bóg niejako ukrywa się
przed ludźmi i daje się poznać w sposób niedający całkowitej pewności. Stąd
mówimy, że prawdziwy Bóg ma zwyczaj się ukrywać. Dwa i pół tysiąca lat minęło
od czasu, gdy Heraklit napisał: „Ukryta struktura potężniejsza jest od jawnej”.
Ciekawie także autor podnosi kwestię czasu. Czy jeżeli czas może się zmieniać w
przestrzeń, to przestrzeń może się zmieniać w czas? Powołuje się na rumuńskiego
historyka religii, religioznawcę, indologa, filozofa kultury Mircea Eliade,
który twierdził, że przezwyciężenie czasu to podstawowy cel mitycznego rytuału
i sakramentów. Na przykład Koniolub Grubas stwierdził, że mówi językiem
używanym przed dwoma tysiącami lat, językiem, w którym pisał Paweł z Tarsu.
Tutaj czas zmienia się w przestrzeń. Grubas opowiada o fenomenie związanym z
jego spotkaniem z Bogiem: nagle krajobraz Kalifornii w roku 1974 zaczął się
rozpływać i pojawił się krajobraz Rzymu w pierwszym wieku po Chrystusie. Doznał
przez chwilę nakładania się obrazów, „jak to widuje się w filmie albo w fotografice”.
Czy kiedyś istniał rzeczywisty czas, a także rzeczywisty świat, a teraz mamy
fałszywy czas i fałszywy świat, rosnący niczym jakaś bańka mydlana i
zmieniający wygląd, ale tak naprawdę statyczny? Czas święty jest
odwracalny, to uobecniony praczas mityczny, a święto religijne polega na
aktualizowaniu jakiegoś sakralnego wydarzenia, które dokonało się w przeszłości
mitycznej, „na początku”. Istnieje zatem możliwość ciągłego
odzyskiwania, powtarzania czasu mitycznego. Czas mityczny, to czas uświęcony
przez bogów w trakcie ich dzieł, które święto aktualizuje. Człowiek żyjący w
dwóch czasach (świętym i codziennym, świeckim) występuje pod aspektem czasu
okrężnego, odwracalnego, dającego się określić jako rodzaj mitycznej
teraźniejszości, w której człowiek włącza się na jakiś czas za pośrednictwem
obrzędów. Potwierdził to Pascal, który napisał, że „Cała historia to jeden
nieśmiertelny człowiek, który nieustannie się uczy”. (Dzisiaj powiedzielibyśmy,
że się udoskonala, chociaż praktyka temu przeczy).
„Do
najbardziej radykalnych poglądów religijnych znanych Zachodowi należy wiara, że
jesteśmy różnymi postaciami Boga, które zstąpiły do tego świata-więzienia,
dobrowolnie tracąc pamięć, tożsamość i nadprzyrodzone moce (zdolności), a
wszystko to można odzyskać przez anamnezę (lub mistyczne zjednoczenie). (…)
Uznawany jest on za Wielkie Bluźnierstwo: powielenie grzechu pierworodnego, o
którym mowa w Pierwszej Księdze Adama i Ewy oraz w Księdze Rodzaju. Za tę pychę
i ambicję (twierdzi ortodoksja) zostały nam nakazane nasz pierwotny upadek,
banicja oraz kara, nasze wygnanie z pierwotnego domu, z rajskiego ogrodu, oraz
nasze uwięzienie. (…) Przede wszystkim, jesteśmy tu dobrowolnie. Nie
zgrzeszyliśmy i nie zostaliśmy ukarani; wybraliśmy to zejście. Dlaczego? Aby
tchnąć boskość w najniższe warstwy stworzenia i tak powstrzymać jego rozkład –
zapaść jego niższej dziedziny. (…) Mówiąc w języku tradycyjnym, niebo (górna
dziedzina) i ziemia (dolna dziedzina) rozdzielały się, utrzymując życie w
dolnej z dala od ich pierwotnego (górnego) odpowiednika. Można to postrzegać
jako rozpad samego Boga (…) na dwie połowy, gdzie niższa postać wszechświata to
Bóg wyrażony fizycznie w czasie i przestrzeni.” – zanotował swoje spostrzeżenia
Philip K. Dick w swojej „Egzegezie” w 1978 roku. Gdyby Dick – ze swoimi
pasjami, niepokojami i predylekcjami do stanów quasi-mistycznych – urodził się
w innym stuleciu, zostałby zapewne herezjarchą (który niewątpliwie raczej
wcześniej niż później wzbudziłby zainteresowanie inkwizycji…) Choć z drugiej strony
trylogia „Valis” dowodzi, że nawet pod koniec życia nie pozbył się zdrowej
dawki autoironii i dozy sceptycyzmu wobec własnych przemyśleń. Zagubiony w XX
wieku w Kalifornii, której dorobek kulturalny (z kontrkulturą włącznie) oceniał
ambiwalentnie, przebrał się za pisarza fantastycznonaukowego, świadomego
przecież kostiumu. „Nie jestem powieściopisarzem, tylko beletryzującym
filozofem, swoje zdolności pisarskie wykorzystuję jako narzędzie do
wypowiadania mojego postrzegania świata” – pisał o sobie na rok przed śmiercią.
„Filozofię” należy w jego przypadku rozumieć nie tyle jako miłość mądrości, ile
miłość Boskiej Mądrości, tęsknotę do Światła, które – być może – dotknęło go w
serii wizji z roku 1974. „To pojawiło się – w żywym ogniu, z błyszczącymi
kolorami i zrównoważonymi wzorami – i uwolniło mnie od wszelkiej niewoli,
wewnętrznej i zewnętrznej”[2] – notował w zachwyceniu.
W powieści
„Valis” Philip K. Dick przygląda się naturze rzeczywistości i siłom
odpowiedzialnym zarówno za jej tworzenie, jak i niszczenie. Moc stworzenia
buduje sztuczne rzeczywistości, które następnie zostają rozbite wskutek wzrostu
entropii, szaleństwa i biologicznego rozkładu. Główni bohaterowie powieści
Philipa K. Dicka dążą do zespolenia oddzielonych fragmentów rzeczywistości i
odkrycia prawdy dotyczącej świata, lecz zawodzą w swych staraniach. Ich
rzeczywistości są bowiem zniszczone poza jakąkolwiek możliwością naprawy, a
świat ogarnięty jest chaosem i brakiem racjonalności. W powieści „Ubik” kilka
oddzielnych rzeczywistości składa jedno nieuporządkowane multiwersum, natomiast
w „Valis” to główny protagonista tworzy własne, zachwiane rzeczywistości będące
odpowiednikiem aspektów jego własnego umysłu. W chwili obecnej, gdy od momentu
śmierci autora „Valis” mija niemal czterdzieści lat, jego dorobek wciąż nabiera
znaczenia. Współcześnie mało kto pozwoliłby sobie – co podkreślają amerykańscy
badacze – na nazwanie laureata Nagrody Hugo „tandetnym pisarzem” czy
fabrykantem „śmieciowej” science fiction, wręcz przeciwnie – coraz częściej
przyrównuje się go do największych talentów historii literatury, wymieniając w
rzędzie takich niekwestionowanych znakomitości literackich jak: Herman
Melville, Henry James, Walt Whitman, William Faulkner czy Thomas Pynchon – a to
zaledwie niewielki wyimek korowodu uznanych sław. Z coraz większą atencją
zajmująca się Dickiem krytyka literacka zdecydowanie częściej określa go dziś
mianem „jednego z największych filozofów XX wieku”, wyraźnie stroniąc od
szufladkowania w rejonach trywialnej literatury spod znaku pulp: „Dick, mimo
etykietki autora tandetnej science fiction, jawi się jako jeden z
poważniejszych myślicieli, którego twórczość dostarcza wielu istotnych
informacji na temat współczesnej kultury ery cyfrowej” – konkluduje jedna ze
współczesnych interpretatorek jego pisarstwa Lejla Kucukalic. [3]
[1] Vast Active Living Intelligence System (Rozległy Czynny Żywy System
Informatyczny).
[2] Fragment tzw. Egzegezy: „pisanego przeważnie ręcznie dziennika, liczącego
około ośmiu tysięcy stron”, w którym Philip Dick rozważał swoje doświadczenia z
lutego i marca 1974 r. i komentował powstałą w ich wyniku powieść Valis.
[3] L. Kucukalic, Philip K. Dick: Canonical Writer of the Digital Age (Studies
in Major Literary Authors), New York 2008.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz