„Uległość”
Michel
Houellebecq
Autor/
Michel Houellebecq, naprawdę nazywa się
Michel Thomas, od urodzenia do piątego roku życia mieszkał w Algierii ze swoją
babcią ze strony matki, potem rodzice oddali go pod opiekę drugiej babci,
mieszkającej we Francji. To właśnie jej nazwisko panieńskie stało się w przyszłości
jego pseudonimem literackim. Szkolny outsider długo szukał swojego miejsca w
życiu. Studiował rolnictwo, a w ramach studenckich praktyk odwiedził Polskę,
gdzie bardzo mu się spodobało. Po szkole rolniczej kontynuował edukację w
szkole filmowej. Do czasu debiutu literackiego w 1994 r. pracował w
ministerstwie rolnictwa, a potem w niższej izbie parlamentu francuskiego jako
informatyk. Z tych doświadczeń obszernie czerpał, opisując w swoich książkach
francuskich urzędników. W tym też czasie pisarz zawarł pierwszy związek
małżeński – w 1980 r. (jego owocem jest syn Étienne), ale zupełnie nie
sprawdził się w roli męża i ojca.
Tłumaczenie/
Beata Geppert
Tytuł
oryginału/ fr Soumission
Tematyka/ Książka „Uległość” Houellebecqa trafiła na
swój czas. Europa już od kilku dobrych lat żyje w strachu przed islamem:
Francuzi – w dużej mierze w obawie przed imigrantami pochodzącymi z Maghrebu i
Zachodniej Afryki – zwrócili się ku Frontowi Narodowemu, który bije rekordy
popularności; w Niemczech w siłę rośnie antymuzułmańska Pegida; po zamachu na
żydowską szkołę w Tuluzie oraz w odpowiedzi na setki antysemickich incydentów,
znad Sekwany wyjechało do Izraela kilkanaście tysięcy francuskich Żydów. Do
tego wszystkiego należy dodać antymuzułmańskie i antyimigranckie nastroje w
Szwajcarii, Belgii czy Holandii. Któż na zachodzie Europy nie wydałby dziś z
ciekawości 20 euro na powieść głośnego pisarza, który w przewrotny sposób
opisuje islamizację Francji?
Główny
motyw/ Świat roku 2022 przedstawiony w
„Uległości” to wciąż ten sam świat, który zamieszkują Michel i Bruno z „Cząstek
elementarnych” i Jed Martin z „Mapy i terytorium”. Miejsce, w którym wszystkie
współczesne projekty emancypacyjne – od rewolucji przemysłowej, przez rewolucję
polityczną, aż po rewolucję obyczajową – przeradzają się w swą własną
karykaturę, nie oferując człowiekowi nic ponad monotonną konsumpcję, fasadową
demokrację i rozkosz płatnego seksu. W takim świecie zanurzony jest też François,
główny bohater i jednocześnie narrator „Uległości” – 44-letni samotny
wykładowca Sorbony specjalizujący się w twórczości Huysmansa. Czas odmierzają
mu sezonowe romanse ze studentkami i powolny rytm roku akademickiego.
Cytaty
z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…)
literaturę łatwo oskarżyć o wszelkie grzechy.”
„U
mężczyzn miłość nie jest niczym innym jak wdzięcznością za otrzymaną rozkosz
(…).”
„Ale
czy to wystarczy, żeby życie miało sens? I dlaczego w ogóle życie ma mieć sens?
Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszej potrzeby
sensu. Zgodnie ze swoim rozumowaniem żyją, bo żyją, ot i wszystko; zapewne
umierają, bo umierają, i na tym się kończy ich analiza.”
„Wielu
ludzi interesuje się polityką i wojną, ale ja niezbyt sobie ceniłem te źródła
rozrywki; pewnie szkoda, ale byłem równie upolityczniony jak ręcznik
kąpielowy.”
„Mit
Kasandry pokazuje, że pesymistyczne przepowiednie wciąż się spełniają;
wyglądało na to, że centrolewicowi dziennikarze są równie zaślepieni jak
Trojanie.”
„Ludzie
żyjący w określonym systemie społecznym prawdopodobnie nie potrafią sobie
wyobrazić punktu widzenia tych, którzy niczego od systemu nie oczekując,
planują jego zniszczenie.”
„Ludzie
uwielbiają, kiedy ich się słucha, o czym wiedzą wszyscy śledczy, wszyscy
pisarze, wszyscy szpiedzy.”
„(…)
przecież niełatwo całe życie zamknąć w trzydziestokilogramowym bagażu.”
„Sama
idea ojczyzny nie wystarczy, musi być połączona z czymś silniejszym, z mistyką
wyższego rzędu.”
Najwyraźniej
zwykła chęć życia już nie wystarczała, aby nadal przeciwstawiać się cierpieniom
i kłopotom, które znaczą drogę życiową przeciętnego mieszkańca Europy
Zachodniej; nie potrafiłem żyć dla samego siebie, a dla kogóż innego miałbym
żyć?”
„Nietzsche
ze swoim węchem starej dziwki miał w sumie rację: chrześcijaństwo jest religią
kobiecą.”
„Prawda
jest taka, że większość ludzi nie zastanawia się nad tymi zagadnieniami, które
uważają za zbyt filozoficzne; zaczynają o nich myśleć, dopiero gdy stają w
obliczu jakiejś tragedii: ciężkiej choroby, śmierci bliskiej osoby.”
„Czy
nie jest odrobinę śmieszne, gdy cherlawa istota, żyjąca na anonimowej planecie,
usytuowanej na odległym odgałęzieniu zwyczajnej galaktyki, wstaje na tylne
łapki i proklamuje: >Bóg nie istnieje<.”
„(…)
cywilizacje nie giną zamordowane, lecz umierają śmiercią samobójczą.”
„I
Freud doskonale to zrozumiał, podobnie jak Tomasz Mann: skoro dwa najbardziej
rozwinięte, najbardziej cywilizowane narody świata, francuski i niemiecki,
mogły sobie zgotować tak bezsensowną rzeź, Europa jest już martwa.”
„Islam
to jedyna religia, która zabroniła używania przekładów dla celów religijnych,
bowiem Koran w całości opiera się na rytmie, rymach, refrenach, asonansach.”
„(…)
przeszłość zawsze jest piękna, przyszłość zresztą również, tylko teraźniejszość
zadaje ból, który nam towarzyszy jak ropiejący wrzód między dwiema
nieskończonościami beztroskiego szczęścia.”
„(…)
jeśli gatunek ludzki jest zdolny do jakiejkolwiek ewolucji, zawdzięcza to
jedynie intelektualnej elastyczności kobiet.”
Francuski
tytuł książki „Soumission” oznacza uległość. Ale nie chodzi tylko o to jak
sprawnie, bez protestów, islam zawładnął Francją i Europą. Wcześniej ludzie
Zachodu też pozostawali w niewoli upadłych mitów o demokracji, szczęściu
jednostki czy spełnionym życiu. Wybierając republikę islamską, porzucili tylko
jedno zniewolenie na rzecz innego: rozpaczliwą pustkę zamienili na
uporządkowaną wygodę. Bo człowiek według Houellebecqa chce przede wszystkim
ładu, spokoju i poczucia bezpieczeństwa; reszta to kilka zbankrutowanych idei.
Reprezentantem
tej chorej cywilizacji jest narrator powieści François, renomowany profesor
literatury na paryskiej Sorbonie, wypalony i zmęczony życiem czterdziestolatek.
To on opowiada nam o wydarzeniach, które – inaczej, niż chciałoby się myśleć –
Francją wcale nie wstrząsnęły, lecz przyniosły jej ukojenie. François to
właśnie zombi Zachodu. Żyje samotnie, nie ma przyjaciół, tylko luźnych
znajomych, ale rozmowy z nimi uważa za ciężar. Od lat nie ma wieści od swych
już rozwiedzionych rodziców, nic go nie obchodzą ci „egoistyczni baby boomers”,
a i oni nie pragną z nim kontaktu. Zresztą w całej powieści nikt się nikim
specjalnie nie interesuje, co w pisarstwie Houellebecqa nie jest nowe.
Wszystkie jego powieści można opatrzyć stemplem: Uwaga, samotność! Toteż
François, żyjąc w odosobnieniu, znajduje wytchnienie, czy raczej pozór życia, w
lekturze Jorisa-Karla Huysmansa, dekadenckiego pisarza, który nawrócił się na
katolicyzm, oraz w seksie. Co rok wiąże się z jakąś studentką i rozstaje się z
nią na zakończenie roku, na trwalsze związki nie ma ochoty. Traktuje kobiety
jak erotyczne używki. Ale ciało, choć dostarcza mu seksualnych przyjemności
organizujących życie, bo to jedyne pożądanie, jakie odczuwa, jest też źródłem
utrapień. Ciało go męczy, bo tu grzybica, a tam hemoroidy, i nieco brzydzi,
więc nawet ta jedyna realna część egzystencji okazuje się mizerna. Swą
mizantropię François rozciąga także na siebie. „Nie byłem w stanie żyć dla
siebie, a dla kogoś innego nie miałem jak” – wyznaje.
François
ma gdzieś politykę. Demokracja z rządzącą na przemian lewicą i republikańską
prawicą to dla niego „podział władzy między rywalizującymi gangami”. Jak
przyznaje, czuje się równie upolityczniony jak „ręcznik w łazience”. Toteż jego
opowieść o politycznej rewolucji, podana w formie dziennika, pozornie
niedbałych, lecz przekazujących intensywność zdarzeń zapisków, jest
beznamiętna, jakby sprawozdawał wydarzenia na odległym kontynencie. Dowiadujemy
się więc, że podczas drugiej kadencji prezydenta socjalisty Francja upadła.
Jest coraz więcej nędzy, bezrobocia i przestępczości, mnoży się zbrojna
przemoc, zwłaszcza między muzułmanami a skrajnymi obrońcami rdzennej
francuskiej tożsamości. Jakieś Kasandry wieszczą nieszczęście, ale znużone
stałym napięciem publiczność i media przestają na to reagować. Nic dziwnego
zatem, że w wyborach prezydenckich w 2022 r. do drugiej tury przechodzi Marine
Le Pen, szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, oraz Mohammed Ben
Abbes, przywódca Bractwa Muzułmańskiego, głoszący program umiarkowanej
teokracji. To właśnie on dogaduje się z partiami upadłej republiki i zwycięża.
Francuzi oddychają z ulgą, nawet okazują entuzjazm, wszak spada przestępczość i
zmniejsza się bezrobocie, oraz gładko dostosowują się do nowego reżimu.
Podstawą
nowego ustroju jest patriarchalna rodzina, niemal jak niegdyś w Europie, tyle
że poligamiczna. A gospodarka ma się opierać na małych rodzinnych
przedsiębiorstwach. Nowy prezydent nie jest wrogiem zjednoczonej Europy,
przeciwnie – marzy mu się Unia Islamska w miejsce Unii Europejskiej. A te jego
marzenia nabierają realności, bo jak się dowiadujemy z powieści, muzułmanie
rządzą już w Belgii i współrządzą w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Holandii.
Tam też nie słychać o protestach. Ta rzeczywistość nie napawa François
wstrętem. Przygląda się jej najpierw z ciekawością, a potem, gdy nowy reżim
zaczyna go uwodzić, z pewną nadzieją na przezwyciężenie duchowej i
egzystencjalnej pustki. Próbował tego wcześniej, konfrontując się z figurą
Madonny w Rocamadour. Ale bez powodzenia, bo choć Madonna miała moc, którą czuł
przez chwilę, to stracił z nią kontakt: „zostałem ja – ciało słabe i
uszkodzone”. Przeżycia metafizyczne okazały się w jego przypadku niedościgłym
mirażem. Toteż nie metafizyka zbliża go do nowej rzeczywistości ani nawet nie
obietnice zawodowych zaszczytów. Wciąga go to, że stanie się panem kobiet.
„Szczytem szczęścia jest poddaństwo: człowieka Bogu, kobiety mężczyźnie” – kusi
go świeży dygnitarz, niegdyś jego uniwersytecki kolega. Co wprowadza nas w
klimat „Biesów” Dostojewskiego: władza ma być fundamentalnym spoiwem
społecznym. I w takie szczęście płynące z władzy nad kobietami, nad ich duszami
i ciałami, François jest gotów uwierzyć.
„Ale trafne jest też zestawienie >Uległości<, zwłaszcza zawartej w powieści temperamentnej publicystyki, z nie mniej pamfletowym pisarstwem Marksa. Bo potężna jest siła rażenia Houellebecqowskiego słowa skierowanego przeciw współczesności, elitom uniwersyteckim, konformistycznym, zainteresowanym jedynie własnymi karierami, czy politykom. I co ważniejsze, w >Uległości< historia zdaje się wieść nas nieuchronnie do nowego trwałego porządku. Tyle że zamiast walk klasowych, prowadzą do niego antagonizmy między światem świeckim a religijnym. I jest tak jak u Marksa: stare upada, nowe króluje, zaś umarłej przeszłości nikt nie okrywa żałobą. Ale właściwie co króluje? Houellebecq, niczym wytrawny politolog, daje nam spójny obraz nowych zasad. Szkolnictwo staje się religijne, głównie islamskie. Ale także katolicy, a nawet ortodoksyjni Żydzi, mogą mieć swe szkoły. Bo wrogiem jest laicyzm, a nie inne religie. Na uniwersytetach prawo do nauczania mają tylko muzułmanie, stąd liczne konwersje świeckich intelektualistów. Kobiety mogą studiować, choć zachęca się je, by uczyły się na kursach gospodarstwa domowego. Skłania się je też do porzucania pracy w zamian za wysokie zasiłki. Oczywiście muszą się ubierać według ortodoksyjnych islamskich reguł.[1]
Wywody
poświęcone zmianom systemu i bezproblemowej kolaboracji Francuzów to wyborny
pamflet literacko-polityczny. Część recenzentów porównuje „Uległość” do
pisarstwa Orwella, zwłaszcza do „Roku 1984”, antyutopii ukazującej totalitarne
społeczeństwo. Zresztą sam Houellebecq podsuwa taki trop. „Kto kontroluje
dzieci, kontroluje przyszłość” – to, jak czytamy, podstawa nowego reżimu
przypominająca Orwellowską formułę: „Kto kontroluje przeszłość, kontroluje
przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”. Ale
porównanie z Orwellem kuleje. Brytyjski pisarz widzi słabość wolności, lecz
wierzy w jej wartość i w to, że jej pragnienie trwa w ukryciu. Bohater
Houellebecqa wolność uznaje za majak. O ile społeczeństwem Orwellowskim rządzą
przemoc i strach, o tyle to Houellebecqowskie kieruje się pragnieniem ładu i
wygody. Co w przeciwieństwie do demokracji nowy reżim zapewnia.
Podobnie
jak wszystkie powieści Houellebecqa, „Uległość" czyta się w dużej mierze
jak fabularyzowany esej, wygłaszany w długich, zakrapianych alkoholem dialogach
po obiedzie. Tematy są znane: seks, miłość, socjologia, metafizyka, religia,
Nietzsche, późnokapitalistyczna rozpacz, nie wspominając o zwiotczeniu ciała
(„Brak erekcji z jednej strony, sucha pochwa z drugiej”). Jak zawsze, pojawiają
się drollowe, ballardowskie peany na cześć dóbr konsumpcyjnych („Obiady z
mikrofalówki były niezawodnie mdłe, ale ich kolorowe, radosne opakowania
reprezentowały prawdziwy postęp (...) poczucie uczestnictwa w zbiorowym
doświadczeniu, rozczarowujące, ale egalitarne, utorowało drogę do częściowej
akceptacji”).
Jedni
nazywają „Uległość" satyrą, inni dystopią. Czy jest to krzyk ostrzegawczy,
bliska rzeczywistość, której należy się obawiać, czy też koncepcja
najciemniejszych lęków ignorantów? Prawda leży gdzieś pośrodku. Sam
Houellebecq, z którym przeprowadzono obszerny wywiad po publikacji powieści w
dniu masakry w redakcji Charlie Hebdo, powiedział we wrześniowym wywiadzie dla
„The Guardian": „Rolą powieści jest dostarczanie rozrywki czytelnikom, a
strach jest jedną z najbardziej zabawnych rzeczy, jakie istnieją”. Twórczość
Houellebecqa jest emblematyczna – jest powtórką – napędzanych strachem
nagłówków, które sprzedają czasopisma i gazety oraz utrzymują telewizory
nastawione na 24-godzinny komentarz do wiadomości. Destylując tradycyjny
histeryczny język wiadomości do bardzo wiarygodnego i przyziemnego życia
swojego narratora, Houellebecq zmusza swoich czytelników do zastanowienia się
nad wpływem historii, które opowiadamy sobie codziennie. Strach jest potężną
uwodzicielką, a Houellebecq, opisując oderwane od rzeczywistości, akademickie
życie, rozumie, że najpotężniejszym sposobem odkrywania czegoś jest
umieszczenie tego w kontekście zwyczajności. „Uległość” jest zakorzeniona w
historii na tyle współczesnej, że jest wiarygodna, choć wydarzenia polityczne
są drugorzędne w stosunku do drobiazgowych szczegółów i bezsilności życia
François. Jest otoczony kadrą akademików i pracowników rządowych, ludzi, którzy
chętnie wyjaśniają mu działania rządu, religię i zmiany polityczne. Chociaż
niektóre z tych przemówień graniczą z jawnym demaskatorstwem, są pomocne w
kontekstualizacji niepokojów w świecie, które otaczają bohatera. François
odczuwa zmiany społeczne, ale tylko jako niedogodności. „Ogarnęło mnie uczucie,
że wszystko zniknie” – mówi w pewnym momencie, ale kiedy siły stabilizujące w
jego życiu – dziewczyna lub praca – znikają, myśli tylko o tym, z kim będzie
uprawiał seks. „Byłem dokładnie tam, gdzie chciał mnie muzułmański kandydat” –
mówi – „w stanie swobodnie unoszących się wątpliwości. Nic z tego nie tylko nie
brzmiało przerażająco, ale też nic z tego nie brzmiało szczególnie nowo”.
François, który nie jest szczególnie zainteresowany historią, który nie jest
szczególnie związany z żadnym innym narodem ani żadnymi innymi bezpośrednimi
konsekwencjami przewrotu politycznego, jest dla Houellebecqa odpowiednikiem
niespostrzegawczych mas. W jego życiu nie chodzi o nic szczególnie
fascynującego, a mimo to przechodzi przez zmiany, ponieważ nie mają one na
niego wystarczającego wpływu. Jego życie, zarówno przed, jak i po wyborach,
pozostaje prawie takie samo.
Nie
sposób jednak mówić o „Uległości” bez odniesienia się do traktowania kobiet w
świecie patriarchalnym. Chociaż twierdzenie, że relacja damsko-męska jest
przykładem relacji mężczyzny z Bogiem, nie jest niczym nowym, w świetle
lekceważącego i uprzedmiotawiającego zachowania François – i stale rosnącej
skłonności do wykorzystywania kobiet – jest to bardziej złowrogi argument. Do
czasu, gdy dochodzi do tej rozmowy, pod koniec powieści, François używa kobiet
tylko w służbie swoich najniższych potrzeb. Houellebecq wyraźnie chce, abyśmy
rozważyli, w jaki sposób François wykorzystuje kobiety w kontekście nowego
prawa religijnego – prawa, które konsekwentnie i bez subtelności
podporządkowuje sobie kobiety. Chociaż „Uległość” przedstawia momentami mroczny
obraz ludzkości i sceptyczny pogląd na ustanowioną religię i rząd, prowokacyjne
dzieło Houellebecqa zadaje ważne pytania, nawet jeśli obraża. „Uległość” to
rodzaj powieści, która skłania czytelnika do krytycznego myślenia.
Bliżej
Houellebecqowi do tradycji literatury francuskiej. Jakby Balzac czy Zola albo
Maupassant zostali przetrawieni przez Céline’a. Bo „Uległość” z rozmachem
demaskuje współczesny świat. Ale Balzac, ukazując okropieństwa kapitalistycznej
Francji, pokazując świat obojętny na los jednostki, w którym przetrwać mogą
jedynie silni i cwani, upajał się zarazem rodzącą się mocą kapitalizmu. Takiej
fascynacji nie czuli już Zola ani Maupassant, opowiadając o kryzysie
człowieczeństwa, bezwzględnym wyzysku czy awansie szumowin do elit politycznych
i medialnych. Tyle że oni wierzyli w podstawowe wartości, w sens etycznych
zasad i z tej perspektywy opisywali rzeczywistość. Trzeba było lekcji Céline’a,
by uznać, że to perspektywa fałszywa, bo świat jest z wartości wyzuty. Są tylko
instynkty przetrwania, resentymenty i koszmar egzystencji. Jak u Houellebecqa.
Żeby
było jasne, celem Houellebecqa nie jest krytyka islamu. Zamiast tego mamy w
książce do czynienia z wyczerpanymi, wylewnymi, krótkowzrocznymi europejskimi
klasami gadającymi – intelektualistami, politykami i dziennikarzami. Przez cały
czas Houellebecq – podobnie jak jego narrator – zachowuje przerażający dystans
i samozadowolenie, co stawia jego krytykę społeczną w niejednoznacznym świetle.
Pisze z wyraźną aprobatą: „Dla Francuzów intelektualista nie musiał być
odpowiedzialny.” Ale najbardziej wywrotowym aspektem „Uległości” może być
paralela, jaką Houellebecq rysuje między „uległością kobiet wobec mężczyzny
[...] oraz islamską ideę podporządkowania się człowieka Bogu”. Omawiając siłę
erotycznej powieści „Historia O” Dominique Aury, muzułmański prozelityzm
przypisany jest „szokującej i prostej idei, która nigdy nie została tak
dobitnie wyrażona, że szczyt ludzkiego szczęścia tkwi w najbardziej absolutnym
poddaniu” – całkowite poddanie się odnajduje również w sposobie, w jaki islam
interpretuje świat. „Oszałamiająca, a zarazem prosta myśl, nigdy dotychczas
niewyrażona z taką mocą, że szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna
uległość. Miałbym pewne opory przed zaprezentowaniem tej myśli swoim
współwyznawcom, którzy mogliby ją uznać za bluźnierczą, ale ja dostrzegam
wyraźny związek między bezwzględną uległością kobiety wobec mężczyzny jak w
>Historii O< a uległością człowieka wobec Boga, o której mówi islam.
Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat jako
taki, używając języka Nietzschego”. Ateistyczny materializm i surowość wolnego
rynku seksualnego oferują jedynie smutek i brak sensu, podczas gdy polityczny
islam zapewnia cel, stabilność, ciężarówki saudyjskich i katarskich pieniędzy,
wiele żon dla mężczyzn i życie wypełnione spełnioną uległością dla kobiet.
„Muzułmańskie żony są bez wątpienia uległe i oddane, zostały przecież tak
wychowane, żeby mężczyźnie dać rozkosz (…)”. „(…) w najmniejszym stopniu
nie kryłem wówczas wrażenia, jakie zrobiły na mnie uroda Aiszy i paszteciki
na ciepło Maliki”. Czego tu nie kochać?
[1] Marek Belin „Kontynent żywych trupów”,
Magazyn książki do czytania Nr 1 (16) Marzec 2015.
Polecam również:
„Unicestwianie”
Michel Houellebecq
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz