07 czerwca 2025

Uległość

 

„Uległość”

Michel Houellebecq

Autor/ Michel Houellebecq, naprawdę nazywa się Michel Thomas, od urodzenia do piątego roku życia mieszkał w Algierii ze swoją babcią ze strony matki, potem rodzice oddali go pod opiekę drugiej babci, mieszkającej we Francji. To właśnie jej nazwisko panieńskie stało się w przyszłości jego pseudonimem literackim. Szkolny outsider długo szukał swojego miejsca w życiu. Studiował rolnictwo, a w ramach studenckich praktyk odwiedził Polskę, gdzie bardzo mu się spodobało. Po szkole rolniczej kontynuował edukację w szkole filmowej. Do czasu debiutu literackiego w 1994 r. pracował w ministerstwie rolnictwa, a potem w niższej izbie parlamentu francuskiego jako informatyk. Z tych doświadczeń obszernie czerpał, opisując w swoich książkach francuskich urzędników. W tym też czasie pisarz zawarł pierwszy związek małżeński – w 1980 r. (jego owocem jest syn Étienne), ale zupełnie nie sprawdził się w roli męża i ojca.

Tłumaczenie/ Beata Geppert

Tytuł oryginału/ fr Soumission

Tematyka/  Książka „Uległość” Houellebecqa trafiła na swój czas. Europa już od kilku dobrych lat żyje w strachu przed islamem: Francuzi – w dużej mierze w obawie przed imigrantami pochodzącymi z Maghrebu i Zachodniej Afryki – zwrócili się ku Frontowi Narodowemu, który bije rekordy popularności; w Niemczech w siłę rośnie antymuzułmańska Pegida; po zamachu na żydowską szkołę w Tuluzie oraz w odpowiedzi na setki antysemickich incydentów, znad Sekwany wyjechało do Izraela kilkanaście tysięcy francuskich Żydów. Do tego wszystkiego należy dodać antymuzułmańskie i antyimigranckie nastroje w Szwajcarii, Belgii czy Holandii. Któż na zachodzie Europy nie wydałby dziś z ciekawości 20 euro na powieść głośnego pisarza, który w przewrotny sposób opisuje islamizację Francji?

Główny motyw/ Świat roku 2022 przedstawiony w „Uległości” to wciąż ten sam świat, który zamieszkują Michel i Bruno z „Cząstek elementarnych” i Jed Martin z „Mapy i terytorium”. Miejsce, w którym wszystkie współczesne projekty emancypacyjne – od rewolucji przemysłowej, przez rewolucję polityczną, aż po rewolucję obyczajową – przeradzają się w swą własną karykaturę, nie oferując człowiekowi nic ponad monotonną konsumpcję, fasadową demokrację i rozkosz płatnego seksu. W takim świecie zanurzony jest też François, główny bohater i jednocześnie narrator „Uległości” – 44-letni samotny wykładowca Sorbony specjalizujący się w twórczości Huysmansa. Czas odmierzają mu sezonowe romanse ze studentkami i powolny rytm roku akademickiego.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) literaturę łatwo oskarżyć o wszelkie grzechy.”

„U mężczyzn miłość nie jest niczym innym jak wdzięcznością za otrzymaną rozkosz (…).”

„Ale czy to wystarczy, żeby życie miało sens? I dlaczego w ogóle życie ma mieć sens? Wszystkie zwierzęta i miażdżąca większość ludzi żyje bez najmniejszej potrzeby sensu. Zgodnie ze swoim rozumowaniem żyją, bo żyją, ot i wszystko; zapewne umierają, bo umierają, i na tym się kończy ich analiza.”

„Wielu ludzi interesuje się polityką i wojną, ale ja niezbyt sobie ceniłem te źródła rozrywki; pewnie szkoda, ale byłem równie upolityczniony jak ręcznik kąpielowy.”

„Mit Kasandry pokazuje, że pesymistyczne przepowiednie wciąż się spełniają; wyglądało na to, że centrolewicowi dziennikarze są równie zaślepieni jak Trojanie.”

„Ludzie żyjący w określonym systemie społecznym prawdopodobnie nie potrafią sobie wyobrazić punktu widzenia tych, którzy niczego od systemu nie oczekując, planują jego zniszczenie.”

„Ludzie uwielbiają, kiedy ich się słucha, o czym wiedzą wszyscy śledczy, wszyscy pisarze, wszyscy szpiedzy.”

„(…) przecież niełatwo całe życie zamknąć w trzydziestokilogramowym bagażu.”

„Sama idea ojczyzny nie wystarczy, musi być połączona z czymś silniejszym, z mistyką wyższego rzędu.”

Najwyraźniej zwykła chęć życia już nie wystarczała, aby nadal przeciwstawiać się cierpieniom i kłopotom, które znaczą drogę życiową przeciętnego mieszkańca Europy Zachodniej; nie potrafiłem żyć dla samego siebie, a dla kogóż innego miałbym żyć?”

„Nietzsche ze swoim węchem starej dziwki miał w sumie rację: chrześcijaństwo jest religią kobiecą.”

„Prawda jest taka, że większość ludzi nie zastanawia się nad tymi zagadnieniami, które uważają za zbyt filozoficzne; zaczynają o nich myśleć, dopiero gdy stają w obliczu jakiejś tragedii: ciężkiej choroby, śmierci bliskiej osoby.”

„Czy nie jest odrobinę śmieszne, gdy cherlawa istota, żyjąca na anonimowej planecie, usytuowanej na odległym odgałęzieniu zwyczajnej galaktyki, wstaje na tylne łapki i proklamuje: >Bóg nie istnieje<.”

„(…) cywilizacje nie giną zamordowane, lecz umierają śmiercią samobójczą.”

„I Freud doskonale to zrozumiał, podobnie jak Tomasz Mann: skoro dwa najbardziej rozwinięte, najbardziej cywilizowane narody świata, francuski i niemiecki, mogły sobie zgotować tak bezsensowną rzeź, Europa jest już martwa.”

„Islam to jedyna religia, która zabroniła używania przekładów dla celów religijnych, bowiem Koran w całości opiera się na rytmie, rymach, refrenach, asonansach.”

„(…) przeszłość zawsze jest piękna, przyszłość zresztą również, tylko teraźniejszość zadaje ból, który nam towarzyszy jak ropiejący wrzód między dwiema nieskończonościami beztroskiego szczęścia.”

„(…) jeśli gatunek ludzki jest zdolny do jakiejkolwiek ewolucji, zawdzięcza to jedynie intelektualnej elastyczności kobiet.”

Francuski tytuł książki „Soumission” oznacza uległość. Ale nie chodzi tylko o to jak sprawnie, bez protestów, islam zawładnął Francją i Europą. Wcześniej ludzie Zachodu też pozostawali w niewoli upadłych mitów o demokracji, szczęściu jednostki czy spełnionym życiu. Wybierając republikę islamską, porzucili tylko jedno zniewolenie na rzecz innego: rozpaczliwą pustkę zamienili na uporządkowaną wygodę. Bo człowiek według Houellebecqa chce przede wszystkim ładu, spokoju i poczucia bezpieczeństwa; reszta to kilka zbankrutowanych idei.

Reprezentantem tej chorej cywilizacji jest narrator powieści François, renomowany profesor literatury na paryskiej Sorbonie, wypalony i zmęczony życiem czterdziestolatek. To on opowiada nam o wydarzeniach, które – inaczej, niż chciałoby się myśleć – Francją wcale nie wstrząsnęły, lecz przyniosły jej ukojenie. François to właśnie zombi Zachodu. Żyje samotnie, nie ma przyjaciół, tylko luźnych znajomych, ale rozmowy z nimi uważa za ciężar. Od lat nie ma wieści od swych już rozwiedzionych rodziców, nic go nie obchodzą ci „egoistyczni baby boomers”, a i oni nie pragną z nim kontaktu. Zresztą w całej powieści nikt się nikim specjalnie nie interesuje, co w pisarstwie Houellebecqa nie jest nowe. Wszystkie jego powieści można opatrzyć stemplem: Uwaga, samotność! Toteż François, żyjąc w odosobnieniu, znajduje wytchnienie, czy raczej pozór życia, w lekturze Jorisa-Karla Huysmansa, dekadenckiego pisarza, który nawrócił się na katolicyzm, oraz w seksie. Co rok wiąże się z jakąś studentką i rozstaje się z nią na zakończenie roku, na trwalsze związki nie ma ochoty. Traktuje kobiety jak erotyczne używki. Ale ciało, choć dostarcza mu seksualnych przyjemności organizujących życie, bo to jedyne pożądanie, jakie odczuwa, jest też źródłem utrapień. Ciało go męczy, bo tu grzybica, a tam hemoroidy, i nieco brzydzi, więc nawet ta jedyna realna część egzystencji okazuje się mizerna. Swą mizantropię François rozciąga także na siebie. „Nie byłem w stanie żyć dla siebie, a dla kogoś innego nie miałem jak” – wyznaje.

François ma gdzieś politykę. Demokracja z rządzącą na przemian lewicą i republikańską prawicą to dla niego „podział władzy między rywalizującymi gangami”. Jak przyznaje, czuje się równie upolityczniony jak „ręcznik w łazience”. Toteż jego opowieść o politycznej rewolucji, podana w formie dziennika, pozornie niedbałych, lecz przekazujących intensywność zdarzeń zapisków, jest beznamiętna, jakby sprawozdawał wydarzenia na odległym kontynencie. Dowiadujemy się więc, że podczas drugiej kadencji prezydenta socjalisty Francja upadła. Jest coraz więcej nędzy, bezrobocia i przestępczości, mnoży się zbrojna przemoc, zwłaszcza między muzułmanami a skrajnymi obrońcami rdzennej francuskiej tożsamości. Jakieś Kasandry wieszczą nieszczęście, ale znużone stałym napięciem publiczność i media przestają na to reagować. Nic dziwnego zatem, że w wyborach prezydenckich w 2022 r. do drugiej tury przechodzi Marine Le Pen, szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, oraz Mohammed Ben Abbes, przywódca Bractwa Muzułmańskiego, głoszący program umiarkowanej teokracji. To właśnie on dogaduje się z partiami upadłej republiki i zwycięża. Francuzi oddychają z ulgą, nawet okazują entuzjazm, wszak spada przestępczość i zmniejsza się bezrobocie, oraz gładko dostosowują się do nowego reżimu.

Podstawą nowego ustroju jest patriarchalna rodzina, niemal jak niegdyś w Europie, tyle że poligamiczna. A gospodarka ma się opierać na małych rodzinnych przedsiębiorstwach. Nowy prezydent nie jest wrogiem zjednoczonej Europy, przeciwnie – marzy mu się Unia Islamska w miejsce Unii Europejskiej. A te jego marzenia nabierają realności, bo jak się dowiadujemy z powieści, muzułmanie rządzą już w Belgii i współrządzą w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Holandii. Tam też nie słychać o protestach. Ta rzeczywistość nie napawa François wstrętem. Przygląda się jej najpierw z ciekawością, a potem, gdy nowy reżim zaczyna go uwodzić, z pewną nadzieją na przezwyciężenie duchowej i egzystencjalnej pustki. Próbował tego wcześniej, konfrontując się z figurą Madonny w Rocamadour. Ale bez powodzenia, bo choć Madonna miała moc, którą czuł przez chwilę, to stracił z nią kontakt: „zostałem ja – ciało słabe i uszkodzone”. Przeżycia metafizyczne okazały się w jego przypadku niedościgłym mirażem. Toteż nie metafizyka zbliża go do nowej rzeczywistości ani nawet nie obietnice zawodowych zaszczytów. Wciąga go to, że stanie się panem kobiet. „Szczytem szczęścia jest poddaństwo: człowieka Bogu, kobiety mężczyźnie” – kusi go świeży dygnitarz, niegdyś jego uniwersytecki kolega. Co wprowadza nas w klimat „Biesów” Dostojewskiego: władza ma być fundamentalnym spoiwem społecznym. I w takie szczęście płynące z władzy nad kobietami, nad ich duszami i ciałami, François jest gotów uwierzyć.

„Ale trafne jest też zestawienie >Uległości<, zwłaszcza zawartej w powieści temperamentnej publicystyki, z nie mniej pamfletowym pisarstwem Marksa. Bo potężna jest siła rażenia Houellebecqowskiego słowa skierowanego przeciw współczesności, elitom uniwersyteckim, konformistycznym, zainteresowanym jedynie własnymi karierami, czy politykom. I co ważniejsze, w >Uległości< historia zdaje się wieść nas nieuchronnie do nowego trwałego porządku. Tyle że zamiast walk klasowych, prowadzą do niego antagonizmy między światem świeckim a religijnym. I jest tak jak u Marksa: stare upada, nowe króluje, zaś umarłej przeszłości nikt nie okrywa żałobą. Ale właściwie co króluje? Houellebecq, niczym wytrawny politolog, daje nam spójny obraz nowych zasad. Szkolnictwo staje się religijne, głównie islamskie. Ale także katolicy, a nawet ortodoksyjni Żydzi, mogą mieć swe szkoły. Bo wrogiem jest laicyzm, a nie inne religie. Na uniwersytetach prawo do nauczania mają tylko muzułmanie, stąd liczne konwersje świeckich intelektualistów. Kobiety mogą studiować, choć zachęca się je, by uczyły się na kursach gospodarstwa domowego. Skłania się je też do porzucania pracy w zamian za wysokie zasiłki. Oczywiście muszą się ubierać według ortodoksyjnych islamskich reguł.[1] 


Wywody poświęcone zmianom systemu i bezproblemowej kolaboracji Francuzów to wyborny pamflet literacko-polityczny. Część recenzentów porównuje „Uległość” do pisarstwa Orwella, zwłaszcza do „Roku 1984”, antyutopii ukazującej totalitarne społeczeństwo. Zresztą sam Houellebecq podsuwa taki trop. „Kto kontroluje dzieci, kontroluje przyszłość” – to, jak czytamy, podstawa nowego reżimu przypominająca Orwellowską formułę: „Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”. Ale porównanie z Orwellem kuleje. Brytyjski pisarz widzi słabość wolności, lecz wierzy w jej wartość i w to, że jej pragnienie trwa w ukryciu. Bohater Houellebecqa wolność uznaje za majak. O ile społeczeństwem Orwellowskim rządzą przemoc i strach, o tyle to Houellebecqowskie kieruje się pragnieniem ładu i wygody. Co w przeciwieństwie do demokracji nowy reżim zapewnia.

Podobnie jak wszystkie powieści Houellebecqa, „Uległość" czyta się w dużej mierze jak fabularyzowany esej, wygłaszany w długich, zakrapianych alkoholem dialogach po obiedzie. Tematy są znane: seks, miłość, socjologia, metafizyka, religia, Nietzsche, późnokapitalistyczna rozpacz, nie wspominając o zwiotczeniu ciała („Brak erekcji z jednej strony, sucha pochwa z drugiej”). Jak zawsze, pojawiają się drollowe, ballardowskie peany na cześć dóbr konsumpcyjnych („Obiady z mikrofalówki były niezawodnie mdłe, ale ich kolorowe, radosne opakowania reprezentowały prawdziwy postęp (...) poczucie uczestnictwa w zbiorowym doświadczeniu, rozczarowujące, ale egalitarne, utorowało drogę do częściowej akceptacji”).

Jedni nazywają „Uległość" satyrą, inni dystopią. Czy jest to krzyk ostrzegawczy, bliska rzeczywistość, której należy się obawiać, czy też koncepcja najciemniejszych lęków ignorantów? Prawda leży gdzieś pośrodku. Sam Houellebecq, z którym przeprowadzono obszerny wywiad po publikacji powieści w dniu masakry w redakcji Charlie Hebdo, powiedział we wrześniowym wywiadzie dla „The Guardian": „Rolą powieści jest dostarczanie rozrywki czytelnikom, a strach jest jedną z najbardziej zabawnych rzeczy, jakie istnieją”. Twórczość Houellebecqa jest emblematyczna – jest powtórką – napędzanych strachem nagłówków, które sprzedają czasopisma i gazety oraz utrzymują telewizory nastawione na 24-godzinny komentarz do wiadomości. Destylując tradycyjny histeryczny język wiadomości do bardzo wiarygodnego i przyziemnego życia swojego narratora, Houellebecq zmusza swoich czytelników do zastanowienia się nad wpływem historii, które opowiadamy sobie codziennie. Strach jest potężną uwodzicielką, a Houellebecq, opisując oderwane od rzeczywistości, akademickie życie, rozumie, że najpotężniejszym sposobem odkrywania czegoś jest umieszczenie tego w kontekście zwyczajności. „Uległość” jest zakorzeniona w historii na tyle współczesnej, że jest wiarygodna, choć wydarzenia polityczne są drugorzędne w stosunku do drobiazgowych szczegółów i bezsilności życia François. Jest otoczony kadrą akademików i pracowników rządowych, ludzi, którzy chętnie wyjaśniają mu działania rządu, religię i zmiany polityczne. Chociaż niektóre z tych przemówień graniczą z jawnym demaskatorstwem, są pomocne w kontekstualizacji niepokojów w świecie, które otaczają bohatera. François odczuwa zmiany społeczne, ale tylko jako niedogodności. „Ogarnęło mnie uczucie, że wszystko zniknie” – mówi w pewnym momencie, ale kiedy siły stabilizujące w jego życiu – dziewczyna lub praca – znikają, myśli tylko o tym, z kim będzie uprawiał seks. „Byłem dokładnie tam, gdzie chciał mnie muzułmański kandydat” – mówi – „w stanie swobodnie unoszących się wątpliwości. Nic z tego nie tylko nie brzmiało przerażająco, ale też nic z tego nie brzmiało szczególnie nowo”. François, który nie jest szczególnie zainteresowany historią, który nie jest szczególnie związany z żadnym innym narodem ani żadnymi innymi bezpośrednimi konsekwencjami przewrotu politycznego, jest dla Houellebecqa odpowiednikiem niespostrzegawczych mas. W jego życiu nie chodzi o nic szczególnie fascynującego, a mimo to przechodzi przez zmiany, ponieważ nie mają one na niego wystarczającego wpływu. Jego życie, zarówno przed, jak i po wyborach, pozostaje prawie takie samo.

Nie sposób jednak mówić o „Uległości” bez odniesienia się do traktowania kobiet w świecie patriarchalnym. Chociaż twierdzenie, że relacja damsko-męska jest przykładem relacji mężczyzny z Bogiem, nie jest niczym nowym, w świetle lekceważącego i uprzedmiotawiającego zachowania François – i stale rosnącej skłonności do wykorzystywania kobiet – jest to bardziej złowrogi argument. Do czasu, gdy dochodzi do tej rozmowy, pod koniec powieści, François używa kobiet tylko w służbie swoich najniższych potrzeb. Houellebecq wyraźnie chce, abyśmy rozważyli, w jaki sposób François wykorzystuje kobiety w kontekście nowego prawa religijnego – prawa, które konsekwentnie i bez subtelności podporządkowuje sobie kobiety. Chociaż „Uległość” przedstawia momentami mroczny obraz ludzkości i sceptyczny pogląd na ustanowioną religię i rząd, prowokacyjne dzieło Houellebecqa zadaje ważne pytania, nawet jeśli obraża. „Uległość” to rodzaj powieści, która skłania czytelnika do krytycznego myślenia.

Bliżej Houellebecqowi do tradycji literatury francuskiej. Jakby Balzac czy Zola albo Maupassant zostali przetrawieni przez Céline’a. Bo „Uległość” z rozmachem demaskuje współczesny świat. Ale Balzac, ukazując okropieństwa kapitalistycznej Francji, pokazując świat obojętny na los jednostki, w którym przetrwać mogą jedynie silni i cwani, upajał się zarazem rodzącą się mocą kapitalizmu. Takiej fascynacji nie czuli już Zola ani Maupassant, opowiadając o kryzysie człowieczeństwa, bezwzględnym wyzysku czy awansie szumowin do elit politycznych i medialnych. Tyle że oni wierzyli w podstawowe wartości, w sens etycznych zasad i z tej perspektywy opisywali rzeczywistość. Trzeba było lekcji Céline’a, by uznać, że to perspektywa fałszywa, bo świat jest z wartości wyzuty. Są tylko instynkty przetrwania, resentymenty i koszmar egzystencji. Jak u Houellebecqa.

Żeby było jasne, celem Houellebecqa nie jest krytyka islamu. Zamiast tego mamy w książce do czynienia z wyczerpanymi, wylewnymi, krótkowzrocznymi europejskimi klasami gadającymi – intelektualistami, politykami i dziennikarzami. Przez cały czas Houellebecq – podobnie jak jego narrator – zachowuje przerażający dystans i samozadowolenie, co stawia jego krytykę społeczną w niejednoznacznym świetle. Pisze z wyraźną aprobatą: „Dla Francuzów intelektualista nie musiał być odpowiedzialny.” Ale najbardziej wywrotowym aspektem „Uległości” może być paralela, jaką Houellebecq rysuje między „uległością kobiet wobec mężczyzny [...] oraz islamską ideę podporządkowania się człowieka Bogu”. Omawiając siłę erotycznej powieści „Historia O” Dominique Aury, muzułmański prozelityzm przypisany jest „szokującej i prostej idei, która nigdy nie została tak dobitnie wyrażona, że szczyt ludzkiego szczęścia tkwi w najbardziej absolutnym poddaniu” – całkowite poddanie się odnajduje również w sposobie, w jaki islam interpretuje świat. „Oszałamiająca, a zarazem prosta myśl, nigdy dotychczas niewyrażona z taką mocą, że szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna uległość. Miałbym pewne opory przed zaprezentowaniem tej myśli swoim współwyznawcom, którzy mogliby ją uznać za bluźnierczą, ale ja dostrzegam wyraźny związek między bezwzględną uległością kobiety wobec mężczyzny jak w >Historii O< a uległością człowieka wobec Boga, o której mówi islam. Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat jako taki, używając języka Nietzschego”. Ateistyczny materializm i surowość wolnego rynku seksualnego oferują jedynie smutek i brak sensu, podczas gdy polityczny islam zapewnia cel, stabilność, ciężarówki saudyjskich i katarskich pieniędzy, wiele żon dla mężczyzn i życie wypełnione spełnioną uległością dla kobiet. „Muzułmańskie żony są bez wątpienia uległe i oddane, zostały przecież tak wychowane, żeby mężczyźnie dać rozkosz (…)”. „(…) w najmniejszym stopniu nie  kryłem wówczas wrażenia, jakie zrobiły na mnie uroda Aiszy i paszteciki na ciepło Maliki”. Czego tu nie kochać?

 


[1] Marek Belin „Kontynent żywych trupów”, Magazyn książki do czytania Nr 1 (16) Marzec 2015.

Polecam również:

„Unicestwianie” Michel Houellebecq

Książki i Psychoanaliza: Wyniki wyszukiwania: Unicestwianie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz