„Solaris”
Stanisław Lem
Autor/ (ur. 12 lub 13 września 1921 we Lwowie, zm. 27 marca 2006 w
Krakowie) – polski pisarz science fiction, filozof i futurolog oraz krytyk.
Jego twórczość porusza tematy takie jak: rozwój nauki i techniki, natura
ludzka, możliwość porozumienia się istot inteligentnych czy miejsce człowieka
we Wszechświecie. Dzieła Lema zawierają odniesienia do stanu współczesnego
społeczeństwa i refleksje naukowo-filozoficzne na jego temat.
Tematyka/ Historia opisana w „Solaris”, w zasadzie dość prosta i zwięzła,
obnaża naturę ludzką w sposób niemalże bezwzględny. Im dalej zagłębiamy się w
powieść, im bliżej przyglądamy się działaniom bohaterów, tym mocniej rysują się
nasze, jako gatunku i społeczeństwa, cechy charakterystyczne, które niestety
nie zawsze są piękne. „Goście” odwiedzający mieszkańców stacji, jak i oni sami
pod ich wpływem, stają się lustrami, w których bez upiększeń oglądamy sami
siebie. Mimo to Lem nie osądza rodzaju ludzkiego - pozwala byśmy zrobili to
sami, zaglądając w głąb siebie, odnajdując w sobie cechy bohaterów, przyznając
się do wad, ale również do zalet.
Główny motyw/ Psycholog Kris Kelvin ląduje na stacji badawczej, zbudowanej na
odległej planecie, po to, by poznać sposób funkcjonowania zalewającego ją
niemal w całości oceanu, będącego w istocie jednym olbrzymim organizmem. Dwaj
naukowcy, których psycholog zastaje na placówce, znajdują się na krawędzi
szaleństwa. Ciało trzeciego z nich, samobójcy i niegdysiejszego mentora
głównego bohatera, spoczywa w chłodni. Wkrótce i Kelvin zaczyna podejrzewać sam
siebie o zaburzenia psychiczne, kiedy materializuje się przed nim fantom
tragicznie zmarłej żony, Harey. Pojawienie się
owych postaci - widm, symbolizujących zmaterializowane psychologiczne
projekcje, reprezentujących najboleśniejsze i najbardziej wstydliwe tajemnice
osobowości naukowców, jest skutkiem działań solaryjskiego oceanu.
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„Jak możecie się porozumieć
z oceanem, jeżeli nie potraficie już tego uczynić między sobą?”.
„Czasem jest się błaznem
mimo woli”.
„Nie chodzi o to, co chcę,
tylko o to, co jest możliwe”.
„Każdej nauce towarzyszy
zawsze jakaś pseudonauka, jej dziwaczne wykoślawienie w umysłach pewnego typu;
astronomia ma swego karykaturzystę w astrologii, chemia miała ją kiedyś w
alchemii, zrozumiałem więc, że narodzinom solarystyki towarzyszyła istna
eksplozja myślowych dziwolągów (…)”.
„Ludzie wielkich zdolności i
wielkiej siły charakteru rodzą się mniej więcej ze stałą częstością,
niejednakowy jest tylko ich wybór”.
„Każdy z nas wie, że jest
istotą materialną, podległą prawom fizjologii i fizyki i że siła wszystkich
razem wziętych naszych uczuć nie może walczyć z tymi prawami, może ich tylko
nienawidzić”.
„Odwieczna wiara zakochanych
i poetów z potęgą miłości, która jest trwalsza niż śmierć, owo ścigające nas
przez wieki >finis vitae sed non amoris< jest kłamstwem. Ale to kłamstwo
jest tylko daremne, nie śmieszne”.
Gatunek science fiction zawsze budził wiele kontrowersji. Dla wypowiadającego
się zwykle bez ogródek polskiego pisarza, Stanisława Lema, który krytykował
amerykańską science fiction za jej kiczowatą komercjalność. Ograniczenia tego
nurtu literackiego były aż nadto oczywiste. Jak na ironię, jego powieść z 1961
roku pt. „Solaris”, stała się pozycją klasyczną gatunku i doczekała się
aż dwóch adaptacji filmowych (Andreja Tarkowskiego w 1972 roku i Stevena
Soderbergha w 2002 roku). Zgodnie z przewidywaniami, Lem skrytykował obie
wersje. Część otwierającą „Solaris” czyta się jak akademicki podręcznik.
Jest to opis zakończonych niepowodzeniem prób skontaktowania się z obcą istotą,
żyjącą na tytułowej planecie. Solaris jest pokryta przypominającym ocean
organizmem, obdarzonym inteligencją przechytrzającą badających ją naukowców.
Wszelkie próby teoretyzowania na jej temat okazują się projekcją własnych
przekonań uczonych, a przeprowadzane eksperymenty ujawniają psychiczną słabość
eksperymentatorów. Bohater książki, Kris Kelvin, prześladowany jest przez
istotę stworzoną przez Solaris, będącą odwzorowaniem jego kochanki, która
popełniła samobójstwo. Innych bohaterów w podobny sposób prześladują ich własne
koszmary. Wersje filmowe książki, znane i na ogół dobrze przyjęte, skupiają się
niemal wyłącznie na jej elementach psychologicznych, natomiast samego
Stanisława Lema zdecydowanie bardziej interesowała strona naukowa. Żaden film
nie jest w stanie oddać beznamiętnego, akademickiego języka, jakim opisane
zostały niewyjaśnione zjawiska zaobserwowane na planecie, których nasi
bohaterowie nie mają nawet nadziei zrozumieć. Opisując całkowitą obcość i
niezrozumiałość istoty odkrytej we wszechświecie, Lem tworzy literacką hybrydę
– skrzyżowanie Franza Kafki z Aldousem Huxleyem. Ta nowa, nieznana dotąd mutacja
science fiction przykuwa uwagę dlatego, że nie poddaje się prostym
interpretacjom.
Wyobraźmy sobie planetę, która swoją niezwykłością pobija wszystko, co do tej
pory znaliśmy. Co więcej, nigdy nawet nie przyszłoby nam do głowy, że coś
takiego może istnieć. Solaris – kolos niemal całkiem pokryty niezwykłym,
cytoplazmatycznym oceanem, który zdaje się żyć własnym życiem – budzi skrajne
emocje wśród całych pokoleń badaczy pragnących zgłębić jej tajemnice.
Niezliczona ilość testów przeprowadzanych przez dziesięciolecia i powstałych
teorii nie dała jednoznacznej odpowiedzi na najważniejsze pytania. Czy ocean, a
może nawet cała planeta, jest istotą żywą, myślącą? Czy to, co dzieje się na
jej powierzchni, jest kwestią przypadku, czy działaniem celowym? Czy jest to
pierwszy kontakt z inteligentną formą życia pozaziemskiego? Czy uda się z nią
porozumieć? Po wielu latach i braku większych efektów entuzjazm przycicha, a
stacja badawcza zawieszona tuż nad powierzchnią Oceanu się wyludnia. Psycholog
Kris Kelvin, który od zawsze zafascynowany był Solaris, przybywa na stację na
zaproszenie swojego przyjaciela i mentora (a także obecnego szefa placówki),
doktora Gibariana. Nie do końca wie, w jakim celu został wezwany, a to, co
zastaje na miejscu, zupełnie odbiega od jego wyobrażeń. Wszędzie panuje chaos i
atmosfera psychozy. Dwóch pozostałych badaczy – Snaut i Santorius – zdaje się
pogrążać w szaleństwie, Gibarian odebrał sobie życie, (czym dwaj pozostali
zdają się nie przejmować), a sama stacja staje się miejscem wizyt niezwykłych
gości. Kris bardzo szybko doświadcza owych odwiedzin na własnej skórze, co
budzi w nim zarówno strach i niedowierzanie, jak i nadzieję oraz radość. Kim są
i skąd przybywają „obcy”, odwiedzający stację kosmiczną? Jakie są ich zamiary?
Ile wspólnego mają ze swoimi ludzkimi pierwowzorami? Czy stworzono ich jako
formę kary za nasze błędy? A może są próbą porozumienia się odebraną wprost z
naszej podświadomości i wysłaną ku nam jako posłaniec dobrej woli, odpowiedzią
na dręczące nas poczucie winy i pragnienia, które ukrywamy nawet przed samymi
sobą?
Eksploracja źródeł – to chyba najbardziej powszechny, jak i
zapewne najbardziej zrozumiały powód nawiązywania do osobistej przeszłości
podczas terapii psychoanalitycznej. Opiera się on na założeniu, że nasze
aktualne problemy psychologiczne wynikają nie tylko z warunków zewnętrznych
(choć często są one obiektywnie trudne – jak śmierć bliskiej osoby czy
rozstanie), ale też – a może przede wszystkim – z utrwalonych w naszej psychice
mechanizmów. Te zaś w dużej mierze ukształtowane są przez przeszłe
doświadczenia. Eksploracja źródeł i rozpoznanie ich znaczenia umożliwia lepsze
zrozumienie aktualnie działających wewnętrznych tendencji i schematów, które z
kolei determinują nasze funkcjonowanie w obecnym życiu. Poznanie ich jest więc
bardzo pomocne w korygowaniu tych mechanizmów oraz tworzy okazję do głębokiej
transformacji schematów (na przykład rezygnowania z dziecięcych misji czy
pragnień) oraz do zmiany perspektywy. Wielu z nas nie widzi sensu w opowiadaniu
o przeszłości, sądząc, że nikt nie zrozumie naszych doświadczeń tak dobrze (a
co dopiero lepiej), jak my sami, bo przecież to my je przeżyliśmy. Wszak nie
tylko w chorobie, ale i w najnormalniejszym śnie zdarza się, że rozmawiamy z
nieznanymi nam na jawie osobami, że zadajemy tym śnionym postaciom pytania i
słyszymy ich odpowiedzi. Choć osoby te są w istocie tylko płodami naszej
własnej psychiki, niejako wyosobnionymi czasowo jej pseudosamodzielnymi
częściami, to nie wiemy, jakie słowa padną z ich ust dopóty, dopóki się (w owym
śnie) nie odezwą do nas. A przecież naprawdę są to słowa spreparowane przez
tamtą, wyodrębnioną część naszego własnego umysłu, a zatem powinniśmy je znać
już w chwili, kiedyśmy je sami wymyślili, aby włożyć je w usta fikcyjnej
postaci. Cokolwiek byśmy zatem zaplanowali i urzeczywistnili, zawsze możemy
sobie powiedzieć, że postąpiliśmy tak właśnie, jak postępuje się we śnie.
Solaris nieustannie sprzeciwia się nie tylko zrozumieniu, ale i analizie. Czy
ocean ma świadomość, że to robi? Wysiłki naukowców na rzecz wyjaśnienia tych
zjawisk były nieustannie poddawane antropomorfizmowi. Informacje na temat planety (oceanu?) i niektórych poprzednich
ekspedycji zyskujemy z kilku raportów, czytanych przez Kelvina. To z nich
dowiadujemy się, że poprzez spotkania z oceanem Solaris człowiek otrzymuje
wgląd w te cechy, które przed sobą ukrywa. Każdy przychodzący „gość”
jest fantomem, złożonym z bezładnej mieszaniny wspomnień i obrazów,
zaczerpniętych z podświadomości pracowników stacji kosmicznej. Im dłużej
„goście” przebywają na stacji, tym bardziej się uczłowieczają.
W wersji filmowej „Solaris” z 2002 roku reżyser
Steven Soderbergh posłużył się wierszem Thomasa Dylana „A śmierć utraci swoją
władzę”:
„A śmierć utraci swoją władzę.
Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę
A śmierć utraci swoją władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.
A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę”.
Dlaczego wspominam ten wiersz? Rozmaite interpretacje powieści
siłą rzeczy są sprzęgnięte z prymarnym wątkiem fabularnym, jakim jest romans
Kelvina i Harey. Maciej Płaza słusznie zauważa, że „Solaris” pozbawiona wątku
miłosnego byłaby właściwe repliką borgesowskiej „Biblioteki Babel” – czystym
poznawczym mitem pokazującym ograniczenia i niewystarczalność poznania,
metafizyczne niezaspokojenie człowieka szukającego sensu istnienia i sensu
Kosmosu. Tymczasem poprzez historię Kelvina i Harey ukazane zostaje również
doświadczenie indywidualne, dramat egzystencji podmiotu uwikłanego w
ponadjednostkowy, niekończący się proces poznania. Jednym z istotnych jego
wymiarów na Solaris jest wymiar cielesny. Cielesność jest w wewnętrznym świecie
powieści silnie spowinowacona z kategorią pamięci. Nie może być inaczej, gdyż
kobieta, którą spotyka na solaryjskiej stacji bohater, jest sobowtórem, kopią
stworzoną przez Ocean na wzór prawdziwej Harey. Kelvin
bierze na siebie winę za samobójczą śmierć ukochanej, co staje się niezabliźnioną
raną w jego psychice – dlatego też w jego
przypadku to właśnie Harey zostaje „wskrzeszona". Problemat
cielesny rozpoczyna się już od rozpoznania samej struktury molekularnej
bohaterki. Nie jest realną kobietą, lecz stworzonym z cząstek neutrinowych
sobowtórem ziemskiej kobiety. Jednocześnie reprezentuje, więc „świat ludzi”,
jak i „świat planety”, a w związku z tym również nieokreśloność, symbolizowaną
przez samą Solaris. Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie, że
cielesność jest kategorią, od której należy wyprowadzać wszystkie domysły
interpretacyjne. Takie odczytanie jest oczywiście bardzo bliskie
dwudziestowiecznemu namysłowi nad rolą ciała. Nie jest już ono postrzegane w
kulturze i filozofii, jako temat marginalny. Staje się jednym z centralnych,
najczęściej poruszanych problemów w ramach różnych dyscyplin szczegółowych.
Ciało jest punktem wyjścia w konstruktach filozoficznych, które przedefiniowały
dotychczasowe i utrwalone w tradycji pojęcie „mieć ciało” na „być ciałem”.
Innymi słowy: ludzka cielesność jest traktowana, jako źródło podmiotowości.
Rozpoznawanie kobiety jako całkowicie nowej osoby odbywa się na poziomie
somatycznym, intelektualnym, psychicznym i duchowym. Bohater wyznaje: „Moje
ciało przyznawało się do niej, chciało jej, ciągnęło mnie do niej poza rozumem,
poza argumentami i lękiem”. Jednak radykalna obcość jej fantomowego
ciała, skądinąd doskonałego, początkowo budzi w nim odrazę. Wiedząc, iż nie
jest to człowiek, Kelvin wyprowadza Harey do komory startowej, zamyka ją w małej
rakietce i wystrzela na orbitę, biorąc „kosmiczny rozwód” z monstrum, które
wytworzyła dla niego Solaris. Kiedy jednak Harey pojawia się ponownie – by tak
rzec – w nowym swym egzemplarzu, nieświadoma niczego, co stało się z
egzemplarzem pierwszym, kiedy dojrzewa i zyskuje świadomość, Kris, wiedząc, iż
nie jest to człowiek, akceptuje jej niepojęte istnienie i odpowiada miłością.
Stopniowo Harey uświadamia sobie, że jej związek z Kelvinem nie może przetrwać.
Bierze na siebie odpowiedzialność za związek z mężczyzną – i postanawia raz na
zawsze usunąć swe prawie nieśmiertelne ciało. Przy pomocy fizyka ze stacji
dokonuje samounicestwienia. Podobnie jak w „Masce”, Lem konstruuje postać
paradoksalną, która właśnie ciało interpretuje jednocześnie jako swoje, lecz
także jako obce. Niesamowitość struktury cielesnej bohaterki staje się granicą
niemożliwą do przekroczenia, gdyż nie istnieje dla niej życie „poza stacją”.
Czy to jednak sprawia, że nie możemy traktować postaci Harey jako osoby? O
podmiotowym statusie bohaterki świadczy jej własna pamięć, pamięć głównego
bohatera, rozwój świadomości, ale przede wszystkim czyn o charakterze etycznym
– samopoświęcenie dokonane w imię dobra drugiego człowieka. Początkowo kobieta
kochała mężczyznę, ponieważ miłość ta wpisana była w „autentyczną” Harey.
Jednakże „solaryjska wersja Harey” z czasem zaczyna kochać mężczyznę świadomie,
już nie jako replika czyjejś osobowości, ale jako osobny byt. Harey staje się,
więc „taką samą”, nie zaś „tą samą”. Kris również zdaje sobie sprawę, że
uzyskanie rozwiązania, odpowiedzi nie będzie możliwe – nie dowie się, czemu
służyły wszystkie rozgrywające się na stacji kosmicznej zdarzenia. Warto
zauważyć, że dramatyczność sytuacji zostaje wyprowadzona od reminiscencji, na
podstawie której kobieta zostaje zmaterializowana przez planetę, co z kolei
przywołuje bolesne wspomnienia – można więc powiedzieć, że dramat solaryjskich
kochanków jest dramatem samej pamięci, posiadającej moc sprawczą, która
finalnie obraca się przeciwko niej samej. W „Solaris” kobieta poświęca
się dla Kelvina – jej śmierć uwalnia go, sprawia, iż ten zostaje „przywrócony
światu”.
Warto zaznaczyć, że sen głównego bohatera ma w sobie wiele z typu literackiego
snu, który A. Okopień-Sławińska określa, jako „model wizji poetyckiej”. W
modelu tym najważniejsza jest właśnie struktura marzenia sennego oraz przebieg
procesu śnienia. Opis snu staje się ekwiwalentem samego procesu tworzenia. W
użytym przez Lema sposobie prezentacji sennego świata zanika sytuacyjny,
czasowy i ideowy dystans podmiotu wobec drugiego badanego i badającego
przedmiotu. Nie ma już żadnej „zewnętrznej perspektywy”. Do najważniejszych
cech tego typu oniryczności zalicza badaczka:
- zacieranie odrębności i tożsamości poszczególnych zjawisk, które nacechowane bytową niepewnością, bez żadnych usprawiedliwień pojawiają się, przemieniają i zanikają, płynnie przechodząc jedne w drugie;
- zawieszanie praw przyczynowości i celowości w rozwijaniu sytuacji i wydarzeń;
- naruszanie związków i motywacji logicznych;
- osłabianie wyrazistości relacji czasowych i przestrzennych między zjawiskami.
Narracja snu z pewnością przypomina narracyjny model strumienia
świadomości, jest w pewnym stopniu asocjacyjna, nieuporządkowana, przez co
oddaje zagubienie się podmiotu w sennym marzeniu (lub raczej: koszmarze).
Zwraca również uwagę wyraźna defragmentacja przestrzeni. Kelvin nie panuje nad
wymiarami własnego ciała, nie posiada ono granic, a przez to też centrum,
jakiegoś punktu odniesienia. Można chyba stwierdzić, iż Kelvin śni o Harey nie
jako konkretnym bycie, ale raczej jako o łączniku pomiędzy nim a Solaris. To z
Planetą wchodzi w dialog na poziomie sensualnym. Zachodzi też osobliwa wymiana
„materialna”: najpierw Solaris jak gdyby przyjmuje formę „ludzką”, a następnie
mężczyzna przeradza się we fragment koloidalnego morza.
Podczas pobytu na Solaris Kris uzmysławia sobie, że ludzkość nie chce zdobywać
kosmosu, lecz pragnie tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety
mają być pustynne jak Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak
dżungla brazylijska. Nie potrzeba nam innych światów. Potrzeba nam luster. Nie
wiemy, co począć z innymi światami. Wystarczy ten jeden, a już się nim dławimy.
Chcemy znaleźć własny, wyidealizowany obraz; to mają być globy, cywilizacje
doskonalsze od naszej prymitywnej przeszłości. Tymczasem po drugiej stronie
jest coś, czego nie przyjmujemy, przed czym się bronimy. Przecież nie
przywieźliśmy z Ziemi samego tylko destylatu cnót, bohaterskiego posągu
Człowieka. Przylecieliśmy tu tacy, jacy jesteśmy naprawdę, a kiedy Solaris
ukazuje nam tę prawdę – tę jej część, którą przemilczamy – nie możemy się z tym
zgodzić.
Zdziwię się, a nawet będę bardzo zaskoczony, jeśli kiedykolwiek ktoś mi
oznajmi, że zrozumiał książkę Stanisława Lema, „Solaris”. Nie jest
trudno bowiem przeczytać ją powierzchownie, przejąć się tylko opisami
dramatu i przeoczyć fakt, że wokół całej historii działa niewyobrażalna siła,
której nie można wyrazić słowami, ani nawet emocjami. Stanisław Lem w „Solaris”
opisał planetę – ocean, który tworzy fascynujące formy, których estetykę
można kontemplować, lecz już nie rozumieć. Tutaj mamy do czynienia z ograniczoną
częścią naszego ludzkiego rozumienia. Ocean na swój sposób pojmuje ludzkie
emocje, bowiem istnieją rzeczy i sytuacje takie, których nikt nie odważyłby się
ich urzeczywistnić poza swoją myślą. Solaris sprowadza na swoich gości z Ziemi
właśnie tą wyolbrzymioną, jak pod mikroskopem ich własną, monstrualną brzydotę,
ich wstyd, ułomności i lęki. Wydobywa z zakamarków podświadomości zmarłe osoby,
tych, których skrzywdziliśmy i tych, którzy nas skrzywdzili, co jest
zdecydowanie oznaką okrutnej strony oceanu. Powieść jest ucieleśnieniem bólu,
uwidacznia nam nieuleczalny defekt ludzkiej psychiki, między ciałem a rozumem
tej samej osoby. W tej powieści człowieczeństwo podlega podważeniu i
zaprzeczeniu. Każdy z nas ma swoje osobiste Solaris.
Solaris jest więc powieścią mówiącą, między innymi, o relacjach pomiędzy
ciałem, pamięcią i snem. Relacje te przywołują bardzo istotny problem natury
etycznej – od jakiego poziomu można mówić o byciu osobą, posiadaniu
człowieczeństwa? Czy odmienna struktura biologiczna wyklucza posiadanie
podmiotowości? Czy też raczej za człowieczeństwo odpowiadają czyny jednostki,
jej postępowanie wobec innych? Solaris opowiada również o odpowiedzialności
dotyczącej tego, co człowiek kocha i zachowuje w swych wspomnieniach. Bo analiza
osób zachowanych w naszej pamięci ostatecznie przynosi również analizę własnego
„ja”. I na tym polega mistrzostwo lemowskiego arcydzieła – na hermeneutycznym
doświadczeniu samego siebie poprzez kontakt z Innym.
Samotność generalnie pozwala testować granice człowieczeństwa. O „Solaris” Stanisława
Lema napisano wiele, jest to fenomenalna powieść, jedna z najlepszych, jakie w
ogóle powstały w języku polskim. Z mojego punktu widzenia warto jednak skupić
się także na jej wymiarze antropologicznym. W klaustrofobicznej bazie unoszącej
się nad powierzchnią planety Solaris, planety mającej jednego mieszkańca –
ograniczony, glutowaty ocean – odbywa się szczególna psychodrama. Psycholog
Kris Kelvin staje oko w oko ze swoją podświadomością, reprezentowaną przez jego
kochankę sprzed lat, która z jego powodu popełniła samobójstwo. Czy ona jest
teraz człowiekiem? Czy stosują się do niej ludzkie normy moralne? Czy wolno się
w niej zakochać? Czy ocean to istota myśląca? A może ocean to bóg? Szczególny
przypadek ułomnego boga? Takiego, który niechcący zmusza bohaterów, żeby w
„sytuacji nieludzkiej zachowali się jak człowiek”? Nie ma żadnej moralnej
instancji, do której można by się zwrócić, aby rozwiązać ten problem: trzeba
zaryzykować wszystko, nie znając odpowiedzi.