„Nemezis”
Philip Roth
Autor/ (ur. 19 marca 1933 w Newark, zm. 22 maja 2018 w Nowym Jorku) –
amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, przez wiele lat wymieniany był
wśród kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.
Tłumaczenie/ Jolanta Kozak
Tytuł oryginału/ an-us „Nemesis”
Tematyka/ Bohater książki, Bucky,
przypomina Edypa, na którym ciąży zmaza ciągnąca się przez pokolenia, który
zaraża nieszczęściem i który nieświadomie popełnia błąd. Podobieństw jest
wiele, jednak całą historię opowiada jego były wychowanek. Nie jest to do końca
wiarygodny narrator, a więc nie wiemy, czy rzeczywiście można mówić o czyjejś
winie. Czy przypadkiem nie jest to opowieść o złudzeniu bohatera, który zbyt
łatwo poddał się losowi? Ta prosta w gruncie rzeczy opowieść pozostawia nas z
wieloma wątpliwościami.
Główny motyw/ Jest rok 1944. Jesteśmy w żydowskiej dzielnicy miasta Newark,
czyli na terytorium dobrze znanym wielbicielom Rotha. Bucky Cantor, młody Żyd z
ubogiej rodziny, dzięki determinacji, hartowi ducha i ciała, no i urodzie,
awansował o kilka oczek w społecznej hierarchii. Jest wuefistą, czeka na stałe
zatrudnienie w renomowanej szkole, a w wakacje organizuje zajęcia sportowe dla
chłopców. Tymczasem wybucha epidemia polio – wirusowej choroby zakaźnej, której
przyczyny były wówczas nieznane, nie mówiąc o skutecznej terapii. Polio,
najczęstsze wśród dzieci, atakowało system nerwowy, powodując częściowy
paraliż, niekiedy nieodwracalny, który w skrajnych wypadkach kończył się
śmiercią. (Choć dla książki nie ma to większego znaczenia, Roth sięga do
autentycznych wydarzeń – w USA w 1944 roku zachorowało niemal 20 tys. osób).
Cytaty z książki
charakteryzujące problematykę utworu:
„Takie jest życie, że zawsze
się w nim dzieje coś dziwnego”.
„(…) każdy czyn człowieka
obarczony jest odpowiedzialnością”.
„Człowiek robi dobrze, i
jedno, i drugie, i trzecie, można się tak cofać do samego początku. Człowiek
stara się być uważny, być rozsądny, być wyrozumiały – a potem spotyka go coś
takiego. Gdzie jest sens w życiu?”.
„Dlaczego tragedia zawsze
dosięga ludzi, którzy najmniej na nią zasługują?”.
„Bywamy surowymi sędziami
samych siebie, kiedy nie ma po temu żadnych powodów. Źle ulokowane poczucie
odpowiedzialności potrafi człowieka bardzo osłabić”.
„Ty, chłopcze, masz
sumienie, a sumienie to cenny atrybut, jednak nie wtedy, kiedy każe ci się
obwiniać za rzeczy pozostające daleko poza zasięgiem twojej odpowiedzialności”.
„Uderzyło go, jak różnymi
drogami biegnie życie i jak bezsilni jesteśmy wobec sił okoliczności”.
„Wszystko, co święte w
starożytnej myśli tyczącej się paleniska, ciepła, domostwa, skupia się wokół
tego blasku; więź rodzinna słabnie, gdy przygasa domowe ognisko. Tylko pradawny
święty ogień karmiony drewnem ma moc dotknięcia i ożywienia stanu pierwotnej
pamięci”.
„Raz ma się szczęście, innym
razem nie. Każda biografia jest ciągiem zbiegów okoliczności i od momentu
poczęcia szczęście – tyrania przypadku – przesądza o wszystkim”.
„Od niektórych ludzi
wystarczy odwrócić się plecami, żeby o nich zapomnieć”.
„Ułomny mężczyzna bywa
niekiedy bardzo atrakcyjny dla pewnego typu kobiet”.
W
„Nemezis" Philipa Rotha temat poczucia winy wydaje się być dominującym w
całej historii. Pokazuje gniew związany z wybuchem pandemii polio, II wojną
światową i przeznaczeniem, które symbolizuje związek bohatera książki,
Bucky'ego Cantora, z Bogiem. Od początku styl narratora przywołuje na myśl
grecki chór. Pomimo, że nie miał on w tragedii antycznej wpływu na bieg zdarzeń
w sztuce, zawsze był obecny w starożytnym dramacie. Wzbogacał on sposoby
narracji, potęgował napięcie albo też, jeśli była tego potrzeba, uspokajał.
Taką też rolę spełnia osoba mówiąca w książce Rotha „Nemezis”. Mija ponad sto
stron, zanim odkryjemy, kto opowiada tę historię. I nawet wtedy, aż do samego
końca, wierzymy, że ten ktoś jest w jakiś sposób wszystkowiedzący, mówi do nas
być może zza grobu, jak w innej powieści Philipa Rotha, „Wzburzenie". Tu i
ówdzie wyczuwamy badającego narratora, a także uzmysławiamy sobie, jaką rolę
może odegrać pamięć i narracja w ratowaniu sensu życia.
„Nemezis" idzie tym samym tropem, zarówno, jeśli chodzi o
miejsce akcji (Roth często wraca w swych powieściach do rodzinnego Newark), jak
też atmosferę z trudem kontrolowanej paniki, „nikczemnych oskarżeń i
niepohamowanej nienawiści". Historia 23-letniego Bucky’ego Cantora,
zmuszonego do wyboru między opieką nad swoimi podopiecznymi a młodą kobietą,
którą chce poślubić, staje się niemal teologiczną rozprawą o sumieniu i
odpowiedzialności, a także ciągłym i nierozwiązywalnym konflikcie między
ludzkością a Bogiem. „Czy Bóg ma sumienie? Gdzie jest jego
odpowiedzialność?" - zastanawia się Bucky, usiłując stawić czoła epidemii,
która nawiedziła jego społeczność.
Tu zatrzymajmy się na chwilę, by wspomnieć historię życia głównego
bohatera. Matka Bucky’ego Cantora zmarła przy porodzie, a wychowaniem dziecka
zajęli się dziadkowie - rodzice kobiety. Ojciec, po którym Bucky odziedziczył
słaby wzrok, pracował, jako księgowy w dużym domu towarowym w centrum miasta i
miał nieposkromioną słabość do gry na wyścigach. Niedługo po śmierci żony i
narodzinach syna został skazany za defraudację funduszy pracodawcy, której
dopuścił się w celu pokrycia karcianych długów. Przy okazji wyszło na jaw, że
podkradał pieniądze z firmowej kasy, odkąd tylko podjął pracę. Odsiedział dwa
lata, a po wyjściu z więzienia nie pokazał się więcej w Newark. Mały Bucky
pracował w sklepie swojego dziadka i zaczął nabierać tężyzny fizycznej w klatce
piersiowej i ramionach. Niezłomność dziadka nauczyła go natomiast dzielnie
znosić przeciwności, także tę, że jest synem człowieka, o którym dziadek do
końca swojego życia wyrażał się per „mocno podejrzany typek”. W dzieciństwie
Bucky marzył, by być silnym jak dziadek i nie musieć nosić okularów. Niestety,
wzrok miał tak słaby, że gdy wieczorem, kładąc się do łóżka, zdejmował okulary,
ledwo rozeznawał zarysy nielicznych mebli w swoim pokoju. Chłopiec, któremu w
dniu narodzin śmierć zabrała matkę, a ojca więzienie – chłopiec, w którego
najwcześniejszych wspomnieniach nie figurowali rodzice – nie mógł dostać
lepszych opiekunów zastępczych, gwarantujących, że uczynią go silnym w każdym
aspekcie życia. Niezmiernie rzadko dokuczała mu myśl o nieobecnych rodzicach,
nawet jeśli ich brak zdeterminował całą jego biografię.
Pan Cantor miał dwadzieścia lat i był na trzecim roku studiów,
kiedy Amerykańska Flota Pacyfiku została zbombardowana i niemal unicestwiona w
niespodziewanym japońskim ataku na Pearl Harbor. Bucky udał się rano do punktu
rekrutacyjnego przed magistratem, aby zgłosić gotowość do walki. Jednak z
powodu słabego wzroku nikt nie chciał go przyjąć - ani armia lądowa, ani
marynarka, ani straż przybrzeżna, ani piechota morska. Otrzymał kategorię 4-F i
został odesłany z powrotem na studia. Na cóż mu była muskularna postura i
sprawność fizyczna, skoro nie mógł ich spożytkować, jako żołnierz? Gdy Ameryka
przystąpiła do wojny, on nadal spacerował po ulicach, chociaż wszyscy zdolni do
służby mężczyźni w jego wieku wyjechali szkolić się w walce z „Japońcami” i
„Germańcami”, także jego dwaj najbliżsi przyjaciele.
Jesteśmy w
żydowskiej dzielnicy miasta Newark, czyli na terytorium dobrze wielbicielom
Rotha znanym. Bucky Cantor, dzięki determinacji, hartowi ducha i ciała, no i
urodzie, awansował o kilka oczek w społecznej hierarchii. Jest wuefistą, czeka
na stałe zatrudnienie w renomowanej szkole, a w wakacje organizuje zajęcia
sportowe dla chłopców. Pierwszy przypadek polio tego lata wystąpił na początku
czerwca w biednej dzielnicy włoskiej. Ponieważ nikt nie znał jeszcze wtedy
źródła zarazy, podejrzenie mogło paść na cokolwiek, choćby na wychudłe uliczne
koty, buszujące po podwórkowych śmietnikach, albo na wygłodniałe bezpańskie
psy, które kręciły się w pobliżu domów. Na pewno wiadome było jedno: że
choroba jest silnie zakaźna i do przekazania wystarczy bliski kontakt zdrowego
z chorym. Radykalna ucieczka z przegrzanego miasta i pobyt na obozie letnim w
górach albo na wsi uchodziły za najlepszą ochronę dziecka przed infekcją polio.
Tak, więc uprzywilejowani szczęściarze, jeden po drugim, znikali z miasta, a
reszta została w mieście i spędzała czas na boisku szkolnym z opiekunem, panem Buckym
Cantorem. Ten, wymodelowany na szlachetnego bohatera Camusowskiego, nie ulega
społecznym nastrojom. Gdy dzieci, również te z jego boiska, umierają coraz
częściej, zaczyna szerzyć się podejrzliwość i ruszają poszukiwania kozła
ofiarnego, (kto jest winny? Cudzoziemskie sprzątaczki? Brudni Włosi? Właściciel
budki „U Syda” z hot dogami nie dość troszczący się o higienę? Opóźniony w
rozwoju włóczęga Horacy, ganiający za dziećmi, by uścisnąć im rękę? Czy może
zarazki, którego źródłem były świńskie farmy Secausus, z miejscowości leżącej
parę mil dalej od miasta?). Tymczasem Bucky, zachowując wzmożoną czujność i
dbając o przestrzeganie przepisów BHP, dalej prowadzi swe zajęcia, bo uważa, że
dzieci muszą mieć zapełniony czas, a ich życie powinno płynąć raz ustalonym
rytmem, by nie poddały się panice. Do tego momentu mamy do czynienia z nowym
wcieleniem doktora Rieux. Bucky, opierając się na racjonalnych przesłankach,
robi swoje – odwiedza rodziny zmarłych, łagodzi, na ile może, społeczne
napięcia, własnym postępowaniem daje przykład rozwagi i solidarności, uczęszcza
na pogrzeby swoich młodych podopiecznych. Być może naraża przy tym własne
życie. Aby dać ujście psychicznemu napięciu, rzuca oszczepem albo pływa w
Atlantyku (najbardziej liryczne opisy poświęca Roth jego fizycznej aktywności
na łonie rozświetlonym słońcem natury, co znów odsyła nas do Camusa). Po tak
długim czasie pana Cantora zaskoczyła nagła myśl, że Bóg nie tylko pozwala, aby
polio szalało po dzielnicy Weequahic – pozwolił także, dwadzieścia trzy lata
wstecz, aby jego matka, będąca raptem dwa lata po maturze, młodsza niż on
teraz, umarła przy porodzie. Nigdy wcześniej nie myślał w ten sposób o jej
śmierci. Dotychczas, dzięki czułej opiece kochających dziadków, żył w
przekonaniu, że utrata matki w momencie jego narodzin była czymś, co po prostu
miało mu się zdarzyć, a to, że wychowywali go dziadkowie, jest naturalną
konsekwencją śmierci matki. Podobnie postrzegał fakt, że ojciec był hazardzistą
i złodziejem – tak miało być i nie mogło stać się inaczej. Wyrastając z
dzieciństwa nagle zrozumiał, że to wola boska determinuje to, co mu się
przydarza. Gdyby nie Bóg, gdyby nie natura Boga, byłoby inaczej.
Dość szybko zaczynamy jednak czuć, że w szlachetności i gorliwości
Bucky’ego jest coś przesadnego. Wyjaśnienie jest proste: inaczej niż jego dwaj
najlepsi przyjaciele, nie bierze udziału w odbijaniu Europy z rąk Hitlera, bo z
uwagi na wadę wzroku został zwolniony od służby wojskowej. Teraz więc stara się
nadrobić poczucie winy hardością na boisku. Czy bohaterstwo nie jest
nierozerwalnie związane z pychą, przesadną miłością własną, a ta z kolei – z
kompleksami i poczuciem winy? Może rodzice, żądający, by odwołał zajęcia
sportowe w letnim żarze, zachowują się rozsądnie? Mniej więcej w połowie książki
pisarz funduje nam fabularne trzęsienie ziemi, które sprawia, że pytania te
skomplikują się jeszcze bardziej i zostaną przeniesione na zupełnie inny
poziom. To nie przypadek, że Philip Roth nazwał swojego bohatera
„Kantorem", ponieważ Bucky wypełnia, w niereligijny, niemuzyczny sposób,
rolę, jaką kantor odegrałby w życiu duchowym synagogi. Jest też pewna ironia w
tym nazwisku. W miarę postępu powieści, kiedy coraz więcej dzieci choruje lub
umiera, Bucky traci wiarę w Boga, albo raczej nadal wierzy, że on istnieje, ale
zakłada, że Bóg jest zły i to tylko kwestia czasu, gdy „wbije im swój bicz w
plecy". Głównym powodem goryczy Bucky'ego nie są jedynie umierające dzieci
z powodu polio. To raczej ten podstępny sposób, w jaki Bóg zdaje się zabijać
dzieci, doświadczać ich rodziny, i okrutna taktyka, dzięki której robi z
Bucky'ego narzędzie swojej morderczej gry.
Otóż dziewczyna Bucky’ego, piękna Marcia Steinberg, pochodząca z zamożnej
rodziny, pracuje na letnim obozie o nazwie „Indiańskie Wzgórze”. Namawia go, by
uciekł przed epidemią, przyjechał do niej i objął ciepłą posadkę nauczyciela
pływania. Bucky początkowo odmawia, ale potem nagle przystaje na tę propozycję.
Dlaczego? To najbardziej tajemniczy aspekt książki. Decyzja wydaje się
irracjonalna, podjęta nie pod wpływem tchórzostwa, ale euforii – nim Bucky ją
podjął, odwiedził ojca dziewczyny, mądrego starego lekarza, poprosił o jej rękę
i zgoda została mu udzielona. Pomyślał, że przydałoby mu się parę dni
odosobnienia od miasta, osobistej kwarantanny, szczególnie, gdy kierowcy
autobusów oświadczyli, że przestaną jeździć w rejon Weequahic, jeżeli nie
otrzymają masek ochronnych. Listonosze nie chcieli dostarczać poczty. Kierowcy
wozów dostawczych, zaopatrujących domy towarowe, sklepy spożywcze, stacje benzynowe
i tak dalej, też odmawiali wykonywania kursów. Obcy spoza dzielnicy
przyjeżdżali z pozamykanymi szczelnie oknami samochodów, bez względu na upał.
Antysemici trąbili, że to przez ludność żydowską polio roznosi się po całej
okolicy. Słuchając niektórych, można było pomyśleć, że najlepszym sposobem
pozbycia się epidemii polio byłoby spalić całą dzielnicę Weequahic, razem ze
wszystkimi Żydami. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna i napięta przez
niedorzeczności, które ludzie wygadywali ze strachu i z nienawiści. Mieszkańcy
Weequahic dyskutowali o pogłoskach na temat oficjalnych planów kwarantanny
całej okolicy, a ich troska o dobro dzieci w innych częściach miasta wybiegała
przeciwko ich obawom o środki do życia. Roth w swoim opisie ich wysiłków na
rzecz przetrwania, drastycznych zmian w ich codziennym życiu, a prawdopodobnie
także o ich życie w nadchodzących latach, sprawia że czujemy się tak, jakbyśmy
czytali dzisiejsze wiadomości. Podczas rozmowy telefonicznej z babcią, zdumiony
i niesamowity Bucky wykrzykuje: „Ale są tam dziesiątki tysięcy ludzi, ludzi,
którzy mają pracę i muszą iść do pracy. Nie mogą tak po prostu wprowadzać ludzi
do pracy, prawda?”. Dwie dramatyczne różnice między epidemią polio z powieści
Rotha a pandemią COVID-19 polegają na tym, że polio dotykało głównie dzieci i
że często pozostawiło ich przy życiu dotykając ich tylko (aż!) kalectwem;
czynniki te nadały epidemii szczególny aspekt grozy, który wydawał się nawet
mityczny i metafizyczny. Sąsiadów Bucky'ego ogarnia strach przed uściskami
dłoni i pocałunkami, ludzie z dreszczem wspominają, kogo całowali lub
obejmowali. Strach w społeczeństwie rośnie, gdy pozornie zupełnie zdrowa osoba,
bez żadnych objawów, podróżuje do odległego i odizolowanego miejsca i okazuje
się być nosicielem choroby.
Tuż po przybyciu Bucky’ego Cantora na miejsce, w raju, czyli
urządzonym na wzór indiański letnim obozie (miejscu potraktowanym przez Rotha
ze sporą dawką ironii, bo jego biali nadzorcy, urządzający indiańską cepeliadę,
zdają się nie pamiętać, co stało się z prawdziwymi Indianami), zjawia się
nieproszony gość, niczym na balu maskowym księcia Prospero u Poego. Na imię mu:
polio. Okazuje się, że Bucky jest rzadkim przypadkiem nosiciela wirusa, u
którego długo nie dochodziło do wystąpienia objawów. To on, nim sam zachorował,
zdążył zarazić podopiecznych z obozu, a kto wie, czy i nie chłopców z boiska w
Newark. I podczas gdy ludzie jego
pokolenia giną w wojnie z Niemcami (lub Japonią), młodsze pokolenie zostaje
uderzone niewidzialnymi kulami, wystrzelonymi z pistoletu zwanego polio.
Czytając dalej i dalej, historia Bucky'ego staje się tragiczna; katastrofalne
wydarzenia w otaczającym go mieście coraz bardziej odbijają się na jego
psychice. Utrata wiary, ale też, co ważniejsze, strach przed odpowiedzialnością
za wszystko sprawia, że Bucky pomału się załamuje i traci nadzieję. Kiedy w
Weequahic przychodzi mu do głowy wyjazd poza miasto, i w końcu słucha rad
swojej dziewczyny aby podjąć pracę w letnim kurorcie z dala od ulic szerzącej
się zarazy w Newark, wtedy mamy odrobinę nadziei, że Roth wprowadza do powieści
odrobinę szczęścia. Nie trwa to jednak długo. Obraz niewinnego raju, (który
może symbolizować powstanie „państwa żydowskiego”, jako schronienie dla ludu
Izraela, Żydów uciekających przed antysemityzmem, którzy ostatecznie nie mogą
od niego uciec, bo zawsze ich dogania, nawet już w powstałym nowym kraju),
zmienia się, gdy u chłopca, który był pod opieką Bucky'ego, zostaje
zdiagnozowane polio. To jest ta przysłowiowa „słoma, która łamie grzbiet wielbłąda”.
Od tej pory Bucky jest nękany pytaniem:, „Kto tu sprowadził polio, jeśli nie
ja?". Możemy przewidzieć, że tak się stanie, bo Roth nas tam zaprowadził,
z lekką i jasną narracją. Przygnieciony poczuciem winy, Bucky przeżyje chorobę,
ale zostanie kaleką. Sam wymierzy sobie karę – zrezygnuje z małżeństwa z
kochającą go dziewczyną, z kariery, i będzie dożywał swych dni, jako urzędnik
pocztowy. Pierwsza z nich ośmiesza Bucky’ego, który postanowił wejść w skórę
Edypa (jak pamiętamy, również mającego kłopoty ze wzrokiem), i wymierzyć sobie
ex post karę za rozpoznaną poniewczasie winę – w tym wypadku dezercję z
ogarniętego przez zarazę miasta. Bohatera nie dosięgła jednak Nemezis, bogini
sprawiedliwej zemsty. Raczej z równą pychą, z którą wcześniej odgrywał rolę
bohatera, odgrywa teraz rolę grzesznika, a chcąc osiągnąć perfekcję w pokucie,
niszczy po drodze życie innych, w tym kobiety, która, mimo kalectwa, nie
przestała go szczerze kochać. Czyż nie są śmieszne jego tyrady przeciw
okrutnemu Bogu, zsyłającemu cierpienie na niewinne dzieci? I czy nie są
sprzeczne z jego przekonaniem o własnej winie? Musimy zobaczyć, że to, co
dzieje się z Buckym Cantorem jest, jak w przypadku wszystkich klasycznych
tragedii, konieczne, przeznaczone i nieuniknione. Jego słabością jest
niezdolność do pogodzenia słabego wzroku z nieskazitelnym ciałem, zdumiewająco
zdyscyplinowanym umysłem. Jego wzrok jest poza jego kontrolą. Niezdolność do
radzenia sobie z niedoskonałością ciała zatruwa jego umysł tak głęboko i
dokładnie, że wszystko inne, co się dzieje, podąża za nim. Choć żadna z tych
dwóch aluzji do antysemityzmu i mitu greckiego nie jest dokładna i wykorzystana
w sposób dokładny, to jednak jest ona tutaj istotna, a nie tylko wyimaginowana,
ponieważ Roth w „Nemezis” i innych swoich powieściach kładzie silny nacisk na
proces opowiadania, a także na wiarygodność pamięci i pojedynczych historii.
W ten mniej więcej sposób przedstawia Bucky’ego jeden z chłopców z
jego boiska, niepozorny Arnie Mesnikoff, który, nieoczekiwanie, okazuje się narratorem
całej powieści. Sam padł ofiarą polio, ale, inaczej niż Bucky, jakoś ułożył
sobie życie – ma żonę, rodzinę, mimo kalectwa jest człowiekiem sukcesu. Czy nie
jest pychą, sugeruje, przypisywanie sobie demonicznej roli w historii zarazy, w
której rolę prawdziwą odgrywały jedynie niewiedza i przypadek? To, co
charakteryzuje bohaterów powieści, to zbyt dobrze znane nam z obecnych
informacji przekazy, że urzędnicy państwowi celowo zaprzeczają istnieniu lub
powadze epidemii, utrudniają działania diagnostyczne w celu oceny jej zasięgu i
powstrzymują się od leczenia poszczególnych społeczności na podstawie
politycznej celowości lub osobistej próżności. Tak naprawdę, „Nemezis” traktuje
o utracie dziecięcych złudzeń, utracie nieskrępowanej wiary w niezwyciężoność
podziwianych postaci autorytetu, utracie bezpieczeństwa, gdy wkraczamy w życie
pełne niepewności, w świat przemocy, śmierci i walczących wyznań. Na końcu nie
ma cukierkowej powłoki, nie ma pocieszającego morału. „Nemezis” to powieść
ponura, poruszająca i świetnie napisana. To bardzo dobra historia o dorastaniu
we współczesnym świecie, o powiązaniu historii Ameryki z antysemityzmem, mitem
i archetypem.