06 lutego 2017

Kobieta z wydm



„Kobieta z wydm”

Kobo Abe



Autor/ (ur. 7 marca 1924 r. w Tokio, zm. 22 stycznia 1993 r. w Tokio) – japoński prozaik, dramaturg i autor scenariuszy. Jeden z najbardziej innowacyjnych autorów w powojennej Japonii.

Tłumaczenie/ Mikołaj Melanowicz

Tematyka/ Piasek jest więzieniem, dosłownym i symbolicznym, ale nie tylko dla bohatera. My też jesteśmy zasypani. My też spędzamy życie na tak bezsensownych, ( jeśli nie dla nas, to przynajmniej dla świata) zajęciach jak niekończące się przesypywanie piasku do koszy, zaspokajanie podstawowych potrzeb. Kiedy czytamy o tej trudnej sytuacji, w której znalazł się ten człowiek, (…) czytamy o sobie samych.

Główny motyw/ Niki Jumpei, nauczyciel, z zawodu entomolog, wyrusza na wyprawę badawczą na wydmy. Jeszcze nie wie, że nigdy z niej nie wróci. Uwięziony w domu- pułapce desperacko próbuje uciec, ale magnetyczna siła tajemniczej kobiety, z którą mieszka, sprawia, że to, co dotąd było przekleństwem, staje się sensem jego życia.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„A może właśnie nieposiadanie formy jest najlepszym wyrazem siły?”.

„Jego zainteresowania piaskiem i owadami było w końcu tylko pretekstem do ucieczki- choćby na krótką chwilę – od udręki tych zobowiązań i życiowej inercji”.

„Wszystko, co posiada formę, jest ułudą”.

„Nonsensy też mają swoją granicę!”.

„Nie udawaj obrońcy, gdy sama jesteś niewolnikiem!”.

„Każdy człowiek posiada własną filozofię, która dla innego nic nie znaczy”.

„Dwudziestoletni mężczyzna podnieca się w myśli. Czterdziestoletni zaś- na powierzchni skóry. Lecz dla trzydziestoletniego mężczyzny najniebezpieczniejsza jest kobieta widziana, jako zarys kształtu”.

„Gdyby jednak życie składało się z samych rzeczy ważnych, stałoby się niebezpieczną szklaną budowlą, która rozsypałaby się przy byle dotknięciu”.

„[…] zdając sobie sprawę z bezsensu egzystencji, wszyscy kierujemy wskazówki kompasu w stronę własnych gniazd”.

„Jeśli chodzi o mnie, duże wątpliwości budzi system nauczania zakładający, że życie ma jakiś sens…”.

„Gdy już raz umrzesz, nie potrzebujesz martwić się śmiercią”.

„Każdy człowiek jest trochę złośliwy w stosunku do czyjejś cnoty”.

„Powiadają, że nawet dżdżownica nie rozwinie się w pełni bez bodźców…”.

„Życie ludzkie nie powinno być rozerwaną na części księgą, lecz solidnie oprawionym tomem”.

„Większość kobiet uważa, że nawet, gdy rozchylają uda-nie potrafią przekonać partnera o własnej wartości, jeśli nie w tej scenie melodramatu”.

„ Żaden mężczyzna ani też żadna kobieta nie dadzą się uwieść dla samej 
teorii”.

„Miłość starzeje się natychmiast, tak jak ubranie, które przestaje być nowe, gdy je raz włożymy na siebie. Wystarczy jednak przeprasować zmarszczki i znowu wygląda jak nowa… A potem znowu starzeje się…”.

„W zakresie seksu także zaczynamy mieć niejasne przeczucia, że zostawiono nas z wekslem bez pokrycia”.

„Na szczęście pożądanie płciowe, którego historia sięga kilkuset milionów lat, począwszy od ameby, nie wygasa tak łatwo”.

„Spazmy ludzkości, przetrwały w warstwach skamielin… ani kiedy dinozaury, ani ściany lodowe nie potrafiły powstrzymać mechanizmu rozmnażania, prącego do przodu wśród jęków i szaleńczej ekstazy…”.

„Szansa powodzenia jest znacznie większa w przedsięwzięciach spontanicznych niż w długo wypieszczonych, ślamazarnych planach”.

„Cóż znaczy indywidualność, gdy człowiek patrzy w oczy śmierci?”

„Lecz koniec końców, życie niełatwo zrozumieć”.

„Gdyby nie było standardu normalności, nie byłoby też ludzi nienormalnych!”.





                          Pewnego sierpniowego dnia zaginął mężczyzna. Od chwili, gdy w czasie urlopu udał się nad morze odległe o pół dnia drogi pociągiem – słuch o nim zaginął. Ogłoszenie w prasie i poszukiwania policji nie dały żadnych rezultatów. W związku ze zgłoszoną w Sądzie sprawą dotyczącą zaginięcia Niki Jumpei, po dokonaniu formalności publicznego ogłoszenia stwierdzono:, „że od dnia 18 sierpnia 1955 roku nie otrzymano wiadomości o życiu, ani o śmierci ww. osoby i na podstawie powyższego wydano następującą decyzję. DECYZJA: Nieobecny Niki Jumpei uznany został za zaginionego. 5 października 1962r., Sąd do Spraw Rodzinnych”.
             
                       Oczywiście, zaginięcie człowieka nie jest czymś niezwykłym. Statystyka notuje kilkaset wypadków rocznie; jednakże procent odnalezionych jest zaskakująco mały. Zabójstwa czy nieszczęśliwe wypadki pozostawiają dowody, w przypadku porwania zaś można przynajmniej poznać jego motywy. Gdy okaże się, że zaginięcie człowieka nie należy do żadnej z powyższych kategorii, niezmiernie trudno wpaść na trop poszukiwanego. Przeważnie bywa to po prostu zwykła ucieczka, – jeśli już mamy użyć tego słowa.
            
                        I w przypadku tego mężczyzny niemożność odnalezienia jakiegokolwiek śladu nie była czymś wyjątkowym. I chociaż wiadomo było, w jakim udał się kierunku, nie nadeszła żadna wiadomość o znalezieniu ciała; charakter pracy zaginionego zaś nie nasuwał przypuszczeń, by mógł zostać porwany na skutek uwikłania w jakieś tajemnicze sprawy. Unormowany tryb życia tego człowieka nie pozwalał również myśleć o ucieczce.
            
                    Naturalnie, na początku wszyscy przypuszczali, że zamieszana w to jest jakaś kobieta. Gdy żona zaginionego powiedziała, że celem wyprawy męża było łowienie owadów, zarówno policja, jak i koledzy z pracy poczuli się tak, jakby z nich zakpił. Butelka na owady i siatka, jako czapka niewidka w ucieczce z dziewczyną – to zakrawało na komedię. A jednak pracownik stacji kolejowej jedyny świadek, który ostatni widział zaginionego stwierdził, że pamięta mężczyznę, który wyglądał raczej na alpinistę; na plecach miał manierkę i drewniane pudełko przypominające skrzynkę na farby. Mężczyzna był sam, zupełnie sam, więc domysły na temat dziewczyny okazały się raczej bezpodstawne.
                 
                         Przypuszczano również, że mężczyzna, zmęczony życiem, popełnił samobójstwo. Pogląd ten lansował jego kolega, zajmujący się po amatorsku psychoanalizą:, „który twierdził, że już samo oddalenie się w wieku dojrzałym tak bezużytecznemu zajęciu jak kolekcjonowanie owadów jest dowodem psychicznej ułomności. Niezwykłe zamiłowanie do zbierania owadów, które przejawiają dzieci, wiąże się często z kompleksem Edypa. To w celu zaspokojenia swych niespełnionych pragnień dziecko z upodobaniem wbija szpilki w martwy odwłok owada, choć nie potrzebuje się już obawiać, że zdobycz mu ucieknie. Gdy człowiek dojrzały czyni to samo, jest to niewątpliwie oznaka poważnej choroby. Wcale nie przypadkowo zbieracze owadów są często albo ludźmi o niepohamowanej żądzy zysku, albo krańcowymi odludkami, kleptomanami czy homoseksualistami. Stąd już tylko o krok od samobójstwa z powodu znużenia życiem”. Jednakże wszystkie te domysły amatora psychoanalityka okazały się bezpodstawne, ponieważ nie znaleziono ciała.
                   
                     I tak minęło siedem lat, w ciągu, których prawda pozostała nieznana. W konsekwencji, zgodnie z art.30 Kodeksu Cywilnego, człowiek ten został uznany za zaginionego.
              
                      Historia Niki Jumpei jest następująca. Pewnego sierpniowego popołudnia mężczyzna wysiadł z pociągu i bez wahania przesiadł się do autobusu.  Bohater jechał do samego końca. Gdy wysiadł teren był już mocno pofałdowany. Mężczyzna minął wieś i szedł dalej w stronę morza. Po chwili skończyły się zabudowania i zaczynał się las. Pofałdowany teren ciągnął się bez końca i zasłaniał horyzont. Nagle jego widokowi ukazała się zwykła biedna wioska. Mężczyzna przybył tu, by łowić owady zamieszkujące te piaszczyste tereny. Jego celem było odkrycie nowych gatunków owadów. Gdyby to się mu udało, jego nazwisko zostałoby utrwalone łacińskimi literami w ilustrowanej encyklopedii entomologicznej wraz z długą, naukową nazwą łacińską i wtedy, być może przetrwałby po wsze czasy. A jeśli zachowa się długo w ludzkiej pamięci choćby tylko dzięki owadowi – to już trud wart jest wysiłku.
Słońce zaszło i wiatr osłabł nieco. Mężczyzna wędrował po wydmach, dopóki mógł jeszcze rozróżnić wzory wyrysowane w piasku przez wiatr. Nie było tu nic, co zasługiwałoby na miano zdobyczy. Co najważniejsze, ostatni autobus już odjechał i przybysz musiał nocować w wiejskiej chacie.
             

                   Napotkany na wydmach starzec zaprowadził Nikiego na nocleg w kierunku jednej z jam, która znajdowała się u stóp wydm, na końcu wsi. Starzec zawołał: „ Hej babciu, hej!”. W ciemności u ich stóp ukazało się światło lampy. Mężczyzna zastanawiał się, czy kobieta jest stara. Musi mieć już swoje lata, skoro wołano na nią „babciu”. Lecz osoba, która powitała go, trzymając lampę, okazała się dość powabną kobietą około trzydziestki. W każdym razie był jej bardzo wdzięczny, że go tak miło powitała, nie ukrywając swojej radości. Chata okazała się jamą, z której bez drabiny nie można było ani zejść ani wyjść z urwiska. Ściana wznosiła się prawie na trzy wysokości dachu, nawet po drabinie niełatwo było się tam dostać. W tak głębokiej jamie żyło się chyba jak w twierdzy.
Kobieta poczęstował go kolacją oraz przeprosiła za warunki, w jakich musi spędzić noc- bez elektryczności, wody i kąpieli. Rozbrajało go zachowanie kobiety. Wmawiał sobie, że przeżycia tej nocy to bardzo rzadka okazja. Nie przeczuwał żadnego niebezpieczeństwa. Po ugoszczeniu gościa kobieta zabrała się do pracy. Zaczęła wydobywać piach ze skarpy i przesypywać go do koszy. Wydobyty piach miał być rano zabrany i sprzedany do pobliskiego miasteczka. Poprosiła mężczyznę o pomoc. Tutaj, w tym nieskomplikowanym świecie, było to zupełnie normalne, że jednonocny gość otrzymywał łopatę do ręki. Zakres jej rozmów był ograniczony. Ale gdy zaczynał mówić o własnym życiu, zmieniała się nie do poznania. „A więc tędy może prowadzi droga do jej serca” – myślał Niki. Nie interesowało go specjalnie to, co kobieta mówiła, „lecz słowa jej tchnęły ciepłem, które sprawiało, że myślał o jej ciele ukrytym pod grubymi roboczymi spodniami”.
              
                        Mężczyzna spędził bezsenną noc. Rozmyślał i nie mógł pojąć, że ta kobieta może prowadzić taki tryb życia. Dlaczego się tak przyczepiła do tej wioski? Zły był na wszystko. Ale czy nie było to jednocześnie pragnienie, by rzuciła pracę przy piachu. W istocie jego wzburzenie nie było tylko po prostu gniewem z powodu głupoty tej kobiety. Było w tym coś więcej, coś niezgłębionego. Zasnąć jednak nie mógł. Słyszał, że kobieta pracuje bez przerwy. Zerwał się jak oparzony. Zobaczył kobietę leżącą zupełnie nago. Leżała na wznak na macie; całe ciało, z wyjątkiem głowy, było obnażone; lewa ręka spoczywała lekko na łonie, gładkim i pełnym. Mężczyźnie wypłynęła nagle spod języka lepka ślina. Nie mógł jej przełknąć. W dziennym świetle wczorajsze podniecenie i rozdrażnienie wydawało mu się złudzeniem. Chciał uciec… Nie do wiary! Drabina zniknęła!  Czyżby nie było miejsca, którędy można by się wydostać na górę? Obszedł dom kilka razy. Zrozumiał, że jest w pułapce. Nagle zdrętwiał, bo zorientował się, że drabina leżała na piasku. Tak, to była drabina sznurowa. To znaczy, że drabinę zabrała nie kobieta, ale ktoś inny na górze. A więc w jego uwięzieniu uczestniczyła cała wieś. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. „Co to ma znaczyć?” – mówił, jąkając się z pośpiechu. „To…to…po prostu spisek! Zastawiłaś pułapkę i myślałaś, że ja w nią wpadnę jak jakiś pies czy kot, że polecę, gdy tylko zobaczę samicę?”.  Lecz ona jej spokojnym monotonnym głosem, za którym kryła się jej pewność siebie odpowiedziała: „Zbliża się teraz pora północnych wiatrów i wtedy zachodzi zawsze obawa burzy śnieżnej…”. Kobieta usiadła i zaczęła przygotowywać posiłek. Mężczyzna kątem oka obserwował jej sylwetkę, gdy ze spokojem obierała ziemniaki. Czy powinien potulnie przyjąć jej posiłek, który przygotowuje? Myśl ta pochłonęła go całkowicie. Koniec końców nic się jeszcze nie zaczęło, nic też się jeszcze nie skończyło. „On sam jest chyba bardzo dziwną istotą, skoro w takim miejscu rozmyśla nad dziwactwami tego świata”.
                         Co chciał przekazać czytelnikowi Kobo Abe w książce „Kobieta z wydm”? Czy „uganianie” się za nieistotnymi rzeczami w życiu może być więzieniem? Czy z łowcy człowiek sam może stać się ofiarą i ugrząźć w psychologicznym więzieniu? Czy ten dramat w ascetycznej rozgrywającej się formie jest swoistą przypowieścią o trudnym dojrzewaniu człowieka do życia w społeczeństwie, o wyzbywaniu się egoistycznych pragnień i podporządkowaniu swojego „ja” dla dobra ogółu?  Kōbō Abe wykreował postać, która pozostaje zagubiona we współczesnym świecie, nie potrafi się po nim poruszać, jest bezbronny wobec otaczającej go rzeczywistości - osaczają go własne lęki i wątpliwości. Pełnię wiedzy o bohaterze książki podobnie jak w prozie Franza Kafki zdobywa się jednak stopniowo, gdyż jego osobowość nienakreślona jest przez wewnętrzne monologi, filozoficzne rozważania narratora, czy wypowiedzi innych postaci, lecz przez pełne absurdu sytuacje, w jakich bohaterowie ci się znaleźli. Zarówno Józef K., jak i Niki Jumpei toczą niebezpieczną walkę. Nie przewidują jej konsekwencji, nie szukają też przyczyn, a mimo to buntują się, przynajmniej z początku. Podejmują walkę, gdyż wiedzą, że przeciwnik jest potężny, przegrywają ją, bo nie wiedzą, że wydany na nich „wyrok” dawno już zapadł. Podobnie jak w greckiej tragedii, ich losy determinują siły tajemnicze, nieokiełznane, całkowicie od nich niezależne. A jednak chwytają kurczowo każdą pojawiającą się szansę w złudnej nadziei, że przezwyciężą okrutne fatum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz