„Spór o sierżanta Griszę”
Arnold Zweig
Autor/ (ur. 10 listopada 1887 w Głogowie, zm. 26 listopada
1968 w Berlinie) – niemiecki pisarz i pacyfista. Był synem żydowskiego
siodlarza. Wykształcenie odbierał w gimnazjum w Katowicach, a następnie studiował
filozofię, filologię nowożytną, germanistykę, historię i historię sztuki. Brał
udział w I wojnie światowej, pod jej koniec pracował w wydziale prasowym sztabu
frontu wschodniego w Kownie. Po przeżyciach z okresu I wojny światowej pozostał
zaangażowanym pacyfistą, a także zetknął się ze wschodnioeuropejskim
syjonizmem.
Tłumaczenie/ Wanda Kragen
Tytuł oryginału/ de „Der Streit um den Sergeanten Grischa”
Tematyka/ Arnold Zweig w słynnej książce z 1927 roku
„Spór o sierżanta Griszę„ dowodził, że tyrania militarna jest największą
tyranią ze wszystkich istniejących. W armii panują nieludzkie stosunki,
struktura wojska ma charakter feudalny, a przypodobanie się zwierzchnikowi jest
głównym celem podwładnego. Relacje w wojsku reguluje wyłącznie strach. Wzorem
więc stawali się nie tylko dezerterzy, ale także dekownicy – zwykli żołnierze,
którzy zrobią wszystko, aby tylko nie wyjechać na front. Wrogami szeregowców
nie były obce armie, ale przełożeni, dowództwo. Osiągnięciem Zweiga jest
analiza tego złożonego systemu, którą przeprowadził w sposób niemalże naukowy,
a także skonstruowanie ze swoich obserwacji tragicznego obrazu moralności i
natury ludzkiej.
Główny motyw/ Rosyjski żołnierz Grisza u schyłku I wojny
światowej zostaje schwytany przez Niemców. Chcąc wrócić do żony i dziecka,
którego nigdy nie widział, Grisza ucieka z obozu jenieckiego z nadzieją
dotarcia do Rosji. Aby ukryć swoją tożsamość, ubiera się w porzucony mundur
niemieckiego żołnierza, który znajduje w lesie. Zostaje jednak pojmany ponownie
i uznany za człowieka, którego ubranie ma na sobie. Grisza nagle dowiaduje się,
że żołnierz, którego tożsamość przyjął, jest dezerterem, a karą za dezercję
jest śmierć. Absurdalność skazania Griszy staje się symbolem bezsensownej
śmierci ludzi zabitych w czasie wojny – na froncie lub poza nim – przez
żołnierzy, którzy ze ślepym posłuszeństwem wykonują rozkazy.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„(…) dzieli ich coś niewidzialnego, a ogromnie potężnego: rozkaz”.
„Ale rozkaz to rozkaz, a służba to służba, a wódka to wódka i całe życie
zasrane”.
„Ale, człowieku – pomyśl, czterdzieści lat musiałem przeżyć, aby teraz żyć
snami”.
„Kto na dobitkę utrzymuje przyjaźń z kucharzem, temu nie brak cukru”.
„Gdy się bowiem tkwi na samym dnie społecznej piramidy, jako maleńki,
świadomością istnienia dygoczący kamyk, szczegóły trybu życia nie wchodzą w
ogóle w rachubę”.
„Sztuka zatruwania człowiekowi życia kłującymi słowami była w wojsku
rozwinięta do mistrzostwa”.
„Bóg ci pomoże! – powtarzała. Durny żołnierzu, ale kto pomoże Bogu?”.
„W tym właśnie sęk; diabeł przecież nie żąda, aby w niego wierzyć. On chce
tylko, byś ty robił swoje, a on swoje, i gwiżdże na wiarę i niewiarę”.
„Niemcy, tyle ci tylko powiem, co niedziela składają Bogu w kościele wizytę
z przeprosinami, ponieważ w nic nie wierzą, a potem idą własną drogą i robią,
co uważają za słuszne. A my? Rosjanie wierzą i Żydzi wierzą, i Litwini, i
Polacy – wszyscy wierzą i wierzą w Boga, a jak im się wiedzie?”.
„Grisza tymczasem rozważał w duchu, że modlitwa to dobra rzecz, ale tego
czasu należałoby użyć raczej na wypicie kawy (…)”.
„Na ludność patrzono tak, jak patrzy patriarchalny, nadłabski dziedzic na
swoich polskich parobków i dziwki”.
„Wojna pożerała drzewo; prócz ludzkiego mięsa, odzieży i zboża niczego nie
pożerała każdej chwili w takich ilościach, jak belki, kłody, deski, słupy,
papierówkę, wióry, wełnę drzewną i trociny”.
„Całe życie jest bez sensu. Gdybym miał rozum, dawno bym się powiesił.
Człowiek wciąż jeszcze ma nadzieję, że będzie pokój, a cóż mu takiego da ten
pokój? Stary, nudny świat”.
„Z cichym pomrukiem i bełkotem, niby modlący się Żyd, płynie Niemen swoją
drogą”.
„Człowiek, który nigdy nie uczył się czytać, ma dziwne uczucie, gdy stoi w
blasku księżyca przed wydrukowanym plakatem”.
„A przecież dobrze byłoby, gdyby człowiek czasem z siedmiu języków umiał
czytać przynajmniej w jednym”.
„Co jednak jest dużo dziwniejsze – oto człowiek został stworzony, że nie
może się bez tego sensu obejść. Pan go szuka, ja go szukam, ludzie z książek
też go szukają. A jeśli człowiek bez niego nie zdoła się obejść, to przecież
pewnego dnia może on się objawić”.
„Najprzód: >Kochajcie nieprzyjaciły wasze<, a potem: karabiny
maszynowe i miotacze ognia, i granaty – to się stanowczo ze sobą nie zgadza”.
„(…) bo taki jest już ten świat: jeśli raz staniesz przed sądem, to musisz
zostać ukarany, choćbyś nawet był tak niewinny, jak szpic na pozłacanej kopule
cerkwi”.
„Zbyt wszechwładnie dziczał naród pod obuchem śmierci przeistoczonej w
codzienność”.
„Jako kobieta powinna pani właściwie stać po naszej stronie, bo ze
wszystkich wydziedziczonych z praw i niewolnych istot na ziemi, nie wyłączając
dzieci, kobiety są najbardziej poniżane”.
„Kobieta – myślał Bartin – prawdziwa kobieta. Nie powinna tak cuchnąć tytoniem”.
„Prawo do kłamstwa należy do niezaprzeczalnych praw człowieka od jego
czasów szkolnych”.
„O sensie i bezsensie wojny dojrzali ludzie już przed paru tysiącami lat
wypowiedzieli swoją opinię”.
„Nie można mieszać Pięcioksięgu Mojżesza i kazania na Górze z radością
wojny, jak się miesza szampana z czerwonym winem”.
„Tyle jest przebaczenia na świecie, że wszystkim ludziom może się coś z
tego dostać, nawet Niemcom”.
„W najbardziej nieludzkiej z epok ludzie mówią do siebie najchętniej
>człowieku<”.
„Kula podczas ucieczki lepsza jest niż kula pod murem”.
„Nie, po śmierci nie ma drugiego życia. Jeśli tacy ludzie [duchowni] chcą
to człowiekowi wmówić – oni przecież nic nie wiedzą”.
„Powiem ci coś: nasze czasy są gorsze niźli czasy Sodomy i Gomory, tak
myślę”.
„Mali ludzie znają jedynie małą wolność”.
„Tak wznosiły się i upadały Korynt i Jerozolima, Aleksandria i Rzym, a
wszystkie żyją nadal. Wojna i pokój są jak odpływy i przypływy ludzkości;
szczęśliwi ci, co mieszkają za tamami…”.
„(…) czy Mane Tekel Fares nie błyszczy niewidocznie na ścianie tego pokoju,
w którym pewien generał, kierując się swym nędznym rozumem, chce ośmieszyć
boskie przykazania”.
„Nikt nie potrafi przeskoczyć przez własny cień, choćby on był nie wiem jak
mały: a ja rzucam swój cień już siedemdziesiąt dwa lata”.
„W niektórych punktach ziemskich systemów powinno być wprawdzie włączone
nadludzkie przewidywanie, co bowiem jest >małe<, a co >duże<, co ma
skutki, a co nie, okazuje się zawsze dopiero potem”.
„Coś w człowieku przesiąknięte jest przesądem. Człowiek wije się nie chcąc
przyznać (a przecież to jest fakt), że wszystko, co się zdarza, może mieć wpływ
na dalsze zdarzenia”.
„Spokojna kobieta warta jest więcej niż morga gruntu”.
„Rzecz oczywista, każdemu wolno się weselić na swój sposób”.
„Bo kto zbacza z drogi prawa, ten sam na siebie wydaje wyrok”.
„Niezłe wrażenie sprawia epoka, w której pobożność poczyna się oddzielać od
wiary kościelnej jak kalkomania od wilgotnego papieru”.
„Niemcy jako moralność kurczą się do wymiarów nitki”.
„(…) żołnierz powinien stulić pysk i ślepo słuchać, a w razie potrzeby
strzelać do rodzonego ojca i matki”.
„Żył jak człowiek i umrze jak człowiek, jak prosty człowiek, taki, który
niewiele miał czasu dla Pana Boga i dla którego Bóg niewiele miał czasu (…)”.
I wojna światowa była dla społeczeństw zachodnich
traumą. Jak słusznie zauważył Andrzej Chwalba, „nawet ci, którzy wygrali, w
istocie byli przegranymi”. Konsekwencją krwawej wojny był ponowny wzrost
popularności haseł pacyfistycznych oraz antymilitarystycznych, i to nie tylko
wśród przegranych, ale także wśród zwycięzców. Nie bez wpływu były również idee
głoszone przez niemieckich pisarzy. Ewoluowały one od 1914 roku – apoteozy
armii i czynu zbrojnego – do 1933 roku oraz skrajnego antymilitaryzmu i pacyfizmu.
Po zakończeniu wielkiej wojny wielu niemieckich pisarzy, głęboko rozczarowanych
wydarzeniami ostatnich lat, zamilkło. Nie było to jednak jednoznaczne z krytyką
wojska; najsławniejsi niemieccy literaci, jak Tomasz Mann, byli wręcz wrogami
pacyfizmu. W 1918 roku Mann napisał esej „Rozważania człowieka apolitycznego”.
Zaatakował w nim pacyfistów, a także bronił wartości niemieckiej kultury
symbolizowanej przez Schopenhauera, Nietzschego i Wagnera. Niemieccy pisarze
uważali, że konsekwencje traktatu wersalskiego są krzywdzące dla narodu
niemieckiego. Jeszcze w 1930 roku Mann oceniał, że rozbrojenie Niemiec było
niesprawiedliwością. Sytuacja zmieniła się jednak zupełnie w kolejnych latach
Republiki Weimarskiej. Wtedy pisarze, weterani I wojny światowej, podjęli
totalną krytykę służby wojskowej. Jednym z nich był Arnold Zweig, który w
słynnej książce z 1927 roku „Spór o sierżanta Griszę” dowodził, że tyrania
militarna jest największą tyranią ze wszystkich wówczas istniejących.
Trauma wojenna wytworzyła w europejskiej kulturze
swoistą metafizykę wojny. Jedni – jak Ernst Jünger, Louis-Ferdinand Celine,
Izaak Babel, a w Polsce Stanisław Rembek – uwznioślali ją jako wewnętrzne
przeżycie, podróż do kresu nocy, czyn rewolucyjny lub narodowowyzwoleńczy. Inni
widzieli w wojnie demoniczną siłę otwierającą drogę nihilizmowi i cynizmowi. W
krajach, które dobiły się niepodległości, z dumą patrzono na sukcesy w wojnach
granicznych. Awangarda, futuryzm, kult maszyny, ekspresjonizm, to wszystko
miało swe początki przed wojną – w pięknej epoce cesarzy z pióropuszami,
generałów z szablami u boku – ale z całą mocą wybuchło w czasie wojny i po
niej.
Narodowi socjaliści w Niemczech na długo przed
zdobyciem władzy w kraju nie mieli wątpliwości, że pacyfizm najchętniej
rozpowszechniają Żydzi w celu rozkładu morale i ogłupienia narodu niemieckiego.
Hitler określał pacyfizm jako absurd „wrogi ludzkiej naturze i rozsądkowi”,
któremu ufają jedynie „fantaści”. W Mein Kampf cynicznie twierdził, że
„faktycznie idea pacyfistyczna, godna człowieka, jest być może całkiem dobra
wtedy, gdy najwyżej stojący człowiek przedtem zdobędzie i podporządkuje sobie
świat w takim zakresie, który uczyni z niego jedynowładcę tej ziemi”. Po
upływie dziesięciu lat od napisania tych słów ich autor zaczął je w pełni
realizować. Upadek niemieckiego ruchu pacyfistycznego nastąpił z chwilą objęcia
władzy przez Hitlera. W III Rzeszy nie tylko zlikwidowano organizacje, ale ze
szczególną zawziętością ścigano osoby krytykujące służbę wojskową i nawołujące
do jej bojkotu. Przeciwnicy militaryzacji wyjeżdżali lub uciekali za granicę,
tych, którzy pozostali w kraju, represjonowano. Po przejęciu władzy przez
Adolfa Hitlera książki Zweiga zostały publicznie spalone. W 1933 r. zmuszony
był opuścić Niemcy. Przez Czechosłowację i Szwajcarię dotarł do Francji. Ze
względu na swoje syjonistyczne przekonania wyjechał do Hajfy, w ówczesnej
Palestynie, gdzie z czasem zaczął skłaniać się ku socjalizmowi. W 1936 r.
odebrano mu niemieckie obywatelstwo i skonfiskowano jego majątek.
W książce „Spór o sierżanta Griszę” nie ma huku armat, wystrzałów z karabinów, podmokłych okopów, wszyscy oczekiwali na ogłoszenie zawarcia pokoju i jak zauważył Arnold Zweig na kartach tej wstrząsającej powieści - „było jedną z cech tej zwariowanej wojny, w której kawaleria nie grała żadnej roli, muzyka i chorągwie pozostawały w tyle, a piechota szła do natarcia dopiero wówczas, kiedy pewne było, że w okopach nieprzyjacielskich ani jeden żyjący obrońca nie ma ochoty się bronić”. Armie rosyjskie, wyniszczone niezliczonymi klęskami i potwornymi stratami w ludziach, zrazu na własną rękę, potem za zgodą nowych władców politycznych, zawiesiły działania wojenne. W Petersburgu dokonywały się zmiany. Wielki car, batiuszka, Mikołaj II, abdykował, zrzekł się starej korony carów chcąc ją uratować dla syna; wielki książę Michał, powołany na regenta, wolał złożyć władzę w ręce Dumy, tylekroć rozpędzanego na cztery wiatry parlamentu; żołnierze strzelali do carskiej policji, czerwona chorągiew powiewała w głodującym Petersburgu, w Moskwie, Jekaterynburgu, Kazaniu…
Książka Arnolda Zewiga opowiada historię
rosyjskiego jeńca wojennego nr 173, Grischy Iljicza Paprotkina, który ucieka
ukrywając się wcześniej w pociągu towarowym z niemieckiego obozu jenieckiego
Nawaryszki w Polsce do Rosji na początku wiosny 1917 roku. Po wyjściu z pociągu
trafia na Litwę, gdzie po kilku dniach koczowania w lesie zostaje zabrany i
zakwaterowany przez niewielką grupę litewskich partyzantów, którzy stawiali
opór niemieckim okupantom. Tam też szybko rozwija się romans między Griszą a
„Babką” Anną Kiryłowną, przywódczynią grupy, ale to nie odwodzi Griszy od planu
powrotu do Rosji do żony i dziecka. „Babka” radzi mu, aby w razie schwytania
podszył się pod rosyjskiego żołnierza Ilyę Biuszewa, który zmarł, zostawiając
po sobie mundur, rzeczy, dokumenty oraz nieśmiertelnik. Grischa obawia się
jednak, że w przypadku ponownej niewoli jako dezerter, zostanie skazany na
dłuższy wyrok więzienia i tym samym straci szansę na wymianę z innymi jeńcami
wojennymi, kiedy zakończy się wojna.
Zwierzęta leśne i polne przeżywają o wiele
więcej w nocy niż za dnia. W nocy kochają, chodzą do wodopoju, żerują,
mordują się wzajemnie, pomykają tu i tam. Grisza jak owe zwierzęta przemykał
nocą unikając pilnowanych przez żandarmów bocznych dróg. Idąc lasem, borem,
podmokłymi mokradłami od czasu do czasu napotykał wiejskie domy lub zabudowania
żydowskich sztetli. Obserwując świat dookoła rozważał tymczasem naturę świata.
Mówił sobie, nie, mój drogi, to nie jest świat stworzony przez Boga, jak
opowiadał mu ksiądz i jak Żydzi uczą się ze swej księgi. Na początku stworzył
Bóg niebo i ziemię, to możliwe, bo czasem pięknie ona wygląda i chwilami czuje
człek coś dobrego, kiedy mu słonko świeci i kiedy leży w lesie, pijany zapachem
młodych pędów, a wiewiórki w gałęziach i wrony żeglujące w powietrzu dowodzą,
że coś niecoś jest tu jednak w porządku. Ale Bóg nie przeprowadził do końca
tego klecenia nieba i ziemi. Nie można przecież wierzyć, że ktoś tu sfuszerował
robotę.
Wiadomo, że pogłoska dużo prędzej wędruje w dół
aniżeli w górę rzeki. W piątkowy wieczór, w słabo oświetlonych oknach, Żydzi,
kiedy już odśpiewali szir hamaalot[1] i wypili po łyku wódki,
opowiadali sobie legendę o krążącym żołnierzu. Starzy ludzie nie znajdowali w
tym nic dziwnego i swymi wyostrzonymi na Talmudzie mózgami dociekali tylko czy
to duch żydowskiego, czy też chrześcijańskiego żołnierza. Mężczyźni i kobiety
młodszego pokolenia natomiast uśmiechali się przebiegle i sądzili raczej, że
żołnierz ten jest z krwi i kości. Wszak bawiący tu nieraz Ajzyk Menachem
wspominał o swoich dobrych znajomych żyjących po lasach – osobliwe, bardzo
osobliwe… Stara poczciwa Chana Łaja wiedziała coś więcej. Przed kilkoma dniami
o brzasku, gdy gwiazdy błyszczały jeszcze nad skośnym dachem jej domku, szła do
piwnicy tuczyć gęś, rezydującą tam w dobrym ukryciu. U płota stał Grisza i
prosił o chleb. Czyż pobożna Żydówka, której Bóg zsyła biedaka, ma się go
wpierw pytać, co on za jeden? Wszak mógł to być sam prorok Eliasz, który
przybrał postać i rysy żołnierza wnosi błogosławieństwo do domu, dając
możliwość spełnienia dobrego uczynku. - Cedaka tacil mimaet, dobry
uczynek ratuje od śmierci – szepnęła Chana Łaja na wspomnienie wielkiej kromki
czarnego chleba, którą podała Griszy niczym samemu „prorokowi”. Ten gest
potwierdził tylko przypuszczenia Griszy, że jednak Bóg miał jakiś współudział w
stworzeniu tego świata.
Niestety, zmiana tożsamości okazała się tragicznym
błędem: kiedy Grisza został złapany przez Niemców w pobliżu małego miasteczka
Merwińsk, podał żandarmom nazwisko rosyjskiego żołnierza Biuszewa nie wiedząc,
że był on poszukiwanym szpiegiem, który od tygodni próbował wrócić do
rosyjskich oddziałów. Los Griszy był przesądzony, nowa instrukcja dowództwa
wojskowego, która miała na celu utrzymanie dyscypliny nakazywała skazanie
wszystkich rosyjskich dezerterów na śmierć za szpiegostwo. Z chwilą
odczytywania Griszy wyroku śmierci, zbieg przyznał się, że skradł tożsamość i
opowiedział historię swojej ucieczki. Na początku wszystko wydawało się iść
zgodnie z prawem, Bertin adiutant sędziego Poznańskiego, zlokalizował obóz, z
którego Grisza uciekł. Z obozu zostają wysłani dwaj żołnierze, aby
zidentyfikować Griszę. Jednostka wojskowa w Merwińsku przekazała akta sprawy do
kwatery głównodowodzącej Armii Wschód. Jednak generał Schieffenzahn,
przypadkowo dowiaduje się o tej dziwnej sprawie i postanawia potraktować ją,
jako sprawę polityczną. W związku z tym zwraca akta swoim podwładnym w
Merwińsku z adnotacją, że wyrok śmierci na Griszy musi zostać wypełniony i że
egzekucja musi zostać wykonana jak najszybciej. Rozkaz naczelnego dowództwa
zaczyna służyć, jako narzędzie gry o władzę i przywileje w biurze sztabu,
pomiędzy biurem komendanta w Merwińsku odpowiedzialnym za egzekucję Griszy a
Rittmeister von Brettschneiderem, który przewodniczył urzędowi komendanta
i był całkowicie obojętny zarówno na sytuację prawną Sądu Wojennego, jak
i tożsamość więźnia Paprotkina. Wyczuwał jedynie okazję do zadania klęski
szefowi dywizji, a jednocześnie do tego, by móc zyskać większe uznanie w oczach
generała Schieffenzahna. Z drugiej strony generał
von Lychow, oraz jego adiutant i siostrzeniec porucznik Winfried, sędzia
Poznański i jego adiutant Bertin – wspierani przez dwie pielęgniarki, które są
drugoplanowymi, lecz ważnymi postaciami w tej powieści – próbują opóźnić
wykonanie rozkazu egzekucji, dopóki generał nie będzie miał okazji osobiście
jej cofnąć. Sędzia Poznański, który był religijnym Żydem, próbował wytłumaczyć
swoim przełożonym, że w ogóle uważa przełożonych za przestarzałą i nieludzką
instytucję, i że hierarchia rang, duch przymusu, a nawet samo istnienie armii
utrzymuje ludzkość na poziomie odczuwania z epoki kamiennej. Dla sędziego
Poznańskiego sprawa Biuszewa przedstawiała się zupełnie jasno. Policja
miejscowa ujęła rosyjskiego piechura, Ilję Pawłowicza Biuszewa z 67 pułku
piechoty, w odległości około stu sześciu kilometrów za frontem, w okolicy
Merwińska: spał w pustej daczy na kolonii podmiejskiej. Ponieważ przyznał się,
że już od wielu tygodni wałęsał się za frontem w wiarygodnym zamiarze udania
się do Wilna, gdzie na Antokolu mieszkała jego matka. Jednak po sprawdzeniu
tożsamości zbiega ustalono, że nie jest on Ilją Pawłowiczem Biuszewą, lecz
sierżantem Griszą, byczym chłopem z dziecięcym wyrazem twarzy. A przy tym miał
Krzyż św. Jerzego za bitwę pod Przemyślem i niechby, kto inny dokonał tej
sztuki, i dobrnął z obozu Nawaryszek aż do Merwińska.
Sam Arnold Zweig wielokrotnie na kartach powieści nie
pozostawia wątpliwości, że historia sierżanta Griszy jest w pełni wyjaśniona
przez fakt, że na wojnie prawa jednostki nie istnieją. Tam, gdzie śmierć i
przypadek stają się dominującymi zasadami życia, sprawiedliwość staje się
jeszcze bardziej łutem szczęścia niż jest w warunkach pokoju. Można więc
podejrzewać, że książka „Spór o sierżanta Griszę" jest, wbrew intencji
autora, jedynie ilustracją starożytnego rzymskiego wglądu silent enim leges
inter arma („bo wśród broni prawa milczą”). Przykład Griszy pokazuje, że
życie, które upływa, niewiele daje sposobności do wyjaśnień. Duchowni różnych
wyznań religijnych wprawdzie tylko z teorii wiedzą, co się dzieje po śmierci z
człowiekiem, ale to jest bez znaczenia. Człowiek z pewnością nie ma powodu do
wiary w przyszłe życie, kiedy z dziurą w głowie albo na wpół rozerwany przez
minę zatacza się i pada, a w tym samym czasie politycy palą w ciepłych
gabinetach drogie cygara. Na tamtym świecie nie może być już w ogóle miejsca
dla tylu niewinnie umierających. Jasne jest, że wiele tajemnic kryje się w
człowieku. Grisza miał małą chałupę i był robotnikiem w fabryce mydła w
Wołogdzie; tam, na skraju stepu, mieszkała Marfa Iwanowna jego żona i pilnowała
dziecka. „Ale zawsze znajdą się ludzie, którzy włożą rękę pomiędzy”.
Skrupulatny i przejmujący opis ostatniego dnia Griszy z wykopaniem własnego
grobu, ostatnim goleniem oraz posiłkiem, sporządzaniem testamentu, marszem na
miejsce egzekucji i sama egzekucja, po wykonaniu której pluton żołnierzy pije
wódkę jest z pewnością jednym z najbardziej poruszających w powieści Arnolda
Zweiga. Autor pokazuje, jak wiele chrześcijański Bóg ma wspólnego z Aresem – i
to zarówno od strony historycznej, jak i psychologicznej (archetypowej). Wojna
jest pozaczasową siłą obecną w ludzkiej imaginacji – a także, owszem, w
codziennym życiu każdego z nas. Osoby zaangażowane w taki czy inny sposób w
destrukcyjną działalność wojny, zarówno jej żołnierze, jak i jej ofiary,
odkrywają w sobie, co paradoksalne, niezwykle silne i głębokie poczucie mocy
istnienia, bycia żywym, bycia człowiekiem. „Spór o sierżanta Griszę” to bardzo
pesymistyczna książka. Sama w sobie jest przewodnikiem po wojennym imaginarium.
To niezwykle ważna powieść, nieodzownie konieczna lektura dla każdego,
zyskująca na znaczeniu dosłownie z każdym dniem w naszych tak bardzo niespokojnych
i pełnych konfliktów czasach. Wizja człowieka stworzonego na obraz i
podobieństwo Boga lub przynajmniej posiadającego potencjał sięgnięcia po boskie
atrybuty jest tak uwodząca i przynosi tak wielkie samozadowolenie, że trudno
się z nią rozstać. „Człowiek- to brzmi dumnie” oraz „Człowiek jest miarą
wszechrzeczy” to hasła wciąż bezmyślnie powtarzane, które rządzą naszą
psychiką. Wydaje nam się, że jesteśmy w stanie wszystko rozwiązać, jednak to
iluzja boskiej wszechmocy. Całkowicie zgadzam się z autorem, który napisał w
książce: „(…) czy Mane Tekel Fares nie błyszczy niewidocznie na ścianie
tego pokoju, w którym pewien generał, kierując się swym nędznym rozumem, chce
ośmieszyć boskie przykazania”.
[1] Psalmy
Dawidowe rozpoczynające się od tych słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz