„Tako rzecze Zaratustra”
Friedrich Nietzsche
Autor/
ur.
15 października 1844 w Röcken, zm. 25 sierpnia 1900 w Weimarze) – niemiecki
filozof, filolog klasyczny, prozaik i poeta, jeden z założycieli (obok Wilhelma
Diltheya) filozofii życia w Niemczech. Kategorią centralną filozofii
Nietzschego jest filozofia życia, ujmowanie rzeczywistości, a więc także
człowieka, jako życia. Prowadzi to do zanegowania istnienia ukrytego sensu i
układu świata – esencji, rzeczywistość staje się wobec tego chaosem.
Konsekwencję tego stanowi radykalna krytyka chrześcijaństwa oraz współczesnej
autorowi zachodniej kultury, jako opartych na tym złudzeniu. Podejście
Nietzschego do religii i moralności cechował ateizm, psychologizm i historyzm;
uważał je (religię i moralność) za wytwory ludzkie obarczone błędem zamiany
przyczyny i skutku. Istotny u niego był także szacunek wobec wartości obecnych
w antycznej kulturze greckiej, wraz z postulatem powrotu do niej.
Tłumaczenie/
Wacław
Berent
Tytuł oryginału/ de Also sprach Zarathustra.
Ein Buch für Alle und Keinene.
Tematyka/
Z
„osamotnieniem” nadczłowieka łączy się ważny w filozofii Nietzschego
paradygmat – Bóg umarł. Ciekawe stwierdzenie. Pisarz nie mówi, że Boga nie ma i
nie było, mówi, że Bóg umarł. Był i zmarł. Zmarł przez człowieka – swoje
dzieło. Zabiła go litość i miłość do ludzi. A skoro nie ma już Boga, to nie ma
też nikogo, kto mógłby krępować i ograniczać nadczłowieka w jego dziele. Co to
jednak oznacza: „śmierć Boga”? Z pewnością nie chodzi o śmierć dosłowną. Nie
chodzi więc o to, że jakaś boska istota, np. zamieszkujący niebiosa starzec z
długą siwą brodą, po eonach istnienia znienacka dokonała żywota. Nic podobnego.
Śmierć Boga jest po prostu metaforą momentu historycznego, którego nadejście
Nietzsche doskonale przeczuł. Momentu, w którym religia – zarówno jako pewna
perspektywa postrzegania rzeczywistości, jak i konkretna doktryna, w
szczególności chrześcijaństwo – musi ulec nieodwołalnej dekompozycji.
Główny
motyw/ Książka
składa się z czterech części oraz z przedmowy. W skrócie „fabuła” książki
traktuje o poszukiwaniu nadczłowieka przez Zaratustrę. Zaratustra,
pustelnik-filozof, schodzi ze swej góry i wyrusza do miasta, do ludzi, i
zaczyna ich nauczać na rynku miejskim. To nieudane wystąpienie jest źródłem
jego nowych przemyśleń o naturze człowieka. Dalej poznajemy jego nauki
wygłaszane już do uczniów, przygody podczas wędrówek, które zawsze służą
głoszeniu prawd o nadczłowieku. W książce jednak nadczłowieka nie ujrzymy.
Jedynie jego „protoplastów”, ludzi wyższych, pewnego etapu w drodze ludzkości
do nadczłowieka.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Byliśmy kiedyś małpami i dziś jest jeszcze człowiek bardziej małpą
niż jakakolwiek małpa”.
„Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym,
co wam o nadziemskich mówią nadziejach!”.
„Człowiek jest liną rozpiętą między zwierzęciem i nadczłowiekiem,
liną ponad przepaścią”.
„Jedna cnota jest większą cnotą niż dwie, bowiem bardziej staje się
owym węzłem, na którym zawiesza się przeznaczenie”.
„Czyżby należało najpierw uszy im poniszczyć, aby się nauczyli
słuchać oczami?”.
„>Myśmy szczęście wynaleźli< - mówią ostatni ludzie i mrużą
niedbale oczy”.
„Kto inaczej czuje, idzie dobrowolnie do domu obłąkanych”.
„Ma się swą przyjemność na dzień i swą przyjemność na czas nocy”.
„Dla ludzi jestem jeszcze czymś pośrednim między błaznem i trupem”.
„Niebezpieczniej było mi wśród ludzi niż wśród zwierząt (...)”.
„Zgoda z Bogiem i z sąsiadem: tego wymaga dobry sen”.
„O, bracia, Bóg, którego stworzyłem, był ludzkim dziełem i obłędem
jak wszyscy bogowie”.
„Ze wszystkiego, co czytałem, lubię to tylko, co krwią było
pisane”.
„Niegdyś duch był bogiem, potem przedzierzgnął się w człowieka,
dziś staje się motłochem”.
„Prawdą jest: kochamy życie nie dlatego, żeśmy do życia, lecz żeśmy
do kochania przywykli”.
„Nieco obłędu jest zawsze w miłości, lecz i w obłąkaniu zawsze
nieco rozsądku”.
„I mnie, com przychylny życiu, wydaje się, że motyle, bańki mydlane
oraz ludzie tego gatunku najwięcej wiedzą o szczęściu”.
„Wierzyłbym tylko w Boga, który tańczyć by potrafił”.
„Najnielitościwiej dręczą nas i naginają niewidzialne dłonie”.
„Życie jest tylko cierpieniem”.
„Rodzenie jest mozolne – mówią inni – i po cóż jeszcze rodzić?
Rodzi się wszak tylko nieszczęśliwych!”.
„(...) każdy naród mówi językiem dobra i zła (...)”.
„Nieraz błoto spoczywa na tronie – a nierzadko i tron na błocie”.
„Zbyt długo tkwił w kobiecie niewolnik i tyran. Dlatego nie
dojrzała jeszcze kobieta do przyjaźni: zna ona tylko miłość. W miłości kobiety
jest niesprawiedliwość i zaślepienie na wszystko, czego nie kocha”.
„(...) boga chcesz sobie stworzyć z siedmiu diabłów swoich!”.
„Wszystko w kobiecie jest zagadką i wszystko w kobiecie ma jedno
rozwiązanie: zwie się ono brzemiennością”.
„Dwóch rzeczy pragnie prawdziwy mężczyzna: niebezpieczeństwa i
igraszki. Dlatego pożąda kobiety jako najniebezpieczniejszej igraszki”.
„(...) gorzka jest najsłodsza nawet kobieta”.
„Szczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce”.
„Gorycz jest w kielichu najlepszej nawet miłości (...)”.
„Wielu umiera za późno, niektórzy umierają zbyt wcześnie. Obco
brzmi jeszcze nauka: >Umieraj w porę<”.
„Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie
wykraczały poza to, co jest do pomyślenia”.
„Lecz niech wam to wolę prawdy znamionuje, że wszystko przeistacza
się w myślenie po ludzku, po ludzku widzialne, po ludzku odczuwalne!”.
„Twórczość – oto jest wielkie wyzwolenie z cierpień i polepszenie
życia. Lecz żeby twórca powstał, wiele cierpień tu trzeba i wiele
przeistoczeń”.
„[Twórcy] I tak stajecie się orędownikami i obrońcami wszystkiego,
co przemija”.
„I Bóg ma swoje piekło: jest nim miłość ludzi”.
„Lecz krew jest najgorszym świadkiem prawdy; krew zatruwa
najczystszą nawet naukę, czyniąc z niej obłęd i nienawiść serc”.
„(...) nie cierpię jednak cicho stąpających męskich nóg, przy
których ostroga nie szczęka”.
„Ziemia – mówił on – ma skórę; na skórze tej są choroby. Jedna z
tych chorób zwie się, na przykład: >człowiek<”.
„Największe wydarzenia – to nie nasze najgłośniejsze, lecz nasze
najcichsze godziny”.
„Gdy się ślepemu wzrok przywraca, widzi zbyt wiele złego na
świecie: tak, iż przeklina tych, co go wyleczyli”.
„Zaś kto pośród ludzi zmarnieć nie chce, musi się nauczyć z każdej
pijać szklanicy; kto zaś między ludźmi czystym pozostać pragnie, winien
potrafić i w brudnej umywać się wodzie”.
„Czyż urażona próżność nie jest matką wszelkich tragedii?”.
„Nieomal w kołysce dają nam już ciężkie słowa i wartości jak owo:
>dobro< i >zło< - tak się posag nasz zwie”.
„A wiele wewnętrznego w człowieku jest jak ostryga: wstrętne,
śliskie i trudne do uchwycenia (...)”.
„(...) zaś najohydniejsze zwierzę ludzkie, które kiedykolwiek
spotkałem, nazwałem pasożytem: zwierzę, co kochać nie chciało, a z miłości żyć
pragnęło”.
„Lecz oto ma nauka: kto się kiedyś chce lotu nauczyć, winien się
najpierw nauczyć stać, chodzić, biegać, wdrapywać i tańczyć – nie wzlatuje się
od razu do lotu!”.
„Oto siedzę tu i czekam, wokół mnie stare potrzaskane tablice,
zarówno jak i nowe na poły zapisane”.
„To właśnie jest boskością, że są bogowie, a Boga nie ma”.
Zacznijmy od dość znanego cytatu z „Tako rzecze
Zaratustra”, w którym zawarte są wszystkie istotne wątki, które chciałbym
poruszyć w mojej recenzji. Na samym wstępie wymienionego dzieła Fryderyk
Nietzsche wprowadza postać proroka Zaratustry, który przybywa do miasta o
nazwie Pstra krowa, żeby głosić nowe prawdy, w tym ideę nadczłowieka. Dociera
na rynek miasta tuż po tym, jak zgromadzonej tam gawiedzi zapowiedziano rychły
występ linoskoczka. Zaratustra jest rozczarowany tym, że mieszkańcy miasta
bardziej zainteresowani są tym występem, niż jego słowami. Nietzsche
następująco przedstawia ten moment:
„Gdzież
jest ten piorun, który was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który
by wam zaszczepić należało? Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym
piorunem, on jest tym obłędem. Gdy Zaratustra tak zakończył, krzyknął jeden z
ludu: >Słyszeliśmy już dość o linoskoku, pokażcie nam go wreszcie!< I lud
cały śmiał się z Zaratustry. Jakoż linoskok, sądząc, że na niego przyszła
kolej, imał się swego dzieła. Zaratustra jednak spoglądał na lud i dziwił się.
Poczem rzekł temi słowy: Człowiek jest linią rozpiętą między zwierzęciem i
nadczłowiekiem, – linią ponad przepaścią. Niebezpieczne to przejście, niebezpieczne podróże, niebezpieczne wstecz
spoglądanie, niebezpieczne trwożnie zachwianie i zatrzymywanie się. Oto, co wielkie jest w człowieku, iż jest on mostem, a nie celem; oto co w
człowieku jest umiłowania godne, że jest on przejściem i zanikiem”. Nietzsche
nie napisał niczego nowego, ponieważ Psalm 8;6 naucza: „Człowiek jest niewiele
mniejszy od tego co boskie i niewiele większy od zwierząt” (tłumaczenie
oryginalne). Nasza egzystencja waha się między zwierzęcością a boskością.
Lekceważąc nasze zobowiązanie wobec tej wizji, przestajemy rozumieć sens naszej
egzystencji. „W tako rzecze Zaratustra” nie przypadkowo Fryderyk
Nietzsche pierwszym swoim bohaterem uczynił linoskoczka, który maszerował po
linie ku uciesze gawiedzi, i który został przez błazna spłoszony, wytrącony z
równowagi. Linoskoczek spada i ginie, Zaratustra bierze go na ręce, taszczy
jego ciało, chroni przed dzikimi zwierzętami w dziupli drzewa i uznaje za
swojego pierwszego ucznia. Samotność poruszania się po chybotliwej linie życia
jest przerażająca.
Dzieło „Tako
rzecze Zaratustra” rozpoczyna się w momencie, w którym czterdziestoletni
Zaratustra po dziesięciu latach rozmyślań w górskiej jaskini dojrzewa do roli
proroka-nadczłowieka. W swojej przemowie zwraca się do Słońca. Zaratustra darzy
gwiazdę sympatią, ponieważ w jej dobowym ruchu po widnokręgu odnajduje odbicie
własnego, przyszłego losu. Zejście ze szczytu góry w doliny, do ludzi, którym
niesie nowinę o nadczłowieku, porównuje do punktu, w którym Słońce w południe,
osiągnąwszy zenit na nieboskłonie, rozpoczyna ruch w dół ku zachodowi. Metafora
dobowego ruchu słońca i kolejnych jego faz związana jest z trzema przemianami
ducha. W „Przedmowie Zaratustry” metafora ta nie jest przedstawiona
jeszcze w pełni. Wraz z rozwojem fabuły nabiera ona kolejnych elementów,
uzyskuje odniesienie do całości dzieła. Metafora o kompletnej treści zawiera,
oprócz elementów południa i zachodu (wieczoru), jeszcze dwa składniki: poranek
i północ. Poranek oznacza pojawienie się znaku zwiastującego ostatnią z trzech
przemian. Południe, a „raczej wielkie południe”, to czas osiągnięcia zenitu
rozwoju świadomości, czyli fazy dziecka. Droga od południa ku zachodowi jest
drogą powolnego schyłku, wyczerpywania się sił duchowych, a północ oznacza
śmierć, która jednakże w perspektywie wiecznego powrotu uzyskuje afirmatywny
charakter. Wielkie południe i droga ku zachodowi posiadają, oprócz
jednostkowego, także gatunkowy kontekst, w którego obszarze symbolizują
osiągnięcie przez ludzkość najwyższego stopnia rozwoju, a w konsekwencji powolne
wyczerpywanie się potencjału i mocy w człowieku, jego zanik, który zgodnie z
regułami życia i woli mocy, ma przygotować grunt na nadejście wyższego bytu,
czyli nadczłowieka.
Pierwszą osobą, jaką napotyka prorok, jest kontemplujący bożą doskonałość stary pustelnik. Rozpoznaje on Zaratustrę, którego dziesięć lat temu napotkał, gdy ten szedł w kierunku góry, na szczycie której urządził swoją samotnię. Starzec zauważa, że w mężczyźnie zaszła duchowa odnowa, mówi nawet, że stał się on „dziecięciem”. Słowa te brzmią dwuznacznie, sugerują czystość, niewinność proroka, nowy początek jego życia albo to, że osiągnął on już fazę dziecka – taka diagnoza okaże się jednakże, z perspektywy przyszłych wydarzeń, pomyłką. Pustelnik twierdzi też, że miłość do ludzi obraca się przeciwko miłującemu – słowa te, w odróżnieniu od nazwania proroka „dziecięciem”, z perspektywy przyszłych wydarzeń okażą się trafne, ponieważ miłość, a raczej współczucie, jakim Zaratustra darzy ludzi, jest spolaryzowane i dzieli się na pozytywne i negatywne. Pozytywne współczucie kieruje on ku wszystkim zwyczajnym, przeciętnym ludziom, ponieważ ich przeznaczeniem, po osiągnięciu najwyższego punktu rozwoju i wyczerpaniu potencjału mocy, jest zanik, wycofanie się ze sceny życia, ustąpienie miejsca wyższemu człowiekowi i w konsekwencji – nadczłowiekowi. Współczuciem negatywnym obdarza on wyższych ludzi, twórców, z których, z biegiem czasu, ma się wyłonić nadczłowiek. Ludzie wyżsi są największą słabością Zaratustry, dlatego pragnie on ich oszczędzić zamiast przezwyciężyć, a przecież to oni powinni doświadczyć ogromu twórczego cierpienia, jeżeli mają doprowadzić do pojawienia się nadczłowieka. W czasie rozmowy z pustelnikiem prorok nie jest jeszcze świadomy błędu, który popełnia. Współczucie negatywne stanie się największą przeszkodą w walce z duchem ciężkości.
Zaratustra
skierował się do pobliskiego miasta. Widząc tłum na rynku oczekujący na występ
linoskoczka, zapragnął oświecić lud nowiną o nadczłowieku. Według proroka
człowiek nie jest w hierarchii istot ziemskich ostatecznym bytem, i tak, jak
usytuowane niżej stworzenia, powinien wyłonić z siebie (zgodnie z ideą woli
mocy i nieustannie wypiętrzającego się życia) byt doskonalszy. Nadczłowiek jest
celem człowieka, racją, która usprawiedliwia i nobilituje jego egzystencję.
Zaratustra, przepowiadając drogę do nadczłowieka, posługuje się metaforą liny
zaczepionej nad dwoma odległymi krańcami przepaści, z których jeden oznacza
zwierzę i początek drogi, a drugi nadczłowieka i kres wędrówki. Lina oznacza
most wypiętrzony z egzystencji przeciętnych ludzi, których przeznaczeniem jest
wytworzenie tej budowli, a następnie zanik, czyli „zejście z drogi” wyższemu
człowiekowi, który przechodząc po moście, stopniowo zbliżając się do drugiego
krańca, przeistacza się w nadczłowieka. Przemówienie Zaratustry przerwał
linoskoczek rozpoczynający swój występ przejścia po linie pomiędzy dwiema
wieżami. Gdy akrobata dotarł do połowy drogi, z wieży którą miał za plecami
wyszedł karzeł. Błazen szybko zbliżał się do sparaliżowanego nagłym zdarzeniem
cyrkowca, a gdy był już przy nim, przeskoczył go. Linoskoczek stracił równowagę
i runął w stojący pod nim tłum. Scena z akrobatą symbolizuje nie tylko drogę od
zwierzęcia do nadczłowieka, lecz także walkę z duchem ciężkości, którym jest
oczywiście przeskakujący śmiałka karzeł. Na te dwie metafory nakłada się
jeszcze jedna, symbolizująca nieodwracalność biegu linearnego czasu
(linoskoczek nie może cofnąć się na linie), co może stać się przyczyną
niezdolności jednostki do utożsamienia się z własną przeszłością, niemożnością
wypowiedzenia afirmatywnego: „«lecz tak ja właśnie chciałam!»” co skutkuje
negacją ziemskiego świata. Karzeł w kontekście trzeciej metafory oznacza
niezaakceptowaną przeszłość linoskoczka, która paraliżuje jego teraźniejsze i
przyszłe działania, ostatecznie prowadząc do jego zagłady. Dlatego akrobata
zatrzymuje się w połowie liny (która oznacza linearny czas) i spada z niej, gdy
jego własna przyszłość go wyprzedza. Te trzy metafory dotyczą również
przyszłych losów Zaratustry – on również, przechodząc trzy przemiany ducha,
będzie przechodził po linie prowadzącej od zwierzęcia do nadczłowieka, chwiejąc
się na niej, walczył z duchem ciężkości i własną przeszłością. Ich ostateczne
pokonanie będzie wymagało odrzucenia negatywnego współczucia do wyższego
człowieka. Interesującą interpretację zdarzenia z akrobatą przedstawia K.
Löwith. Filozof ten twierdzi, że linoskoczek uosabia kondycję człowieka po
śmierci Boga, w wyniku której utracił klarowną i bezpieczną pozycję w
hierarchii stworzenia, sytuując go pomiędzy zwierzętami a Bogiem. W nowej
hierarchii – pomiędzy zwierzęciem a nadczłowiekiem, egzystencja człowieka,
uwikłana w możliwość samoprzezwyciężania, przypomina niebezpieczne balansowanie
linoskoczka na linie.
Zaratustra wędrował, głosząc swoje proroctwo i
gromadząc wokół siebie wyznawców. Wreszcie podjął decyzję o powrocie do
pustelni. Przepowiedział uczniom, że powróci do nich dwukrotnie, a w czasie
drugich odwiedzin świętować będą nadejście wielkiego południa. Kończy się
pierwsze „znijście” mędrca. Następne lata spędził Zaratustra w górskiej
samotni. Pewnej nocy miał proroczy sen, w którym nawiedziło go „dziecię ze
zwierciadłem”, proszące, aby przejrzał się w lustrze. Zaratustra, zamiast
własnego oblicza, ujrzał demoniczną kreaturę śmiejącą się szyderczo. Senne
przesłanie prorok odczytał jako znak, że w czasie, gdy on oddawał się
rozmyślaniom, przeciwnicy jego nauk rozpoczęli walkę z nowiną nadczłowieka. Sen
ma też drugie przesłanie, którego Zaratustra nie zna (lub odrzuca jako
niewygodne): maszkara w lustrze ukazuje ducha Zaratustry, który w tym momencie
jest jeszcze, jako wielbłąd, niezdolny do przeistoczenia się w dziecko. Zjawa
jest pierwszym z upiorów, jakie nawiedzą Zaratustrę. Skłonią go one do zejścia
na drogę prowadzącą do przemiany w lwa. Prorok, kierowany miłością ku uczniom,
gotowy na obronę idei, jakie rozpowszechnił, rozpoczyna drugie zejście.
Metafora wiecznego powrotu należy do tych metafor,
których nie da się przełożyć na język niemetaforyczny. Jedna metafora odsyła do
drugiej: pierścień, krąg, koło, kula, wąż, klepsydra bytu, kołowrót, brama;
pojawia się też gra przeciwieństw: ciężar-lekkość, zgrzytanie zębów-śmiech,
trwoga-rozkosz, choroba-zdrowie, zejście-przejście, szczyt-przepaść itd. Jest
ona głównym motywem „Tako rzecze Zaratustra”. Najpełniejszy jej obraz
znajdziemy w przypowieści „O widmie i zagadce”.
Stój!
karle! rzekłem. Ja! Albo ty! Jam silniejszy z nas dwu: ty nie znasz mej myśli
przepaścistej! Jej udźwignąć byś nie zdołał!“ (...) „Spojrzyj, karle, na ten
gościniec pod bramą; — mówię do niego: dwa oblicza ma on w tem miejscu. Dwie
drogi zbiegają się tutaj: nikt jeszcze dróg tych do końca nie zeszedł. Ta
długa droga wstecz: po wieczność ciągnie się ona. Owa zaś droga przed się — to
druga jest wieczność. Przeczą sobie te drogi; zderzają się one ze sobą
głowami: — i tu oto przy tej bramie zbiegają się ze sobą. Imię podbramia stoi
oto wypisane: „Chwila“. Lecz gdyby ktoś jedną z tych dróg poszedł dalej,
jeszcze dalej i wciąż jeszcze dalej: sądzisz, karle, że te drogi wiecznie sobie
przeczą?„ — „Wszystko proste kłamie — odparł karzeł wzgardliwie. Wszelka
prawda jest krzywa, czas nawet jest kołem“. „Ty duchu ciężkości! odparłem
gniewnie, nie ułatwiajże sobie zbytnio! Albo cię tu pozostawię, gdzie utkwiłeś,
kuternogo! — a zaniosłem cię wszak wysoko! Spojrzyj — mówię dalej — na tę
chwilę! Od tego podbramia chwili bieży długa wieczna droga wstecz: poza nami
leży wieczność. Nie przebiegłoż wszystko, co z rzeczy wielkich biedz tylko
zdoła, już raz tej drogi? Nie musiałoż wszystko, co pośród rzeczy wszelkich
stać się może, już raz się stawać, dokonywać, przebiegać? A skoro wszystko już
było: co sądzisz, karle, o tej oto chwili? Czyż to podbramie — nie było już raz
niegdyś? I czy rzeczy wszelkie nie są tym ładem ze sobą zwikłane, że ta oto
chwila wszystkie przyszłe rzeczy za sobą wlecze? A więc i samą siebie nadomiar?
Gdyż co z rzeczy wszelkich biedz może: i tę długą drogę, przed się wiodącą,
raz jeszcze przebiedz musi! — I ten pająk powolny, co w świetle księżycowem
pełza, i ta poświata księżycowa, i ja, i ty na gościńcu pod bramą zaszeptani
obaj, o rzeczach wiecznych zaszeptani, — czyż my wszyscy nie musieliśmy już
niegdyś tu oto być? — i czyż nie musieliśmy powrócić, — tą oto drogą wciąż na
nowo biedz, aby tamtą długą, okrutną drogą — wiecznie na nowo powracać?
Takem mówił, a coraz to ciszej: gdyż trwożyły mnie myśli nie jawne i ukryte. I
oto, nagle, usłyszałem psa wyjącego. Czyżbym ja już słyszał psa tak wyjącego?
Myśl ma wstecz pobiegła. Tak jest! Ongi, gdy dziecięciem byłem, w
najodleglejszem dzieciństwie: — wówczas słyszałem psa tak oto wyjącego. I
widziałem go wówczas o zjeżonej sierści, z głową do góry zadartą, drżącego na
całem ciele, w tę najcichszą widziałem go noc, kiedy i psy, zda się, w upiory
wierzą: — aż mnie litość zdjęła. Właśnie księżyc o tę porę w pełni wschodził,
w milczeniu grobowem stanął ponad domem krągłą żagwią, — stanął cicho na
płaskim dachu, jak na cudzej własności: — przeto przeraził się wonczas pies:
gdyż psy wierzą w złodziei i upiory. A gdym go po raz drugi tak wyjącego
słyszał, zdjęła mnie litość ponownie. Lecz gdzie się karzeł podział teraz?
Gdzie podbramie? I pająk? I szeptanie nasze? Czyżbym śnił? Czyżbym się
przebudził? Oto pośród dzikich zwałów skalnych staję nagle samotny w głuszy
okolnej, w najgłuchszej poświacie księżyca. Lecz tam oto leży człowiek! Zaś
tu! Pies najeżony skacze do pana, — a skoro mnie tylko ujrzał — zawył ponownie,
zakrzyczał: — czyżbym już słyszał niegdyś psa tak o pomoc wołającego? I,
zaprawdę, com ujrzał, tegom nigdy jeszcze nie widział. Ujrzałem młodego
pastucha, miotającego się po ziemi, dławiącego się w kurczowych podnietach, o
twarzy potwornie wykrzywionej: długi czarny wąż zwisał mu z gęby. Czyżem
widział kiedykolwiek tyle wstrętu i bladego przerażenia w cudzej twarzy? On
spał zapewne? I wąż wpełzł mu w gardziel — i wgryzł się w nią mocno. Dłoń moja
targała węża, targała co sił: — daremnie! wydrzeć węża z gardzieli nie zdołała.
Wówczas krzyknęło coś ze mnie: „Ukąś! Gryź!“ „Głowa precz! Gryź!“ — tak oto
krzyczały ze mnie przerażenie, nienawiść, wstręt i litość społem: wszystko nie
zło i dobro krzyknęło ze mnie tym jednym okrzykiem. — Do mnie, odważni! Wy
poszukiwacze, usiłowacze, wy wszyscy, co powierzając się żaglom podstępnym,
wypływacie na niezbadane morza! Wy zagadką weselni! Zgadnijcież mi oto
zagadkę, na którą wonczas patrzałem, wytłumaczcież mi to widmo największego
samotnika! Gdyż widmem to było i przyszłości widzeniem, — com wonczas w
przenośni widział? I kim jest ten, co kiedyś przyjść jeszcze musi? Kim jest ów
pastuch, któremu wąż w gardziel wpełzł? Kim jest ten człowiek, któremu tak oto
wszystko, co najcięższe, najczarniejsze, w gardziel wpełznie? — Pastuch
wszakże ugryzł, jak mu to krzyk mój radził; przygryzł dobrym kęsem! Daleko od
siebie wypluł głowę węża: i skoczył na nogi. — Nie pasterz to, nie człowiek
już, — przeistoczony, olśniony, co śmiał się wraz! Przenigdy nie śmiał się na
świecie człowiek, jako ten się śmiał! O, bracia moi, śmiech jam słyszał, co
człowieczym nie był śmiechem, — — i oto pragnienie mnie pali, tęsknoty która
się nigdy nie ukoi. Tęsknota za owym śmiechem trawi mnie: och, jakże ja zdołam
żyć jeszcze! I jakżebym zdołał teraz umrzeć! — Tako rzecze Zaratustra.
Parabola rozmowy Zaratustry z karłem pod bramą oraz
parabola pasterza z wężem w gardle są pełne symboliki, która doczekała się
obszernych komentarzy. Zaratustra, płynąc statkiem, opowiada miłującym
niebezpieczeństwo żeglarzom (symbolizują „wolne duchy”) zagadkę o swoim
przewidzeniu. Jak sugeruje sam autor, zamiast zagadki rozwiązywać (losen), najlepiej
je uwalniać (erlosen), tak jak uwalnia się własne potwory i zamienia w
„niebiańskie dzieci”. Konfrontacja z karłem odbywa się pod bramą, która nosi
nazwę „Augenblick”, co można tłumaczyć jako „chwila”, a co dosłownie oznacza
„okamgnienie”. Ta metafora odnosząca się do patrzenia jest pomocna w
zrozumieniu problemu czasu. Tak jak patrząc nie widzimy nigdy pojedynczych
elementów, z których składa się obraz, ale widzimy od razu obraz w całości, tak
samo przeżywamy czas nie w oddzielnych „punktualnych” chwilach, ale w pewnej
ciągłości (trwaniu). Brama-chwila jest punktem, w którym zbiegają się dwie
przeciwne drogi, z których jedna wiedzie w przeszłość, a druga w przyszłość.
Karzeł twierdzi, że czas jest kołem, więc ciągnące się w nieskończoność drogi
nie przeczą sobie nawzajem, tylko łączą się, stając się jedną z drugą.
Odpowiedź karła przypomina pesymistyczną filozofię Schopenhauera, którego
ponadhistoryczną podstawę negującą czas, Nietzsche pragnie przezwyciężyć.
Nieprzypadkowo karzeł nazywany jest kuternogą, diabłem czy duchem ciężkości,
który zatruwa wewnętrznie, fałszuje nasz obraz i hamuje rozwój.
Właściwa nauka o wiecznym powrocie, która jest
przewidzeniem Zaratustry i zagadka dla wolnych duchów, nie objawia się w
słowach karła czy zwierząt, ale w opowieści Zaratustry o pasterzu z wężem w
gardle. Metafora pasterza może być ironicznym nawiązaniem do Ewangelii,
przedstawiających Jezusa jako pasterza (Mk 6,34; Mk 14,26; J 10,1-21; Mt
26,31). Symbolika węża jest bogata – jest symbolem mądrości (jako jedno ze
zwierząt Zaratustry), a także chrześcijańskim symbolem grzechu czy wreszcie
pogańskim symbolem odrodzenia i przemiany (z uwagi na zrzucaną przez węża
skórę). Pasterz uwalnia się od dławiącego go węża, odgryzając mu głowę, co
odmienia go i przywraca radość. Odgryzienie i wyplucie głowy węża może więc
oznaczać odrzucenie pragnienia wieczności zawartej w chwili, jako symbolu
skończonego i doskonałego bytu. Nietzsche posługuje się swego rodzaju
przypowieścią, opisującą to, co nazywa trzema przemianami ducha. Pierwszą
figurą jest wielbłąd – dzieciństwo i młodość. Wielbłąd klęka i mówi: „Nałóż na
mnie brzemię”. To pora posłuszeństwa oraz przyjmowania pouczeń i informacji od
społeczności, niezbędnych do prowadzenia w tejże społeczności życia
odpowiedzialnego, zgodnie z jego wymaganiami. Kiedy jednak wielbłąd jest już
dobrze obładowany, zrywa się na równe nogi i biegnie na pustynię, gdzie
przemienia się w lwa – tym silniejszego, im cięższy dźwigał ładunek. Zadaniem
lwa jest zabić smoka, którego imię brzmi „Powinieneś”. Na każdej łusce tego
łuskowatego zwierza wypisane jest to „powinieneś”; niektóre z „powinieneś”
pochodzą sprzed czterech tysięcy lat, inne – z tytułów porannych gazet czy
mediów społecznościowych. Podczas gdy wielbłąd – dziecko – musiał
podporządkować się owym „powinieneś”, lew – czyli młodzieniec – ma je odrzucić
i zająć się urzeczywistnieniem własnych celów. I właśnie wówczas, gdy z tego
smoka jest już zimny trup, a wszystkie jego „powinieneś” zostały pokonane, lew
przemienia się w dziecko posłuszne tylko własnej naturze, tak jak koło
napędzane wyłącznie przez własną piastę. Nie ma już reguł, których trzeba
słuchać. Żadnych praw wyprowadzanych z konieczności historycznych i celów
lokalnej społeczności, lecz tylko czysty impuls witalny, pchający do życia
życiem kwiatu.
Nietzsche uważa, że właśnie negacja życia w imię
wartości uważanych za ważniejsze od życia jest iluzoryczna, niebezpieczna i
perwersyjna zarazem. Iluzoryczna, ponieważ tkwiąc w środku życia, w
rzeczywistości nie możemy sami oceniać go „z zewnątrz”. Niebezpieczna, ponieważ
osłabia nas, tłumi nasze siły witalne. Perwersyjna, ponieważ stłumienie naszych
instynktów popycha nas do tego, by ponownie potajemnie zainwestować je w taki
sposób, żeby zaspokoić je pod zwodniczymi pozorami najszlachetniejszej moralności.
Przytłaczające stwierdzenie: „Bóg umarł” (które w języku niemieckim brzmi
jeszcze bardziej dojmująco) jest chyba najbardziej reprezentatywnym cytatem w
całej filozofii Nietzschego. Ale co ono w rzeczywistości oznacza? Słyszeliśmy
je tyle razy, że wydaje się nam niemal oczywiste i niewinne. Jest jednak
zupełnie odwrotnie, ponieważ Nietzsche widzi śmierć Boga, jako gigantyczny
problem. „Bóg nie żyje” w naszych umysłach. To metafora stwierdzenia: „wiara w
chrześcijańskiego Boga stała się czymś niewiarygodnym” dla jemu współczesnych
mieszkańców Europy. W XIX w. Pojawienie się wizji świata sprzecznych z religią
(darwinizm, scjentyzm, socjalizm, itd) spowodowało powolny upadek wiary we
wszystkich warstwach społeczeństwa. W pewnym fragmencie „Tako rzecze
Zaratustra” Nietzsche przypomina, że dawniej bluźnierstwo było oskarżeniem
skierowanym przeciwko Bogu, przeciwko religii, przeciwko świętym bożkom ludzi
wierzących. W związku z tym, zgodnie z nową mądrością, którą chce ustanowić,
bluźnierstwo polegać będzie na wznoszeniu oskarżeń nie przeciwko niebu, lecz
przeciwko ziemi: „Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie
tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach!”. Prawdziwy bluźnierca to nie jest
ten, kto złorzeczy Bogu, lecz ten, kto złorzeczy ziemi, ponieważ to ona jest
prawdziwą boskością. Jak wymownie te słowa brzmią w dzisiejszych czasach,
ponieważ do degradacji środowiska naturalnego w największym stopniu przyczynia
się człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz