03 sierpnia 2024

Serca Atlantydów

 

„Serca Atlantydów”

Stephen King

Autor/ (ur. 21 września 1947 w Portland) – amerykański pisarz specjalizujący się w literaturze grozy. W przeszłości wydawał książki pod pseudonimem Richard Bachman, raz jako John Swithen. Jego książki rozeszły się w nakładzie przekraczającym 350 milionów egzemplarzy, co czyni go jednym z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie.

Tłumaczenie/  Maciejka Mazan, Arkadiusz Nakoniecznik

Tytuł oryginału/ en-us Hearts in Atlantis

Tematyka/ Stephen King proponuje czytelnikom pięć wypraw w niezbyt odległą przeszłość: lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Senna atmosfera amerykańskich prowincjonalnych miasteczek, zwyczajne troski i radości zwyczajnych ludzi, mało ważne wydarzenia, owocujące mało istotnymi konsekwencjami... Nie dajmy się jednak zwieść pozorom: spokój jest tylko udawany, a zwyczajność powierzchowna. Pod cienką warstwą spokoju kipią niebezpieczne namiętności, uważny czytelnik bez trudu zaś ułoży z porozrzucanych przez autora fragmentów i wskazówek obraz co najmniej równie mroczny i groźny jak te, które mistrz literatury grozy kreślił w swoich wcześniejszych, bestsellerowych powieściach.

Główny motyw/ „Serca Atlantydów” to zbiór opowiadań i noweli (którymi są dwa pierwsze utwory), dość ładnie połączonych ostatnim, krótkim tekstem – traktować trzeba go raczej jako epilog niż opowiadanie. Wszystkie historie toczą się w innych latach i mają inny charakter. Pierwsza nowela – „Mali ludzie w żółtych płaszczach” opowiada o przyjaźni chłopca (Bobiego Garfilda) i starego człowieka – Teda Brautigana. Ted obawia się tytułowych małych ludzi w żółtych płaszczach i prosi właśnie Bobiego o to, by ten szukał ich śladów w sąsiedztwie. Kolejne opowiadanie to „Serca Atlantydów”. Opowieść o grupce studentów, którzy przegrywają swoje życie w akademickiej świetlicy, grając w kierki. Kolejno popadają w nałóg, przegrywają pieniądze, opuszczają się na studiach i w rezultacie są z nich wyrzucani. Następne dwa opowiadania w zbiorze to „Ślepy Willie” i „Dlaczego jesteśmy w Wietnamie”. Oba opowiadają historię weteranów wojny wietnamskiej i w bardzo wymowny sposób prezentują jakie losy czekały bohaterów tej wojny. Wojna jest w tej książce grozą, która dotknęła całe pokolenie ludzi i całe społeczeństwo. Ostatnie opowiadanie to „Zapadają niebiańskie mroki nocy” – akcja opowiadania rozgrywa się w 1999 roku. Króciutka historia, będąca niejako epilogiem wszystkiego, o czym przeczytaliśmy wcześniej. Znów wracamy do Bobby'ego, który po latach, jako dorosły człowiek, wraca do miasteczka swojego dzieciństwa, aby rozliczyć się z przeszłością. Zgrabne podsumowanie całości.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czy można rozpaczać z powodu straty kogoś, kogo ledwo się pamięta?”.

„Życie nie jest sprawiedliwe”.

„Jeśli zdecydowała się komuś przylepić naklejkę z napisem ZŁY, używała najmocniejszego dostępnego kleju”.

„Najistotniejsza była świadomość, że jest się kochanym jedynie trochę, i pragnienie ocalenia za wszelką cenę tej odrobiny uczucia”.

„Ten pocałunek stał się wzorem, z którym miał już zawsze porównywać inne pocałunki – i stwierdzać, że żaden nie może się z nim równać”.

„Wszystko jest legalne, dopóki człowieka nie przyłapią na gorącym uczynku…”.

„W kartach jak w życiu: mężczyzn często dzieli kobieta”.

„Ufam mu na tyle, na ile sam mogę przesunąć fortepian”.

„Niekiedy wydawało mu się, że życie byłoby znacznie ciekawsze, gdyby toczyło się według jakiegoś scenariusza”.

„Przyjaźń polega również na uszanowaniu prywatności”.

„Ten świat to paskudne miejsce”.

„Niemal zawsze wiemy, co jest dla nas najlepsze, ale czasem wiedza wydaje się bardzo blada w porównaniu z namiętnością. Smutna prawda”.

„Nawet jeśli się pasa świnie, należy się dobrze prezentować”.

„Fajna chwila, kiedy tak spoglądaliśmy na siebie przez płomyk zapalniczki Zippo. Nie tak słodka jak pocałunek, ale miła”.

„(…) był to uśmiech, o którym można myśleć w środku nocy, obudziwszy się z głębokiego snu”.

„Miłość nie trafia się często”.

„Czas mija, Atlantyda coraz głębiej osuwa się w głąb oceanu, a człowiek nabiera tendencji do romantyzmu. I mitologizowania”.

„Był to świat, w którym słowa mogły jeszcze szokować”.

„(…) noc, kiedy kochaliśmy się przy starych  przebojach, jest już dla niej historią starożytną”.

„Szacunek do pracy i miejsca pracy zaczyna się od szacunku do samego siebie”.

„Nie pyta, dlaczego tak jest. Dobrze sobie radzi w życiu bez żadnych pytań i nie chce tego zmieniać”.

„A może tylko dlatego, że kiedy ktoś umiera, myślisz o przeszłości, przeszłości, pieprzonej przeszłości”.

„Niektóre wspomnienia przyklejają się do człowieka i nie chcą się odczepić”.

„Co dobrego jest w dzieciństwie, skoro prowadzi to do takich rzeczy? Zły wzrok i złe ciśnienie to jedno, złe idee, złe marzenia i zły koniec to coś zupełnie innego. Po jakim czasie ma się ochotę powiedzieć do Boga: oj, już byś dał spokój”. 

Książka Stephena Kinga „Serca Atlantydów” to głębokie zanurzenie (się) autora w pokolenie zaangażowane w wojnę w Wietnamie. King wielokrotnie nawiązuje do tego pokolenia i Ameryki z tego okresu, porównując do zaginionego miasta Atlantydy. W jednym z fragmentów King odnosi się nawet do samej wojny, jako „apokaliptycznego tonącego kontynentu". Te historie obejmują lata 1960-1999 i wszystkie są połączone uczuciami, i powtarzającymi się w kolejnych opowiadaniach bohaterami. Pierwsze dwie historie opowiadają o zbliżającej się wojnie, podczas gdy ostatnie trzy próbują radzić sobie z następstwami, jakie przyniósł konflikt wietnamski. Wszystkie opowiadania są pięknie napisane, jest to naprawdę jedna z najlepszych książek Stephena Kinga.

Pierwsza historia w kolekcji Mali ludzie w żółtych płaszczach" to piękna opowieść o dojrzewaniu. Tutaj King przedstawia czytelnikom wszystkich głównych bohaterów, których obserwujemy w dalszych częściach powieści: Bobby Garfield, Carol Gerber, John Sullivan (Sully-John), William (Willie) Shearman i Ted Brautigan. Bobby mieszka z matką i przyjaźni się ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi, Carol i Sully-Johnem. Starszy pan, Ted, wprowadza się do mieszkania nad pokojem Bobby’ego. Ted i Bobby wkrótce stają się przyjaciółmi. Ted „zatrudnia” Bobby'ego, aby czytał mu gazety i wypatrywał „niskich mężczyzn w żółtych płaszczach”, a także innych znaków, mogących świadczyć o ich przybyciu. Dowiadujemy się, że Ted jest „łamaczem", a „mali ludzie w żółtych płaszczach” ścigają go, ponieważ może pomóc zniszczyć belki podtrzymujące ciemną wieżę, ogniwo wszechświata. W każdym razie Bobby kocha Teda, uczy się od niego bycia mężczyzną i traktuje go jak ojca. Kiedy Ted musi odejść pod koniec opowiadania, Bobby nie przyjmuje tego dobrze. Na ostatnich kilka stronach, obserwujemy, jak Bobby zmienia się ze słodkiego młodego chłopca we wściekłego nastolatka.

Tytułowa historia z kolekcji to Serca Atlantydów". Wydaje się prawie jak historia non-fiction. W tej historii bohaterem jest Pete Riley i to z jego perspektywy widzimy pierwszy rok na Universytecie Maine podczas początków konfliktu w Wietnamie. Pete ma wielu przyjaciół na swoim roku, jednym z nich jest Ronnie Malenfant, ta postać pojawia się również w kolejnych dwóch historiach. Kolejną jest Carol Gerber. Tak, ta sama Carol Gerber z opowiadania „Mali ludzie w żółtych płaszczach”. Carol i Pete stają się sobie bliscy, jednak ona rezygnuje ze studiów na dobre podczas przerwy na Święto Dziękczynienia, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko wojnie w Wietnamie. Ronnie sprawia, że koledzy z akademika uzależniają od gry karcianej zwanej Hearts. Pierwszoklasiści mają taką obsesję na punkcie tej gry, że ponad połowa z nich wylatuje ze studiów. Staje się to dla nich problemem, ponieważ jeżeli przerwali studia, mogą zostać powołani na wojnę. Pod koniec semestru Pete i jego najlepszy przyjaciel Skip błagają wykładowców o dodatkowe egzaminy, aby mogli zaliczyć semestr. Ich prośby działają, obaj chłopcy kończą pierwszy rok i z powodzeniem unikają powołania do wojska.

Opowiadanie Ślepy Willie" przedstawia jeden dzień z życia Williego Shearmana, tak, Williego, który wspomniany jest już w opowiadaniu „Mali ludzie w żółtych płaszczach". Willie wychodzi z domu każdego ranka, udaje się do biurowca, gdzie pisze notatki, w których przeprasza Carol Gerber (tak znowu tą samą Carol) za pobicie jej, gdy byli dziećmi. Po wykonaniu tej czynności Willie przebiera się za niewidomego bezdomnego i żebrze o pieniądze. Willie jest weteranem wojny w Wietnamie. Walczył u boku Sully'ego-Johna (tak, ta sama postać) i Ronniego Malenfanta. Został odesłany do domu po tym, jak został częściowo oślepiony granatem błyskowym, kiedy ratował spod ostrzału ciężko rannego Sully-Johna w bezpieczne miejsce. Willie nie jest w rzeczywistości ślepy, tylko udaje, kiedy popada w jakieś kłopoty.

Dlaczego jesteśmy w Wietnamie" opowiada o Sully-Johnie i jego życiu w powojennych czasach. Po tym, jak został ranny i uratowany przez Williego, Sully zaczyna widzieć ducha wietnamskiej kobiety, którą Ronnie zabił, najwyraźniej bez powodu. Wiele lat później Sully bierze udział w pogrzebie jednego ze swoich kolegów żołnierzy-weteranów i wraca do wspomnień podczas rozmowy ze swoim byłym dowódcą oddziału. Dyskutują o tym, że każdy z nich wrócił do domu okaleczony fizycznie i psychicznie, o rozpadzie ich związków, o umieraniu zbyt wcześnie, o nałogach, o nadużywaniu prozaku i traumie wojennej. Po pogrzebie, gdy utknął w korku w drodze do domu, Sully zauważa kobietę, która wygląda jak Carol Gerber. Sully spotykał się z Carol jeszcze przed studiami i widział jej zdjęcia w wiadomościach podczas antywojennych protestów. W jednym z artykułów wspomniano, że dom, w którym się znajdowała, spłonął. Sully zdaje sobie sprawę, że ta kobieta to nie jest Carol, nagle przypadkowe przedmioty zaczynają spadać z nieba, miażdżąc samochody i zabijając ludzi. Sully zostaje uderzony rękawicą baseballową, która należała do jego starego przyjaciela Bobby'ego Garfielda. Na ostatnich stronach tej historii, nie powiem dlaczego, Stephen King wyrywa nam serce. 


Niebiańskie odcienie nocy spadają" to ostatnia historia z kolekcji, będąca swego rodzaju epilogiem. Bobby i jego matka opuścili rodzinne miasto wkrótce po tym, jak zaaresztowano Teda. Po latach Bobby wraca do rodzinnego miasta na pogrzeb. Ponownie odwiedza obszary wokół domu, przywołując stare wspomnienia z dzieciństwa. Pewnego dnia gdy Bobby siedział na ławce w parku, nagle podeszła do niego Carol. Bobby jest zszokowany, ponieważ przypuszczał, że Carol nie żyje. Kiedyś przeczytał w gazecie o protestach, podczas których dziewczyna zginęła. Podczas ich rozmowy Bobby ujawnia, że dawno temu otrzymał paczkę od Teda. Paczka zawierała jego rękawicę baseballową i wiadomość z informacją, że właśnie tego konkretnego dnia po czterdziestu latach ma przyjechać do rodzinnego miasta. To spotkanie było lekko podnoszące na duchu czytelnika, a jednocześnie bardzo smutne. Bobby i Carol to nieliczni bohaterowie, którzy ocaleli z „Atlantydy”. King zatoczył w książce koło... i to jest fenomenalne.

            Chciałoby zatrzymać się dłużej przy opowiadaniu „Mali ludzie w żółtych płaszczach”, które zostało zekranizowane w reżyserii Scotta Hicksa w 2001 roku pod tytułem „Kraina wiecznego szczęścia”. W rolę Teda wcielił się jeden z moich ulubionych aktorów – Anthony Hopkins. „Mali ludzie w żółtych płaszczach” jest pierwszym opowiadaniem ze zbioru „Serca Atlantydów”. Należy jednak wspomnieć, że ta historia jest zarówno swoim początkiem i końcem, nawiązuje do ostatniego opowiadania ze zbioru – „Zapadają niebiańskie mroki nocy”. Obecność Bobby’ego Garfielda na pogrzebie dawnego przyjaciela – niejakiego Smutnego Johna staje się pretekstem do wspomnień magicznego okresu dzieciństwa. W ten oto sposób akcja przenosi nas do lat 60-tych, kiedy to do małego miasteczka o nazwie Harwich przybywa wiekowy Ted Braughtigan. Mężczyzna szybko nawiązuje przyjaźń z jedenastoletnim Bobbym, jednak Ted, jak się wkrótce okaże, wcale nie jest zwyczajnym człowiekiem…

Początkowo Ted wydaje się wszystkim trochę dziwny. Wrażenie to potęguje obsesja Teda, któremu wydaje się, że śledzą go „mali ludzie w żółtych płaszczach".  Ted jest jednym z Łamaczy, którzy mają zniszczyć Promień, a co za tym idzie, unicestwić cały świat. Uciekł z miejsca, gdzie on i jemu podobni byli przetrzymywani i wykorzystywani wbrew własnej woli. I tutaj pojawiają się owi tytułowi „Mali ludzie” – ich zadaniem jest schwytać go i zmusić do powrotu. Jest to tekst długi oraz ciekawy i wciągający zarazem – gdy się zacznie czytać, to ciężko oderwać od niego wzrok. Akcja jest ciągła, można się natknąć na sporo interesujących dialogów, poruszających wiele tematów (nie tylko związanych bezpośrednio z fabułą – ten tekst miał być częścią powieści). Genialna jest także kreacja głównego bohatera, Bobbiego. Początkowo przeciętny nastolatek, któremu jednak w krótkim czasie dane jest przeżyć więcej, niż innym w ciągu całego życia. Autor w iście mistrzowski sposób ukazuje nam jego psychikę – to, w jaki sposób myśli, podejmuje decyzje, czym się kieruje przy wybraniu takiej, a nie innej drogi, czy w końcu jaki wpływ będzie miało na niego w przyszłości to wszystko, czego dotąd doświadczył.

            Ted Brautigan potrafi przewidzieć przyszłość. Unika kontaktu z ludźmi, ponieważ nie chce zgłębiać ich umysłów i poznawać ich przyszłości. Pomaga jednak dzieciom do momentu, kiedy Liz, matka Bobby’ego Garfielda, pomyślała, że może jest on pedofilem. Na przykład, gdy Ted stara się nastawić zwichnięte ramię młodej Carol Geber, Liz uważa, że w dotykaniu dziewczynki posunął się za daleko. Kiedy Ted kogoś dotknął, potrafił przewidzieć, co spotka tę osobę. Otwierał okno w jej umyśle, a ponadto wiedział, co jej się przytrafi, opierając się na tym, co ona myśli i co robi. Posiadał dar telepatii i przepowiadania przyszłości. W dodatku, gdy Ted otwierał okno w czyimś umyśle, przekazywał tej osobie swoje psychiczne zdolności – choćby na krótką chwilę.

Jak to często bywa w opowieściach Kinga, okres w którym rozgrywa się akcja opowiadania jest odtwarzany poprzez intensywną pamięć o samochodach, audycjach radiowych, ubraniach, rękawicach baseballowych – materialnych skarbach dzieciństwa w niepewnym świecie dorosłych. Sami „mali ludzie w żółtych płaszczach” są tak samo symboliczni, jak prawdziwi. W historii Kinga sugeruje się, że mogą pochodzić z innego świata lub czasu, ale mogą też być agentami FBI, którzy chcą wykorzystać moce Teda dla rządu. Jednak to nie ma znaczenia; ponieważ zamiarem autora było pokazanie czym są twarde realia dorosłego świata, który bierze utalentowanych i nonkonformistycznych ludzi aby ich użyć dla własnych celów, albo ich zniszczyć. Książka odtwarza zacienioną dzielnicę niższej klasy średniej w mieście wzgórz i drzew, senną atmosferę małego miasteczka, niedzielne popołudnia z gazetą w rękach, piwem korzennym, której towarzyszą transmisje meczów w radiu. W takim świecie dorasta Bobby. Czuje zagrożenie ze strony starszych łobuzów z sąsiedztwa, jest zakochany w Carol Gerber i pełen podziwu dla Teda. Kiedy matka Bobby'ego daje mu kartę biblioteczną dla dorosłych czytelników na urodziny, to właśnie Ted staje się dla niego „zastępczym ojcem” i doradza mu, których autorów powinien zacząć czytać.

Książka kończy się wraz z końcem dzieciństwa, rozczarowaniem prawdziwym światem, który jest przed bohaterami. Matka Bobby'ego zostaje okrutnie pozbawiona złudzeń, sfrustrowana, poniżona przez swojego szefa atakuje niewinnego Teda, a potem przychodzą „mali ludzie w żółtych płaszczach” i zabierają Teda. Tak kończy się lato Bobby'emu, ze stratą dorosłego przyjaciela i powiernika, ale przynajmniej doświadczył najlepszego z możliwych pocałunków od Carol. Chociaż wszystkie książki Stephena Kinga są horrorami, „Mali ludzie w żółtych płaszczach” nie jest horrorem, który ma nas wystraszyć, codzienne historie z życia bohaterów są „horrorami” codzienności. Innymi słowy, większe i mniejsze tragedie występują tam jakby na marginesie. Bobby jest nie tylko uroczym dzieckiem, ale inteligentnym, zagubionym chłopcem szukającym „ojca” i męskiego autorytetu. Carol to nie tylko dziewczyna z ulicy, ale rodzaj duszy, która inspiruje to wszystko, co najlepsze w innych ludziach. Ted Brautigan to nie tylko starszy, zmęczony człowiek, który musi ciągle ukrywać się przed jakimiś podejrzanymi ludźmi, który wie wszystko o osobach z jego otoczenia i obawia się o swoją przyszłość, ale wciąż ma wystarczająco dużo wiary w to, że zainspirowanie chłopca właściwymi autorami i pozycjami książkowymi ukształtuje charakter tego zagubionego młodzieńca.

Historia z opowiadania „Mali ludzie w żółtych płaszczach” pokazuje tradycyjne mocne strony Kinga: jego empatię wobec dziecięcych zauroczeń i lęków, jego wręcz „telepatyczny” wgląd w emocjonalną rzeczywistość małej, odizolowanej rodziny i wreszcie jego talent do wywoływania strachu w prostych i znanych czytelnikom rzeczach. Przez większą część tego opowiadania czytelnicy otrzymują to, w czym King jest najlepszy. Nagle „przeszczepia” nasze fantazje o idyllicznym życiu na małomiasteczkowy gotyk. Oszołomienie czytelnika potęguje samoistnie, ponieważ okazuje się, że Bobby nie jest osobą, za którą się uważał. Chociaż King otwiera mu drzwi do innego świata, młody bohater nie wkracza do niego. Postać z powieści grozy znalazłby nowe pokłady odwagi, bohater z powieści fantasy zaakceptowałby przygodę, ale Bobby odkrywa, że nie jest bohaterem własnego życia i żadne prawo z gatunków literackich jego nie dotyczy. 

Opowiadania umieszczone w książce sprawiły, że zacząłem się zastanawiać nad kilkoma rzeczami: być może Wietnam jest archetypem nie tylko ziemskiego horroru, którego Bobby’emu udaje się uniknąć, nie będąc na wojnie w Wietnamie, ale całego nadprzyrodzonego horroru, jaki prezentuje nam Stephen King w swojej twórczości. Być może te historie Kinga były jego sposobem wyobrażania sobie, jakby to było przejść (jego płaskostopie, wysokie ciśnienie krwi i pęknięte błony bębenkowe zatrzymały go w domu, dzięki czemu uniknął wojny w Wietnamie) do świata, w którym jego osobista przeszłość miała niesamowicie silny wpływ na jego teraźniejszość. Gdzie maszyny wydawały się czasami mieć więcej siły woli niż mężczyźni, gdzie mili młodzi mężczyźni odkryli, że zło i zabijanie przyciąga inne, jeszcze większe zło. Gdzie kruche ludzkie ciała pękają, palą się i cuchną, gdzie złe rzeczy próbuje się opakować w szczytny cel, aby mogły wyglądać sprawiedliwie i gdzie, z wyjątkiem naszej wyobraźni, prawie niemożliwe jest bycie bohaterskim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu.

 

 

 

01 sierpnia 2024

Czarna bezgwiezdna noc

 

„Czarna bezgwiezdna noc”

Stephen King

Autor/ Stephen King – urodził się w 1947 roku w Portland w USA. Pisarz specjalizujący się przede wszystkim w literaturze grozy. Stephen King wywodzi się z rodziny o irlandzko-szkockich korzeniach. Wychowywała go matka, po tym, jak ojciec opuścił rodzinę. Od dziecka zafascynował się odrealnionymi historiami literackimi. Na obecną chwilę sprzedano ponad 350 milionów egzemplarzy książek Stephena Kinga. Na ich podstawie nakręcono kilkanaście filmów i produkcji telewizyjnych.

Tłumaczenie/ Krzysztof Obłucki, Krzysztof Sokołowski

Tytuł oryginału/ en-us  Full dark, no stars

Tematyka/ Stephen King jak nikt potrafi pokazać mrok ludzkiej duszy. A właściwie potrafi pokazać mrok w każdej duszy… Nawet w tych porządnych i przyzwoitych ludzi, którzy złe życzenia i uczucia wypychają głęboko ze swojej świadomości. Zło jest w każdym z nas – tylko u większości działa wewnętrzny cenzor, który nie wypuszcza zła na wierzch, w sferę czynów czy chociażby świadomości. King pokazuje sytuacje, kiedy cenzor przestaje działać.

Główny motyw/ „Czarna bezgwiezdna noc" to zbiór czterech mikropowieści. „1922" dzieje się na małej farmie, gdzie konflikt między farmerem a jego żoną przybiera nieoczekiwanie gwałtowną formę. „Wielki kierowca" i „Dobrane małżeństwo" opowiadają o przemocy wobec kobiet, a „Dobry interes" (jedyne z opowiadań, w którym znajdziemy zjawiska nadprzyrodzone) to swoista historia Hioba. Człowieka, któremu dano wszystko i wszystko zabrano. W każdym opowiadaniu King opisuje działanie sprowokowane przez uczucia głęboko ludzkie: złość, chęć zemsty, gniew, zazdrość, poczucie krzywdy. Zgwałcona kobieta chce się zemścić. Mężczyzna, który ciężko pracuje i wiedzie szare życie źle życzy temu, któremu się powodzi. I nie zawaha się przed zrealizowaniem swoich życzeń, nawet jeśli ten, któremu się wiedzie, to jego najlepszy przyjaciel. Inna kobieta dowiaduje się, że jej mąż od wielu lat prowadzi podwójne życie: jako seryjny morderca oraz troskliwy ojciec rodziny. I, jak się okazuje, ona też może z tym żyć… Wszystko jest wyraziste, wręcz jaskrawe, ale bez niedomówień: każdy z nas jest zdolny do najgorszego.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Miasta są dla głupców”.

„Wierzę, że w każdym siedzi jakoby inny człowiek”.

„(…) prawo staje się przyjacielem każdego, kto płaci”.

„Policzek, który mu wymierzyła, stał się wyrokiem śmierci”.

„Zresztą czy piekło istnieje, czy sami je sobie robimy na ziemi?”.

„Wcześniej czy później nawet najsolidniejsza trumna musi spróchnieć i wpuścić życie, by karmiło się śmiercią. Tak działa świat i jakie to ma znaczenie?”.

„Mówią, że miłość jest ślepa, ale to powiedzenie głupców. Czasami widzi zbyt dużo”.

„Jeśli Bóg nagradza nas na ziemi za dobre uczynki – tak sugeruje Stary Testament, a purytanie są o tym święcie przekonani – to może szatan odwdzięcza się nam za złe”.

„Gabinet bankiera nie różni się prawie wcale od konfesjonału księdza”.

„Wszyscy jesteśmy skazani na popełnianie błędów”.

„Gdyby ludzie nie fascynowali się psychopatami, nie kręcono by filmów o szaleńcach w hokejowych maskach i naiwnych ofiarach z nożyczkami zamiast pleców”.

„Gdy chodzi o ludzkie popapranie i zło, zdaje się, że jakiekolwiek granice przestają istnieć”.

„Chociaż Norville była bibliotekarką, nigdzie nie widać było książek”.

„Życie naprawdę naśladuje sztukę, czasami. A im prymitywniejsza sztuka, tym lepsza imitacja”.

„Kiedy jakaś osoba robi złe rzeczy, a druga o tym wie, ale jej nie powstrzymuje, obie są tak samo winne”.

„Choć czasami cygaro jest tylko cygarem, a przypadek jest po prostu przypadkiem”.

„(…) genetyka potrafi być okrutna…”.

„W takim razie wie pan, że ludziom potrzebne są przedłużenia, bo wszystko dla nich jest za krótkie: krótki termin, krótki penis, krótki wzrok i tak dalej”.

„Tak, życie to taka trochę za krótka kołdra”.

„(…) każdy czasem kogoś nienawidzi”.

„Wszyscy trzęsiemy się w brzuchu przez dziewięć miesięcy, a potem kości zostają rzucone”.

„Rachunek prawdopodobieństwa faworyzuje optymistów, każdy bankier ci to powie”.

„Małżeństwo jest jak dom w ciągłej budowie, każdego roku spostrzega się nowe pokoje”.

„Czy ktoś naprawdę zna drugiego człowieka?”.

„Nie można wcisnąć z powrotem pasty do tubki”.

„Starych nawyków trudno się pozbyć. Często, jak uważała, umierają dopiero z nami”.

„Czy można wyobrazić sobie kogoś nikczemniejszego od złodzieja Biblii?”.

Badacze od niepamiętnych czasów poświęcają morderstwu wiele uwagi i jest to całkowicie uzasadnione. To najbardziej fascynujący, tajemniczy i ważki czyn, jaki człowiek może popełnić. Edward L. Greenspan, jeden z najbardziej znanych kanadyjskich obrońców, specjalizujących się w sprawach karnych oraz płodny autor książek prawniczych powiedział: „Żadne przestępstwo nie frapuje nas tak bardzo, jak morderstwo. (…) Jesteśmy zafascynowani morderstwem, odkąd Kain zabił Abla”. Tak naprawdę sprawcami większości zabójstw nie są seryjni mordercy, zatwardziali przestępcy ani ludzie obłąkani. Udowadnia nam to Stephen King w swojej świetnej książce „Czarna bezgwiezdna noc”.

Niemal we wszystkich mitach motywy zabójstwa wiążą się z zasobami pochodzącymi albo chęcią zdobycia władzy, pieniędzy lub kobiety. Biblijna opowieść o Kainie i Ablu niczym aparat rentgenowski prześwietla psychologiczne mechanizmy konfliktu między rodzeństwem. Kain zabił swego brata z powodu zazdrości; to Abel w oczach Boga zasłużył na to, aby jego potomkowie składali ofiary Bogu. Dardanos, syn greckiego boga Zeusa i śmiertelniczki Elektry, zabił swojego starszego brata, aby zdobyć królestwo, a następnie wykorzystał uzyskane w ten sposób zasoby, by zapoczątkować linię książąt trojańskich. Bezwzględna walka o tron, w której zabicie brata lub siostry oznaczało pozbycie się najgroźniejszego konkurenta w rywalizacji o władzę i prestiż, stanowi integralną część historii Starego Kontynentu.

Wielki reżyser filmowy Alfred Hitchcock często sięgał po temat  morderstwa. Jego klasyczny thriller Nieznajomy z pociągu, oparty na powieści autorstwa Patricii Highsmith, wskazuje na możliwą rolę fantazji o zabijaniu. W jednej ze scen główny czarny charakter inicjuje grę towarzyską podczas eleganckiego przyjęcia – proponuje gościom, aby wyobrazili sobie, że mogliby popełnić morderstwo. Jedna z zaproszonych kobiet natychmiast podchwytuje ideę tej gry. Opowiadając o swojej  fantazji zabicia męża młotkiem, kobieta uśmiecha się z zadowoleniem, co wywołuje przerażenie u pozostałych gości. Nieco później, w pociągu ten sam złoczyńca wykorzystuje fantazje, aby wciągnąć nieznajomego mężczyznę w diaboliczny plan dokonania podwójnego morderstwa. Hitchcock i Highsmith bezwiednie pokazali jeden z najważniejszych mechanizmów psychologicznych, zainstalowanych w mózgu zabójcy – tworzenie scenariuszy i planów morderstwa. A teraz wróćmy do książki „Czarna bezgwiezdna noc” Stephena Kinga… Zbiór 4 minipowieści mistrza grozy, które ujawniają jedną wspólną tajemnicę – ciemną stronę każdego z nas. „Wierzę w to, że w każdym człowieku jest drugi człowiek, obcy…” napisał Wilfred Leland James, bohater pierwszego opowiadania, zatytułowanego „1922”. Stephen King kolejny raz dowodzi, że jest mistrzem mrocznych opowieści. Niezwykłych nowel, połączonych ze sobą tematem kary. 


Opowieść snutą przez narratora w osobie głównego bohatera śledzimy poprzez jego opowiadanie, które zaczyna się w obskurnym pokoju hotelu Magnolia. Siedząc nad listem, spisując zdanie po zdaniu swoją spowiedź, odsłania tragiczne wydarzenia, które rozegrały się w pamiętnym roku 1922, w którym przyszło mu zabić własną żonę. Wilfred Leland James, rolnik w średnim wieku, utrzymujący siebie i rodzinę z produkcji kukurydzy wiedzie spokojne, lecz nie pozbawione problemów życie w małej wiosce Hemingford Home w Nebrasce. Praca na farmie jest dla niego wszystkim co kocha i to właśnie w niej widzi przyszłość swoją i swojej rodziny. Niestety, zgoła odmienne zdanie ma jego małżonka Arlette Christina Winters James, posiadaczka większej części ziemi w ich gospodarstwie, wniesionej do małżeństwa w posagu. Kobieta lubiąca zaglądać do kieliszka, władająca niewybrednym językiem, miłośniczka modnych strojów, decyduje się pewnego dnia na opuszczenie męża i wyjazd do miasta, gdzie wraz z synem ma ułożyć sobie nowe, lepsze życie. Proponuje mu zatem sprzedaż jej części ziemi, a pieniądze z transakcji zamierza przeznaczyć na założenie sklepu z sukienkami i bytowanie z dala od wiejskiego zaścianka. Zniesmaczony tą propozycją i przerażony wizją utraty syna i spadkobiercy, Wilfred widzi tylko jedno rozwiązanie – nakłonić pierworodnego, by wspólnie zabili Arlettę James. Próbuje przekonać Henry'ego Fremana Jamesa, że to jedyne wyjście z tej patowej sytuacji. Wilfred to człowiek przepełniony miłością do syna, ale przede wszystkim opętany jeszcze głębszym uczuciem do ziemi, podtrzymywania tradycji, bojący się zmian i będący w stanie zrobić wszystko, by do tych zmian nie dopuścić. Jego konsekwencja i oddanie temu, w co wierzy, są iście imponujące. A motywacje całkiem zrozumiałe, nawet jeśli wiemy, że ewidentnie przekracza on granice prawa i moralności.

Drugie opowiadanie w książce nosi tytuł „Wielki kierowca” i dotyczy odnoszącej sukcesy autorki kryminałów o imieniu Tess (bez nazwiska), która pewnego dnia podpisuje swoją książkę w bibliotece w małym miasteczku, około sześćdziesięciu mil od domu. Miła bibliotekarka doradza jej, aby nie wracała do domu autostradą, tylko bocznymi, spokojnymi drogami, dzięki czemu skróci sobie odległość o kilkanaście kilometrów. W drodze powrotnej najeżdża na kilka desek leżących na drodze, z których wystają gwoździe, co powoduje uszkodzenie opon. Po tym nieprzyjemnym wydarzeniu Tess zatrzymuje się w pobliżu zamkniętego sklepu. W tym samym czasie nadjeżdża pojazd z olbrzymim mężczyzną, ubranym w charakterystyczną czapkę. Na początku Tess wierzy, że mężczyzna udzieli jej pomocy. W rzeczywistości mężczyzna pojawił się tam, aby zgwałcić i zabić pisarkę. To, że w ogóle przeżyła tak (straszliwą) gehennę, było cudem. Ludzki drapieżnik zostawia ją pośród śmieci w przepuście na poboczu drogi. Tess budzi się po kilku godzinach i widzi, że leży wśród ciał zabitych wcześniej kobiet, które zostały tam porzucone, gdyż tak jak ona okazały się ofiarami „Wielkiego kierowcy”. Gdy Tess wraca do sklepu, w którym znajdują się jej ubrania, zmaga się z szeregiem emocji oraz rozważa, czy zadzwonić na policję. Tess w obawie przed nagonką medialną postanawia nie mówić nikomu, co ją spotkało. Co nie oznacza, że nie planuje zemsty. Z czasem postanawia jednak wziąć sprawy w swoje ręce i sama dokonać zemsty. Doradza jej w tym… nieistniejąca bohaterka jej książek oraz samochodowy GPS, którzy reprezentują jej instynkt samozachowawczy. Reszta historii opowiada o tym, jak kończy swoją misję i miejmy nadzieję, że przeżyje spotkanie, ponieważ zabijanie nie jest łatwą rzeczą. Jeśli coś może pójść nie tak, to wtedy, gdy najmniej się tego spodziewa. Dowiadujemy się z czasem kim jest bibliotekarka z prowincjonalnej biblioteki, która doradziła Tess zmianę trasy. Mamy w tym opowiadaniu dosłowne starotestamentowe poczucie sprawiedliwości „oko za oko”.

Trzecie opowiadanie to „Dobry interes” i koncentruje się wokół Dave'a Streetera, pracownika jednego z lokalnych banków w Derry (ulubione miejsce dla wielu opowieści Kinga), który wie, że umiera na raka. Pewnego dnia zatrzymuje się wzdłuż Harris Street Extension w pobliżu lotniska Derry Municipal i zauważa małe stoisko sprzedające wszelkiego rodzaju „Przedłużenia”: przedłużanie włosów, przedłużanie penisa, przedłużanie pożyczek, a nawet przedłużanie życia. Sprzedawcą na stoisku jest pan George Elvid (diabeł?), niski mężczyzna z bardzo ostrymi zębami, obrzydliwym zapachem i nutą znacznie ciemniejszej osobowości. Pan Elvid oferuje Dave'owi przedłużenie jego życia na (powiedzmy) kolejne piętnaście lat kosztem piętnastu procent jego pensji brutto, plus nazwisko kogoś, kogo nienawidzi, aby choroba mogła zostać przeniesiona właśnie na tą osobę. Stary dobry Dave zastanawia się nad tym przez kilka sekund i podaje imię swojego najlepszego przyjaciela, Toma Goodhugha, którego zna od czasów dzieciństwa. Tom przez całe życie osiągał doskonałe wyniki we wszystkich dziedzinach życia. Zawsze był przystojnym facetem i z pomocą Dave'a przeszedł zarówno przez liceum, jak i college. Następnie ukradł mu dziewczynę, której zrobił dziecko. Ale to nie wszystko. Tom wzbogacił się dzięki nowemu przedsięwzięciu biznesowemu, które rozpoczął dzięki pożyczce uzyskanej z banku w którym pracował Dave, oczywiście przy jego rekomendacji. Tom miał również dwoje wspaniałych dzieci, które wydawały się mieć tyle szczęścia, co ich ojciec. Dave nienawidził swojego przyjaciela, a nieświadomy Tom nawet o tym nie wiedział. Dave chętnie przekazał panu Elvidowi imię swojego przyjaciela, w zamian za pozbycie się kolegi. Kto by tego nie zrobił? To, co dzieje się z Tomem i jego rodziną jest podstawą reszty historii. Z pewnością nie jest to przyjemne, a także pokazuje, że nie zawsze można ufać swoim najlepszym przyjaciołom. Tom zostaje doświadczony przez życie jak biblijny Hiob. „Dobry interes” to historia o egoistycznej, zawistnej i dość marnej naturze ludzkiej, podsumowująca tę naturę jednym zdaniem – jeśli możliwe jest ocalenie własnego życia cudzym kosztem, to niech inni cierpią za to ocalenie.

Czwartą historią ze zbioru opowiadań jest „Dobre małżeństwo”. Wyobraź sobie, że od dwudziestu lat jesteś w związku małżeńskim z kochającym i czułym mężczyzną oraz dobrym ojcem. To wspaniały facet, który traktuje cię jak księżniczkę, tak, jak kochający mężczyzna powinien traktować swoją kobietę, a do tego jest też wspaniałym ojcem dla swoich dzieci. Teraz pójdźmy o krok dalej. Załóżmy, że twój mąż jest w delegacji przez kilka dni, a ty idziesz do garażu, aby poszukać baterii. Przypadkowo uderzasz nogą w pudełko wystające spod blatu. Kiedy przeszukujesz pudełko, aby zobaczyć, co się w nim znajduje, odkrywasz stare katalogi i coś jeszcze – magazyn o mężczyznach torturujących związane kobiety. Co wtedy myślisz? Może mój mąż ma sekretny fetysz i kupił kilka czasopism, aby zaspokoić te wewnętrzne pragnienia? Ale kiedy wsuniesz pudełko z powrotem pod ladę, odkryjesz ukrytą niszę, która zawiera drugie drewniane pudełko, które dałaś mężowi w prezencie. W pudełku znajduje się karta dawcy krwi, karta biblioteczna i prawo jazdy kobiety, która została niedawno zamordowana. Wiesz, bo widziałaś jej zdjęcie w nocnych wiadomościach. Teraz myślisz o czymś innym i to cię przeraża. Dlaczego? Ponieważ twój wspaniały, kochający mąż nie może być mężczyzną, który zabił kobietę ze zdjęcia. Przecież w wiadomościach mówiono o tym, że została zamordowana przez seryjnego mordercę, który działa w okolicy miasta od dziesięcioleci. Znasz swojego męża i nie ma mowy, aby był seryjnym mordercą, który od ponad dwudziestu lat dokonuje makabrycznych czynów na niczego nie podejrzewających kobietach. Teraz, ponieważ twój mąż jest księgowym i prowadził rejestry swoich podróży służbowych przez ostatnie dwie dekady, postanawiasz sprawdzić daty i miejsca zabójstw, aby sprawdzić, czy daty jego nieobecności w domu pasują do dat zaginięcia zamordowanych kobiet. W końcu musisz być pewna swoich podejrzeń. Co teraz robisz? Kto ci uwierzy? Jeśli zostanie prawnie udowodnione, że twój mąż jest zabójcą, kto uwierzy, że nie wiedziałaś o tym od samego początku, a może nawet mu pomagałaś? Co stanie się z twoimi dziećmi, gdy piętno posiadania ojca seryjnego mordercy wyląduje na ich sumieniach?

„Ciemna bezgwiezdna noc” to wspaniała antologia, która pozostawia nam głębsze zrozumienie ciemniejszej strony ludzkiej natury. King jest w tej książce surowy, brutalny i przerażający. Te historie zmuszą nas do myślenia o sobie i o tym, co byśmy zrobili, gdybyśmy zostali postawieni w  podobnych sytuacjach. Nie ma właściwych odpowiedzi... tylko zrozumienie, że kiedy przyjdzie do pchnięcia nożem, zrobimy wszystko, co konieczne, aby przetrwać. Na świecie jest wielu przyzwoitych ludzi, którzy starają się żyć życiem wypełnionym nadzieją, uczciwością, robieniem dobrych uczynków dla innych i dostrzeganiem pozytywów we wszystkim. Oczywiście są też inni, którzy mają wrodzoną mroczną osobowość, wypełnioną złem w najczystszej postaci i karmiącą się cierpieniem i bólem innych. Ci, (którzy są tacy), muszą być zwalczani i izolowani, aby reszta ludzkości mogła przetrwać. Czasami oznacza to, że musimy być tacy jak oni, aby wygrać ostateczną bitwę z mocami zła. Stephen King dotyka tego wszystkiego w swoich świetnych czterech opowiadaniach. Nie będziecie w stanie wyjść niezachwiani z domu i bez poczucia, że straciliście coś cennego. Panie i panowie! To jest głęboka sprawa. Chociaż książka została napisana jako horror, ale i rozrywka w jednym, jest tu kilka ważnych lekcji, które należy sobie przyswoić.

 

 

 

18 lipca 2024

Boża inwazja

 

„Boża inwazja”

Philip K. Dick

Autor/ Philip K. Dick zalicza się do grona pisarzy powieści science fiction, którzy znacząco wpłynęli na rozwój tego gatunku literackiego. Jest określany „Dostojewskim w wersji science fiction”. Choć od początku swojej twórczości był znany i ceniony w świecie literackim, do końca życia pozostał anonimowym autorem dla szerszej publiczności. Jego twórczość została zauważona i doceniona dopiero w latach 90. XX wieku. Łączył elementy klasycznej prozy i fantastyki z rozważaniami filozoficznymi i teologicznymi. Sławę przyniosła mu opublikowana w 1962 roku powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku". Kultowy film „Łowca androidów" był adaptacją jego powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Dick w swoich książkach dosyć poważnie zastanawiał się, co to właściwie znaczy być człowiekiem. Nie jest tajemnicą, że większość swoich książek napisał pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. The Divine Invasion

Tematyka/ Autor w książce „Boża inwazja” przedstawia swoje rozważania na temat istoty Boga, boskości i Jego natury. W tej powieści nieważne staje się pytanie na temat wiary, oraz to, czy Bóg istnieje, czy nie. Philip. K Dick nie wątpi o tym ani przez chwilę. Istotą rozważań staje się kim ON jest dla siebie samego, kim jest dla ludzkości. Jaka jest Jego rola dla życia światów i milionów istnień na nich żyjących. Warstwa fabularna jest płaszczem, pod którym kryją się kolejne rozważania filozoficzno-teologiczne autora, dotyczące walki Boga z Szatanem, Dobra ze Złem, Tworzenia z Chaosem, a także charakterystyczne dla jego twórczości poszukiwanie granicy rzeczywistości i ułudy. Na pytanie Ziny „Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”, Bóg-Emmanuel odpowie kilka chwil później: „Nie można budować świata na życzeniach (…). Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości”. Jak więc jest naprawdę: to człowiek zbudował zło swojego świata, czy też można zwalić całą odpowiedzialność na Boga lub fałszywego Demiurga? „W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu” – rzeknie Rybys.

Główny motyw/ Kontynuacja wątków poruszanych w książce „Valis”. Przenosimy się w nieokreśloną, niezbyt odległą przyszłość. Na jednej ze skolonizowanych przez ludzkość planet mieszka pod specjalną kopułą Herb Asher, wielbiciel talentu niejakiej Lindy Fox, pieśniarki sławnej w całej Galaktyce. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że z jego światem jest „coś” nie w porządku (motyw, jak nietrudno zauważyć, bardzo dla Dicka typowy). Jednocześnie poznaje Rybys, chorą kolonistkę z sąsiedniej kopuły, i zostaje przez nieznane siły zobowiązany do odwiedzenia jej. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna spodziewa się dziecka. Herb i Rybys udają się na Ziemię. Tam rodzi się ich przybrany syn, w rzeczywistości nowe wcielenia boskiego posłańca. Jednak dorastający chłopczyk, choć świadom swej natury, nie za bardzo wie, z jaką misją został zesłany na świat i nie za dobrze umie się odnaleźć w rzeczywistości. Z pomocą przychodzi mu tajemnicza wszechwiedząca dziewczynka Zina, która pozwala mu „przypomnieć sobie” o boskim pochodzeniu. Z czasem rozpętuje się bezkompromisowa walka dobra ze złem, w którą wciągnięci zostają wszyscy bohaterowie. Fabułę komplikuje fakt, że „tak naprawdę” (a przynajmniej w zaznaczonej na samym początku „rzeczywistości obiektywnej”) Asher leży półżywy w czymś w rodzaju ubikowskiego moratorium i śni o życiu kolonisty, zaś towarzyszący mu wszędzie i ciągle temat muzyczny z nie lubianej opery jest w istocie sygnałem radiowym odbieranym przez jego mózg, a nadawanym za pośrednictwem położonej w pobliżu moratorium radiostacji. Podobnych niejasności i przykładów wzajemnie przenikających się światów w „Bożej inwazji” jest dużo więcej.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Uroda wszechświata nie kryła się w gwiazdach, lecz w muzyce tworzonej przez ludzkie umysły, ludzkie głosy, ludzkie dłonie”.

„Odgrzewany sentymentalizm, czyli najgorszy rodzaj sentymentalizmu (…)”.

„Wszystkie stworzenia i gatunki, które przestały próbować wymarły”.

„Zawsze myślałem, że Boga spotyka się dopiero po śmierci”.

„Nikt już nie słyszy głosu Boga”.

„Wokół Ziemi jest teraz ustanowiona strefa. Strefa zła, która go (Boga) nie wpuszcza”.

„W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu”.

„Nie mam wiary ani nadziei, a on nie ma miłości, tylko siłę. Bóg jest przejawem siły, niczym więcej”.

„Jest coś nie w porządku, kiedy ktoś boi się małego dziecka”.[1]

„To dobry wszechświat, w którym zdychający brzydki kundel jest więcej wart niż klasyczna postać ze starożytnej Grecji”.

„Wzniosła sztuka jest dla tych, którzy ją przeżywają. Dla umierającego stworzenia ważniejszy jest łyk wody”.

„Jakież to tragiczne królestwo, zamyślił się. Jego mieszkańcy są więźniami, a ich największą tragedią jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy, myślą, że są wolni, bo nigdy nie byli wolni i nie wiedzą, co to znaczy być wolnym. Ten świat to więzienie i niewielu to zrozumiało”.

„Znam go i wiem, że stracił prawo do mojej miłości, utracił moją miłość przez swoją obojętność”.

„Ten świat, cała ta planeta, wszyscy jej mieszkańcy – wszystko tutaj jest pogrążone we śnie”.

„Bóg nie znajduje przyjemności w nieistnieniu”.

„Ja nie walczę o dobry świat ani o sprawiedliwy, ani piękny. Tu chodzi o samo istnienie wszechświata”.

„Żadne stworzenie nie potrafi sobie wyobrazić, nieistnienia, zwłaszcza własnego nieistnienia”.

„(…) śmierć istniała tu od zawsze, śmierć ma na tej planecie długą tradycję (…)”.

„Nawet diabeł może cytować Pismo Święte”.

„Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”.

„Marzenie przestało być dla niego marzeniem, stało się rzeczywistością aż do poziomu rozczarowań”.

„Świat, zbiorowo, zapomniał, zasnął. Trzeba mu przypomnieć”.

„Oskarżam cię o naruszenie swoich własnych praw biologicznych, o naruszenie porządku świata”.

„Jak mówi Elias, wszystko zostało powiedziane wieki temu i wszystko wydarzyło się wieki temu”.

„To jest prawdziwe prawo życia: wzajemna obrona”.

            Na powieść tę duży wpływ wywarła praca Dicka nad „Egzegezą”. Chciał napisać kontynuację „Valisa” i nawet pierwotnie nazwał ją „Valis Regained”. Ostatecznie powstała w dwa tygodnie w marcu 1980 roku. Początek powieści został zaczerpnięty z opowiadania „W okowach powietrza, w pajęczynie eteru”. „Bożą inwazję” opublikował ostatecznie w wydawnictwie Simon & Schuster w czerwcu 1981 roku.

            Powieść rozpoczyna się od chwili, kiedy chłopiec imieniem Emmanuel podejmuje naukę w szkole na Ziemi. Wie, że jego matka, Rybys Rommey, jest martwa, a ojczym, Herb Asher, leży w stanie śmierci klinicznej w kriogenicznej zawiesinie. Nie wie jednak, że umysł Herba żyje klarownymi marzeniami, w których przeżywa on powtórnie swoje ostatnie sześć lat, łącznie z okresem, gdy wiódł pustelnicze życie w odległym układzie słonecznym CY30-CY30B i gdzie objawiło mu się lokalne bóstwo, Jah, i powiedziało, że ma iść odwiedzić swoją śmiertelnie chorą sąsiadkę. Tą sąsiadką jest Rybys Rommey.

            W szkole do Emmanuela podchodzi tajemnicza, poważna dziewczynka imieniem Zina, która mówi mu, że musi się obudzić, by poznać swą prawdziwą tożsamość. Philip K. Dick ponownie wplata w powieść koncepcję dwóch bogów (biteizm): jeden jest wszechobecny na Ziemi, a drugi znajduje się w stanie, w którym zapomniał swej prawdziwej natury. Koncepcja ta pojawiła się wcześniej na  przykład w „Kosmicznych marionetkach”, ale to w „Bożej inwazji” znajdujemy pełne wytłumaczenie amnezji – odzyskiwania utraconych wspomnień i uświadomienia sobie swojego pochodzenia. W „Bożej inwazji” ponownie pojawia się także idea, że formą upływu czasu dla umysłu znajdującego się w kriogenicznej zawiesinie jest karmienie się wspomnieniami z przeszłości. Natomiast pomysł z małą dziewczynką, będącą manifestacją mądrości (Sofia) również nawiązuje do wcześniejszego utworu Dicka, „Valis”. W „Bożej inwazji” rolę tę odgrywa Zina. Jakby tego było mało, autor dodaje do tej mieszanki jeszcze kabalistyczną koncepcję Szechiny.

            W istocie, „Boża inwazja" opowiada w stylu science fiction o drugim przyjściu Mesjasza na Ziemię. Rybys to nowa Maria, jest dziewicą, ale poczęła Emmanuela i poślubiła Herba, nowego Józefa. Ponieważ jest to powieść Philipa K. Dicka, sprawy są bardziej złożone niż nam się wydaje, do tego z bardzo osobistym rozwinięciem tematów tej historii. Bóg Jah chce zaatakować Ziemię, ponieważ został wygnany z planety po upadku Masady. Jak pamiętamy z historii w I wieku n.e., Masada była rzymską strażnicą graniczną. W 66 roku n.e. została zdobyta przez zelotów, ugrupowanie polityczne walczące z Rzymianami. W ten sposób twierdza Masada stała się głównym punktem oporu wobec Rzymian. Oblężeniem twierdzy kierował w 73 roku n.e. Flawiusz Silwa, rzymski namiestnik Judei. Kiedy zeloci pod wodzą Eleazara Ben Jaira zrozumieli bezcelowość dalszej obrony przed naporem wojsk rzymskich, popełnili na szczycie Masady zbiorowe samobójstwo. Zapasy żywności pozostawili nietknięte, tak, żeby Rzymianie widzieli, że twierdza nie padła z powodu głodu czy braku wody. Łączna liczba obrońców pałacu-twierdzy Masada to 960 osób – taką liczbę podaje Flawiusz Silwa. Przeżyły jedynie dwie kobiety oraz pięcioro dzieci, które ukryte zostały w kanale. Bóg Jah musi powstrzymać Beliala, który próbuje zabić Emmanuela przed jego narodzinami i prawie mu się to udaje, przez co Manny doznaje uszkodzenia mózgu i nie pamięta swojej tożsamości. Aby pomóc dziecku, Bóg posyła Eliasa Tate'a, który w rzeczywistości jest prorokiem Eliaszem. Fabuła „Bożej inwazji" składa się z wielu dyskusji teologicznych. Philip K. Dick ponownie miesza elementy różnych religii, ale w tej powieści czerpie przede wszystkim z judaizmu, w tym z kabały. Aby jeszcze bardziej skomplikować historię, autor dodaje dziwne doświadczenia Herba Ashera, który ma świadome sny podczas przebywania w kriogenicznej zawiesinie, co sprawia, że autor w swoim stylu powtarza własną koncepcję na temat światów równoległych. 


            Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wypadek taksówki powietrznej zabija Rybys i pozostawia Herba w zawieszeniu kriogenicznym na dziesięć lat, podczas których Elias chroni Emmanuela. Dopełnia też starań, aby rząd Ziemi – dyktatura kontrolowana wspólnie przez Kościół katolicko-islamski pod wodzą kardynała Fultona Harmsa oraz Legata Naukowego (spadkobiercę Partii Komunistycznej) pod rządami Nicholasa Bulkowsky’ego – nie odkrył Emmanuela, zanim nie nadejdzie dzień jego triumfu. I tu zaczyna się robić dziwnie. W kriogenicznym zawieszeniu Herb słyszy pobliską stację radiową, której transmisje są odbierane przez jego kapsułę, gdy w kółko przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jego zawieszenia. Od czasu do czasu słyszy muzykę, nawet po tym, jak najwyraźniej jest rozmrożony. W ciągu 10 lat Emmanuel, który zapomniał, ale teraz pamięta o swojej tożsamości jako Boga, zaprzyjaźnił się z Ziną, która jest kolejnym wcieleniem różnych postaci. Dziewczynka pokazuje mu inną, lepszą iterację wszechświata, którą jest w stanie stworzyć. A co z Beliala’em, teraz przyjmującym wcielenie koźlęcia, i długotrwałym zauroczeniem Herba Ashera Lindą Fox, folkową artystką popową? Linda w dystopijnym uniwersum Emmanuela jest gwiazdą znaną z galaktyki dzięki unowocześnieniu pieśni na lutnię Johna Dowlanda z końca XVI wieku. W coraz lepszym uniwersum Ziny jest zmagającą się z problemami artystką, szukającą uznania. W tym miejscu muszę się na chwilę zatrzymać i napisać pewną ciekawostkę. (Co ciekawe) Philip K. Dick napisał „Bożą inwazję” w 1980 roku i przewidział pracę sztucznej inteligencji, potrafiącą stworzyć nieistniejącą postać. Wszyscy pamiętamy niedawne doniesienia mediów o Aitanie, modelce z Instagrama.  Pracuje jako modelka, bierze udział w reklamach i zamieszcza zdjęcia w bieliźnie na płatnej platformie. Powodzi jej się nieźle, bo miesięcznie średnio inkasuje ok. 3 tys. euro, ale jej możliwości zarobkowe są znacznie wyższe. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że ta osoba... nie istnieje. Została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. W książce Philip K. Dick opisał taką osobę, Lindę Fox, która jest piosenkarką. „Ona jest zbiorem osób, typem. Jest dźwiękiem, jaki wydaje sprzęt elektroniczny, bardzo skomplikowany sprzęt elektroniczny. (…) Właściwie to mi jej żal – powiedział Bulkowsky. Jakie to uczucie, zadał sobie pytanie, kiedy się nie istnieje? To sprzeczność w założeniu. Czuć to przecież istnieć. Może więc ona nie czuje. Bo to, że nie istnieje, jest faktem. Nie naprawdę. Kto jak kto, ale my to wiemy. My ją pierwsi wymyśliliśmy. (…) To system sztucznej inteligencji wynalazł ją, powiedział jej co ma śpiewać i jak. (…) Wielki Bałwan poprawnie odczytał emocjonalne zapotrzebowanie kolonistów i opracował formułę na zaspokojenie tych potrzeb. System sztucznej inteligencji prowadził na bieżąco sondaż, uzyskując sprzężenie zwrotne: kiedy potrzeby się zmieniały, zmieniała się Linda Fox”. Czytając ten fragment z „Bożej inwazji” odnosimy wrażenie, jakbyśmy czytali informacje z prasy współczesnej.

            U podstaw „Bożej inwazji” stoi (znowu) starożytna gnoza, choć już w nieco mniejszym stopniu niż w „Valisie”. Dick czerpie garściami z Kabały, filozofii judaizmu, a także z Tory. Mamy do czynienia z lekko zmodyfikowaną filozofią poprzedniej powieści i przedstawioną „w praktyce”, a nie poprzez cytaty z „Egzegezy” Konioluba Grubasa. Plazmatem[1] jest tu Elias Tate, prorok Eliasz, który jako Słowo Boże nawiedzał w najróżniejszych okresach czasu wybitne ludzkie jednostki. Tora, czyli inna postać Słowa Bożego, to kod wszechświata, czyli tak naprawdę całej rzeczywistości. Większość postaci w powieści to „awatary” ludzi i nadnaturalnych istot ze starożytnych pism. Dickowi w „Bożej inwazji” nie chodziło jednak o sam wykład na temat swojej „kosmogonii dwuźródłowej”, o której rozpisał się w „Egzegezie” i pokazywanie „na ludzikach” o co chodzi. Najważniejszym zagadnieniem powieści jest bowiem prawda o istocie Boga i rzeczywistości oraz teodycea[2]. „Nie można budować świata na życzeniach. Podstawa rzeczywistości jest szara, bo nie można w niej serwować zaspokajających pragnieniach fałszywych wizji, trzeba trzymać się tego, co jest możliwe: tak mówi prawo konieczności. Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości. Cokolwiek istnieje, istnieje, bo musi, bo nie może być inaczej” – pisze w „Bożej inwazji” Philip K. Dick.

Zina jest żeńskim aspektem Boga, Torą, Bożą Mądrością (Hagia Sophia), Słowem Bożym, Szechiną w najczystszej postaci. Bardzo dużą część powieści zajmują długie teologiczne dysputy Ziny i Emmanuela, w których dziewczynka próbuje w niebezpośredni sposób uświadomić Bogu, że bez niej nie jest Bogiem Prawdziwym. Dopiero gdy pod koniec powieści dochodzi do ich zjednoczenia, udaje się definitywnie pokonać Beliala, bez konieczności zniszczenia świata. Żeński pierwiastek Boga to romantyzm, eskapizm, radość i zamiłowanie do fikcji. To dlatego Zina wykreowała swój własny, kieszonkowy wszechświat, do którego zaprosiła Emmanuela. Chłopiec twierdzi, że jest jeden świat, ten stworzony przez Demiurga, zły i skalany. Powołuje się na Księgę Izajasza 45,6-7 „...aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego.  Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Uważa, że „realność” to najważniejsza cecha wszelkiego bytu, bo bez niej byt zanika. Świat Ziny to rzeczywistość życzeniowa, wymarzona, niekonieczna, przygodna – a więc nieprawdziwa. Ale Zina uważa, że te wszystkie „wymyślone światy”, wewnętrzne uniwersa wszystkich ludzi, sny i marzenia to też rzeczywistości: 

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę

Z nici złotego i srebrnego światła,

Ciemną i bladą, i błękitną szatę

Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,

Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,

Lecz biedny jestem: me skarby – w marzeniach,

Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy,

Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.” 

- cytując Williama Butlera Yeatsa, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że chłopiec musi w końcu przyznać rację dziewczynce. Ludzie mogą kreować rzeczywistość – ich pragnienia, wiara, miłość, nadzieja, marzenia i poświęcenie to moce, z którymi mogą stawić czoła napierającej, „złej” realności bytu.

W świetle idei tłumaczonej fabułą „Bożej inwazji”, wyjaśnienie jest proste. Wypadki samochodowe, cierpienie chorych na raka, całe to „zło” nie jest intencjonalne. To element natury wszechświata, jego niemal właściwość fizyczna, fluktuacje chaosu. Bóg nie ma na to wpływu. Jako byt zunifikowany, zbudowany z dwóch dopełniających się pierwiastków, jest po prostu symbolem dającym nadzieję, drogowskazem i motywatorem. Ale sama siła sprawcza, inicjatywa, umiejętność kreacji i czerpanie natchnienia, otuchy i pocieszenia z własnych „wewnętrznych światów” jest powinnością ludzką, nie boską. Philip K. Dick stawia w swojej powieści podobne pytania jak w książce „Valis”, na przykład dlaczego niczemu nie winny kot ginie pod kolami samochodu? (Należy nadmienić, że autor był miłośnikiem kotów. Powiedział, że „wszystkie koty na świecie są tak naprawdę jednym kotem”). Tradycja żydowska wyraźnie zabrania okazywania okrucieństwa wobec zwierząt. W języku hebrajskim nazywa się to tza'ar ba'alei chayim, biblijnym nakazem, aby nie zadawać „bólu żadnemu żywemu stworzeniu”. Czyżby Bóg sam łamał swój nakaz? Jednak Biblia wyraźnie naucza, że śmierć jest wrogiem każdego stworzenia. Dlaczego więc Bóg miałby celowo, od samego początku, stworzyć świat w stanie niedoskonałym? Niektórzy interpretatorzy Biblii twierdzą, że kiedy Biblia przekazuje, że Bóg nazwał pierwotne stworzenie „bardzo dobrym", miał na myśli tylko to, że istniało ono dokładnie tak, jak Bóg zaplanował (a nie, że było dosłownie doskonałe). Ale co oznacza ta odpowiedź? Czy oznacza to, że Bóg celowo zaprojektował śmierć, cierpienie i choroby w świecie ludzi i zwierząt? Jedna z wersji tłumaczy problem śmierci i cierpienia sugestią, że Adam i Ewa oraz przebywające tam zwierzęta nie byli narażeni na śmierć i cierpienie, ponieważ byli odizolowani od świata, który istniał niezależny, z innymi prawami przyrody niż Ogród Eden (który był w pewnym sensie rajską wyspą pośród skądinąd niebezpiecznego i krwawego świata). W Księdze Bereszit, znanej u chrześcijan jako Księga Rodzaju, napisane jest, że Bóg spacerował po ogrodzie i po prostu przyszedł w odwiedziny do Edenu. Wyraźnie jest zaznaczone „Gan be Edenגַּן־בְּעֵ֖דֶן ogród w Edenie; czyli ogród i Eden to dwa odmienne miejsca. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie…”. Podaję cytat w oryginale: 

וַֽיִּשְׁמְע֞וּ אֶת־ק֨וֹל יְהֹוָ֧ה אֱלֹהִ֛ים מִתְהַלֵּ֥ךְ בַּגָּ֖ן לְר֣וּחַ הַיּ֑וֹם וַיִּתְחַבֵּ֨א הָֽאָדָ֜ם וְאִשְׁתּ֗וֹ מִפְּנֵי֙ יְהֹוָ֣ה אֱלֹהִ֔ים בְּת֖וֹךְ עֵ֥ץ הַגָּֽן

(Rodz. 3,8). Adam i Ewa nie mieli kontaktu ze światem zewnętrznym, w którym panowały takie same warunki życia jakie panują współcześnie: z chorobami, niesprawiedliwością, złem i śmiercią. Dopiero kiedy zostali wygnani z ogrodu Eden, poznali czym jest prawdziwa rzeczywistość, która istniała wokół ich beztroskiego życia w Raju. Widzimy na tym przykładzie, że zasada entropii istniała od początku stworzenia świata. Dlaczego entropia ma znaczenie dla naszego życia? Oto kluczowa rzecz dotycząca entropii: zawsze rośnie w czasie. To naturalna tendencja rzeczy do utraty porządku. Życie pozostawione samo sobie zawsze będzie mniej zorganizowane. Zamki z piasku zostają zmyte. Chwasty opanowują ogrody. Starożytne ruiny rozpadają się. Samochody zaczynają rdzewieć. Ludzie stopniowo się starzeją. Z czasem nawet góry ulegają erozji, a ich precyzyjne krawędzie ulegają zaokrągleniu. Koty żyjące na wolności mogą wpaść pod rozpędzony pojazd. Nieuniknionym trendem jest to, że sprawy stają się mniej zorganizowane. Nie jestem pewny, czy takie wyjaśnienie śmierci niewinnych kotów zadowoliłoby Philipa K. Dicka.

            W „Bożej inwazji” Absolut jest wręcz namacalny, a postacie i wydarzenia są niezwykłe i niecodzienne. Bohaterowie stykają się z boskością i nieskończonością na każdym kroku, bezustannie one ich zajmują i wypełniają. Warto też wspomnieć, że w toku opowieści czytelnik dowiaduje się, iż w świecie powieści Partia Komunistyczna (Światopogląd Naukowy) jest zjednoczona z Kościołem chrześcijańsko-islamskim (sic!) „[…] w jeden megaaparat z dwiema głowami państwa, jak w starożytnej Sparcie”. Co charakterystyczne, gdy Bóg chce – zgodnie z tytułem książki – przylecieć na Ziemię, przedstawiciele Kościoła biorą go za Szatana. Dick-pisarz nie ukrywa swoich zapatrywań: Najwyższego należy szukać tuż obok, w drugim człowieku, nie zaś w bezdusznej, zbiurokratyzowanej instytucji.

Polecam również:

Philip K. Dick  „Człowiek z Wysokiego Zamku”

https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Cz%C5%82owiek+z+wysokiego+zamku

Philip K. Dick  „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”

 https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Trzy+stygmaty

 


[1] Aluzja do historii o faraonie i Mojżeszu oraz o Herodzie i Jezusie.

 

 

 



[1] Plazmat jest jednym z najsilniejszych ogniw łączących starożytny gnostycyzm ze współczesną odmianą literatury Philipa K. Dicka.

[2] Teodycea – gałąź teologii zajmująca się problemem, jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła.