Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania Trzy stygmaty, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania Trzy stygmaty, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty

05 sierpnia 2021

Trzy stygmaty Palmera Eldritcha

 

„Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”


Philip K. Dick


Autor/ (ur. 16 grudnia 1928 w Chicago, zm. 2 marca 1982 w Santa Ana) – amerykański pisarz science fiction, który miał znaczący wpływ na rozwój tego gatunku literackiego. Uznaje się go także za jednego z prekursorów weird fiction. Często nazywany jest „Dostojewskim SF” lub „Szekspirem science fiction”. Od początku twórczość Philipa K. Dicka cechowała problematyka natury rzeczywistości i człowieka. W swoich książkach Dick rozważał kwestie filozoficzne: co to znaczy być człowiekiem? Czy to, co widzimy, to, co nas otacza, istnieje naprawdę, czy też jest to tylko złudzenie? Jaka jest natura wszechświata i jaki jest stosunek Boga do stworzenia?

Tłumaczenie/ Zbigniew A. Królicki

Tytuł oryginału/ an-us „The Three Stigmata of Palmer Eldritch”

Tematyka/ Akcja powieści dzieje się w przyszłości – świat boryka się z takimi problemami jak: gwałtownie postępujący efekt cieplarniany i przesuwanie się lodowców, w wyniku, których życie na Ziemi stało się prawie nie do zniesienia, czy program eugeniczny mogący przyspieszyć ewolucję najzamożniejszych obywateli. Ponadto każdy może zostać przymusowo powołany do przeniesienia się na Marsa, czy inną planetę, aby wieść życie w niezwykle trudnych warunkach. Jedyną rozrywką kolonistów jest narkotyk Can-D, który w połączeniu z zestawem Perky Pat (lalki przypominające Kena i Barbie), pozwala im wejść w trans i poczuć się tak, jak gdyby wrócili na Ziemię. Właśnie w takim świecie poznajemy głównych bohaterów powieści – szefa korporacji rozprowadzającej wspomnianą substancję halucynogenną Leo Bulera oraz jego pracownika, jasnowidza Barneya Mayersona.

Główny motyw/ Porządek rzeczy zostaje zaburzony, kiedy bogaty przedsiębiorca, Palmer Eldritch, po wielu latach spędzonych w innej części galaktyki (Proximie) wraca do Układu Słonecznego z nowym, dziwnym narkotykiem, mającym zapewnić doznania zdecydowanie bardziej intensywne niż Can-D. Na czym ma polegać przewaga Chew-Z? Do jakiego stopnia podróż zmieniła Palmera Eldritcha? Czy jest on dalej człowiekiem?

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

No tak, myślę, że jesteś taki jak większość czołowych jasnowidzów. Tak dobrze widzisz przyszłość, że mętnie przypominasz sobie przeszłość”.

„Talentu nie nabywa się z czasem; talent jest człowiekowi dany”.

„(…) nie wszyscy są jednakowo obdarzeni zdolnością ewoluowania”.

„(…) kiedy zażywamy Can–D i opuszczamy nasze ciała, umieramy. A umierając, zrzucamy brzemię…”.

„W każdym razie musieli ewoluować, aby przetrwać epokę lodową: my musimy ewoluować, żeby przetrwać epokę ognia”.

„Och, gdybyż tylko Luter i Erazm z Rotterdamu żyli dzisiaj ich wątpliwości można by tak łatwo wyjaśnić dzięki Terapii E”.

„(…) droga do piekła jest wybrukowana spóźnionymi żalami”.

„Bóg obiecuje życie wieczne. Ja mogę zrobić coś lepszego: mogę je dać”.

„(…) wszyscy tak skończymy, w świecie martwych rzeczy, które nie są niczym więcej jak przypadkowo dobranym fragmentami całości”.

„Zobaczymy się w tym, co neochrześcijanie nazywają piekłem. Pewnie nie wcześniej. Chyba że to już jest piekło, co bardziej prawdopodobne”.

„Potrzeba odrobiny odwagi, aby spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: Jestem zepsuty. Zrobiłem źle i zrobię znowu. To nie przypadek, to emanowało z mojego prawdziwego ja”.

„(…) nie można odwrócić biegu czasu. Można, jeśli się żuje Can-D”.

„Sny są doznaniem jednostkowym, dlatego uważamy je za złudzenie”.

„Mam wielki respekt dla pułapek. Innymi słowy: dla sytuacji bez wyjścia”.

„Zdumiewające, jak silny może być pęd do samozniszczenia”.

„Przyczyna i skutek działają tylko w jedną stronę, a zmiana jest rzeczywistością”.

„Kobiety mogą zrobić z mężczyzną wszystko. Matka, żona, nawet pracownica; ugniatają nas w rękach jak ciepłe kawałeczki termoplastyku”.

„Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają”.

„Istnieje coś takiego jak zbawienie. Jednak… Nie dla wszystkich”.


            Uniwersalna potrzeba człowieka, by wyzwolić się z ograniczeń ziemskiej egzystencji, znajduje zaspokojenie w przeżywaniu odmiennych stanów świadomości. Fakt, że co noc śnimy, niezależnie od tego, czy pamiętamy o tym, czy nie, wskazuje na naturalną skłonność człowieka do takich stanów; jednak w dążeniu do ich osiągnięcia ludzie przechodzą do działania. Jedni w poszukiwaniu wglądu we własne wnętrze wstępują na drogę modlitwy i medytacji; inni przenoszą się w wyższe rejony ducha poddając się ekstazie wywołanej sztuką, muzyką, namiętnością miłosną lub substancjami narkotycznymi. Kiedy w 1964 roku ukazały się „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha", nadchodziła Era Wodnika. Na zachodnim wybrzeżu USA pojawili się pierwsi guru narkotykowi z nowym specyfikiem zwanym LSD, który wkrótce miał się stać główną strawą duchową generacji dzieci kwiatów. W tym kontekście opowieść o dwóch międzyplanetarnych korporacjach narkotykowych, które na początku XXI wieku rywalizują ze sobą o rynki, musi brzmieć znajomo. Podobnie jak postać demonicznego Palmera Eldritcha, który wraca z układu Proxima z nowym rodzajem narkotyku dającego namiastkę życia wiecznego.  Powieść Philipa K. Dicka rozgrywa się w przyszłości, jak zwykle u tego pisarza - niepokojąco podobnej do teraźniejszości. Współczesne lęki: katastrofa ekologiczna, handel środkami pozwalającymi na znalezienie się w lepszym świecie, niemożność rozróżnienia prawdy od fikcji, unieważnienie - czy rozproszenie - dążeń religijnych, u Dicka stają się rzeczywistością. Nieodłącznymi elementami świata. Wszystko już było, wszystko się wyczerpało, rzeczywistość się zapętliła i trwa w bezruchu. Nawet chrześcijaństwo jest tylko neochrześcijaństwem, jedną z licznych ofert metafizycznych. Równie gorąco i żarliwie można wierzyć w przemianę poprzez zestaw Perky Pat (bliźniaczo podobny do światów lalki Barbie) czy zażycie narkotyku Palmera Eldritcha.         

            „Tymczasem portret amerykańskiego pisarza widziany z perspektywy czytelnika polskiego wydaje się być mocno uproszczony, a opinia o nim, zakorzeniona w świadomości rodzimych odbiorców, bywa – mówiąc oględnie – surowa, jeśli nie krzywdząca. Modne dziś źródła popularnej wiedzy internetowej w większości przynoszą informacje o Dicku, które doskonale wpisują się w tanie sensacyjne historyjki sprzedające się w medialnej kulturze tabloidów. Tak zwany "odbiorca przeciętny", zwłaszcza polski, być może ani biografii, ani powieści Dicka nie czytał, być może i zna je wyrywkowo, ale wie jedno: “to narkoman, pijak i schizofrenik, który pisał jakieś pokręcone książki". Jest to literatura nawet nie tyle dla wtajemniczonych, co dla niekoniecznie zdrowych, ba – parafrazując znane powiedzenie – panuje przekonanie, że czytelników Dicka nie powinno się podziwiać, ich się powinno leczyć. Choć może i w tej konstatacji kryje się przesada, skoro – jak zauważył Krzysztof Jaworski w „Znani – nieznani ale zawsze ciekawi” nawet pobieżne przejrzenie internetowych informacji na temat pisarza potrafi odesłać dociekliwego poszukiwacza do stron takich jak “Forum Kibiców Polonii Warszawa”. Współcześnie mało kto pozwoliłby sobie – co podkreślają amerykańscy badacze – na nazwanie laureata Nagrody Hugo „tandetnym pisarzem” czy fabrykantem „śmieciowej” science fiction, wręcz przeciwnie coraz częściej przyrównuje się go do największych talentów historii literatury, stawiając go w rzędzie obok takich niekwestionowanych znakomitości literackich jak: Herman Melville, Henry James, Walt Whitman, William Faulkner czy Thomas Pynchon – a to zaledwie niewielki wyimek korowodu uznanych sław. Z coraz większą atencją zajmująca się Dickiem krytyka literacka zdecydowanie częściej określa go dziś mianem „jednego z największych filozofów XX wieku”, wyraźnie stroniąc od szufladkowania w rejonach trywialnej literatury spod znaku pulp: „Dick, mimo etykietki autora tandetnej scienc fiction, jawi się jako jeden z poważniejszych myślicieli, którego twórczość dostarcza wielu istotnych informacji na temat współczesnej kultury ery cyfrowej” – konkluduje jedna ze współczesnych interpretatorek jego pisarstwa Lejla Kucukalic. Niebagatelne znaczenie twórczości Dicka podkreślał również Art Spigelman, znany twórca komiksu Mouse, stwierdzając, że: „Kim dla pierwszej połowy XX wieku był Franc Kafka, tym dla drugiej jest Philip Dick”.

Zdaje się, że nie było takiej dziedziny nauki bądź paranauki, wiedzy, z którą Philip K. Dick nie chciałby się zaznajomić – od mistycyzmu i teologii począwszy, przez biotechnologię i matematykę, na geometrii, muzyce i języku skończywszy. Tak szeroki wachlarz zainteresowań nie powinien dziwić. Obszar poznawczy musiał być tak rozległy, bo przecież wszystkie wysiłki skoncentrowane były na jednym – poszukiwaniu Boga. Wśród krytyków panuje powszechne przekonanie, że większość swoich utworów pisarz poświęcił na roztrząsanie dwóch podstawowych pytań: o istotę człowieczeństwa i naturę rzeczywistości. I w zasadzie stwierdzenie to jest zgodne z prawdą, przy założeniu, że te dwa aspekty literackich poszukiwań są podrzędne wobec motywu pierwotnego – motorem napędowym pisarstwa Dicka zdaje się być bowiem pytanie ważniejsze: o istotę i naturę Boga. I w takim właśnie nurcie pojawiła się ta niezwykła powieść: „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”. Dla kogoś, kto już wówczas, w 1964 roku, śledził drogę pisarską autora, nie była zaskoczeniem: od dawna w tym, co irracjonalne, upatrywał Dick wyjścia ze świata iluzji. Niemniej stopień otwarcia „Trzech stygmatów Palmera Eldritcha” na problematykę religijną wydaje się na tle tradycji gatunku rewolucyjny – i sygnalizuje wątek, który zdominuje późniejszą twórczość pisarza. Jerzy Sosnowski w przedmowie do książki napisał: „Wypada jednak zaraz poczynić istotne zastrzeżenia, gdyż słowo >religia< bywa we współczesnej Polsce kojarzone z przynależnością do Kościoła jako instytucji, a nawet z konserwatyzmem politycznym. Tymczasem Dicka należy wpisać w inny nurt: religii pojętej jako mistyczny, a przez to nie poddający się instytucjonalnej kontroli kontakt z Bogiem, a także pewien specyficzny język, opisujący ludzką egzystencję wszechstronnej, niż to umożliwia dyskurs racjonalny. Można by powiedzieć, że niepewność, czy otaczający nas świat nie stanowi zasłony, która oddziela nas od (niepojętej dla rozumu) prawdy, otwiera przestrzeń, w której musimy ulec rozpadowi jako istoty myślące, chyba że wspomoże nas któraś z wielkich tradycji religijnych, wliczając w to również tradycje wielkich herezji. I to jest właśnie droga, którą podsuwa czytelnikowi Dick”.   


            Akcja powieści rozgrywa się w przyszłości. Świat zmaga się z takimi problemami jak szybko rosnący efekt cieplarniany, przesunięcie się lodowców, które sprawiają, że życie na Ziemi jest prawie nie do zniesienia. Istnieje także program eugeniczny przyspieszający ewolucję najbogatszych obywateli. Co więcej, każdy może być zmuszony do przeniesienia się na Marsa lub inną planetę, aby żyć w trudnych warunkach. Jedyną rozrywką dostępną dla kolonistów mieszkających w barakach jest lek o nazwie Can-D. W połączeniu z Perky Pat (lalek Kena i Barbie), pozwala im wejść w trans narkotyczny i poczuć się tak, jakby byli z powrotem na Ziemi. Są to warunki, w których poznajemy głównych bohaterów powieści – Leo Bulero, szefa korporacji dystrybuującego wspomnianą substancję halucynogenną oraz Barneya Mayersona, jego pracownika. Kolejność rzeczy zostaje zakłócona, gdy bogaty przedsiębiorca, Palmer Eldritch, po wielu latach spędzonych w galaktyce Proximy, wraca do Układu Słonecznego. Przywozi nowy, dziwny lek, zaprojektowany, aby zapewnić odczucia znacznie bardziej intensywne niż Can-D. Jaka jest zaleta Chew-Z? Za pomocą Chew-Z człowiek może wieść życie za życiem, „być owadem, nauczycielem fizyki, jastrzębiem, pierwotniakiem, małżem, ulicznicą w Paryżu w roku 1904…”. W jakim stopniu podróż zmieniła Palmer Eldritch? Czy on jest nadal człowiekiem?

            Chociaż Can-D pozwala tymczasowo dzielić się doświadczeniami z innymi ludźmi, jednak po zażyciu substancji Chew-Z sprowadzonej przez Eldritcha, znajdziesz się w świecie, w którym, między innymi, możesz spróbować zmienić swoją przeszłość lub wpłynąć na przyszłość. Podobnie jak w wielu innych książkach Philipa K. Dicka, rzeczywistość jest zawsze kwestionowana. Nigdy dokładnie nie wiemy, czy wydarzenia pokazane w powieści rzeczywiście się dzieją, czy są to tylko narkotyczne wizje. Eldritch wypełnia, przynajmniej do pewnego stopnia, boską obietnicę, jednocześnie dodaje jej elementy świętości. Daje użytkownikom Chew-Z życie wieczne, ale także skazuje ich na wieczną samotność. W pewnym momencie jeden z bohaterów pyta: „Czy nędzna rzeczywistość nie jest lepsza od najbardziej interesującej iluzji?”. Jest to jeden z głównych tematów omawianych w „Trzech Stygmatach Palmera Eldritcha”. Ciekawym przykładem jest historia głęboko religijnej Anne Hawthorne i ateisty Barneya Mayersona. Kobieta zgłasza się na ochotnika do udziału w kolonizacji Marsa, aby zniechęcić innych członków misji do brania narkotyków i ostatecznie ich nawrócić. Niestety tutaj, po dotarciu do celu podróży, okazuje się, że pomimo swoich najlepszych intencji, nie jest w stanie poradzić sobie z beznadziejnością i wyobcowaniem związanym z życiem na czerwonej planecie. Szybko traci wiarę i zaczyna szukać innego sposobu na ucieczkę od rzeczywistości. Podczas rozmowy z Mayersonem szczerze wyznaje mu: „Nie nawrócę nikogo na neochrześcijaństwo; zamiast tego to oni nawrócą mnie na Can-D, Chew-Z i jakikolwiek inny nałóg, jaki będzie tu modny, byle tylko dawał możliwość ucieczki. Jak seks”. Z drugiej strony mamy Mayersa, który zaczyna zauważać swoje poprzednie grzechy i do pewnego stopnia porzuca swoje wcześniejsze poglądy. Zaczyna wierzyć, że gdzieś musi być coś innego, jakaś boska moc, a niekoniecznie koszmarny Palmer Eldritch. Poniżej był świat zmarłych, niezmienny świat przyczyny i skutku. Pośrodku rozciągała się warstwa człowieczeństwa, ale w każdej chwili człowiek mógł runąć, pójść na dno jak tonący, w piekielną głębię poniżej. Albo wznieść się do świata etycznego, będącego trzecią z warstw. Człowiekowi trwającemu w środkowej warstwie zawsze groziło „utonięcie”. A jednak miał szansę osiągnąć wyżyny. Każdy wariant rzeczywistości mógł zaistnieć w każdej chwili. Piekło i niebo, nie po śmierci, lecz teraz! Depresja, każda choroba psychiczna oznaczała „utonięcie”. A to drugie… jak je osiągnąć? Przez empatię. Chwyciwszy się kogoś, nie fizycznie, lecz duchowo. Myślę, że to jeden z najciekawszych tematów w powieści.

            Ta ambiwalencja – Bóg czy Szatan? – znajdzie niebawem odpowiednik w powieści. Dodajmy jednak, że zarodek tej wizji odnajdziemy w dzieciństwie autora, gdy czteroletniemu (!) Philipowi ojciec opowiadał swoje przeżycia w okopach pierwszej wojny światowej: „najbardziej przerażało mnie, kiedy ojciec wkładał maskę [przeciwgazową]. Jego twarz znikała. To nie był już mój ojciec. To nie była już w ogóle istota ludzka”. Ślad tych wspomnień znajdzie czytelnik bez trudności. Zapewne jednak „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” można też czytać jako, nieco tylko ekstrawagancką, realizację gatunku SF. Mamy tu standardowe wyobrażenia na temat przyszłości: efekt cieplarniany, powszechny program eugeniczny stanowiący konieczność w obliczu przeludnienia Ziemi, kolonizację innych planet itd.  Dick rezygnuje jedynie z naiwnego przekonania, że nasze ewentualne spotkanie z kosmitami musi przypominać kontakt przedstawicieli dwóch ludzkich kultur. Życie w kosmosie, jeśli istnieje, jest czymś Całkiem Innym – i dlatego właśnie zetknięcie z nim należy sobie wyobrażać raczej jako intelektualny paraliż, niemożność zrozumienia, nie zaś pokojowe współistnienie czy gwiezdne wojny. Ostatecznie nie będziemy nawet pewni czy to, co widzimy, w ogóle jest życiem, zwłaszcza życiem świadomym, a wręcz możemy w pierwszej chwili przeoczyć, że do naszego świata właśnie zawitali Obcy.

            I tak: jeden z bohaterów powieści nosi ze sobą „gadającą walizeczkę” – przenośnego, zautomatyzowanego psychiatrę. Urządzenie ma jednak zadanie paradoksalne; nie uleczyć, lecz rozchwiać jego psychikę. To zapewne świadectwo zetknięcia się autora z ideami antypsychiatrii, której sztandarowe dzieła zaczęły być publikowane z początkiem lat sześćdziesiątych XX wieku. Sposób rekrutacji do kolonii na Marsie każe myśleć o wojnie w Wietnamie, w którą Stany Zjednoczone stopniowo się wówczas angażowały. Dwa miesiące po tym jak Dick oddał maszynopis powieści do wydawnictwa, pierwsi amerykańscy pacyfiści spalili publicznie swoje karty powołania. To do służby wojskowej odnoszą się przecież rozważane przez bohaterów sposoby „wykręcania się”, z symulowaniem choroby psychicznej na czele. Charakterystyczny jest sposób, w jaki w powieści mówi się o humanoidalnych mieszkańcach układu Proximy, zastępujący „Proxich” równie pogardliwych słowem „Żółtki” jak mówiono o Wietnamczykach. Perky Pat, to z kolei oczywiście lalka Barbie. Wiemy skądinąd, że w 1963 roku na Boże Narodzenie, gdy kształtował się pomysł na „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”, Philip i jego żona podarowali córkom laleczki Barbie i Kena. Wreszcie narkotyki – Can-D i Chew-Z w powieści. Pisarz był uzależniony zarówno od lekarstw, jak i od substancji psychoaktywnych.

            W tytule pojawia się termin występujący pierwotnie w chrześcijaństwie (i islamie): stygmaty. Zaraz potem, na pierwszej stronie czytamy, że „z prochu powstaliśmy”, co jest nawiązaniem do słów z biblijnej Księgi Rodzaju. Bohaterowie używają takich pojęć, jak grzech pierworodny, piekło, pokuta, szatan, zbawienie i ziemia obiecana. Kim więc jest w końcu Palmer Eldritch i co jest warte jego zapewnienie: „Bóg obiecuje życie wieczne – my je dajemy”? I skąd nasza decyzja, by ufać lub nie instynktowi religijnemu: wierzyć lub opowiadać się za ateizmem? W jednym z rozdziałów przerażona Anne Hawthorne mówi: „Właściciel światów. My je po prostu zamieszkujemy, a i on może w nich zamieszkać, jeśli chce. Może wywrócić do góry nogami scenerię, objawiać się, popychać sprawy, w jakim chce kierunku. Może nawet stać się każdym z nas. Nami wszystkimi, jeśli sobie tego życzy. Nieśmiertelny, poza czasem i wszystkimi razem wziętymi kawałkami innych wymiarów… może nawet istnieć w świecie, w którym jest martwy”. Ten cytat objaśnia dziwaczne dyskusje na temat prawdziwości przeżyć oferowanych przez konkurujące w świecie powieściowym substancje odurzające.

            „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” mogą budzić lęk. Nie z powodu przetransportowanego w realia powieściowe koszmarnego wspomnienia z dzieciństwa o ojcu w masce przeciwgazowej, lecz dlatego, że tu, w kostiumie science fiction, stawia się pytania ostateczne: o sens religii, istnienia Boga i charakter sacrum, które oglądane z dala od utylitarnej moralistyki odsłania szokujące oblicze: nieczysty i święty to jedno i to samo – czytamy w książce. Jednak w powieści padają jeszcze inne, bardziej przerażające słowa, które opisują współczesną religijność człowieczeństwa: „To, co poznaliśmy jedynie w ziemskiej powłoce, chciało, abym zastąpił je w chwili śmierci: zamiast Boga umierającego za ludzi, jakiego mieliśmy kiedyś, zetknęliśmy się – przelotnie – z istotą wyższą, proszącą, żebyśmy umierali za nią. (…) Wydaje się, że nie jest niczym więcej ni mniej niż pragnieniem, jak mówi Anne, istoty stworzonej z prochu do osiągnięcia nieśmiertelności; wszyscy tego chcemy i wszyscy chętnie poświecilibyśmy w tym celu kozła lub jagnię. Trzeba złożyć ofiarę. A nikt nie chce nią być. Całe nasze życie opiera się na tej zasadzie. I tak to jest”.

 

18 lipca 2024

Boża inwazja

 

„Boża inwazja”

Philip K. Dick

Autor/ Philip K. Dick zalicza się do grona pisarzy powieści science fiction, którzy znacząco wpłynęli na rozwój tego gatunku literackiego. Jest określany „Dostojewskim w wersji science fiction”. Choć od początku swojej twórczości był znany i ceniony w świecie literackim, do końca życia pozostał anonimowym autorem dla szerszej publiczności. Jego twórczość została zauważona i doceniona dopiero w latach 90. XX wieku. Łączył elementy klasycznej prozy i fantastyki z rozważaniami filozoficznymi i teologicznymi. Sławę przyniosła mu opublikowana w 1962 roku powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku". Kultowy film „Łowca androidów" był adaptacją jego powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Dick w swoich książkach dosyć poważnie zastanawiał się, co to właściwie znaczy być człowiekiem. Nie jest tajemnicą, że większość swoich książek napisał pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. The Divine Invasion

Tematyka/ Autor w książce „Boża inwazja” przedstawia swoje rozważania na temat istoty Boga, boskości i Jego natury. W tej powieści nieważne staje się pytanie na temat wiary, oraz to, czy Bóg istnieje, czy nie. Philip. K Dick nie wątpi o tym ani przez chwilę. Istotą rozważań staje się kim ON jest dla siebie samego, kim jest dla ludzkości. Jaka jest Jego rola dla życia światów i milionów istnień na nich żyjących. Warstwa fabularna jest płaszczem, pod którym kryją się kolejne rozważania filozoficzno-teologiczne autora, dotyczące walki Boga z Szatanem, Dobra ze Złem, Tworzenia z Chaosem, a także charakterystyczne dla jego twórczości poszukiwanie granicy rzeczywistości i ułudy. Na pytanie Ziny „Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”, Bóg-Emmanuel odpowie kilka chwil później: „Nie można budować świata na życzeniach (…). Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości”. Jak więc jest naprawdę: to człowiek zbudował zło swojego świata, czy też można zwalić całą odpowiedzialność na Boga lub fałszywego Demiurga? „W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu” – rzeknie Rybys.

Główny motyw/ Kontynuacja wątków poruszanych w książce „Valis”. Przenosimy się w nieokreśloną, niezbyt odległą przyszłość. Na jednej ze skolonizowanych przez ludzkość planet mieszka pod specjalną kopułą Herb Asher, wielbiciel talentu niejakiej Lindy Fox, pieśniarki sławnej w całej Galaktyce. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że z jego światem jest „coś” nie w porządku (motyw, jak nietrudno zauważyć, bardzo dla Dicka typowy). Jednocześnie poznaje Rybys, chorą kolonistkę z sąsiedniej kopuły, i zostaje przez nieznane siły zobowiązany do odwiedzenia jej. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna spodziewa się dziecka. Herb i Rybys udają się na Ziemię. Tam rodzi się ich przybrany syn, w rzeczywistości nowe wcielenia boskiego posłańca. Jednak dorastający chłopczyk, choć świadom swej natury, nie za bardzo wie, z jaką misją został zesłany na świat i nie za dobrze umie się odnaleźć w rzeczywistości. Z pomocą przychodzi mu tajemnicza wszechwiedząca dziewczynka Zina, która pozwala mu „przypomnieć sobie” o boskim pochodzeniu. Z czasem rozpętuje się bezkompromisowa walka dobra ze złem, w którą wciągnięci zostają wszyscy bohaterowie. Fabułę komplikuje fakt, że „tak naprawdę” (a przynajmniej w zaznaczonej na samym początku „rzeczywistości obiektywnej”) Asher leży półżywy w czymś w rodzaju ubikowskiego moratorium i śni o życiu kolonisty, zaś towarzyszący mu wszędzie i ciągle temat muzyczny z nie lubianej opery jest w istocie sygnałem radiowym odbieranym przez jego mózg, a nadawanym za pośrednictwem położonej w pobliżu moratorium radiostacji. Podobnych niejasności i przykładów wzajemnie przenikających się światów w „Bożej inwazji” jest dużo więcej.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Uroda wszechświata nie kryła się w gwiazdach, lecz w muzyce tworzonej przez ludzkie umysły, ludzkie głosy, ludzkie dłonie”.

„Odgrzewany sentymentalizm, czyli najgorszy rodzaj sentymentalizmu (…)”.

„Wszystkie stworzenia i gatunki, które przestały próbować wymarły”.

„Zawsze myślałem, że Boga spotyka się dopiero po śmierci”.

„Nikt już nie słyszy głosu Boga”.

„Wokół Ziemi jest teraz ustanowiona strefa. Strefa zła, która go (Boga) nie wpuszcza”.

„W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu”.

„Nie mam wiary ani nadziei, a on nie ma miłości, tylko siłę. Bóg jest przejawem siły, niczym więcej”.

„Jest coś nie w porządku, kiedy ktoś boi się małego dziecka”.[1]

„To dobry wszechświat, w którym zdychający brzydki kundel jest więcej wart niż klasyczna postać ze starożytnej Grecji”.

„Wzniosła sztuka jest dla tych, którzy ją przeżywają. Dla umierającego stworzenia ważniejszy jest łyk wody”.

„Jakież to tragiczne królestwo, zamyślił się. Jego mieszkańcy są więźniami, a ich największą tragedią jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy, myślą, że są wolni, bo nigdy nie byli wolni i nie wiedzą, co to znaczy być wolnym. Ten świat to więzienie i niewielu to zrozumiało”.

„Znam go i wiem, że stracił prawo do mojej miłości, utracił moją miłość przez swoją obojętność”.

„Ten świat, cała ta planeta, wszyscy jej mieszkańcy – wszystko tutaj jest pogrążone we śnie”.

„Bóg nie znajduje przyjemności w nieistnieniu”.

„Ja nie walczę o dobry świat ani o sprawiedliwy, ani piękny. Tu chodzi o samo istnienie wszechświata”.

„Żadne stworzenie nie potrafi sobie wyobrazić, nieistnienia, zwłaszcza własnego nieistnienia”.

„(…) śmierć istniała tu od zawsze, śmierć ma na tej planecie długą tradycję (…)”.

„Nawet diabeł może cytować Pismo Święte”.

„Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”.

„Marzenie przestało być dla niego marzeniem, stało się rzeczywistością aż do poziomu rozczarowań”.

„Świat, zbiorowo, zapomniał, zasnął. Trzeba mu przypomnieć”.

„Oskarżam cię o naruszenie swoich własnych praw biologicznych, o naruszenie porządku świata”.

„Jak mówi Elias, wszystko zostało powiedziane wieki temu i wszystko wydarzyło się wieki temu”.

„To jest prawdziwe prawo życia: wzajemna obrona”.

            Na powieść tę duży wpływ wywarła praca Dicka nad „Egzegezą”. Chciał napisać kontynuację „Valisa” i nawet pierwotnie nazwał ją „Valis Regained”. Ostatecznie powstała w dwa tygodnie w marcu 1980 roku. Początek powieści został zaczerpnięty z opowiadania „W okowach powietrza, w pajęczynie eteru”. „Bożą inwazję” opublikował ostatecznie w wydawnictwie Simon & Schuster w czerwcu 1981 roku.

            Powieść rozpoczyna się od chwili, kiedy chłopiec imieniem Emmanuel podejmuje naukę w szkole na Ziemi. Wie, że jego matka, Rybys Rommey, jest martwa, a ojczym, Herb Asher, leży w stanie śmierci klinicznej w kriogenicznej zawiesinie. Nie wie jednak, że umysł Herba żyje klarownymi marzeniami, w których przeżywa on powtórnie swoje ostatnie sześć lat, łącznie z okresem, gdy wiódł pustelnicze życie w odległym układzie słonecznym CY30-CY30B i gdzie objawiło mu się lokalne bóstwo, Jah, i powiedziało, że ma iść odwiedzić swoją śmiertelnie chorą sąsiadkę. Tą sąsiadką jest Rybys Rommey.

            W szkole do Emmanuela podchodzi tajemnicza, poważna dziewczynka imieniem Zina, która mówi mu, że musi się obudzić, by poznać swą prawdziwą tożsamość. Philip K. Dick ponownie wplata w powieść koncepcję dwóch bogów (biteizm): jeden jest wszechobecny na Ziemi, a drugi znajduje się w stanie, w którym zapomniał swej prawdziwej natury. Koncepcja ta pojawiła się wcześniej na  przykład w „Kosmicznych marionetkach”, ale to w „Bożej inwazji” znajdujemy pełne wytłumaczenie amnezji – odzyskiwania utraconych wspomnień i uświadomienia sobie swojego pochodzenia. W „Bożej inwazji” ponownie pojawia się także idea, że formą upływu czasu dla umysłu znajdującego się w kriogenicznej zawiesinie jest karmienie się wspomnieniami z przeszłości. Natomiast pomysł z małą dziewczynką, będącą manifestacją mądrości (Sofia) również nawiązuje do wcześniejszego utworu Dicka, „Valis”. W „Bożej inwazji” rolę tę odgrywa Zina. Jakby tego było mało, autor dodaje do tej mieszanki jeszcze kabalistyczną koncepcję Szechiny.

            W istocie, „Boża inwazja" opowiada w stylu science fiction o drugim przyjściu Mesjasza na Ziemię. Rybys to nowa Maria, jest dziewicą, ale poczęła Emmanuela i poślubiła Herba, nowego Józefa. Ponieważ jest to powieść Philipa K. Dicka, sprawy są bardziej złożone niż nam się wydaje, do tego z bardzo osobistym rozwinięciem tematów tej historii. Bóg Jah chce zaatakować Ziemię, ponieważ został wygnany z planety po upadku Masady. Jak pamiętamy z historii w I wieku n.e., Masada była rzymską strażnicą graniczną. W 66 roku n.e. została zdobyta przez zelotów, ugrupowanie polityczne walczące z Rzymianami. W ten sposób twierdza Masada stała się głównym punktem oporu wobec Rzymian. Oblężeniem twierdzy kierował w 73 roku n.e. Flawiusz Silwa, rzymski namiestnik Judei. Kiedy zeloci pod wodzą Eleazara Ben Jaira zrozumieli bezcelowość dalszej obrony przed naporem wojsk rzymskich, popełnili na szczycie Masady zbiorowe samobójstwo. Zapasy żywności pozostawili nietknięte, tak, żeby Rzymianie widzieli, że twierdza nie padła z powodu głodu czy braku wody. Łączna liczba obrońców pałacu-twierdzy Masada to 960 osób – taką liczbę podaje Flawiusz Silwa. Przeżyły jedynie dwie kobiety oraz pięcioro dzieci, które ukryte zostały w kanale. Bóg Jah musi powstrzymać Beliala, który próbuje zabić Emmanuela przed jego narodzinami i prawie mu się to udaje, przez co Manny doznaje uszkodzenia mózgu i nie pamięta swojej tożsamości. Aby pomóc dziecku, Bóg posyła Eliasa Tate'a, który w rzeczywistości jest prorokiem Eliaszem. Fabuła „Bożej inwazji" składa się z wielu dyskusji teologicznych. Philip K. Dick ponownie miesza elementy różnych religii, ale w tej powieści czerpie przede wszystkim z judaizmu, w tym z kabały. Aby jeszcze bardziej skomplikować historię, autor dodaje dziwne doświadczenia Herba Ashera, który ma świadome sny podczas przebywania w kriogenicznej zawiesinie, co sprawia, że autor w swoim stylu powtarza własną koncepcję na temat światów równoległych. 


            Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wypadek taksówki powietrznej zabija Rybys i pozostawia Herba w zawieszeniu kriogenicznym na dziesięć lat, podczas których Elias chroni Emmanuela. Dopełnia też starań, aby rząd Ziemi – dyktatura kontrolowana wspólnie przez Kościół katolicko-islamski pod wodzą kardynała Fultona Harmsa oraz Legata Naukowego (spadkobiercę Partii Komunistycznej) pod rządami Nicholasa Bulkowsky’ego – nie odkrył Emmanuela, zanim nie nadejdzie dzień jego triumfu. I tu zaczyna się robić dziwnie. W kriogenicznym zawieszeniu Herb słyszy pobliską stację radiową, której transmisje są odbierane przez jego kapsułę, gdy w kółko przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jego zawieszenia. Od czasu do czasu słyszy muzykę, nawet po tym, jak najwyraźniej jest rozmrożony. W ciągu 10 lat Emmanuel, który zapomniał, ale teraz pamięta o swojej tożsamości jako Boga, zaprzyjaźnił się z Ziną, która jest kolejnym wcieleniem różnych postaci. Dziewczynka pokazuje mu inną, lepszą iterację wszechświata, którą jest w stanie stworzyć. A co z Beliala’em, teraz przyjmującym wcielenie koźlęcia, i długotrwałym zauroczeniem Herba Ashera Lindą Fox, folkową artystką popową? Linda w dystopijnym uniwersum Emmanuela jest gwiazdą znaną z galaktyki dzięki unowocześnieniu pieśni na lutnię Johna Dowlanda z końca XVI wieku. W coraz lepszym uniwersum Ziny jest zmagającą się z problemami artystką, szukającą uznania. W tym miejscu muszę się na chwilę zatrzymać i napisać pewną ciekawostkę. (Co ciekawe) Philip K. Dick napisał „Bożą inwazję” w 1980 roku i przewidział pracę sztucznej inteligencji, potrafiącą stworzyć nieistniejącą postać. Wszyscy pamiętamy niedawne doniesienia mediów o Aitanie, modelce z Instagrama.  Pracuje jako modelka, bierze udział w reklamach i zamieszcza zdjęcia w bieliźnie na płatnej platformie. Powodzi jej się nieźle, bo miesięcznie średnio inkasuje ok. 3 tys. euro, ale jej możliwości zarobkowe są znacznie wyższe. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że ta osoba... nie istnieje. Została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. W książce Philip K. Dick opisał taką osobę, Lindę Fox, która jest piosenkarką. „Ona jest zbiorem osób, typem. Jest dźwiękiem, jaki wydaje sprzęt elektroniczny, bardzo skomplikowany sprzęt elektroniczny. (…) Właściwie to mi jej żal – powiedział Bulkowsky. Jakie to uczucie, zadał sobie pytanie, kiedy się nie istnieje? To sprzeczność w założeniu. Czuć to przecież istnieć. Może więc ona nie czuje. Bo to, że nie istnieje, jest faktem. Nie naprawdę. Kto jak kto, ale my to wiemy. My ją pierwsi wymyśliliśmy. (…) To system sztucznej inteligencji wynalazł ją, powiedział jej co ma śpiewać i jak. (…) Wielki Bałwan poprawnie odczytał emocjonalne zapotrzebowanie kolonistów i opracował formułę na zaspokojenie tych potrzeb. System sztucznej inteligencji prowadził na bieżąco sondaż, uzyskując sprzężenie zwrotne: kiedy potrzeby się zmieniały, zmieniała się Linda Fox”. Czytając ten fragment z „Bożej inwazji” odnosimy wrażenie, jakbyśmy czytali informacje z prasy współczesnej.

            U podstaw „Bożej inwazji” stoi (znowu) starożytna gnoza, choć już w nieco mniejszym stopniu niż w „Valisie”. Dick czerpie garściami z Kabały, filozofii judaizmu, a także z Tory. Mamy do czynienia z lekko zmodyfikowaną filozofią poprzedniej powieści i przedstawioną „w praktyce”, a nie poprzez cytaty z „Egzegezy” Konioluba Grubasa. Plazmatem[1] jest tu Elias Tate, prorok Eliasz, który jako Słowo Boże nawiedzał w najróżniejszych okresach czasu wybitne ludzkie jednostki. Tora, czyli inna postać Słowa Bożego, to kod wszechświata, czyli tak naprawdę całej rzeczywistości. Większość postaci w powieści to „awatary” ludzi i nadnaturalnych istot ze starożytnych pism. Dickowi w „Bożej inwazji” nie chodziło jednak o sam wykład na temat swojej „kosmogonii dwuźródłowej”, o której rozpisał się w „Egzegezie” i pokazywanie „na ludzikach” o co chodzi. Najważniejszym zagadnieniem powieści jest bowiem prawda o istocie Boga i rzeczywistości oraz teodycea[2]. „Nie można budować świata na życzeniach. Podstawa rzeczywistości jest szara, bo nie można w niej serwować zaspokajających pragnieniach fałszywych wizji, trzeba trzymać się tego, co jest możliwe: tak mówi prawo konieczności. Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości. Cokolwiek istnieje, istnieje, bo musi, bo nie może być inaczej” – pisze w „Bożej inwazji” Philip K. Dick.

Zina jest żeńskim aspektem Boga, Torą, Bożą Mądrością (Hagia Sophia), Słowem Bożym, Szechiną w najczystszej postaci. Bardzo dużą część powieści zajmują długie teologiczne dysputy Ziny i Emmanuela, w których dziewczynka próbuje w niebezpośredni sposób uświadomić Bogu, że bez niej nie jest Bogiem Prawdziwym. Dopiero gdy pod koniec powieści dochodzi do ich zjednoczenia, udaje się definitywnie pokonać Beliala, bez konieczności zniszczenia świata. Żeński pierwiastek Boga to romantyzm, eskapizm, radość i zamiłowanie do fikcji. To dlatego Zina wykreowała swój własny, kieszonkowy wszechświat, do którego zaprosiła Emmanuela. Chłopiec twierdzi, że jest jeden świat, ten stworzony przez Demiurga, zły i skalany. Powołuje się na Księgę Izajasza 45,6-7 „...aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego.  Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Uważa, że „realność” to najważniejsza cecha wszelkiego bytu, bo bez niej byt zanika. Świat Ziny to rzeczywistość życzeniowa, wymarzona, niekonieczna, przygodna – a więc nieprawdziwa. Ale Zina uważa, że te wszystkie „wymyślone światy”, wewnętrzne uniwersa wszystkich ludzi, sny i marzenia to też rzeczywistości: 

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę

Z nici złotego i srebrnego światła,

Ciemną i bladą, i błękitną szatę

Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,

Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,

Lecz biedny jestem: me skarby – w marzeniach,

Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy,

Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.” 

- cytując Williama Butlera Yeatsa, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że chłopiec musi w końcu przyznać rację dziewczynce. Ludzie mogą kreować rzeczywistość – ich pragnienia, wiara, miłość, nadzieja, marzenia i poświęcenie to moce, z którymi mogą stawić czoła napierającej, „złej” realności bytu.

W świetle idei tłumaczonej fabułą „Bożej inwazji”, wyjaśnienie jest proste. Wypadki samochodowe, cierpienie chorych na raka, całe to „zło” nie jest intencjonalne. To element natury wszechświata, jego niemal właściwość fizyczna, fluktuacje chaosu. Bóg nie ma na to wpływu. Jako byt zunifikowany, zbudowany z dwóch dopełniających się pierwiastków, jest po prostu symbolem dającym nadzieję, drogowskazem i motywatorem. Ale sama siła sprawcza, inicjatywa, umiejętność kreacji i czerpanie natchnienia, otuchy i pocieszenia z własnych „wewnętrznych światów” jest powinnością ludzką, nie boską. Philip K. Dick stawia w swojej powieści podobne pytania jak w książce „Valis”, na przykład dlaczego niczemu nie winny kot ginie pod kolami samochodu? (Należy nadmienić, że autor był miłośnikiem kotów. Powiedział, że „wszystkie koty na świecie są tak naprawdę jednym kotem”). Tradycja żydowska wyraźnie zabrania okazywania okrucieństwa wobec zwierząt. W języku hebrajskim nazywa się to tza'ar ba'alei chayim, biblijnym nakazem, aby nie zadawać „bólu żadnemu żywemu stworzeniu”. Czyżby Bóg sam łamał swój nakaz? Jednak Biblia wyraźnie naucza, że śmierć jest wrogiem każdego stworzenia. Dlaczego więc Bóg miałby celowo, od samego początku, stworzyć świat w stanie niedoskonałym? Niektórzy interpretatorzy Biblii twierdzą, że kiedy Biblia przekazuje, że Bóg nazwał pierwotne stworzenie „bardzo dobrym", miał na myśli tylko to, że istniało ono dokładnie tak, jak Bóg zaplanował (a nie, że było dosłownie doskonałe). Ale co oznacza ta odpowiedź? Czy oznacza to, że Bóg celowo zaprojektował śmierć, cierpienie i choroby w świecie ludzi i zwierząt? Jedna z wersji tłumaczy problem śmierci i cierpienia sugestią, że Adam i Ewa oraz przebywające tam zwierzęta nie byli narażeni na śmierć i cierpienie, ponieważ byli odizolowani od świata, który istniał niezależny, z innymi prawami przyrody niż Ogród Eden (który był w pewnym sensie rajską wyspą pośród skądinąd niebezpiecznego i krwawego świata). W Księdze Bereszit, znanej u chrześcijan jako Księga Rodzaju, napisane jest, że Bóg spacerował po ogrodzie i po prostu przyszedł w odwiedziny do Edenu. Wyraźnie jest zaznaczone „Gan be Edenגַּן־בְּעֵ֖דֶן ogród w Edenie; czyli ogród i Eden to dwa odmienne miejsca. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie…”. Podaję cytat w oryginale: 

וַֽיִּשְׁמְע֞וּ אֶת־ק֨וֹל יְהֹוָ֧ה אֱלֹהִ֛ים מִתְהַלֵּ֥ךְ בַּגָּ֖ן לְר֣וּחַ הַיּ֑וֹם וַיִּתְחַבֵּ֨א הָֽאָדָ֜ם וְאִשְׁתּ֗וֹ מִפְּנֵי֙ יְהֹוָ֣ה אֱלֹהִ֔ים בְּת֖וֹךְ עֵ֥ץ הַגָּֽן

(Rodz. 3,8). Adam i Ewa nie mieli kontaktu ze światem zewnętrznym, w którym panowały takie same warunki życia jakie panują współcześnie: z chorobami, niesprawiedliwością, złem i śmiercią. Dopiero kiedy zostali wygnani z ogrodu Eden, poznali czym jest prawdziwa rzeczywistość, która istniała wokół ich beztroskiego życia w Raju. Widzimy na tym przykładzie, że zasada entropii istniała od początku stworzenia świata. Dlaczego entropia ma znaczenie dla naszego życia? Oto kluczowa rzecz dotycząca entropii: zawsze rośnie w czasie. To naturalna tendencja rzeczy do utraty porządku. Życie pozostawione samo sobie zawsze będzie mniej zorganizowane. Zamki z piasku zostają zmyte. Chwasty opanowują ogrody. Starożytne ruiny rozpadają się. Samochody zaczynają rdzewieć. Ludzie stopniowo się starzeją. Z czasem nawet góry ulegają erozji, a ich precyzyjne krawędzie ulegają zaokrągleniu. Koty żyjące na wolności mogą wpaść pod rozpędzony pojazd. Nieuniknionym trendem jest to, że sprawy stają się mniej zorganizowane. Nie jestem pewny, czy takie wyjaśnienie śmierci niewinnych kotów zadowoliłoby Philipa K. Dicka.

            W „Bożej inwazji” Absolut jest wręcz namacalny, a postacie i wydarzenia są niezwykłe i niecodzienne. Bohaterowie stykają się z boskością i nieskończonością na każdym kroku, bezustannie one ich zajmują i wypełniają. Warto też wspomnieć, że w toku opowieści czytelnik dowiaduje się, iż w świecie powieści Partia Komunistyczna (Światopogląd Naukowy) jest zjednoczona z Kościołem chrześcijańsko-islamskim (sic!) „[…] w jeden megaaparat z dwiema głowami państwa, jak w starożytnej Sparcie”. Co charakterystyczne, gdy Bóg chce – zgodnie z tytułem książki – przylecieć na Ziemię, przedstawiciele Kościoła biorą go za Szatana. Dick-pisarz nie ukrywa swoich zapatrywań: Najwyższego należy szukać tuż obok, w drugim człowieku, nie zaś w bezdusznej, zbiurokratyzowanej instytucji.

Polecam również:

Philip K. Dick  „Człowiek z Wysokiego Zamku”

https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Cz%C5%82owiek+z+wysokiego+zamku

Philip K. Dick  „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”

 https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Trzy+stygmaty

 


[1] Aluzja do historii o faraonie i Mojżeszu oraz o Herodzie i Jezusie.

 

 

 



[1] Plazmat jest jednym z najsilniejszych ogniw łączących starożytny gnostycyzm ze współczesną odmianą literatury Philipa K. Dicka.

[2] Teodycea – gałąź teologii zajmująca się problemem, jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła.