Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania Człowiek z wysokiego zamku, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania Człowiek z wysokiego zamku, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty

25 sierpnia 2022

Człowiek z Wysokiego Zamku

 

„Człowiek z Wysokiego Zamku”

Philip K. Dick



Autor/ Philip Kindred Dick (1928-1982) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury fantastycznej. Początkowo słabo znany wśród fanów właściwej science fiction, zaś odtrącany przez główny nurt literatury (tzw. mainstream) ze względu na etykietkę pisarza sci-fi, z czasem zdobył uznanie i poważanie jako protoplasta prozy łączącej elementy klasyczne z psychodelią i swoiście pojmowanym solipsyzmem. Z ogromnym uznaniem wyrażał się o jego dziełach sam Stanisław Lem. W twórczości pisarza dominuje kilka stałych, często powtarzających się motywów, do których z uporczywością powracał. Głównymi obsesjami Dicka były kwestie tożsamości i prawdziwości osoby ludzkiej.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ an-us „The Man In The High Castle”

Tematyka/ „Człowiek z Wysokiego Zamku” to hipotetyczna opowieść o przerażającej rzeczywistości opanowanej przez nazistowski terror. Człowieczeństwo przegrało, potwory dzielą i rządzą, a obraz krwawego dyktatu układa w naszych głowach niewygodne pytania. Bohaterzy muszą radzić sobie w nieludzkich sytuacjach i potwornych warunkach. Przez to rozwój postaci ma tu niebagatelne znaczenie. Tutaj ktoś wydaje się do szpiku kości zepsuty, a jednak może dorosnąć do wielkiej zmiany. Ktoś inny, komu przypisujemy cechy wskazujące na to, iż stać go na przyzwoitość, brnie głębiej w zgubny system. Inny bohater chce przejść przez życie jak najciszej, a staje się niewygodną kością w gardle systemu niesprawiedliwości.

Główny motyw/ „Człowiek z Wysokiego Zamku” zabiera nas do lat 60., XX wieku w których Stany Zjednoczone są rozdarte pomiędzy Japonię i Niemcy – państwa, które w tej rzeczywistości nie przegrały II wojny światowej, a ludzkość zatopiła się w powojennym mroku. Przenosimy się do Ameryki sterowanej z Berlina przez Hitlera, w świat masowej eksterminacji Żydów, inwalidów i chorych, o dominacji japońskiej kultury, o służalczości i zastraszeniu narodu amerykańskiego, o bezprawiu Dzikiego Środka. Taka właśnie jest wizja Philipa K. Dicka w „Człowieku z Wysokiego Zamku”. W całym tym świecie jednak coś się załamuje, coś się nie domyka, coś zdaje się nie pasować. Przez ten drobny wyłom, malutki niczym dziurka od klucza, przemyka do nielicznych bohaterów książki alternatywna, choć niezrozumiała, wizja świata, w którą wierzą jak w zbawienie. Wierzą ze strachu i nieszczęść własnej codzienności, uległości i upokorzeniu po przegranej wojnie. Wszystko to porusza lawinę wydarzeń, które przytrafiają się Julianie Frink oraz ludziom powiązanym z nią babim latem losu.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Zniknie samo pojęcie pozycji. Nie będzie rządzących i rządzonych, będą po prostu ludzie”.

„Czas jednak okazał się dobrym lekarzem – tego nie wziął pod uwagę”.

„Przerażała go ta myśl: pradawny gigantyczny kanibal, który odżył i znowu rządzi światem. Przez milion lat oddalaliśmy się od niego, a on wrócił. I to nie jako przeciwnik, lecz władca”.

„Mój pech, że ją spotkałem, że ją kochałem, że ją kocham”.

„Loty kosmiczne najpierw na Księżyc, potem na Marsa. Czyż to nie jest najstarsze marzenie ludzkości, nasz sen o potędze?”.

„Czyż nasi przodkowie nie byli tacy sami? Tyle że nie ma już Dzikiego Zachodu; Dziki Zachód to teraz inne planety”.

„Możemy żyć swoim małym życiem. Jeśli chcemy. Jeżeli ma to dla nas jakieś znaczenie”.

„Z kazirodztwa rodzą się: szaleństwo, ślepota, śmierć”.

„Lubię, żeby obraz coś znaczył, a nie tylko przedstawiał ideał”.

„Cały nasz świat jest psychopatyczny. Władza jest w rękach szaleńców. Od jak dawna to wiemy? Żyjemy z tym? I… ilu z nas wie?”.

„Oni ignorują całe fragmenty rzeczywistości”.

„Podbój planet. Jest w tym coś obłąkańczego i zwyrodniałego, podobnie jak w ich podboju Afryki, a wcześniej Europy i Azji”.

„(…) zawsze jakaś abstrakcja: rasa, kraj”.

„Abstrakcja jest dla nich rzeczywistością, a rzeczywistość jest dla nich niewidzialna”.

„Wszechświat nie wie o moim istnieniu; żyję niewidzialny”.

„Kogo bogowie zauważają, tego niszczą. Bądź mały… a unikniesz zawiści wielkich”.

„Prawo Greshama: fałszerstwa obniżają wartość autentyków”.

„Nie można mieć powodzenia i klęski naraz”.

„Przeklęci fizycy i ta ich teoria synchroniczności, zgodnie z którą każda cząsteczka ma powiązania z innymi; każde pierdnięcie narusza równowagę wszechświata”.

„Czyż nie jest prawdą, że żaden człowiek nie powinien być narzędziem zaspokajania potrzeb innego człowieka?”.

„To zależy od przynależności rasowej. Od kochanej opaski na ramieniu”.

„Orientacja ideologiczna przypominająca jezuityzm pogłębiony postromantycznym niemieckim nihilizmem”.

„Zło to nie tylko punkt widzenia. (…) To jest część nas. Składnik świata. Otacza nas, przenika nasze ciała, umysły, serca”.

„Wszyscy jesteśmy owadami. Zmierzamy po omacku ku czemuś strasznemu lub boskiemu”.

„Jestem intruzem w swoim własnym kraju”.

„Lampa, stół, biblioteczka, drzeworyt na ścianie. Niewiarygodne japońskie poczucie wabi. Nie można tego pomyśleć po angielsku. Umiejętność znalezienia w prostych przedmiotach piękna przekraczającego to, co mogą dać rzeczy wypracowane i ozdobne”.

„Nie można sądzić książki na podstawie tego, że jest bestsellerem”.

„Jedynie kobiety znają się na konwenansach. Bez kobiet gadalibyśmy o samochodach wyścigowych i koniach albo opowiadalibyśmy świńskie kawały. Nie byłoby kultury”.

„(…) jaki przywódca, takie państwo”.

„W niemieckim charakterze jest za dużo filozofii. I za dużo teatru”.

„Mężczyzna nigdy nie potrafi sam się ubrać”.

„Dylemat człowieka cywilizowanego; ciało gotowe, ale niebezpieczeństwo niesprecyzowane”.

„Jak ważną rolę odgrywa czasem tekturowa fasada”.

„Prawo ekonomii: nic nie jest zbyteczne. Nawet nierzeczywistość”.

„Kruchość tego, co z prochu powstało (…)”.

„Krwi, Herr Reiss, nie da się wymazać, jak atramentu”.

„Według mnie jest na tym świecie wiele rzeczy godnych uwagi”.

„Człowiek z Wysokiego Zamku” to jedna z najlepszych książek napisanych przez Philipa K. Dicka. Jest to całkowicie absorbująca, inteligentna, alternatywna historia oparta na założeniu, że Niemcy i Japonia odniosły zwycięstwo w II wojnie światowej. W tym wszechświecie, po wojnie, Stany Zjednoczone zostały podzielone między Japonię i Niemcy, Japonia przejęła stany zachodnie, a Niemcy przejęły stany wschodnie. Historia zaczyna się prawie 20 lat później, w 1962 roku, od świata, który bardzo różni się od tego, który znamy. Philip K. Dick wykonał mistrzowską robotę ekstrapolując bardzo realistyczną alternatywną rzeczywistość w najdrobniejszych szczegółach. Książka naprawdę wciąga nas w świat, który wydaje się jednocześnie bardzo obcy a także znajomy. W miarę rozwoju historii fascynujące jest samo dowiedzenie się, jakie zmiany zaszły z powodu niszczycielskich strat II wojny światowej i wysiłków na rzecz odbudowy państw japońskich i niemieckich. Chociaż jest to bardziej powieść intelektualna niż powieść akcji, nie oznacza to, że nie ma w niej żadnego działania. Kilka scen akcji to emocjonalne i potężne kulminacje ludzkiego dramatu.

 Utwór rozgrywa się między czterema głównymi narracjami, które są w jakiś sposób ze sobą połączone. Trzy z nich dzieją  się w rejonie intensywnie okupowanej przez Japończyków zatoki San Francisco, natomiast ostatnia część ma miejsce w tak zwanej części neutralnej. Mieszkańcy tego obszaru zachowali częściową niezależność od Japończyków, ponieważ ich terytorium   uznano za miejsce o minimalnej wartości. Morze Śródziemne zostało osuszone i zamienione w pole uprawne, a mieszkańcy Afryki albo ulegli eksterminacji, albo poddawani byli  przerażającym eksperymentom. Na ulicach objętych niemiecką okupacją stoją piece krematoryjne, a egzekucje to dla mieszkańców chleb powszedni. W tym wszystkim Niemcom udaje się jednak odnosić coraz większe sukcesy na polu naukowym – nowe materiały, podbój kosmosu (dotarli już na Marsa), lekarstwa, szybkie samoloty pasażerskie etc.

Większość głównych bohaterów książki „Człowiek z Wysokiego Zamku” to Amerykanie, walczący o przetrwanie w aktualnej  powojennej gospodarce z nową ścisłą hierarchią społeczną. Jednak jednym z głównych bohaterów jest pan Nobusuke Tagomi wysoki rangą urzędnik japońskiej misji handlowej w San Francisco, który wkrótce zostaje uwikłany w intrygi walczących ze sobą szpiegów i walki wewnętrzne między różnymi frakcjami niemieckiego totalitarnego rządu, który utrzymuje niełatwy sojusz z Japończykami. Rozwój postaci przebiega naprawdę dobrze. Wszyscy bohaterowie posiadają skomplikowane charaktery, mają wady i są opisywani z wielką wnikliwością psychologiczną. Większość Amerykanów ma w sobie mieszankę uczuć; z jednej strony odczuwają niechęć do Japończyków a z drugiej strony czują do nich podziw. Natomiast Niemcy są postrzegani przez wielu Amerykanów znacznie bardziej negatywnie, ale, jak można sobie wyobrazić, są też i tacy, którzy w pełni popierają nazistowską ideologię z eksterminacją Żydów, chorych umysłowo i niepełnosprawnych. Podczas gdy powieść rozgrywa się na terytorium kontrolowanym przez Japończyków, istnieje wiele odniesień do niemieckiej polityki i ich wysiłków na rzecz realizacji „planu generalnego". „Identyfikują się z boskimi mocami i wydaje im się, że są podobni bogom. To jest ich największe szaleństwo. Są opętani jakimś archetypem; ich jaźń rozrosła się psychopatycznie i już sami nie wiedzą, gdzie się zaczynają oni, a gdzie kończy się Bóg. To nie arogancja, nie pycha, ale rozdęcie do ostatecznych granic wyobrażenia o sobie – poplątanie tego, który oddaje cześć, z tym, co się czci. Człowiek nie pożarł Boga, to Bóg pożarł człowieka” – podsumowuje w jednym zdaniu Philip K. Dick. 


Postacią centralną jest tu Juliana Frink. Od pierwszego do ostatniego rozdziału przechodzi olbrzymią metamorfozę. Fundamentalny wpływ mają na nią ludzie, których spotyka na swojej drodze. Rozwija się wraz z poznawaniem świata i kolejnymi dramatami, jakie ją dotykają. Bohaterzy muszą radzić sobie w nieludzkich sytuacjach i potwornych warunkach. Przez to rozwój postaci ma tu niebagatelne znaczenie. Jeden wydaje się do szpiku kości zepsuty, a jednak może dorosnąć do wielkiej zmiany. Ktoś inny, komu przypisujemy cechy wskazujące na to, iż stać go na przyzwoitość, brnie głębiej w zgubny system. Inny bohater chce przejść przez życie jak najciszej, a staje się niewygodną kością w gardle systemu niesprawiedliwości.

Nowatorski świat stworzony w tej powieści świetnie rezonuje z badaniami dotyczącymi idei filozofii, hierarchii społecznych, polityki, rasy, sztuki, przeznaczenia, strachu i nadziei. W przypływie geniuszu  Philip K. Dick stworzył również bohatera będącego autorem podziemnej alternatywnej książki historycznej, w której USA i sojusznicy wygrali II wojnę światową. To dzieło  nosi tytuł „Utyje szarańcza” i odnosi się do słów z księgi Koheleta „Będą się też bać miejsc wysokich, i będą się lękać na drodze, zakwitnie drzewo migdałowe, utyje szarańcza, a rozproszą się kapary; bo pójdzie człowiek do domu wieczności swej, i będą chodzić po ulicach płaczący” (Koh12;5). Utwór zyskał wielką popularność wśród ludności okupowanej, a autorem tej alternatywnej powieści historycznej jest nikt inny jak Człowiek z Wysokiego Zamku. Niektórzy z głównych bohaterów czytają lub cytują z tej pozycji  całe wersety, co dostarcza niesamowitej ironii i dodaje jeszcze więcej kontrastu dla idei w niej zawartych. To, co jest naprawdę skuteczne, to fakt, że ta alternatywna rzeczywistość nie opisuje dokładnie naszego świata, ponieważ autor nie mógł przewidzieć wszystkiego, co wydarzy się poprawnie. W rzeczywistości wyobrażał sobie świat jako o wiele bardziej idealny niż nasz rzeczywisty.

Podobnie jak w wielu innych swoich powieściach, tak i w „Człowieku z Wysokiego Zamku”, Dick kwestionuje samą rzeczywistość, podejrzewa, że coś gdzieś poszło nie tak i teraz żyjemy w spaczonej iluzji. Antyki Roberta Childana to podróbki, bohaterowie często posiadają fałszywe tożsamości (wręcz absurdalnie wyraźnie jest to pokazane na przykładzie Joego Cinnadelli), czytelnik ma do wyboru aż trzy możliwe położenia, a sam Człowiek z Wysokiego Zamku, okazuje się nie być dokładnie tym, kogo spodziewaliśmy się spotkać. Myślę, że warto przytoczyć tutaj teorię Hugh Everetta[1], którą, między innymi, inspirował się Philip K. Dick. Głosi ona, że istnieje wiele alternatywnych wersji historii, egzystujących obok siebie.

W powieści przecinają się trzy płaszczyzny rzeczywistości: świat realny dla bohaterów książki, świat książki „Utyje szarańcza” autorstwa Człowieka z Wysokiego Zamku Hawthorna Abendsena i nasz świat, istniejący w świadomości czytelnika, a w powieści pojawiający się na krótko w gorączkowej wizji pana Tagomi. Szczególny talent Dicka sprawia, że przyjmujemy punkt widzenia pana Tagomi i wraz z nim odczuwamy nierealność i fantastyczność tego świata. Bo Dick nie tylko tworzy rzeczywistość, ale też nadaje jej rzadką plastyczność i sugestywność. Odkładając jego książkę musimy – jak po przebudzeniu z niektórych snów – przypomnieć sobie, gdzie jesteśmy. Jak u Pedro Calderóna de la Barca w utworze „Życie snem”: „Czym jest życie? Szaleństwem? Czym życie? Iluzji tłem, Snem cieniów, nicości dnem. Cóż szczęście dać może nietrwałe, Skoro snem życie jest całe I nawet sny tylko snem!”.

Taką plastyczność ma obraz Kalifornii pod okupacją japońską, będący poniekąd odwróceniem amerykańskiej okupacji Japonii. Widzimy więc wpływ japońskiego języka, kultury, obyczaju, a także głębsze wpływy psychologiczne, jak w przypadku oportunisty i kolaboranta Roberta Childana. Dążenie do naśladowania zwycięskich Japończyków walczy w nim z resztkami urażonej dumy narodowej, a na wszystko nakłada się jeszcze silny wpływ propagandy  hitlerowskiej: Childan, czerpiący wiedzę o świecie z nazistowskich pism ilustrowanych, wdzięczny jest kulturalnym Nordykom za powstrzymanie nawały brudnych Słowian i komunistów. Jego prymitywizm kompromituje go w oczach o wiele kulturalniejszych Japończyków, liberalnych państwa Kasoura.

W „Człowieku z Wysokiego Zamku” jak w niewielu utworach science fiction występuje cała galeria żywych, trójwymiarowych postaci. Wszyscy oni są jak gracze, usiłujący poznać tajne reguły gry, w którą zostali wplątani, i wszyscy przegrywają, rezygnują. Np. Frink nigdy się nie dowie, jaki był mechanizm jego nagłego aresztowania i równie nagłego uwolnienia. Tagomi i wysoki rangą oficer SD Wegener kapitulują przed zagadką działania historii. Tagomi widział nawet przez chwile inny świat, ale nie ma odwagi weń uwierzyć, podobnie jak Abendsen, który, będąc głosem prawdy, sam w nią nie wierzy.  Jedynie Juliana, najsilniejsza psychicznie ze wszystkich postaci książki, ma odwagę wyciągać wszystkie konsekwencje z tego, co podpowiada wyrocznia, i tylko ona wie, że świat w którym żyje, jest nierzeczywisty (a w każdym razie mniej prawdopodobny od świata z powieści „Utyje szarańcza” Abendsena). Jeszcze jeden seans z „I-cing” i Julina potrafiłaby odkryć, że sama jest bohaterką powieści. W „Człowieku z Wysokiego Zamku” poznanie prawdy nie wyzwala, a jeśli już, to nielicznych. Nawet Abendsen, który dostrzega i opisuje rzeczywistość ukrytą pod pozorami diabelskiej atrapy, nie potrafi uznać, że to jego książka, „Utyje szarańcza”, mówi jak jest, a kłamie obraz, który ma przed oczami. Może właśnie taki, pełen niepewności, winien być los wizjonerów. Tylko Juliana, seksowna ciemnowłosa kobieta, przy pomocy której faszyści próbują Abendsena omotać i dopaść, znajduje w sobie siły, najpierw, by pisarza/wizjonera ocalić, a później – by spojrzeć prawdzie w oczy. Obaj, Dick i jego bohater, lubili takie kobiety, ale nawet Juliana nie wie, co począć ze swoją wiedzą. Jeśli rzeczywiście chodzi o wiedzę. Na pewno wzmacnia to dramatyzm książki, poza tym warto pamiętać, że nie było to pierwsze ani ostatnie otwarte zakończenie Dicka. Pisarz nie powinien narzekać, I-cing wyrzuciła rozwiązanie w jego stylu, nadała na jego fali.

Ze swej wrażliwości, ze swej postawy i sytuacji outsidera wystrugał Finka Franka z jego żydostwem, bezradnością, miłością do Juliany i z jego kunsztem. Do poruszających partii książki traktujących o „wu” srebrnych precjozów zainspirował Dicka poradnik uprawy japońskich ogrodów. Postać wspaniałego, skomplikowanego arystokraty ducha, pana Tagomiego, podpowiedzieć musiały kontakty w bogatym narodowościowo tyglu barwnej wielokulturowej Kalifornii. To tylko niektóre przesłanki, szybkie flesze na tajemnice pisarskiego wnętrza, na jego sekretną alchemię. Dick składa hołd buddyjskiemu podejściu do świata, ale pokazuje, że okrutne wydarzenia nawet buddystę wyprowadzą z równowagi. Pan Tagomi- zadziwiająca, bogata wewnętrznie literacka postać, buntuje się przeciwko swemu zabójstwu z konieczności, brzydzi się taktycznymi politycznymi wyborami, które skazują go na popieranie gorszego faszysty przeciw lepszemu. Nie ma szczęścia, spokoju, nie ma usprawiedliwienia.

Jeśli chodzi o rekonstrukcję opętanej niemieckiej duszy, to rzeczywistość, nie tylko biblioteczna, też podsuwała pisarzowi rozwiązania. W Jerozolimie w 1961 roku ruszył proces Adolfa Eichmanna, a w 1962 zbrodniarza powieszono. Wówczas na tym sądzonym piętnaście lat po zakończeniu wojny biurokracie zbrodni, który wyznał, co zrobił i dlaczego, skupiły się oczy świata. Jedna z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku, filozof Hannah Arendt, zobaczyła w procesie Eichmanna przypowieść o banalności zła. Dick, o którego rozwijającej się karierze pisarskiej  mało kto wtedy wiedział,  odczytał wydarzenie po swojemu: jako kamuflaż kryjący obłęd, upadek, wyzwanie rzucone prawom ludzkim i boskim. Twarz zimnego urzędnika była maską? Kto miał rację?

Głównym tematem prozy Dicka jest podejrzliwość w stosunku do fasady świata, usiłowanie dotarcia do jego ukrytej struktury, zrozumienie jego praw. We wszystkich utworach spotykamy fałszywe realia , sztucznych ludzi i podrabiane przedmioty. „Człowiek z Wysokiego Zamku” oparty jest na założeniu, że ludzkość posiada klucz do zagadki rzeczywistości i że jest nim stara chińska księga „I-cing”. Dzieło to, podsumowujące  specyficzne chińskie podejście do świata i do człowieka, cieszyło się wielką popularnością w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza w Kalifornii. Według „I-cing” świat znajduje się w nieustannym ruchu, jest żywym splotem działających na siebie, krzyżujących się potężnych i słabszych linii. Za pomocą heksagramu możemy uzyskać wgląd w układ sił właściwej danej Chwili, a to, przy umiejętnej interpretacji, pozwala wybrać właściwe postępowanie.

Wyrażone w „Człowieku z Wysokiego Zamku” poczucie nietrwałości otaczających nas struktur życia w jednej z wielu możliwych rzeczywistości jest zapewne odbiciem sytuacji współczesnego człowieka, dla którego przesunięcie w czasie (postarzanie się o dziesięć lat) lub przestrzeni  (godzina lotu odrzutowcem) oznacza przeskok do innego świata. Można też czytać Dicka jako dyskurs o Kantowskich kategoriach umysłu lub jako studium choroby umysłowej (sam Dick chorował na schizofrenię): obraz rozterki człowieka uświadamiającego sobie, że zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Sam autor już wspomnianej książki „Utyje szarańcza” Abendsen jak czarnoksiężnik z krainy Oz okazał się zwykłym człowiekiem, pisarzem, mieszkającym nie w „Wysokim Zamku” lecz w parterowym domu otoczonym ogrodem w Denver.  W tym ogrodzie stał oparty o mur mały dziecięcy rowerek.

Szaleńcza gotowość do zniszczenia ludzkości to zarzut, który można postawić nie tylko faszystom. Kiedy Dick finiszował powieść, nabrzmiewał kryzys kubański. Wspomagani przez USA emigranci i wygnańcy wylądowali zbrojnie w Zatoce Świń. Potem u wybrzeży Stanów ZSRS montuje wyrzutnie dostosowane do miotania atomowych pocisków, a przez Atlantyk płynie sowiecka flota gotowa ich bronić. Kennedy i Chruszczow siłowali się na rękę, a w Berlinie staje mur oddzielający świat wolny od podbitego. Czy tak trudno sobie wyobrazić, że te wydarzenia zainspirowały Dicka, w którego powieści takim naturalnym niby-murem dzielącym skłóconych sojuszników stają się Góry Skaliste?

Czytelnik sięgający dziś po dowolną książkę dobrze w Polsce znanego Dicka ma wobec autora „Człowieka z Wysokiego Zamku” lekką przewagę. Wie, co go czeka w tej prozie. Prawie na pewno będzie tam zapis psychicznych katastrof spotykających w stosunkach z dominującymi kobietami słabego mężczyznę o bujnym życiu wewnętrznym. Spodziewać się należy wieloznaczności światów, w których granice między rzeczywistością, transem, halucynacją, przepowiednią i jej spełnieniem zostaną zatarte. Kiedy indziej może iść o nie dającą się uchwyć różnicę między człowiekiem a robotem, zwierzęciem i automatem oraz, jak w tej powieści, między zabytkowym przedmiotem a zręczną repliką. Najpewniej czekają nas też pojedynki dusz, dokonujące się w szczerych, bolesnych dialogach, sięgających sekretnych urazów i tajemnic. Opowieść może traktować o szaraku powołanym do wielkiej sprawy, któremu to zadaniu można stawić czoło lub mu zaprzeczyć. Okaże się wreszcie, że Dick w szczególny sposób opiekuje się pozytywnymi bohaterami – ludzie prawi, jeśli nawet zginą, to godnie, na łajdaków czekają kary i upokorzenia.

Wiemy, że Dick nawiązywał w prozie do swojej sytuacji i swoich demonów. Akurat podczas pracy nad „Człowiekiem z Wysokiego Zamku” pomagał żonie w produkcji jubilerskich cacek, jakie w powieści wytwarzają Frank Frink z Edem McCarthym. Ta robota rozbudziła Dicka filozoficznie – jej zawdzięczamy fascynujące refleksje estetyczne – ale zdominowała pisarza i urażała jego ambicję. Mało brakowało, by dochód z precjozów przekroczył literackie wpływy Dicka. Pisarz wierzgał przeciw tej niesprawiedliwości jako artysta i jako mężczyzna, uciekał w jubilerkę przed trudnościami pisarskimi, gardził tą robotą i gardził sobą, aż żona przegoniła go do szopy, by tam pisał, zamiast zatruwać życie rodzinie. Błogosławiona decyzja. Ileż to książek dokończono dzięki wygnaniu z domu lub małżeńskiego łoża. Albo dzięki świadomej ucieczce.

Zaproponowana przez Dicka tajemnicza, dramatyczna, kwantowa, nieostra wizja dziejów, wymykających się narratorowi i bohaterom, jest bliższa naszemu doświadczeniu i nowoczesnej wiedzy. Chodzi o teorię Hugh Everetta, wedle której dziesiątki równoprawnych wariantów historii rozgałęziają się i współegzystują obok siebie. Dick zaś oprócz tego, bądź obok tego, widzi w historii nie tylko matematyczne procesy i prawa, dające sobą powodować, ale i szaleństwo, czasem diabelstwo, wolę mocy i pęd do samozniszczenia.

„Człowiek z Wysokiego Zamku” Philipa K. Dicka to zasłużenie jedna z najbardziej uznanych książek fantastyczno-naukowych. Wspaniale skonstruowana fabuła, subtelne wskazówki trzymające czytelnika w ciągłej niepewności i naprawdę niepowtarzalny klimat, to według mnie największe zalety tej powieści. Jeśli jesteście fanami fantastyki albo po prostu lubicie ambitną literaturę – gorąco polecam „Człowieka z Wysokiego Zamku”.

 


[1] Podstawowa idea teorii wieloświata została wysunięta przez fizyka Hugh Everetta w 1957 roku. Zgodnie z tą teorią, oprócz wszechświata, którego jesteśmy świadomi, istnieje jeszcze ogromna liczba innych wszechświatów. Za każdym razem, gdy przeprowadzany jest eksperyment kwantowy otrzymujemy różne wyniki z niezerowym prawdopodobieństwem– wszystkie wyniki zostają uzyskane w różnych światach, nawet jeśli jesteśmy świadomi tylko jednego świata, w którym obserwujemy dany wynik.

 

18 lipca 2024

Boża inwazja

 

„Boża inwazja”

Philip K. Dick

Autor/ Philip K. Dick zalicza się do grona pisarzy powieści science fiction, którzy znacząco wpłynęli na rozwój tego gatunku literackiego. Jest określany „Dostojewskim w wersji science fiction”. Choć od początku swojej twórczości był znany i ceniony w świecie literackim, do końca życia pozostał anonimowym autorem dla szerszej publiczności. Jego twórczość została zauważona i doceniona dopiero w latach 90. XX wieku. Łączył elementy klasycznej prozy i fantastyki z rozważaniami filozoficznymi i teologicznymi. Sławę przyniosła mu opublikowana w 1962 roku powieść „Człowiek z Wysokiego Zamku". Kultowy film „Łowca androidów" był adaptacją jego powieści „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Dick w swoich książkach dosyć poważnie zastanawiał się, co to właściwie znaczy być człowiekiem. Nie jest tajemnicą, że większość swoich książek napisał pod wpływem alkoholu i narkotyków.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ ang. The Divine Invasion

Tematyka/ Autor w książce „Boża inwazja” przedstawia swoje rozważania na temat istoty Boga, boskości i Jego natury. W tej powieści nieważne staje się pytanie na temat wiary, oraz to, czy Bóg istnieje, czy nie. Philip. K Dick nie wątpi o tym ani przez chwilę. Istotą rozważań staje się kim ON jest dla siebie samego, kim jest dla ludzkości. Jaka jest Jego rola dla życia światów i milionów istnień na nich żyjących. Warstwa fabularna jest płaszczem, pod którym kryją się kolejne rozważania filozoficzno-teologiczne autora, dotyczące walki Boga z Szatanem, Dobra ze Złem, Tworzenia z Chaosem, a także charakterystyczne dla jego twórczości poszukiwanie granicy rzeczywistości i ułudy. Na pytanie Ziny „Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”, Bóg-Emmanuel odpowie kilka chwil później: „Nie można budować świata na życzeniach (…). Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości”. Jak więc jest naprawdę: to człowiek zbudował zło swojego świata, czy też można zwalić całą odpowiedzialność na Boga lub fałszywego Demiurga? „W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu” – rzeknie Rybys.

Główny motyw/ Kontynuacja wątków poruszanych w książce „Valis”. Przenosimy się w nieokreśloną, niezbyt odległą przyszłość. Na jednej ze skolonizowanych przez ludzkość planet mieszka pod specjalną kopułą Herb Asher, wielbiciel talentu niejakiej Lindy Fox, pieśniarki sławnej w całej Galaktyce. Pewnego dnia zdaje sobie sprawę, że z jego światem jest „coś” nie w porządku (motyw, jak nietrudno zauważyć, bardzo dla Dicka typowy). Jednocześnie poznaje Rybys, chorą kolonistkę z sąsiedniej kopuły, i zostaje przez nieznane siły zobowiązany do odwiedzenia jej. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna spodziewa się dziecka. Herb i Rybys udają się na Ziemię. Tam rodzi się ich przybrany syn, w rzeczywistości nowe wcielenia boskiego posłańca. Jednak dorastający chłopczyk, choć świadom swej natury, nie za bardzo wie, z jaką misją został zesłany na świat i nie za dobrze umie się odnaleźć w rzeczywistości. Z pomocą przychodzi mu tajemnicza wszechwiedząca dziewczynka Zina, która pozwala mu „przypomnieć sobie” o boskim pochodzeniu. Z czasem rozpętuje się bezkompromisowa walka dobra ze złem, w którą wciągnięci zostają wszyscy bohaterowie. Fabułę komplikuje fakt, że „tak naprawdę” (a przynajmniej w zaznaczonej na samym początku „rzeczywistości obiektywnej”) Asher leży półżywy w czymś w rodzaju ubikowskiego moratorium i śni o życiu kolonisty, zaś towarzyszący mu wszędzie i ciągle temat muzyczny z nie lubianej opery jest w istocie sygnałem radiowym odbieranym przez jego mózg, a nadawanym za pośrednictwem położonej w pobliżu moratorium radiostacji. Podobnych niejasności i przykładów wzajemnie przenikających się światów w „Bożej inwazji” jest dużo więcej.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Uroda wszechświata nie kryła się w gwiazdach, lecz w muzyce tworzonej przez ludzkie umysły, ludzkie głosy, ludzkie dłonie”.

„Odgrzewany sentymentalizm, czyli najgorszy rodzaj sentymentalizmu (…)”.

„Wszystkie stworzenia i gatunki, które przestały próbować wymarły”.

„Zawsze myślałem, że Boga spotyka się dopiero po śmierci”.

„Nikt już nie słyszy głosu Boga”.

„Wokół Ziemi jest teraz ustanowiona strefa. Strefa zła, która go (Boga) nie wpuszcza”.

„W tej Boskiej Maszynerii jest jakieś szczególne okrucieństwo. Żadnego romantyzmu”.

„Nie mam wiary ani nadziei, a on nie ma miłości, tylko siłę. Bóg jest przejawem siły, niczym więcej”.

„Jest coś nie w porządku, kiedy ktoś boi się małego dziecka”.[1]

„To dobry wszechświat, w którym zdychający brzydki kundel jest więcej wart niż klasyczna postać ze starożytnej Grecji”.

„Wzniosła sztuka jest dla tych, którzy ją przeżywają. Dla umierającego stworzenia ważniejszy jest łyk wody”.

„Jakież to tragiczne królestwo, zamyślił się. Jego mieszkańcy są więźniami, a ich największą tragedią jest to, że nie zdają sobie z tego sprawy, myślą, że są wolni, bo nigdy nie byli wolni i nie wiedzą, co to znaczy być wolnym. Ten świat to więzienie i niewielu to zrozumiało”.

„Znam go i wiem, że stracił prawo do mojej miłości, utracił moją miłość przez swoją obojętność”.

„Ten świat, cała ta planeta, wszyscy jej mieszkańcy – wszystko tutaj jest pogrążone we śnie”.

„Bóg nie znajduje przyjemności w nieistnieniu”.

„Ja nie walczę o dobry świat ani o sprawiedliwy, ani piękny. Tu chodzi o samo istnienie wszechświata”.

„Żadne stworzenie nie potrafi sobie wyobrazić, nieistnienia, zwłaszcza własnego nieistnienia”.

„(…) śmierć istniała tu od zawsze, śmierć ma na tej planecie długą tradycję (…)”.

„Nawet diabeł może cytować Pismo Święte”.

„Czy piękny sen nie jest lepszy od okrutnej rzeczywistości?”.

„Marzenie przestało być dla niego marzeniem, stało się rzeczywistością aż do poziomu rozczarowań”.

„Świat, zbiorowo, zapomniał, zasnął. Trzeba mu przypomnieć”.

„Oskarżam cię o naruszenie swoich własnych praw biologicznych, o naruszenie porządku świata”.

„Jak mówi Elias, wszystko zostało powiedziane wieki temu i wszystko wydarzyło się wieki temu”.

„To jest prawdziwe prawo życia: wzajemna obrona”.

            Na powieść tę duży wpływ wywarła praca Dicka nad „Egzegezą”. Chciał napisać kontynuację „Valisa” i nawet pierwotnie nazwał ją „Valis Regained”. Ostatecznie powstała w dwa tygodnie w marcu 1980 roku. Początek powieści został zaczerpnięty z opowiadania „W okowach powietrza, w pajęczynie eteru”. „Bożą inwazję” opublikował ostatecznie w wydawnictwie Simon & Schuster w czerwcu 1981 roku.

            Powieść rozpoczyna się od chwili, kiedy chłopiec imieniem Emmanuel podejmuje naukę w szkole na Ziemi. Wie, że jego matka, Rybys Rommey, jest martwa, a ojczym, Herb Asher, leży w stanie śmierci klinicznej w kriogenicznej zawiesinie. Nie wie jednak, że umysł Herba żyje klarownymi marzeniami, w których przeżywa on powtórnie swoje ostatnie sześć lat, łącznie z okresem, gdy wiódł pustelnicze życie w odległym układzie słonecznym CY30-CY30B i gdzie objawiło mu się lokalne bóstwo, Jah, i powiedziało, że ma iść odwiedzić swoją śmiertelnie chorą sąsiadkę. Tą sąsiadką jest Rybys Rommey.

            W szkole do Emmanuela podchodzi tajemnicza, poważna dziewczynka imieniem Zina, która mówi mu, że musi się obudzić, by poznać swą prawdziwą tożsamość. Philip K. Dick ponownie wplata w powieść koncepcję dwóch bogów (biteizm): jeden jest wszechobecny na Ziemi, a drugi znajduje się w stanie, w którym zapomniał swej prawdziwej natury. Koncepcja ta pojawiła się wcześniej na  przykład w „Kosmicznych marionetkach”, ale to w „Bożej inwazji” znajdujemy pełne wytłumaczenie amnezji – odzyskiwania utraconych wspomnień i uświadomienia sobie swojego pochodzenia. W „Bożej inwazji” ponownie pojawia się także idea, że formą upływu czasu dla umysłu znajdującego się w kriogenicznej zawiesinie jest karmienie się wspomnieniami z przeszłości. Natomiast pomysł z małą dziewczynką, będącą manifestacją mądrości (Sofia) również nawiązuje do wcześniejszego utworu Dicka, „Valis”. W „Bożej inwazji” rolę tę odgrywa Zina. Jakby tego było mało, autor dodaje do tej mieszanki jeszcze kabalistyczną koncepcję Szechiny.

            W istocie, „Boża inwazja" opowiada w stylu science fiction o drugim przyjściu Mesjasza na Ziemię. Rybys to nowa Maria, jest dziewicą, ale poczęła Emmanuela i poślubiła Herba, nowego Józefa. Ponieważ jest to powieść Philipa K. Dicka, sprawy są bardziej złożone niż nam się wydaje, do tego z bardzo osobistym rozwinięciem tematów tej historii. Bóg Jah chce zaatakować Ziemię, ponieważ został wygnany z planety po upadku Masady. Jak pamiętamy z historii w I wieku n.e., Masada była rzymską strażnicą graniczną. W 66 roku n.e. została zdobyta przez zelotów, ugrupowanie polityczne walczące z Rzymianami. W ten sposób twierdza Masada stała się głównym punktem oporu wobec Rzymian. Oblężeniem twierdzy kierował w 73 roku n.e. Flawiusz Silwa, rzymski namiestnik Judei. Kiedy zeloci pod wodzą Eleazara Ben Jaira zrozumieli bezcelowość dalszej obrony przed naporem wojsk rzymskich, popełnili na szczycie Masady zbiorowe samobójstwo. Zapasy żywności pozostawili nietknięte, tak, żeby Rzymianie widzieli, że twierdza nie padła z powodu głodu czy braku wody. Łączna liczba obrońców pałacu-twierdzy Masada to 960 osób – taką liczbę podaje Flawiusz Silwa. Przeżyły jedynie dwie kobiety oraz pięcioro dzieci, które ukryte zostały w kanale. Bóg Jah musi powstrzymać Beliala, który próbuje zabić Emmanuela przed jego narodzinami i prawie mu się to udaje, przez co Manny doznaje uszkodzenia mózgu i nie pamięta swojej tożsamości. Aby pomóc dziecku, Bóg posyła Eliasa Tate'a, który w rzeczywistości jest prorokiem Eliaszem. Fabuła „Bożej inwazji" składa się z wielu dyskusji teologicznych. Philip K. Dick ponownie miesza elementy różnych religii, ale w tej powieści czerpie przede wszystkim z judaizmu, w tym z kabały. Aby jeszcze bardziej skomplikować historię, autor dodaje dziwne doświadczenia Herba Ashera, który ma świadome sny podczas przebywania w kriogenicznej zawiesinie, co sprawia, że autor w swoim stylu powtarza własną koncepcję na temat światów równoległych. 


            Nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wypadek taksówki powietrznej zabija Rybys i pozostawia Herba w zawieszeniu kriogenicznym na dziesięć lat, podczas których Elias chroni Emmanuela. Dopełnia też starań, aby rząd Ziemi – dyktatura kontrolowana wspólnie przez Kościół katolicko-islamski pod wodzą kardynała Fultona Harmsa oraz Legata Naukowego (spadkobiercę Partii Komunistycznej) pod rządami Nicholasa Bulkowsky’ego – nie odkrył Emmanuela, zanim nie nadejdzie dzień jego triumfu. I tu zaczyna się robić dziwnie. W kriogenicznym zawieszeniu Herb słyszy pobliską stację radiową, której transmisje są odbierane przez jego kapsułę, gdy w kółko przeżywa wydarzenia, które doprowadziły do jego zawieszenia. Od czasu do czasu słyszy muzykę, nawet po tym, jak najwyraźniej jest rozmrożony. W ciągu 10 lat Emmanuel, który zapomniał, ale teraz pamięta o swojej tożsamości jako Boga, zaprzyjaźnił się z Ziną, która jest kolejnym wcieleniem różnych postaci. Dziewczynka pokazuje mu inną, lepszą iterację wszechświata, którą jest w stanie stworzyć. A co z Beliala’em, teraz przyjmującym wcielenie koźlęcia, i długotrwałym zauroczeniem Herba Ashera Lindą Fox, folkową artystką popową? Linda w dystopijnym uniwersum Emmanuela jest gwiazdą znaną z galaktyki dzięki unowocześnieniu pieśni na lutnię Johna Dowlanda z końca XVI wieku. W coraz lepszym uniwersum Ziny jest zmagającą się z problemami artystką, szukającą uznania. W tym miejscu muszę się na chwilę zatrzymać i napisać pewną ciekawostkę. (Co ciekawe) Philip K. Dick napisał „Bożą inwazję” w 1980 roku i przewidział pracę sztucznej inteligencji, potrafiącą stworzyć nieistniejącą postać. Wszyscy pamiętamy niedawne doniesienia mediów o Aitanie, modelce z Instagrama.  Pracuje jako modelka, bierze udział w reklamach i zamieszcza zdjęcia w bieliźnie na płatnej platformie. Powodzi jej się nieźle, bo miesięcznie średnio inkasuje ok. 3 tys. euro, ale jej możliwości zarobkowe są znacznie wyższe. I nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że ta osoba... nie istnieje. Została wygenerowana przez sztuczną inteligencję. W książce Philip K. Dick opisał taką osobę, Lindę Fox, która jest piosenkarką. „Ona jest zbiorem osób, typem. Jest dźwiękiem, jaki wydaje sprzęt elektroniczny, bardzo skomplikowany sprzęt elektroniczny. (…) Właściwie to mi jej żal – powiedział Bulkowsky. Jakie to uczucie, zadał sobie pytanie, kiedy się nie istnieje? To sprzeczność w założeniu. Czuć to przecież istnieć. Może więc ona nie czuje. Bo to, że nie istnieje, jest faktem. Nie naprawdę. Kto jak kto, ale my to wiemy. My ją pierwsi wymyśliliśmy. (…) To system sztucznej inteligencji wynalazł ją, powiedział jej co ma śpiewać i jak. (…) Wielki Bałwan poprawnie odczytał emocjonalne zapotrzebowanie kolonistów i opracował formułę na zaspokojenie tych potrzeb. System sztucznej inteligencji prowadził na bieżąco sondaż, uzyskując sprzężenie zwrotne: kiedy potrzeby się zmieniały, zmieniała się Linda Fox”. Czytając ten fragment z „Bożej inwazji” odnosimy wrażenie, jakbyśmy czytali informacje z prasy współczesnej.

            U podstaw „Bożej inwazji” stoi (znowu) starożytna gnoza, choć już w nieco mniejszym stopniu niż w „Valisie”. Dick czerpie garściami z Kabały, filozofii judaizmu, a także z Tory. Mamy do czynienia z lekko zmodyfikowaną filozofią poprzedniej powieści i przedstawioną „w praktyce”, a nie poprzez cytaty z „Egzegezy” Konioluba Grubasa. Plazmatem[1] jest tu Elias Tate, prorok Eliasz, który jako Słowo Boże nawiedzał w najróżniejszych okresach czasu wybitne ludzkie jednostki. Tora, czyli inna postać Słowa Bożego, to kod wszechświata, czyli tak naprawdę całej rzeczywistości. Większość postaci w powieści to „awatary” ludzi i nadnaturalnych istot ze starożytnych pism. Dickowi w „Bożej inwazji” nie chodziło jednak o sam wykład na temat swojej „kosmogonii dwuźródłowej”, o której rozpisał się w „Egzegezie” i pokazywanie „na ludzikach” o co chodzi. Najważniejszym zagadnieniem powieści jest bowiem prawda o istocie Boga i rzeczywistości oraz teodycea[2]. „Nie można budować świata na życzeniach. Podstawa rzeczywistości jest szara, bo nie można w niej serwować zaspokajających pragnieniach fałszywych wizji, trzeba trzymać się tego, co jest możliwe: tak mówi prawo konieczności. Bo konieczność jest fundamentem rzeczywistości. Cokolwiek istnieje, istnieje, bo musi, bo nie może być inaczej” – pisze w „Bożej inwazji” Philip K. Dick.

Zina jest żeńskim aspektem Boga, Torą, Bożą Mądrością (Hagia Sophia), Słowem Bożym, Szechiną w najczystszej postaci. Bardzo dużą część powieści zajmują długie teologiczne dysputy Ziny i Emmanuela, w których dziewczynka próbuje w niebezpośredni sposób uświadomić Bogu, że bez niej nie jest Bogiem Prawdziwym. Dopiero gdy pod koniec powieści dochodzi do ich zjednoczenia, udaje się definitywnie pokonać Beliala, bez konieczności zniszczenia świata. Żeński pierwiastek Boga to romantyzm, eskapizm, radość i zamiłowanie do fikcji. To dlatego Zina wykreowała swój własny, kieszonkowy wszechświat, do którego zaprosiła Emmanuela. Chłopiec twierdzi, że jest jeden świat, ten stworzony przez Demiurga, zły i skalany. Powołuje się na Księgę Izajasza 45,6-7 „...aby wiedziano od wschodu słońca aż do zachodu, że beze Mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego.  Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”. Uważa, że „realność” to najważniejsza cecha wszelkiego bytu, bo bez niej byt zanika. Świat Ziny to rzeczywistość życzeniowa, wymarzona, niekonieczna, przygodna – a więc nieprawdziwa. Ale Zina uważa, że te wszystkie „wymyślone światy”, wewnętrzne uniwersa wszystkich ludzi, sny i marzenia to też rzeczywistości: 

Gdybym miał niebios wyszywaną szatę

Z nici złotego i srebrnego światła,

Ciemną i bladą, i błękitną szatę

Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,

Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,

Lecz biedny jestem: me skarby – w marzeniach,

Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy,

Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach.” 

- cytując Williama Butlera Yeatsa, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że chłopiec musi w końcu przyznać rację dziewczynce. Ludzie mogą kreować rzeczywistość – ich pragnienia, wiara, miłość, nadzieja, marzenia i poświęcenie to moce, z którymi mogą stawić czoła napierającej, „złej” realności bytu.

W świetle idei tłumaczonej fabułą „Bożej inwazji”, wyjaśnienie jest proste. Wypadki samochodowe, cierpienie chorych na raka, całe to „zło” nie jest intencjonalne. To element natury wszechświata, jego niemal właściwość fizyczna, fluktuacje chaosu. Bóg nie ma na to wpływu. Jako byt zunifikowany, zbudowany z dwóch dopełniających się pierwiastków, jest po prostu symbolem dającym nadzieję, drogowskazem i motywatorem. Ale sama siła sprawcza, inicjatywa, umiejętność kreacji i czerpanie natchnienia, otuchy i pocieszenia z własnych „wewnętrznych światów” jest powinnością ludzką, nie boską. Philip K. Dick stawia w swojej powieści podobne pytania jak w książce „Valis”, na przykład dlaczego niczemu nie winny kot ginie pod kolami samochodu? (Należy nadmienić, że autor był miłośnikiem kotów. Powiedział, że „wszystkie koty na świecie są tak naprawdę jednym kotem”). Tradycja żydowska wyraźnie zabrania okazywania okrucieństwa wobec zwierząt. W języku hebrajskim nazywa się to tza'ar ba'alei chayim, biblijnym nakazem, aby nie zadawać „bólu żadnemu żywemu stworzeniu”. Czyżby Bóg sam łamał swój nakaz? Jednak Biblia wyraźnie naucza, że śmierć jest wrogiem każdego stworzenia. Dlaczego więc Bóg miałby celowo, od samego początku, stworzyć świat w stanie niedoskonałym? Niektórzy interpretatorzy Biblii twierdzą, że kiedy Biblia przekazuje, że Bóg nazwał pierwotne stworzenie „bardzo dobrym", miał na myśli tylko to, że istniało ono dokładnie tak, jak Bóg zaplanował (a nie, że było dosłownie doskonałe). Ale co oznacza ta odpowiedź? Czy oznacza to, że Bóg celowo zaprojektował śmierć, cierpienie i choroby w świecie ludzi i zwierząt? Jedna z wersji tłumaczy problem śmierci i cierpienia sugestią, że Adam i Ewa oraz przebywające tam zwierzęta nie byli narażeni na śmierć i cierpienie, ponieważ byli odizolowani od świata, który istniał niezależny, z innymi prawami przyrody niż Ogród Eden (który był w pewnym sensie rajską wyspą pośród skądinąd niebezpiecznego i krwawego świata). W Księdze Bereszit, znanej u chrześcijan jako Księga Rodzaju, napisane jest, że Bóg spacerował po ogrodzie i po prostu przyszedł w odwiedziny do Edenu. Wyraźnie jest zaznaczone „Gan be Edenגַּן־בְּעֵ֖דֶן ogród w Edenie; czyli ogród i Eden to dwa odmienne miejsca. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie…”. Podaję cytat w oryginale: 

וַֽיִּשְׁמְע֞וּ אֶת־ק֨וֹל יְהֹוָ֧ה אֱלֹהִ֛ים מִתְהַלֵּ֥ךְ בַּגָּ֖ן לְר֣וּחַ הַיּ֑וֹם וַיִּתְחַבֵּ֨א הָֽאָדָ֜ם וְאִשְׁתּ֗וֹ מִפְּנֵי֙ יְהֹוָ֣ה אֱלֹהִ֔ים בְּת֖וֹךְ עֵ֥ץ הַגָּֽן

(Rodz. 3,8). Adam i Ewa nie mieli kontaktu ze światem zewnętrznym, w którym panowały takie same warunki życia jakie panują współcześnie: z chorobami, niesprawiedliwością, złem i śmiercią. Dopiero kiedy zostali wygnani z ogrodu Eden, poznali czym jest prawdziwa rzeczywistość, która istniała wokół ich beztroskiego życia w Raju. Widzimy na tym przykładzie, że zasada entropii istniała od początku stworzenia świata. Dlaczego entropia ma znaczenie dla naszego życia? Oto kluczowa rzecz dotycząca entropii: zawsze rośnie w czasie. To naturalna tendencja rzeczy do utraty porządku. Życie pozostawione samo sobie zawsze będzie mniej zorganizowane. Zamki z piasku zostają zmyte. Chwasty opanowują ogrody. Starożytne ruiny rozpadają się. Samochody zaczynają rdzewieć. Ludzie stopniowo się starzeją. Z czasem nawet góry ulegają erozji, a ich precyzyjne krawędzie ulegają zaokrągleniu. Koty żyjące na wolności mogą wpaść pod rozpędzony pojazd. Nieuniknionym trendem jest to, że sprawy stają się mniej zorganizowane. Nie jestem pewny, czy takie wyjaśnienie śmierci niewinnych kotów zadowoliłoby Philipa K. Dicka.

            W „Bożej inwazji” Absolut jest wręcz namacalny, a postacie i wydarzenia są niezwykłe i niecodzienne. Bohaterowie stykają się z boskością i nieskończonością na każdym kroku, bezustannie one ich zajmują i wypełniają. Warto też wspomnieć, że w toku opowieści czytelnik dowiaduje się, iż w świecie powieści Partia Komunistyczna (Światopogląd Naukowy) jest zjednoczona z Kościołem chrześcijańsko-islamskim (sic!) „[…] w jeden megaaparat z dwiema głowami państwa, jak w starożytnej Sparcie”. Co charakterystyczne, gdy Bóg chce – zgodnie z tytułem książki – przylecieć na Ziemię, przedstawiciele Kościoła biorą go za Szatana. Dick-pisarz nie ukrywa swoich zapatrywań: Najwyższego należy szukać tuż obok, w drugim człowieku, nie zaś w bezdusznej, zbiurokratyzowanej instytucji.

Polecam również:

Philip K. Dick  „Człowiek z Wysokiego Zamku”

https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Cz%C5%82owiek+z+wysokiego+zamku

Philip K. Dick  „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”

 https://ksiazkipsychoanaliza.blogspot.com/search?q=Trzy+stygmaty

 


[1] Aluzja do historii o faraonie i Mojżeszu oraz o Herodzie i Jezusie.

 

 

 



[1] Plazmat jest jednym z najsilniejszych ogniw łączących starożytny gnostycyzm ze współczesną odmianą literatury Philipa K. Dicka.

[2] Teodycea – gałąź teologii zajmująca się problemem, jak pogodzić istnienie dobrego, miłosiernego Boga z istnieniem zła.