„Klucz do ogrodu”
Jenny Erpenbeck
Autorka/ (ur. 12 marca
1967 w Berlinie
Wschodnim) – niemiecka pisarka i reżyserka
teatralna. Jest córką fizyka i filozofa Johna Erpenbecka oraz
arabistki Doris Kilias. Jej
dziadkowie ze strony ojca, Fritz Erpenbeck i Hedda Zinner także zajmowali się
pisarstwem. Erpenbeck uczęszczała do szkoły Erweiterte Oberschule w Berlinie
Wschodnim, gdzie w roku 1985 zdała maturę. Ukończyła także 2-letnią naukę
introligatorstwa, po czym przez pewien czas pracowała w różnych teatrach, jako
reżyserka i garderobiana. W latach 1988–1990 studiowała teatrologię na
Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie. W 1990 przeniosła się na studia
reżyserskie (uczona m.in. przez Rutha Berghausa, Heinera Müllera i Petera Konwitschny’ego) do
konserwatorium im. Hannsa Eislera. Po ukończeniu studiów w roku 1994 pracowała,
jako asystentka reżysera w Operze Graz.
Tłumaczenie/ Eliza Borg
Tematyka/ Książka „Klucz do ogrodu” pielęgnuje pamięć
minionych stu lat urokliwie położonej parceli na ziemi niemieckiej. Przesycona
jest miłością do ogrodu i domu. Przypomina o ich zmiennych losach, włącznie z
niemym świadectwem okresów wojny. Przywołuje sceny sielskie, bogate w obrzędy
minione i współczesne zwyczaje, czasem dotyka codzienności i brzydoty.
Literackimi zabiegami obrazuje też dramat pojedynczych losów z okresu wojny z
jej brutalnością i bezsensem. Dzięki pisarce wkraczamy w świat refleksji nad
życiem, jego nieprzewidywalnością i nieuchronnością kresu.
Główny motyw/ Jenny
Erpenbeck w książce „Klucz do ogrodu” opisuje
dzieje ojca (sołtysa) i jego czterech córek z początku ubiegłego wieku, w które
wpisuje – odległe już w formie - zwyczaje z życia: obrzęd zaślubin, chowania
nieboszczyka. Wszystko w klimacie wiejskiej, bogatej obrzędowości. Nieco dalej przechodzi do kresu II wojny
światowej. Nawiązuje do tematu grabieży ziemi niemieckiej przez Rosjan podczas
tej wojny, ich „wchodzenia w ziemię”, penetrowania ogrodów, szukania ukrytych
skarbów. Komentuje, że nawet ogrodnika to rozżaliło. Refleksje autorki są
objętościowo powściągliwe, lecz ujawniają esencję doświadczanych emocji. W jednym z rozdziałów przejmujące swym
dramatyzmem są myśli małej Żydówki ukrywającej się przed światem wojny w
ciemnej i ciasnej komórce. Dziewczynka fantazjuje na temat podwodnego świata
jeziora swego dzieciństwa. Żyje jedynie wspomnieniem ciepłego pomostu, pamięcią
o zwyczajowych zajęciach członków swojej rodziny. Myśli te, choć iluzorycznie
chronią ją przed zagładą. Potęgują jednak bezmiar bezsensu rasowej
eksterminacji. Kumulują ból wspomnień o zagładzie narodu żydowskiego.
Cytaty z
książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Nawet na Saharze była niegdyś woda”.
„Dom więc także milczy, tak jak jego właściciel, i jak to
jest z każdym milczeniem, może to wprawdzie oznaczać, że kryje jakąś tajemnicę,
ale równie dobrze, że jest w nim po prostu wielka pustka”.
„Dom, trzecia skóra po tej na ciele i po ubraniu”.
„Ten, kto buduje, przykleja swoje życie do ziemi, tak to
jest”.
„(…) jedna z najwspanialszych przygód w życiu może polegać
na tym, że zostaje się poślubioną”.
„(…) finalny krzyk jest we wszystkich językach zawsze taki
sam”.
„To jasne, że lepiej być obcym na obczyźnie niż we własnym
domu”.
Ta historia zaczyna się od geologicznego
prologu, który mówi o topniejącym lodowcu, który tysiąclecia później
doprowadził do powstania Jeziora Brandenburgii gdzie rozgrywa się akcja książki.
Około dwudziestu czterech tysięcy lat temu do masywu skalnego, który teraz
widoczny jest tylko, jako łagodny wzgórek powyżej domu, dotarł lodowiec.
Wskutek potwornego ciśnienia, jakie wywierał lód, połamane i zmiażdżone zostały
zamarznięte pnie dębów, olch i sosen, masyw skalny został zgruchotany, starty
na pył, a lew, gepard i tygrys szablasty musiał uciekać w cieplejsze,
południowe regiony. Poza ten masyw skalny lodowiec się nie wdarł. Potem
stopniowo narastała cisza, a lodowiec rozpoczął swą „pracę- sen”. Przez całe tysiąclecia przesuwając i obracając
swe potężne, zimne cielsko tylko o centymetry, cierpliwie wygładzał ostre kanty
skalnych brył pod sobą. W cieplejszych
latach, dziesięcioleciach, stuleciach woda na powierzchni lodowego bloku
topniała po trochu i w miejscach, gdzie piasek pod lodowcem dawał się łatwo
wypłukać, ściekała pod jego ciężkie, masywne ciało. Około trzynaście tysięcy
lat przed narodzeniem Chrystusa przemienił się znowu w wodę, wsiąkł w ziemię.
Tak pomału powstawało Jezioro Brandenburskie, ale pewnego dnia i ono zniknie,
gdyż, jak każde jezioro, i to będzie tylko czymś przejściowym, jak wszystkie
formy życia. „Nawet na Saharze była
niegdyś woda”.
Od czasów topnienia lodowca książka
przenosi nas do nowo zjednoczonych Niemiec w lata 90-te XIX wieku, gdzie bogaty
rolnik sprawuje opiekę nad ziemią - i który ostatecznie sprzedaje posiadłość w
czasach Weimaru architektowi i żydowskiemu wytwórcy tkanin. Rosyjskie siły
wyzwoleńcze grabią posiadłość pod koniec II wojny światowej. Jego mieszkańcy
uciekają do Berlina Zachodniego, zanim zostanie pobudowany mur berliński. Niemieccy komuniści wracają z wygnania w
czasie wojny z Syberii i osiedlają się na nieruchomości, obecnie
skolektywizowanej przez władze miejskie NRD. Upadek muru prowadzi do sporów o
to, kto jest prawowitym właścicielem. Dom popada w ruinę, a na końcu książki
zostaje zrównany z ziemią.
Wydarzenia te tworzą
ramy narracyjne i są na tyle kuszące, aby wyczytać z nich skomplikowaną historię
Niemiec; jednak Erpenbeck jest ostrożna, aby książka nie stała się „zimną”
relacją kronikarską. Położenie domu poza Berlinem stawia go poza politycznymi
wpływami, a jego główne zastosowanie, jako domu letniskowego lub weekendowego
nadaje inny sposób pomiaru czasu, który lepiej opisuje odwieczne sygnały przyrody
i krajobrazu. Podczas gdy w brytyjskiej tradycji okazałe domy
wiejskiej Anglii zwykle są gospodarzem symbolicznego upadku jednej rodziny, dom
w powieści Jenny Erpenbeck ujawnia jeszcze bardziej ekspansywną historię.
Korzysta z doświadczeń swoich mieszkańców w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat,
aby przedstawić wykresy wstrząsów dwudziestowiecznych Niemiec. Historia każdego mieszkańca zajmuje rozdział a każdy
rozdział, podobnie jak refren w piosence, kończy się „litanią” pracy ogrodnika;
spulchnianiem gleby, rozłupywaniem drewna, podlewaniem, kompostowaniem,
przycinaniem i innymi jego różnymi rutynami. Ogrodnik podlewa róże, krzewy i
młode drzewka, w lecie dwa razy dziennie, raz wczesnym rankiem i drugi raz, gdy
się ściemnia, polewa gołą ziemię na obu łąkach tak długo, aż trawa zacznie
kiełkować. Ogrodnik, przycina wszystkie krzewy porastające obramowanie z kamienia.
Wyrywa chwasty spomiędzy róż, przycina róże, od chłopów bierze nawóz krowi i
rozrzuca go pod czerwonym głogiem i japońską wiśnią. Jesienią obcina długą piłą
suche gałęzie wysokich drzew, wykurza dymem krety, grabi liście na łące i pali
je, z końcem jesieni spuszcza wodę ze wszystkich rur domu i zakręca główny
zawór. Pamięć o wojnie pokazana jest alegorycznie przez ogrodnika, który
zastanawia się nad chrząszczem, który dokonuje inwazji na rośliny w ogrodzie, tak
jak Niemcy dokonali inwazji na Polskę. Bezimienny i scharakteryzowany wyłącznie
przez swoją pracę, którą wykonuje ogrodnik, pozostaje „zakorzeniony”, nie tylko
do ziemi, ale także do kolejnych jej posiadaczy.
Najtrudniejszy rozdział książki „Klucz do ogrodu” rozgrywa się poza
miejscem akcji. Po zlikwidowaniu getta warszawskiego dwunastoletnia
siostrzenica żydowskiego producenta odzieży ukrywa się w jednej z kamienic w
przechowalni mioteł. Ma głębokie przekonanie, że albo umrze, czekając na
odnalezienie, albo okaże się, że zostanie zabita. Ukrywając się w ciemnościach
i ciasnocie, jej strach zamienia się pod wpływem wspomnień o tym, że spędza
lato w domu wujka nad Jeziorem Brandenburskim, ponieważ było to jedyne miejsce,
które wciąż może być uznane w jej wyobraźni za bezpieczne. Ten rozdział książki
Jenny Erpenbecka jest najtrudniejszy i zarazem najlepszy.
Dom nad jeziorem pochodzi z
„przeklętego” dziedzictwa. Początkowo królewska ziemia należała do rodziny
sołtysa wsi od 1650 roku. Krótka historia córek sołtysa, opisanych w pierwszym
rozdziale, pokazuje umiejętności autorki w tworzeniu zagrożenia, jakie wywołuje
cykliczność przemijania. Matka czterech dziewcząt zmarła przy narodzinach
Klary. Sołtys nie ma syna. Są we wsi komornicy i chałupnicy, jest dwóch
zagrodników i paru gospodarzy, ale sołtys jest tylko jeden. Pierwsza córka
Greta nie wyjdzie za mąż, bowiem najstarszy syn chłopa Sandkego, z którym się
zaręczyła, jedyny spośród sześciu synów, który się wyuczył gospodarstwa, bo
miał objąć zagrodę po ojcu, tuż przed ślubem ku zaskoczeniu swojemu, a także
swego ojca, nie został przez właściciela majątku wyznaczony na spadkobiercę.
Druga córka Hedwig zadała się z wyrobnikiem, który latem „młócił zboże” w ich
gospodarstwie. Gdy ojciec dowiedział się o tym od sąsiada, wpadł w środku dnia
do stodoły, wyrwał robotnikowi cep z ręki i ze słowami: „Jak wezne zaraz siekierę, to cie ubije!”, wygnał go z zagrody.
Ojciec zamknął Hedwig na kilka dni do wędzarni na strychu, gdzie straciła
dziecko, które było w tym czasie malutkim krwawym strzępkiem. Trzecia z kolei
córka sołtysa Emma, z pewnością nadawałaby się na ten urząd, gdyby przyszła na
świat, jako mężczyzna. Pomagała ojcu we wszystkim, pod jego nieobecność
decydowała o świadczeniach od mieszkańców, zatrudniała parobków i dziewczyny,
doglądała wycinki, pól i bydła. Na temat zamążpójścia Emmy nigdy nie padło
nawet jedno słowo, ani w rodzinie, ani we wsi. Z kolei Klarze, najmłodszej
córce sołtysa, jako część ojcowizny przypadł w udziale las, który na dole
graniczył z Jeziorem Brandenburskim. Z początku siostry nic nie zauważyły, no
może czasem Klara znikała i nie wiedziały gdzie jest. Klara często wychodziła z
kubłem, w którym były odpadki dla świń, na drogę, zamiast opróżnić go w
chlewie. Czyżby Klara się z kimś potajemnie spotykała? Kiedy ojciec zabronił
jej opuszczać zagrodę, Klara z czasem zaczęła tracić rozum. Siostry zaczęły
chować wszystkie ostre noże do zamykanej na klucz szafy, parobcy kładli
siekiery na wysoką półkę w bramie wjazdowej, gdzie kobieta nie sięgnie bez
drabiny, a w pokoju Klary ojciec odkręcił uchwyty okienne i wewnętrzną klamkę w
drzwiach. Następnego dnia Emma odkryła ślady Klary na świeżo spadłym śniegu.
Nieco później znajduje ciało, na brzegu przy cegielni.
Lista rytuałów weselnych
opisana jest na kilka stron, zamieniając antropologiczną relację ciekawych
regionalnych obyczajów w coś ciemniejszego - listę praw odróżniającą konwencjonalność
od niekonwencjonalności, a więc oddzielającą osobę wewnętrzną od intruza. Jednak
przy wszystkich tych matrymonialnych przepisach żadna z córek burmistrza nie
wychodzi za mąż. Zamiast tego jedna z nich traci swojego narzeczonego, który
wyjechał na emigrację, druga rujnuje swoją reputację jeszcze inna pozostanie w
celibacie a Klara popełnia samobójstwo. Nie mając żadnych spadkobierców, burmistrz
dzieli działkę w latach 30-tych i sprzedaje część nienazwanemu architektowi,
żydowskiemu handlarzowi sukna. Gdy Arthur obserwuje budowę domu sąsiada,
planuje dom dla swojego jedynego syna, Ludwiga, który w planach zamierza całą
posiadłość dziedziczyć. Jednak Holocaust przerywa ich plany.
Tymczasem, obok, architekt
buduje swój wymarzony dom, aby rozkoszować się swoją młodą żoną. Wypełnia go
ukrytymi szafami, tajnymi punktami widokowymi, balkonem z dekoracjami żelaznych
ptaków. „Dom, trzecia skóra po tej na
ciele i po ubraniu”- uważa architekt, którego duma z jego stworzenia jest
wyszczególniona z charakterystyczną dla Erpenbecka dokładnością. Małżonkowie
cenią sposób, w jaki schody skrzypią przy pierwszym, drugim, trzecim kroku aż
do ostatniego schodka. Ale po prawie dwudziestu latach życia w domu architekt
musi go porzucić. W 1951 r., wyjeżdża do Berlina Zachodniego, uciekając z
powodu grożącego mu uwięzienia za kupno śrub z Niemiec Zachodnich - nie ma ich
na Wschodzie - w celu ukończenia budowy zamówionej przez rząd NRD. Wraz z żoną
przenosi się do mieszkania w Berlinie Zachodnim, a państwo przejmuje dom.
W następnych rozdziałach
Erpenbeck opowiada historie innych osób związanych z domem, w tym z żoną
architekta, handlarza suknem; jego dwunastoletnią wnuczkę, ukrywająca się w
warszawskim getcie; rosyjskiego majora, który zajmuje dom w czasie wojny; po
wojnie pisarką, która nabywa dom dzięki nieskazitelnym autorytetom
komunistycznym; i jej wnuczką, która ostatecznie musi sprzedać dom, gdy okazuje
się, że rachunki bankowe we wschodnich Niemczech są o połowę mniejsze. Pomiędzy
każdym z tych rozdziałów znajduje się opis ogrodnika, który opiekuje się
ogrodem, bez względu na to, kto tam mieszka. Inną postacią powieści jest sam
czas, który często nęka bohaterów, przybierając niemal fizyczną obecność.
Chociaż architekt był mistrzem trzech wymiarów, dopadł go czwarty wymiar: czas,
który teraz wypędza go z domu. O tym, że dziecko ukrywa się w getcie, pisze
Erpenbeck: czas ją zawlekał i zamknął ją w tej ciemnej komnacie. Jednak dom nad
jeziorem stanowi schronienie dla swoich mieszkańców, jakkolwiek tymczasowe. W
ciągu dwudziestu lat mieszka tam żona architekta, dla której czas wydaje się
być na jej wezwanie.
W czasie ofensywy Armii
Czerwonej na Berlin dom zajmują pijani i agresywni żołnierze. Gdy przychodzą
Rosjanie, stawiają w ogrodzie ze dwieście skradzionych koni, około
siedemdziesięciu na mniejszej łące przed samym domem i ze sto trzydzieści na
większej, po prawej stronie dróżki prowadzącej do jeziora. Konie grzebały kopytami w ziemi, która akurat
rozmarzała i w ciągu jednego dnia zamieniła się w błoto, i zżarły wokół
wszystko, co nadawało się do jedzenia: świeże listki i kwiaty forsycji, młode
pędy świerków, pączki leszczyny i bzu.
O Jenny Erpenbeck można
powiedzieć, że jest mistrzem ukrywania i opóźnień. Pomija niemal całkowicie
dialogi i interakcję; każdy rozdział zanurza czytelników w umyśle tytułowego
bohatera, tworząc luki, które mogą być wypełnione dopiero późniejszymi
relacjami z życia innych. Z początku sympatyzujemy z uciekającym architektem,
ale potem dowiadujemy się, że w 1939 r., "Zapłacił
Żydom połowę wartości rynkowej" za kąpielisko, nawet używał ich
ręczników - towaru najwyższej, jakości, własnej marki handlarza tkaninami,
które tam zostawili. Podaje słabe uzasadnienie, że pieniądze, które zapłacił
Żydom, pozwoliły im uciec do Afryki lub Szanghaju.
Strategia Jenny Erpenbecka -
to „ukrywanie i stopniowe ujawnianie” - tworzy subtelną warstwę opowieści, która
jest największą siłą książki, to powiedziawszy, czasami pragnie się, aby „Klucz do ogrodu” pozostawił nieco
więcej wyobraźni, np. Erpenbeck opisuje pełną historię 12-letniej wnuczki
żydowskiego kupca tkanin, której wspomnienia z jeziora zapewniają komfort, gdy
ukrywa się w warszawskim getcie. Czytelnik zastanawiają się nad późniejszym
losem wnuczki. Autorka powtarza poszczególne zdania, pozwalając nam prześledzić
świat naszego zrozumienia, ponieważ stopniowo ujawnia czytelnikowi więcej
dzięki koncentrycznym opisom.
Tłumaczenie
Elizy Borg finezyjnie oddaje język Jenny Erpenbeck, która w przekonujący sposób
przedstawia grupę bohaterów - Rosjan i Niemców, chrześcijan i Żydów, dzieci i
dziadków, komunistów i kapitalistów - jednocześnie wyrażając swój wspólny ból
po utracie kraju i domu. Pokazuje, że przemijanie dotyka nie tylko materialnej
strony życia. Dowodzi, że wszystko, co doczesne, czeka kiedyś kres. Początków
takiego myślenia upatrywać można w biblijnej „Księdza Koheleta” oraz w
poglądach filozoficznych Heraklita z Efezu. Motyw przemijania w książce „Klucz do ogrodu” przejawia się w
akcentowaniu nieuchronnego upływu czasu i zmian, jakie ze sobą pociąga. Zmiany
te mogą dotyczyć zdrowia, miłości, urody, kondycji fizycznej i psychicznej
człowieka. Mogą być jednak rozumiane szerzej – wówczas przemijanie oznacza kres
pewnej formacji kulturowej, odchodzenie w niepamięć aktualnych nie tak dawno
idei i prądów myślowych, postępujących zmian społecznych, gospodarczych,
historycznych. Przemijaniu towarzyszy bolesna świadomość śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz