26 kwietnia 2017

Dom z piasku i mgły



„Dom z piasku i mgły”

Andre Dubus III



Autor/ 11 września 1959 r. Oceanside, Kalifornia, Stany Zjednoczone.

Tłumaczenie/ Mirosław P. Jabłoński

Tematyka/ Pozornie zwyczajni ludzie stają w obliczu konfliktu o rzecz nadzwyczajnie istotną w życiu  każdego człowieka - dom. Każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi, intymny wszechświat, do którego możemy uciec od wszelkich trosk. Fabuła książki „Dom z piasku i mgły” opiera się na problemie utraty tego cudownego dobra i różnicy kultur między kolejnymi lokatorami. Postaciami pierwszoplanowymi są osoby, które doświadczyły poważnych tragedii życiowych i starają  się we wszelki możliwy sposób wiązać koniec z końcem. Trudni do ocenienia bohaterowie zaplątują się w tragiczne w skutkach sytuacje, będące wynikiem ich błędów. Andre Dubus ukazuje wady uczestników konfliktu, budując swoją opowieść ze szczególną szczerością.

Główny motyw/ Jest to historia rodziny irańskich emigrantów, którzy po obaleniu reżimu szacha Rezy Pahlaviego i dramatycznej ucieczce z Teheranu chcą zaznać spokoju i dobrobytu w nowej ojczyźnie. Massoud Behrani, pułkownik wojsk szacha, pragnie, aby jego rodzina zajmowała pozycję społeczną podobną do tej w Iranie i ma na to środki przeszmuglowane z narażeniem życia. Ma też pracę, ale jego najbliżsi nie mają pojęcia, że jest śmieciarzem i ekspedientem. Kiedy topnieją zasoby pieniężne wywiezione z Iranu, Behrani stawia wszystko na jedną kartę. Za ostatnie dolary kupuje na licytacji dom. To będzie dom jego marzeń, początek nowego życia w dostatku. Jednak los okrutnie z niego zakpi....

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„[…] zawsze spodziewam się nieszczęścia w kąciku ust boskiego uśmiechu”.

„Czasami to życie podsuwa nam tylko jedną czy dwie prawdziwe okazje, które musimy chwytać bez względu na ryzyko”.
   
                 
                       Dom… mały czy duży, dostatni czy skromny, mieszkanko czy willa – zawsze budzi w nas określone emocje, myśli i wspomnienia. Dla wszystkich to rodzaj osobistej przestrzeni, intymna przystań, do której powracamy z uśmiechem na twarzy. To tutaj możemy być w pełni sobą. Tutaj odpoczywamy, słuchamy muzyki i bliskich, tutaj się śmiejemy i płaczemy, tutaj świętujemy i celebrujemy chwilę. Mówiąc krótko – dom to wibracja miłości, mieszanka ciepła, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa, mix tego, co ważne i potrzebne, tego, bez czego nie wyobrażamy sobie życia.
             
                          Tematyka książki „Dom z piasku i mgły” Andre Dubus opiera się na problemie utraty tego cudownego dobra, jakim jest dom. Bohaterowie w różnych okolicznościach i z różnych powodów utracili swoje domy. Bohaterka Kathy straciła przez pomyłkę urzędników dom za niepłacony podatek dochodowy w wysokości pięciuset trzydziestu dolarów. Natomiast Massoud utracił swój dom z powodu ucieczki z Iranu pogrążonego w zamachu stanu. „Dom z piasku i mgły”, trudno wyobrazić sobie lepszy tytuł dla książki - odnoszący się do rzeczywistości i metaforyczny zarazem. Chodzi przecież o budynek usytuowany w San Francisco nad Pacyfikiem, z widokiem na ocean, zbudowany w takim miejscu, gdzie niemal nie sposób odróżnić fal morskich od tumanów mgły spowijających okolicę.
          
                    On - pięćdziesięciosześcioletni Irańczyk Massoud Amir Behrani były pułkownik, niegdyś zaufany oficer irańskiego szacha, po upadku reżimu znalazł schronienie w Stanach Zjednoczonych wraz z żoną i dwójką dzieci. Massoud były pułkownik Cesarskich Wojsk Lotniczych, w swoim kraju był nie tylko oficerem sztabowym; w Izraelu i w Stanach Zjednoczonych kupował odrzutowce F-16 dla irańskiej armii. W Teheranie pułkownik Behrani wożony był szarą limuzyną – mercedesem benz. W środku samochodu był telewizor, telefon i barek. Massoud uciekł z Iranu z czekami bankowymi na dwieście osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Lecz Massoud w Stanach prowadzi podwójne życie. Nikt z jego najbliższych nawet rodzina nie wie, że „pułkownik” ukrywa pewną tajemnicę. Massoud pracuje z ubogimi Chińczykami, Panamczykami i Wietnamczykami, jako śmieciarz. A popołudniami dorabia, jako sprzedawca w sklepie. Wykonywał zajęcia, których w swoim dawnym życiu nie wyznaczyłby nawet podległemu sobie żołnierzowi. „Pułkownik” Behrani codziennie ubrany w roboczy strój brudny od kurzu i mokry od potu przebiera się w hotelowym garażu w elegancki garnitur. „Spaloną” od słońca twarz podczas pracy tłumaczył całodzienną grą w tenisa, a także w golfa. Mieszka wprawdzie w luksusowym apartamencie, ale zastanawia się nad każdym wydawanym centem. Nawet, kiedy tak długo pracuje na dwóch posadach, rodzina nigdy nie wie, jakiego rodzaju pracę wykonuje ani gdzie; oczywiście, wychodzi rano z domu porządnie ubrany i tak samo ubrany wraca. Możliwe, że utrzymywanie tej maskarady powodowane było jego dumą i próżnością. Ta gra pozorów służyła wydaniu córki za męża z bogatej rodziny. Na bankowym koncie Irańczyka zostało tylko czterdzieści osiem tysięcy dolarów, to wszystko; takiej kwoty tylko sam jego czternastoletni syn będzie potrzebował na pierwsze lata studiów uniwersyteckich. Pewnego dnia Massud podczas sprzątania ulic San Francisco znalazł gazetę, w której była notatka o zajętej nieruchomości na sprzedaż, o domu z trzema sypialniami. Pomysł Behraniego na dalsze życie jest prosty: za niemal całe oszczędności kupuje dom na komorniczej aukcji, remontuje go, a następnie pragnie sprzedać go po cenie rynkowej, co daje mu potrojenie zasobów. Byłby to wreszcie krok do dobrobytu, jaki musiał porzucić uciekając z Iranu ajatollahów. Dom jest wymarzony do wyznaczonego celu, zwłaszcza, że przypomina mu dom sprzed lat, kupiony jeszcze w Iranie - z widokiem na Morze Kaspijskie. Przeprowadzka to nie tylko awans społeczny, ale moment odrodzenia rodziny, szansa na lepsze życie i studia dla syna. To, że nabyty dom ma wadę prawną, jest kwestią drugorzędną. Zresztą w chwili transakcji wady nie było i to administracja powinna załatwić sprawę. I tu zaczyna się problem, bo spieszący się do lepszego życia Behrani już wystawił dom na sprzedaż.
           
                  Ona - Kathy Nicolo była alkoholiczka i narkomanka po terapii odwykowej na drodze do przełamania kryzysu. Osiem miesięcy wcześniej została opuszczona przez męża, zaszyła się w swoim domu, wybudowanym przez ojca i spłacanym z niemałym trudem przez 30 lat. Świat zewnętrzny jej nie obchodzi, nie przegląda poczty, wychodzi tylko po to, by posprzątać u kogoś mieszkanie lub gabinet, kupić benzynę i coś do zjedzenia. Pewnego ranka pojawiają się w jej domu urzędnicy magistraccy i informują, że dom wystawiony jest na aukcję, która odbędzie się już następnego dnia, i w związku z tym ma się wynosić. Tylko cztery godziny zabrało przeniesienie jej życia z jedynego domu, jaki kiedykolwiek miała, do jednej z tych stalowych szop, z kłódkami, za którą musi płacić, a nie stać jej było na to. Przez kilka nocy Kathy sypia w motelu, lecz później za dom oraz sypialnię służy jej samochód. Zaskoczona Kathy udaje się do adwokata, wskazanego przez nadzorującego wyprowadzkę zastępcę szeryfa. Tam dowiaduje się, że zaszła administracyjna pomyłka: dom poszedł pod młotek, bo nie zapłaciła źle naliczonych podatków, a poza tym urzędnicy nie dopełnili procedury. Pomyłkę można, więc naprawić w kilka dni i spokojnie czekać na finansowe zadośćuczynienie, jakie zostanie zasądzone, gdyby nie jeden szkopuł: dom został sprzedany.
                   

                       Kathy w swoich kłopotach nie jest sama. U jej boku pojawia się zastępca szeryfa Lester Burdon. Z sympatii do skrzywdzonej kobiety, co wkrótce zamieni się w uczucie, próbuje wywrzeć nacisk na Behraniego, ale dumny Irańczyk potrafi się przeciwstawić. Lester nachodzi ich w domu i straszy Urzędem Imigracyjnym. Na nadużywającego kompetencji stróża prawa Massoud składa doniesienie do Wydziału Wewnętrznego Policji. Kathy próbuje odzyskać dom inaczej, wywierając presję emocjonalną na żonę Behraniego. Sytuacja jednak jest patowa i jej rozwiązania nie widać, zwłaszcza przy całkowitej bierności tych, którzy do pospiesznej sprzedaży domu dopuścili. W końcu najgorsze emocje dochodzą do głosu, Kathy wzmocniona kilkoma drinkami i znalezionym w samochodzie służbowym rewolwerem swego kochanka wjeżdża na podwórze „swego” domu...
                    
                   Tu należy przerwać streszczenie, choć to w zasadzie dopiero początek właściwego dramatu. Racja moralna leży po stronie Behraniego, jakkolwiek zaburzona sytuacja psychiczna Kathy kazałaby wziąć jej stronę, sama zresztą przyznaje, że w krótkim czasie Irańczycy zasiedlili ten dom bardziej niż ona przez całe swoje życie. Co więcej, Irańczycy są na kalifornijskim wybrzeżu elementem obcym, na dodatek pochodzą ze Środkowego Wschodu, toteż stosunek do nich jest nacechowany nieufnością, sama Kathy mówi o nich pogardliwie „Araby”. Oni sami również nie czują się pewnie: mieszkają w Stanach od kilkunastu lat, ale zachowali swój obyczaj i między sobą porozumiewają się w farsi - swoim języku ojczystym. To wszystko sprawia, że niejako z góry stoją na przegranej pozycji. Ale mają też swoją dumę i potrafią bronić swoich marzeń, co tylko wzmaga agresję ich przeciwników. Konflikt wydaje się nie mieć rozwiązania, wypływa z jednej strony z poczucia braku społecznej równowagi, z drugiej zaś z braku możliwości porozumienia, czemu sprzyja fałszywe wyobrażenie obu stron konfliktu o antagonistach. Kathy dostała lekcję, że nic nie otrzymuje w życiu na zawsze, Massoud, że jego mundur w Ameryce nic nie znaczy. Innymi słowy, "Dom z piasku i mgły" to książka o ludzkiej niedojrzałości (rozumianej także, jako niedojrzałość systemu), w którym tak naprawdę „rozwiązanie” może doprowadzić tylko do sytuacji ekstremalnej.
               Pomimo wspaniałego pomysłu na fabułę książki, narracja jednak pozostaje pod wielkim znakiem zapytania.

04 kwietnia 2017

Biblia jadowitego drzewa



„Biblia jadowitego drzewa”

Barbara Kingsolver

Autorka/ 8 kwietnia 1955 w Annapolis, Maryland, Stany Zjednoczone. Amerykańska pisarka, poetka i eseistka. Wszystkie jej książki stały się bestsellerami.

Tłumaczenie/ Tomasz Bieroń

Tematyka/ Pięć bohaterek narratorek -matka i jej cztery dorastające córki budują swoje własne światy, dojrzewają w swój indywidualny sposób w Kongu w roku 1960. Przepięknie przepoczwarzają się z dzieci w kobiety, a w tle burzliwe czasy, dziki, nieokiełznany kraj i ludzie żłobią w ich charakterach rysy, które determinują ich losy.

Główny motyw/ "Biblia jadowitego drzewa" to historia opowiadana przez żonę i córki Nathana Prince'a, fanatycznego kaznodziei, który wraz z rodziną wyjeżdża na misję do Konga belgijskiego. Zabierają ze sobą to, co ich zdaniem będzie potrzebne, lecz wkrótce okazuje się, że wszystko, od nasion po Pismo Święte, na afrykańskim gruncie ulega niezwykłym przeobrażeniom.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„[…] każde pęknięcie na duszy można zalepić za pomocą książki”.

„Znam ludzi i ich sposoby myślenia. Większość z nich przemknie od kołyski do grobu z sumieniem czystym jak śnieg”.

„Wierzę w Boga z całej duszy, ale zaczęłam sobie ostatnio myśleć, że wiele szczegółów urąga Jego godności”.

„Widać w dniu, w którym stworzył kwiaty, nie wierzył, że ludzkości starczy wytrwałości”.

„O czymkolwiek by mówił, nawet o samochodzie czy zepsutej uszczelce, jego słowa zawsze nabierają religijnego znaczenia”.

„Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”.

„[…] w każdym miejscu na świecie kobieta potrafi zrozumieć inną kobietę w dzień targowy”.

„Nigdy nie mogłam zdecydować, czy traktować religię, jako polisę na życie czy dożywotni wyrok”.

„To niezwykłe, że religię może zdmuchnąć lekki powiew wiatru”.

„Jeden bóg wciąga w płuca życie i powstaje, inny wydaje ostatnie tchnienie”.

„[…] Pan Bóg pomaga tym, którzy pomagają sami sobie”.

„Może to prawda, że bezczynny umysł to kuźnia Szatana”.

„Istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiety”.

„Kiedy współczuje ci kobieta, która nie ma nóg i niedawno straciła dwójkę dzieci, to wiadomo, że jest naprawdę niewesoło”.

„[…] bogowie, którym nie płacisz, rzucają na ciebie najgorsze przekleństwa”.

„Nawet mrówka otrzymała w darze od Boga życie […]”.

„Kiedy chcę się dowiedzieć dosłownie, co Bóg do mnie mówi, wyglądam przez okno na Jego Stworzenie”.

„[…]kiedy mężczyzna chce cię pocałować, to zachowuje się tak, jakby za chwilę miał zrobić coś, co zmieni losy całego świata”.

„Myślałam, że umarłam i poszłam do piekła, ale stało się coś jeszcze gorszego- żyję i jestem w piekle”.

„Świat nie zawsze wyłuszcza swoje powody”.

„Nie oczekuj opieki od Boga w miejscach, które nie podlegają jego władzy […]”.

„ Nie próbuj robić z życia zadania matematycznego, którego jesteś ośrodkiem, a obie strony równania zgadzają się ze sobą. Jeśli dobrze postępujesz, może ci się zdarzyć coś złego i na odwrót”.

„Świat nie ogranicza się do słów >>tak<< i >>nie<<”.

„Ukąszenie muchy, mówią Kongijczycy, może wywołać koniec świata. Jaki prosty może być początek zdarzeń”.

„Nawet podwórkowy chuligan w chwili czarnej rozpaczy potrzebuje matki”.

„Podbój, wyzwolenie, demokracja i rozwód to słowa pozbawione większego sensu, kiedy dzieci są głodne, pranie niepowieszone i zanosi się na deszcz”.

„Żyć to znaczy być naznaczonym. Żyć to zmieniać się, nabywać słowa jakiejś historii i jest to jedyne świętowanie, jakie my, śmiertelni, naprawdę znamy. Szczerze powiedziawszy, w całkowitym bezruchu zawsze znajdowałam tylko smutek”.

„Bóg przyznaje nam wystarczająco długie życie, abyśmy sami się ukarali”.

                 
                     Jednym z państw afrykańskich, które po uzyskaniu niepodległości stało się areną wielkiej rozgrywki politycznej było Kongo belgijskie. W początku lat 60-tych wybuchła tam krwawa wojna domowa, a w ów konflikt zostały zaangażowane wojska ONZ oraz Belgii, a pośrednio również dwaj "nowi kolonialiści", czyli USA i ZSRR, czyniąc kontynent afrykański kolejnym polem szachowym w swojej zimnowojennej rozgrywce. Bo też Kongo belgijskie( ob. Demokratyczna Republika Konga, wcześniej Zair) - kraj miedzią i diamentami płynący- było zbyt łakomym kąskiem dla wielkich tego świata, aby można było pozostawić je samemu sobie. Ów kraj stał się w latach 60-tych areną krwawego konfliktu zbrojnego.
             
                     Akcja powieści „Biblia jadowitego drzewa” Barbary Kingsolver rozgrywa się właśnie w Kongo w latach 60-tych XX wieku. „Roku pańskiego 1960 małpa pędziła przez przestrzeń kosmiczną w amerykańskiej rakiecie, młodzieniec nazwiskiem Kennedy wysadził z siodła paternalistycznego generała, na którego mówiono Ike, a cały świat obracał się wokół osi zwanej Kongiem. Małpa szybowała w górze, a w bardziej przyziemnych sferach mężczyźni targowali się za zamkniętymi drzwiami o skarb Konga. Lecz ja tam byłam. Na samym czubku tej szpilki” – tak oto komentuje sytuację polityczną jedna z bohaterek książki Orelanna, żona pastora Price’a.  Orelanna Price i jej cztery córki opowiadają historię męża i ojca – nadgorliwego, baptystycznego kaznodziei Nathana Price’a. Pastor nie należał do ludzi „łatwych”, których wystarczy po prostu przeprosić. Jego mottem życiowym, które powtarzał przy każdej nadarzającej się okazji, szczególnie, kiedy któraś z jego córek „wiedziała coś lepiej” od niego, było: „Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”. Nigdy, zatem córki pastora nie miały szansy „zniszczyć sobie butów studiami”. Od początku świata istnieją tacy ojcowie jak pastor Nathan, którzy nie potrafią inaczej, jak tylko widzieć w córkach swoją własność, kawałek ziemi, który się uprawia, orze, spryskuje potworną trucizną ideologii i nadgorliwej pobożności. Jakimś cudem to sprawia, że córki rosną. Żona pastora oraz jej córki zdają sobie pomału sprawę, że to, co kocha pastor Nathan bardziej od wszystkiego innego w świecie, to na pewno nie żona i córki. W świecie pastora istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiet, nawet tych najbliższych.
                    
                        Rodzina pastora Nathana przybyła wprost z Ameryki do wioski Kilanga, która znajdowała się wzdłuż rzeki Kwilu rzędem małych lepianek ustawionych jedna za drugą koło samotnego czerwonego węża bitej drogi. Wszędzie wokoło rosły drzewa i bambus. Na jednym końcu wioski stał budynek kościoła, na drugim końcu stał dom rodziny pastora Price’a. Każda chata składała się z jednej tylko kwadratowej izby nakrytej strzechą, „coś takiego mógł sobie wybudować Robinson Crusoe”. Życie toczyło się przed tymi lepiankami – cały świat był sceną z ubitej czerwonej ziemi pod bosymi stopami. Tutaj zmęczone, chude kobiety, niemożliwie rozmamłane i sfatygowane, grzebały patykami w swych małych ogniskach i gotowały. Gromadki dzieci bawiły się, rzucając kamieniami w kozy. Mężczyźni siedzieli na wiadrach i gapili się na wszystko, co przechodziło im przed oczyma. Tymczasem pastor Nathan był całkowicie pochłonięty misją zbawiania wioski Kilangi. Tej misji na przeszkodzie stało wiele rzeczy. Na przykład nie doszło do chrztu tubylców z powodu krokodyli pływających w pobliskiej rzece. Nikt z rodziców nie pozwoliłby dzieciom choćby na chwilę zamoczyć w niej stopy a co dopiero zanurzyć się w niej całkowicie. Trudno jednak było sobie wyobrazić śmiertelnika mniej chętnego do zejścia z raz obranej drogi misyjnej niż Nathan Price.
          
                        Poprzednik Nathana brat Fowles zostawił w spadku dwie lokatorki: służącą Mamę Tatabę i papugę imieniem Matuzalem. Mama Tataba nosiła wodę z rzeki, zapalała lampy naftowe, rąbała drewno, rozpalała ogień w piecu do gotowania i w przerwie między cięższymi zajęciami dla rozrywki zabijała węże. Natomiast Matuzelem darł się w swojej klatce jak tonący człowiek. Ta afrykańska papuga mieszkała w niezwykłej bambusowej klatce. Mruczała pod nosem przez cały dzień, z reguły niezrozumiałe rzeczy w języku kikongo, ale posługiwał się także „obcesowym angielskim jak Kruk pana Poego”. Pastor uznał, że Matuzalem pozostaje poza zasięgiem jego władzy. Papuga według wielebnego jest podstępnym przedstawiciel Afryki, mieszkającym jawnie w ich domu. Można nawet twierdzić, że to rodzina pastora zamieszkała u niego.
             
                     
                 Pastor nosił swoją wiarę jak kolczugę, podczas gdy wiara jego żony przypominała bardziej „dobry płócienny płaszcz kupiony w sklepie z używaną odzieżą”. Kiedy pastor mówił, że tubylcy żyją w ciemnościach, złamani na ciele i duszy, jego żona odpowiadała, że może ci ludzie mają inny stosunek do swoich ciał?! Pastor mówił, że ciało jest świątynią, jego żona, że tutaj w Afryce ta świątynia musi w ciągu dnia wykonywać makabrycznie dużo pracy! „ Nathan, przecież oni tu posługują się swoimi ciałami tak ja my w kraju używamy rzeczy- ubrań, narzędzi ogrodowych czy czegoś. Ty przecierasz sobie spodnie na kolanach, a oni przecierają sobie kolana! – odpowiadała ze złością Orleanna. Skrajnym zachowaniem pastora, które miało potwierdzać jego „pobożność” było obserwowanie swojej żony podczas kąpieli, czy przypadkiem zanadto się nie rozkoszuje ciepłą wodą. Często wielebny Nathan po prostu wychodził i godzinami spacerował nad rzeką, wypróbowując swe kazania na polnych kwiatach, –które rozumiały go mniej więcej tak samo dobrze jak jego wierni. Rodzinę zaszokowało to, kiedy usłyszeli, że dla mieszkańców wioski chrześcijaństwo jest jak jakiś stary film, który dawno zszedł z ekranu. W takim razie, kim jest dla nich pastor Nathan Price, jakimś Charlie Chaplinem, który chodzi jak kaczka z laseczką i międli bezdźwięcznie ustami?!

                     Kiedy córki pastora poznały młodych chłopców i mężczyzn, którzy pracowali w kopalniach diamentów w Kongo i widziały ich pomarszczone brązowe palce, które wydobywały jedną czwartą diamentów na świecie, od razu pomyślały o Marylin Monroe w długich rękawiczkach i z pełnymi ustami, szepczącą: „Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny”, czy Marylin Monroe w ogóle wie, skąd one się biorą? Na samą myśl o tym, że ona w jej sukni z satyny i kongijski kopacz diamentów mieszkają w tym samym wszechświecie córki Nathana dostawały gęsiej skórki. Córki pastora z czasem zaczęły przewartościowywać swoje poglądy na temat życia, Boga, religii. Po odwiedzinach byłego pastora brata Fowlesa zrozumiały, że ich ojciec jest chorym na umyśle idealistą. Ich ojciec w sprzeczce z bratem Fowlesem na temat Biblii okazał się zwykłem durniem wierzącym w dosłowność Słowa Bożego. Ich ojciec powiedział, że Biblia jest Słowem Bożym, która powinna wyznaczać drogę każdemu wierzącemu człowiekowi. Brat Fowles z ironią w głosie odpowiedział: „ Słowem Bożym, które zostało przekazane przez ekipę romantycznych idealistów żyjących dawno temu w surowej pustynnej kulturze, za pośrednictwem długiego na dwa tysiące lat łańcucha tłumaczy”.
             
                             Cztery córki misjonarza- Rachel, Ruth May, Leah i niemowa Adah, reagują różnie na pracę ojca, ale wspólnie proszą go, by pozwolił im odejść z misji, ten jednak odmawia. Umiera Ruth, co sprawia, że matka z trzema pozostałymi córkami ucieka z wioski. Rachel trzykrotnie wychodzi za mąż i dziedziczy hotel w Kongo. Leah wychodzi za wiejskiego nauczyciela i angażuje się w ruch na rzecz afrykańskiej niepodległości. Adah z kolei poświęca się nauce i zostaje epidemiologiem. Matkę przez resztę życia dręczy poczucie winy. Powieść oskarża kolonializm i postkolonializm o kulturową arogancję i żądzę bogactwa. Każdy z narratorów musi toczyć walkę nie tylko z własnymi wyrzutami sumienia z powodu śmierci Ruth May, lecz także z poczuciem winy o szerszym, kolonialnym aspekcie. Tytuł książki nawiązuje do afrykańskiego drzewa, którego pastor Nathan, mimo ostrzeżeń, dotknął, doznając wtedy bolesnego oparzenia. Jest to wyśmienita alegoria dla przesłania Kingsolver – przesłania mówiącego o misyjnej nadgorliwości pastora Price’a.
             
                       Scena śmierci Ruth oraz związane z nią powiadomienie matki o jej śmierci pokazuje „moc słów”. Siostry długo nie mogły się zdecydować, kiedy powiadomić matkę o śmierci siostry. Bo kiedy matka dowie się o tym nieszczęściu, będzie to potwierdzeniem tej bolesnej prawdy. Bo to, co niewypowiedziane nie istnieje. „Do tego momentu zawsze sądziłam, że mogę wrócić do domu i udawać, że Kongo nigdy się nie zdarzyło-wspomina po latach Rachel- Nędza, polowanie, mrówki, wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które widziałyśmy i musiałyśmy znosić- to były tylko historie, które zamierzałam opowiadać ludziom ze śmiechem, kiedy Afryka będzie dla mnie krajem tak samo dalekim i wyimaginowanym, jak ludzie w podręcznikach do historii. (…) Nigdy nie wyobrażałam sobie, że zostanę dziewczyną, o której ludzie będą szeptali, odwróciwszy głowy, że spotkała ją taka tragiczna strata”.
                       
                 Sama pisarka, jako dziecko mieszkała w Kongo, gdyż pracowali tam jej rodzice, ale dopiero w dorosłości zdała sobie sprawę z sytuacji politycznej, w jakiej wówczas znajdował się tej kraj, którego niepodległość potajemnie sabotowały Stany Zjednoczone. „Biblię jadowitego drzewa” napisała po to, by zainteresować tymi zagadnieniami szerszą publiczność.