28 lutego 2017

Rok magicznego myślenia


„Rok magicznego myślenia”

Joan Didion
_

Autorka/ (ur. 5 grudnia 1934 w Sacramento w stanie Kalifornia) - amerykańska dziennikarka, eseistka, powieściopisarka. Mieszka w Nowym Jorku.

Tłumaczenie/ Hanna Pasierska

Tematyka/ Joan Didion, wybitna dziennikarka i eseistka, opisuje miesiące żałoby po stracie ukochanego męża i walkę o życie córki. W pięknym stylu, delikatnie i z ogromnym wyczuciem analizuje najgłębsze i najtrudniejsze emocje, pokazując, jak godnie mówić o smutku, tęsknocie, lęku przed samotnością.

Główny motyw/ Mąż pisarki John Gregory Dunne zmarł nagle, na atak serca, niedługo po tym jak ich córka po źle rozpoznanym zapaleniu płuc z zakażeniem organizmu, trafiła na oddział intensywnej terapii. Książka jest zapisem przeżyć z owego „roku magicznego myślenia”, który nastąpił po śmierci męża, zapisem walki o życie córki, opowieścią o wdowieństwie, żałobie, jako konstrukcji społecznej, o ludziach z wyższej klasy średniej, którzy tracąc grunt pod nogami nie mogą uwierzyć, że nie są w stanie z czymś sobie poradzić, próbą przejrzenia „amerykańskiej żałoby”. Ale jest ta książka także podróżą w głąb śmierci, jako tematu literatury, a zwłaszcza poezji, która niesie ukojenie albo raczej zrozumienie.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Teraz wiem, że to nic niezwykłego: stykając się z nagłą katastrofą, skupiamy się na tym, w jak mało znaczących okolicznościach zaszło coś niewyobrażalnego […]”.

„[…] popularne wyobrażenia na temat małżeństwa zawierają ogromne luki”.

„Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy […]”.

„Życie zmienia się w jednej chwili”.

„W życiu zdarzają się rzeczy, którym matka nie jest w stanie zapobiec ani których nie zdoła naprawić”.

„W głębi duszy zawsze się jednak obawiam-ponieważ z natury jestem lękliwa, że pewne wydarzenia w życiu pozostają poza moją możliwością kontroli czy też zarządzania. Pewne wydarzenia po prostu się wydarzą. To było jedno z nich. Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, się kończy”.

„[…] jeśli mamy żyć sami, nadchodzi chwila, kiedy musimy uwolnić zmarłych, pozwolić im odejść, pozostać zmarłymi”.
  
                
                      Strata jest zjawiskiem uniwersalnym, powszechnym i niemożliwym do wykluczenia. W poradnictwie psychologicznym i psychoterapii, na co dzień spotyka się osoby, które zostają czegoś pozbawione lub doświadczają separacji. Szczególną sytuacją jest śmierć bliskiej osoby, gdyż wpływa ona całościowo na funkcjonowanie człowieka (sferę somatyczną, emocjonalną, poznawczą, społeczną i duchową). Żałoba jest bardzo złożonym procesem, który charakteryzuje się dużą różnorodnością przeżyć, stopniem ich intensywności oraz dynamiką występowania. Wśród wielu wyjaśnień zjawiska żałoby dominują od wielu lat teorie psychodynamiczne, teorie przywiązania oraz modele faz żałoby i zadań żałoby. Wyznaczany jest w nich uniwersalny wzorzec przepracowania straty, często podzielony na określone etapy, w którym konieczne jest, między innymi, opłakiwanie, świadome konfrontowanie się z sytuacją braku bliskiej osoby, zerwanie więzi z osobą utraconą oraz znalezienie znaczenia poniesionej straty.
               
                     Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest eseistyczną opowieścią o śmierci jej męża i ciężkiej chorobie 39-letniej córki, która również zmarła, gdy książka była już gotowa. Najdramatyczniejsze wydarzenia z jej życia stały się punktem wyjścia jej słynnych książek. Wreszcie jej wizerunek stał się ikoną. Jeszcze rok temu 81-letnia Didion wystąpiła w wielkich okularach przeciwsłonecznych w sesji reklamowej dla francuskiego domu mody Celine.
                
                      Niezwykłe jest to, że w „Roku magicznego myślenia” Didion, idąc tropem Freuda, opisuje żałobę, jako – ni mniej, ni więcej- rodzaj przejściowej choroby psychicznej upośledzającej władze poznawcze, a nawet procesy fizjologiczne. Opisuje swoje- niezrozumiałe z zewnętrznego punktu widzenia –reakcje. Jak w noc po śmierci męża chciała zostać w domu sama, (bo czekała na jego powrót). Zgodę na sekcję zwłok, ale nie na pobranie organów (sekcja może wykazać uszkodzenie, które można będzie naprawić). To, jak spokojnie powiadomiła o śmierci męża rodzinę i przyjaciół, ale nie chciała się zgodzić na publikację nekrologu, (bo byłaby rodzajem zdrady przed światem). Jak porządkując ubrania po zmarłym, nie chciała się rozstać z jego butami, (gdy wróci, powinien mieć, w czym chodzić). Jak obsesyjnie analizowała przeszłość, wszędzie doszukując się „znaków” (czy mogła zrobić coś, co zapobiegłoby śmierci). Pod tytułowym baśniowym frazeologizmem kryje się pragnienie przywrócenie męża do życia. To również forma niereligijnej wiary. Bo, jak wyznaje, choć oboje z mężem byli katolikami, żadne nie wierzyło w zmartwychwstanie ciała.
                
                  W największym skrócie. 30 grudnia 2003 roku, około dziewiątej wieczorem w nowojorskim mieszkaniu, przy stole w jadalni, gdzie właśnie usiedli do kolacji Joan i jej mąż John Gregory Dunne, rzekomo (lub w rzeczywistości) John przeszedł nagły poważny incydent wieńcowy, w wyniku, czego zmarł. Ich jedyna córka Quintana od pięciu dni leżała nieprzytomna na oddziale opieki medycznej odkąd coś, co zdawało się przypadkiem grudniowej grypy na tyle poważnym, by w świąteczny ranek zawieść ją na ostry dyżur, przerodziło się błyskawicznie w zapalenie płuc i wstrząs septyczny. Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest próbą zrozumienia okresu, który nastąpił później; tygodni, a następnie miesięcy, kiedy zostały wywrócone wszystkie ustalone wyobrażenia autorki na temat śmierci; na temat choroby; na temat prawdopodobieństwa i szczęścia; na temat powodzenia i pecha; na temat małżeństwa, dzieci i pamięci; na temat żalu po stracie; na temat sposobów, w jakie ludzie radzą sobie lub nie radzą z faktem, że życie się kończy; na temat kruchości zdrowia psychicznego; na temat samego życia.
                      
                     Jedną z pierwszych reakcji po stracie męża było sięgnięcie przez Joan po „fachowe” książki na temat śmierci. Pierwszą z nich była książka „Człowiek i śmierć” Philippe Aries, z której dowiaduje się, że podstawową cechą śmierci takiej jak przedstawiona w „Pieśni o Rolandzie” jest to, iż nawet, jeśli okazuje się nagła lub przypadkowa, „nie pojawia się zdradziecko”. Z dzieła Zygmunta Freuda „Smutek i melancholia” autorka dowiaduję się, że żałoba „niesie ze sobą poważne odstępstwa od normalnych postaw życiowych”. A jednak, podkreślił, pozostaje ona szczególnym zjawiskiem wśród różnych postaci obłędu. Od Melanie Klein dowiaduję się, że „osoba w żałobie jest w istocie chora, lecz ponieważ ten stan umysłu jest powszechny i wydaje się nam naturalny, nie nazywamy żałoby chorobą…”.
                  
                 
           Didion sporo miejsca poświęca wyparciu śmierci poza obręb współczesnego doświadczenia, a zwłaszcza subordynacji do dzielności, oczekiwaniu, że żałobnik powinien okazać twardość, która służy podtrzymaniu dobrego samopoczucia pozostałych uczestniczących w kulturze zabawy. Dalej za Philippe Arie Didion wskazuje, że od lat 30. w większości krajów Zachodu, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych, zupełnie zaczęło zmieniać się podejście do akceptowanych postaw wobec śmierci. „Śmierć-pisze-w przeszłości tak wszechobecna, że stała, się czymś dobrze znanym, została wymazana, miała zniknąć. Miała się stać rzeczą wstydliwą i zakazaną”. Od współczesnych procedur medycznych dotyczących postępowania z rodzinami zmarłych Didion woli wyszperany w intrenecie podręcznik etykiety z lat 20. XX, w, który traktował żałobnika, jako całość psychofizyczną. Delikatność przejawiała się w nim m.in. radą by podać rozpaczającemu niewielką filiżankę rosołu. W tej radzie była podwójna mądrość- na skutek szoku wywołanego utratą obniża się temperatura ciała, a łaknienie zanika.
                
                Żal nad sobą jest naturalnym odruchem w żałobie, która wywołuje nawracające poczucie opuszczenia przy jednoczesnym nieposiadaniu „innego przedmiotu uwagi oprócz siebie samych”. Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy, rozpoznawalny zapewne tylko dla tych, którzy widzieli go na własnych twarzach. Ludzie, którzy kogoś stracili, wydają się nadzy, bo sądzą, że są niewidzialni. Takim ludziom zdaje się, że przekraczają jedną z tych legendarnych rzek oddzielających świat żywych od zmarłych. Osieroceni patrzą wstecz i dostrzegają omeny; przesłania, które im umknęły. Żyją pod dyktando symboli. Doszukują się sensu w lawinie spazmu zalewającej nieużywany komputer; klawiszu „delete”, który przestał działać, rzekomej nielojalności decyzji wobec męża, by ten klawisz wymienić. Jawnie okazywana żałoba przypomina nam o śmierci, co uchodzi za rzecz nienaturalną, dowód nieradzenia sobie z sytuacją. Doświadczenie śmierci bliskiej osoby jest równocześnie próbą generalną przed własną. „Kiedy opłakujemy to, co straciliśmy, zarazem opłakujemy samych siebie. Jakimi byliśmy. Jakimi już nie jesteśmy. To, że pewnego dnia nie będzie nas wcale”.  
              
                        Aktualnie przyjmuje się, że rozpacz nie jest uniwersalną reakcją na stratę, a jej brak nie prowadzi w prosty sposób do rozpoznania patologicznej żałoby. Zgodnie z tradycyjnymi założeniami zalecano psychoterapię tym, którzy nie prezentowali objawów żałoby po stracie bliskiej osoby. Wielu autorów widziało w nieobecnej żałobie wyraz zaburzonej osobowości jednostki (np. cech narcystycznych, niezdolności do nawiązania bliskiego związku) lub powierzchowności utraconej relacji. Badania nie potwierdzają takich tez. Brak przeżywania żałoby lub tzw. żałoba minimalna są powszechne i nie łączą się z obecnością patologicznych objawów, utrudniających przystosowanie się do straty. Przykładowo brak przeżywania żałoby (będący, według klasycznych klasyfikacji, objawem żałoby zahamowanej, opóźnionej, zamaskowanej) u osób o silnych przekonaniach religijnych związanych ze śmiercią nie utrudnia dojścia do takiego sposobu funkcjonowania, do jakiego prowadzi „typowy” proces żałoby. Cierpienie nie musi być dominującym uczuciem w procesie żałoby. Jak się okazało, pozytywne doświadczenia (humor, śmiech, poczucie szczęścia) są powszechne u osób owdowiałych stosunkowo wcześnie po stracie współmałżonka i korelują z lepszym przystosowaniem do tej sytuacji. Pozytywnym doświadczeniem jest znaczny wzrost poczucia wolności i własnej autonomii.

              

27 lutego 2017

Piękność Dnia



„Piękność Dnia”

Joseph Kessel



Autor/ (ur. 10 lutego 1898 w Clarze, zm. 23 lipca 1979 w Avernes) – francuski dziennikarz i pisarz.

Tłumaczenie/ Ewa Bekier

Tematyka/ Piękność dnia” to książka nasycona symbolami. Nakładanie rzeczywistości na marzenia senne czynią książkę bardzo skomplikowaną i momentami trudną w odbiorze. Skłania ona przez to do głębszych refleksji. Mówi o odwiecznych lękach i tęsknotach człowieka. O prawie do miłości, o ucieczce od krępujących człowieka więzów, sytuacji nakładanych przez społeczeństwo przyjętych za prawidłowe i moralne. Książka dotyka też kwestii zdrady małżeńskiej, pokazuje seks grzeszny i miłość, za którą się płaci.

Główny motyw/ Bohaterką książki jest Severine, żona szanowanego lekarza, kobieta znudzona małżeństwem, a ponadto obarczona złymi wspomnieniami z dzieciństwa, która przeżywa wizje i sny masochistyczne. Bohaterka czuje się erotycznie niezaspokojona. Zamiast prawdziwej miłości, zamiast spokoju i bezpiecznego domu, woli seksualne gry z obcymi mężczyznami.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Strój kobiety stanowi funkcję jej zmysłowości”.

„A nie ma sztuki bardziej zaraźliwej niż sztuka zmysłowa”.

„Czy można karać za napad szaleństwa?”.

„Czyż skazany na śmierć nie łagodzi swych ostatnich chwil wspominaniem tego, co kochał?”.

„[…] żadna żyjąca istota nie może oderwać się od fatalnego łańcucha wydarzeń”.



                           
                           Mitem, który należy obalić, omawiając problematykę książki, jest stwierdzenie, iż dziecko jest pozbawione seksualności. Prawdą jest to, iż dziecko również jest istotą seksualną, która ma swój popęd. Dziecko może zachowywać się w taki sposób, który większość osób odbiera, jako normalne zachowanie w okresie dziecięcym (np. siadanie na kolanach osoby dorosłej, całowanie jej w policzek), zaburzony sprawca może jednak odczytać to, jako zachowanie kokieteryjne, zachęcające do podjęcia kontaktu seksualnego. Tym samym swoje zachowanie seksualne może później wyjaśniać, jako chęć zaspokojenia potrzeb dziecka. Skutki wykorzystywania seksualnego mogą być odczuwane zarówno tuż po zdarzeniu, jak i wiele lat po nim. Ponadto im dłużej trwało molestowanie i w im wcześniejszym wieku się zaczęło, tym skutki mogą być poważniejsze.
Molestowanie seksualne w dzieciństwie może mieć swoje skutki w życiu dorosłym. Należą do nich miedzy innymi różne dysfunkcje seksualne, trudności w kontaktach z innymi ludźmi i w stworzeniu bliskich relacji z innymi, silny lęk przed krzywdą i odrzuceniem, brak zaufania do mężczyzn.
Silne poczucie winy, lęk przed oceną społeczeństwa, chęć zapomnienia traumatycznych zdarzeń z przeszłości powoduje, iż większość ofiar nie chce ujawniać swoich przeżyć otoczeniu.
              
                           Jednym z objawów wykolejenia społecznego, które opisuje Joseph Kessel w książce „Piękność dnia”, spowodowane molestowaniem seksualnym w dzieciństwie są niekonwencjonalne zachowania seksualne między innymi prostytucja i dewiacja. Uprawianie prostytucji nie pozostaje bez wpływu na psychikę bohaterki książki. Największe niebezpieczeństwo, jakie niesie prostytucja, polega na całkowitym odhumanizowaniu życia płciowego, sprowadzeniu go do aktu fizjologicznego odartego z wszystkich cennych i wzbogacających człowieka elementów psychologicznych w tym miłości i uczuć.
               
                     Joseph Kessel książkę „Piękność dnia” rozpoczyna prologiem, w którym opisuje małą ośmioletnią Severine, która przechodzi przez długi korytarz do pokoju matki. Ten odcinek drogi, który napawał ją lękiem, przemierzała zawsze biegiem. Jednak pewnego dnia rano Severine musiała zatrzymać się pośrodku korytarza. Drzwi, które w tym miejscu prowadziły do łazienki, otworzyły się. Ukazał się hydraulik: „Był mały, przysadzisty. Jego przenikliwe spojrzenie spod rzadkich, rudych brwi zatrzymało się na dziewczynce. Severine, zwykle pewna siebie, przestraszyła się, cofnęła”. Ten odruch sprawił, że mężczyzna zdecydował się. Szybko rozejrzał się wokoło, potem obu rękami przyciągnął Severine do siebie. Owionął ją zapach gazu, przygwoździło odczucie siły. Źle ogolone wargi paliły jej szyję. Szarpała się. Robotnik zaśmiał się cicho, zmysłowo. Jego ręce pod sukienką pieściły delikatnie ciało. Nagle Severine przestała się bronić. Zupełnie zesztywniała, zbladła. Mężczyzna położył ją na podłodze, oddalił się po cichu. Guwernantka odnalazła leżącą Severine. Wszyscy sądzili, że się pośliznęła. Ona też tak myślała.
                
                         W dalszej części książki Joseph Kessel opisuje szczęśliwe życie małżeńskie Severine i jej męża Pierre. Dwa lata, które przeżyli obok siebie, zapadły jej w pamięci „jak ogień płonący i trwały”.  Szczęśliwie zakochani małżonkowie spędzają miłe chwile w małym szwajcarskim miasteczku na jeździe na nartach i kawiarnianych spotkaniach ze znajomymi. Severine zachwycona mężem ma świadomość jak łatwym potrafi Pierre uczynić jej życie. Nigdy nie było najmniejszego zaniedbania w jego troskliwości. „Czy umiałam odwzajemnić tyle miłości?”- zadawała sobie pytanie Severine. Jednak przeżywanie tych wyrzutów sumienia sprawiało jej przyjemność. Dla osoby tak żywiołowej w swych reakcjach nic nie posiadało wartości bardziej podniecającej, jak analizowanie własnych błędów. Na szczęście łączyła ich głęboka przyjaźń, która wszystko łagodzi. Nic nie zostało zniszczone w ich podstawowych uczuciach. Przeciwnie, pragnęli zbliżenia, umocnienia wszystkiego, co było niezniszczalne.
              
                      Lecz pewnego dnia ledwie po powrocie ze Szwajcarii do Paryża Severine zachorowała.  Wywiązało się zapalenie płuc. Choroba miała przebieg bardzo gwałtowny. Chorą odwiedzali znajomi w tym kolega jej męża Henri Husson. Cały czas rozmawiając, Henri operował swym magicznym i zmysłowym głosem, który brzmiał jak niebezpieczny instrument. Severine osłabła pod wrażeniem siły jego głosu, zniewolona przemiłym tonem, miała wrażenie, iż rozpoznaje otchłanie z okresu swego wracania do zdrowia i tę lubieżność „bez twarzy”, jaka ją wówczas zalewała. Nagle dwie ręce zaciążyły na jej ramionach, dyszący pożądaniem oddech palił jej wargi. W czasie nieuchwytnego ułamka sekundy osłupiała zupełnie pod wpływem przeszywającej rozkoszy, jaka ją ogarnęła. Henri i Severine patrzyli sobie długo w oczy. W tym momencie nie było żadnej bariery pomiędzy nimi. Odkryli nawzajem w swych oczach uczucia i popędy, o których istnieniu być może żadne z nich nie wiedziało. Po tym incydencie Severina zaczęła bardziej interesować się seksualnością i erotyką pozamałżeńską. Podczas rozmów ze swoją przyjaciółką Renee, temat dyskusji dotyczył tylko prostytucji i domów publicznych w Paryżu. Natomiast od Henriego podczas gry w tenisa Severine subtelnie dowiadywała się, gdzie znajdują się ekskluzywne burdele. W tym samym czasie, co noc bohaterkę nawiedzały wizje, które zjawiały się po jej chorobie a głównym motywem tych snów byli „przejmowani” przez nią mężczyźni ze ślepej uliczki.
                   
                   Pewnego dnia rano Severine ubrała się najskromniej, jak tylko mogła, zeszła na dół i zawołała szofera. „Zawiezie mnie pan na ulicę Virene i przejedzie pan przez ulicę od początku do końca, bardzo powoli” – zwróciła się do niego z wielkim podnieceniem. Na ulicy Virene znajdowały się paryskie domy publiczne. Automobil ruszył przez bulwary. Na ulicy gardło miała ściśnięte węzłem tak ciasnym, że uniosła ręce, jakby chciała go rozplątać. Przez okno widziała mężczyzn wchodzących do kamienic i wyobrażała sobie, że oni wszyscy idą do „uległych kobiet”. Miała teraz pożywkę dla swych obsesyjnych myśli. Przez pewien czas te obrazy jej wystarczyły, lecz potem, przez swą częstotliwość i intensywność, wyczerpały się. Severine odczuwała potrzebę zobaczenia ponownie domu schadzek. Za pierwszym razem kazała się tam zawieść. Za drugim poszła tam pieszo. Bała się tak, że nie odważyła się zatrzymać nawet na chwile, żeby przeczytać szyld umieszczony blisko drzwi, ale otarła się z głębokim zawstydzeniem o stare mury.  Za trzecim razem Severine odczytała pośpiesznie dyskretny napis: „Madame Anais- antresola na lewo”. A za czwartym weszła. Po rozmowie z Madame Anais Severine zdecydowała się pracować i „dodać trochę masła na swój chleb”. Kobiety „obgadały” szczegóły pracy Severine i doszły do porozumienia. Severine miała pracować od godziny drugiej do piątej. Połowa pieniędzy dla Madam a druga połowa dla Severine. „Jak pani sobie życzy, moja droga. Od drugiej do piątej to dobra pora. No cóż będzie pani Pięknością Dnia. Tylko trzeba być punktualną, żebyśmy się na siebie nie gniewały. O godzinie piątej będzie pani wolna. Jakiś kochasio, który na panią czeka, nieprawda? Albo jakiś mężulek…”. – oznajmiła Madam Anais.
               

                       Często w miejscach publicznych Severine czuła, jak ścigały ją pożądliwe spojrzenia nieznajomych mężczyzn. Przebiegała spojrzeniem po wszystkich twarzach, wszystkich postaciach, jakie znajdowały się na ulicy i fantazjowała, że za trzydzieści franków mógłby mieć ją każdy napotkany mężczyzna. Najwięcej fantazji miała z robotnikami obsługującymi maszyny z woźnicą, który trzymał konia za uzdę. Severine nie miała wiele czasu, by rozpoznać rodzaj spazmu, jaki ściskał ją za gardło. Któregoś dnia przechodząc obok Sekwany napotkała palacza, który wychodził z szalupy statku. Trwoga, jaką ją opanowała, była nie do zniesienia, gdyż nie należała do wrażeń realnych. Łączyła się ze snem. Krzyknęła do nieznajomego: „Niech pan zaczeka, niech pan zaczeka”. Potem wpatrując się błyszczącymi oczami w pozbawione wyrazu oczy palacza, dorzuciła: „O godzinie trzeciej, na ulicy Virene 9b u Madame Anais”. Lecz zaskoczony mężczyzna nic nie rozumiał, natomiast Severine pomyślała, że palacz nie ma pieniędzy, aby mógł się z nią spotkać na seksualne „zabawy”. Nie spuszczając wzroku z mężczyzny, grzebała w torebce. Wyjęła banknot stufrankowy i wręczyła mu. Osłupiały mężczyzna wziął go, uważnie oglądał.
                
                 Tymczasem musiała zgłębić tajniki rzemiosła, jakie wykonywała, nawet te najbardziej sekretne. Ta praktyka, poprzez odruchy buntu, jakie prowokowała, poprzez narastające przeświadczenie, że staje się nieczystą maszyną, powodowała, że dostawała dreszczy z perwersyjnego upokorzenia. Lecz rozwiązłość cielesna ma swe granice, szybko osiągalne, jeśli wzajemna namiętność nie podsyca jej do końca. Severine pojęła to i stała się na powrót niewrażliwa. Jej wstydliwość wyczerpała się, tak samo jak przestrach. Mogła należeć do mężczyzny na oczach wielu innych.
              
                 Jednak sytuacja skomplikowała się, kiedy dom schadzek odwiedził przyjaciel rodziny Henri Husson. Maskarada bohaterki dobiegła końca. Seksualne gry i podwójne życie miały zostać niebawem odkryte. Stały klient domu rozpusty Madame Anais - chorobliwie zakochany w Piękności Dnia Marcel- zaatakował męża Severine, który w wyniku wypadku został sparaliżowany. Polska krytyczka filmowa Maria Kornatowska wysunęła przypuszczenie, że Severine prowokująca ciągle swoim zachowaniem "może wyobraża sobie tylko paraliż męża, który tym sposobem traci szansę bycia mężczyzną. Narzędziem owej symbolicznej kastracji staje się kochanek — bandyta. W osobach bandytów i terrorystów społeczeństwo burżuazyjne rozładowuje swoje tłumione instynkty (...)".
                          
                      Głęboko zafascynowany kinem i snami, nawet koszmarami Luis Bunuel nakręcił na podstawie książki film. W bunuelowskim świecie nikt nie jest zdolny do miłości. „(...) Żyją w nim zimne kobiety, (...) Panuje prawo patologii. Pogwałcona natura rodzi zło". Bunuel podjął się pracy nad filmem, bo zafascynowała go powieść Josepha Kessela. Pisze o tym następująco: „Powieść wydała mi się dość melodramatyczna, ale dobrze skonstruowana. Poza tym dawała możliwość wprowadzenia w postaci obrazów niektórych marzeń na jawie głównej bohaterki, Severiny, którą grała Catherine Deneuve  oraz wycyzelowania portretu młodej mieszczki, masochistki. Film ten pozwalał mi też chyba opisać dość wiernie kilka przypadków perwersji seksualnej. (...) Do perwersji seksualnej mam skłonność czysto teoretyczną i od zewnątrz. Bawi mnie i interesuje…"
          
                  Joseph Kessel w książce „Piękność Dnia” zwraca także uwagę na instytucję małżeństwa. Pokazuje w przypadku Severine pozorną, bo udawaną moralność (bohaterka kocha swojego męża, jest mu oddana), ale też obnaża rozwiązłość, rozpustę, dzikie pragnienia i masochistyczne fantazje bohaterki. Ojciec psychoanalizy Zygmunt Freud powiedział: „Dążenie do szczęścia ma dwa cele — pozytywny i negatywny; z jednej strony ludzie dążą do braku cierpienia i przykrości, z drugiej zaś pragną przeżycia silnych uczuć przyjemnych. (...) Tym, co określa cel życia, jest (...) po prostu program zasady rozkoszy". W swojej innej pracy Zygmunt Freud zauważa, że każda kultura musi być zbudowana w oparciu o wyrzeczenie się popędów i przymusu i musi używać wszelkich możliwie dostępnych środków, by ograniczać wybuchy agresji i popędy człowieka szczególnie wtedy, kiedy jest się ofiarą nadużyć seksualnych.

16 lutego 2017

Dziwna myśl w mej głowie



„Dziwna myśl w mej głowie”

Orhan Pamuk




Tłumaczenie/ Piotr Kawulok

Tematyka/ Jest to historia wielopokoleniowej rodziny przybyłej do Stambułu z biednej wsi na prowincji, a zarazem drobiazgowa kronika życia w mieście nad Bosforem w latach 1969–2012. Wraz z Mevlutem, jego ojcem, wujostwem, kuzynami i pozostałymi członkami stopniowo powiększającej się rodziny obserwujemy Stambuł na przestrzeni kilku dziesięcioleci i jesteśmy świadkami fascynujących przemian, jakim podlegała metropolia. Śledzimy następujące po sobie pucze wojskowe, zamachy bombowe w redakcjach gazet, korupcję urzędników, przemiany obyczajowe, plotki, marzenia i lęki, którymi żyją stambulczycy i widzimy, jak w miejscu dawnych gecekondu, prowizorycznych chatek wzniesionych przez ubogich imigrantów bez pozwoleń budowlanych na bezprawnie zasiedlonych działkach wyrastają wielkie wieżowce, a szerokie aleje wypierają stare kamienice. Miasto umiera i odradza się, a żyjący w nim ludzie wypełniają je swoimi opowieściami – o nieodwzajemnionych miłościach, aranżowanych małżeństwach, rodzinach, które raz są szczęśliwe, a raz nie, marzeniach o lepszym życiu, przyjaźni i nienawiści.

Główny motyw/ Uliczny handlarz, wędrujący w zimowe wieczory po nędznych, zaniedbanych ulicach Stambułu, to rzadkość. Mevlut Karataş jest jednym z ostatnich i coraz mniej mieszkańców miasta otwiera okna i drzwi na jego rzewne zawołanie: „Buzaa!” Za dnia ima się rozmaitych dorywczych prac: sprzedaży jogurtu, pilawu albo kelnerowania, za to nocą bierze wózek z butlami tradycyjnego tureckiego napoju, a nogi same niosą go przed siebie. Buza jest spuścizną po przodkach, przypomina ludziom o dawnych czasach i Mevlut nie wyobraża sobie życia bez niej, bez żartów z klientami i bez Stambułu, jego krętych uliczek, zakamarków, dzielnic, które zna jak własną kieszeń. Te długie wędrówki czynią Mevluta szczęśliwym, jednakże nie pozwalają zabezpieczyć bytu jego rodziny, a tę biedny Mevlut kocha ponad wszystko. Ma dwie śliczne córeczki i żonę Rayihę, którą poślubił wskutek pomyłki, porywając z małej wioski w Konyi nie tę dziewczynę, którą zamierzał...

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Jednak w ciągu ostatniej dekady cała ta tkanka rozpłynęła się za magicznym dotknięciem demona przemian…”.

„Buzę sprzedaje rzewny głos sprzedawcy”.

„Mówi się, że kobiety nie pyta się o wiek a mężczyzny o pensję”.

„Dobra edukacja znosi różnicę pomiędzy biednym i bogatym”.

„Bóg kocha niektórych ludzi bardziej niż innych”.

„[…] seks jest cudem, który może się spełnić jedynie poprzez cierpliwe wyczekiwanie”.

„Islam to religia oparta nie na karze, lecz na tolerancji i logice”.

„[…]:, kto drwi ze wszystkiego, nie umie ani naprawdę się zakochać, ani uwierzyć w Boga. Bo jest zarozumiały. Tymczasem zakochanie to – podobnie jak miłość do Boga- uczucie tak święte, że człowiek nie skupia się na niczym innym oprócz samej dziewczyny”.

„Znane są dwa rodzaje miłości. W pierwszym zakochujesz się w kimś, dlatego, że zupełnie go nie znasz. Zresztą gdyby większość par poznała się trochę przed ślubem, nigdy by się w sobie nie zakochała. Dlatego właśnie Prorok nie uznał za stosowne zbliżania się przed ślubem do osoby, z którą masz się związać. Są także tacy, którzy zakochują się w sobie dopiero po ślubie, dlatego że mają spędzić razem całe życie, i to także jest efekt zawierania małżeństw bez wcześniejszego poznawania się”.

„W rzeczywistości najlepsza miłość to taka, jaką żywisz do osoby, której nie tylko nie znasz, ale której w ogóle nie widziałeś. Ślepcy na przykład są dobrymi kochankami”.

„[…] wydaje mi się, że jak człowiek pozna dziewczynę lepiej, to zakocha się bardziej”.

„Miłość to choroba. I masz rację: najszybciej działającym lekarstwem jest tu małżeństwo. Ale gdy gorączka wywołana przez tyfus spadnie, człowiek od razu zaczyna żałować, że całe życie będzie musiał zażywać lekarstwo gorzkie jak chinina”.

„Jeden dzień samotności wystarczył, by zrozumiał, że w ciągu pięćdziesięciu dni zakochał się w niej bardziej, niż zakochiwali się bohaterowie któregokolwiek z filmów, jakie w życiu oglądał, czy jakiejkolwiek baśni, jaką mu opowiadano”.

„[…] mówią, że najtrudniejsze w aranżowanych małżeństwach jest to, że kobieta wychodzi za kogoś, kogo zupełnie nie zna, a do tego jest zmuszona go kochać… Ale tak naprawdę ślub z kimś, kogo się wcale nie zna, musi być prostszy, bo –uwierzcie- kochanie mężczyzn robi się tym trudniejsze, im lepiej się ich poznaje”.

„[…] w takich chwilach człowiek lepiej pojmuje znaczenie tradycji”.

„Miłość zaczyna się dopiero po ślubie”.


                  Porównując długość życia ludzkiego z czasem istnienia wszechświata, można stwierdzić, że nasza egzystencja na tej, co tu dużo mówić, kiepsko pomyślanej planecie to tylko trawa, co rośnie: rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha”. Na chwilę przed zamknięciem powiek po raz ostatni, jesteśmy w stanie odtworzyć sobie w skrócie całą naszą wyboistą i krętą drogę ku odmętom nieświadomości, której oddech z każdym dniem staje się coraz bardziej i bardziej odczuwalny…
         
                      Wspomnienia, bo o nich mowa w książce „Dziwna myśl w mej głowie” Orhana Pamuka, są nieodłącznym elementem życia towarzyszącym bohaterowi w całej jego rozciągłości. Pytanie brzmi, czy jest to zjawisko pozytywne, które wznosi człowieka na wyżyny jego możliwości, pozwalając w pełni rozwinąć skrzydła i uwolnić drzemiący w nim potencjał, czy może raczej sabotujące jego poczynania i zaprowadzające niepotrzebny chaos w jego umyśle.

                         Główny bohater Melvut, tak jak jego ojciec i tysiące innych mężczyzn z jego pokolenia, przybywa do Stambułu z głębokiej prowincji na zachodnim krańcu Azji, by rozpocząć w mieście nowe, lepsze życie. Pierwszą stacją jest osiedle gacekondu, „jednodniowych domków”, czyli bud stawianych przez biedotę -z pustaków, błota i blachy- bezprawnie z byle, czego w szybkim tempie. Jeśli już zostały zasiedlone, zgodnie z prawem ich likwidacja stawała się praktycznie niemożliwa. W tych jednoizbowych domach osiedlali się biedni przybysze z Anatolii. Im wszystkim śniły się w regularnych odstępach czasu i z zaskakującym podobieństwem te same osoby: „Chłopcom: nauczycielka w szkole podstawowej. Dziewczynkom: Ataturk. Dorosłym mężczyznom: Prorok Mahomet. Dorosłym kobietom: wysoki aktor z zachodnich filmów, o niesprecyzowanym nazwisku. Starym mężczyznom: anioł pijący mleko. Starym kobietom: listonosz przynoszący dobrą wiadomość”. Po tych snach wszyscy byli dumni, że dostali jakiś znak, i czuli, że są wyjątkowymi ludźmi, lecz jedynie z rzadka opowiadali o nich komuś innemu. Droga jednych będzie prowadziła na wyższe stopnie społecznej hierarchii, innych czeka jedynie upokorzenie.
         
                      Melvut Karatas wspomina dawne czasy. Od chwili, kiedy ojciec przyuczał go do zawodu sprzedawcy buzy do czasów współczesnych. Buza była dziedzictwem dawnych czasów, spuścizną po przodkach. W Turcji osmańskiej picie buzy stanowiło sprytny wybieg pozwalający zachować czyste sumienie. Buza była napojem ze sfermentowanego prosa o niskiej zawartości alkoholu. Można było się upić, udając przed innymi i sobą, że to nie alkohol. W momencie, gdy Melvut w wieku dwunastu lat przyjeżdża do Stambułu, era buzy zdaje się bezpowrotnie przemijać. Siedemdziesiąt lat temu, kiedy Atatruk po ogłoszeniu republiki zalegalizował raki i wino, produkcja i sprzedaż buzy straciły sens. W dobie powszechnej dostępności alkoholu i inwazji zachodniej kultury masowej Melvut reprezentuje już tylko anachronizm. A mimo to bohater pozostaje jej wierny, być może instynktownie przeczuwając, że każde radykalne odrzucenie tradycji prowadzi do kulturowego zaniku tożsamości tureckiego społeczeństwa.
Sama nauka zawodu i sprzedaży buzy nie ograniczała się tylko do nawoływania na ulicach i placach „świeża, tania buzzzza…!”. Lecz sprzedawca musiał znać tajniki ludzkiej psychiki oraz poruszania się po ulicach i zakamarkach Stambułu. Ojciec nauczył Malvuta, że stambulskie kamienice dzielą się na trzy kategorie: domy pobożnych muzułmanów, w których ściąga się buty przed wejściem, a w środku odmawia się namaz; domy zeuropeizowanych bogaczy, do których wchodzi się w butach; nowe, wysokie kamienice zamieszkiwane wspólnie przez rodziców obu typów. „Lekcja pierwsza – oznajmił pewnego dnia ojciec Melvuta-, jeśli sprzedajesz buzę, musisz być czysty. Niektórzy klienci patrzą na dłonie, na paznokcie. Niektórzy na koszulę, spodnie, buty. Kiedy wchodzisz do jakiegoś domu, od razu ściągnij buty. Dlatego nie możesz mieć dziurawych ani śmierdzących skarpetek. Ale mój syn o lwim sercu i anielskiej duszy i tak przecież pachnie, prawda”? Malvut nie może pogodzić się z tym, że stare stambulskie zwyczaje jak wciąganie przez okna zakupów na sznurku w koszu na piąte piętro zanikają bezpowrotnie. Przyczyną tego stanu rzeczy są wszędobylskie markety, windy w kamienicach no i kto dzisiaj przy huku radia i telewizorów usłyszałby nawoływania sprzedawcy buzy?! Chodząc po ulicach miasta nad Bosforem bohater wraca wspomnieniami do dzieciństwa. Wspomina szkołę i kolegów, chodzenia do kina Elyazar na filmy erotyczne i wczesnomłodzieńczy nawyk masturbacji. Służbę wojskową w prowincjonalnych miastach. Czasami jego umysł sam zaczynał myśleć o rzeczach, nad którymi Malvut wcale nie chciał się zastanawiać. Kwestionował istnienie Boga albo wymieniał w myślach najbardziej wulgarne słowa, czasami też przed oczyma stawał mu obraz kuli ziemskiej rozerwanej na kawałki eksplozją, zupełnie jak na filmach. Czy to on sam o tym myślał?


                          Choć Pamuk starannie odtwarza polityczną historię Turcji, z kolejnymi puczami, zmianami rządów, prawicowym i lewicowym ekstremizmem, jego książka to przede wszystkim uliczna pikareska. Melvut, napotyka na ulicach i domach Stambułu kolejne postaci i niebezpieczeństwa. Raz zostaje napadnięty nocą przez dwóch złodziei, ludzi, którzy jak on przed laty przyjechał do miasta w poszukiwaniu pracy. Ograbiono go z ostatniego lira, którego zarobił sprzedając buzę oraz ukradziono mu zegarek, pamiątkę ślubną, którą otrzymał od teścia w dniu ślubu. Melvut wracał do domu załamany, zastanawiając się jak popatrzy na swoje śpiące córki. Innym razem był świadkiem strzelaniny. A innego dnia cierpliwie znosił upokorzenia i wyśmiewanie pijanych klientów, którzy nakazywali mu wołać: „Buza, buza!”. Choć sami byli upici od zwykłego alkoholu udawali, że chcą kupić buzę. Tak naprawdę kpiąc z Melvuta zrobili sobie z niego zabawę.   
            
                      Wielogłosowa powieść Pamuka o mieście, pisana z wielu perspektyw narracyjnych, ale przede wszystkim wspaniała historia miłosna rozpoczynająca się od godnej Szekspira komedii pomyłek. Melvut zakochał się w poznanej przypadkowo kuzynce, wykorzystał jej brata do korespondencji z nią, a w końcu do organizacji „porwania” (za zgodą ukochanej) nie znając nawet jej imienia, ale kiedy do niego dochodzi, orientuje się, że na skutek pomyłki korespondował nie z tą z trzech sióstr, która go zauroczyła. Mimo to godzi się z losem, co – i można to uznać za kolejny przejaw odrzucenia radykalizmu – wychodzi mu to na dobre. Mavluta napawało dumą słuchanie tego, co nocą mówi do niego miasto, odczytywanie języka ulicy. Ale kiedy rano stał ze swoim wózkiem z pilawem, z rękoma w kieszeniach, wcale nie drżąc mimo zimna, jego wyobraźnia słabła, pojmował, że świat jest pusty i pozbawiony sensu i chciał natychmiast wracać do żony, obawiając się dogłębnej samotności, jaką coraz częściej odczuwał. Malvut lubił patrzeć, jak oszołomiona miłością i macierzyńskim szczęściem żona Rayiha posłusznie wstaje z łózka i trzymając dwiema rękami długą łyżkę, miesza lody, jak podczas wysiłku na jej pięknej szyi występuje żyła; jednocześnie raz na jakiś czas bujał stojącą u wezgłowia kołyskę. Wystarczyło, by pomyślał o zapachu łóżka i pokoju, o odgłosach wydawanych przez córki Fatimę i Fevziye śpiące pod kołdrą, o tym, jak podczas snu dotyka Rayihy i ich ciała splatają się, a czuł, że ze szczęścia oczy zachodzą mu łzami.

                     Orhan Pamuk uzmysławia czytelnikowi, że proces demontażu stuletniego już niemal eksperymentu z przestawieniem muzułmańskiego państwa na zachodnie tory postępuje i może być odczytywana, jako próba wyjaśnienia światu mentalności tej części społeczeństwa, dla której demokracja i prawa człowieka niewiele znaczą w porównaniu z poczuciem bezpieczeństwa. Choć autor reprezentuje punkt widzenia tureckiej burżuazji, która była motorem europeizacji Turcji, a poczucie winy za zerwanie z przeszłością kanalizowała w huzun, lokalnej odmianie melancholii, jego rodzinna saga rozgrywa się w środowisku tkwiącym korzeniami w świecie wiejsko-proletariackim.

                   Orhan Pamuk w powieści „Dziwna myśl w mej głowie” zadaje pytanie czy świadomość przemijania i staczania się po egzystencjalnej równi pochyłej to coś, co pomaga w codziennym funkcjonowaniu? Czy wspaniałe lub wyidealizowane lata przeszłości w porównaniu z często, szarą i smutną teraźniejszością naprawdę pozwalają na jej pokolorowanie, czy jednak na zasadzie olbrzymiego kontrastu sprawiają, że staje się ona jeszcze bardziej miałka i jałowa? Oczywiście w samym momencie przywoływania pozytywnych wspomnień może pojawić się delikatny uśmiech na naszej twarzy, ale po wybudzeniu z tego pięknego snu czeka nas bolesne zderzenie z rzeczywistością. Ten koń jest bardzo wysoki, a upadek często nie należy do przyjemności.