15 października 2019

Księgi Jakubowe


„Księgi Jakubowe”


Olga Tokarczuk



Autorka/ (ur. 29 stycznia 1962 w Sulechowie) – polska pisarka, eseistka, autorka scenariuszy, poetka, psycholog; laureatka The Man Booker International Prize 2018 za powieść „Bieguni” oraz dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej „Nike” za powieści: „Bieguni (2008) i „Księgi Jakubowe (2015). Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018.

Tematyka/ Tokarczuk tworzy imponującą powieść historyczną. Nie ukrywa jednak, że na przeszłość patrzy okiem pisarki współczesnej, której leżą na sercu między innymi problem feminizmu czy praw zwierząt. Z poetki Ewy Drużbackiej czyni na przykład godną polemistkę księdza Chmielowskiego. W sporze z duchownym o to, czy w piśmie lepiej posługiwać się polszczyzną, czy łaciną, Drużbacka argumentuje, że „damy na przykład rzadko mówią po łacinie, bo w niej kształcone nie były”. Brawurowo nakreśloną postacią kobiecą jest starowina Jenta, która połknąwszy magiczny talizman, nie może umrzeć. Egzystując na granicy świata żywych i umarłych, ogarnia wzrokiem całość wydarzeń, które inni mogą widzieć tylko w ułamkach. Niektórzy będą narzekać, że „Księgi Jakubowe” mogłyby być o kilkaset stron krótsze, że przedziera się przez nie długo i mozolnie. Tokarczuk chciała jednak, by jej powieść wchłonęła czytelnika, wprowadziła go w trans. Bez wątpienia to fantastyczna powieść. Wierzę, że za parę lat zajmie wysoką pozycję w rankingu dekady oraz stanie się nową „Trylogią” narodową.

Główny motyw/ Rok 1752. Do Rohatyna na Podolu przybywają kasztelanowa Katarzyna Kossakowska i towarzysząca jej poetka Elżbieta Drużbacka. Jednym z gości na powitalnej kolacji jest miejscowy proboszcz Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii. Ksiądz i poetka, osoby rozmiłowane w księgach, szybko znajdują wspólny język – rozpoczynają rozmowę, którą później kontynuować będą  w listach. Nieco później, także na Podolu, pojawia się młody, przystojny i charyzmatyczny Żyd - Jakub Lejbowicz Frank. Tajemniczy przybysz z odległej Smyrny zaczyna głosić idee, które szybko dzielą społeczność żydowską. Dla jednych heretyk, dla innych zbawca już niebawem ma wokół siebie krąg oddanych sobie uczniów, zaś wywołany przezeń ferment może odmienić bieg historii. Historia Jakuba Franka w jakiejś mierze okazuje się przecież opowieścią o heretyckim pragnieniu piękna i wyrwania się z rygoru sprofanowanej codzienności. U podłoża opisywanych przez Tokarczuk narodzin frankizmu tkwi przecież gnostycka wizja mrocznego świata będącego dziełem kapryśnego demiurga i Boga, który stworzywszy cierpienie na Ziemi, sam musiał nosić w sobie cząstkę zła.



 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Tak, bieda nie ma ani wiary, ani narodowości”.

„A sprawa ksiąg to też poniekąd sprawa higieny”.

„Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie, tymczasem żyją w innych (…)”.

„Bóg stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że człowiek ma się zajmować tym, co będzie, a nie tym, co było”.

„Poród, menstruacja, wojna, bójka, zajazd, napad, pogrom- o tym przypomina krew, nieustannie będąc w gotowości tuż pod skórą”.

„Grzechy zapisują się, bowiem na ludzkim ciele jak na pergaminie. Niewiele różni się ten pergamin u poszczególnych ludzi, a i grzechy są zdumiewająco podobne”.

„Trudno pilnować przepisów, gdy się jest głodnym”.

„Tajemnica zła jest jedyną, której Bóg nie każe nam brać na wiarę, lecz przemyśleć”.

„Wolę raczej grzeszną ludzkość niż świat bez ludzi”.

„Zrozumiałem wtedy, że życie ludzkie składa się z cierpienia, że to jest właściwa substancja świata”.

„Świat wcale nie pochodzi od dobrego Boga. Bóg stworzył to wszystko przez przypadek i odszedł”.

„Każde miejsce ma dwie postaci, każde miejsce jest podwójne. To, co wzniosłe, jest jednocześnie upadłe. To, co miłosierne, jest jednocześnie podłe. W największej ciemności tkwi iskra najpotężniejszego światła,
i odwrotnie: tam gdzie panuje wszechobecna jasność, nasienie ciemności kryje się w pestce światła. Mesjasz jest naszym sobowtórem, naszą doskonałą wersją- tacy bylibyśmy gdyby nie nasz upadek”.

„Dziwne to zbawienie, którego nie widać”.

„Czymże jest życie, jak nie tańcem na grobach?”.

„Tak to jest, że nam nasi rodzice przypominają to, czego w sobie najbardziej nie lubimy (…)”.

„Mesjasz więc to ktoś taki, kto nigdy nie przychodzi. Na tym to polega”.

„Grzech się wzmacnia, gdy się o nim myśli (…)”.

„W Zoharze mówi się: wszystkie niewiasty na ziemi tkwią w tajemnicy Szechiny”.

„(…) ludzie mają potężną potrzebę, żeby czuć się lepszymi od innych. Nieważne, kim są, muszą mieć kogoś, kto byłby gorszy od nich”.

„Czy da się opisać nasze życie poza faktami, opierając się jeno na tym, co widzimy i czujemy, na drobnostkach, na uczuciach?”.

„Tak to jest, że jedna rzecz dwu osobom wydaje się inna. Co innego myśli porzucony i porzucający. Co innego ten, kto posiada, i ten, kto jest posiadany. Ten, kto syty, i ten, kto głodny. Bogata córka szlachcica marzy o mopsiku z Paryża, a biedna córka chłopa- żeby gęś mieć na mięso i pierze”.

„Jak myślisz, że jesteś zdolny niszczyć, pomyśl i o tym, że jesteś zdolny odbudować”.

„Są rzeczy zewnętrzne i wewnętrzne”.

„Dobrze to jest pomyślane. Dziecko jest matki, a więc i jej męża. To najlepszy wynalazek ludzkości. W ten sposób tylko kobiety mają dostęp do prawdy, która podnieca tak wielu”.

„Granice niezbawionego świata zbudowane są z zakazów”.

„Największą moc mają jednak nie czyny cielesne, lecz te, które wiążą się ze słowem, świat bowiem został stworzony ze słowa i jego fundamenty są ze słów”.

„(…) cztery rzeczy osłabiają człowieka: głód, podróże, post i władza”.

„W Polsce obce jest zawsze bardziej atrakcyjne niż własne (…)”.

„A zazwyczaj tak bywa, że gdzie więzi są bardzo mocne, tam jest również szczelina na bunt”.

„Najlepiej jest pytać ludzi prostych, niewykształconych- wtedy widzi się cały system pozbawiony sofistycznych ozdób, wiara zaś chrześcijańska nabyta niedawno okazuje się tylko cienką warstwą, jak lukier na ciastku”.

„(…) wyjście z niewoli wymaga tragicznych poświęceń”.

„W rzeczywistości najbogatsi jesteśmy w momencie swego urodzenia, potem już tylko tracimy”.

„Nam się często wydaje, że Polska to my. Ale Polska to i oni. Bo choć ten chłop, coś to go niedawno wychłostać raczył, nie wie wcale, że i on do Rzeczypospolitej należy, ani ten Żyd, co ci interesy prowadzi, tego nie wie, a może nawet by się do tego przyznać nie chciał… to przecież my na jednym wozie jedziemy i o siebie powinniśmy się troszczyć, nie zaś wyrywać sobie z gęby ochłapy jak jakieś psy wrogie”.

„Prawdą jest, że święci ludzie nie mają wieku, rodzą się od razu starzy”.

„Świat dziecka jest dowodem na to, że nie ma Boga dobrego. Bo jakże mógłby być, skoro niszczy to, co najdroższe: czyjeś życie”

„(…) ale jak to bywa z zakazami, kruszeją one z czasem i pod wpływem wielkiej hojności”.

„Wojna to jest takie pomieszanie jarmarku i nocnego koszmaru”.

„Napisane jest, że trzy rzeczy przychodzą, kiedy się o nich nie myśli: Mesjasz, odnalezienie zguby i skorpion”.

„Jeżeli maszyna jest w stanie robić to co człowiek, a nawet człowieka przewyższyć, to kim jest człowiek?!”.



              Lekarz Aszer Rubin, żydowski intelektualista w pierwszym pokoleniu, w latach 50. XVII w., dowiaduje się we Lwowie o wielkim trzęsieniu ziemi w Lizbonie, które pochłonęło ok. 30 tysięcy ofiar. Katastrofa, do której doszło w dzień Wszystkich Świętych wstrząsnęła umysłami współczesnych i na nowo rozpaliła spory o teodyceę, czyli możliwość pogodzenia istnienia dobrego Boga z empirycznym doświadczeniem zła, cierpienia i śmierci. Wolter, jeden z głównych ojców rewolucji francuskiej, podjął ten wątek w „Kandydzie”. Jednocześnie doświadczenie zła jest szczególnie problematyczne właśnie dla kogoś, kto akceptuje teistyczną przesłankę o istnieniu Boga. Już Epikur postawił pytanie, czy wobec doświadczenia zła teiści powinni przyjąć, że Bóg nie jest doskonale dobry i nie chce eliminować zła, czy też, że Bóg nie jest wszechmocny i nie jest w stanie tego uczynić? Ta nadchodząca z daleka wieść na marginesie monumentalnej powieści Olgi Tokarczuk pojawia się nie bez przyczyny: frankizm, czyli religijna sekta, której historia jest jej zasadniczym tematem, to odpowiedź na podłą sytuację Żydów w Rzeczypospolitej Obojga Narodów - oddzielonych nieprzeniknionym murem od reszty społeczeństwa, a niekiedy torturowanych, mordowanych i oskarżanych o „mordy rytualne” - wychylonym w przyszłość utopijnym preoświeceniowym projektem społecznym zapowiadającym demokratyczne społeczeństwo przyszłości, ale również mistyczną religią tłumaczącą, dlaczego doświadczamy nieobecności Boga.

            W Polsce nazwisko Jakuba Franka kojarzone jest – niestety -  głównie, jako przypis do biografii Adama Mickiewicza w kontekście sporu o żydowskie pochodzenie jego matki, która jakoby miała być frankistką. W kapitalnym fragmencie pod koniec powieści Olga Tokarczuk robi do tego stosowną aluzję: schorowany Frank w ostatnich chwilach istnienia I Rzeczypospolitej tłumaczy, że ubiera się po turecku, bo stare podanie głosi, że „przyjdzie ktoś z matki obcej, kto kraj naprawi”. Po czym wraz ze zwolennikami intonuje piosenkę do złudzenia przypominającą fragment „Wielkiej Improwizacji”. Ale Tokarczuk robi wszystko, by w historii Franka dostrzec obcość, nie podobieństwo. Relacjonuje jego życiową odyseję - z przystankami w Salonikach, Smyrnie, Rohatynie, Warszawie, Częstochowie, na Morawach i w Wiedniu cesarzowej Marii Teresy - w całym jej skomplikowaniu, dziwności, a niekiedy drastyczności.

            Wyciągnięta z lamusa historii przez książkę Olgi Tokarczuk postać Jakuba Franka to jeden z najbardziej niezwykłych fenomenów polskiej historii - a raczej jej heterodoksyjnej wersji. A jednak pozornie egzotyczna postać Franka i losy idei, którą stworzył, są o wiele ściślej związane z oficjalną historią polskiej kultury - z Mickiewiczem i Krasińskim, jako jej głównymi aktorami - niż mogłoby się wydawać. Konsekwencje fermentu, który wzniecił żydowski „mesjasz” ponad 250 lat temu, możemy obserwować nawet dzisiaj. Kim był Jakub Frank? Twórcą jednej z najbardziej niezwykłych herezji w dziejach świata? Mesjaszem? Wcielonym bogiem? Czy raczej - jak chce Adam Lipszyc – „wcieleniem hucpy"? Jako charyzmatyczny przywódca Frank pociągnął za sobą rzeszę Żydów z Podola, dla których był oczekiwanym „mesjaszem”. Doprowadził do jednej z największych fal konwersji w dziejach Polski, ale stworzył też wyłom w historii judaizmu. A może był raczej nihilistą, który dla osiągnięcia swoich celów gotów był podeptać zasady swojej religii, a nawet rzucić największe oszczerstwo przeciwko własnemu narodowi, cynicznie narażając go na prześladowania. A więc kim był Jakub Frank?

            Katolicyzm nigdy nie był dla Franka celem samym w sobie, ale jedynie częścią duchowej drogi zainspirowanej przez XVII-wiecznego żydowskiego heretyka Sabataja Cwiego, w myśl, której odrzucenie Talmudu i konwersja (najpierw na islam, potem na katolicyzm) miały prowadzić do wewnętrznej przemiany, a w konsekwencji - do uwolnienia tkwiącej w świecie boskości. Frank w momencie przybycia do Polski dopiero uczył się języka polskiego (wcześniej posługiwał się typowym dla Żydów sefardyjskich ladino), frankiści, dążąc do realizacji swego planu wyjścia ze sztetla do świata, prowadzili ostrą walkę z żydowskimi ortodoksami, uciekając się nawet do wykorzystania „legend o krwi”, a sam Jakub od pewnego momentu uważał się za autentycznego „Mesjasza”.  

Jednym z najbardziej bulwersujących - i brzemiennych w konsekwencje - momentów na drodze Jakuba Franka do Ezawa były wydarzenia, do jakich doszło podczas tzw. dysputy kamienieckiej, czyli publicznego sporu, do jakiego doszło między zwolennikami judaistycznej ortodoksji a mesjanistami z sekty Franka w 1757 r. w Kamieńcu Podolskim. To wtedy Sabbatajczycy (przyszli frankiści, zwani też przy tej okazji kontratalmudystami) po raz pierwszy publicznie oskarżyli ortodoksów o „mord rytualny”. W wydanej już po dyspucie broszurce wyliczyli szczegółowo, w jakie święta rabini nakazują używać krwi chrześcijańskiej, w jakie hańbić hostię i święte obrazy. Ujawnieni Sabbatajczycy byli zdecydowani na wszystko, byle tylko rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść - konkluduje Jan Doktór. I byli bliscy zwycięstwa. „Decyzja sądu, by przedstawić sejmowi do rozważenia, czy należy w ogóle w Rzeczpospolitej tolerować talmudystów, których nauka obraża wiarę i władzę, brzmiała niemal jak podzwonne dla rabinicznego judaizmu w Polsce" - pisze Doktór.  Na rynku kamienieckim płonął Talmud i tylko rychła śmierć protektora Sabbatajczyków biskupa Dembowskiego zatrzymała falę prześladowań ortodoksów. Kwestia mordu rytualnego powróciła podczas Dysputy lwowskiej w 1759 roku, w jej wyniku doszło do chrztu zwolenników Franka i protekcja Kościoła. Ceną za to zwycięstwo było cyniczne oskarżenie współbraci o „mord rytualny” i narażenie ich na realne prześladowania. Frankiści na zawsze opuścili łono judaizmu - powrotu nie było, wszystkie mosty za sobą spalili.  

Frank przybywa (wraca!) do Polski pod koniec 1755 roku namówiony do tego przez sabbatajczyków z Podola, gdzie ruch mesjanistyczny był szczególnie silny - w swoim apogeum związanym z objawieniem się Sabataja Cwi w poł. XVII w. wielu Żydów porzucało swoje zajęcia. Pisano o nich, że całymi dniami siedzieli w bożnicach śpiewając pieśni na cześć Zbawcy. Frank mógł więc tu liczyć na wielu zwolenników, a możliwe, że od początku wierzył, że odegra tu rolę mesjasza lub chociaż Pseudo-Sabbataja. Podobno w Smyrnie kilkakrotnie słyszy głosy, wzywające go do udania się do Polski i pociągnięcia tam ludzi do wiary chrześcijańskiej [chodzi o Żydów]. Potem powie też, że do Polski wezwał go sam Jezus (zresztą po przybyciu do Polski za Jezusa Parakleta zaczął się uważać). Frank uważał, że aby mogły się spełnić losy świata lud Izraela musi wstąpić na nową drogę, którą nazywał „chodem do Ezawa”. Biblijny Ezaw był bratem Jakuba (Gen 33: 14). Jakub obiecał odwiedzić brata w Seir, ale Pismo nie wspomina nic o tym, żeby do niego dotarł. Droga była zbyt trudna. Według Franka - jak tłumaczy Gershom Scholem - teraz nadszedł czas, żeby wejść na tę drogę. Miała ona prowadzić do „prawdziwego życia" - centralnej idei, która w systemie Franka nierozerwalnie wiąże się z wolnością i wyzwoleniem z wszelkich doczesnych zasad. Według Scholema, była to też droga do konsekwentnej religijnej anarchii. Ezaw (a także Edom - synonim Rzymu i chrześcijaństwa) - według tego badacza - to w systemie Franka nieujarzmiony strumień życia, będący wyzwoleniem spod ograniczeń wszelkiego prawa. Jedną z głównych zasad głoszonych przez Franka było wszak zanegowanie obowiązującego prawa, z Prawem Tory na czele, a część jego działalności polegała na jawnym deptaniu tradycyjnego talmudycznego prawa (halachy). Przejaw takiego nieskrępowanego żadnym prawem życia można zobaczyć w swobodzie seksualnej, jaką wyznawali członkowie sekty Franka, a także w słynnym antynomistycznym obrzędzie w Lanckoronie, od którego zaczyna się triumfalny pochód frankizmu przez Polskę. Podczas obrzędu wyznawcy Franka zebrani w prywatnym domu tańczyli wokół nagiej kobiety, która - według jednej z interpretacji - zastępowała Torę.

            W ramach katolickiej ortodoksji nie mieściła się też etyka seksualna i ekonomiczna grupy przypominającej hipisowską wspólnotę ciał i własności. „Im dalej w las” tym bardziej w sekcie brał górę syndrom „oblężonej twierdzy”, tym więcej było w niej przemocy seksualnej i samej seksualnej rozwiązłości, tym mocniejsze stawały się skłonności dyktatorskie Franka, a on sam coraz bardziej przypominał szalonego guru. Pokazując wspólnotę religijną w momencie jej powstawania, Olga Tokarczuk nie pozostawia nam złudzeń: nie ma religii bez przemocy. Krążyła plotka, że frankiści to odradzająca się na nowo sekta adamitów[1].

            Autorka umiejętnie ukazuje czytelnikom ukrytą prawdę - to wielka dziejowa nieświadomość, w której zawiera się stłumiony gniew i rozpacz, w której dominuje wieczne niezadowolenie ze świata i jego porządków jest motorem dziejowych rozgrywek. Bohaterowie w książce Tokarczuk nieustannie kontestują stworzenie, tropią jego absurd i bezsens. Wątpią. Nie godzą się. Stawiają pytania. Buntują. Ta stłumiona totalna alternatywa od czasu do czasu wyrywa się na światło dzienne i nęka bohaterów „Ksiąg Jakubowych”. Alfred North Whitehead angielski filozof, matematyk i fizyk mówił, że religia to najgłębszy rodzaj lojalności wobec świata. Herezja zaś to najgłębszy rodzaj kontestacji. Każda herezja niesie ze sobą jakąś ideę zmiany świata. W herezji nie jest niebezpieczne to, że Boga rozumie się w jakiś inny sposób; jej niebezpieczeństwo właściwie nie ma nic wspólnego z teologią. Chodzi raczej o to, że zmiana postrzegania porządku religijnego jest jednocześnie zakwestionowaniem całego ludzkiego porządku, podważaniem oczywistości obowiązujących praw, dlatego tak często prowadzi do rebelii. Herezja frankistowska była głęboko umiejscowiona w tradycji żydowskiego gnostycyzmu, lecz nieobce były jej także elementy chrześcijańskie. Gnoza jest starsza niż chrześcijaństwo i być może wykracza także poza judaizm. To specyficzny stan religijnego umysłu, który z gruntu podważa dobre samopoczucie człowieka w świecie, ukazuje świat, jako wrogi i nieludzki lub - w najlepszym przypadku - obojętny. Gnostycyzm to mocny, mroczny akord, który towarzyszy w dziejach jasnym i pogodnym trelom oficjalnych religii, w których Bóg jest dobry i wynagradza dobre uczynki. Umysł heterodoksyjny to umysł niespokojny i poszukujący, przypominający umysł neurotyka.

            Olga Tokarczuk napisała „rasową” powieść historyczną, zacierając granice między historycznymi źródłami: listami, dokumentami, pamiętnikami a zmyśleniem. W tym wielogłosowym montażu ucieleśnione zostają większe i mniejsze postaci historyczne epoki - biskupi upatrujący w konwersji Jakuba Franka polityczny interes, potężna protektorka Franka Katarzyna Kossakowska, jej krewny, sturczony szlachcic i późniejszy sekretarz króla Stanisława Antoni Moliwda, konfesyjna poetka Elżbieta Drużbacka czy autor pierwszej polskiej encyklopedii ksiądz Benedykt Chmielowski. Uprzywilejowaną pozycję w tym narracyjnym wielogłosie mają przyboczny Franka Nachman z Buska, którego zabarwiona homoerotycznie miłość do przywódcy owocuje pełną empatii perspektywą, oraz Jenta, babka Franka, która za sprawą tajemniczego amuletu nie umiera do końca i patrzy z góry na ludzkie sprawy, a zarazem dostarcza przejmującego holocaustowego epilogu całej historii.  

            Tokarczuk pokazuje Kresy Rzeczpospolitej zupełnie z innej strony niż kiedyś przedstawił je Sienkiewicz, u którego wszyscy bohaterowie mówią po polsku, u Tokarczuk jest scena, gdy jedna z bohaterek zjawia się na targu rohatyńskim, szuka pomocy, próbuje kogoś zapytać i widzi, że nie jest rozumiana. Krzyczy wtedy z taką wściekłością: „Czy ktoś tu mówi po polsku”? Niby to jedno królestwo, ta sama Rzeczypospolita, ale tutaj na Podolu jakaś zupełnie inna niż w Wielkopolsce. Tu dziko, twarze obce, egzotyczne, ubiory komiczne, jakieś strzępiące się sukmany, jakieś czapy futrzane i turbany, bose stopy. Obraz baroku, który wyłania się z „Ksiąg Jakubowych”, jest barwny i niepokojący. Inaczej niż u opowiadającego o tych samych czasach Sienkiewicza nie ma żadnego narodu polskiego, lecz jedynie prowadzący swe wielkie gry arystokraci i biskupi. Lud żyje w niewolniczym upodleniu a antysemityzm prowadzi do pogromów. Jasna Góra kilka lat po zakończeniu akcji „Potopu” staje się na skutek uwięzienia tu Franka sercem herezji, a słynna ikona Matki Boskiej nagle okazuje się kabalistycznym symbolem. Biskup Sołtyk - nałogowy karciarz, któremu narastają długi, wzywa Boga, żeby go uchronił przed skandalem. Domaga się współdziałania, wszak on i Bóg walczą w jednej drużynie. Zastawił insygnia biskupie, by spłacić długi u Żydów żytomierskich. Biskup, jako że gotówki z kart nie odzyskał, miał zamiar te insygnia w jakiś sposób odebrać. Dlatego był gotów zrobić wszystko, by insygnia znowu wróciły do domu biskupiego. Albo naśle na nich zbrojnych albo oskarży ich o „mord rytualny”. Polska tamtego okresu to kraj, gdzie wolność religijna i nienawiść religijna w równym się stopniu spotykały. Z jednej strony Żydzi mogli tu praktykować swoją religię jak chcieli, mieli swoje swobody i własne sądownictwo. Z drugiej zaś nienawiść do nich była tak wielka, że samo słowo „Żyd” było w poniewierce i dobrzy chrześcijanie używali go, jako przekleństwa.

            Największym osiągnięcie Olgi Tokarczuk polega na tym, że inaczej niż Sienkiewicz opisała Historię, którą tworzą małe wydarzenia, pojedyncze ludzkie czasy, ludzkie ciała, ich przemijanie, ich choroby, ich miłości. Historię tworzy życie codzienne, przedmioty, czynności, o których już niewiele wiemy, bo ta wielka Historia tego po prostu nie zapisuje. Ale to jest przecież istotą życia. W swojej powieści autorka porusza właściwie wszelkie możliwe kwestie społeczne: klasową, kobiecą, homoseksualności, oczywiście antysemityzmu… Ale pojawia też antykoncepcja, wegetarianizm, niskie czytelnictwo w Polsce, fatalne drogi, a nawet – uwaga! – kwestia plagiatu. Trudno by było pominąć w tej opowieści kwestię niewolnictwa chłopów, pańszczyzna była tak wszechobecna, że wydawała się naturalna i przyrodzona.

            W całej książce, rozwija się mroczna refleksja: świat jest zły, nieprzewidywalny, człowiek jest weń wrzucony. Bóg jest albo idiotą albo jakimś złym demiurgiem, który bawi się światem. Z tej przestrzeni Bóg zniknął. Słowo „znikać” pochodzi od rdzenia „elem”, a miejsce zniknięcia nazywa się „olam”- świat. Więc nawet w nazwie świata mieści się historia zniknięcia Boga.  Świat mógł powstać tylko, dlatego, że Bóg go opuścił. Świat jest jego brakiem. „Księgi Jakubowe” to nie tylko powieść o przeszłości. Można ją czytać również jako refleksyjne, momentami mistyczne dzieło o samej historii, jej zakrętach i trybach, które decydują o losach całych narodów. To właśnie w połowie XVIII wieku, u progu Oświecenia i przed rozbiorami, wybitna pisarka poszukuje odpowiedzi na pytania o dzisiejszy kształt naszej części Europy. Można pokusić się o stwierdzenie, że człowiek jest jedynie wypadkową warunków, w których przyszło mu żyć, że scena historii znajduje się w systemach społecznych, które wiążą nas wszystkich i które znajdują się w „królestwie konieczności”. Jesteśmy aktorami na scenie historii, marionetkami poruszanymi przez nitki determinizmu historycznego.

           







[1] Adamici, miała to być sekta, powstała w II w. na łonie gnostycyzmu, ale jej oddzielne istnienie nie jest dostatecznie udowodnione. Jako założyciela tej sekty wymieniają Prodikusa, syna Karpokratesa, w r. 120, i że ich nazwa pochodziła od pierwszego ojca rodu ludzkiego dla tego, że słuchali oni nabożeństwa nago, a wedle innych dla tego, że Adama czcili, jako jednego z eonów (ob. Eon). Najstraszniejsza rozpusta była u nich uprawniona.