01 lipca 2018

Dzieci Apokalipsy


„Dzieci Apokalipsy”


Indra Sinha




Autor/ (ur. 1950) – piszący w języku angielskim pisarz pochodzenia indyjsko-brytyjskiego (ojciec indyjski oficer marynarki wojennej, matka angielska pisarka). Urodził w 1950 roku w Mumbaju, w stanie Maharasztra (Indie). Studiował hindi i sanskryt w Mayo College w Adźmerze (Radżastan), literaturę angielską w Oakham School (Rutland) i Pembroke College (Cambridge) w Anglii. Tłumacz z sanskrytu (przełożył m.in. na angielski „Kamasutrę). Autor książek o tantrze. Za „Animal's People” w 2007 roku nominowany do Nagrody Bookera i uhonorowany Nagrodą Commonwealth.

Tłumaczenie/ Ewa Horodyńska

Tematyka/ Narrator oprowadza nas i zapoznaje z obywatelami Khaufpuru - małego miasteczka w Indiach, którego mieszkańcy zostali dotknięci katastrofą, jaką był wybuch gazów trujących w wybudowanych w sąsiedztwie zakładach chemicznych. Poznamy szaloną zakonnicę, która - utraciwszy znajomość wszystkich języków poza językiem dzieciństwa - zdobywa umiejętność widzenia aniołów i zwiastuje zbliżającą się apokalipsę. Natkniemy się też na nadobną dziewicę o dzielnym sercu, która, jak wierna Sita, wspiera swego ukochanego Ramę-Zafara – bohatera gotowego oddać życie w obronie pokrzywdzonych – oraz jej ojca, artystę i mędrca wierzącego w triumf dobra i sprawiedliwości. Znajdziemy tu też paskudnego demona Rawanę, czyli „Kampani” – firmę odpowiedzialną za środowiskową katastrofę, i jego miłosierną żonę Mandodari - altruistyczną amerykańską lekarkę, która próbuje złagodzić cierpienia mieszkańców Khaufpuru. I samego „Zwierzaka” – wiernego Hanumana (boga-małpę) wspierającego swego pana, Ramę-Zafara w dążeniu do celu. No… może nie tak zupełnie, trudno wszak za wspieranie uznać podtruwanie Zafara tabletkami obniżającymi potencję. Cóż… nie jest to opowieść rozdzierająco ckliwa, bo i jej bohater nie roztkliwia się nad sobą ani nie pozwala na to innym. I mimo że chwilami czytelnikowi łza się w oku kręci, całość skrzy się humorem, choć zjadliwym i mrocznym. Tragikomedia w dwudziestu trzech aktach, bo na tyle rozdziałów odpowiadających nagranym taśmom podzielona jest książka.

Główny motyw/ Książka opowiada losy chłopca, który sam o sobie mówi, iż jest „Zwierzęciem” a nie człowiekiem. W nieszczęsną noc stracił rodziców a jego kręgosłup wygiął się tak mocno, że teraz porusza się na czterech łapach, z tyłkiem w górze i twarzą przy ziemi, jak zwierzę. Żyje w skrajnych warunkach razem z obłąkaną francuską zakonnicą, która traktuje go jak syna, Ma Franci, oraz psiakiem Jarą. Losy chłopaka odmieniają się, kiedy zakochuje się w Nishy, dostaje pracę u Zafara oraz poznaje doktor Elli Barber, „Amrikankę” jak to mówi.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Czy to uprzejmie przypominać ślepcowi, że kiedyś widział?”.
„Taki już jest ten świat, że jeśli jakieś stworzenie znajduje spokój, okazuje się on tylko chwilowym odpoczynkiem przed jeszcze gorszą udręką”.
„Ludzie widzą stronę zewnętrzną, ale prawdziwe rzeczy dzieją się wewnątrz, gdzie nikt nie zagląda”.
„Naprawdę myślę, że właśnie po to ludzie mają twarze- żeby ukryć swoje dusze”.
„(…) pewne sytuacje kierują się logiką, z którą trudno dyskutować”.
„A święci i aniołowie nie czują pożądania, dlatego wiem, że do nich nie należę”.
„W naszym życiu szczęśliwy traw jest rzadkością (…)”.
„Muzykę nie zawsze tworzy się za pomocą strun, smyczków i piszczałek, mogą ją także tworzyć krople deszczu albo szum wiatru rozcięty brzegiem liścia”.
„Wszechświat z wszystkimi swoimi gwiazdami i galaktykami jest jak główka szpilki w porównaniu z przestrzenią wewnątrz umysłu”.
„Co tam nogi, co tam seks, nieporównywalnie słodsza jest miłość”.
„Ludzie, którzy nie posiadają niczego, nie mają też nic do stracenia (…)”.
„(…) największa rozkosz życia jest dostępna za darmo i dla bogatych, i dla biednych”.
„Sprawić, że ktoś poczuje się źle z powodu czegoś, co nie jest jego winą i na co może gówno poradzić, to już okrucieństwo”.
„W sprawiedliwym społeczeństwie osoba pozostaje niewinna, dopóki nie udowodni się jej winy”.
„Czy truciznę uważa się za nieszkodliwą, dopóki nie zabije?”.
„Zrozumienie wymaga udziału dwóch stron. Jest zazwyczaj wynikiem czegoś, co nazywamy rozmową, a do tego potrzeba dwojga”.
„Sama myśl o życiu bez nadziei jest przerażająca”.
„>Świat składa się z obietnic<. Dobrze mówić takie rzeczy, ale szlachetne idee nie uśmierzają bólu”.
„Gdyby religie mówiły prawdę, nie byłoby ich aż tyle na świecie, wystarczałaby tylko jedna dla wszystkich”.
„Gdzie tu znaleźć miejsce dla Boga?”.
„Niewiele czerpie się z życia przyjemności”.
„Od radości wiedzie prosta droga do rozpaczy”.
„Co to za świat, na którym musisz pytać o radę obłąkanych?”.
„Karę śmierci można dostać tylko raz niezależnie od tego, ile zbrodni się popełni”.
„Nie można naprawić krzywd wyrządzonych przez innych”.
„W tym kraju przyzwoici ludzie nie angażują się w politykę”.
„Z nicnieposiadania płynie siła, ponieważ nie masz nic do stracenia”.
„Jest coś bardzo okrutnego w oczach, które nie widzą, lecz mogą wylewać łzy”.
„Tak szybko zmienia się świat”.
„(…) sprawiedliwość symboliczna nie jest tym samym co rzeczywista (…)”.



                     Książka „Dzieci Apokalipsy”, nominowana w 2007 roku do prestiżowej nagrody „Man Booker Prize”, jest drugą powieścią Indry Sinha. Fabuła rozgrywa się w Indiach, w wymyślonym, mieście Kaufpur, znanym też, jako „Miasto Strachu”, gdzie 20 lat wcześniej doszło do wycieku chemicznego z amerykańskiej fabryki. Rezultatem tej katastrofy było zatrucie wody, śmierć tysięcy ludzi i trwałe kalectwo wielu osób. Podobieństwo tych wydarzeń w Bhopalu z 1984 roku jest tu zamierzone-autor jest jedną z osób stojących na czele kampanii na rzecz ofiar tej tragedii. Już w pierwszym zdaniu powieści- „Byłem kiedyś człowiekiem” – główny bohater podkreśla, że nie posiada już cech ludzkich, ale jest tylko swego rodzaju „zwierzęciem”. Nazywany tak od czasu, gdy katastrofa chemiczna uszkodziła mu kręgosłup do tego stopnia, że musi chodzić na czworakach. „Człowiek-Zwierzę” przyjął i zaakceptował tę obraźliwą nazwę, jako esencję siebie, by wyrazić swą odmienność od otaczających go osób, a także by podkreślić rozgoryczenie i usprawiedliwić swe nienormalne zachowanie. „Zwierzę” nie chce zaakceptować swego człowieczeństwa, choć wciąż jest osobą inteligentną, elokwentną, zabawną i troskliwą, a także otaczaną opieką ze strony wszystkich wokół niego- od starej, szalonej francuskiej zakonnicy Ma Franci, do rywala w sprawach uczuciowych, Zafara. Udaje zwierzę, żeby uniknąć odpowiedzialności wiążącej się z faktem bycia istotą ludzką. Cała ta gorycz osadzała się w jego mózgu. Żeby ktoś go zaakceptował, jako człowieka, musi się zachowywać jak człowiek.  Raz Nisha dziewczyna, w której podkochiwał się „Zwierzę” pożyczyła z biblioteki wielką księgę zwierząt i mu pokazała. Były w niej zdjęcia wszystkich stworzeń występujących w Indiach, niedźwiedzi i małp, wilków, rozmaitych jeleni, nosorożców, tygrysów, lwów, bawołów. Była kobra, pyton, jaszczurka pijąca krew, dudek, rybołów, kania i wrona, gawal, ryba mahseer, hiena i szakal, na żadnej z setek stron i na żadnym z setek zdjęć nie było takiego zwierzaka jak on.

                   Mówili, że był kiedyś człowiekiem. Sam tego nie pamiętał, ale ludzie, którzy znali go od dzieciństwa, mówili, że chodził jak człowiek, na dwóch nogach. „Taki byłeś słodki, niesforny aniołek. Stawałeś na palcach, Zwierzaku, synku mój, i szarpałeś w kredensie za jedzeniem”- mniej więcej tak mówili. Tyle że przeważnie nie było nic do jedzenia, no i w rzeczywistości to nie ludzie tak mówili, tylko zakonnica Ma Franci, i nawet nie tymi słowami. Ale tak naprawdę nie był jej synem ani żadnym aniołem, choć istotnie, Ma znała go od urodzenia, czyli prawie od dwudziestu lat. Większość ludzi z tej okolicy nie zna swojego wieku, a on znał, bo urodził się kilka dni przed tamta nocą, której nikt w Khaufpurze nie chce pamiętać, lecz nikt też nie potrafi jej zapomnieć. Chodził kiedyś wyprostowany. Tak twierdziła Ma Franci, czemu miałaby kłamać? Ale nie było to dla niego żadną pociechą. „Czy to uprzejmie przypominać ślepcowi, że kiedyś widział?”. Ileż to razy powtarzał Ma Franci, że nie chce już być człowiekiem. Ale i tak nigdy nie docierało to do niej. A może po prostu mu nie wierzyła, co można było zrozumieć, biorąc pod uwagę, że jego widok- sam unikał luster- był powiedzmy przerażający.

                  Urodzony w 1950 roku Indry Sinha jest synem indyjskiego oficera marynarki i angielskiej pisarki, która tworzyła pod pseudonimem Rani Sinha. Powieść „Dzieci Apokalipsy” jest wynikiem wieloletniego zaangażowania Sinhy w kampanię na rzecz ofiar tragedii w Bhopalu. To położone w centralnych Indiach miasto często przyrównuje się do Czarnobyla, a nawet do Hiroszimy ze względu na rozmiar katastrofy, jaka się w nim rozegrała. W nocy z 2 na 3 grudnia 1984 roku w wyniku awarii w znajdującej się w mieście fabryce amerykańskiej firmy Union Carbide produkującej pestycydy doszło do uwolnienia do atmosfery 40 ton izocyjanku metanu. Według oficjalnych danych gaz zabił na miejscu około cztery tysiące osób, a kolejne dwadzieścia tysięcy poniosło śmierć niedługo po katastrofie. Wielu z tych, którzy przeżyli, cierpi dziś na liczne schorzenia i powikłania, z którymi najczęstszymi przypadłościami są poronienia, utrata wzroku i problemy psychiczne. Mieszkańcy miasta nadal oczekują rekompensaty i oczyszczenia skażonego terenu przy fabryce, w której pozostawiono chemikalia, narażając na zatrucie wodę i całe otoczenie.

                 Opowieść o „Zwierzaku” musi się zacząć od tamtej nocy. Zupełnie nic nie pamiętał z tamtych wydarzeń, choć już był na świecie. Ale, tak czy inaczej, jego opowieść musi rozpocząć się od tamtej katastrofy, zwanej przez mieszkańców- Apokalipsą. Kiedy zdarza się coś tak tragicznego jak tamta noc, czas dzieli się na przedtem i potem, a czas przedtem zostaje rozbity na sny rozpływające się w mroku. Cały świat słyszał o Khaufpurze, nikt jednak nie wie, jak tu było przed tamtą nocą.  Tamtej nocy znaleziono go w bramie, kilkudniowe niemowlę owinięte chustą. Czyim był dzieckiem? Nikt nie wiedział. Matka, ojciec, sąsiedzi, wszyscy na pewno nie żyli, bo ani jedna żywa dusza nie zgłosiła się po niego. Kaszlał, toczył pianę z ust i prawie oślepł. W miejscach, w których jego oczy odgradzały się od palących oparów, widniały białe szczeliny odbite na gałkach ocznych. Zaniesiono go do szpitala. Czy był hinduistą, czy muzułmaninem? Jakie to miało znaczenie, jeśli nie spodziewano się, że żyje? Przeżył, więc został obrzezany: dla muzułmanina było to niezbędne, hinduiście nie robiło żadnej różnicy. Później przekazano go zakonnicom. Wychował się w sierocińcu. Sam nie wiedział, jaką religię powinien wyznawać. Może dwie? Może żadnej? A może tak jak chrześcijanie nieprzyjaciołom nadstawiać drugi policzek? Jednak on nie przebaczał. Nie był muzułmaninem, nie był hinduistą ani katolikiem, był „zwierzęciem”. Skłamałby, gdyby twierdził, że religia cokolwiek dla niego znaczy. Gdzie był ten „cholerny” Bóg, kiedy go potrzebowali?

                 Miał sześć lat, kiedy zaczęły się bóle i pieczenie w karku i ramionach. Nic więcej z tamtego czasu nie pamiętał, jego pierwszym wspomnieniem był ogień. Ogień palił tak mocno, że nie mógł unieść głowy. Po prostu nie mógł jej dźwigać. Ból chwytał go za kark i przyciągał do ziemi. Musiał wpatrywać się we własne stopy, podczas gdy „diabeł” dosiadał jego grzbietu i szarpał go rozpalonymi do czerwoności „obcęgami”. Palący ból w mięśniach przemieniał się w gorączkę, a gdy robiło się bardzo źle, zabierano go do szpitala i tam dostawał zastrzyki. Jego plecy zaczęły się pomału wykrzywiać. Nic nie dało się zrobić. To była męczarnia. Wcześniej biegał i skakał z innymi dziećmi, teraz nie potrafił nawet stanąć prosto.  Ból przyginał go do dołu, coraz niżej i niżej, w kabłąk. Kiedy wreszcie „palenisko” w jego krzyżu zgasło, kości były już skręcone niczym serpentyny, a najwyższym punktem stał się jego tyłek. Poprzez rozkwitające pąki bólu widział starą kobietę klęczącą przy jego łóżku, ocierającą mu czoło i mamroczącą jakieś obce słowa przy jego uchu. Miała skórę pomarszczoną jak wyschnięta morela i tak bladą, że prawie przezroczystą. Wyglądała jak matka samego czasu. To była zakonnica Ma Franci. Znała go wcześniej, ale takie było jego pierwsze wspomnienie o niej. Zakonnica Ma gładziła go po twarzy i pocieszała słowami, których nie rozumiał. Łzy spływały po jej policzkach. Po jego również. Ten gorączkowy sen zatarł się w końcu i przemienił w jego nowe życie. „Zwierzak” został wychowany przez Ma Franci- „Francuską Mateczkę”. Kobieta, która zajęła się kalekim chłopcem i zawsze traktowała go jak własnego syna, również była ofiarą katastrofy. Władająca wcześniej biegle zarówno w hindi, jak i angielskim Ma Franci utraciła zdolność komunikowania się w innym języku niż ojczysty. Jedyną osobą, która potrafiła porozumieć się z misjonarką, jest mówiący po francusku „Zwierzak”, a staruszka żywi głębokie przekonanie, że w wyniku tragedii mowa pozostałych mieszkańców miasta nagle przerodziła się w zwierzęcy bełkot. O ile, więc poruszający się na czterech kończynach bohater pozostaje bardziej zwierzęcym niż człowiekiem dla większości mieszkańców miasta, dla Ma Franci to on jest jej jedynym ludzkim łącznikiem z resztą khaufpurczyków, których kobieta często przyrównuje do zwierząt.

                 Nauczył się chodzić na rękach, jego nogi osłabły. Miał silne ramiona i dłonie, mocną klatkę piersiową. Górna połowa jego ciała wyglądała jak u kulturysty. Chodził, a także biegał, przerzucając ciężar ciała z jednej ręki na drugą i podciągając nogi ruchami przypominającymi podskoki. Długo trwało, zanim opanował taki sposób poruszania się, kilka miesięcy, może rok. Kiedy już potrafił biegać, uciekał, ponieważ zaczęło się dokuczanie. Zaczęto nazywać go „zwierzakiem”, ponieważ, kiedy się wściekał wszystkich gryzł. Gdy żył na ulicy, nienawidził patrzeć na parzące się psy. Jego koledzy wołali wtedy: „Hej, Zwierzaku, czy tak to robisz?!”. Wpadał w złość i walczył. Szybko nauczył się dbać o siebie, stawiać się na pierwszym miejscu, przed wszystkimi i wszystkim.

                            
         Autor poświęca wiele miejsca zwierzęcości bohatera, a sam oryginalny tytuł utworu, „Animal’s People”, pozwala czytelnikowi domyślić się, że to właśnie problem zezwierzęcenia jest w powieści zagadnieniem nadrzędnym. Zwierzętami, nie tylko w opinii zakonnicy Ma Franci, są mieszkańcy dotkniętej katastrofą Khaufpuru, zaszczuci przez przedsiębiorstwo, które wybudowało w mieście śmiercionośną fabrykę. Ludzie ci, mimo walki podejmowanej przez grupę Zafara, nie potrafią uwierzyć w niespodziewaną odmianę losu i w to, że sprawiedliwość kiedyś zatriumfuje. Khaufpurczycy nie wierzą też w dobre intencje przybyłej do nich lekarki, ponieważ- podobnie jak właściciel fabryki- jest ona Amerykanką. Wolą umierać w męczarniach niż zwrócić się do niej o pomoc po tym, jak obcy przybysze raz zawiedli ich zaufanie. Ogarnięta bezlitością Elli również nazywa khaufpurczyków zwierzętami, gdy podczas wędrówki przez miejskie zaułki i kolejnej z uporczywie podejmowanych prób namawiania chorych do wizyty w swojej klinice spotyka się jedynie z wrogością i oporem. Mieszkańcy miasta są jednak nie tylko bezrozumni i zaszczuci, potrafią też być okrutni i poza grupą aktywistów pozostających pod przewodnictwem Zafara wydają się niezdolni do zjednoczenia się przeciwko złu i wspólnego działania.

                   Po katastrofie do Khaufpuru przybyły różne osoby, które poruszone tragedią mieszkańców pragną pomóc khaufpurczykom, choć każda z nich działa na zupełnie innej płaszczyźnie i kieruje się nieco odmiennymi pobudkami. Najbardziej krytykowani z nich – dziennikarze, są głodni sensacji i pragną przede wszystkim stworzyć kolejny, chwytający za serce reportaż o biedzie i trudnych warunkach panujących w indyjskich slumsach. Reprezentująca drugą grupę pomocnych wolontariuszy amerykańska lekarka Elli Barber bierze przykład z lekarzy pracujących w Afryce i przybywa do Khaufpuru z misją niesienia pomocy chorym, których nie stać na leki, a stara francuska zakonnica jest przedstawicielką misjonarzy, których pomoc opiera się na jeszcze innych zasadach i inne przyświecają jej przesłanki.

                      W Khaufpurze działa też grupa walczących o sprawiedliwość mieszkańców, której przewodzi Zafar. Batalie grupy łatwo można przyrównać do walki, jaką mieszkańcy Indii podjęli już wcześniej, z inną potężną instytucją- Kompanią Wschodnioindyjską. Postać Zafara stanowi syntezę wielkich indyjskich reformatorów i bojowników o wolność, ale jego niechęć do przemocy i głodówka podjęta w kulminującym momencie powieści są wyraźnym nawiązaniem do walki, jaką z rządem brytyjskim toczył Mahatma Gandhi. Zafara staje się symbolem walczących Indii, które niejednokrotnie stosowały ten środek w zmaganiach z wrogiem.

                   Bohater książki „Dzieci Apokalipsy” o imieniu „Zwierzak” otrzymuje zbiór kaset i dyktafon od zagranicznego dziennikarza, ale zwleka z nagraniem dwa lata i dopiero kolejna tragedia związana przede wszystkim ze śmiercią Aliyi, zaprzyjaźnionej dziewczynki z sąsiedztwa, i następującym bezpośrednio po tym wydarzeniu pożarze w fabryce zmusza go do gruntowego przemyślenia własnej historii i przekazania jej dalej. Główny bohater i zarazem narrator kieruje swoją opowieść do zachodniego czytelnika, uosobionego przez nieznanego dziennikarza. Traktuje go zresztą bardziej jak widza niż słuchacza, mimo że nagrywa swoją opowieść, i nawet nazywa go „Oczami”. Jest to uzasadnione, bo ostateczny odbiorca będzie czytał, ale być może jest to także krytyka powszechnego, dość powierzchownego sposobu, w jaki zachodni przybysze poznają Indie. „Zwierzak” jest idealną z ofiar tragedii. Jak wcześniej już wspomniałem urodził się, jako normalne dziecko, ale już w dzieciństwie pojawiła się u niego poważna deformacja kręgosłupa, w wyniku, której nie potrafi poruszać się w pozycji wyprostowanej. Kalectwu zawdzięcza okrutne przezwisko, nadane mu w dzieciństwie przez towarzyszy zabaw, i traktuje je jak imię.

                   Bohater powieści, mimo że bardziej czuje się zwierzęciem niż człowiekiem, doskonale zdaje sobie sprawę z własnego wyobcowania i z tego, że tak naprawdę nie pasuje do żadnego z obydwu światów. Kiedy „Zwierzak” ogląda z Nishą album ze zwierzętami, uświadamia sobie, że jest jedynym przedstawicielem „własnego gatunku”. Później podczas święta Holi, święta wiosny, kolorów i równości, odwiedza dom publiczny i skarży się jednej z prostytutek, że nigdy nie znajdzie partnerki tego samego gatunku. Zwierzak ma szansę spełnić swoje największe marzenie i wyzdrowieć po skomplikowanej operacji, jaką obiecuje mu umożliwić lekarka Elli. Wyprostowaną sylwetkę będzie musiał odkupić poruszaniem się o kulach albo na wózku. Bohater rezygnuje z tej szansy i postanawia pozostać kaleką, który być może nie jest w stanie stanąć prosto, ale za to może wcisnąć się w zaułek, choćby najciaśniejszej uliczki w slumsach i wspinać się na najwyższe drzewa, czego kule, a tym bardziej wózek by go pozbawiły.

                   Poza samą bhopalską katastrofą inspiracją dla Sinhy stały się losy Sunila Kumara, młodego bhopalczyka poznanego podczas jednej z kampanii na rzecz ofiar tragedii. Trujący gaz zabił chłopcu całą rodzinę, a on sam w niedługim czasie, podobnie jak wielu mieszkańców skażonych terenów, zaczął cierpieć z powodu schizofrenii. Indra Sinha przeprowadził z Sunilem kilka wywiadów, które rejestrował na kasetach. Kiedy po jakimś czasie odtwarzał jeden z nich, składający się w znacznej części z głośnego, histerycznego śmiechu, uznał, że historia bhopalskiej katastrofy powinna zostać opowiedziana.

                   Książka wykorzystuje dziwaczną mieszankę wyrazów w hindi, francuskim i „shinduszczonym” angielskim, którymi posługuje się „Zwierzak” np.: „kampanii” (tj. firma), „jarnalis” (tj. dziennikarz) czy „jamisponding” (tj. „szpiegowanie w stylu Bonda”), by stworzyć bajecznie wielowymiarową wizję mrocznego świata zasiedlonego przez nieszczęsnych ludzi- „ludzi-zwierząt”. Jest to opowieść o tym, jak niemający nic walczą z tymi, którzy mają wszystko. Pisarz wplata w tę mistrzowską opowieść prowokujące pytania, których tematyka rozciąga się na podstawowe pytania o człowieczeństwo i naturę Boga.