25 lutego 2018

Nauczyciel pożądania


„Nauczyciel pożądania”


Philip Roth



Autor/ (ur. 19 marca 1933 w Newark) – amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia, od wielu lat wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury.

Tłumaczenie/ Jacek Spólny

Tematyka/ Męski świat jest seksualny do bólu i do rozkoszy. Zaludniające go istoty bywają z tego powodu neurotyczne, despotyczne, cyniczne. Rozkosz (często tożsama z seksem) aspiruje do miana metanarracji, której bohater nieustannie poszukuje (pożąda?) w kolejnych łóżkach. Nie mają mocy spajającej ani wiara, ani nadzieja, ani miłość.

Główny motyw/ David Kepesh, inteligentny i uczuciowy student college`u stara się podążać szlakiem ku rozkoszy przez świat zmysłowych pokus, tytułując się największym rozpustnikiem wśród studentów i najwybitniejszym umysłem wśród rozpustników. Bohater nawet nie podejrzewa, jak prorocze i przeklęte stanie się dla niego w przyszłości to życiowe motto. Razem z Kepeshem przebywamy daleką drogę od beztroskiej swobody erotycznej młodości, przez skomplikowane relacje małżeńskiego trójkąta w Londynie, do bolesnej samotności Nowego Jorku.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Nie chcę- z niemożności, którą wynoszę do rangi zasady- opierać się temu, co nieodparte, chociaż osobom postronnym źródło fascynacji wydawałby się złudne albo przewrotne, dziecinne albo perwersyjne”.
„W ten sposób wyszukuję dziewczęta, które w innych okolicznościach wydawałoby mi się przeciętne, głupie lub nudne, lecz żyję w przekonaniu, że pod tą nudą coś się kryje, a mojego pożądania nie można bagatelizować ani nim pogardzać”.
„Namiętność to niewyczerpane szaleństwo, przy tym niezwykle odświeżające siły”.
„Świat jest ogromny, wystarczy na nim miejsca, żeby każdy robił, co lubi”.
„Rodzimy się winni, przeżywamy straszne rozczarowanie, nim zdobędziemy wiedzę, potem boimy się śmierci- a dla złagodzenia bólu dane jest nam tylko cząstkowe szczęście”.
„(…) nic nie zmieni ilość biżuterii, jaką kucharka uzbierała przez lata od żonatych milionerów, którzy preferują podlotki”.
„(…) czytanie to opium dla klas wykształconych”.

   

               Na początku należy wyjaśnić, że seksualność to bardzo kontrowersyjny a zarazem intrygujący temat. Z biegiem czasu coraz bardziej przełamywano bariery wstydu, więc seksualność stawała się obiektem zainteresowań wielu ludzi, w szczególności psychologów, lekarzy, psychiatrów a także pisarzy. Człowiekiem, który wręcz „obsesyjnie” sprowadzał wszystko do tej tematyki i jako pierwszy pisał o niej bez skrępowania był Zygmunt Freud. Freud twierdził, że główną siłą napędową w życiu człowieka jest libido, czyli popęd seksualny. Popęd ten budzi się bardzo wcześnie i jest zaspokajany kolejno za pomocą różnych stref erogennych naszego ciała. Według Freuda libido odgrywa szczególną rolę w życiu człowieka, w jego rozwoju i dojrzewaniu, szczególnie w dojrzewaniu seksualnym, a tym samym dojrzewaniu do miłości erotycznej. W centrum stoi tu miłość płciowa, której celem jest stosunek seksualny. Libido pojawia się już w dzieciństwie i ulega w ciągu życia różnym przemianom.

              Istnieje jeszcze miłość, która obok seksu dla Ericha Fromma „ jest sztuką, tak samo jak sztuką jest życie”. Jest to sztuka, której można się nauczyć. Nauka nie jest łatwa, ale jednak możliwa. W miłości konieczne jest zdyscyplinowanie, koncentracja, cierpliwość, pełne zaangażowanie. Przy tym należy wyzbyć się narcyzmu oraz należy być pokornym. Zdobycie natomiast obiektywizmu i rozumowego poglądu na świat oznacza, iż przebyliśmy połowę drogi do opanowania sztuki miłości. Ważna jest wiara we własną miłość, zdolność budzenia miłości u innych i jej trwałość. Wiara wymaga odwagi, gotowości na ryzyko, ból czy rozczarowanie.

                 Philip Roth porusza w swoich książkach najważniejsze kwestie zajmujące współczesnego człowieka: pisze o małżeństwie, seksie, miłości, polityce, religii. Zresztą część tych spraw była długo wyłączona z literatury amerykańskiej. Roth pochodzi z dobrego żydowskiego domu z Newark w stanie New Jersey. Z rodziny zadowolonej z tego, że wyrwała się z Europy Wschodniej. – „Nie pamiętamy już, skąd przyjechaliśmy” – mawiała jego babka. Rodzice Rotha chcieli powoli dorabiać się i asymilować z resztą społeczeństwa. On sam myślał nawet o karierze prawnika, ale później wybrał studia literackie. Coś go jednak w tym ułożonym, nieortodoksyjnym żydostwie drażniło. Był 26-letnim początkującym wykładowcą na uniwersytecie w Chicago, gdy w 1959 roku w „The New Yorker” opublikował opowiadanie „Defender of the Faith” („Obrońca wiary”). Opowiadanie opublikowane w poczytnym tygodniku wywołało burzę. Amerykańscy Żydzi nie potrzebowali, by jakiś młody żydowski pisarz tworzył postać, która utrwala negatywne stereotypy o nich. Rotha uznano za zdrajcę, nienawidzącego własnej tożsamości Żyda. Osobę, którą trzeba w najlepszym razie uciszyć. Do redakcji przyszły dziesiątki listów z protestami. Roth, który ze swej żydowskości uczynił jeden z wiodących tematów prozy, już od początku kariery, od debiutanckiego zbioru opowiadań "Goodbye Columbus", oskarżany był przez ortodoksów o nienawiść do Żydów, choć sam urodził się w tradycyjnej żydowskiej rodzinie pochodzącej z Galicji. Roth chodził nawet do jesziwy, choć ujawnił później, że okrutnie go ona męczyła i zdecydowanie wolał grać w baseball. Przyznawał też, że w dzieciństwie nie zetknął się z antysemityzmem, którego widmo wciąż dręczyło jego dziadków i rodziców. Drugim z wielkich tematów Rotha jest seks czy też, szerzej, relacje damsko-męskie w całym ich skomplikowaniu. Od tego czasu oprócz łatki żydowskiego antysemity zyskał Roth po takich książkach jak „Kompleks Portnoya" i „Nauczyciel pożądania” przydomek "chodzącego penisa", nawet u tych, którym książki się podobały.

                       Przez wieki Żydzi byli oskarżani o zbytnie interesownie się seksem, Freud był atakowany za nadmierny seksualizm w swojej pracy nad psychoanalizą. Naziści oskarżali Żydów o tak zwaną „wybujałą seksualność”, co źle wpływało na naród niemiecki, tak samo żydowscy pisarze byli i są „atakowani” za nadmierną tematyką seksu w swoich książkach. Czy Żydzi mają jakiś problem seksualny? Nie raczej nie, przecież każdy człowiek na świecie jest taki sam. Może oni potrafią bez lęków o tych sprawach myśleć i rozmawiać? Przecież w samej Biblii „kipi” seksualnością; Adam i Ewa byli w Raju nadzy, Lot i jego córki, Sodoma i Gomora, Batszeba żona Uriasza, król Salomon i jego harem, „Pieśni nad pieśniami”, Naomi i Ruth. To właśnie w Biblii istnieją najbardziej zagadkowe opowieści o seksie. W hebrajskiej Biblii poligamia jest normą. Abraham płodzi dzieci z Sarą i niewolnicą Hagar. Jakub żeni się z Rachelą i z jej siostrą Leą, a także z ich niewolnicami Bilhą i Zilpą. Żony są w istocie własnością mężów, a córki własnością ojców. Ojciec chroni dziewictwo córki, ale ta na jego życzenie w dowolnej chwili może je utracić. I tak Lot oferuje dziewictwo swoich dwóch córek rozjuszonemu motłochowi, który oblega jego dom w Sodomie. Sam seks w Biblii bywa ukryty, ale można go znaleźć na każdej stronie, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać. Pełne zrozumienie nauczania na temat seksu wymaga wyszkolonego oka. Kiedy biblijni autorzy chcieli mówić o genitaliach, pisali czasem – jak w „Pieśni nad Pieśniami” – o „rękach”, a innym razem o „stopach”.  
             
                   
Mając tak wielką władzę erotyczną nad sobą i nad obcymi ludźmi, stworzyliśmy gęstą, hipnotyczną atmosferę, która przenika przede wszystkim nasze niedoświadczone umysły. Kto nie pamięta Heleny Trojańskiej, Kleopatry, Mata Hari, Marlin Monroe kobiet, które miały wpływ –choćby maleńki- na losy świata? Seks ma bardzo wielką moc i działa tak samo na profesora i na zduna.  Z początku pożądanie jest dla Davida Kepesha naturalnym odruchem ciała i umysłu. Jest ono, zdawałoby się, czymś prostym, banalnym, prowadzącym do konkretnego celu. Bohater znakomicie zdaje sobie sprawę z konwencji kulturowych, które nakazują pożądającym się ludziom prowadzić długie rozmowy, zachwycać się sztuką, muzyką, przy czym, jak sam stwierdza, jest to jedynie maskowanie chuci.

                       Pierwsze spotkania z seksualnością bohater doświadcza jeszcze, jako mały chłopiec w hotelu jego rodziców, w którym pracował animator życia towarzyskiego Herbi. Herbi zahipnotyzowywał gości hotelowych śpiewem i bezwstydnym ekshibicjonizmem. Komu innemu talent pozwalał na naśladowanie głosu sławnych piosenkarzy, dźwięku szofaru i, na specjalną prośbę małego Davida, ryku myśliwca nurkującego nad ukrytym schronem Führera? Czasem zapał i wirtuozeria tak bardzo ponosiła Herbiego, że ojciec musiał go upominać, żeby niektóre imitacje zachowywał raczej dla siebie, choćby były najbardziej wyjątkowe. ”Cenzura” wprowadzona przez ojca Davida pana Abe Kapesha nie spodobała się gościom hotelowym szczególnie zamieszkującym tam kobietom. Kiedy dorośli pytali chłopca, kim chciałby być w przyszłości? Mały David odpowiadał, że Herbim. Ta odpowiedź niezmiernie bawiła wszystkich zebranych, tylko matka pani Bella Kapesh wyglądała na nieco strapioną.  W okresie szkolnym w życiu Davida pojawiała się jedna cheerleaderka Marcelli Walsh, przez którą David poznaje smak niezłagodzonej niczym frustracji seksualnej, nawet masturbacja nie łagodziła jego łajdackich marzeń. Skazana na niespełnienie tęsknota rodziła się, kiedy oglądał jej występy podczas meczów koszykówki. W jednym z układów dziewczęta stoją z jedną pięścią przyciśniętą do biodra, wymachując drugą w powietrzu, za każdym razem z coraz większym zamachem. Tylko w wolno unoszącym się brzuchu Marcelli Walsh David odnajduje „aluzję” wręcz zachętę, żądzę natychmiastowego zaspokojenia podniecenia. Kiedy David miał osiemnaście lat i zaczął studia na pierwszym roku w Syracuse, poznaje Louisa Jelinka młodego homoseksualistę, który pracował w budce z hot dogami i którego zapach unosił się po całym pokoju. Od tamtej pory każdy napotkany przez Davida homoseksualista będzie przywoływał z freudowską precyzją świat budek z hot dogami. Tak, więc świat stawiał liczne argumenty i przeszkody pomiędzy jego tęsknotami a przedmiotami pożądania. Ojciec go nie rozumiał, FBI go nie rozumiała, Marcelli Walsh go nie rozumiała, nie rozumiały go prymuski, ani dziewczyny pozujące na artystki- tak do głębi nie rozumiał go nawet Louise Jelinek, ten poszukiwany przez policję rzekomy homoseksualista, który, chociaż brzmi to mało prawdopodobne, był jego najlepszym kolegą. Tak, nikt go nie rozumiał, on sam siebie zresztą też nie. Wszystko, co nie do końca stłumione w tych schludnych, przyzwoicie wychowanych Amerykanach klasy średniej, z miejsca wychodzi na jaw (lub nawet na powierzchnię wyobraźni) w tej wszechogarniającej atmosferze decorum.

                 W tym czasie rozkwit przeżywała akurat mitologia Szwedek i ich erotycznej swobody, i mimo wrodzonego sceptycyzmu wobec opowieści o niezaspokojonych pragnieniach i dziwacznych skłonnościach, które słyszało się w colleg’u, bohater z radością odpuszcza sobie zajęcia z języka staronordyckiego i chodzi przekonać się, ile jest prawdy w tych pobudzających wyobraźnię, uczniowskich spekulacjach. Wędruje, więc nocami do pubów, gdzie kelnerki to podobno mające hopla na punkcie seksu boginie ze Szwecji, podając dania kuchni narodowej w barwnych strojach ludowych, malowanych drewniakach, w których nadzwyczaj korzystnie prezentują się złote nogi, i ludowych garsonkach, wiązanych od tyłu i od przodu i eksponujących apetyczne pagórki piersi.

                  Tutaj właśnie David poznaje Elisabeth Elverskog- a nieszczęsna Elisabeth poznaje jego. Elisabeth wzięła roczny urlop dziekański z uniwersytetu w Lund, żeby podszkolić się w angielskim. Mieszka z koleżanką, Brigittą, córką przyjaciół rodziny, która dwa lata wcześniej przerwała naukę na uniwersytecie w Uppsali. Na początku David sypiał tylko z Elisabeth, jednak wszyscy postanowili przerwać wreszcie tę grę pozorów i rozpoczął się seksualny trójkąt. Taka roznosiła go radość z powodu zmiany, jaka zaszła w jego życiu, taka zaślepiała go radość i szaleństwo przeżyć, którą doznawał w towarzystwie nie jednej, ale dwóch dziewcząt ze Szwecji, że nie zauważył, jak Elisabeth stopniowo załamuje się pod wpływem pełnienia roli jednej drugiej „haremu”. Bohaterowi dwie Szwedki też nie wystarczały i w pokoiku nad chińską pralnią próbuje „szczęścia” z dziwką o pseudonimie Lekka Liza za trzydzieści szylingów.  

                      Przyszedł na Davida czas ustatkowania, poznał Helen Baird, która została jego żoną. Helen, kobieta po przejściach po roku studiów na uniwersytecie stanowym w Kalifornii uciekła z dwa razy starszym od siebie dziennikarzem do Hongkongu. Helen, której przypisywano „otwartą” mentalność osoby wychowanej na czasopismach dla dziewcząt była gotowa opowiedzieć historię swego życia bez cienia wahania. Przekroczywszy trzydziestkę, tak zapiekli się we wzajemnej niechęci, że każde streściło się w najgorszych cechach. Podczas końcowych miesięcy małżeństwa ostatnie iskry energii tliły się w nich jak ogień w wypalonej zapaliczce. David zaczął rozumieć, że kiedy się kocha, to w swych rozważaniach o tej miłości trzeba wychodzić do spraw wyższych, bardziej ważnych niż szczęście czy nieszczęście, grzech czy cnota w ich potocznym znaczeniu albo nie trzeba wcale rozważać. Z rumowiska rozwodu wydobyła Davida po pierwsze propozycja pracy złożona przez Arthura Schonbrunna, który odszedł ze Stanford, po drugie David zaczął chodzić do psychoanalityka w San Francisco doktora Fredericka Klingera, który nie bał się szczerości w stosunkach z pacjentami, solidnego, rozumnego człowieka i specjalisty od zdrowego rozsądku.

              Latem tego samego roku David poznaje młodą kobietę zupełnie inną od tej grupki, które do tej pory znał. Claire Ovington sprawiła, że bohater powrócił znowu na łono społeczeństwa. Boże, jaka czułość duszy i ciała! Ten takt! Spokój! Mądrość! Fizycznie równie pociągająca jak Helen - ale na tym podobieństwa się kończą. Siła, determinacja i pewność siebie, ale u Claire wszystko podporządkowane jest czemuś więcej niż awantury sybaryty. Ma dwadzieścia cztery lata, skończyła psychologię eksperymentalną, jest magistrem pedagogiki. Jednak jak na kogoś, kto w pracy zawodowej emanuje taką rezerwą, chłodnym i pozornie niewzruszonym spokojem, zadziwiająco niewinnie i prosto traktowała swoje życie osobiste. David i Claire wybrali się w podróż po Europie z romantycznej Wenecji polecieli do Wiednia- gdzie oglądali dom Zygmunta Freuda, później do Pragi, gdzie kroczyli śladami Franza Kafki . W związku z Kafką bohater nie zwiedził tylko miejsca pochówku znanego dramaturga, lecz poznał także Evę starą, schorowaną kobietę, byłą prostytutkę, z której „usług” korzystał prekursor ekspresjonizmu Franz Kafka. Kobieta natychmiast zrozumiała, że David nie jest tylko turystą ciekawym szczegółów z życia Kafki, lecz znanym wykładowcą literatury. Zaproponowała, że dla podwyższenia statusu badawczego podciągnie spódnicę i pozwoli rzucić mu okiem na „to”, co „dotykał” Kafka. Tak chciała przyczynić się do ocalenia zabytku literatury narodowej. Starucha zapewniała przybyłych badaczy, że nie będzie to ich nic kosztować.

                  Książka Philipha Rotha „Nauczyciel pożądania” nie jest erotykiem, nie dotyka tylko spraw seksu, chuci i pożądania. To książka mówi o samotności, o ludzkich wyborach, o stracie i tęsknocie. Na końcu książki David i Claire goszczą w swoim mieszkaniu ojca Davida pana Abe Kapesha, któremu umarła żona matka Davida pani Bella Kapesh. Wśród gości jest także kolega ojca pan Bartniak, który pochował swoje dwie żony; pierwsza zginęła w Holocauście, druga zmarła na raka. Dwaj starsi panowie wspominają swoje żony i teraz, jako wdowcy wiedzą, że pustkę po swoich ukochanych kobietach nie da się niczym-nikim wypełnić. David zbiera całą miłość, na jaką go stać, i usiłuje wpić się wzrokiem w Claire. Z całą miłością, na jaką umie się zdobyć, patrzy na tę istotę wspaniale obdarzoną przez naturę, w momencie najpełniejszego rozkwitu, która wyciąga ku niemu dłoń. Trzeba przyznać, że w tym momencie kochanek czuje się bardziej niż ktokolwiek dotąd związany ze swym życiem- zakotwiczony w swym prawdziwym porcie! Mimo to nadal wyobraża sobie, że odciąga go stąd jakaś siła, tak samo nieubłagana jak siła grawitacji, co równie jest prawdą. Niczym spadające ciało, jabłko, które urwało się z drzewa i leci w stronę kuszącej je ziemi. Czy jest to ta sama siła, która zabrała matkę Davida i dwie żony pana Bartniaka? David i Claire po wysłuchaniu opowieści dwóch wdowców idą do ogrodu, żeby popatrzeć na planety, spadające gwiazdy. Unoszą lunety i wspominają przejażdżki wenecką gondolą.

            Książka „Nauczyciel pożądania” pokazuje, że wszyscy ludzie pragną być kochani, pożądani i pozostawać w centrum uwagi drugiej osoby. Nic, więc dziwnego, że nasze nadzieje wobec seksu są ogromne. Chcemy tych wszystkich pozytywnych emocji – namiętności, rozkoszy, miłości, spełnienia. To piękna i uwodzicielska strona seksu. Możemy w nim przeżywać więcej, niż gdziekolwiek indziej, może to być obszar najgłębszych poruszeń i trwałego zasilenia psychicznego. Nie bez kozery udany seks w połączeniu z miłością jest jednym z największych pragnień wielu ludzi. Jednocześnie niezwykle często doznajemy uczuć o zgoła przeciwnym ładunku emocjonalnym – lęku, odrzucenia, złości, frustracji. Ponieważ zbliżając się do drugiego człowieka, nieuchronnie narażamy się na liczne prawdopodobne komplikacje. Świat Rotha jest światem luster. Za alter ego autora można uznać Zuckermana (osiem tytułów) oraz Kepesha (trzy tytuły). „Nauczyciel pożądania” to trochę Roth w miniaturze: wykorzystane są chyba wszystkie ulubione tematy pisarza: żydowskość, amerykańskość, seksualność, masturbacja, tradycja. Całości dopełnia niezwykłe poczucie humoru Rotha. Książka wymagająca, niczego nie rozstrzyga, przeciwnie.




 

18 lutego 2018

Wrogowie


„Wrogowie”


Isaac Bashevis Singer




Autor/ (ur. prawdopodobnie 21 listopada 1902 w Leoncinie, zm. 24 lipca 1991 w Miami) – polski i amerykański pisarz żydowski tworzący głównie w języku jidysz, dziennikarz. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1978.

Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Całkowicie rozbity, przeniknięty immanentnym strachem, stosunkowo młody filozof i talmudysta próbuje sklecić sobie życie. Wydaje mu się, że przez chwilę mu się to udaje. Tyle, że ta nowa konstrukcja opiera się na fundamencie przeżartym nie tylko jego własnymi przeżyciami z okresu Zagłady, ale również opowieściami innych, jest wyjątkowo niestabilna, a bohater miota się pomiędzy uczuciami, które - może to banalne - koncentrują się na trzech kobietach; jedna w jego przekonaniu nie żyje, wobec drugiej ma dług wdzięczności, a trzecią kocha do szaleństwa.

Główny motyw/ Bohaterem "Wrogów" jest Herman Broder, który ocalał w czasie II wojny światowej ukrywany przez polską chłopkę. Po wojnie żeni się z nią i emigruje do Nowego Jorku, gdzie nadal ścigają go wspomnienia Holocaustu. Jego życie osobiste komplikuje się coraz bardziej, kiedy odnajduje się cudownie ocalała pierwsza żona, a o swe prawa dopomina się także przyjaciółka.

  Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„W świecie, w którym dziecko mogło być odebrane matce siłą i zastrzelone, człowiek nie miał prawa posiadać potomstwa”.
„Jak jeden Hitler umrze, to jest milion chętnych na jego miejsce”.
„Geny zdawały się zachowywać w pamięci inne epoki”.
„Współczesny judaizm miał jeden cel: małpowanie gojów”.
„Nikt, kto przeszedł to co ja, nie należy już do tego świata”.
„(…) dopóki żyjesz, jesz, chodzisz i, za przeproszeniem, wypróżniasz się, to jesteś człowiekiem z krwi i kości jak wszyscy”.
„Można być tylko na tym albo na tamtym świecie. Nie można stać jedną nogą na ziemi, a drugą w niebie”.
„Sam Bóg je mięso- i to ludzkie”.
„Nie należy robić wszystkiego, czego chce Bóg”.
„Tak naprawdę to wariaci nie istnieją, oni tylko udają swój obłęd”.
„Te ich talmudyczne dysputy są zachwycające, ale oni zawsze w końcu zaczną dowodzić, że można jeść chleb w Pesach”.
„Jak to powiadają, człowiek ma wszystko wypisane na twarzy, trzeba tylko umieć czytać”.
„Możliwe, że cierpienie jest atrybutem boskości”.
„Dwoje ostatnich ludzi na Ziemi się pozabija”.
„Są żołnierze, którzy mogą zrzucić bombę na miasto i zabić tysiące ludzi, ale nie potrafiłby za nic zarżnąć kury”.
„(…) inteligencja jest jedynie sługą ślepej woli”.
„Żaden z dawnych filozofów ani myślicieli nie mógł przewidzieć nadejścia takiej epoki jak obecnie; epoki życia na chybcika. Pracowało się w pośpiechu, jadło się w pośpiechu, nawet umierało się w pośpiechu. Być może taka gorączka jednym z atrybutów Boga”.
„Jeśli w dzisiejszych czasach kogoś szukają, nie może to być błaha sprawa”.
„Niech mi Bóg wybaczy, ale goje zawsze upiększali swoje trupy, a dzisiejsi Żydzi są gojami”.
„No cóż, człowiek może być pewien tylko jednego- śmierci”.
„Można zamordować bez noża”.
„Przypomniał sobie słowa Davida Hume’a, że nie ma żadnego racjonalnego dowodu na to, że słońce wstanie następnego dnia. A zatem nie było też żadnej gwarancji, że zajdzie dzisiaj”.
„Ale kto potrzebuje pomocy złodzieja, ratuje go od szubienicy”.
„Kiedy ktoś ukrywa się przez całe lata w sianie, przestaje odczuwać więź ze społeczeństwem”.
„No cóż, dwoje martwych ludzi nie musi mieć przed sobą tajemnic”.
„Na wszystko mają jedną odpowiedź: taka jest wola boża”.
„Jeśli kobieta kocha mężczyznę to chce z nim mieć dziecko”.
„Goje robią bogów z kamienia, a my z teorii”.
„A cóż innego jest treścią cywilizacji, jeśli nie morderstwa i cudzołóstwo?”.
„Kiedy król angielski chciał poślubić kobietę, którą kochał, zrzekł się tronu, a ty nie możesz się wyrzec głupiej wieśniaczki? Nie ma takiego prawa, które mogłoby cię zmusić, żebyś z nią żył”.
„Tacy, którzy we wszystko wątpią, gotowi są też we wszystko uwierzyć”.
„Ale nawet obłęd musi mieć swoją przyczynę”.
„Najbardziej oddane wdowy wychodzą powtórnie za mąż”.
„Ale tak to jest z faktami. Przekuwają każdy nadęty balon rozmaitych koncepcji, burzą teorie, obracają w niwecz najgłębsze przekonania”.
„Nawet student pierwszego roku psychologii wie, że można kochać i nienawidzić jednocześnie”.
„Ludziom się wydaje, że złodziei można spotkać tylko na Krochmalnej w Warszawie i na Bowery w Nowym Jorku. A złodzieje są wśród profesorów, artystów, i to wśród największych sław z różnych dziedzin”.
„Żydzi robili interesy wszędzie, nawet w Oświęcimiu. Jeśli istnieje piekło, tam też będą robić interesy. Mówię to bez złośliwości. Cóż innego mogli robić?”.
„Mam taką swoją teorię, że rodzaj ludzki zmienia się wciąż na gorsze, nie na lepsze. Wierzę w że tak powiem ewolucje wsteczną. Ostatni człowiek ni świecie będzie jednocześnie zbrodniarzem i szaleńcem”.
„Całuny nie mają kieszeni”.
„Można było pozostawać wyznawcą Spinozy i nazistą, znać na wylot fenomenologię Hegla i być stalinowcem, wierzyć w monady, w Zeitgeist, w ślepą wolę, w kulturę europejską i jednocześnie popełniać najgorsze zbrodnie”.
„Nawet jeśli człowiek wątpi w istnienie tlenu, i tak musi oddychać”.
„(…) dziesięciu wrogów nie może zaszkodzić człowiekowi tak bardzo, jak może sobie zaszkodzić on sam”.
„Dopóki żyjesz, nie wolno ci śmierdzieć”.
„Mężczyźni lubią dziewice. Gdyby umieli dokonać takiej sztuki, każda kobieta kładłaby się jako prostytutka, a wstawałaby jako dziewica”.
„Wydaje ci się, że można przejść przez piekło i się nie oparzyć. Otóż można!”.
„W Rosji było jedno lekarstwo na wszystkie choroby-wódka”.
„W życiu wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza dziś, kiedy wszystko stanęło na głowie”.

   

                      Książka „Wrogowie” Isaaca Bashevisa Singera dotyka kilka problemów, z którymi muszą konfrontować się bohaterowie. Jednym z nich jest trauma po Holocauście. Doświadczenie, wynikające z badań oraz psychoterapii osób ocalałych, pokazuje, że osoby, które doznały traumy Holokaustu, wykazują w wieku późniejszym przewlekłe objawy psychopatologiczne, wykraczające poza kryteria PTSD (Zespół stresu pourazowego) i w związku z tym większość autorów uważa takie rozpoznanie PTSD za niewystarczające do określenia stanu psychicznego ocalałych. Kolejnym problemem, które stawia autor jest pytanie czy mężczyzna jest stworzony do monogamii?  Na podstawie danych Światowej Organizacji Zdrowia naukowcy z Wielkiej Brytanii przeanalizowali długość życia mężczyzn po sześćdziesiątce z kultur, w których oficjalnie obowiązuje monogamia, i tych, w których panuje poligamia. Wyszło im, że mężczyźni żyjący z wieloma żonami żyją o ponad jedną dziesiątą dłużej od tych, którzy tkwią w jednym związku. W całej historii ludzkości intensywne życie seksualne było jednym z przywilejów władzy. Tysiące konkubin w haremach władców Babilonu, starożytnych Chin, Egiptu czy imperium Azteków służyło tyranom do masowego rozprzestrzeniania ich samolubnych genów. Wśród zbadanych przez antropologów 1200 współczesnych i historycznych kultur tylko ok. 150 zna wymóg monogamii. Wszystkie pozostałe za właściwą formę instytucji małżeństwa uznają (lub uznawały) wielożeństwo. Czy jesteśmy, zatem stworzeni do monogamii? Na to także pytanie próbuje odpowiedzieć w książce „Wrogowie” Isaac Bashevis Singer, który niemal jak psycholog ewolucyjny - nadaje wiedzy, którą posiadały już nasze babcie, wszelkie pozory naukowości.

                  Akcja tej powieści toczy się już po II wojnie światowej w środowisku emigrantów żydowskich w Nowym Jorku. Główny bohater - Herman Broder jest polskim Żydem, który przeżył holocaust. Przetrwać pomogła mu Polka o imieniu Jadwiga. Po wojnie Herman żeni się z nią i razem emigrują do Nowego Jorku. Ich życie tylko z pozoru jest szczęśliwe i harmonijne...  Herman Broder obrócił się na wznak i otworzył jedno oko. Jak co rano nie całkiem jeszcze rozbudzony, zastanawiał się, czy jest w Ameryce, w Polsce w Cykowie, czy może w obozie w Niemczech. Przyszło mu nawet do głowy, że być może ukrywa się jeszcze w Lipsku, w sąsieku. Chwilami wszystkie te miejsca zlewały się w jego świadomości w jedno. Wiedział, że jest na Brooklynie, ale jednocześnie słyszał wrzask Niemców. Dźgano siano bagnetami, próbując go wypłoszyć, a on wciskał się coraz głębiej w stertę. Ostrze bagnetu musnęło jego głowę. Budził się zawsze nieświeży i wymięty i wyglądał tak, jakby przez całą noc mocował się z jakimś przeciwnikiem. Co rano wołał Jadwigę. Kobieta miała typowo polską urodę: „różowe policzki, perkaty nos, jasne oczy, płowe jak len włosy upięte w kok jedną spinką, wydatne kości policzkowe i pełną dolną wargę”. Oboje spędzili po wojnie rok w obozie niemieckim, a od trzech lat mieszkali w Ameryce, ale Jadwiga zachowywała całą świeżość i nieśmiałość wiejskiej dziewczyny. Nie malowała się. Nauczyła się zaledwie paru słów po angielsku. Herman miał nawet wrażenie, że przywiozła tu z sobą zapachy Lipska; w łóżku pachniała rumiankiem, a w kuchni podczas gotowania pachniało latem i także przywoływało wspomnienie Lipska. Wciąż zachowywała chłopski akcent. Herman mówił do niej po polski, a czasami w jidysz, języku, którego nie rozumiała. Choć była jego żoną i sąsiedzi nazywali ją panią Broder, zachowywała się wobec niego tak, jakby wciąż byli w Cykowie i jakby nadal służyła w domu jego ojca, reb Szmula Lejba Brodera. Całą rodzinę Hermana unicestwił holocaust. On sam przeżył, bo Jadwiga ukrywała go w sąsieku w Lipsku, swojej rodzinnej wiosce. Nawet jej matka nie wiedziała o kryjówce. W 1945 roku, po wyzwoleniu, Herman dowiedział się od naocznego świadka, że Niemcy zastrzelili jego żonę, Tamarę, zabierając jej najpierw dzieci, które też uśmiercili. Herman z Jadwigą wyjechał do Niemiec, do obozu dla dipisów, a potem-kiedy uzyskał amerykańską wizę- wziął z nią ślub cywilny. Jadwiga gotowa była przejść na judaizm, ale on nie widział sensu narzucania jej religii, której sam nie praktykował.
                  
                      Od czasu do czasu Herman zabierał ją do kawiarni na Brighton Beach, ale nie mogła się przyzwyczaić do ogłuszającego łoskotu pociągów przejeżdżających przez wiadukt, do pisku opon pędzących we wszystkich kierunkach aut, do tłumów na ulicach. Herman kupił jej medalionik, w którym nosiła karteczkę ze swoim nazwiskiem i adresem na wypadek, gdyby się zgubiła, ale dla Jadwigi nie było to wcale pociechą; instynktownie nie ufała żadnemu pisanemu słowu. Jadwiga nie umiała czytać ani pisać, więc Herman pisał za nią listy do jej matki i siostry. Kiedy przychodziła odpowiedź, czytał jej na głos. Czasem jej siostra Marianna wkładała do koperty trochę ziarna, liść jabłoni albo kwiatek- drobiazgi, które w dalekiej Ameryce przypominały Jadwidze rodzinne strony.

                  Herman pracował dla rabina Miltona Lamperta od kilku lat. Jego pryncypał był jednym zlepkiem sprzeczności, jako człowiek jednocześnie gruboskórny i dobry, sentymentalny i przebiegły, wybuchowy i naiwny. Potrafił na zawołanie przytoczyć coś z zawiłych komentarzy Szulchan Aruch, ale miewał problemy z poprawnym cytowaniem wersetów z Pięcioksięgu. Grał na giełdzie, uprawiał hazard- i organizował zbiórki pieniędzy na różne cele dobroczynne. Wciąż jeszcze szukał prawdziwej miłości i często narażał się na śmieszność w tych swoich najwyraźniej daremnych poszukiwaniach. Przy swoich sześćdziesięciu czterech latach zachowywał niesłabnącą energię i był powszechnie znany, jako „rabin dynamit”.  Rabin Milton Lampert nie był związany z żadną kongregacją. „Publikował” artykuły w hebrajskich gazetach w Izraelu i „pisywał” do żydowskich pism ukazujących się w Ameryce i w Anglii. Podpisywał umowy na książki z kilkoma wydawnictwami naraz. Rabin nie miał ani czasu, ani cierpliwości, żeby cokolwiek napisać. To, co dla niego robił Herman, rabin określał, jako „zbieranie materiałów”. W rzeczywistości Herman był ghostwriterem, pisał za niego książki, artykuły, teksty wystąpień. Pisał je po hebrajsku lub w jidysz, ktoś tłumaczył je to na angielski, a jeszcze ktoś inny redagował.

                     Herman oprócz żony Jadwigi miał także kochankę Maszę. Czy można było wytłumaczyć w sposób racjonalny jego postępowanie? Grzeszył przeciw judaizmowi, amerykańskiemu prawu, moralności. Oszukiwał nie tylko rabina, lecz także Jadwigę. Ale nie mógł postępować inaczej. Prostoduszna poczciwość Jadwigi była czasami nużąca; kiedy z nią rozmawiał, czuł się właściwie tak, jakby był sam. Natomiast Masza miała tak skomplikowaną osobowość, była tak uparta i znerwicowana, że i jej nie mógł wyjawić prawdy. Udało mu się ją przekonać, że Jadwiga jest oziębła i że ożenił się z nią z wdzięczności za uratowanie mu życia podczas okupacji.

Ilekroć Herman udawał, że jedzie sprzedawać książki, w rzeczywistości spędzał noc w Bronksie, z Maszą. Miał w jej mieszkaniu swój pokój. Masza przeżyła całe lata w getcie i w obozach. Teraz pracowała, jako kasjerka w barze przy Tremont Avenue. Herman poznał Maszę i jej matkę Szyfrę Puę w Niemczech. Masza była wtedy żoną niejakiego Leona Torczynera. Masza z matkę wyjechali do Ameryki przed nim. Herman wpadł na Maszę przypadkowo i tak zaczął się ich romans.

               Pewnego dnia Herman będąc na noc u Maszy, przebudziwszy się rano pijąc kawę zobaczył, że na stole leży żydowska gazeta. Herman zaczął ją przerzucać. Nagle zobaczył swoje nazwisko. Widniało w rubryce „Personalia”: „Pan Herman Broder z Cykowa proszony jest o kontakt z reb Abrahamem Nissenem Jarosławerem”. Dalej widniał adres i numer telefonu. Herman siedział przez chwilę sztywno. Wypatrzył ten komunikat przez czysty przypadek. Zwykle poprzestawał na pobieżnym przejrzeniu nagłówków na pierwszej stronie. Wiedział, kim jest reb Abraham Nisser Jarosławer – był to wuj jego zmarłej żony, Tamary, człowiek wykształcony, chasyd z Aleksandrowa. Herman szybko pobiegł zadzwonić i dowiedział się, że jego żona Tamara żyje i jest teraz w Ameryce, w mieszkaniu wujostwa.  Herman przez dłuższą chwilę milczał. Najwyraźniej podświadomie dopuszczał taką możliwość, bo nie był aż tak bardzo zaszokowany, jakby się można było spodziewać. Co teraz będzie pomyślał? Co z Jadwigą, co z Maszą i co z Tamarą? Przez chwilę nie potrafił obliczyć, ile ona może mieć lat?

                  Herman nie miał dość czasu, by żałować swojego postepowania wobec tych trzech kobiet. Zasadniczo jednak nic się w jego postawie nie zmieniło; nadal brakowało mu wiary w siebie i cały rodzaj ludzki. Był wyznającym fatalizm hedonistą, pogrążonym w przed samobójczym mroku. Religia kłamała. Filozofia była od początku dziedziną skazaną na bankructwo. Jałowe obietnice postępu nie były niczym więcej, jak obelgą dla męczenników wszystkich pokoleń. Jeśli czas był tylko formą percepcji lub kategorią rozumu, przeszłość pozostawała tak samo obca jak teraźniejszość. Herman chciałby zatrzymać wszystkie trzy kobiety dla siebie, taka była jego haniebna prawda, przyznawał się w duchu sam przed sobą. Tamara wyładniała, wyciszyła się, stała się bardziej interesująca. Przeszła przez jeszcze większe piekło niż Masza. Rozwód z nią byłby równoznaczny z pchnięciem jej w ramiona innego mężczyzny.  Co zaś do miłości, to sądowi profesjonaliści używali tego słowa tak, jakby można je było precyzyjnie zdefiniować- a przecież nikt nie odkrył jeszcze jego prawdziwego znaczenia.

                 Samemu Singerowi przypisywano wiele romansów, namiętności niemal tak wielkich, jakie przeżywali bohaterowie jego opowieści. Nic dziwnego, kiedy je snuł, często odsłaniał w nich siebie, przywoływał znane sobie realia, fakty z życia, nawet własną fizjonomię. Do dziś badacze literatury głowią się, jak wiele w jego opowieściach jest wątków autobiograficznych. Ale równocześnie Singer stale budował fikcje. Czy więc świadomie podsycał własną donżuańską legendę? Gdy zbliżał się do sześćdziesiątki, ostatecznie postanowił przejść na wegetarianizm. Wrażliwość na krzywdę zwierząt, niezgoda na bezwzględność natury – to tkwiło w nim od zawsze. Kiedy pytano go, czy nie je mięsa dla zdrowia, odpowiadał, że „owszem – dla zdrowia kur”. W książce „Wrogowie” pisarz porównuje ZOO do obozu koncentracyjnego. W takich miejscach jak ZOO w powietrzu wyczuwa się tęsknotę- za pustynią, wzgórzami, dolinami, naturalnymi legowiskami i rodzinami. Podobnie jak Żydzi zwierzęta te zostały tu ściągnięte ze wszystkich stron świata i skazane na wieczna izolację i nudę. Niektóre dawały wyraz swojej niedoli krzykiem, inne pozostawały nieme.  Ślepy przypadek? Darwiznizm? Wszystko milczy: Bóg, gwiazdy, zmarli. Stworzenia, które posiadają umiejętność m ó w i e n i a, nie odkryły niczego prócz nowych narzędzi unicestwiania. Singer pokazuje, że wszelka religia i inne filozofie na przestrzeni wieków się skompromitowały, przestały mieć dla człowieka większe znaczenie. Znowu nastaje epoka pradawnych wierzeń. Bohater książki Herman interesuje się okultyzmem, chodzi do bibliotek i wyszukuje tam książek o czytaniu w cudzych myślach, o jasnowidzeniu, dybukach i innych duchach- jednym słowem o wszystkim, co dotyczyło zjawisk parapsychologicznych. W czasach, gdy oficjalna religia przezywała głęboki kryzys, a filozofia straciła jakiekolwiek znaczenie, okultyzm stał się dla tych, którzy nadal poszukiwali prawdy, dziedziną niezmiernie ważną.

                   Autor podkreśla na kartach swojej powieści, że przeszłość nigdy w nas nie umiera. Przeszłość istnieje. Jeśli nawet uznać za Spinozą, że czas nie jest niczym więcej, jak tylko sposobem myślenia, lub za Kantem, że to jedynie forma percepcji, to nie można było zanegować faktu, że mieszkając w Polsce w Cykowie Herman zimą palił w piecu drzewem, jego błogosławionej pamięci ojciec studiował Gemarę i komentarze, a matka gotowała krupnik z kaszy perłowej, z fasolą, ziemniakami i suszonymi grzybami. Herman tu w Ameryce czuł smak tej kaszy, słyszał, jak ojciec mamrocze przy lekturze, a matka rozmawia w kuchni z sąsiadkami, jak dźwięczą dzwonki u sań, którymi chłop zwozi drzewo z lasu.  

                    Wracając do kwestii PTSD, możemy zauważyć jak singerowscy bohaterowie walczą z traumą po Holocauście. Herman nawet w Ameryce „planuje” drogę ucieczki z domu na wypadek gdyby Niemcy zaatakowali Amerykę. Tamara podkreśla, że pocisk, który tkwi w jej biodrze jest jej najlepszą pamiątką. Przypomina jej, że miała kiedyś dom, rodziców, dzieci. Jeśli by ją wyjęła, nie zostałaby jej żadna pamiątka po życiu w Polsce. Ta była niemiecka kula tkwiąca tyle lat w jej ciele, ciele Żydówki, stała się żydowska. Być może ten sam rewolwer zabił jej dzieci…?

                    Jaki jest morał z tej historii? „W życiu wszystko może się zdarzyć. Zwłaszcza dziś, kiedy wszystko stanęło na głowie”. Herman, Żyd nowoczesny, rozszerzył tę zasadę, poszedł o krok dalej: nie miał już nawet wiary w Torę, w której mógłby znaleźć oparcie. Oszukiwał wszystkich wokół siebie a także siebie. Herman nie przypieczętował paktu z Bogiem i nie miał z Niego żadnego pożytku. Nie chciał, żeby jego nasienie mnożyło się niczym nadmorski piasek. Całe jego życie było grą polegającą na skradaniu się- te kazania, które pisał dla rabina Lamperta, książki, które sprzedawał rabinom i chłopcom jesziwy, akceptacja przejścia Jadwigi na judaizm i zdanie się na łaskę Tamary. W Niemczech, a nawet w Ameryce powstawały neonazistowskie partie. Z imieniem Lenina i Stalina na ustach komuniści torturowali starych nauczycieli i likwidowali całe wsie w Chinach podczas „rewolucji kulturalnej”. Mordercy, którzy bawili się czaszkami dzieci, sączyli w monachijskich piwiarniach piwo z wysokich kufli i śpiewali nabożne pieśni w kościołach. W Moskwie zlikwidowano wszystkich żydowskich pisarzy. A jednak żydowscy komuniści w Nowym Jorku, Paryżu i Buenos Aires sławili morderców i urągali wczorajszym przywódcom. Prawda? Herman poczuł, że nie może żyć w takim miejscu, w takim świecie: „Nie w tej dżungli, na tym ziemskim spodku stojącym na rozpalonej lawie”.

                     Dla ciekawości czytelników należy zaznaczyć, że w książce występują także dwie papużki, ptaszki, które Singer uwielbiał i sam w swoim życiu posiadał.  

                                                

                    

                    


11 lutego 2018

Okruchy codzienności


„Okruchy codzienności”

  *(Olive Kitteridge)

Elizabeth Strout



Autorka/ (6 stycznia 1956, Portland, Maine, Stany Zjednoczone). Jest autorką bestsellera „New York Times” *„Olive Kitteridge”, powieści, za którą dostała nagrodę Pulitzera (2009). Była finalistką nagrody PEN/Faulkner i londyńskiej Orange Prize, do której jest ponownie nominowana za swoją najnowszą powieść „Mam na imię Lucy”. Mieszka w Nowym Jorku.

Tłumaczenie/ Ewa Horodyska

Tematyka/ "Okruchy codzienności" to właściwie zbiór powiązanych ze sobą opowiadań rozgrywających się w małym amerykańskim miasteczku. Centralną, – bo obecną w każdej z tych historii – postacią jest Olive Kitteridge. Jej charakterystyka nie należy do łatwych – kobieta zostaje przedstawiona na różnych etapach życia, w rozmaitych rolach i odcieniach swej skomplikowanej osobowości. Stanowi główną bohaterkę niektórych opowiadań, w innych „przemyka” jedynie w tle, a w kilku jest tylko wspomniana.

Główny motyw/ Olive Kitteridge jest wyniosła, dosadna, oschła i zimna jak kamień. Jej znajomi i sąsiedzi dziwią się, jakim cudem miłemu i pogodnemu Henry’emu Kitteridge udaje się wytrzymać z taką zołzą choćby kilka godzin, za to sam Henry wydaje się całkiem zadowolony - to, co widzimy z zewnątrz, od środka może wyglądać zupełnie inaczej. Podobnie jest z całą książką Elizabeth Strout - postać jej nieprzyjemnej bohaterki - wbrew oryginalnemu tytułowi powieści, brzmiącemu w innych wydaniach *„Olive Kitteridge" - nie jest najważniejsza, stanowi jedynie pretekst do pokazania większej całości: codziennych zmagań dorosłych ludzi ze zbliżającą się starością, radzenia sobie z tragediami, spadającymi nie wiadomo skąd i prób godzenia się z okrucieństwem świata.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
 „Często tak myślał, choć zdawał sobie sprawę, że to niemądre stwierdzenie, gdy mowa o jakimkolwiek roku z czegoś życia”.
„(…) to kwestia wolnego wyboru: dbać o osobę, której nie łączą z tobą więzy krwi”.
„Przyzwyczajasz się do pewnych rzeczy choć właściwie nie potrafisz się do nich przyzwyczaić”.
„Cechy charakteru się nie zmieniają, stan umysłu owszem”.
„Musimy kochać, bo inaczej popadamy w chorobę”.
„(…) ludzkie żywoty zrastają się niczym kości i złamanie może się nie zagoić”.
„(…) kiedy masz więcej lat za sobą niż przed sobą, coś się zmienia”.
„Ludzie zawsze wiedzą, kto ich kocha i jak bardzo”.
„Tęsknota za kimś nigdy nie przemija”.
„(…) ludzie są zbyt zajęci pozowaniem na artystów albo zarabianiem pieniędzy, by wierzyć w Boga”.
„Młodzi ludzie nie potrafią pojąć, że dochodzi się w życiu do takiego etapu, kiedy nie można już hulać po świecie rano, w południe i wieczorem”.
„Zawsze jesteśmy samotni. Rodzimy się samotni. Umieramy w samotności”.

                     Powieść Elizabeth Strout (nagrodzona Pulitzerem w 2009 r.), na kanwie, której powstał serial na HBO, po raz pierwszy wydana w Polsce w 2010 r., nosi tytuł „Okruchy codzienności”. Paradoksalnie tytuł ten lepiej odpowiada jej treści niż  zmieniony przy drugim wydaniu przez polskiego wydawcę (pod wpływem popularności serialu) – *„Olive Kitteridge”. Powieść Strout gromadzi opowiastki z życia mieszkańców miasteczka Crosby, w stanie Maine, które często splatają się z życiem tytułowej bohaterki, powszechnie znanej w małej społeczności nauczycieli. Elizabeth Strout opowiada o dojrzałych mieszkańcach Crosby, przyglądających się przemijającemu życiu, natomiast serial ze wspaniałą rolą Frances McDormand w centrum swojego uniwersum umieszcza właśnie Olive – z jej niezaspokojoną kobiecością, autodestrukcyjną i manipulancką siłą, ale równocześnie ze zbiorem surowych reguł nakazujących słuszne – choć często kłócące się z indywidualnymi pragnieniami – postępowanie. Pewnie, dlatego opowieść o kobiecej odpowiedzialności, rodzinie, jako samonapędzającym się, dobrze naoliwionym piekielnym mechanizmie, który „przetrawia” i „wypluwa” każdego, kto weń wpada, a także o powinnościach i przemianach pokoleniowych tak bardzo zachwyciła czytelników na całym świecie, że powstał serial telewizyjny. Ta historia, bowiem jest dotkliwie prawdziwa i nie daje żadnych skutecznych recept. Właściwie stanowi źródło rozczarowań, pokazując, że wraz z upływem czasu i coraz bardziej zakurzoną metryką boimy się tego samego, co kilka dekad wcześniej – samotności i nieprzydatności.

                     Książka opowiada o codzienności widzianej z perspektywy Olive Kitteridge: rozgoryczonej matki dorosłego syna, nieco zrzędliwej żony mężczyzny, dla którego szklanka jest zawsze do połowy pełna i wreszcie rozczarowanej babki wnuków żyjących w hałaśliwym świecie Nowego Jorku. Cóż takiego jest w Olive? Właściwie nie powinna przypaść do gustu czytelnikom – w końcu doskonale wpisuje się w stereotyp narzekającej, przekonanej o słuszności własnych sądów, uciążliwej emerytki. Zanim jednak osiągnie wiek emerytalny, dzięki retrospekcjom mamy okazję poznać ją, jako 45-letnią nauczycielkę matematyki, zaangażowaną nie tylko w pracę zawodową i obowiązki wzorowej pani domu, lecz także widzimy jej iluzoryczną pogoń za miłością.

                       Książka opisuje 25 lat jej małżeństwa. Intrygujące, na czym polega ten związek kochających się, ale zarazem tak bardzo niepasujących do siebie ludzi. Zawód aptekarza idealnie pasuje do męża „kolczastej” Olive – Henry jest człowiekiem gotowym do pomocy, pełnym empatii, pogodnym, powszechnie lubianym. Ma nawet swoją platoniczną miłość Denise. Nawet, kiedy oboje- Olive i Henry- padną ofiarą napadu rabunkowego, skrępowani przez młodocianych terrorystów-amatorów w karnawałowych maskach i posadzeni na podłodze pod wycelowanym w nich pistoletem, nadal będą się ze sobą kłócić i przekomarzać. Równocześnie pozostają nierozłączni. Oboje mają cechy, których potrzebuje druga strona. Ona jest męska, on - w jakiś sposób kobiecy.  
           Od wielu lat Henry Kitteridge mąż Olive pracował, jako farmaceuta i każdego ranka dojeżdżał do pracy zaśnieżonymi lub mokrymi drogami. Teraz na emeryturze, wciąż budzi się wcześniej i wspomina, jak dobrze niegdyś czuł się rano, jakby cały świat był jego tajemnicą. Apteka znajdowała się w niewielkim piętrowym budynku przyczepionym do innego, gdzie mieściły się oddzielnie sklep a z artykułami żelaznymi i mały sklepik spożywczy. Przez wiele lat pracowała u niego pani Granger, niezbyt skłonna zadowolić nieufnego klienta. Henry doceniał to, że nie była gadatliwa, utrzymywała idealny porządek w księgowości i bardzo rzadko zdarzała się jej nieobecność z powodu choroby. Pewnego razu pani Granger wyszła po kawę do pobliskiego sklepu i już nigdy nie wróciła do apteki: upadła na chodniku i umarła na udar mózgu. Miejsce po pani Granger zajęła młoda i rezolutna Denise Thibodeau. Denise wydawała się cicha z natury, lecz miewała nieoczekiwane napady gadulstwa. Denise była równie kompetentna jak pani Granger, lecz bardziej swobodna w sposobie bycia. Henry był zauroczony wręcz zakochany w młodej pomocnicy w aptece. Obserwując, jak Denise przy odczytywaniu spisu towarów poprawia palcem okulary na nosie, Henry myślał, że stanowi ona esencję tego, o czym Henry marzy. Uwielbiaj jej prostolinijność, czystość jej marzeń. Naturalna powściągliwość Denise sprawiała natomiast, że na nowo zaczął pożądać Olive. W takich chwilach Henry Kitterdge odczuwał przypływ nieprawdopodobnego uniesienia, jakby w akcie miłosnym z żoną łączył się z Denise.

                 Nie jest to podszyte złem miasteczko Twin Peaks, tylko jedno z tych dobrych miejsc Ameryki, które nieczęsto trafiają na kartki ambitnych książek - kwintesencją Nowej Anglii, z jej duchem wspólnoty, gdzie nie zamyka się przed obcymi drzwi ani furtek, gdzie nieznajomi mówią sobie dzień dobry, jak u nas na wsi. A jednak powieść przenika motyw depresji, melancholii, samobójstwa. W dialogu pojawia się cytat ze słynnych "Przyśnionych piosenek" poety Johna Berrymana: "uchroń nas od dubeltówek i ojcowskich samobójstw". To wyznanie, które mogłaby powtórzyć Olive. Ona też była córką samobójcy, ją również prześladowała depresja. I ona mogłaby potwierdzić, że "życie jest samotne i niesprawiedliwe, a szczęściem jest długie małżeństwo i szybka śmierć”. Choć powieść nie jest pochwałą tradycyjnych cnót ani reklamą amerykańskiej prowincji, jest w niej coś, co w kulturze amerykańskiej zawsze imponowało: odwaga, życiowa determinacja, walka bohatera o siebie samego i zdolność do przemiany. Kiedy obserwujemy małżeńską epopeję Henrego i Olive, przypominają się dawne amerykańskie domowe dramaty kobiet: szaleństwo Joan Woodward w "Bezbronnych nagietkach" Paula Newmana czy Geny Rowlands w "Kobiecie pod presją" Johna Cassavetesa!
                      Dla Olive Kitteridge małżeństwo jest zarazem ratunkiem i związaniem. Starcia z mężem, a później z synem, były dla niej czymś w rodzaju terapii - mąż przyjmując jej ciosy, stawał się jakby „odgromnikiem” jej napięć, niestawiającym jej oporu. Ale przez cały ten czas Olive nie miała dostępu do siebie samej - mąż ją przed tym chronił. W ostatniej, pasjonującej, najbardziej dramatycznej części powieści Olive dzięki przypadkowemu spotkaniu zostaje niejako zmuszona do zrobienia wielkiego skoku, zajrzenia w głąb siebie. Ona, która zawsze stawiała opór życiu, nie odsłaniała się, nie uznawała psychologów, "grup wsparcia" ani wolnych związków, będzie teraz musiała obnażyć się, zmienić kurs, dokonać rachunku sumienia.

                 „Okropna” rzecz przydarzyła się Kitteridge’om pewnej chłodnej czerwcowej nocy. Henry miał wtedy sześćdziesiąt osiem lat, Olive sześćdziesiąt dziewięć i choć nie byli parą młodzieniaszków, nie sprawiali też wrażenia schorowanych staruszków. Mimo to po upływie roku mieszkańcy Crosby, małego nadmorskiego miasteczka w Nowej Anglii, uznali zgodnie, że owo wydarzenie zmieniło obydwoje Kitteridg’ów. Henry, gdy się go teraz spotykało na poczcie, unosił tylko rękę z listami w geście pozdrowienia. Spoglądając mu w oczy, widziało się go jak za gęstą siatką. To było smutne, ponieważ przedtem sprawiał wrażenie pogodnego i szczerego człowieka, nawet, kiedy jego jedyny syn ni z tego, ni z owego przeprowadził się do Kalifornii ze swoją świeżo poślubioną małżonką, co, jak rozumieli mieszkańcy miasteczka, musiało być dla Kitteridge’ów wielkim rozczarowaniem. Olive Kitteridge zaś, która nigdy, za niczyjejś pamięci, nie wykazywała skłonności do życzliwego czy choćby uprzejmego zachowania, z nadejściem kolejnego czerwca stała się jeszcze bardziej opryskliwa. Dla Kitteridge’ów był to wprawdzie straszy cios, że ich syn Christopher tak nieoczekiwanie został „wyrwany z korzeniami” przez swoją przedsiębiorczą młodą małżonkę, gdy oni już zaplanowali, że osiądzie w pobliżu i będą się tu wychowywały jego dzieci (Olive wyobrażała sobie, jak uczy je sadzić cebulki kwiatów).

                   Następną przygrywką do tej przemiany, będzie dla niej wyjazd do Nowego Jorku, do syna, który po przejściach ożenił się z koleżanką "z terapii", która będąc w ciąży trzymała w jednej ręce papierosa, w drugiej butelkę piwa i żyje na luzie, w sposób urągający zasadom wyznawanym przez Olive. Matka wkracza do ich nieporządnego domu z grymasem dezaprobaty, jaką okazywała całemu światu, swoim bliskim, a w gruncie rzeczy także sobie samej. Zostaje jednak wytrącona z tej roli, potraktowana jak partnerka. Ciosy, jakie na dzień dobry zadaje młodym - to wieczne "zwracanie uwagi"! - okazują się nieskuteczne, nie bolą tak, jakby chciała.

                     To był maj, a Olive Kitteridge wybrała się do Nowego Jorku. Nigdy przez siedemdziesiąt dwa lata życia nie postawiła stopy w tym mieście, choć przed laty dwukrotnie przejeżdżała w jego pobliżu. To miasto wyglądało dla niej jak z filmu science fiction, jak zabudowane na księżycu. Nie było w nim nic pociągającego, ani wtedy, ani teraz. Na lotnisku Christopher sprawiał wrażenie rozwścieczonego. Po kilku dniach pobytu u syna i nowej synowej doszło do konfrontacji Christophera z matką. Christopher „wyrzucił” z siebie „gorycz”, która zbierała się przez te wszystkie lata a którą tłumił, bo nie chciał zranić matki. Zaprosił ją w odwiedziny, chciał żeby poznała jego żonę Ann, miał nadzieję, że razem po prostu miło spędzą czas. Jednak Olive była uszczypliwa, dokuczliwa, miała wahania nastrojów. Christopher za sprawą terapii uświadomił sobie, kim jest jego matka. Olive zachowywała się jak paranoiczka i jakoś nigdy nikt z rodziny i bliskich nie widział, żeby kiedykolwiek czuła się za to odpowiedzialna. W jednej chwili potrafiła wpaść w furię. Christopher przypomniał jej sytuacje, kiedy potrafiła krzyczeć na Henrego, jakby był winny śmierci Jima O’Caseya mężczyzny, w którym Olive się podkochiwała.  Przez te wszystkie lata atakowała Henrego i Christophera. Po tych słowach Olive postanowiła jak najszybciej opuścić Nowy Jork. Na lotnisku nie chciała zdjąć butów do kontroli. Funkcjonariusze ochrony lotniska musieli interweniować.

               Jest coś przejmującego w tej nieumiejętności otwarcia się na bliskich i w perwersyjnym szukaniu współczucia dla siebie przez ranienie innych. Olive orientuje się naraz, że te wypróbowane od lat sposoby nie działają. Jest sama. Nie ma przy sobie męża, który ją znosił. Ucieka, więc z Nowego Jorku. A uciekając, trafia na lotnisku na bramkę kontrolną. Po raz pierwszy w życiu ma lecieć samolotem. I kiedy każą jej zdjąć buty, ona po swojemu mówi: nie! Dlaczego? Nie - bo nie! Za nic nie zdejmie butów. Zostaje jednak do tego zmuszona. Potem coś podobnego stanie się w życiu, które jeszcze ją czeka, i w którym dostąpi błysku samowiedzy.

                    "Okruchy codzienności" to właściwie zbiór powiązanych ze sobą opowiadań rozgrywających się w małym amerykańskim miasteczku. Jednak przedstawienie postaci Olive Kitteridge bywa często jedynie pretekstem dla ukazania innych ludzi z ich fascynującymi historiami. Jej mąż Henry aptekarz przeżywa zauroczenie swoją urzekającą pracownicą. Przyszły psychiatra nie potrafi poradzić sobie z własnymi problemami. Pianistka nieco przebrzmiałej urody upija się, aby okiełznać nie tylko cowieczorną tremę, ale i życie. Młoda dziewczyna zmaga się z anoreksją. Pozornie idealnemu małżeństwu zagraża nagły kryzys.

                 Muszę przyznać, że książka Elizabeth Strout „Okruchy codzienności” bardzo mnie zaciekawiła, tymi wszystkimi historiami, których bohaterki i bohaterowie są tak wyraziści, pełnokrwiści, iż wyzwalają różne, skrajne nawet, emocje, – co sprawiało, że ich zachowania złoszczą czytelnika lub wywołują współczucie, a czasem bawią, gdyż nie brak tu również subtelnego humoru. Powieść czyta się z dużą przyjemnością, pozwala się wciągnąć w poszczególne jej wątki, te niby zwykłe opowieści o życiu, mimo iż wiele w nich smutku i pesymizmu, gdyż opowiadają o uczuciach, które wygasają, o rozstaniach i przemijaniu czasu, o nieuchronnej starości połączonej z oczekiwaniem na śmierć, a także o braku więzi między pokoleniami i cierpieniem z tym związanym. Ta mądra i bardzo życiowa książka porusza zawartą w fabule psychologiczną prawdą o raniącym innych egocentryzmie i egoizmie, a co za tym idzie, pobudza do pogłębionej refleksji nad sobą. Ale chociaż przesycona jest smutkiem wynikającym z samotności będącej udziałem jej bohaterów, to jednak przebija z niej również nuta optymizmu, co sprawiło, że lektura nie przygnębia czytelnika, mimo iż kładzie cień smutku na naszych odczuciach. A przy tym zachwyca swą bogatą i ładną narracją, w której dużą rolę odgrywają opisy sytuacji oraz dialogi między bohaterami, a także ich monologi wewnętrzne.