30 czerwca 2019

Ucho igielne


„Ucho igielne”


Wiesław Myśliwski




Autor/ (ur. 25 marca HYPERLINK "https://pl.wikipedia.org/wiki/1932"1932 w Dwikozach) – polski pisarz, dwukrotny laureat Nagrody Literackiej „Nike” (1997, 2007); wychodząc ze źródeł chłopskiego doświadczenia i chłopskiej mowy żywej, wpisuje swoje kreacje w krąg uniwersalnych praw i prawd o świecie oraz ludzkiej egzystencji.

Tematyka/ Co by było, gdybyśmy spotkali siebie samych z młodości? Taki jest punkt wyjścia – w sandomierskim Uchu Igielnym, w wąskim przejściu na schodach, bohater stary spotyka siebie młodego i w całej książce te dwie perspektywy wzajemnie się przeplatają. Obaj czekają na dziewczynę, która kiedyś zniknęła. Wołano na nią „Żydówka”. Poszukiwanie dziewczyny (i cień sandomierskiego getta) staje się motywem łączącym całą tę powieść, która rozpada się na wiele osobnych historii. Błądzimy po zakamarkach przeszłości, która tak na prawdę nie jest przeszłością. W „Uchu Igielnym” nie ma bowiem czasu, wszystko dzieje się jednocześnie. Życie bohatera składa się z historii, które mogły wydarzyć się zawsze i przytrafić właściwie każdemu. A jednocześnie jest to opowieść bardzo polska, kładzie się na niej cień wojny i Zagłady. No dobrze, ale co może wyniknąć ze spotkania samego siebie na gruncie innej płaszczyzny czasu?  Otóż właśnie niewiele – nie da się nic przekazać, a co gorsza, okazuje się, że nie ma żadnej ciągłości, składamy się z wielu osób, a nie z jednej. Okazuje się, że budujemy obraz swojego życia ze złudzeń, przeinaczeń. Taką summę życia bohatera przynosi nowa powieść Myśliwskiego. Zamiast podsumowania dostajemy dekonstrukcję, na tym polega przewrotność. Co więc zostaje z życia? Opowieść. Jesteśmy, póki opowiadamy siebie. „Życie człowiek nosi w sobie. Nie opowie, to go nie ma”.

 Główny motyw/ Bohater powieści uczy się sztuki przetrwania, w niekoniecznie przyjaznym środowisku. Po latach, już jako znany profesor historii średniowiecza, dostrzega znamienne paralele wśród obyczajów ówczesnych ludzi i współczesnych. Uświadamia sobie prawdy odwieczne, jak choćby tę, wypowiedzianą przez prostą, steraną życiem kobietę: "skąd się biorą sanitariuszki na wojnie? Z rozpaczy po zawiedzionych miłościach". Tytuł „Ucho Igielne" autor zapożyczył od nazwy dobrze znanego zabytku, jakim określa się Furtę Dominikańską w Sandomierzu, czyli w mieście swojej gimnazjalno-licealnej młodości. Zdobiący okładkę obraz furty jest dziełem Stanisława Baja. 

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Starzy ludzie lubią jednak odwiedzać miejsca, których nie ma i nie wiadomo, czy kiedykolwiek były”.

„Niestety, starcze tęsknoty bywają groźne”.

„Dawno, niedawno, ale jak się kochało, to dalej się czeka”.

„Jest ktoś taki, kto nigdy nie kochał?”.

„Jeśli się kocha, zawsze jest się tym samym. Gdyby człowiek to wiedział w młodości, inaczej by żył. A tak niejedno zmarnuje. A najczęściej miłość”.

„Prawdę mówiąc, każde życie jest powtarzaniem życia po kimś. Przeszłość nas wyprzedza, musi pan to wiedzieć, ciągniemy się za nią. Bo któż by nadążył za życiem”.

„Wszystkie pytania, jakie w życiu sobie zadajemy, sprowadzają się do tego jednego, czy warto było”.

„Tylko proszę pamiętać, że młodość potrafi długo zwodzić”.

„Nikt zresztą nie zaczyna życia od siebie”.

„Życie to błądzenie za sobą bez nadziei, że się kiedykolwiek siebie odnajdzie”.

„Pustka to coś najgorszego, co nas może spotkać. A zaradzić jej tylko można, żyjąc w czyimś życiu”.

„Są takie chwile, które niczym słońce w soczewce skupiają w jeden punkt całe życie, wypalając w nas już na zawsze ślad. Kto wie, czy nie dla takich jedynie się żyje, nie dla iluś tam lat”.

„Nie powinno się jednak odwiedzać dawnych miejsc, bo to nie są już te same miejsca. Miejsca jak wszystko przemijają”.

„Poza tym niektórzy, doszedłszy do Ucha Igielnego, przystawali, jak gdyby po połowie życia, bo przeważnie wtedy nachodzą nas pierwsze lęki przed  przyszłością i zaczyna się człowiek oglądać za przeszłością”.

„Trywialność i wzniosłość to niemal siostry syjamskie”.

„Cóż, człowiek chciałby odkryć początek swojego losu nawet w niekiełkującym jeszcze ziarnku. Niestety, początek jest z natury swojej nie do uchwycenia, można rzec, niezauważalny, więc kto wie, czy to nie koniec ustanawia dopiero początek”.

„W dzieciństwie, gdy się coś wyryje w pamięci, nigdy już tej pamięci nie opuści. Człowiek odkrywając swoją obecność na świecie, jeszcze się wszystkiemu dziwi, a zdziwienie to korzeń pamięci. Niestety, wraz z latami korzeń wysycha, tak że w końcu nic nas już nie dziwi”.

„Z samych snów mógłbym ułożyć swoje życie i pewnie ciekawsze niż to na jawie, bo czym jest życie, gdy wszystko wydaje się już tylko snem?”.

„Wszyscy jesteśmy rodziną wobec śmierci”.

„(…) w młodość to wiara, że się zawsze młodym będzie”.

„Do dziś najgorsze myśli nieraz mnie trapią, że może tak się umiera. Po prostu nie przyjdzie się, nie odpisze na list, nie podniesie się słuchawki telefonu”.

„(…) historia to nie przeszłość. Jakkolwiek byłaby odległa, zawsze dzieje się teraz, za naszego życia”.

„Tylko że ten pani Bóg zbudował świat, który my teraz z gruzów podnosimy”.

„Za prawdę już niejeden poszedł za kratki. A za kłamstwo nie słyszałam, żeby ktoś siedział”.

„Współczesność to nie historia, to walka o historię, gdyż każdy chciałby się wznieść na jej szczyt”.

„Całe życie trzeba najpierw przeżyć, żeby móc się na nie powoływać”.

„Nawet dziewice są dzisiaj mianowane! I jak ma być dobrze?!”.

„Zresztą czy nie wszyscy występujemy w jakichś rolach, i to te role za nas żyją?”.

„Prawda portretów i prawda życia to różne prawdy, panie profesorze. Jak na tych wszystkich portretach pięknych dam i dostojnych mężów w pałacu”.

„Bez płaczów nie wiedziałbyś, co to życie. Płaczu nie musi być widać ani słychać. Płacz to jak krew, nie czujesz, że w tobie płynie. Śpisz, a on płynie. Możesz się śmiać, a płynie”.

„Po nikim tak człowiek nie widzi dokładnie starości, jak po starzejących się ojcu, matki”.

„Lubimy bajki nie tylko w dzieciństwie. Bajki to odtrutka na trudną nieraz do zniesienia codzienność”.

„Świat skurczył się niemal do podwórka i dalej się kurczy”.

„Przypisywanie sobie cnoty niewinności to brak zrozumienia dla naszych związków ze światem”.

„I pomyśleć, że potomkowie chłopów pańszczyźnianych restytuują dzisiaj feudalizm”.

„Niestety po reklamach najlepiej widać, jak nisko upadł rozum”.

„Przystosowanie jest, bowiem warunkiem istnienia. Jeśli człowieka nie stać na to, płaci najczęściej cenę, która jest ponad jego miarę”.

„Przeszłość zawsze się podporządkowuje obecnie przeżywanej chwili”.

„(…) siebie człowiek nigdy nie słyszy fałszywie”.

„Bo nieść na rękach nagość, to nie to samo, co ją widzieć”.

„Sny wiedzą dużo więcej o nas niż my sami o sobie wiemy”.

„(…) mam wątpliwości, czy pamięć może być gwarantem naszej tożsamości”.

„Czy Ziemia już za mała jest dla ludzi, czy po prostu nie wiedzą, jak na niej żyć?”.

„Z tej samej ziemi jesteśmy, z tego samego świata, z tych samych grzechów”.

„Pragnienia z dawnych lat przechowują się w nas do starości niczym w skrzyni. I od czasu do czasu dają znać o sobie”.

„Bo na co spojrzysz, kicz. Cały świat jeden wielki kicz. Wszyscy jesteśmy kiczem zarażeni. To i Boga nie potrafimy sobie inaczej wyobrazić, tylko jako kicz. A czy można wierzyć w kicz? Może jeszcze tylko wśród ślepców dałoby się znaleźć geniuszy”.

„Ja mam zasadę, starzejesz się, zmień żonę i lat ci ubędzie. Można w ten sposób dociągnąć, ho, ho”.

„Musiało to być coś bolesnego, zwykłych urazów nie przechowuje się przecież przez tyle lat, a tym bardziej do starości”.

„Jeśli świat nie potrzebowałby sztuki, Bóg nie stworzyłby kobiety”.

„Według mnie Bóg powinien być kobietą. Bo kto rodzi świat? Kto cierpi za świat? Kobieta. Ona jest naszym losem. My, mężczyźni, jesteśmy tylko od wojen, rewolucji i różnych zawieruch. Nasza siła to tylko złudzenie. Bóg przelał swoją moc na kobiety”.



„Furta Dominikańska” zwana również „Uchem Igielnym” jest ostatnią istniejącą furtą w murach obronnych Sandomierza. Obie nazwy są wymienne: „Ucho Igielne” ze względu na kształt furty przypominające ucho igły. Zwężone na dole i rozszerzające się ku górze, natomiast nazwa z członem „Dominikańska” odnosi się do faktu, iż dawniej było to miejsce ułatwiające komunikację pomiędzy braćmi z dwóch klasztorów dominikańskich. Tego wewnątrz murów obronnych i tego poza nimi. Umożliwiało też ucieczkę, czy też ukrycie się w murach miasta. Odmienne od czterech bram wjazdowych, wąskie, ze względów bezpieczeństwa. „Ucho Igielne” stanowi niezwykle urokliwe miejsce do fotografii. Pamiątkowe zdjęcia robią nowożeńcy, zakochani, znajomi. Jest opowieść, mówiąca o tym, że czasami „Ucho Igielne” lubi zamknąć się, szczególnie wtedy, gdy przechodzi przez nie osoba mająca wiele na sumieniu.

Każdy człowiek dochodzi do takiego etapu w swoim życiu, w którym musi przejść przez życiowe „Ucho igielne”. „Czas i przestrzeń są ramionami, które zamykają w sobie całą rzeczywistość. Nie możemy pojąć żadnej rzeczy realnej inaczej jak tylko w warunkach czasu i przestrzeni"– stwierdza niemiecki filozof Ernst Cassirer. Wciąż wierzymy, że każdy musi przejść przez tak zwany kryzys wieku średniego. Jednak dla wielu z tych, którzy osiągnęli to „ucho igielne” w wieku 40 lub 50 lat, to, co faktycznie przeżywają, jest tak naprawdę „przebudzeniem”. To szansa, aby odłożyć na bok stare wierzenia, stereotypy i sposoby robienia różnych rzeczy. To czas na ponowne wymyślenie siebie i zaplanowanie nowej, lepszej drogi na przyszłość. Jeśli istnieje słowo, do którego nadużywania ludzie przejawiają wyjątkową skłonność, to jest to słowo „kryzys”. Są kryzysy społeczne, kryzysy gospodarcze, kryzysy kulturowe, nie wspominając już o wszystkich naszych osobistych kryzysach. Zamiast być czymś, co dzieje się z konkretnego powodu, lub tylko sporadycznie przez całe nasze życie, jesteśmy przekonani, że ludzie żyją w stałym stanie zmian, kryzysów, wzlotów i upadków. Wkraczając w ten okres życia, nie możemy liczyć na żaden telos, żaden cel. Stoi przed nami zadanie przebudowania na nowo tak fundamentalnych pojęć, jak rodzina, Bóg, człowiek, dusza, miłość, przyjaźń. Wszystko to musimy zintegrować ponownie, lecz już w zupełnie innym wymiarze.

Dojrzałość, bo sam nie lubię słowa „starość” (ponieważ jest to stan ducha a nie ciała) jest w historii cywilizacji i kultury doświadczeniem progowym. Podobnie jak dzieciństwo, łączy się z powrotami do natury, lecz w tym szczególnym przypadku odbywają się one w odwróconym porządku, à rebours. W tym sensie można powiedzieć, że filozofia dojrzałości-starości-  wiązałaby się z pewnym rodzajem ironii egzystencjalnej. Dzieciństwo, ale odwrócone; młodość, ale narzucana jakby gwałtem, ponieważ nie prowadzi do niej żadna chwila inicjacji, ani przejścia. W dojrzałość-starość - po prostu się zanurzamy. Jest to jak obcowanie z tajemnicą, zmaganie z niebytem. Czy „wydrzemy” temu niebytowi transcendencję? To właściwa stawka tej próby, choć każdy przechodzi ją indywidualnie, z osobna. Wkraczając w starość (wciąż, znowu) nie wiemy, czy Bóg jest, czy istnieje. Czy nasze wybory życiowe były słuszne, czy kochaliśmy przez całe życie odpowiednią osobę, czy też nie? Ten obraz zależy wprost od starcia z najpóźniejszym okresem naszego życia. To świadczyłoby o tym, że mamy do czynienia z młodością na opak, ponieważ z początku nie posiadamy żadnej metafizycznej gwarancji. Jest jednak pustka, którą należy wypełnić. Wypełnianie zaś odbywa się nie w atmosferze inicjacji czy epifanii. Człowiek dojrzały-starzec przeżywa te chwile w realistycznej samotności, jest zdany wyłącznie na siebie.

„Poza miłością nie ma nic, tylko śmierć. Miłość jest najwyższym stanem mądrości, na jaki stać człowieka. Ona z istoty swojej jest mądrością” - mówi Wiesław Myśliwski. „Każdy odczuwa lęk przed śmiercią. Myślę, że nawet samobójcy. Ten lęk, jak i wszystkie inne, jest całkowicie poza naszą kontrolą, podobnie jak wyobraźnia, uczucia czy wrażliwość. Lęk jest wpisany w istnienie. Gdybyśmy mogli przy użyciu wolnej woli kierować emocjami, to nie wiem, czy w ogóle bylibyśmy ludźmi”. Perspektywa temporalna jest behawioralnym aspektem psychologicznego czasu, w którym funkcjonuje człowiek. To jednocześnie subiektywna świadomość jednostki, odnośnie jej umiejscowienia na kontinuum: przeszłość — teraźniejszość — przyszłość. Perspektywa czasowa wiąże się z refleksją nad własną egzystencją, nad realizacją celów życiowych, czy ponowną oceną dotychczasowej hierarchii wartości i zależna jest od wielu czynników. Jednostka może przyjmować taką perspektywę na przestrzeni swojego życia. Jednakże ostateczne podsumowanie przeprowadzane jest zazwyczaj dopiero po przejściu na emeryturę, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że na rozpoczynanie nowych, poważniejszych zamierzeń nie starczy mu już ani sił, ani czasu. Stąd u ludzi starszych najbardziej refleksyjne podejście do oceny stopnia urzeczywistnienia własnych celów życiowych, a pozytywny bądź negatywny bilans, przesądza o wartości całego istnienia. Na tym etapie większość zmian jest nieodwracalna lub postępująca.  Człowiekowi zazwyczaj najtrudniej przystosować się do tego, co już się nie zmieni albo będzie się dalej pogarszać. Badania dowiodły, że adaptację do starości utrudnia obniżenie stanu zdrowia i statusu materialnego, ułatwiają zaś dobre zdrowie i korzystne warunki materialne.

„Ucho Igielne” pod wieloma względami przypomina poprzednie powieści Wiesława Myśliwskiego: starszy człowiek, monolog, panorama historii od czasów przedwojennych, po dzień dzisiejszy. Monolog służy przy tym zarówno podsumowaniu życia, jak i znalezieniu życiowych prawd – doświadczalnych sensualnie, trwałych, fundamentujących świat i etykę. Różnica między powieścią najnowszą, a dwiema ostatnimi, jest jednak dotkliwa: tych prawd nie ma i nie będzie. „Ucho Igielne” mówi nie tyle o braku punktów oparcia, ile wytwarza rzeczywistość niepewną, niedookreśloną, rozmytą. W istocie nic nie jest takie samo, bo w ogóle nie bardzo jest. We wspomnianym monologu biogram bohatera ma kształt linii wznoszącej. Oto syn pracownika administracji fabrycznej oraz zwykłej gospodyni domowej, został uznanym autorytetem od średniowiecza. A mimo to, konkretny człowiek tu zanika. Myśliwski rozmnożył bohatera, obdarzając go starszym i młodszym wcieleniem. Podwojony bohater ustawicznie spotyka samego siebie w „Uchu Igielnym”, a więc miejscu, w którym faktycznie mijają się w Sandomierzu ludzie idący w dół i pod górę. Na topografię nakładają się sensy ostateczne, bo przecież „ucho igielne” to miejsce sądu, w którym każdy dowie się, czy zostanie zbawiony.

„Starzy ludzie lubią jednak odwiedzać miejsca, których nie ma i nie wiadomo, czy kiedykolwiek były”. To właśnie czyni bohater „Ucha igielnego”, przez które przecisnąć się trzeba, i to nie raz, lecz wiele razy. Z góry na dół i z powrotem, bo życie, jak pokazuje Wiesław Myśliwski - we wszystkich utworach - toczy się w różnych czasach jednocześnie i wcale nie przebiega linearnie. „Czas jest chytry jak lis”- pisze w swojej najnowszej powieści. Przeszłość nie jest tym, co się zdarzyło. Według autora, to nieustannie eksplodujące miejsca w naszej pamięci, zwłaszcza ludzi niechcących tego wcale, albo przeciwnie, pragnących nade wszystko zostać zapamiętanymi tak, a nie inaczej. W najnowszej powieści stary profesor, alter ego autora, wraca do fantazmatycznego miasta swojej młodości. W jednej z najbardziej poruszających scen, przymuszony przez gorliwych organizatorów, odwiedza kobietę utrzymującą, iż świetnie go zna, że łączy ich wspólna przeszłość. „Nie mogłem przecież odpowiedzieć, że nie pamiętam, byłoby to okrutne. Tym bardziej, że wysłuchując jej życia, przypisałem się, chcąc nie chcąc, do jej pamięci. Mógłbym powiedzieć, że dałem się wciągnąć w jej pamięć”. Myśliwski powtarza, że pamiętamy więcej, niż przeżyliśmy, bo nasza pamięć i biografia zespolona jest z innymi historiami i pamięciami. Książka „Ucho igielne”, to między innymi wspaniała literacka analiza istoty pamięci.

Czas nigdy nie płynie jednotorowo, łączy się i przeplata ze sobą w różnych wymiarach przestrzennych. Potrafi biec w każdą stronę jednocześnie, tworząc iluzoryczną sieć połączeń, w którą wpadamy wierząc, że to właśnie nasze życie wyznacza jego granicę. Nic bardziej błędnego. Ciągnie nas, gdzie tylko zechcę. I w tył, kiedy nas nie było, i w przód, kiedy nas nie będzie. Igra z nami, wiedząc, że i tak pozostajemy wobec niego absolutnie bezsilni. I wtedy bywa, że uznaje się za prawdę coś, co mimo dowodów czy świadków, okazuje się po latach pomyłką, i to pomyłką, która skazała kogoś na śmierć niepamięci. W historii takich prawd uznaniowych znajdzie się bez liku, a im bardziej nas, tym więcej ich. To dziwne uczucie odkryć, że jest się w wieku swojego ojca czy matki. Człowiek zapalczywie wypiera ze świadomości ów niewygodny fakt. Chciałby wciąż być od nich młodszy. Wydaje mu się, że złamana została naturalna reguła życia, że jest się zawsze młodszym od swoich rodziców i będzie takim aż do śmierci. Podobnie jak w czasach dzieciństwa ma wrażenie, że są jego tarczą, za którą w każdej chwili może się skryć, nawet jeśli już ich nie ma. Cóż, nikt nie żyje wyłącznie własnym życiem. Można by nawet powiedzieć, że powtarzamy to, co inni już przeżyli, począwszy od urodzenia, aż po samą śmierć. Może dzięki tej powtarzalności udaje nam się przetrwać. Bo trudno sobie wyobrazić, że to od nas zaczynałby się świat. Za nami nic, a po nim, co? Nawet zbuntować się za to, że żyjemy, nie byłoby, przeciw komu. Szlibyśmy w przyszłość po omacku, pełni lęków, trwogi, nie wiedząc, dokąd właściwie zmierzamy. A tak, przynajmniej idziemy już po jakiś śladach, nieważne, w jakim kierunku. Ślady są ważniejsze od wszelkich kierunków. Możemy przyrównać to do ewolucji głosu. Głos po przejściowym okresie dzieciństwa, dopiero po mutacji ujawnia się, jako dojrzały głos. Również życie każdego człowieka przechodzi taką mutację. Kiedy coś zrozumiemy, kiedy coś zaczniemy czuć, kiedy odkryjemy, że nasz los nie jest tylko w naszych rękach, życie zaczyna nabierać kształtu. Co prawda, mimo różnych zabiegów, starań, nawet walki, nie wiemy, jaki jest prawdziwy sens życia, chociaż nieustannie o niego pytamy.

Ale nie da się zapamiętać wszystkich i wszystkiego, a już na pewno nie tak, jak inni i my sami byśmy chcieli. Podobnie jak nie da się opowiedzieć do końca ani życia cudzego, ani tym bardziej swojego. Dlatego dopóki człowiek żyje, żadne rozdanie nie jest ostatnie. Czytelnik razem z autorem, wspina się raz po raz i schodzi po schodach „Ucha igielnego”, mijając swoją przeszłość lub przyszłość. Kiedy narrator daje głos innym, w tych mistrzowskich małych narracjach, w których tworzeniu Myśliwski nie ma sobie równych, cierpnie skóra. Autor „Ucha igielnego” pisze: „Topielec [ciasto] był rzeczywiście świetny. Ale gdybym miał wybrać tego topielca czy opowieść, jak się go piecze, wybrałbym opowieść o pieczeniu placków”. Ten kobiecy litanijny monolog, matczyny jazgot, śpiew, szept to najmocniejsza nić wszystkich powieści Wiesława Myśliwskiego. Jest silniejszy od śmierci. Dzięki opowieści „żadna śmierć nie jest jednorazowa”, a najnowsza książka Myśliwskiego, przesycona jest pragnieniem opowiadania, które mimo wpisanej weń klęski- bo zawsze można coś zrobić lepiej, inaczej, dokładniej, jeszcze dokładniej – daje poczucie sensu.

„Życia nie da się tak miga opowiedzieć. Nawet po śmierci chciałoby się opowiadać”, mówi zwielokrotniony w różne czasy i persony narrator „Ucha igielnego”. Żyjemy w innych, nawet tak przypadkowych światach, jak ten człowiek, który na dworcu dosiada się do bohatera książki, uciekającego nocą przed organizatorami honorowego pobytu, w mieście jego młodości: „Tak zawsze jest, kiedy człowiek wysłucha czyjegoś życia, nie może się już z niego potem wydostać. Będzie żył w nim jak w swoim”. Na starość wspomnienia – zwłaszcza z okresu dzieciństwa czy młodości – tracą swą wiarygodność, ulegają zatarciu i ciężko ocenić czy rzeczywiście istniały.  Co się kryje za tym, że jesteśmy tak nierozerwalnie przywiązani do czegoś, kogoś, co nie wiadomo, czy było czy był, lub czego nam życie poskąpiło, a z czego, mimo to, stworzyliśmy odniesienie do naszej tęsknoty. Do czego w takim razie tęsknimy?

Utwór Myśliwskiego zarówno otwiera, jak i wieńczy, wszechobecna śmierć. Wykorzystując swój stały motyw rozmowy, tym razem autor przenosi dialog w sferę niemal spirytualistyczną. Upadek starca na schodach, rozmowy, które narrator toczy sam ze sobą, dyskusja między żyjącymi, a w przyszłości zmarłymi ludźmi, pojawiającymi się znikąd, nasuwają na myśl wątki niemal mistyczne. Narrator, który przekroczył linię swojego życia (żył rok dłużej, niż mu przepowiedziała Cyganka), jako „pokutę” miał przez ten dodany mu czas przeżyć swoje istnienie. Jednak mimo wielu podniosłych tonów, w powieści można znaleźć także elementy ironiczne: jak w przypadku sceny spotkania autorskiego. Podczas niego padają słowa o wyczerpaniu formuły literatury, ale pojawia się jednak „arcydzieło” człowieka z ludu, dystans wobec dyskursów pamięci, wyczerpania słów, którymi można opisać świat. Myśliwski, zaczynając od postmodernistycznego westchnienia, że wszystko już było, a żyjemy, powtarzając życie innych, ukazuje, że właśnie ta powtarzalność może być dla człowieka współczesnego przystanią, w której odnajdzie swoje nie tyle marzenia, ile lęki i tęsknoty. Jest także zdjęciem z barków ludzi żyjących współcześnie, imperatywu indywidualizmu za wszelką cenę. „Ucho igielne” to utwór, który przywraca życiu ludzkiemu czas cykliczny, obrzędowy, a więc często swojski, najbliższy, głosząc protest przeciw ostrzu linearnego postrzegania przemian świata.

Przez krytyków Myśliwski określany jest często, jako twórca tzw. literatury chłopskiej - podejmującej problematykę tożsamości wsi i jej mieszkańców, w czasach historycznych przemian. Pisarz w jednym z wywiadów powiedział, że kultura wiejska zawiera w sobie wieczne wartości ludzkiej egzystencji i najbardziej uniwersalne siły, pozwalające na kształtowanie własnego losu - uprawianie ziemi, budowanie domu, przekazywanie tradycji rodzinnej. Jak mówił Myśliwski, obecnie mamy do czynienia z sytuacją, gdy „potomkowie chłopów restytuują feudalizm w Polsce". Jego zdaniem to konsekwencja faktu, że jako społeczeństwo „nie rozliczyliśmy się z wielu wieków pańszczyzny. Mówię o zadośćuczynieniu moralnym. Tak jak komuniści po wojnie nadużywali, nie zawsze bez podstaw, historii społecznej do propagandy, to po transformacji mamy tylko historię polityczną. Historia społeczna zniknęła" - powiedział Myśliwski. Autor porusza także kwestię „etykietowania” ludzi, które zwykle pociąga za sobą inne zniekształcenie myślenia. W uproszczeniu można powiedzieć, że etykietowanie stanowi element procesu definiowania siebie i otaczającego nas świata. Ludzie posiadają różne cechy, które ich opisują, nie musimy używać takich słów jak: „Żyd”, „gej”, „z zespołem Downa”. Często słyszymy w rozmowach: „znakomity lekarz, ale Żyd”, „wspaniały aktor, ale gej”, „ładne dziecko, ale ma downa”. Bohater utworu przytacza historię pewnej dziewczyny, którą spotkał w czasach swojej młodości. Wołali na nią „Żydówka”. Choć Żydówką nie była. Jej dziadek piastował stanowisko lekarza w jednostce wojskowej i przejawiał w swym zawodzie nadzwyczajne zdolności.  Ponoć potrafił zdiagnozować chorobę ledwie patrząc na pacjenta. Żydówką została „ochrzczona” po napisaniu szkolnego wypracowania, w którym przybliżyła likwidację żydowskiego getta na sandomierskim wzgórzu. Co się później z nią działo? To najsilniej ukrywany wątek powieści i jego śledzenie może nas zaprowadzić w bardzo odległe regiony.

KsHYPERLINK "https://www.gazetaprawna.pl/tagi/ksiazki"iążka Wiesława Myśliwskiego „Ucho igielne" to poruszająca medytacja nad ludzkim losem, pamięcią oraz historią, zagadkowością intymnych relacji, a przede wszystkim nad tajemnicą spotkania młodości ze starością. Relatywność czasu czy przestrzeni, ma tutaj fundamentalne znaczenie, które spaja, łączy i implikuje złożoność międzyludzkich korelacji.




22 czerwca 2019

Serce to samotny myśliwy



„Serce to samotny myśliwy”


Carson McCullers



Autor/ (ur. 19 lutego 1917, Columbus, Georgia - zm. 29 września 1967 roku, Nyack, stan Nowy Jork) - amerykańska pisarka. W swojej twórczości zajmowała się duchową izolacją społecznych wyrzutków na południu USA.

Tłumaczenie/ Jadwiga Olędzka

Tematyka/ Tragizm ludzkiego losu Carson McCullers ukazuje poprzez przedstawienie kilku postaci - ludzi rozpaczliwie samotnych i nieszczęśliwych. Bohaterowie powieści nie godzą się ze swoją samotnością, walczą i szukają dróg do szczęścia. Uosobieniem ich marzeń staje się głuchoniemy Singer. Widzą w nim człowieka, który jeden ich rozumie. Owszem, Singer posiada dar zjednywania sobie ludzi, przede wszystkim, dlatego, że potrafi słuchać i ze zrozumiałych względów nie wypowiada swoich poglądów, jednak w rzeczywistości nie rozumie on ludzi, którzy przychodzą do niego, by wyrzucić z siebie to, co ich nurtuje. Singer - powiernik samotnych - sam jest najbardziej z nich samotny, niezrozumiany i tragiczny. Wszystkie swoje uczucia i marzenia oddaje „nienormalnemu” przyjacielowi, gdyż tylko do niego może mówić rękami i mieć nadzieję, że przyjaciel to rozumie. Niektóre problemy powieści, np. konflikty rasowe i społeczne, nawiązują wyraźnie do powieści amerykańskiego Południa, jednak odnosi się wrażenie, że są tylko tłem tego, co autorkę nurtuje najbardziej - problemu samotności człowieka w otaczającym go wrogim i niechętnym świecie.

Główny motyw/ Życzliwy dla wszystkich głuchoniemy John Singer, który potrafi czytać z ruchu warg, jest idealnym słuchaczem. Nikomu nie przerywa, nikogo nie ocenia. Dlatego też ludzie chętnie mu się zwierzają. Wiecznie pijany wizjoner, właściciel kafejki, a jednocześnie domorosły filozof, lekarz obsesyjnie próbujący osiągnąć swój bliżej niesprecyzowany życiowy cel… przychodzą do Johna ze swoimi problemami i żaden nie dostrzega jego tragedii… Dopóki nie jest za późno. Niezwykle dojrzała powieść autorki, która pisała, mając zaledwie dwadzieścia trzy lata.


 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ale ty nie wiesz, co to znaczy stworzyć sobie prawdziwy obraz z mnóstwa szczegółów”.

„(…) logiczny związek wiąże się zwykle z rozumem”.

„Sprawiał wrażenie człowieka, który siedział dłuższy czas w więzieniu albo studiował na Uniwersytecie Harvarda, albo też żył długo wśród obcych w Ameryce Południowej. W każdym razie jakby przebywał gdzieś, gdzie inni dotrzeć nie mogą, albo zrobił coś, czego inni zrobić nie potrafią”.

„Są tacy, co wiedzą, i tacy, co nie wiedzą. Na dziesięć tysięcy tych niewiedzących trafia się jeden, który wie. To rzecz niepojęta, w każdej epoce- fakt, że miliony wiedzą tak wiele, a tego jedynego nie wiedzą. Na przykład w piętnastym wieku wszyscy myśleli, że Ziemia jest płaska, a tylko Kolumb i paru innych jeszcze znało prawdę. Inna rzecz, że trzeba pewnej wiedzy, by móc wyobrazić sobie, że Ziemia jest okrągła. A tymczasem ta prawda jest oczywista, aż niepojęte, że ludzie nie wiedzą. Ty wiesz!”.

„(…) prawie każdy ma jakąś część ciała, którą stara się zakryć. Głuchoniemy- ręce”.

„Bo niektórzy są już tacy, że czasem wyrzucają z siebie to, co w nich tkwi, zanim przefermentuje i stanie się trucizną, oddają to wszystko jakiemuś człowiekowi lub jakiejś idei”.

„Może gdy ludzie marzą o czymś tak bardzo, to marzenie każe im wierzyć we wszystko, co mogłoby je spełnić”.

„Nie trzeba słów, żeby się kłócić”.

„Miliony ludzi gotowi są robić wszystko-oszukiwać, kłamać, uciąć sobie prawą rękę- byle tylko mieć trzy razy dziennie suty posiłek i dach nad głową”.

„Bo w tym systemie świnie są cenne, a ludzie nie”.

  

„Serce to samotny myśliwy” to pierwsza powieść Carson McCullers, opublikowana w 1940 roku, kiedy autorka miała zaledwie dwadzieścia trzy lata. Po opublikowaniu książka została pozytywnie przyjęta przez recenzentów, między innymi ze względu na młody wiek autorki. W książce możemy odnaleźć tematy, które były obecne przez całe jej życie i które pojawiają się we wszystkich jej pracach, takich jak: „duchowa izolacja” oraz pojęcie „groteski”, które wykorzystywała do definiowania postaci, które zostały wykluczone ze społeczeństwa z powodu cech fizycznych lub psychicznych. Historia rozgrywa się przez okres jednego roku w małym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych pod koniec lat trzydziestych XX wieku. Życie pięciu głównych bohaterów nieustannie krzyżuje się ze sobą, ale z powodu braku równowagi psychicznej oraz z powodu „poplątanych” osobowości, nie są w stanie funkcjonować ze sobą i przez to skazani są na kontynuowanie samotności wskazanej już w tytule książki. Brak mechanizmów radzenia sobie z trudnościami życia powoduje, że jeden z bohaterów, któremu pozostali czterej powierzają swoje nadzieje, problemy, aspiracje jest głuchoniemy.  John Singer, bo o nim tu mowa nie jest w stanie ich w pełni zrozumieć ani przekazać im niczego werbalnie, kiwającą tylko głową akceptuje to, co do niego mówią. To do niego, niemal jak do spowiednika, przychodzą pozostali główni bohaterowie. Jego milczenie traktują, jako przejaw życiowej mądrości. Ich cykliczne spotkania z Singerem są dla czytelnika szansą poznania czworga mieszkańców małego miasteczka na południu Stanów Zjednoczonych. Jak w kalejdoskopie przewijają się ich historie. Człowiek ten był dla nich tak „niesamowity”, że ludzie przyglądali mu się, zanim jeszcze zauważyli, że jest w nim coś dziwnego. Wzrok jego nasuwał myśli, że „słyszy” rzeczy, których nikt nie słyszał, i wie to, czego nikt dotąd nie odgadł. Wydawało się, że jest w nim coś nadludzkiego.

            Czternastoletnia Mick żyje w dwóch światach – tym rzeczywistym, w którym chodzi do szkoły, opiekuje się młodszymi braćmi, i świecie marzeń, w którym zwiedza obce kraje i zajmuje się muzyką. Świat wewnętrzny to jej sanktuarium, dzięki któremu nawet w domu pełnym ludzi potrafi być sama. Jake Blount, alkoholik z wizjami zmiany świata, opętany chęcią burzenia dotychczasowego porządku, marzy o wielkiej rewolucji, a siebie widzi, jako jej przywódcę. Benedict Mady Copeland to lekarz, dla którego celem życia jest pomoc czarnoskórym braciom. Ogromne cierpienia czarnych mieszkańców USA wzbudzają w nim chęć zemsty i niszczenia, potęgują nienawiść do wszystkich ludzi białych. Biff Brannon, wdowiec i właściciel restauracji, przychodzi do Singera, aby trochę pofilozofować i podumać nad życiem. Mick, Jake, Benedict i Biff są wewnętrznie samotni, żyją w świecie marzeń i mrzonek, przy tym są tak zaabsorbowani swoimi sprawami, że nie widzą nikogo wokół siebie. Wyobrażają sobie Singera takiego, jakim chcą go widzieć. Nikt jednak nie chce niczego dowiedzieć się o człowieku, którego traktują jak powiernika. A kiedy dochodzi do tragedii, jest już za późno, aby cokolwiek naprawić. W swojej krótkiej karierze powieściopisarskiej Carson McCullers przedstawia postacie, które z różnych powodów zostały wykluczone ze społeczeństwa.

W mieście żyło dwóch głuchoniemych, którzy nigdy się ze sobą nie rozstawali. Co dzień wczesnym rankiem wychodzili z domu i trzymając się pod rękę szli do pracy. Dwaj przyjaciele różnili się wyglądem. Ten, który szedł pierwszy, gruby i ociężały był z pochodzenia Grekiem. Latem paradował w żółtej lub zielonej koszulce, wetkniętej niedbale z przodu w spodnie, a z tyłu puszczonej luźno.  Kiedy było chłodniej, wkładał rozciągnięty szary sweter. Twarz miał okrągłą i tłustą, powieki stale wpółprzymknięte, wargi wygięte w głupawym, łagodnym uśmiechu. Drugi głuchoniemy był wysokiego wzrostu i z pochodzenia był Żydem. Oczy miał żywe i inteligentne. Ubierał się w kolory spokojne i był zawsze niezwykle czysty. Co rano przyjaciele szli razem w milczeniu aż do głównej ulicy miasta. Przed sklepem owocowo-cukierniczym przystawali na chwilę na chodniku. Grek, Spiros Antonapoulos, pracował u swego kuzyna, który był właścicielem sklepu. Zajęcie jego polegało na układaniu cukierków i innych słodyczy, wyjmowaniu owoców ze skrzynek i utrzymywaniu porządku w sklepie. Wysoki niemowa John Singer prawie zawsze przed rozstaniem kładł rękę na ramieniu przyjaciela i wpatrywał się przez chwilę w jego twarz. Pożegnawszy go w ten sposób, przechodził na drugą stronę ulicy i szedł dalej, do sklepu, gdzie grawerował stołowe srebro. 
 
Dwaj głuchoniemi wracali wolno o zmierzchu do domu. Tam Singer rozmawiał zawsze z Antonapoulosem na migi, wykonując szybko rękami umówione znaki. Na twarzy jego malowało się podniecenie, szarozielone oczy jaśniały promiennie. Szczupłymi, silnymi rękami opowiadał przyjacielowi wszystko, co wydarzyło się w ciągu dnia. Obiad zawsze trwał długo, bo Antonapoulos lubił jeść i był bardzo powolny. Czasami wieczorami grywali w szachy. Singer bardzo lubił tę grę i próbował nauczyć jej Antonapoulosa. Lecz głuchoniemi nie czuli się wcale samotni. W domu z zadowoleniem jedli i pili, a Singer, z zapałem gestykulując, opowiadał przyjacielowi wszystko, co tylko przychodziło mu do głowy. Tak, więc lata płynęły spokojnie. Singer był już mężczyzną trzydziestoletnim i mijało jedenaście lat, od kiedy zamieszkał z Antonapoulosem w tym mieście. Dlaczego tak dokładnie staram się przedstawić relację przyjacielską tych dwóch głuchoniemych mężczyzn? Ponieważ książka jest subtelnym i przepięknym opisem miłości homoseksualnej. Jest to jedna z nielicznych pozycji książkowych, w której w tak delikatny i uczuciowy sposób autorka opisała więź i miłość pomiędzy dwoma mężczyznami. Jest to przykład, że o miłości (w ogóle o miłości) w tym wypadku o miłości homoseksualnej można napisać bez wulgaryzmów, pornografii i seksualnego ekshibicjonizmu.

            Pewnego dnia Grek zachorował. Siedział na łóżku trzymając się za brzuch, a po policzkach spływały mu duże, lśniące łzy. Grek był bardzo rozdrażniony, poruszał niezgrabnie rękami wypowiadając swoje „Święta Mario”. Singer był cierpliwy i robił, co mógł. Pielęgnował przyjaciela tak troskliwie, że po tygodniu Antonapoulos mógł wrócić do pracy. Jednak z upływem miesięcy obyczaje Antonapoulosa coraz bardziej się zmieniały. Pewnego dnia wyszedł w południe ze sklepu swojego kuzyna i publicznie oddał mocz pod ścianą Banku Narodowego po drugiej stronie ulicy. Gdy idąc chodnikiem, spotykał ludzi, których twarze mu się nie podobały, atakował ich poszturchując łokciami i brzuchem. Pewnego dnia wszedł do jakiegoś sklepu zabrał stamtąd lampę stojącą, nie płacąc za nią, a innym razem próbował wziąć kolejkę elektryczną, którą zobaczył w gablocie. Aż w końcu Singera spotkało ostateczne nieszczęście. Kiedy pewnego dnia przyszedł do sklepu po Antonapoulosa, jego krewny poinformował go, że postanowił umieścić go w państwowym zakładzie dla umysłowo chorych, odległym o dwieście mil. Pewnego popołudnia szli po raz ostatni ulicą, trzymając się pod rękę. Na dworcu autobusowym Singer patrzył na swojego przyjaciela przez okno autobusu, a jego ręce poruszały się rozpaczliwie w ostatniej rozmowie z przyjacielem. Lecz Antonapoulos był tak zajęty oglądaniem wiktuałów, które miał w pudełku, że nie zwracał na Singera uwagi. Dopiero tuż przed odjazdem autobusu odwrócił się do niego z uśmiechem tak bladym i dalekim, jakby dzieliło ich wiele mil. Tygodnie, które nastąpiły potem, wydawały się zupełnie nierealne.

Jednym z bohaterów książki jest doktor Copeland. Nie jest w stanie nawiązać bliższych więzi ze swoją społecznością w sposób zadowalający. Nie potrafi nawet mieć dobrych stosunków rodzinnych z własnymi dziećmi. Jest odizolowany emocjonalnie zarówno od swojej rodziny, jak i od szerszego społeczeństwa, jednak za wszelką cenę dąży do równości rasowej - do której ci, którymi się opiekuje, nie chcą się przyłączyć. Jako lekarz dba o zdrowie fizyczne swojej wspólnoty. Pomimo prób wykształcenia swoich dzieci, nadając im imiona pisarzy i myślicieli - Portią, Williamem, Hamiltonem i Karolem Marksem - nie są zainteresowani nauką. Zarówno doktor Copeland, jak i jego rodzina, zostali w przenośni i dosłownie okaleczeni przez rasizm; jego synowi amputowano stopy w więzieniu po tym jak strażnik więzienny znęcał się nad nim w celi, nawet sam doktor Copeland zostaje pobity i uwięziony za próbę poszukiwania sprawiedliwości. Nieumiejętność komunikowania się tego starego człowieka ma swoją cenę, jego słowa o sprawiedliwości zostają „uwięzione”, ból i cierpienie całej rasy „mieszczą się” w jego piersi, płonące gorące i wściekłe. Jego płuca dotknięte gruźlicą są fizyczną manifestacją jego stłumionego głosu o wolność Afroamerykanów. Doktor Copeland jest zbyt zajęty opiekowaniem się chorymi i nie ma czasu, aby poświęcić więcej uwagi swoim dzieciom.

W powieści sprawa losu czarnoskórych obywateli USA zajmuje wiele miejsca, ale pisarka nie staje się wcale ich orędowniczką. Nie dzieli świata na złych białych i dobrych czarnych. Dla McCullers kolor nie ma znaczenia, liczy się człowiek. I tak właśnie przedstawia swoich bohaterów. Pokazuje przede wszystkim ludzi nieszczęśliwych, okaleczonych, którzy wbrew trudnej sytuacji życiowej starają się odnaleźć swoje szczęście. Powieść jest studium ludzkiego umysłu. Pisarka koncentruje się na przedstawieniu pewnego typu osobowości – ludzi, którzy nie zgadzają się na swój los i starają się go zmienić. Ludzi, którzy nie boją się marzyć, nie chcą pogodzić się z tym, co niesie kolejny dzień, i starają się sami kierować swoim życiem. Chcą żyć świadomie.

Mick chce nauczyć się gry na fortepianie i być sławną dyrygentką lub kompozytorką, ale sytuacja finansowa jej rodziny zmusza ją do pracy w miejskim domu towarowym Woolworth. Tutaj Carson McCullers pokazuje również ograniczone perspektywy dla kobiet w tym okresie. Wszystkie wydarzenia rozgrywają się na tle szerszych zmian politycznych - w powstającym Ruchu Praw Obywatelskich w Stanach Zjednoczonych, w świecie na krawędzi II wojny światowej. Ta ciągła groźba przemocy narasta w drugiej części powieści, której kulminacją są walki na noże i brzytwy między Białymi i Czarnymi mieszkańcami miasteczka.

Ważnym aspektem powieści jest także tło obyczajowe. Akcja rozgrywa się w latach 30-tych XX wieku. W rozmowach pobrzmiewają echa europejskich wydarzeń, zwłaszcza triumfalnego pochodu nacjonalizmu w Europie i dojścia Hitlera do władzy. Amerykanie żyją przede wszystkim swoimi sprawami. Czarnoskóra społeczność Południa zauważa trudną sytuację we własnym kraju, nierówność społeczną, brak praw obywatelskich, dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej, a nade wszystko ogromną biedę. W powieści sprawa ta zajmuje wiele miejsca, ale pisarka nie staje się wcale orędowniczką czarnoskórych obywateli.

Powieść wnikliwie analizuje ludzkie emocje. Została napisana w sposób liryczny, można w niej odnaleźć fragmenty, które bardzo zbliżają ją do poezji. To piękna historia o samotności, odmienności i marzeniach, która zapada w serce i pamięć. „Po raz pierwszy biały autor rysuje postaci czarnych z taką łatwością i tak trafnie, jakby pisał o kimś ze swojej rasy. McCullers wyrwała się spod presji własnego środowiska i przekroczyła barierę obcości, zestroiła białe i czarne postaci powieści w jeden strumień odczuwania i wrażliwości” - zauważał w piśmie „New Republic" ceniony czarny pisarz Richard Wright, kiedy 4 czerwca 1940 r. ukazała się debiutancka powieść Carson McCullers Serce to samotny myśliwy". Dlaczego? Jest na to pytanie odpowiedź. Okolone polami bawełny miasto Columbus przeglądało się leniwie w wodach rzeki Chattahoochee. W tej części stanu Georgia powietrze było zawsze gęste od gorąca, a twarze ludzi mieniły się wszelkimi odcieniami brązu i czerni. Tu 19 lutego 1917 r. w rodzinie południowców z krwi i kości przyszła na świat Lula Carson Smith. Jej ojciec Lamar trudnił się jubilerstwem. Matka Marguerite wydała na świat troje dzieci, a w prowadzeniu domu zawsze pomagały jej czarne służące. Ta wrażliwa dziewczyna nie mogła napisać innej książki, jak opisać historie, które widziała, wydarzenia, które utkwiły jej w świadomości. W owych czasach Południe ciągle miało kaca po przegranej wojnie domowej. Dziewczyna pamiętała wszechogarniające poczucie beznadziei, nienawiść do Jankesów i wstręt do Czarnych. Frustracja i alkoholizm były powszechne. Za wszelką cenę chciała wyrwać się na Północ. Jej dziadkowie zapili się na śmierć, ojciec umarł w sile wieku na zawał po ostrej pijatyce, matka wieczorami usypiała zamroczona przy stole kuchennym. Talent w kreśleniu osobliwych bohaterów — okaleczonych emocjonalnie wyrzutków cierpiących samotność w tłumie zaczerpnęła z osobistych doświadczeń rodzinnych.





15 czerwca 2019

Hamida z zaułka Midakk


„Hamida z zaułka Midakk”


Nadżib Mahfuz




Autor/ arab.نجيبمحفوظ, Nagib Mahfuz (ur. 11 grudnia 1911 w Kairze, zm. 30 sierpnia 2006 tamże) – prozaik egipski. W 1988 roku został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Rodowity kairczyk. Jego rodzina należała do klasy średniej i była wyznania muzułmańskiego, ale imię mały Naguib otrzymał po prof. Naguibie Paszy Mahfouzie - wybitnym koptyjskim uczonym. Absolwent Uniwersytetu Fuada I (filozofia), który dzisiaj nosi nazwę Uniwersytetu Kairskiego (Gama'at al-Qahira).

Tłumaczenie/ Jolanta Kozłowska

Tematyka/ Wywodząca się z zaułka Midakk Hamida jest jedną z najciekawszych w literaturze arabskiej i najbardziej irytujących - w historii literatury światowej - kobiecych postaci. Wcześniej tylko niektóre z bohaterek Jane Austen potrafiły doprowadzać czytelników na skraj szaleństwa. Hamida to kairska femme fatale – piękna i szalenie niebezpieczna. Jest ekstremalnie pewna siebie, bezczelna, dominująca. Choć po prawdzie nie powinna, bo jest jedynie nieślubnym dzieckiem wychowującym się u przybranej matki, biednej swatki, w jednym z najnędzniejszych zaułków Kairu. Ona sama tylko pozornie o tym zapomina. Przeszkadza jej ubóstwo, zacofanie, ignorancja. Między innymi, dlatego Hamida jest pełna pretensji do życia. Irytuje ją niemożność kontrolowania swoich losów.

Główny motyw/ Największym marzeniem Hamidy jest zdobycie bogatego męża. Zamożny efendi jest dla niej synonimem przepustki do lepszego świata, świata, w którym będzie mogła zapomnieć o znienawidzonym przez siebie zaułku.  Pragnie pięknych sukien, drogocennych klejnotów, zbytku, luksusu i permanentnej atencji ze strony zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Zresztą nie tylko ona czuję niechęć do zaułka Midakk. Nie znosi go także mleczny brat Hamidy, Husajn. Mężczyzna szydzi z przywiązanego do tej biednej części Kairu przyjaciela, fryzjera Abbasa. Nadżib Mahfuz ukazuje przemożne pragnienie młodych ludzi do porzucenia tradycji i przywdziania trendów idących z Zachodu, w ślad za stacjonującymi w Egipcie wojskami króla Anglii. Jednak nie tylko oni są winni postępującym nad Nilem przemianom. Rozwijająca się industrializacja zbiera pierwsze plony, bezlitośnie miażdżąc stare obyczaje i tradycje. Typowym przejawem tej tendencji, jest na przykład sytuacja w kawiarni Ma’allima Kirsza. Właściciel postanawia wyrzucić z niej Rawiego, którego opowieści – głęboko zakorzenione w myśli konserwatywnej – wzbudzają niechęć i powszechną awersję. Ludzie nie chcą dłużej słuchać „starych bzdur”, porzucają je na rzecz najnowszych zdobyczy technologicznych, m.in. cieszącego się popularnością radia.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ależ czyż śmierć może być czymś gorszym dla kogoś, czyje życie jest nieustannym snem?”.

„W naszych czasach ludzie nie potrzebują poety. Już dawno mówili, że chcą radio”.

„Odszedł poeta, przyszło radio. Taka jest kolej rzeczy w Bożym świecie”.

„(…) bo przecież trzeba mieć w życiu coś, co się lubi, co nadaje mu wartość, choćby to była nawet głupia mrzonka”.

„Każdy mężczyzna, nawet przykuty do fotela, kaleka, potrzebuje kobiety. Taka jest Boża mądrość”.

„Tak naprawdę to on jej nie zna, patrzy na nią oczyma miłości”.

„Wszak Bóg stworzył człowieka do miłości i z nią związał tajemnicę życia”.

„Dorośli też byli kiedyś dziećmi”.

„Krótko mówiąc, jedyne jego atrybuty to zdrowy żołądek i eleganckie ubranie. Ale przecież często od polityka niczego więcej się nie wymaga”.

„Gdy się kocha, świat się do nas uśmiecha”.

„Pieniądze pokryją wady”.

„Godność jest twoim najcenniejszym kalectwem”.

„Każdego z nas świat przyjmuje pewnego dnia jak króla, a potem każdy staje się tym, czym go uczynił zły los. I to jest mądre oszustwo życia, bo gdyby nam powiedziano jasno u progu, co nas czeka, odmówilibyśmy opuszczenia macicy!...”.

„Co umarłym z tego, że ich rodzina kocha?”.

„Myślałaś, że to niebo daje deszcz w postaci złota i diamentów? Nie, kochanie, niebo w naszych czasach zsyła tylko odpadki”.

„Z żywych nie ma żadnej korzyści, ale za to ze zmarłych czasami trochę jest”.

„Przecież człowiek wariuje z bólu, kiedy mu się wyrywa paznokieć, a co dopiero kiedy mu się wyrywa duszę i życie?!”.



              Nadżib Mahfuz, to najsłynniejszy spośród egipskich powieściopisarzy, zdobywca jednej z najbardziej prestiżowych nagród w dziedzinie literatury. W ciągu całej swej burzliwej, płodnej, a zarazem obfitującej w liczne kontrowersje kariery, stworzył aż 40 dzieł, o zróżnicowanym i złożonym charakterze. Wiele z jego książek zostało przeniesionych na ekran i cieszyło się ogromną popularnością we wszystkich krajach arabskich. Mahfuz był ojcem arabskiej powieści i popularyzatorem tego gatunku. Zachodni czytelnicy najlepiej pamiętają jego realistyczne portrety z życia XX- wiecznego Kairu- wczesne utwory, których styl narracji i sposób kreowania postaci, przypominają europejskich mistrzów XIX w. – Dickensa, Balzaca czy Zolę. Akcja „Hamidy z zaułka Midakk” rozgrywa się w starej dzielnicy Kairu podczas II wojny światowej. Niezaprzeczalny wdzięk tej prozy w humorystyczny sposób przedstawia życie codzienne ulicy, ale wizja, jaką roztacza opowieść, jest krytyczna. Nie ma żadnego ciepła w portretach jednostek, np. Kirchy- homoseksualnego dilera narkotyków, właściciela kawiarni, który nocą opuszcza żonę, by „polować” na młodych mężczyzn- czy złowieszczego Zaity, zawodowo zajmującego się okaleczaniem najbiedniejszych, by mogli lepiej zarobić, jako wzbudzający litość żebracy. To portret społeczeństwa w stanie kryzysu. Przeciwwagą dla frustracji, biedy czy stagnacji, jest otwarcie się na nowe rozwiązania, których uosobieniem są brytyjscy i amerykańscy żołnierze stacjonujący w Egipcie. Kulminacyjny, tragiczny punkt powieści następuje, gdy Hamida - miejscowa „zimna” piękność - uwiedziona pokusą ducha nowoczesności, zostaje prostytutką. „Odwiedzając” zaułek Midakk, mamy rzadką okazję, by spojrzeć na problemy człowieka oczami Arabów.

            Nadżib Mahfuz urodził się w Kairze, w ludowej dzielnicy Al- Dżamalijja, jednej z najstarszych i najbiedniejszych okolic. Kiedy miał sześć lat, jego rodzina wyprowadziła się do położonej nieopodal, bardziej rozwiniętej dzielnicy Al-Abbasijja, którą Mahfuz często przenosił na karty swoich powieści. Jako kilkuletni chłopiec Nadżib Mahfuz poznał starą część Kairu, skupioną wokół meczetów Al-HHusajna i Al-Azhar, sięgającą czasów fatymidzkich (X-XI, w), która później odegrała wielką rolę w jego twórczości. Jeden z jego kolegów odziedziczył sklep w tej okolicy i przerwał naukę, aby móc go prowadzić. Nadżin Mahfuz, wraz z innymi kolegami, stał się jego częstym gościem. Przesiadając w kawiarni, paląc nargile i gawędząc, obserwował ludzi oraz obyczaje panujące w tej tak innej - wręcz dziwnej - „świętej” dzielnicy. W tych właśnie miejscach toczy się akcja wszystkich powieści społeczno-obyczajowych Mahfuza, do których należy prezentowana tu „Hamida z zaułka Midakk”.

            Nadżib Mahfuz, nazywany „pisarzem Kairu”, był zafascynowany zaułkiem Midakk i jego mieszkańcami, którzy stali się bohaterami jego powieści. Byli to na ogół ludzie biedni, urzędnicy niskiego szczebla, sklepikarze, fryzjerzy, swatki. Raz nawet pojawia się postać kupca, przynależącego do drobnej burżuazji. Ich losy są wpisane w aktualną sytuację społeczno-polityczną i uwarunkowane społecznie, a zarazem podporządkowane bezwzględnej konieczności, czyli fatum. Z jednej strony autor wskazuję warunki społeczne, jako główną przyczynę ludzkiej nędzy. Z drugiej zaś, zauważa, że życie człowieka podlega siłom, na które nie ma on żadnego wpływu, pozostaje wobec nich bezradny. Co ciekawe sam autor nigdy nie opuścił tego miasta, podróże go nie interesowały- ich funkcje zastępowały mu spacery po tutejszych ulicach.

            Bohaterka książki Hamida, to jedna z najbardziej interesujących postaci kobiecych w twórczości Nadżiba Mahfuza. Jest nieślubnym dzieckiem, jej przybrana matka, biedna swatka, wynajmuje mieszkanie w domu bogatej wdowy w zaułku. Hamida jest piękna i harda. Nienawidzi zaułka, jego nędzy i panującej wokół beznadziei. Marzy o nowoczesnych dzielnicach Kairu, o tym, żeby odrzucić galabiję, ubierać się modnie i żyć jak współczesna dziewczyna. Imponują jej nawet Żydówki, robotnice, które noszą sukienki, pracują, są samodzielne. Wie, że jeśli wyjdzie za mąż za mężczyznę z zaułka, czeka ją los taki jak innych kobiet z jej sfery: mnóstwo dzieci, nędza i brud. Jej ambicja, pragnienie dominowania, bunt przeciwko zasadom moralnym i obyczajom zaułka, doprowadzają w końcu do tragedii; nie tylko sama nie zazna szczęścia, ale też zniszczy młodego, poczciwego, zakochanego w niej fryzjera.

Hamida była dziewczyną biedną, nie mogła się poszczycić dobrym urodzeniem ani bogatą rodziną, ale nie brakowało jej pewności siebie. Być może jej źródło tkwiło w olśniewającej urodzie i silnym charakterze; nie zdarzyło się jeszcze, żeby pewność siebie ją opuściła. Miała skłonność do dominowania, górowania nad innymi. Najdziwniejsza z plotek, jakie o niej krążyły, była ta, że nie cierpi dzieci, jest okrutna oraz pozbawiona wszelkich kobiecych uczuć. Kiedy spacerowała ulicami miasta, nieustannie zaglądała do sklepów, podziwiała piękne stroje i przedmioty codziennego użytku. Pożądliwym wzrokiem wpatrywała się w witryny, marząc by pewnego dnia móc wejść do środka, sięgnąć po jedną z modnych sukien i poczuć się jak prawdziwa dama. Tak bardzo chciała zostać jedną z nich. Mrzonkami podsycała w sobie żądzę posiadania. Silniejsza od wszystkich namiętności była w niej miłość do pieniędzy. Uważała, że są one magicznym kluczem do świata, że w nich skupiają się wszystkie tajemne moce. Marzyła o bogactwie, by móc kupować - nie tylko stroje - ale po prostu wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Wierzyła, że to właśnie pieniądze są gwarancją ludzkiego szczęścia i podstawową miarą wartości życia. W nich upatrywała sensu istnienia, dlatego też trwała w chronicznym niepokoju, nie wiedząc czy zdoła wspiąć się na sam szczyt, a co za tym idzie, dotknąć upragnionego celu. Rzeczywistość nie napawała ją optymizmem.

            Autor ukazuje oprócz Hamidy wiele innych malowniczych postaci z zaułka: Ma’allima Kirszę, właściciela kawiarni – homoseksualistę - który urządza seanse palenia haszyszu z młodymi mężczyznami; „doktora” Busziego, dentystę samouka; Sanijję Afifi, bogatą wdowę po pięćdziesiątce, która wydaje się za młodego chłopca; Sajjida Radwana al-Husajniego, świętego szacha, który wybiera się na pielgrzymkę do Mekki, żeby wybłagać przebaczenie grzechów dla mieszkańców zaułka i obłąkanego szajcha Darwisza, niegdyś nauczyciela języka angielskiego. Mimo, że zaułek istnieje jakby na uboczu, bardzo daleko od ścieżek, którymi biegnie wielkomiejskie życie, to jednak trzyma się go mocnymi, głębokimi korzeniami.  Jednocześnie tętni własnym rytmem, zachowując na domiar walory świata zamkniętego, tajemniczego. Zaułek Midakk wyglądał jakby był schwytany w sieci. Po jednej stronie stał sklep, kawiarnia i piekarnia, po drugiej także sklep oraz przedsiębiorstwo As-Sajjida Ulwana.

            Wraz z nadejściem nocy, przejawy jakiejkolwiek aktywności społecznej, odnajdujemy wyłącznie w kawiarni Kirsza. Pomimo, iż owa kawiarnia ma wygląd mocno obskurny, to jednak niektóre jej elementy mogą sugerować „dawną chwałę”. Życie Kirszy biegło w sposób raczej odbiegający od normy, ale co najdziwniejsze, on sam uważał je za całkowicie normalne, bo już od dawna przyzwyczaił się do „tarzania się w błocie”. Jako handlarz narkotykami przywykł do pracy pod skrzydłami nocy. Banita, ofiara zboczeń, całkowicie oddany swoim żądzom, bez żadnych hamulców, bez żadnych skrupułów, bez żadnych wyrzutów sumienia. Potępiał rząd za to, że prześladuje takich jak on, i przeklinał tych, którzy z jego namiętności robili przedmiot szyderstwa i pogardy. Mówił o rządzie, że zezwala na picie wina, czego zabronił Bóg, a zabrania palenia haszyszu, na co Bóg pozwolił. To właśnie w kawiarni u Kirsza bohaterowie książki prowadzą rozmowy nie zwracając uwagi na to, że ich życie jest ściśle ze sobą powiązane. W zaułku Midakk wszyscy słyszą, kiedy Husnijja bije swojego męża Dżadę za to, że jest leniwy; wszyscy kupują afrodyzjak Salima Alwana i wszyscy wiedzą, kiedy właściciel kawiarni Kirsza przyprowadza do swojego przybytku pięknego chłopca z „niewłaściwych” powodów. Nie ma prywatności i nie ma prawdziwie indywidualnych tożsamości - nikt nie jest naprawdę niezależny w takim sensie, jaki sobie wyobrażamy w czasach współczesnych. To „małomiasteczkowe” uwikłania mieszkańców ułatwiają nam lepsze zrozumienie pojedynczych postaci. Okazuje się jeszcze, że książka odkrywa przed czytelnikiem pewną prawdę. Kiedy „doktor” Buszi i Zajta zostają wtrąceni do więzienia za rabowanie grobów ze sztucznych szczenek, wszyscy w zaułku są zszokowani, ale nie wydaje nam się, aby im współczuli, czy odczuwali w stosunku do nich litość. Kiedy Abbas wyjeżdża do pracy w armii brytyjskiej, nikt poza najlepszym przyjacielem - wujkiem Amm Kamilem - nie zauważa jego zniknięcia. A kiedy Hamida ucieka, by dać się „uwieść” lepszemu życiu i zostaje prostytutką, ludzie z zaułka szukają jej przez chwilę, ale szybko wracają do własnych spraw. Na dźwięk jej imienia wzruszają tylko ramionami. Mimo że żyją w bliskim sąsiedztwie, nie zbudowali żadnych więzi emocjonalnych ani silnego poczucia wspólnoty. Ich relacje nasycone są obojętnością, uczuciem, które niepostrzeżenie odziera ludzkie dusze z najzwyklejszych odruchów człowieczeństwa. Niszczy to, co w nas najpiękniejsze.

            Fundamentalnym tematem w całej książce jest zarówno odejście, jak i powrót do zaułka Midakk. Widzimy tam wiele przykładów: odejście Hamidy w poszukiwaniu jej kochanka -alfonsa; wyjazd Husajna Kirsza do pracy w wojsku i jego powrót; odejście Abbasa do pracy dla Brytyjczyków – i jego zmieniający się stosunek do zaułka Midakk. Pogarda, gdy stać go na nowoczesny apartament z elektrycznością, po upokorzenie, wobec konieczności powrotu do domu rodziców.

Końcowe rozdziały książki opisują przygotowania Sajjida Radwana al-Husajniego, świętego szacha, który wybiera się na pielgrzymkę do Mekki. W każdym przypadku odejście tworzy małą falę zmian w społeczności, ale szybko się zamazuje. Zaułek Midakk, do którego bohaterowie wracają, jest w pewnym sensie ponadczasowy i w dużej mierze nie został dotknięty przez wydarzenia zewnętrzne. Koniec II wojny światowej nie ma prawie żadnego wpływu na ich życie, a kiedy polityk Farhat przychodzi do kawiarni Kirszy, by uzyskać poparcie wyborców, wujek Kamil z radością zauważa, że nigdy nie głosował, a szajch Darwisz mówi mu, żeby „poszedł do diabła”. Mahfuz ma ambiwalentny stosunek w tej kwestii - niektóre odejścia stanowią desperackie próby ucieczki od monotonii zaułka, ale wyraźnie jest to miejsce, do którego bohaterowie mogą powrócić w potrzebie. Początkowo książka przedstawia obecność Brytyjczyków, jako dobrą rzecz, źródło wysoko płatnych miejsc pracy dla Egipcjan, co pozwala ludziom takim jak Husajn Kirsza, dosłownie i w przenośni, uciec od biedy czy wynikającego z niej zacofania. Jednak ten prosty obraz ulega w książce pewnym przeobrażeniom; upadek Hamidy spowodowany jest przez Ibrahima Faraja, bogatego egipskiego alfonsa, a zapotrzebowanie na jej usługi seksualne pochodzą od brytyjskich oficerów. Kiedy zakochany Abbas w końcu spotyka Hamidę w barze, flirtującą z brytyjskimi żołnierzami, Abbas szaleje z wściekłości i atakuje ją butelką po alkoholu. Za tą napaść zostaje przez nich pobity na śmierć.

            Pod koniec książki to Abbas okazał się najbardziej oczywistym symbolem tego, co brytyjska hegemonia zrobiła Egiptowi: zabierała prostych, ale dobrych ludzi z dala od ich tradycyjnego życia i pchała ich w zgubne objęcia alkoholu, przemocy i w końcu także śmierci. To, co pierwotnie wydawało się żałośnie zacofaną naturą zaułka Midakk i jej sposobu życia, jest odkupione i ostatecznie okazało się moralnie lepsze od tego, co oferowali Brytyjczycy i ogólna idea postępu. Zaułek Midakk może był nudny, a ludzie tam mieszkający może mieli swoje wady, ale byli społecznością godną naśladowania, zachowania i ochrony. Nadżib Mahfuz nazywany był ostatnim egipskim „rawim", czyli gawędziarzem i rzeczywiście ta powieść jest niczym historia opowiadana o rodzinie z sąsiedztwa, o ich zwyczajnym życiu, o dzielnicy, do jakiej się przenoszą, szukając spokojnego miejsca w narastającym zagrożeniu zachodnią cywilizacją. Zachwyca lekkością, kolorytem i dbałością o detale, dzięki którym życie Kairu, jego ulic, domów, kawiarni, zaułków aż tętni od barw, hałasów, zapachów. Wstajesz rano do pracy i każdej czynności towarzyszą odgłosy budzącego się wokół życia - matka, która przyrządza za ścianą posiłek, sklepikarz, który klnie już pod oknami przyjmując towar, może modlitwy dochodzące z kamienicy naprzeciwko. Wszystko tak zwyczajne, że zwykle nie zwracamy na to uwagi. A tu opisane z taką uwagą, ba, nawet z czułością. Bo Mahfuz kocha Kair i jego mieszkańców. Nie jest oczywiście wobec nich bezkrytyczny, ale czuje się, że jest przywiązany do tego świata, do tradycji i zwyczajów. Jest to, więc opowieść, w której nie tylko sami bohaterowie są istotni - to jakby marionetki, aktorzy dramatu, a autorowi zależy, aby widz zachwycił się całą oprawą tej historii, jakby mówiąc nam: dramaty pojedynczych ludzi są podobne, życie nas wszystkich jest podobne, pełne goryczy, żalu. Nadzieje i radości ustępują smutkom i rozpaczy, kariera i bogactwo są jedynie ułudą, chwilowym szczęściem i na więcej raczej nie ma, co liczyć. Nadzieje, marzenia, aspiracje są niezwykle ważne w powieści „Hamida z zaułka Midakk”. Są tam przykłady wykorzystywane przez Nadżiba Mahfuza, do zilustrowania walki między lojalnością Egipcjan wobec ich dawnych obyczajów, a pragnieniem pójścia z duchem czasu. Ku ideom napływającym z zachodu, których fundamenty okazują się dość kruche, a materializm będący ich podstawą, prowadzi do tak zwanej podwójnej moralności. 

W rezultacie różne postacie z różnymi poziomami nadziei, marzeń i aspiracji, są „używane” do ucieleśnienia tego kontrastu między starymi tradycjami, a nowymi zachodnimi wpływami. Hamida – bohaterka powieści – została przedstawiona, jako pozostająca pod ogromnym wpływem przemian kulturowych kobieta, której pragnienia oscylują wyłącznie wokół przyjemności związanych z chęcią posiadania.  Dla niej religia, która była sercem egipskiego społeczeństwa, nie miała większego znaczenia. Nie definiowała jej szczęścia, nie odgrywała żadnej roli w życiu, które wybrała. Od początku, aż do końca powieści, Hamida wkłada całą energię w pogoń za dobrami materialnymi, ucieka od szarej codzienności w zaułku Midakk. Ostatecznie postanawia zapłacić bardzo wysoką cenę za swoje marzenia. Na ołtarzu „złotego bożka” składa własną niewinność, jedyną walutę, jaką dysponuje. Zostaje prostytutką. „Każdego z nas świat przyjmuje pewnego dnia jak króla, a potem każdy staje się tym, czym go uczynił zły los. I to jest mądre oszustwo życia, bo gdyby nam powiedziano jasno u progu, co nas czeka, odmówilibyśmy opuszczenia macicy!...”– napisał Mahfuz w książce „Hamida z zaułka Midakk”.

Nadżib Mahfuz był znanym orędownikiem tolerancji i umiarkowania. Muzułmańscy fundamentaliści zarzucali mu, że jest przeciwnikiem islamu. W 1994 roku został ciężko ranny w zamachu. Od tego czasu nie mógł pisać i dyktował swoje utwory. W książkach pokazuje jak ważna jest dla niego jednostka, każdy jeden niepowtarzalny człowiek, który ma swoje przekonania, pragnienia i marzenia.