28 października 2018

Chłopiec i gołąb


„Chłopiec i gołąb” 


Meir Shalev




Autor/ (ur. 29 lipca 1948 w Nahalal) – izraelski pisarz. Jest synem jerozolimskiego poety Jicchaka Szalewa. Po ukończeniu psychologii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie Shalev rozpoczął pracę, jako redaktor programów radiowych i telewizyjnych. Prowadził m.in. program Erew Szabat („Wieczór szabatowy”) w izraelskim Programie 1. W Izraelu znany jest, jako autor wielu książek dla dzieci oraz komentator weekendowego wydania dziennika Yedioth Ahronoth.

Tłumaczenie/ Magdalena Sommer

Tematyka/ Starożytna Grecja, kraje arabskie, wojny napoleońskie, I i II wojna światowa – wszędzie gołębie pocztowe odegrały ważną rolę, uratowały wiele ludzkich istnień. Są symbolem pokoju, miłości, a w powieści Shaleva są łącznikami między, rozłączonymi na czas wojennych działań, zakochanymi gołębiarzami, a jednocześnie „pracownikami” Palmachu, paramilitarnej izraelskiej organizacji niepodległościowej. Hodowanie gołębi otacza pewna magia. Ptaki odwdzięczają się tylko odpowiednim osobom, tym, które okazują im zarówno serce, jak i stanowczość, konsekwencję. W książce Shaleva najlepszymi gołębiarzami okazują się dzieci, a najpiękniejsza historia miłosna zapisana zostaje w gołębich telegramach – gołębiogramach wysyłanych do siebie przez dwoje bardzo młodych i bardzo zakochanych.

Główny motyw/ Historia dwóch wyjątkowych związków miłosnych, rozgrywających się w różnych czasach, lecz odkrywanych przez czytelnika równolegle. Pierwsza z nich, osadzona w roku 1948, w czasach wojny o niepodległość Izraela, to historia uczucia dwojga młodziutkich gołębiarzy - chłopca z kibucu i pięknej dziewczyny o błękitnych oczach, której imienia nie znamy. Ginąc na polu bitwy, chłopiec wysyła do swej ukochanej gołębia. Przekazuje jej tajemnice, której rozwiązanie poznamy na końcu powieści. Wątek współczesny skupia się na życiu Jaira Mendelsona, mężczyzny w średnim wieku, przewodnika turystycznego. Jair opowiada nam o kochankach i o gołębiach, o swoim dzieciństwie i swej matce, która zapisuje mu w testamencie nieoczekiwany prezent - pieniądze na remont domu, dzięki którym będzie mógł zakończyć swoje nieudane małżeństwo. W następstwie tej decyzji Jair spotyka ponownie przyjaciółkę z dzieciństwa, Tircę, i odnajduje miłość swego życia.


Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Dzwony są przeznaczone do uderzeń ze środka, a nie z zewnątrz”.

„(…) gołębie muszą kochać swój dom. Bo inaczej nie będą chciały wracać”.

„Umarli nie lubią czekać”.

„(…) słowa mnożą się i powstają w najrozmaitsze sposoby: jedne dzielą się, jak ameby, inne wypuszczają korzenie i pąki. U tego mężczyzny słowa i wspomnienia się zapładniały”.

„W rozrośniętym drzewie wiatr szumi całkiem inaczej niż w młodych drzewkach”.

„Czego właściwie potrzebuje człowiek? (…) – Niewiele: czegoś słodkiego, opowieści, czasu i miejsca, mieczyków w wazonie, pary przyjaciół, dwóch górskich szczytów, by na jednym z nich stać, a na drugi patrzeć. Dwojga oczu, by wpatrywać się w niebo i czekać. Rozumiesz, o czym mówię, Jairze?”.

„Nasze kłopoty są niezwykle do siebie podobne, ale twój jest bardziej paskudny, a mój bardziej gówniany”.

„(…) człowiek w moim wieku i w mojej sytuacji powinien planować swoje życie mądrze, akceptując wyroki losu”.

„Po to Bóg stworzył kobietę. Ją obudź”.

„Czytelnik natomiast może się przekonać, że nie trzeba trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka i wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.

„Tylko ile miłości można wyrazić na takiej malutkiej karteczce? – Trzy słowa. >>Tak czy nie?<<”.

„Gołąb znika z oczu wypuszczającego, kiedy ukazuje się oczom tego, kto na niego czeka”.

„(…) kiedy silni ludzie się załamują, pęknięcie jest większe, a odłamki są drobniejsze”.

„(…) to jedyny chasyd na świecie, który ma tałes od Versacego”.

„Taki właśnie jestem. Odróżniam się nawet w swojej własnej rodzinie”.

„Oto prawdziwa niezależność. Nie pieniądze. Czas”.

„Żeby żyć razem, trzeba jeszcze kilku rzeczy oprócz miłości”.

„Nie zawsze widać, czy ktoś jest mądry. Ale idiota ma to wypisane na twarzy”.

„Jeśli siedzi się grzecznie z boku i czeka, aż się coś wydarzy, wtedy się nic nie wydarzy. Czasami trzeba wetknąć nos, i nie tylko raz, a jeśli drzwi uchylą się, choć odrobinę, trzeba wetknąć też czubek buta i ramię, a czasem warto wepchnąć też kutasa, i to dobrze. Bo daleko od fiuta znaczy daleko od serca. Tak to jest w miłości”.

„Ma rzadką cechę, którą zostały obdarzone tylko najszczęśliwsze kobiety: z biegiem lat staje się coraz piękniejsza”.

„(…) w odróżnieniu od ludzi, którzy poświęcają wiele energii na głupstwa, zwierzęta to niezwykle praktyczne stworzenia. Każde ich zachowanie ma przyczynę (…)”.

„(…) pozyskanie sympatii mężczyzn jest po wielokroć trudniejsze od zdobycia kobiety. –Bo jeśli chodzi o kobiety, możemy wykorzystać ciało, żeby pokonało pierwsze bariery. A w przypadku mężczyzny wszystko zaczyna się od umysłu, nie od serca”.

„To bardzo zdrowe samemu robić sobie prezenty”.

„Cudownie jest spać z kochaną kobietą”.

„Kiedy traci się życie, traci się wszystko. Miłość, odwagę, świadomość i pamięć”.

„Nocą wszystko wydaje się inne, niż jest naprawdę”.



                      Choć izraelski autor Meir Shalev przyciąga przede wszystkim czytelników żydowskich w Stanach Zjednoczonych, jego nowa powieść, przetłumaczona przez Magdalenę Sommer, mniej interesuje się zawiłościami konkretnej religii niż pytaniem, czego każda osoba potrzebuje, aby być szczęśliwą. „Chłopiec i gołąb” może jest po części wypełniony odwołaniami do żydowskiej tradycji, ale z jasno świeckiego punktu widzenia jest to opowieść o Jairze Mendelsohnie, izraelskim przewodniku, który uważa się za ofiarę współczesnego życia.

                    Jair pracuje, jako pilot wycieczek po Izraelu, wskazuje turystom Dolinę Hinnom, umieszcza ich w pokojach hotelowych, przypomina im historię Mojżesza na Górze Nebo i zamawia im kawę - wszystko z tą samą pilnością i zaangażowaniem. Obwozi ornitologów ze Skandynawii i Niemiec, z Holandii i Stanów Zjednoczonych, od doliny Hula do Morza Martwego. Ale kiedy wydaje mu się, że ma już dość zarówno niewdzięcznej pracy, jak i wyczerpującego małżeństwa, matka daje mu trochę pieniędzy i porad: „odejdź i znajdź tylko dwie rzeczy, których naprawdę potrzebujesz, historię i własne miejsce”. Powieść służy także czytelnikowi, jako relacja, opowiadająca historię tajemniczego „żołnierza” i gołębiarza, znanego, jako „Maluch”, który zginął podczas izraelskiej wojny o niepodległość Izraela oraz poszukiwaniu przez Jaira własnego miejsca, miłości i domu.

                    Małżeństwo Jaira i jego żony Liory zaczęło się psuć, kiedy ich dwoje nienarodzonych dzieci zmarło jeszcze w „grobie jej łona” po kolei, w dokładnie tym wieku- po dwudziestu dwóch tygodniach. Raz na miesiąc Liora odwiedzała Jaira w pokoju, na treatment dla complexion, i po wszystkim wracała znowu do siebie. Jair zadawał sobie pytanie: „Dlaczego się nie urodziliście?”. Może to był zły traf, drgnięcie ręki losu, a może ich matka miała rację i żaden związek chemiczny przez ich małżeństwo stworzony- dom, dziecko, praca, sen nie miał prawa się udać.

                   Historia Malucha może początkowo wydawać się dla czytelnika odległa i wymyślona w porównaniu z żywymi postaciami i ostrymi dialogami z dzisiejszych wędrówek Jaira, ale w miarę jak powieść się rozwija, te dwa wątki wywołują interesujące „tarcie”, poprzez opowiadanie historii w opozycji do siebie- teraźniejszości i przeszłości, Shalev stawia pod znakiem zapytania ważność i niezawodność pamięci. Podobnie, niezwykłe obrazy i symboliczny język Shaleva wzmacniają związek między Jairem i jego matką, która umiera, zanim jego „misja” zostanie ukończona. Kiedy Jair zakłada, że dziwne odgłosy w jego nowym domu są wynikiem „dyskusji między cegłami skazanymi na życie obok siebie przez całe ich życie", nie jest to zwykły kaprys. Jego matka, „mistyczka rodziny”, nauczyła go, aby zobaczył „tysiąc niebieskich oczu" w winnicy porannej i powiedziała mu, że zawsze musi powitać swój dom po powrocie: „Przywitaj się także z domem" – uczyła go. – „I uważnie słuchaj, bo ci odpowie”. - A więc Jair wie, że dźwięki skrzypiących żaluzji to „głos” jego domu oddychający, rozszerzający się, kurczący. Poszukiwania domu przez Jaira zamieniają się także w poszukiwanie zagubionej miłości, jego ukochanej z dzieciństwa, Tircy, która jest, jak sugeruje Shalev, ponownie spotkaną miłością w średnim wieku. Jair o wiele bardziej wdzięczny jest teraz losowi, niż był w młodości. Dlaczego? Jest oczarowany dojrzałym ciałem Tircy - nawet jej siwymi włosami „lekkim wybrzuszeniem jej brzucha". Podziwiając jej zmarszczki na twarzy, żałuje, że nie było go w pobliżu, gdy pojawiła się jedna: „Która z was została wyryta przez czas?", chce zapytać. „Czy przez śmiech?". Dzięki takim osobom jak Tircy i matka, pod koniec powieści Jair odkryje, czego przez całe życie potrzebował: „Tworzyłem, byłem stwarzany, kochałem i byłem kochany, otoczyłem moją duszę skórą, dałem sobie podłogę, ściany i dach. Mam drewniany taras i prysznic na dworze, mam czas, opowieść i krajobraz, mam blachę, o którą będą stukać krople deszczu podczas nadchodzącej zimy, mam dwoje oczu, by osłaniać je dłonią, patrzeć w niebo i czekać”.

                 Opowieść o Maluchu rozpoczyna się w kibucu. Dziecko w kibucu nie ma takich chwil, które należą wyłącznie do niego. „Tam nawet czas należy do wszystkich”. Poza tymi krótkimi prywatnymi momentami wokół czai się wszystko, co zaraz się wydarzy i czego nie można uniknąć ani odsunąć w czasie. Maluch był tak zwanym dzieckiem z zewnątrz. Miał rodziców, ale jego matka nie mogła znieść życia w Palestynie, tutejszych ludzi, upałów, biedy i wysiłku. Zostawiła syna z ojcem i wróciła do kraju, w którym się urodziła. Czekały tam na nią teatr i muzyka, którą kochała i których jej brakowało, czekały język i klimat, i śmierć, która przyszła za wcześnie-jako kara po latach. Ojciec ożenił się z inną kobietą, a ta odsunęła go od jego przyjaciół i zażądała, by dokądś odesłał także i syna. I tak, został wygnany do nowego miejsca. Właśnie skończył siedem lat, ale ze względu na niemowlęce dołeczki, które wciąż ozdabiały wierzchy jego dłoni, oraz na smagłe pucowate policzki otrzymał przezwisko „Maluch”. Chłopcem w kibucu zaopiekowali się stryj i ciotka i wychowywali go z miłością. Byli starszymi ludźmi, a ich jedyny syn już się ożenił i przeniósł się do innego kibucu. Wizyty ojca stawały się coraz rzadsze i krótsze, toteż Maluch zaczął mówić „mamo” i „tato” do ciotki i stryja. Po pewnym czasie chłopiec zainteresował się książką, stryj i ciotka pozwolili mu przeglądać album: francuską książkę z ilustracjami stającą na regale. Nie rozumiał słów, a oni, prawdę mówiąc, też nie rozumieli, ale oglądał fotografie i piękne rysunki zamków i gór, motyli i gadów, kwiatów, kryształów i ptaków. Stryj malucha mówił sobie w duchu, że trzeba uważać, bo taki album może obudzić w sercu młodego czytelnika nie tylko pożądaną chęć nauki, lecz także niebezpieczne pragnienie kolekcjonerstwa.
                         
                 Istotnie, chodząc po kibucowych ścieżkach, Maluch miał oczy wiecznie wbite w ziemię. Nie ze strachu ani z nieśmiałości, ale dlatego że rozglądał się za połyskującym żukiem czy „ładnym kamykiem” albo przemykającą-jak zielona błyskawica- jaszczurką. Tak, więc pewnego ranka stał sobie w grupie dzieci, czekając na transport do zbiorowej szkoły. Nagle podjechała nieznana ciężarówka i zatrzymała się na poboczu. Wszystkie dzieci przyglądały się jej z ciekawością. Pojazdy mechaniczne nie były wtedy częstym widokiem i każdy samochód budził zainteresowanie dzieci, a tym bardziej ciężarówka.  Z samochodu wysiadł mężczyzna w roboczym ubraniu i w ciężkich butach, jeden z tych chudych mężczyzn, którzy mogą być w dowolnym wieku i wydają się zarazem znajomi i całkowicie obcy. Gość poszedł do obozowiska namiotów Palmachu[1], przedstawił się komendantowi okręgu i obaj zaaferowani udali się do stolarni. Tam czekały na nich deski, gwoździe, siatki, narzędzia i utyskujący stolarz. W każdym kibucu była wówczas taka stolarnia, a w każdej stolarni był narzekający stolarz. Ale ten mężczyzna przywykł do narzekających stolarzy, znał ich obyczaje i z łatwością potrafił zyskać ich przychylność: pokazywał im pewne „ściśle tajne” szkice. Obaj zaczęli pracować nad czymś, co z początku przypominało ogromną skrzynię albo domek z rozmaitej wielkości otworami umieszczonymi na różnych wysokościach. W środku mógł zmieścić się dorosły człowiek, wyprostowany, z rozpostartymi rękami. Szybko też skonstruowali wewnętrzne przegrody, zewnętrzne półki, zakryte siatką okienka osłonięte drewnianymi okapami, i drzwi z siatki, za którymi znajdowały się drugie drzwi, silniejsze drzwi z dykty.

                   Przez dwa dni w stolarni rozbrzmiewały: stukanie młotka, dźwięk piłowania, dyskusje i polecenia.  Trzeciego dnia komendant posłał po kilku chłopaków z obozu. Załadowali domek na wózek, zaciągnęli go do kącika ze zwierzętami domowymi, przeznaczonego dla dzieci, i tam ustawili wejściem na wschód. Jak się okazało stolarz zbudował prawdziwy profesjonalny gołębnik. Mężczyzna, który przyjechał ciężarówką otworzył pokrywę wyplatanego kosza, który ze sobą przywiózł, i ze środka wyjął gołębia. Wszyscy zrozumieli, że to gołębnik, ale nie wiedzieli, w jakim celu go zbudowano. Mężczyzną, który zlecił budowę gołębnika i wpuścił pierwszego gołębia był doktor z Laufer z telawiwskiego ZOO. Doktor Laufer nie czekał na rozstrzygnięcie niezwykle istotnej kwestii i poinformował, że gołębnik z gołębiami pocztowymi stanowi „tajne i znaczące” przedsięwzięcie. Poprosił jeszcze o jedno: żeby nikt bez potrzeby nie kręcił się przy gołębniku i, oczywiście, żeby nikt go nie otwierał, nie wkładał do środka rąk, nie hałasował, nie płoszył ptaków. W kibucu pojawiła się także gołębiarka Miriam, która jak się później okaże odkryje talent gołębiarza u Malucha.

                  W tym samym czasie zbieg okoliczności, którego wtedy Maluch jeszcze nie rozumiał, lecz z czasem dowie się, jakie było jego znaczenie: w dniu, w którym doktor Laufer zostawił Miriam i jej gołębie w gołębniku własnoręcznie zbudowanym w kibucu, na pewnym balkonie domu na ulicy Ben Jehudy w Tel Awiwie usiadł ranny gołąb. Na wpół usiadł, na wpół upadł, przez chwilę chwiał się na nogach, znacząc ceramiczne płytki kropeczkami krwi, a potem stracił przytomność.

               Na balkonie znajdowali się młody chłopiec i dziewczynka. Ona miała około dwunastu lat i była jedynaczką swoich rodziców. Leżała na brzuchu i czytała. On zaś miał lat piętnaście i pół i był synem sąsiadów z trzeciego piętra; kilka minut wcześniej przyszedł po koszulę, która spadła ze sznurka z praniem na balkon poniżej. Oboje prędko podeszli do zranionego ptaka, pochylili się i zaczęli mu się przyglądać. Był to niczym niewyróżniający się, błękitnoszary gołąb o czerwonych nóżkach, podobny do tysiąca innych gołębi. Ale oczy miał zamglone z bólu, a prawe skrzydło wykręcone i bezwładne. Chłopak pobiegł do domu i przyniósł stamtąd pudełko. Wyjął bandaże i środki dezynfekujące, przetarł ranę jodyną, a złamane prawe skrzydło usztywnił za pomocą patyczka i pasma rafii. Dziewczynka, by lepiej widzieć, przesunęła do niego głowę pokrytą jasnymi lokami, aż przebiegł go delikatny, przyjemny dreszcz, jakiego nie odważył się poczuć nawet w swoich marzeniach o niej. Dziewczynka, która nie miała pojęcia, jakie uczucia wywołuje w jego sercu, wskazała palcem ogon gołębia. Istotnie, jedno z dwóch piór było łyse i nie wyrastało z ciała, a sądząc po grubości, kiedyś należało do kury lub może nawet do gęsi. Chłopiec przeciął nitkę małymi nożyczkami, odczepił obce pióro i podniósł je do światła. W duce coś tkwiło. Maleńka, zwinięta w rulonik karteczka. Wyciągnął ją, pomagając sobie zapałką, rozwinął i zobaczył, że była to jakaś wiadomość. Na kartce widniały tylko trzy słowa: „Tak czy nie?”. Serce dziewczynki mocno zabiło. Od razu pomyślała, że to pytanie w sprawie miłości. „Ktoś chce wiedzieć, czy ona się zgadza”. – powiedziała do chłopca. Wtedy ani ona ani chłopiec ani nawet Maluch w kibucu pod Jerozolimą nie zdawali sobie sprawy, jaki skutki wywoła przybycie zranionego gołębia na balkon w budynku w Tel Awiwie. „Czytelnik natomiast może się przekonać, że nie trzeba trzęsień ziemi ani wojen światowych, by zmienić bieg życia człowieka i wprowadzić w nim całkowitą rewolucję. Czasem wystarczą kocie pazury, proca jakiegoś chłopca albo jastrząb, który wykorzystał sytuację”.

                       Chłopiec i dziewczynka wzięli, więc starą drewnianą skrzynkę, przykryli ją z wierzchu siatką, umieścili w środku rannego gołębia i zanieśli go do telawiwskiego ZOO, do doktora Laufera, który niedawno wrócił z kibucu gdzie montował tajny gołębnik. Doktor Laufer od razu zapytał, czy gołąb miał obrączkę na nodze i czy miał przy sobie list lub wiadomość. Dziewczynka przy tym pytaniu bardzo się zarumieniała. Doktor pochwalił dzieci za prawidłowo założony opatrunek i zaproponował, by codziennie po szkole przychodziły do ZOO opiekować się chorym gołębiem. I tak się stało. Gołąb zamieszkał w gołębniku ogrodu zoologicznego, a dziewczynka odwiedzała go codziennie po lekcjach. Gołąb powoli odzyskiwał zdrowie, a ona go obserwowała- jak ćwiczy rozkładanie i napinanie skrzydła, jak stopniowo podfruwa coraz wyżej. Doktor Laufer po kilku dniach powiedział do dziewczynki: „Znam tylko dwóch ludzi, którzy wkładają wiadomość do dudka skrzydła. Jeden studiował z nami w Niemczech i tam został, podczas gdy my wyemigrowaliśmy. Inny przyjechał z nami, ale już nie żyje”.  I znowu mamy kolejną reakcję przyczyno-skutkową. I stało się tak, że na początku tysiąc dziewięćset czterdziestego roku pewien chłopiec z Tel Awiwu zaczął studiować podręcznik anatomii Kornina i słownik angielski, a dwoje dzieci rozpoczęło pracę w dwóch gołębnikach z gołębiami pocztowymi i naukę sztuki gołębiarstwa- dziewczynka w ogrodzie zoologicznym w Tel Awiwie, a Maluch w kibucu w Emek Ha-Jarden. Ponieważ w Izraelu nie było wtedy gołębiarzy, wszyscy byli w jakiś sposób związani z Haganą[2] i od czasu do czasu spotykali się na zjazdach gołębiarzy. Ale przede wszystkim, dlatego, że tak chciał los-, którego powody zostały już wcześniej wyłożone- dziewczynka i Maluch mieli się spotkać, a chłopiec miał wyjechać do Ameryki i wrócił do Tel Awiwu dopiero po studiach. I tak po kilku latach do ogrodu zoologicznego przyjedzie Maluch i pozna się z dziewczyną, która kilka lat wcześniej uratowała na balkonie swojego mieszkania zranionego gołębia.

                      Niezapomniany zarówno w jego szczegółach, jak i wymianie, „Chłopiec i gołąb” to opowieść o kochankach wtedy i teraz - o tym, jak głęboko kochamy, o tym, czym jest dom i dlaczego my, tak jak gołębie szkolone, by latać tylko w jednym kierunku, wracamy do niego. Meir Shalev opowiada głosem, który jest zarazem zabawny, mądry i całkowicie urzekający, opowiada historię tak uniwersalną jak wojna i intymną jak skrzydlata deklaracja miłości. Większa część książki opowiada o potrzebie istnienia w naszym życiu historii w ogóle i o tym, co ma zrobić człowiek, w którego opowieści punk kulminacyjny nastąpił jeszcze przed jego narodzinami.



[1] Palmach (hebr. פלמ"ח, akronim od פלוגות מחץ, Plugot Mahatz; pol. Siły Uderzeniowe) – żydowski elitarny związek taktyczny stanowiący siły specjalne paramilitarnej organizacji Hagana podczas wojny domowej w Mandacie Palestyny i wojny o niepodległość w latach 1947-1948.

[2] Hagana (hebr. ההגנה, Ha-Hagana, pol. Obrona) – żydowska organizacja paramilitarna, działająca w latach 1920-1948 w ówczesnym Mandacie Palestyny. Z początku organizacja o charakterze samoobrony, stopniowo rozszerzyła pole działania na akcje odwetowe wobec atakujących gangów arabskich, by przekształcić się w organizację typowo wojskową. Po II wojnie światowej organizowała nielegalną imigrację ocalonych z Holocaustu. W 1948 roku stosowała w swojej działalności również metody terrorystyczne. Po utworzeniu niepodległego państwa Izrael stała się podstawą Sił Obronnych Izraela.

20 października 2018

Pawi krzyk


„Pawi krzyk”


Gina Barkhordar Nahai



Autorka/ (ur. 9 grudnia 1960) amerykańska pisarka irańskiego pochodzenia. Przyszła na świat w Teheranie, w rodzinie perskich Żydów, ale jeszcze, jako dziecko opuściła wraz z rodziną Iran. Jako 17-latka przybyła do Stanów Zjednoczonych, by osiąść tu na stałe.

Tłumaczenie/ Teresa Lechowska

Tematyka/ „Pawi krzyk” to fikcyjna opowieść napisana na karcie rzeczywistej historii Persji- Iranu. Specyficzna opowieść. Nie tylko, dlatego, że pełna jest magii i zdarzeń nadprzyrodzonych, lecz przede wszystkim, dlatego, że opowiedziana jest od strony mniejszości narodowej i religijnej w muzułmańskim kraju – Żydów. Nie jest to jednak powieść historyczna ani polityczna. To barwna, egzotyczna opowieść o człowieczej doli, ludzkiej sile i słabościach. To opowieść o tym, że miłość kroczy obok nienawiści, a życzliwość obok obojętności. O tym, że szczęście i rozpacz dotykają ludzi bez względu na pochodzenie i wiarę, i o tym, że ludzka dobroć i sprawiedliwość, podobnie jak nietolerancja i nienawiść, nie są przypisane do konkretnego narodu czy religii.

Główny motyw/ Pawica Żydówka urodziła się w perskim Isfahanie. Miała dziewięć lat, gdy poślubiła Salomona Mężczyznę. Ona pochodziła z najstarszej wspólnoty w diasporze, ludzi na ogół nieznanych zewnętrznemu światu. On był śpiewakiem na dworze królewskim, człowiekiem bogatym, słynącym z urody i wielkiego uroku. Dziesięć lat później Pawica, jako pierwsza kobieta w dzielnicy żydowskiej porzuciła męża... Akcja tej powieści toczy się w latach 1796–1982 i opowiada o dziejach żydowskiej rodziny wywodzącej się od kobiety zwanej Esterą Wróżką – kobiety pełnej magicznych mocy. W opowieściach i przepowiedniach sięga jednak ta historia prapoczątków państwa perskiego - pierwszych mitów, władców Cyrusa i Dariusza, oraz szacha Ismaila, który uczynił szyityzm religią państwową. Od czasów Ismaila właśnie rozpoczęły się szykany i pogromy wyznawców religii judaistycznej w Persji, trwające aż do panowania szacha Rezy Pahlaviego, który zlikwidował w Iranie żydowskie getta, ale które powróciły ze wzmożoną siłą po rewolucji islamskiej pod wodzą Ajatollaha Chomeiniego.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

 „Pawica Żydówka jest tak stara, mówili, że pamięta czasy, kiedy Bóg był dzieckiem”.

„Zło było silniejsze od modlitwy”.

„Nie lekceważ nigdy przyjaźni Żyda”.
  

                     Od wydania pierwszej powieści „Pawi krzyk” w 1991 roku Gina Barkhordar Nahai jest jednym z najbardziej konsekwentnie angażujących się i odnoszących sukcesy głosów irańskiej diaspory. Książka „Pawi krzyk” opowiada historię siedmiu pokoleń irańskiej rodziny żydowskiej, przedstawia wyimaginowane historie na tle wydarzeń historycznych w stylu, który często nazywany jest „realizmem magicznym". Podczas gdy jej nadrzędnym tematem jest historia Żydów w Iranie, Nahai opowiada tę historię ze szczególną uwagą na emocjonalne i kulturowe traumy, które ukształtowały kobiety irańskich gett żydowskich. Tęsknota za ucieczką, szczególnie wśród kobiet, przechodzi przez kilka pokoleń jej postaci, pojawiając się, jako przekleństwo, a czasami, jako zbawienie od losu. W książkach Nahai bohaterki są często matkami, które szukają wygnanych przez różne siły zesłańców z Iranu - przemierzając ogromne dystanse fizyczne i kulturowe, a także córki, które czują nieobecność matek. Wszystkie one doznały krzywd, lecz zawsze są wierne Iranowi, szczególnie wierności ideom domu i przynależności rodowej. Gina Barkhordar Nahai w książce „Pawi krzyk” pokazuje, że pamięć jest oczywiście „narzędziem” selektywnym; nigdy nie zachowuje całego doświadczenia. To, co pamiętamy, nie jest tym, co było, ale tym, co widzieliśmy, a to wspomnienie z kolei zmienia się i zmienia w miarę upływu czasu przez inne subiektywne czynniki.

                 Gina Barkhordar Nahai pisze z ostrą emocjonalną i prawie antropologiczną percepcją, „laserowym dowcipem” i głębokim współczuciem... z akcentami magicznego realizmu, niezwykłymi postaciami i spiralnym, wielopokoleniowym fatum, epickim cierpieniem, walką kobiet o wolność... ta tragiczna, często piękna saga żydowskiej rodziny mieszkającej w Persji zadaje ponadczasowe pytania dotyczące uprzedzeń, traumy, dziedzictwa, lojalności i miłości.  Poprzez retrospekcje z burzliwą przeszłością Iranu, poznajemy różnych członków rodziny, ich triumfy i tragedie, lojalności i intrygi, dziwne osobliwości i lekkomyślne lekceważenie konsekwencji. Dziwne dolegliwości, złamane serca i tajemnicze postacie są mistrzowsko rozwinięte w języku, który czytelnik będzie chciał czytać na głos.

                   Pawica, 116-letnia kobieta, zostaje schwytana przez Islamską Gwardię Rewolucyjną. Jej historia osobista oraz historia nieznanej grupy Żydów, rozwija się, gdy czeka w swojej celi więziennej. Historia rodziny Pawicy sięga czasów Estery Wróżki, która pojawia się w snach swoich potomków. Estera Wróżka urodziła się na południu, w portowym mieście Bandar Abbas nad Zatoką Perską. Podobnie jak wiele Żydówek z tych stron dorastała pracując, jako służka w haremie u żon bogatych Arabów i Persów. Szyła im ubrania, splatała włosy w warkocze, odbierała przychodzące na świat dzieci. A przy tym uprawiała czary. Twierdziła, że obejrzawszy dłoń nowo narodzonego dziecka, potrafi przepowiedzieć, co je czeka; umie przygotowywać eliksiry i pisać czarodziejskie formułki, dzięki którym bezpłodne kobiety staną się brzemienne, potrafi wyganiać strach z serc starców i sprowadzać do domu zabłąkanych małżonków. Zbierała przeróżne rzeczy- kawałki tkanin, zwierzęce szkielety, jaszczurcze i kocie ogony, pasemka włosów zmarłych dziewic. Czekały zamknięte na klucz w skrzyni na taki dzień, gdy przyjdzie jedna z jej pań i poprosi, żeby otruła żonę rywalkę albo wywołała ospę u powinowatej.

                  Przed laty, jeszcze, jako dziecko, przepowiedziała śmierć marynarzy we wzburzonych wodach Zatoki Perskiej. Później, nim jeszcze pierwsze brytyjskie statki zjawiły się w porcie Bandar Abbas, całymi nocami opisywała to kobietom w haremie. Wiedziała więcej, niż mówiła. Znała opowieści tak dziwne i nieprawdopodobne, że nikt w nie by nie uwierzył, tajemnice tak ciemne i przerażające, że zachowywała je dla siebie. Umiała czytać ludziom z oczu, wkradać się w ich sny i przenikać umysły. Mimo tych wszystkich umiejętności Estera Wróżka pędziła życie w samotności i niewolnictwie. Była Żydówką. Jej matka pracowała i umarła na służbie u rodziny szejka. Szejk odziedziczył też Esterę. Jako niewolnica bez twarzy, skazana była na utratę młodości i pragnień. A później, gdy już będzie za stara, by pracować, odeślą ją do getta poza granice Bandar Abbas.

               Co wieczór patrzyła, jak żony w haremie malują twarze i usta, nacierają się wonnościami i oczekują na przybycie męża, który wybierał jedną z nich. Potem, leżąc na łóżku, wyobrażała sobie tę żonę w ramionach szejka. Rozmyślała o świecie poza murami haremu, poza Bandar Abbas. Myślała o miejscach oglądanych w swoich snach. Miała wtedy piętnaście lat i jej ciało płonęło z żądzy. Zaczęła w nocy potajemnie opuszczać harem. Czekała, aż żony położą się do łóżek i zasną strażnicy. Wtedy przekradała się przez rozległe wyschnięte ogrody domu szejka i wymykała na ulice Bandar Abbas. Wkładała cienki biały zawój zarezerwowany dla muzułmanek, zdejmowała żółtą łatę, którą wszyscy Żydzi nosili na ubraniach. Szła do portu, wdychała powietrze pachnące spalonym drewnem, słuchała nawoływań rybaków wśród fal i obserwowała przezroczyste jak duchy cienie łodzi i palm odbijających się w ciemnych wodach. Niekiedy podchodził do niej jakiś mężczyzna. Uśmiechała się oczami i mówiła do niego: „Zabierz mnie stąd. Kochaj mnie do starości”. Czasami napotkany mężczyzna zabierał ją do drewnianej chaty nad morzem i kład nagą na dywan. Estera Wróżka zamykała oczy i modliła się o miłość. Wyczuwała zapach wódki w pocie kochanka, lęk przed morzem w jego oddechu. O świcie szła z nim do portu i patrzyła, jak wiosłuje, odpływając wolno ku rekinom.

                 Wracała co noc, czekała na mężczyznę, który zaznawszy jej ciepła otworzy swoje serce i rano ją przytuli, prosząc, by została. Używała wszystkich swoich mocy, żeby przekonać mężczyzn, pisała zaklęcia i chowała im we włosy, wieszała talizmany nad ich łóżkami. Zjawiała się w snach, gdy spali, wyczarowywała miłość, której sami nigdy by do niej nie czuli. Wszystkie zaklęcia jednak zawodziły, czary zdały się na nic i Estera Wróżka była wciąż sama. Przez trzy lata szukała mężczyzny w Bandar Abbas. Zawsze wracała z niczym i jeszcze bardziej samotna. Pewnej nocy zapłakała, błagała ciemności o ratunek: „Ratujcie mnie”- prosiła tak dobrze jej znane duchy. „Pomóżcie mi zmienić swój los”. Kiedy usnęła, przyśniła jej się kraina, której nigdy przedtem nie widziała i o której nigdy nie słyszała- świat spokoju i obfitości: „gdzie mężczyźni wydawali się więksi od Boga i złoto kwitło na każdym polu?. „Udam się tam”- przysięgała ciemnościom.  Następnego dnia wzięła wszystkie swoje pieniądze i kupiła sobie miejsce w karawanie kierującej się na północ. Wędrowali przez trzy tygodnie. W nocy obozowali na drodze. Estera Wróżka udawała muzułmankę. Kiedy dotarli do Isfahanu, odłączyła się od karawany i poszła szukać żydowskiego getta. Zawędrowała wystarczająco daleko. Czy przeznaczenie zgubiło jej ślad?  Czy dotarła do idealnego świata z jej snu?
                          
                       Żydowskie getto w Isfahanie nazywało się Dżujibar. Składało się z domów i sklepów, starego placu, czterech synagog i trzech łaźni. W studniach roiło się od robaków- długich mlecznobiałych stworzeń, które bez końca wypełzały z ziemi w olbrzymich ilościach. Czystą wodą jednak rządzili islamscy mułłowie, a ci odmawiali jej Żydom. Żydzi żyli w getcie jak mrówki uwięzione w podziemnej norze. Mieszkali w parterowych lepiankach, małych bez okien. Naokoło unosił się odór z nieczystości i smród śmieci. Wszystko, czego dotknął Żyd, było na zawsze splamione. Oskarżony o przestępstwo nie mógł świadczyć w swojej obronie. Nie wolno mu było nawet wyjść z getta w dzień deszczowy, bo obawiano się, że deszcz mógł zmyć nieczystości z jego ciała i skalać muzułmanina. Estera popatrzyła na getto i zrobiło jej się zimno. Uświadomiła sobie, że wprawdzie uciekła z haremu, ale nie wyzwoliła się z więzów. Czy tak miał wyglądać „raj” ze snu Estery?  Później okaże się, że gdyby Bóg znowu poprosił Abrahama o poszukanie dziesięciu sprawiedliwych tym razem w getcie Dżujibar, Abraham miałby z tym duże problemy.

                       Estera Wróżka próbowała znaleźć sobie jakiś lokum, spotkała się jednak z niechętnym wzrokiem i dociekliwymi pytaniami. Plotkowano o niej od chwili, gdy się pojawiła. Nazywano ja nierządnicą, bo podróżowała bez mężczyzny, i bezbożnicą, bo twierdziła, że zna przyszłość. Mieszkańcy getta byli podejrzliwi, ponieważ mówiła innym dialektem i jadła, co innego niż oni. Chcieli wiedzieć, dlaczego opuściła Bandar Abbas. „Przybyłam, by odmienić swój los”- powiedziała im, jakby była Bogiem- „Przybyłam tu, żeby rozstać się ze swoim przeznaczeniem i znaleźć nowe życie”. Nikt tego nie rozumiał. Estera Wróżka nie mogła „walczyć” z całym gettem. Przybyła jednak do Isfahanu z pewnego powodu i dla tegoż powodu chciała tu pozostać: w sercu miasta, dawnej stolicy Persji, stał, jak jej mówiono, pałac cały ze szkła. Uważała, że sprowadził ją tutaj wieszczy sen.

                Wiedziała, że gdyby była zamężna, Żydzi by jej nie wygonili. „Rozejrzała” się więc i znalazła sobie Grubego Sikającego Izaaka- mężczyznę rosłego, o łysej czaszce i tak nieśmiałego, że odwracał wzrok za każdym razem, gdy go mijała. Estera Wróżka weszła do jego domu i wślizgnęła się do łóżka Izaaka i uczyła go tego, czego nauczyła się o miłości w długie ciemne noce w Bandar Abbas. Wracała co noc, pod osłoną ciemności przemykała się do herbaciarni Izaaka z nory w rumowisku, w której spędzała dni. Izaak bał się, że sąsiedzi zobaczą ją i oskarżą ją o prostytucję. Przerażała go jej namiętność, a o tysiące rzeczy nawet nie chciał jej pytać. Estera Wróżka i Gruby Sikający Izaak wzięli ślub, w noc wesela Estera poczęła. Powiedziała Izaakowi, że urodzi chłopca i nie będzie on wyglądał jak ci, których zna. Powiedziała, że będzie mądry, przyniesie chwałę ojcu i pewnego dnia będzie kroczył w słońcu w pełni chwały i z dumą w oczach. Izaak chciał jej wierzyć, ale całe getto się z tego śmiało.

                   Gruby Sikający Izaak zaczął żywić wątpliwości, po tym jak ludzie zaczęli gadać, że dziecko przyjdzie na świat wcześniej niż należy. Kochał Esterę, kochał jej zapach, jej głos, ale siła tłumu była dla niego o wiele za mocna. Do życia małżeńskiego Estery i Izaaka wkroczył rabin Jehuda Sprawiedliwy, który sprawiedliwość miał tylko w nazwisku. Kiedy Estera urodziła wcześniaka, tym samym wydała na siebie wyrok. Estera zawinęła synka w czador, potem spaliła łożysko. Na dworze czekał Jehuda Sprawiedliwy. Otworzyła drzwi i wyszła ku swemu przeznaczeniu. Na głównym placu getta Estera publicznie została oskarżona o grzech przeciwko rodzinie i czci. Po kazaniu Jehuda Sprawiedliwy nakazał Dawidowi synowi Rzeźnika ogolenie głowy przestępczyni. Golenie głowy Estery trwało godzinę. Na ziemi koło stóp kobiety legła sterta włosów. Krew ciekła jej po czaszce, twarzy, szyi. Związano jej ręce z tyłu i dźwigając ją na nogi wyjęto barani żołądek- biały, śliski, połyskujący wilgocią. Naciągnięto jej na ogoloną głowę. Posadzono na grzbiecie muła i wygnano z miasta. Najgorszą karą było to, że odebrano jej jedynego synka.

                   Kim się okazali mężczyźni? Izaak, nie wystąpił w obronie Estery. Mógł zeznać prawdę, domagać się wybaczenia, zabronić zemsty. Mógł uratować Esterę i jej dziecko. Lecz żeby tak postąpić, musiałby zrezygnować z jedynej szansy na nieśmiertelność. Rabin Jehuda Sprawiedliwy: śnił o tym dniu, przez całe życie z tęsknotą i oczekiwaniem modlił się o jego nadejście. Od dwudziestu lat był głównym rabinem getta. Wygłaszał kazania, obchodził wszystkie święta, udzielał wszystkich ślubów, a nawet uczestniczył we wszystkich pogrzebach i przez cały czas czekał na tę chwilę- chwilę, w której zostanie wezwany do osądzenia, decydowania o czyimś losie, stanowienia prawa.

                        Po paru wiekach od sprawy Estery Wróżki poznajemy życie jej potomkini Pawicy. Pewnego razu Pawica późną nocą usłyszała śpiew Salomona Mężczyzny. Pawica siedziała i drżała na łóżku i od razu pomyślała o ucieczce z domu ojca. Toteż tej nocy, gdy usłyszała pieść Salomona, Pawica pomyślała, że śni. Wieści o zaręczynach Salomona Mężczyzny i Pawicy córki Józefa Winiarza rozeszły się bardzo szybko. W getcie matki innych dziewcząt na wydaniu wbijały sobie paznokcie w policzki i lamentowały. Zagniewane swatki biegały jedna do drugiej, usiłując odkryć, która z nich doprowadziła do tych zaręczyn. Isfahańskie nierządnice spluwały, przeklinając swój pech. Jednak Pawica od momentu ogłoszenia zaręczyn płakała i błagała, i przysięgała, że nie wyjdzie za mąż. Wydawało się jej to wprost niedorzeczne: Pawica odrzuca mężczyznę pożądanego przez wszystkie kobiety. Ale Pawica nie chciała wyjść za mąż za takiego kobieciarza jak Salomon. Przyszła pani młoda uciekła z domu. Józef Winiarz ojciec Pawicy przemierzył każdy centymetr getta i w końcu znalazł córkę w piwnicy, pustej i opuszczonej. Pawica siedziała tam przerażona własnym niezdecydowaniem i nieposłuszeństwem. Kiedy ojciec chwycił ją za rękę, błagała, by odwołał to małżeństwo. Ślub doszedł do skutku, po kilku namiętnych nocach spędzonych z Salomonem, Pawica poczuła się kobietą. Jednak po narodzinach ich dziecka Salomon zapominał o Pawicy.

                       Książka Giny Barkhordar Nahai „Pawi krzyk”, mimo że przepełniona jest okrucieństwem ma też kilka humorystycznych i zarazem psychologicznych wątków. Pierwszą ciekawą kwestią jest narzucenie przez szacha Rezy ubioru europejskiego. Kazano ubierać społeczeństwo w kapelusze z rondem, koszule z kołnierzem i guzikami na przodzie, marynarki i spodnie.  Chodzący po ulicach ludzie nieprzyzwyczajeni do nowej mody wyglądali żałośnie. Od chwili wprowadzenia nowego ubioru Reza żądał wszakże całkowitego posłuszeństwa. Kiedy szach miał odwiedzić pewne miasteczko wiadomość o tym wywołała wśród mieszkańców popłoch. Nikt w miasteczku nie miał garnituru i nikt nawet na oczy nie widział kapelusza, jaki należało mieć na głowie. Zdecydowano jednak, że trzeba spróbować spełnić życzenie szacha. Wysłano kogoś do pobliskiego miasta, żeby kupił materiał. Zdobyto fotografie Europejczyków w garniturach i kapeluszach. Potem wszystkie zdatne kobiety w miasteczku zostawiły domy i rodziny i zabrały się do kopiowania strojów ze zdjęć. Ale co z kapeluszami? Nie było czasu ani materiału, by uszyć kapelusze. W desperacji zwrócono się do miejscowego „wynalazcy”-trzydziestosześcioletniego syna rolnika, który był zbyt leniwy, żeby mozolić się cały dzień na roli, poświęcił się, więc wymyślaniu „wspaniałych projektów mających przyspieszyć rozwój ludzkości”. „Wynalazca” podumał nad obrazkiem kapelusza, który należało zrobić, i przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Kazał zebrać w miasteczku blaszane puszki, zaniósł je do miejscowego blacharza, a ten je rozpłaszczył, pociął w kształcie cylindrów i zespawał łączenia. Potem blachę pomalowano na czarno. Kiedy tego popołudnia przybył szach, wszyscy witający go mężczyźni mieli na głowach europejskie cylindry. I właśnie wtedy rozpętała się burza gradowa. Kulki lodu bębniły w metalowe kapelusze, wydając odgłos podobny do strzałów. Szach zobaczył także, jak po twarzach nieruchomych, zażenowanych mężczyzn ścieka czarna farba.

                     Ciekawą postacią książki jest także Cyrus Wspaniały, który pragnął być Amerykaninem. Nosił amerykańską odzież, jeździł amerykańskim samochodem. Czytał amerykańskie powieści, zwracał się po angielsku nawet do tych, którzy go nie rozumieli. Znał na pamięć mapę Stanów Zjednoczonych, preambułę do Konstytucji, amerykański hymn. Cyrus Wspaniały nie przekroczył nigdy granicy Iranu, ale żył w marzeniach o Hollywood. Cyrus Wspaniały wcześnie postanowił, że chce studiować w Europie. W szkole w Teheranie uczył się francuskiego i angielskiego i co roku prosił ojca, żeby zapisał go na uniwersytet w Paryżu. Cyrus przyglądał się żołnierzom amerykańskim, wysokim, przystojnym i pewnym siebie, jak wydają dolary, kupują kobiety i jedzenie. Zaproponował Amerykanom interes: za pocztówki da im jedwabne pończochy i perfumy ukradzione ze sklepu ojca. Był w dziesiątej klasie i zmagał się z matematyką i fizyką, gdy dowiedział się, że Franklin Delano Roosvelt, prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki, przebywa w Teheranie na konferencji z Churchillem i Stalinem. Tak go zafascynowała ta wiadomość, że zapomniał pójść do szkoły na egzamin semestralny z przedmiotów ścisłych. Ojciec znalazł Cyrusa na bazarze, jesienny semestr się skończył, a Cyrus Wspaniały oblał wszystkie egzaminy. Chłopak tłumaczył się przed ojcem: „Nie mogę myśleć o maleńkich molekułach i jakichś nędznych mnożeniach, gdy na moich oczach tworzy się świat”.

                   Ciekawym wątkiem książki jest także psychologia wpływu na tłum. Ruchullah Duch Allaha urodził się w małej chałupce zbudowanej z cegieł z błota w wiejskim miasteczku Chomem. Jego ojciec, mułła z klanu Musawi, był ubogi, ale wpływowy. Twierdził, że jest potomkiem proroka Mahometa. Nosił czarny turban; pomniejsi duchowni nosili białe. Ten chłopiec urodzony w zapadłej wsi stał się później Ajatollahem Chomeinim. W 1978 roku Chomeini nakazał zamknięcie bazarów i wysłał studentów teologii, żeby maszerowali ulicami Teheranu, domagając się jego powrotu. Następnego dnia Iranki- kobiety, które uwolniono od zasłon, którym kiedyś pozwolono na rozwody, zapewniono ochronę przed ich ojcami, a nawet dano prawa wyborcze- te kobiety przywdziały czarne czadory i maszerowały tysiącami, domagając się przywrócenia zasłon i prawa szariatu.

                    Humorystyczny, ale jakże wymowny jest opis „wkroczenia” nowości technicznych do Iranu. Narges Praczka ujrzała telewizor, gdy pierwszy raz poszła prać do Teheranu- zanim dowiedziała się, że to rzecz bezbożna. Tak była zaintrygowana tym wynalazkiem, że stała i patrzyła na mężczyznę, który siedział w środku pudła i do niej przemawiał. Nagle uświadomiła sobie tam, na środku salonu w domu, gdzie prała, że nie jest zasłonięta, ma odsłonięte włosy, zakasane rękawy, pokazuje nagie ręce. Krzyknęła i uciekła, po czym przepłakała całą noc z powodu zszargania czci. 

                   Książka Giny Barkhordar Nahai „Pawi krzyk”, powinna być obowiązkową lekturą szkolną dla uczniów klas licealnych. Powinna znajdować się w biblioteczce każdego inteligentnego człowieka. Świat przedstawiony przez autorkę, to świat okrutny, patriarchalny, przepełniony fanatyzmem religijnym i politycznym. Książka powinna być ostrzeżeniem na przyszłość. Twierdzimy często, że tylko kiedyś w imię wiary i Boga mordowano ludzi i znęcano się nad niewinnymi kobietami. Dziś mamy bardziej wyrafinowane sposoby dręczenia ludzi, którzy biją w nasze murem osłonięte przekonania i wierzenia. Dużo mówimy o tolerancji. Każdy uważa siebie za osobę naszpikowaną tą cechą, z tym, że wynika to bardziej z mody na bycie tolerancyjnym. Przecież za małostkowe i niekulturalne ( i zagrażające światu!!) uważamy osoby, które ostentacyjnie pokazują, że nie mają akceptacji dla odmienności – czy to kultury, wierzenia, orientacji seksualnej, koloru skóry czy zwykłej tradycji.                    

                        

                 

                 

                      







13 października 2018

Plugawy ptak nocy


„Plugawy ptak nocy”

 

José Donoso


Autor/ (ur. 5 października 1924 w Santiago, zm. 7 grudnia 1996 tamże) – chilijski pisarz, współtwórca boomu na literaturę iberoamerykańską.

Tematyka/ "Plugawy ptak nocy" to niesamowita powieść. Książka, która przenosi nas do innego świata, mimo że jej akcja dzieje się w rzeczywistości nam współczesnej. To książka o śmierci, o brzydocie, o starości, naturalistyczno-turpistyczna w swej wymowie, z bardzo ciekawą narracją, przypominającą strumień świadomości, tak typową dla nurtu literatury iberoamerykańskiej. Pierwsze strony powieści są mało zachęcające - stanowią one opis pogrzebu jednej z pensjonariuszek domu dla starych kobiet. Jednakże stopniowe zagłębianie się w fabułę i przenikanie do świata staruch, Iris, Olbrzyma i Głuszka powoduje, że nie można się oderwać od tej książki. Ponadto fascynujący jest jej język, miejscami wulgarny, odpychający, a innym razem mający w sobie coś z sacrum. I ta baśniowość, ciągłe powracanie do legend, historii, zabobonów, liczne retardacje - to wszystko przesądza o niesamowitym klimacie tego dzieła.

Główny motyw/ Sześć staruch tworzy rodzaj sanhedrynu. Są wtajemniczone w odmienny stan jednej z sierot, Iris. Oczekują na przyjście dziecięcia z dziewicy. Ich powiernikiem jest Głuszek, klucznik domu. Jose Donoso pisze o wiecznej kobiecości, o wiecznym macierzyństwie, o wiecznym potwornieniu świata i odwiecznej tęsknocie do pełni, do przekroczenia granicy własnego ciała, do życia w kilku czasach równocześnie. Autor opisuje nie tylko swoje udręki. Obsesją literatury chilijskiej, argentyńskiej i meksykańskiej jest poszukiwanie owej utraconej ongiś tożsamości. Rozpoznać siebie w muzeum szaleństwa, w galerii mitów, w labiryncie wszelkich możliwości można tylko - to podpowiada nam autor książki „Plugawy ptak nocy” - jeśli zbadamy dziesiątki możliwych wariantów: losu człowieka, bytowania karła, umierania legendy, powstawania rzeczywistości skarlałej ze snów o spełnieniu. Nieludzkiego z ludzkiego. Donoso rozpoczyna powieść obrazami rozpadu i śmierci. Zamyka - sceną unicestwienia, palenia resztek czegoś, co przypomina kształt ludzki. Widzimy śmierć narratora, którego nigdy nie było. Donoso zamyka krąg czasu, krąg, w którym stale przenikają się twarze i maski.

Cytaty z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„(…) w tej staruszce było więcej zakamarków niż w całym Domu (…)”.

„(…) złe czasy rodzą paskudne myśli (…)”.

„(…) dzisiejsze dziewczyny to zachodzą [ w ciążę] od samego widoku spodni”.

„Olbrzymia jest siła strachu”.

„Bo dobrze jest płakać i lamentować w czasie pogrzebów, tak jak dobrze jest radować się w czasie narodzin”.

„(…) ludzie mają wiele przeznaczeń (…)”.

„(…) bo cóż można stracić, skoro nie ma się nic godnego czyjejkolwiek zazdrości…”.

„(…) łóżka świadków zawsze są samotne (…)”.

„Ostatecznie w najlepszych rodzinach zdarzają się wariaci, potwory albo degeneraci”.



                 „Plugawy ptak nocy” to dziwna, „pokręcona”, prześladująca czytelnika, nieprzyzwoita książka! To jedna z najtrudniejszych powieści, jakie dotychczas czytałem. Były chwile, kiedy czułem, że mogę się z nią połączyć, ale przez większość czasu miałem wrażenie, że unoszę się w groteskowym koszmarze, z zamurowanymi oknami i drzwiami, nie mogąc znaleźć drogi wyjścia. Jeśli przez przypadek zostałem brutalnie -od nowa- „wrzucony” w rzeczywistość, zmuszało to mnie do całkowitej fascynacji, aby wrócić i sprawić, żeby mój mózg od nowa zmieniał się w „papkę”. Z każdego niemal rozdziału można było usłyszeć, „jak ta książka oddycha”, jak zmieniający się kształt bytu „zawinięty” jest starannie w kilka warstw fantasmagorii.

              W którym momencie powinienem zacząć recenzję o „Plugawym ptaku nocy”? To, czego doświadczyłem od samego początku, było głębokim zamętem. Nie mogłem zrozumieć, kim byli ci ludzie, którzy między sobą prowadzili dialogi, kto był narratorem? Stopniowo, z długopisem i papierem w dłoni, zacząłem wędrować przez tę gęstą i chaotyczną książkową „dżunglę” niedomówień i niejasności.

               Bohaterem książki jest Humberto Peñaloza, który żyje (lub lepiej powiedzieć, chowa się) w Domu Duchowych Ćwiczeń „Zwiastowania” w Chimba, pod prowizoryczną osobowością - El Mudito. Był sekretarzem Jerónimo Azcoitía, senatora, który pochodził z zamożnej, starej rodziny, która założyła Dom. Książka „zamieszkiwana” jest przez całą obsadę postaci, ja wymienię tylko kilka: Inéz Azcoitía, żona Jerónimo; Iris Mateluna, sierota żyjąca w Domu, która w pewnym momencie jest uważana za ciężarną; Peta Ponce, pielęgniarka Iris; Chłopiec- potworny syn. Szczerze mówiąc, to wyliczenie stanowi niesprawiedliwość wobec ogromnej złożoności książki, jest mdłe i bezpłodne, tak jak książka jest bogata i pełna znaczenia. Narrator jest wszechwiedzący, wszechobecny, podszywa się pod niemal każdą postać tej książki, czasami w trakcie tego samego zdania. Punkt widzenia przesuwa się gwałtownie, niczym promień światła odbijający się od szorstkiego kryształu. Po pewnym czasie zacząłem szybciej reagować na zmiany zachodzące w książce, co było wielką ulgą. Książka wydaje się być rzędem pustych domów, opustoszałym miejscem w filmie, w którym pojedynczy szalony dozorca wchodzi do nich przypadkowo i na chwilę napełnia je życiem.

                 Tak jak głos narratora przechodzi od jednej postaci do drugiej w chaotyczny sposób, tak też również osobowości bohaterów podlegają kilku zmianom: w całej książce grają różne role, tak jak w zwielokrotnionym jednoosobowym serialu. Nie jest to radykalna transformacja, jest po prostu postrzegana, jako taka: na przykład Humberto Peñaloza jest z kolei biednym i niejasnym młodym człowiekiem, nieudanym pisarzem, „potworem” poprzez swoją normalność, pośród zdeformowanych ludzi, niemych i głuchych, siódmą starą kobietą pozbawioną seksu, chłopcem, który się kurczy. Postacie zmieniają także swoje cechy - Jerónimo kradnie rany Humberta, podczas gdy tan kradnie potencję Jeronima. Inés Azcoitía naśladuje głosy otaczających ją osób, podszywając się pod nie. Przeszłość i teraźniejszość wydają się współistnieć, tak jakby ręce wiedźmy myliły czas, łamiąc linię i układając segmenty równolegle.

                 Na zarysowany powyżej charakter dzieła decydujący wpływ ma bez wątpienia osoba Głuszka alias Humberto Peñaloza będącego głównym bohaterem i jednocześnie porte parole Donoso. To szaleniec, schizofrenik cierpiący na manię prześladowczą i rozpad osobowości. Jego umysł produkuje dwie rzeczywistości. Jego ojciec był człowiekiem mającym obsesję na punkcie niskiej pozycji rodziny, uwidaczniało się to w zazdrości o tytuł szlachecki i wyższą pozycję. Bycie „kimś” oznaczało dla niego zajęcie znaczącej pozycji w społeczeństwie. Społeczne hierarchie były przez niego mylone z samą egzystencją. W rozmowie z ojcem Humberto mówi: "Przysięgam, że będę kimś”. Jego pragnienie materializuje się w postaci olbrzyma, wielkiej groteskowej maski noszonej przez „anonimowego” mężczyznę. Jest to imponujący i pusty artefakt, ale dzięki temu zyskuje „obecność”. Użycie tej maski nadaje mu definicję, ale z kolei pozbawia go całej indywidualności. Wniosek, który wyłania się z tej „gry” z użyciem maski, jest taki, że widoczność społeczna oznacza wyrzeczenie się swojego „Ja”. Motywy masek, kostiumów i szaleństwa pojawiają się często w całej książce Jose Donoso. Można pokusić się o stwierdzenie, że autor zafascynowany jest transwestytyzmem. Brak pokrewieństwa i statusu społecznego, powoduje, że Peñaloza żyje w desperackim poszukiwaniu widoczności, ale kiedy widoczność jest tylko wynikiem wizji innych, wewnętrzna Jaźń nie istnieje. Jednostka jest zanurzona w rodzaj abstrakcji. W tym kontekście symboliczne zniszczenie maski Gianta oznacza odmowę istnienia, która zależy od sankcyjnego spojrzenia innych.

             W pierwszej części Humberto Peñaloza jest niemym służącym w Domu Ćwiczeń Duchowych „Zwiastowanie” w Chimbie, zamieszkałym głównie przez stare kobiety. W drugim świecie (uprzedzając – chyba ciekawszym) jest niespełnionym pisarzem Humbertem Peñalozą, służącym senatora Hieronima de Azcoiti, zatrudnionym, jako nadzorca w raju wynaturzeńców – miejscu utworzonym przez wyżej wymienionego dla Boya, upragnionego, niemniej potwornego potomka w celu zapewnienia mu odpowiedniej przestrzeni życiowej. W konsekwencji powieść koncentruje się przede wszystkim na problematyce utraty tożsamości, rozpadu osobowości oraz nieświadomej, nieuniknionej deformacji „własnego ja” przez koegzystencję z innymi ludźmi oraz tzw. okoliczności zewnętrzne, zaś cała książka staje się podróżą przez splątany labirynt świadomości, rodzenia się i umierania, w którym wieczne sąsiaduje z chwilowym, a sacrum z profanum. Biologiczna ewolucja, jakiej doświadcza Humberto w swoim halucynacyjnym stanie, odpowiada postępowi, który przenosi go z tradycji do potworności, od akceptacji siebie do przestępstwa. Ta artykulacja ciała i historii w powieści Donoso przywołuje równanie, które Foucault ustanawia między analizą fizjologiczną a analizą historyczną.
                                  
                  Oba wykreowane przez autora-głównego bohatera światy są nie tylko komplementarne wobec rzeczywistości zewnętrznej, lecz odpowiadają sobie nawzajem. Mistrzostwo umiejętności pisarskich Donoso najbardziej uderza właśnie w tym miejscu, na poziomie kreacji dwóch wzajemnie warunkujących się rzeczywistości wewnętrznych i kompozycji, która przy dużych walorach artystycznych wydaje się być zarazem bardzo prawdopodobna psychologicznie. W obu domach, w obu zamkniętych społecznościach zachodzą analogiczne wydarzenia. Bohaterowie nie mają inicjatywy ani decydującej kontroli nad przyszłością swojego życia. Cała inicjatywa przypada na czas przygody i wypadkową zdarzeń: rzeczy dzieją się ludziom wręcz nieprzewidywalnie. Zdarzenia występują w sposób irracjonalny, a zatem może to być jedyne badanie lub antycypacja, magiczna siła natury, wróżbiarstwo, mity i wierzenia. Kryzys tożsamość głównego bohatera najwyraźniej uwidacznia się w akcie seksualnym, w którym uczestniczy w masce, przebrany za kogoś innego. Pożądanie staje się destrukcyjną siły pchającą go do ostatecznego utożsamienia się z kimś innym, założenia maski i metamorficznego bycia nie sobą. Utrata tożsamości ukazywana jest, jako proces następujących kolejno permutacji osobowości, podczas których odautorskie ja ulega coraz głębszej destrukcji. Akt seksualny staje się aktem prokreacji, a powieść tym samym wkracza w odwieczny porządek rodzenia i umierania. W obu przypadkach obserwujemy transformację głównego bohatera w dziecko. Szczególnie szokuje jego przemiana w Rinconadzie: w świecie potworów normalność jest potworna - zdegenerowany Boy staje się centralnym punktem odniesienia i wartościowania, zaś główny bohater potwornieje w oczach własnych i najbliższego otoczenia. W obu przestrzeniach krąg mitu wprowadza legenda o Błogosławionej i jej żółtej suce. Odpowiednikiem tej relacji na planie fabularnym wydaje się być relacją zachodzącą pomiędzy Iris, a starą służącą, wiedźmowatą Petą Ponce. Ona wraz z odpowiadającym jej na tej płaszczyźnie Hieronimem odpowiadają za pojawiającą się w głównym bohaterze manię prześladowczą, który czuje z ich strony permanentnie narastające zagrożenie, aż do całkowitego zaanektowania i rozpadu jego osobowości. Oba światy kończy wreszcie destrukcja (lista analogii jest bardzo duża i niestety jeszcze bardziej skomplikowana). Narracja jest jak groteskowy koszmar z sprzecznościami, skrzyżowaniami tożsamości, mitów... W atmosferze halucynacji potwory i zniedołężniałe istoty poruszają kwestie dekadencji, przetrwania, magii, frustracji, marginalizacji, obsesji, izolacji społecznej, gdy pozory już nie działają. Innym tematem książki jest świat magii, mitów i legend, począwszy od legendy o Błogosławionej Inez i żółtego psa, który wcielił się jej nianię, jest to kontynuacja chilijskiego mitu imbunche dziecko, które od wczesnych miesięcy swego życia blokuje wszystkie otwory ciała.

                        Kiedy fundowano kapelanię, nikomu nie przyszło do głowy, że pewnego dnia może zabraknąć mężczyzny, nosiciela i spadkobiercy rodzinnych praw, bowiem dzieci płci męskiej było- jak stwierdzały akta epoki- dziewięcioro wszyscy pożenili się, i wszyscy mieli wielu synów, wnuków i prawnuków. Jednak od XVIII wieku, niby jakieś przekleństwo, rodziły się u nich przeważnie kobiety, piękne, bogate i pełne cnót, które wychodziły za mąż szybko i dobrze, łącząc ich z całą ówczesną socjetą, ale one to rządziły zgromadzoną wokół „ognia” rodziną, one manewrowały „cienkimi nitkami” oplatając mężczyzn siecią szeptów i półsłówek. Dyskretne kobiety w milczeniu przesuwały się w swoim świecie: szycia, służby, chorób, odwiedzin, kościoła, z oczami spuszczonymi na kolorowe nitki jedwabiu na tamborkach, podczas gdy ostre głosy męskie podnosiły się w dyskusjach o czymś, czego nie rozumiały ani nie chciały rozumieć.

                         Całą książkę przenika legenda o „Błogosławionej Inez”, która w XVIII wieku, jako córka potężnej rodziny z Ameryki Południowej nagle i tajemniczo została zamknięta w klasztorze, specjalnie dla niej zbudowanym na terenie majątku rodzinnego, ponieważ wierzono, że jest albo wiedźmą, albo świętą, albo może jednym i tym samym w tym samym czasie. Niektórzy twierdzili, że widzieli ją pod postacią straszydła ze straszliwą głową z uszami, z nietoperzymi skrzydłami latającą w powietrzu w księżycowe noce; inni natomiast przypomnieli sobie, jak przez swoją pobożność, cudem uratowała klasztor przed zniszczeniem podczas trzęsienia ziemi. Inez miała dziewięciu braci, jednak to ona była jasnością oczu dziedzica. Dziewczynka była roześmiana, o włosach niby dojrzałe zboże, a taka robotna, że w całej okolicy znana była ze swych domowych talentów, tych odwiecznych kobiecych zajęć nauczyła się od pewnej staruszki o pokrytych brodawkami rękach, która była jej piastunką od dziecka, bowiem matka obumarła ją, wydając na świat.  Może z racji przywilejów, z których niańka korzystała dzięki więzom łączącym ją z dziewczynką miejscowi chłopi znaleźli łatwe wytłumaczenie dla tylu nieszczęść i trzeba było na kogoś zrzucić winę, „a złe czasy rodzą paskudne myśli”.  Czy to stajenny powiedział ogrodnikowi, żonie lub siostrzenicy kowala nie ważne, chłopi roznosili plotki o Inez, że wraz z piastunką są wiedźmami. To one były wszystkiemu winne, bo dziewczynka była czarownicą i czarownicą była jej niańka, która prócz niewinnych kobiecych zajęć- jak smażenie konfitur i prowadzenie domu- wtajemniczyła małą w inne sprawy. Z pewnością była opętana, tak jak wszyscy w tej książce. Bracia doszli do wniosku, że przeczekawszy dla zmylenia oczu parę dni należy pozbyć się jakoś piastunki, jeżeli bowiem ktoś jest winien, to ona: ona rzuca na dziewczynkę swój niepewny cień. Zresztą jakież miało znaczenie poświęcenie nieznanej staruchy, jeżeli w ten sposób cała sprawa „wypłynie na czyste wody”? Plotka okazała się prawdą!

                  Legenda o Inez sprawiła, że bohaterowie żyli jej paradoksalną historią. Rzeczywiście, można powiedzieć, że prawdziwym przedmiotem tej książki jest sens życia: nadawanie sensu swojego życia poprzez legendę, kobietom przez mężczyzn, „staruch” przez zużyte przedmioty, biednym przez bogatych, bogatym przez odrzucenie biednych, pamięci przez niezrealizowane pragnienia. Fabuła jest jedną wielką łamigłówką z wszystkim, od „zielonych wymiocin” do romansu, od magii po morderstwo, często dziwaczne, ale zawsze - bo Donoso jest opętany zadziwiająco zwinną wyobraźnią - zainwestowaną żywą, niemal taneczną rzeczywistością. Nawet sama sceneria to rodzaj labiryntu w labiryncie.

               Nie było tajemnicą, że wielu młodych niemających ani stosunków, ani pieniędzy, ani rodziny, ani prezencji, młodych o pochodzeniu nijakim, groteskowych nazwiskach chciało za wszelka cenę przeskoczyć barierę klasową i stać się kimś innym, wymykając się z kręgów ludzi „bez twarzy”. Świat tych innych, tych, którzy byli kimś, ludzi z natury rzeczy znanych, zachowywał dla nich magiczne proporcje, niebywały wydźwięk. Takim człowiekiem był właśnie Humberto Peñaloza, który już, jako mały chłopiec chciał być tym „kimś”. Pewnego ranka, kiedy ojciec prowadził go za rękę prze centrum miasta, pokazał mu bogatego, dystyngowanego człowieka, tym człowiekiem był Hieronim ojciec Iris. Chłopiec przysiągł sobie, że kiedyś połączy się z tą rodziną. Po latach, kiedy Humberto pracował dla Domu Duchowych Ćwiczeń „Zwiastowania”, w którym przebywała niepełnosprawna Iris, wsunął na swoją głowę maskę przypominającą wielką głowę, przepchnął ją do muru, padli na murawę… Iris zaszła w ciążę.

            Humberto Peñaloza całe życie był pogrążony w obserwacji tej nieprzekraczalnej bariery, która odgradzała go od możliwości bycia kimś. Podniecony tymi wszystkimi tęsknotami, które choć na chwilę miały zostać zaspokojone, gdy dostał to „szlacheckie przebranie”, ten nowy „strój” miał otworzyć mu okno na nieznane „pejzaże”, wśród których wszystko mogło się przydarzyć. Ciąża Iris, choć poczęta w sposób naturalny dla starych kobiet z Domu Duchowych Ćwiczeń „Zwiastowania” była niepokalanym poczęciem.

            Co zaszło w rzeczywistości? Pod koniec osiemnastego wieku bogaty właściciel ziemski baskijskiego pochodzenia, ojciec dziewięciu synów i córki jedynaczki, opuszcza swoje majętności na południe od rzeki Maule, aby zamknąć córkę w klasztorze, równocześnie fundując kapelanię związaną z rodziną Azcoitia. Oto historia, ale, dla jakich przyczyn ojciec uwielbiający swą córkę, wdowiec, niemłody już, zamykałby jedynaczkę na zawsze w klasztornych murach? Dlaczego usiłuje karać ją, jako czarownicę, skoro czarownice nie istnieją, tak jak nie istnieją inne demony? Czy po to ukarał niańkę, aby lud nadal wierzył w te opowieści, w te maski strachu? Po co budować specjalny Dom i zamykać w nim dziewczynkę, jeżeli jest prawdą, że nawiedziły ją mistyczne ekstazy i był w niej materiał na błogosławioną, która mogła i powinna świecić przykładem?

             Inez de Azcoitia nie była ani czarownicą, ani świętą. Wszystko to jest o wiele prostsze. Dorastająca dziewczynka, zamknięta na zapadłej wsi osiemnastego wieku, do której może wiodły ścieżki, ale na pewno nie trakty, samotna na tej dziewiczej ziemi zaludnionej tylko przez zwierzęta i awanturników, zakochała się w jakimś młodzieńcu, może delikatniejszym, może piękniejszym, może po prostu czyściejszym niż jej bracia i ojciec. Kryta przez starą, w jej przypadkowej roli stręczycielki, niezdolnej ukochanemu dziecku niczego zabronić, miała romans z chłopcem, którego niańka jej przyprowadziła, może był to sąsiad, może jakiś chłopak z fermy, może koniuszy, to nie ma znaczenia. Czy to nie poród córki zakryło szerokie ojcowskie ponczo, przysłaniając zbyt szerokie otwarte drzwi rzeczywistości. Czy nie zwrócił on umyślnie furii swych podwładnych przeciw starej, by wykończyli ją, jedynego świadka całej tajemnicy? Czyż nie, dlatego wyrwał swą córkę z życia, by zamknięta w tym Domu odpokutowała ów zwykły grzech, rodząc legendę zamiast odkryć prawdę? A tak ojciec okrył legendą córkę, fundując kapelanię; nie ma „plamy”; nie ma syna; i nigdy go nie było i nigdy go nie będzie. A skoro Inez nie ma syna, jest rzeczą jasną, że nie ma i ojca ani żadnej zemsty nad tym ojcem. Kompletne milczenie kacyka, który nie powierzył sekretu nawet własnym synom, bo nie zrozumieliby zemsty utkanej tak cienko, polegającej po prostu na zaprzeczeniu istnienia, unicestwienia owego nieszczęsnego, nieśmiałego ojca, który uciekł, zanim go tych dziewięciu „dzikusów” zabiło; ale oni go nie zabili, bo go nie gonili, bo go nie było. Inez wstępuje do klasztoru, jest cnotliwa i czysta, nic, absolutnie nic się nie stało… Kacyk pozbył się wnuka, podrzucając go do domu jakiegoś chłopa, w której ze swych daleko położonych posiadłości, gdy ją mijali w czasie podróży do stolicy.

                   Realizm magiczny stał się etykietką, która na stałe przylgnęła do literatury latynoamerykańskiej. Była w tym określeniu intrygująca - nomen omen - magia, która zwracała na nie uwagę i czyniła zeń znakomite narzędzie marketingowe. Pisarze z Ameryki Południowej posługiwali się jednak tą nazwą niechętnie albo wcale. Na przykład wspomniany Jose Donoso, autor jednej z najważniejszych powieści latynoskiej eksplozji, "Plugawy ptak nocy", pisząc w 1971 r. książkę eseistyczną "Moja osobista historia boomu" nie użył go ani razu. Autorzy latynoscy zdawali sobie sprawę z tego, jak różna jest ich twórczość i że tylko słowo boom opisuje siłę, z jaką wdarli się na światowe salony literackie.  Dzisiaj Jose Donoso jest pisarzem zapomnianym, jak wiele innych gwiazd tamtych lat. Myślenie magiczne za sprawą popularności New Age upowszechniło się i nie jest ciekawostką literacką. Rozmaite nacje powielały pomysły Latynosów, a gdy coś jest powielane masowo, to najczęściej komercjalizuje się i trywializuje. Podczas siedmiu lat, które Donoso poświęcił na napisanie powieści, jego sytuacja psychiczna odpowiadała stanom, jakie przechodzi główny bohater. Autor doświadczał paranoi, halucynacji, rozdwojenia jaźni, co doprowadziło go do targnięcia się na własne życie. „Plugawy ptak nocy” jest powieścią o metamorfozie w różnych punktach widzenia od scenarzysty, który gromadzi w sobie swoje postacie, świat własny, deliryczny, barokowy, chaotyczny, prowadzący zarówno do czarnych obrazów Goi, jak i do refleksji myśli schizofrenicznej w mrocznej i brudnej atmosferze życia ludzkiego.