05 października 2022

Tessa d'Urberville

 

„Tessa d'Urberville”

Thomas Hardy

Autor/ (ur. 2 czerwca 1840 w Higher Bockhampton k. Dorchester, zm. 11 stycznia 1928 w Dorchester) – angielski pisarz i poeta, przedstawiciel nurtu naturalistycznego. Jego postacie literackie zmagają się ze swoimi pasjami i sytuacjami życiowymi. Utwory Hardy’ego, których akcja w większości rozgrywa się w półmitycznym hrabstwie Wessex, odznaczają się swoistymi poetyckimi opisami i nasyceniem fatalizmem. Pochodził z klasy średniej; jego ojciec był architektem i zajmował się budowaniem kościołów z cegieł. Sam Thomas Hardy był zagorzałym ateistą.

Tłumaczenie/ Róża Czekańska-Heymanowa

Tytuł oryginału/ an-gb „Tess of the d'Urbervilles: A Pure Woman”

Tematyka/ Za sprawą książki Thomasa Hardy’ego przenosimy się do epoki wiktoriańskiej, w której temat seksu był tabu, zaś zdrady – mimo iż na porządku dziennym – w niesprzyjających okolicznościach mogły niszczyć ludzkie życie. To czasy fałszywie pojmowanej moralności, obłudnego rygoryzmu, pogłębiającego się rozwarstwienia społeczeństwa oraz funkcjonowania prawa zależnego od wysokości majątku. Zrozumienie realiów, tła historycznego książki, pozwala na właściwy odbiór bohaterów i docenienie mistrzostwa autora. Prawdziwą wisienką na torcie jest oparty na motywach książki film z Nastassją Kinski w reżyserii Romana Polańskiego, który pomimo upływu lat, nie traci nic ze swojej świeżości.

Główny motyw/ Thomas Hardy w swojej najgłośniejszej powieści zatytułowanej „Tessa d'Urberville" opisuje tragiczne dzieje dziewczyny pochodzącej ze zubożałego szlacheckiego rodu. Tessa, którą ojciec wysłał do bogatych krewnych, zostaje uwiedziona, a następnie porzucona przez próżnego młodego panicza. Wydaje się, że los biednej dziewczyny jest przesądzony. W XIX-wiecznym społeczeństwie panna z dzieckiem na angielskiej prowincji nie może liczyć na litość, zrozumienie, a tym bardziej na jakąkolwiek pomoc. Jednak w swoim niełatwym życiu Tessa raz jeszcze zazna krótkich chwil szczęścia.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Czasem jednak nasze odruchy bywają silniejsze od naszych postanowień”.

„Wszystko, co mnie dotyczy, zapisane jest w historii”.

„(…) nie znajdziesz nikogo, kto by miał w rodzinie wspaniałe i pańskie szkielety jak ja!”.

„Gdy były razem, stały obok siebie niby dwie epoki – jakobińska i wiktoriańska”.

„W każdym razie dobrze jest mieć w rodzinie powóz, choćby  się nawet  nim nie jeździło”.

„Każda wieś miewa swe idiosynkrazje, swój ustrój, nawet własny kodeks moralności”.

„Dlaczego tak często byle prostak zawładnie kimś subtelniejszym od siebie: nieodpowiedni mężczyzna – kobietą, niewłaściwa kobieta mężczyzną? Od wielu tysięcy lat filozofia nie zdołała nam wytłumaczyć podobnego porządku rzeczy”.

„To zupełnie naturalne, że stare rody zrobiły już niegdyś wszystko, co do nich należało, a teraz wyczerpały się do cna”.

„Szare półtony świtu to nie to samo co szare półtony zmierzchu, mimo że natężenie ich szarości bywa podobne. W półmroku budzącego się dnia wydaje się czynne, mrok – bierny. O wieczornym zmierzchu, przeciwnie – to mrok jest czynny, gdyż rozszerza się i gęstwieje, podczas gdy światło sennie omdlewa”.

„Ale w naszych czasach jakoś nie ma już prawdziwych czarowników”.

„Miłość bywa zaraźliwa, szczególnie wśród kobiet”.

„(…) wielkość życia człowieka nie zależy  od warunków zewnętrznych, lecz od jego subiektywnych doświadczeń”.

„W takich chwilach dusza kobiety jest bardziej ucieleśniona niż kiedykolwiek”.

„Na wojnie i w miłości wszystkie środki są dozwolone”.

„W tym, co dla nich było komedią ona widziała tragedię i tylko z trudem mogła znieść ich wesołość”.

„Nie chcę dołączyć do moich szaleństw grzechu morderstwa”.

„Widzimy ciągle, że starania o zaspokojenie potrzeb doczesnych są trwalsze niż próby zaspokajania potrzeb wiecznych”.

„Nie rozumiem, doprawdy, dlaczego moje dzieci okazują się zawsze głupsze od dzieci innych ludzi…”.

„Kobiety bywają może złe, lecz w tych sprawach mężczyźni są od nich gorsi!”.

„Żony bywają czasem nieszczęśliwe, i to nie z winy mężów, ale z własnej”.

„Dla niej, podobnie jak dla wszystkich natur wrażliwych, piękno nie tkwiło w rzeczy, lecz w tym, co było tej rzeczy symbolem”.

„Lecz z najgorszych grzeszników powstają najwięksi święci”.

„Pan i panu podobni używacie do syta ziemskich rozkoszy, czyniąc życie takich biednych dziewcząt jak ja gorzkim i czarnym do rozpaczy, a gdy macie już tego dość, myślicie o zapewnieniu sobie rozkoszy w niebie, nawracając się”.

„(…) Najwyższa Moc, rządząca światem, nie zmieni swych planów ze względu na mnie”.

„Na takich urodzajnych ziemiach przesądy trwają najdłużej”.

„Mały palec fałszywego d’Urberville’a może zrobić dla ciebie więcej niż cała dynastia prawdziwych tam na dole … [w grobowcu]”.

               Epoka wiktoriańska ma dla powieściopisarzy szczególny powab - to przecież złoty wiek powieści, znaczony takimi nazwiskami jak Dickens, Thackeray, siostry Brontë, George Eliot, Thomas Hardy. Nic dziwnego, że pisarze brytyjscy gromadnie do niej wracają - od Johna Fowlesa po Juliana Barnesa, od Angeli Carter po Jeanette Winterson, od Grahama Swifta po Sarah Waters.

To epoka kusząco pęknięta. Z jednej bowiem strony lata panowania królowej Wiktorii są nadal nostalgicznie wspominaną epoką bujnie rozwijającego się imperium i poczucia dumy, że jest się Brytyjczykiem. Dumie tej towarzyszył w początkowym okresie niespotykany optymizm poznawczy, wiara w błogosławioną moc przedsiębiorczości, zachłyśnięcie się zdobyczami techniki i nauki. Optymizmowi położył kres kryzys światopoglądowy, do którego ojcostwa przyznają się między innymi Darwin, Marks i Nietzsche.

Z drugiej strony epokę tę nękały liczne, nieznane dotychczas problemy społeczne, będące pokłosiem rewolucji przemysłowej i nowej kapitalistycznej gospodarki. Benjamin Disraeli, pisarz i premier rządu królowej Wiktorii, dostrzegał w brytyjskim społeczeństwie nie jeden, ale dwa odrębne narody: uprzywilejowanych i biednych. Podobne pęknięcie charakteryzowało tę epokę w kwestiach obyczajowych. Zawrotną karierę zrobił termin respectability, łączący w sobie pojęcie poważania i przyzwoitości. Ta wiktoriańska przyzwoitość rozumiana była dość specyficznie, na co wskazuje etymologia słowa „respekt", w której odnajdujemy łaciński czasownik „patrzeć". Moralność była pochodną postrzegania. Być moralnym, a więc poważanym, znaczyło być postrzeganym (jeśli można sparafrazować sentencję biskupa Berkeleya).

            To przekonanie, że istota rzeczy zależy od jej oglądu, że tylko to, co jest widziane, podlega ocenie, a czego nie widać, pozostaje poza nawiasem mowy, doprowadziła do etycznej i poznawczej schizofrenii. Moralność tamtej epoki przybrała imię hipokryzji, obowiązywała wyłącznie w świecie społecznie widzialnym, na obszarze oficjalności i życia publicznego. Poza nim traciła władzę. Na pierś z kurczaka podczas obiadów mówiono „białe mięso” a na nóżkę z kurczaka „czarne mięso”, zasłaniano nogi od stołów i fortepianów, aby nie przywoływać seksualnych skojarzeń. Odbijało się to w sferze poznawczej, gdyż podziemny świat seksualności, prostytucji i pornografii, osłonięty płaszczem nocy i milczenia, oficjalnie nie istniał. Warte przytoczenia są tu - wcale nie naiwne - słowa królowej Wiktorii, która zapytana o legalność miłości lesbijskiej, stwierdziła, że niepotrzebne jest w tym zakresie żadne ustawodawstwo, bo coś takiego jak miłość lesbijska w Anglii po prostu nie istnieje. (JERZY JARNIEWICZ 02.08.2006 „W mroku ciszy”, Tygodnik Powszechny). 


            John Durbeyfield, ubogi wieśniak angielski, dowiaduje się przypadkiem, że jest potomkiem sławnego rodu d’Urberville’ów. Postanawia posłać swą szesnastoletnią córkę Tess do posiadłości d’Urberville’ów by przypomniała o sobie bogatym krewnym. Śliczna dziewczyna wpada w oko Alecowi d’Urberville’owi, zostaje zatrudniona w jego pałacu jako pomoc przy hodowli drobiu. Odwożąc Tess do domu z ludowej zabawy, Alec gwałci ją w lesie. Tess jakiś czas jest jego kochanką, ale nie mogąc znieść tej sytuacji, wraca do domu. Rodzi nieślubne dziecko, które umiera. Tess zaczyna pracować w mleczarni w Talbothays, gdzie poznaje Angela Clere’a, zbuntowanego syna pastora, który  w zaciszu swojego mieszkania czyta „Kapitał” Marksa. Młodzi ludzie zakochują się w sobie i biorą ślub. Tess opowiada mężowi o swej przeszłości, wstrząśnięty Angel nie potrafi wybaczyć, porzuca żonę i wyjeżdża do Brazylii. Wraca po kilku latach zdecydowany zapomnieć o przeszłości, ale w czasie jego nieobecności Tess, zmuszona biedą, znowu związała się z Alekiem. Wstrząśnięta powrotem męża, Tess decyduje się na desperacki czyn.

            Jak bardzo Tessa odczuwa ciężar swojego życiowego nieszczęścia, dobrze obrazuje scena, w której stwierdza ona, że największym odpoczynkiem jest to, kiedy w gwiaździstą noc leży się na plecach, obserwując niebo. Gdy czyni się to bowiem dostatecznie długo, dusza przestaje odczuwać cielesny balast i można odnieść wrażenie, że jest się częścią olbrzymiego kosmosu. To właśnie te słowa bohaterki, wypowiedziane mimochodem podczas wspólnego posiłku z pracownikami pana Cricka, zwracają uwagę Angela, który zakochuje się w niej bez pamięci. „Wina” Tess polega na tym, że jest piękna i wzbudza męskie pożądanie. Wbrew kulturowemu mitowi o dobrej, ubogiej dziewczynie, którą małżeństwo z księciem ratuje od nędzy, uroda bohaterki nie przysparza jej szczęścia. Wręcz przeciwnie, Tess zostaje uwiedziona i wykorzystana przez zepsutego mężczyznę, co kładzie się cieniem na całym jej późniejszym życiu. Ciało bohaterki staje się przyczyną nieszczęścia, a następnie ponosi dotkliwe konsekwencje męskiej dominacji: wbrew swojej woli Tess zostaje matką. Mimo że dziewczyna jest głęboko wierząca, zostaje z tego powodu odrzucona przez wspólnotę, a gdy jej dziecko umiera, pastor odmawia mu nawet pochówku w poświęconej ziemi. Bohaterka powieści Hardy'ego stała się symbolem ucisku kobiet niezależnie od perspektywy czasowej. Hańba Tess daje się czytać w kluczu feministycznym, genderowym i ideologicznym.

Bohaterem sceny otwierającej książkę jest John Durbeyfield ojciec Tess. Pewnego dnia na swojej drodze do domu spotyka księdza, który odmienia losy jego rodziny. Według proboszcza, John jest bezpośrednim potomkiem arystokraty, który przybył do Anglii z Wilhelmem Zdobywcą. Tak więc on i jego potomstwo nie są zwykłymi wieśniakami, ale należą do rodu d'Urberville, posiadającego ziemie w całym regionie. Ten moment jest punktem wyjścia powieści- wyłania się chciwość ojca, który naprawdę uwierzył w historię opowiedzianą przez księdza. John Durbeyfield od tej chwili zrobi wszystko, aby osiągnąć należący do niego prawdziwy status społeczny. Podążając z targu drogą do Marlott, już nie jest zwykłym jarmarcznym handlarzem, ale jako członek szlachty, zaczyna traktować napotkanego po drodze chłopca jako swego sługę. Psychoanalityk Erik Erikson wyjaśnił kiedyś jak złożone związki między kulturą, geografią i biologią wpływają na rozwój tożsamości lub na życiowe fatum – co ilustruje historia rodziny Durbeyfield. Drugim ważnym elementem w książce jest scena, kiedy Tess rozmawia o nawróceniu Alca, rozprawia o przydrożnym krzyżu i o legendzie, która krążyła wśród okolicznych mieszkańców. Okazuje się,  że na pozór sakralne miejsce, w rzeczywistości jest nośnikiem złej wróżby.  Krzyż postawili krewni pewnego zbrodniarza, którego kości spoczywały pod kamieniem.

Tessa miała niewielką moc samostanowienia o swoim życiu i była wielokrotnie krzywdzona przez innych, w tym przez swoich rodziców. Istniał wyraźny podwójny standard, w którym społeczeństwo pozwalało mężczyznom popełniać błędy, grzeszyć i krzywdzić innych, ale kobiety nie miały prawa nawet na drobne życiowe potknięcia. Nawet mężczyźni, których reputacja została naruszona, mieli wiele dróg do odkupienia, podczas gdy kobiety trwale okrywała hańba i  potępienie, których piętno nosiły do końca życia.  Społeczeństwo wiktoriańskie nie ustanowiło obrony dla niewiast niesłusznie oskarżonych; mężczyzna  zawsze uznawany był za ofiarę kobiecego  „kuszenia". Czy istnieje bardziej istotna klasyczna powieść pasująca do naszych czasów? Tak, to powieść „Tessa d'Urbervilles”. Przynajmniej w odniesieniu do faktów, jakie mamy obecnie i ruchu obywatelskiego „Me Too”, który położył nacisk na problemy molestowania seksualnego. Poznajemy kobietę, która była emocjonalnie bardzo młoda, ale dojrzała fizycznie i często zostawała uprzedmiotowiona. Była niedojrzała, przygnieciona ubóstwem swojej rodziny, napastowana przez mężczyzn, którzy mieli nad nią władzę dzięki swojemu bogactwu i pozycji społecznej. Byłem zaskoczony tym, w jaki sposób seksualność przebija się przez karty powieści. Podobnie jak większość powieści Hardy'ego, istnieją aspekty, które z perspektywy czasu można interpretować, jako powieść wykraczającą poza swoją epokę. Oprócz zwrócenia uwagi na nierówne traktowanie kobiet w społeczeństwie, w książce „Tess d'Urbervilles” jest ukazanych wiele sytuacji przekraczania społecznych i moralnych norm. Epoka wiktoriańska to „złota era” kolonializmu, wyzysku ekonomicznego i degradowania jednych ludzi do roli sług i zwierząt, a wynoszenia innych do roli panów. I nie przez przypadek przewijały się w tej epoce teorie na temat dziedziczenia z pokolenia na pokolenie zwyrodnień moralnych. Unikano używania określeń związanych z seksem i sięgano po przeróżne, niekiedy absurdalne eufemizmy. Jakie? Żonę na przykład nazywano… „pełnoprawnym prześcieradłem”. A penis stawał się Nabuchodonozorem. Nie wolno było mówić także o nogach, bo takie rozmowy zbytnio podniecały i mogły prowadzić do grzechu. Dość często przytacza się także informacje o zasłanianiu nóg fortepianów, które miały być zbyt zmysłowe i kierować myśli w niewłaściwym kierunku. Choć w tym przypadku nie brak historyków, którzy twierdzą, że to wymysł i przesada. Nie jest jednak przesadą stwierdzenie, iż ten gwałtowny skok do purytanizmu spowodował, że ciało stało się całkowitym tabu. Panie nie miały nóg ani piersi, zwoje materiału krępowały je szczelnie jak nigdy, doktor mógł badać je jedynie przez ubranie i to w obecności męża lub matki pacjentki, nie należało do rzadkości, iż nawet mąż nie oglądał nigdy swojej żony tak, jak stworzyła ją natura. Taka kultura spowodowała ogromne szkody, o których Zbigniew Lew-Starowicz pisał tak: „Purytanizm cofnął kulturę seksualną oraz ars amandi Zachodu do stanu barbarzyństwa”. Było tak, ponieważ zakaz mówienia o seksie prowadził do ogromnych braków w wiedzy. Zwłaszcza u wychodzących za mąż kobiet z dobrego towarzystwa, które od swoich matek i koleżanek otrzymywały radę, jak głosi anegdota, by kiedy już do „tego” dojdzie, „leżały na plecach i myślały o Anglii”.

Jednym z aspektów w powieści są silne płaszczyzny religijne. Powieść wypełniona jest biblijnymi alegoriami. Odnajdziemy w niej także dużo pogańskiej symboliki, zaczerpniętej z przedchrześcijańskiej przeszłości Anglii. Dlaczego? Tess ma trudności w uzyskaniu obrzędu religijnego dla swojego dziecka urodzonego poza małżeństwem oraz prawa do pochówku według chrześcijańskiego rytuału. Następnie jest wątek teologicznego konfliktu pomiędzy Angelem a jego ojcem pastorem i starszymi braćmi, którzy też byli duchownymi; ich rozbieżne poglądy na religię stworzyły podział między Angelem a jego rodziną.

Pokusa erotyczna jest silnie powracającym tematem w powieści. Zarówno Tess, jak i Angel wzbudzają silne uczucie fizycznego podniecenia u otaczających ich osób. Szczególnie Tess, która w pewnym sensie jest jak biblijna Ewa. Ma nawet swój owoc (truskawkę). Wędrówki Tess przez Wessex Hardy'ego były związane z biblijnym Upadkiem Człowieka i Exodusem. Pojawiają się również pytania o naturę moralności poruszone w książce; czy moralność może być określona przez rozum, czy też musi być dostarczona i nadzorowana przez boski autorytet.

Książka „Tessa d'Urbervilles” jest idealnym melodramatem: bohaterka jest piękna, wrażliwa, szlachetna, obdarzona błękitną krwią i dumą swych arystokratycznych przodków, niewinna i czysta – mimo uwodzenia i zbrodni. Niezłomnie walczy o siebie i prawo do miłości, ale – zgodnie z regułami gatunku – staje się igraszką Przeznaczenia, ślepego Losu zadającego okrutne ciosy. Wielka miłość, jaką Tess obdarza swego męża Angela, nie potrafi jej przed nim obronić, gdyż jest tzw. Miłością niemożliwą, czyli uczuciem typowym dla melodramatu pozbawionego happy endu, gatunku w którym splatają się wpływy Erosa i Tanatosa, bogów miłości i śmierci.

„Tessa d’Urberville” Tomasa Hardy’ego, to jedna z najważniejszych książek wszechczasów. Powieść wzbudziła kontrowersje ukazując portret seksualnej hipokryzji społeczeństwa epoki wiktoriańskiej. Stała się komercyjnym sukcesem natychmiast po ukazaniu. Bogaty język, którym Hardy kreśli wstrząsającą historię miłości, sprawia, że Tessa d’Urberville należy do najbardziej poruszających i pamiętnych powieści autora. Roman Polański nakręcił „Tess” w 1979 r., dedykując film swojej tragicznie zmarłej żonie, która podsunęła mu powieść krótko przed śmiercią. Opowieść o wrażliwej dziewczynie, skrzywdzonej przez świat, staje się w rękach polskiego reżysera prawdziwym filmowym majstersztykiem. „Tess” to film nagrodzony 3 Oscarami: za najlepszą scenografię, kostiumy i zdjęcia. Obraz przynależy do wizualnych arcydzieł skonstruowanych z wielką dbałością o detale.

 

 

03 października 2022

AKAN

 

„AKAN”

Powieść o Bronisławie Piłsudskim

Paweł Goźliński


Autor/ (ur. 1 czerwca 1971 w Mińsku Mazowieckim) – teatrolog, dziennikarz, pisarz. Absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie, studiował także na Uniwersytecie Warszawskim, w Szkole Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN gdzie obronił doktorat pisany pod opieką prof. Marii Janion.

Tytuł oryginału/ pl „AKAN”

Tematyka/ Historia życia Bronisława Piłsudskiego, od dzieciństwa w dworku szlacheckim, przez pełne napięć dorastanie, epizod uniwersytecki, udział w spisku na życie cara, wyrok śmierci zamieniony na 15 lat katorgi, po czas spędzony wśród Ajnów na Sachalinie, służy jednak nie tylko wydobywaniu z cienia tej fascynującej biografii. Pod piórem autora ożywa polemika z tradycją romantyczną i insurekcyjną, a przede wszystkim stara się on wyjść poza myślenie o polskiej historii, zdominowane przez postawę walki lub podporządkowania. Jego bohater próbuje i jednego, i drugiego, w końcu wybierając trzecią, zupełnie osobną drogę, odnajdując poczucie wspólnoty w miejscu uznawanym za kraniec świata. Paweł Goźliński wyszydza kompleksy narodowe i pychę Polaków, obnaża mity – poświęcenia dla sprawy czy heroizmu zesłańców.

Główny motyw/ Statystyczny konsument historii rzadko, kiedy wie, że Naczelnik Państwa miał w ogóle rodzeństwo, a szczególnie starszego brata. Z książki dowiadujemy się jak bliskie i skomplikowane były ich relacje, że życie „Bronisia” było naznaczone ciągłym kompleksem wobec „Ziuka” (Józefa). To Bronisław, przedwcześnie zmuszony niefrasobliwością ojca do bycia de facto głową rodziny, stworzył Józefowi warunki do tego, by stał się tym, kim zapisał się w historii Polski. Tak jakby roztaczał nad nim niewidzialny parasol, chroniący od trosk i potknięć. Wieczny chyba kompleks młodszego brata, zazdroszczenie tej łatwości, z jaką szedł przez życie, nie sprawiły, by Bronisław przestał martwić się o jego los i choć trochę mniej tęsknił przez sachalińskie lata. Sachalin, odległa wyspa między Rosją a Japonią, to, jak pisał Czechow, piekło. Ale dla żyjących tam plemion jest domem. Staje się nim również dla Bronisława, który coraz bardziej oddala się od nieludzkiego świata zesłańców, otaczającego kultem niedźwiedzie i szamanów, a wystrzegającego się bliźniąt.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Zawodziła w języku, w którym kobiety rozmawiają z matkami i matkami swoich matek”.

„Warszawa śpi, nawet gdy się bawi”.

„Ale tam samotnemu mężczyźnie trudno jest przetrwać. Nie chodzi tylko o głód, choroby, wyczerpanie. Gorzej, że nie ma powodu, żeby dalej walczyć. Nie ma, o kogo”.

„Gdybym był Modrzejewską, publiczność wyprzęgłaby konie, żeby ciągnąć mój powóz”.

 „Przecież nie ma lepszych bohaterów niż ci, którzy wędrują po trupach poprzedników”.

„Kilka trupów to niewysoka cena za trwały zapis w historii”.

„Nikt nie pozbywa się bez przyczyny dowodu własnego szczęścia”.

„Myślę, że tak się zaczyna każde uczucie. Od zaszyfrowanej w przypadkowym słowie albo geście wiadomości, że nie zostaniesz natychmiast odrzucony”.

„Śnieg zrobił w Warszawie wszystko, czego nie zrobił Bóg, car ani żaden inny duch dziejów. Pojechał równą warstwą bogatych i biednych, Rosjan i Polaków, Polaków i Żydów – nie tylko na ulicach, ale i na cmentarzach, bo wszystkie nagrobki pozamieniał w białe kurhany”.

„Ale po dwudziestu latach postu każdy strzęp zadrukowanego papieru był dla mnie jak rozdział z Tołstoja albo Stendhala”.

„Wszystko, co nam się do tej pory przyklejało do pamięci, podeszw i powiek, mogło zagrozić jej nowemu życiu”.

„Kochałem Marię, chociaż nie kochałem naszego wspólnego życia”.

„Tak, komfort deprawuje, a ciało, którego potrzeby są zaspokajane bez wysiłku, ogarnia inny głód. Głód najedzonych”.

„(…) życie wśród sekretów bywa gorsze niż samotność w celi”.

„Taka jest cena poznania dobrego i złego”.

„Życia na fotografiach nie da się wąchać ani szczypać w uda”.

„Grzech to najniebezpieczniejszy z przesądów, a sumienie to worek pełen kamieni, który więzi przy ziemi wolne dusze”.

„Myśli, że trudno się modlić, skoro nie wierzy w Boga ani w cud i do tego zapomniał, jak wygląda raj”.

„I tego właśnie chce władza, bo łatwiej jest pokierować stadem wystraszonych zwierząt niż sumą świadomych obywateli”.

„Policmajstrzy dobrze wiedzą, że za same pragnienia [zabicie cara]należałoby powiesić połowę Rosjan. I prawie wszystkich Polaków”.

„Ta wyspa cała jest bluźnierstwem. Jeśli stworzył ją jakiś Bóg, to strach się do niego modlić”.

„To niepojęte. Jak można traktować kobiety jeszcze gorzej niż psy. A przecież psy nie mają tu łatwo”.

„Morałami możesz co najwyżej pozaklejać sobie oczy. A wystarczy, że je otworzysz, rozejrzysz dookoła i widzisz całą historię ludzkości aż do jej najgłębszych początków”.

„(…) nawet w świecie bez Boga muszę znaleźć swój tikkun olam. Bo po co się starać, jeśli świat ma pozostać taki, jaki jest, pełen bezradnych ojców i upokorzonych dzieci?”.

„Bo w każdej śmierci, na którą się godzimy, bez względu na to, czy będzie to śmierć jednej ludzkiej istoty, plemienia czy narodu, umiera też część naszej natury”.

„Kanalia zawsze pozostanie kanalią i nie zmieni to nawet sto lat na jakiejś przeklętej wyspie. A że wyspę uda się zmienić przy okazji w raj, to już zupełnie chora mrzonka”.

„Rozczarowują go ludzie, którzy udają, że wierzą w cuda. A już najbardziej ci, którzy z tej kłamliwej wiary czerpią korzyści”

„(…) przecież papier też potrafi kłamać”.

„(…) mądrale próbują ulepić z Polaków idealne ofiary, zrobić z nich mesjaszy, chociaż wisząc na krzyżach, nie wybiją się na niepodległość”.

Sachalin, dzisiaj będący największą wyspą Rosji i zamieszkany przez pół miliona ludzi, w połowie XIX wieku stanowił nieprzystępne, niezbadane pustkowie, o które poza carskim imperium rywalizowała także Japonia. Mocarstwo Romanowów przez prawie dwie dekady podejmowało usilne próby skolonizowania dzikiej, mroźnej i oddalonej o przeszło 6000 kilometrów od Moskwy ziemi. Każda kończyła się niepowodzeniem. Brakowało ochotników, a ci których skuszono do udziału w akcjach osiedleńczych fałszywymi obietnicami, zmuszeni byli mieszkać w lepiankach, znosić ogromne trudy i zmagać się z głodem. W 1868 roku władze, zdeterminowane włączyć położoną na skraju świata wyspę w obręb imperium, zarysowały nowy plan. Sachalin miał się stać wielką kolonią karną dla najbardziej zatwardziałych przestępców. I dla największych wrogów politycznych carskiego reżimu. Car Aleksander II ochoczo zatwierdził projekt 18 kwietnia 1869 roku i polecił, by na wyspę, czym prędzej przetransportowano pierwszych ośmiuset nieszczęśników. Jeszcze w tym samym roku sformowano specjalną Flotę Ochotniczą. Jej wyłącznym zadaniem miało być przewożenie zesłańców do miejsca, w którym ogromną część z nich zamierzano zamęczyć. Łącznie w latach 1869-1906 na Sachalin trafiło około 30 000 katorżników. Ogromną część z nich stanowili Polacy, uczestnicy krwawo stłumionego powstania styczniowego.

O czym jest książka Pawła Goźlińskiego „Akan”? Po pierwsze to materiał na brawurową opowieść. A poza tym? Spójrzmy: mamy dwóch braci. Jeden przeszedł do historii jako ojciec polskiej niepodległości, człowiek, który buduje wielkie państwo dla wielomilionowego narodu. Z czasem popada w patologie, przydarza mu się zamach stanu, a po śmierci jego następcy wybierają niedemokratyczne formy rządzenia krajem, mimo że wszyscy wyrastali z socjalizmu. A drugi brat? Zajmuje się tubylczym ludem, Ajnami - wszystkiego cztery tysiące dusz rozrzuconych na kilku wyspach [Sachalin, Wyspy Japońskie i Kurylskie] na końcu świata. I nie chodzi mu tylko o to, żeby ocalić od zapomnienia ich obyczaje, język i pieśni. Bronisław Piłsudski nie był ortodoksyjnym etnografem, który traktował kulturę jak pocztówkę z pradziejów ludzkości, dzięki której możemy się dowiedzieć, jak wyglądała ludzkość we wcześniejszych fazach organizacji społecznej. A tak mniej więcej myśleli o „dzikich" ówcześni badacze. On naprawdę chciał ich ocalić. Musimy pamiętać, że Sachalin, który trochę przypadkiem wpadł w rosyjskie ręce, stał się kloaką Rosji. Władze wysyłały tam najniebezpieczniejszy ze swojego punktu widzenia element, bandytów i więźniów politycznych. Tubylcy, zanim Piłsudski zaczął ich opisywać, liczyć i sprawdzać w jakim tempie wymierają, byli traktowani jeszcze gorzej. „Cuchnące psy". Podludzie. To Bronisław zobaczył w nich swoich braci. Troskliwy stosunek do mniejszości jest kluczowy dla zrozumienia tej postaci.

Sporo o ich dzieciństwie wiemy z dziennika Bronisława, w którym szczegółowo, niemal dzień po dniu, opisywał swoje życie. Biografowie na podstawie tych zapisków często budują historię o szczególnym patriotyzmie braci, a tak naprawdę pojawiają się tam może dwie wzmianki, o tym, że matka czytała im Słowackiego i że założyli kółko, w którym krążyły zakazane książki. Może Broniś nie pisał więcej o tej nielegalnej działalności ze względu na bezpieczeństwo, ale za to szczerze opisywał swoją walkę z onanizmem i seksualnymi pokusami, a także ciągłą rywalizację z Józefem, który był przystojniejszy, błyskotliwszy i miał większe powodzenie u dziewczyn. Dzielili los swojej zdeklasowanej rodziny. Matki, która wniosła w posagu Józefowi Piłsudskiemu seniorowi tysiące hektarów ziemi i kilka folwarków, i ojca, powstańca styczniowego, który zwiał pod ołtarz przed groźbą zesłania na Sybir. Senior potem próbował stworzyć za pieniądze żony ziemiańską utopię. Szkoda, że z drewna. W ciągu jednego letniego dnia wszystko spłonęło. Gdyby ogień pożarł tylko ściany, meble, zboże w stodołach – z łatwością by się pozbierali i z Bożą pomocą oraz za gotówkę z posagu Marii podnieśli Zuchów ze zgliszczy. Tylko że pożoga pochłonęła więcej, niż mieli. Wszystkie plany napoczęte na kredyt, do których ich ojciec zapalał się i gasł, zanim udało mu się ze sprowadzonych z zagranicy maszyn wycisnąć pierwszą kwaterkę spirytusu, piwa, terpentyny i choćby rubla zysku. Po pożarze nie było już nadziei na dochody z takowych przedsięwzięć. Ani na odszkodowania, bo Moskale zabronili polskim panom się ubezpieczyć. A jednak Piłsudscy wciąż próbowali udawać, że nawet w ciasnym, zawilgotniałym domku można żyć jak dawniej. Porozstawiali więc w pokojach meble ocalone ze świata, w którym nigdy nie brakowało miejsca. W Zuchowie kredens mógł mieć rozmiar katedry, stół był wyspą, fotele okrętami, a fortepian wielki jak kontynent niemal znikał w kacie salonu. Po pożarze w małych pomieszczeniach stał się zawalidrogą i Broniś musiał wstrzymać oddech, żeby się przepchnąć do klawiatury. Stary Piłsudski zapożycza się u sąsiadów jednak nie ma pieniędzy żeby oddawać długi. Zawstydza swoje dzieci ukrywając się lub uciekając przez okno przed pożyczkodawcami. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy o oddanie długu przyszedł zapytać Żyd Morchel. Senior Józef Wincenty uciekając przez okno (wcześniej wysłał Bronisława, aby poinformował Morchela, że ojca nie ma w domu) wypadł z okna wprost pod nogi Żyda, który skamieniały wpatrywał się w tą całą sytuację. Żyd kiwał głową, jakby wciąż nie dowierzał temu, co przed chwilą zobaczył przyglądając się Bronusiowi ze współczuciem. Mały Broniś chciał się przed tym spojrzeniem ukryć, najlepiej rozpłynąć w powietrzu, zniknąć, ale coś bardzo silnego uciskało mu krtań i podduszało do ziemi. Przecież ktoś mówił mu niedawno, że nigdy nie powinien pozwolić się upokorzyć, bo hańbę zmywa się najtrudniej, a upodlenie jest jak śmierć. Czy to nie był ojciec? 


  Rodzina przeniosła się do Wilna, tułała po wynajętych mieszkaniach,  bracia musieli patrzeć, jak ojciec spada z piedestału, a matka coraz bardziej choruje i umiera. Oni swoją deklasację musieli przemienić w sens, znaleźć nowe wzorce do naśladowania. Ale i tak najsilniej łączyła ich typowa, miłosno-nienawistna więź dwóch braci. W czasie nauki w wileńskim gimnazjum Bronisław, obok Józefa był jednym z założycieli kółka samokształceniowego „Spójni”. Jego członkowie czytali zakazaną literaturę polską, dzieła filozofów i myślicieli. Spotkania patriotycznie nastawionej młodzieży wywołały niepokój władz. Do „Spójni” przeniknęli konfidenci tajnej carskiej policji – ochrany. Władze zakazały działalności kółka „Spójnia” i nałożyły surowe kary finansowe na jego założycieli. Piłsudski, który miał szerokie kontakty wśród wileńskiej młodzieży i był duszą tego przedsięwzięcia, został relegowany z gimnazjum. W 1884 roku zmarła matka Piłsudskich, a dwa lata później Bronisław Piłsudski postanowił kontynuować naukę w stolicy Imperium Romanowów. To właśnie w Sankt Petersburgu już na pierwszym roku poznał Aleksandra Uljanowa, starszego brata Włodzimierza Lenina, który wciągnął młodego Polaka w działalność stowarzyszenia „Wola ludu” (Народная воля), dążącego do obalenia caratu. Aleksander Uljanow był jednym z organizatorów zamachu na „cesarza Rosji, króla Polski i wielkiego księcia Finlandii” – Aleksandra III, a spisek rykoszetem odbił się także na obu braciach Piłsudskich.

Jest rok 1887. 21-letni Bronisław z młodszym bratem Józefem, przyszłym Marszałkiem, bierze udział w przygotowaniach zamachu na cara Aleksandra III. Spisek zostaje zdekonspirowany. Carskie władze nie patyczkują się z domniemanymi spiskowcami. Wyrok: kara śmierci. Stracony zostaje jeden z nich – Aleksander Uljanow, starszy brat Włodzimierza, znanego później pod nazwiskiem Lenin. Na szczęście dla Bronisława wyrok zamieniony zostaje na 15 lat katorgi na wyspie Sachalin. Po wielu tygodniach podróży pociągiem i statkiem przez Moskwę trafia do Odessy. Stamtąd udaje się na Daleki Wschód – przez Morze Czarne i Śródziemne, Kanał Sueski, a następnie wokół Półwyspu Indyjskiego, wybrzeży Korei i Chin. Mozolna przeprawa tylko na papierze zajmowała niespełna dwa miesiące. W praktyce mogła trwać nawet i ponad pół roku. Opisywane „luksusy” też nijak się miały do rzeczywistości. Zesłańców przez całe miesiące trzymano w klatkach pod pokładem. Dotyczyło to także Polaków, w wielkiej liczbie skazywanych na katorgę na Sachalinie. Nic więc właściwie dziwnego, że właśnie spod ręki Polaka – Wacława Sieroszewskiego – wyszedł chyba najbardziej uderzający opis podróży na piekielną wyspę. Ten pisarz i zesłaniec, mający za sobą upiorny pobyt na Sybirze, w 1937 roku opublikował artykuł wspomnieniowy poświęcony Bronisławowi Piłsudskiemu. A więc prawdopodobnie najsłynniejszemu Polakowi, jaki trafił na Sachalin. Zanim Bronisław został wielkim etnografem i  uratował od zapomnienia bodaj najbardziej tajemniczą kulturę Dalekiego Wschodu, musiał przetrwać prawdziwie nieludzki transport.

„W 1887 roku wywieziono go z Odessy na statku przez Suez na Sachalin wraz z 600 najcięższymi przestępcami kryminalnymi w okropnych higienicznych warunkach” – tłumaczył Sieroszewski. I nie przebierał w słowach. W oparciu o źródła z epoki, literaturę naukową i autentyczne wspomnienia drogi zesłańców na Sachalin, Paweł Goźliński napisał powieść „Akan”. Jej narratorem jest nie kto inny, jak Wacław Sieroszewski. Główny bohater to Bronisław Piłsudski, a część akcji rozgrywa się na parowcu „Niżny Nowogród”. Tym samym, który w 1879 roku zapoczątkował działalność Floty Ochotniczej. I którym tak się zachwycała rosyjska prasa. Pobyt na wyspie katorżników nie jest łatwy. Surowy klimat, długie zimy i odległość od Europy są dla młodego człowieka olbrzymim wyzwaniem. W gruncie rzeczy cała wyspa jest więzieniem o zaostrzonym rygorze i obozem pracy w jednym, w którym rządzi prawo silniejszego. Nieprzyzwyczajony do ciężkiej, fizycznej pracy i tak trudnych warunków młodzieniec radzi sobie tam jednak najlepiej jak potrafi. Ma też szczęście. Zwolniony z wycieńczającej pracy w tartaku, zajmuje się pracami biurowymi, gromadzi zbiory dla lokalnego muzeum oraz prowadzi obserwacje meteorologiczne. W czwartym roku zesłania Bronisław poznaje Lwa Sternberga. Słynny etnograf inspiruje Polaka do podjęcia prac naukowych, początkowo wśród Niwchów i Oroków.

Pięć lat później ukazuje się jego praca opisująca obserwacje klimatyczne na Sachalinie, wysoko oceniona przez grono naukowe w Petersburgu. Piłsudski wysłany zostaje na południe wyspy, gdzie prowadzić ma badania meteorologiczne. Podczas tego wyjazdu po raz pierwszy styka się z Ajnami – ludem zamieszkującym południowy Sachalin, Wyspy Kurylskie oraz wyspę Hokkaido. To właśnie to spotkanie wpłynie na dalsze koleje jego losów. Ajnowie to jeden z najbardziej tajemniczych ludów Dalekiego Wschodu. Do dziś nie wiadomo, skąd dokładnie się wzięli. Niektórzy naukowcy twierdzą, iż przybyli oni z Azji Południowo-Wschodniej, inni – że przywędrowali z Syberii, a jeszcze inni – że przypłynęli z Oceanii. Badania archeologiczne dowodzą, iż zamieszkiwali oni północ Japonii już przed 7 tys. lat. Od pozostałych mieszkańców wschodniej Azji wyróżniał ich wygląd. Byli niedużego wzrostu, ich skórę cechowała jasna karnacja, a oczy mieli zielone lub piwne. Charakteryzowali się też brakiem fałdy mongolskiej. Ajnowie posługiwali się własnym językiem, którego pochodzenia wciąż jeszcze nie udało się jednoznacznie ustalić. W ich języku „ajnu” znaczył po prostu „człowiek”. Zajmowali się głównie myślistwem, rybołówstwem i zbieractwem. Na co dzień nosili ubrania wykonane z włókna kory wiązu japońskiego oraz ze skór zwierzęcych. W ich matriarchalnej społeczności bardzo ważną rolę odgrywały kobiety, które dziedziczyły majątek. Charakteryzowały je również tatuaże wokół ust.

Bronisław niemal od razu czuje silną więź z Ajnami. Wyróżniali się oni od pozostałych mieszkańców Sachalinu skromnością i przywiązaniem do natury. Żyli przy tym w wielkim ubóstwie, pozbawieni dostępu do edukacji i wielu praw. U młodego zesłańca odzywa się natura społecznika. Zaczyna działać na rzecz polepszenia losu marginalizowanego ludu. Uczy dzieci oraz niepiśmiennych dorosłych, pisze w ich imieniu pisma do władz, szczepi ich przeciw chorobom i leczy. Sam też podejmuje naukę ich języka, poznaje zwyczaje i rytuały. Bierze udział w ceremoniach religijnych i uroczystościach rodzinnych. Ajnowie uważają go za swojego przyjaciela. Gdy kilkanaście lat później, na Hokkaido spotyka brytyjskiego misjonarza żyjącego wśród Ajnów, porozumiewają się nie po angielsku, lecz ajnusku.

Po dziesięciu latach zesłania kara katorgi zamieniona zostaje na dożywotnią zsyłkę z zakazem opuszczania Dalekiego Wschodu. Bronisław dostaje posadę kuratora w muzeum we Władywostoku. Już, jako (częściowo) wolny człowiek, wysłany przez muzeum odwiedza osady ajnuskie na Sachalinie, a potem osiedla się we wsi Ai. Tutaj spotyka i żeni się z córką ajnuskiego wodza o imieniu Chuhsamma. Owocem tego związku są syn Sukezō i córka Kyō. Przez cały czas Bronisław prowadzi intensywne prace etnograficzne, opisuje obrzędy oraz rytuały Ajnów i tworzy słownik języka ajnuskiego. W 1903 roku Piłsudski wraz z pisarzem i zesłańcem Wacławem Sieroszewskim udaje się na wyspę Hokkaido. W czasie miesięcznego pobytu prowadzi badania nad mieszkającymi tu Ajnami, lobbuje na rzecz polepszenia ich sytuacji, a także zakłada Towarzystwo Polsko-Japońskie. Jak przystało na nowoczesnego badacza, w swojej pracy terenowej używa nowinek technicznych w postaci kinematografu braci Lumière oraz fonografu Edisona. Za pomocą tego ostatniego na stu wałkach woskowych rejestruje pieśni i opowieści ajnuskie.

Losy wałków są niezwykle ciekawe. Przez lata Piłsudski próbuje sprzedać je, by ratować się przed biedą, co się jednak mu nie udaje. I tak wałki wędrują wraz z nim z miejsca na miejsce, by przez Paryż, Wiedeń i Kraków trafić do Warszawy i zaginąć. W końcu odnalezione przewiezione są do Poznania. Długo jednak nie udaje się odtworzyć nagranych na nich dźwięków. Dopiero w latach osiemdziesiątych XX w. specjalny zespół utworzony przez jednego z japońskich producentów sprzętu audio, konstruuje specjalne urządzenie. Znów usłyszeć można bezcenne pieśni w języku, który znajduje się na skraju wyginięcia.

Jemu, Polakowi, do tego skazanemu za terroryzm, nie było łatwo znaleźć sobie miejsce wśród rosyjskich kryminalistów. Był wrażliwym 21-latkiem, outsiderem. Samotność pchnęła go w stronę tubylców. Z biegiem lat, kiedy jego status na wyspie-więzieniu uległ poprawie, jeździł po tubylczych wioskach, spisywał pieśni i zbierał eksponaty dla rosyjskich muzeów. A jednocześnie, o czym już wspominałem, zakładał szkoły, dawał dzieciom podręczniki i narzędzia do pisania. Czego możemy nauczyć się z obserwacji Bronisława Piłsudskiego na Sachalinie? Że poczucie bycia gorszym lub lepszym to nie są kategorie naukowe. Że wiara w cywilizację i postęp nie jest więcej warta niż wiara w animistycznych bogów. Że badając „dzikich", więcej projektujemy na nich naszych własnych wyobrażeń, niż dowiadujemy się o ich życiu. Że pierwotny nie znaczy niewinny. Że nauka bywa alibi dla zbrodni. I że już sama obecność badacza zmienia przedmiot jego badań. I co najważniejsze Bronisław nie miał na swoim koncie żadnych rasistowskich komentarzy czy stwierdzeń dotyczących Ajnów.

Wybucha wojna japońsko-rosyjska. Na przełomie 1905-1906 roku Bronisław Piłsudski łamie zakaz opuszczania Dalekiego Wschodu i ponownie wyjeżdża, a właściwie ucieka z Władywostoku do Japonii. Czy wie, że już nigdy do niej nie wróci i nigdy nie spotka się ze swoją żoną i dziećmi? W Cesarstwie spędza pół roku, a następnie w sierpniu 1906 roku przez Stany Zjednoczone i Europę Zachodnią dociera do Galicji. Rozpoczyna badania etnograficzne Podhala. Jego sytuacja materialna pozostawia wiele do życzenia. Ze względu na brak formalnego wykształcenia nie udaje mu się znaleźć pracy w świecie akademii. Pomimo to systematycznie opracowuje przywiezione z Dalekiego Wschodu materiały, a w 1910 roku jedzie do Londynu, gdzie na japońsko-angielskiej wystawie, w roli eksponatów, wystawiani są Ajnowie z Hokkaido. Piłsudski korzystając z okazji spisuje ich opowieści. Dwa lata później ukazuje się jego słynna do dziś praca „Materiały do studiów nad językiem i folklorem Ajnów”.

Nastaje 1914 rok. Latem rusza rosyjska ofensywa na Galicję. Przestraszony perspektywą ponownej zsyłki Bronisław ucieka w pośpiechu do Szwajcarii, pozostawiając dużą część swoich zbiorów, w tym także wspomniane już wałki fonograficzne. Ze Szwajcarii przenosi się do Paryża. Z trudem udaje mu się związać koniec z końcem. Jest coraz bardziej zgorzkniały i osamotniony. Znajomi wspominają o jego depresji.

17 maja 1918 roku, pół roku przed końcem I wojny światowej i niepodległością Polski, 52 – letni Bronisław Piłsudski skoczył do Sekwany z Pont des Arts w Paryżu. Niektórzy twierdzą, że było to nie samobójstwo, lecz wypadek. Napad narkolepsji, która prześladowała go od powrotu z Sachalina. A może Bronisław Piłsudski sam wybrał sposób, w jaki domknął swój los wygnańca, któremu udało się zbudować dom w piekle, a po powrocie do ojczyzny domu nie odnalazł. Kiedy autor książki Paweł Goźliński dotarł do osady Ai, w której mieszkał Bronisław wśród Ajnów, na miejscu okazało się, że po ajnuskiej osadzie nic nie zostało. Na pocieszenie czytelnika muszę nadmienić, że potomkowie Bronisława Piłsudskiego nadal mieszkają w Japonii. W mieście Jokohama mieszka jego wnuk, który dopiero niedawno dowiedział się o tym, że jest potomkiem tak znanego człowieka. Między innym w Shiraoi, wiosce Ajnów, na japońskiej wyspie Hokkaido w 2013 roku stanął pomnik upamiętniający Bronisława Piłsudskiego. Sama historia jest bardzo interesująca, ale…. No właśnie, tu jest największy minus „Akana” – potencjalnie dobra książka pod koniec została przegadana, historia rozwleczona, aż ¾ akcji dzieje się, można by rzec – w jednym miejscu i czasie – więc siłą rzeczy książka „na finiszu” traci na dynamice.