29 stycznia 2022

Miłość w czasach zarazy

 

„Miłość w czasach zarazy”


Gabriel García Márquez


Autor/ (ur. 6 marca 1927 w Aracataca, zm. 17 kwietnia 2014 w Meksyku) – kolumbijski powieściopisarz, dziennikarz i działacz społeczny, jeden z najwybitniejszych twórców tzw. realizmu magicznego, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1982) za „powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu”.

Tłumaczenie/ Carlos Marrodán Casas

Tytuł oryginału/ es-co „El amor en los tiempos del colera”

Tematyka/ „Miłość w czasach zarazy” jest epicką historią miłosną. Jednocześnie jest to książka pozbawiona czułostkowości. Pozostawia czytelnika w poczuciu silnego przekonania o potędze, wyrozumiałości i determinacji, które pokonuje wszelkie przeciwności, by doprowadzić do spełnienia miłości. Powieść zaludniona jest niesamowitymi postaciami, przeklętymi lalkami i groźnymi papugami, zawiera wystarczającą ilość doskonałych momentów codziennej nierealności, by zapewnić autorowi zaszczytne miejsce wśród najbardziej znaczących przedstawicieli realizmu magicznego.

Główny motyw/ W dniu pogrzebu męża Ferminy Dazy, jej były narzeczony Florentino Ariza – poeta, kochanek i prezes Karaibskiego Towarzystwa Rzecznego – po raz kolejny deklaruje jej swą miłość. Zbulwersowana Fermina odrzuca go: 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni po pierwszym bezceremonialnym odtrąceniu. Następnie Fermina oświadcza, że nigdy więcej nie chce go widzieć. Fabuła powieści przenosi czytelnika o ponad 50 lat wcześniej, do początków miłości Florentiono i Feminy, a także ich dalszego życia, przeplatającego się z historiami wielu innych postaci.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) łatwiej mu było znosić ból cudzy niż własny”.

„Uważał, iż rygorystycznie rzecz ujmując każde lekarstwo jest trucizną, a siedemdziesiąt procent normalnej żywności przyspiesza śmierć”.

„(…) zbyt późno zrozumiał, że naiwność jest najbardziej niebezpieczna, wtedy, gdy daje o sobie znać u kogoś w jego wieku”.

„Nikt nie miał nigdy najmniejszych wątpliwości, że małżeństwo oparte na takich fundamentach musi być szczęśliwe”.

„(…) mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest już nam do niczego przydatna”.

„(…) co ubyło jej z wiekiem, nadrabiała charakterem i sprytem”.

„Ale to, co ujrzał owego dnia, było fizyczną obecnością czegoś, co dotychczas było zaledwie domysłem wyobraźni”.

„To doprawdy smutne, że mamy jeszcze do czynienia z samobójstwami nie popełnionymi z miłości”.

„(…) większość śmiertelnych chorób posiada swój własny zapach, żaden jednak nie jest aż tak specyficzny jak zapach starości”.

„W tym wieku człowiek jest na wpół zgniły już za życia”.

„Ludzie, których kochamy, powinni umierać razem ze swoimi rzeczami”.

„(…) dziewczyna wyidealizowana alchemią poezji (…)”.

„Przypominała mu, że słabeusze nigdy nie wejdą do królestwa miłości, bo jest to królestwo bezlitosne i okrutne (…)”.

„Tylko zła sława może być gorsza od złego zdrowia”.

„(…) pamięć serca unicestwia złe wspomnienia, wyolbrzymiając dobre i że dzięki temu mechanizmowi udaje nam się znosić ciężar przeszłości”.

„Nauczył ją, że to, co się robi w łóżku, nigdy nie jest nienormalne, jeśli przyczynia się do utrwalania miłości”.

„(…) istoty ludzkie nie rodzą się raz na zawsze w dniu, w którym matki wydają je na świat, ale że życie zmusza je do ponownego i wielokrotnego rodzenia samych siebie”.

„Jestem biedakiem z forsą, a to nie jest to samo”.

„(…) nie ma ludzi o większym zmyśle praktycznym ani bardziej zawziętych kamieniarzy, ani zmyślniejszym i niebezpiecznych administratorów od poetów”.

„(…) życie jest mądrzejsze od nas wszystkich”.

„Chodźmy gdzieś razem popłakać”.

„Miłość, o ile istniała, była czymś zupełnie innym: innym życiem”.

„Ileż to wdów jego życia, począwszy od wdowy Nazaret, pomogło mu dostrzec, jakimi kobietami naprawdę są szczęśliwe mężatki po śmierci swoich mężów”.

„Nienawidziła oberżyn od dziecka, nie skosztowawszy ich nawet, zawsze wydawało jej się bowiem, że mają kolor trucizny”.

„(…) na tym świecie nie ma nic trudniejszego od miłości”.

„Nikt nic nie wiedział, i to w mieście, gdzie wiedziano wszystko, a o wielu rzeczach wiedziano nawet wcześniej, zanim się zdarzyły”.

„Już od czasów szkolnych żywiła przekonanie, że ludzie Kościoła pozbawieni są jakiejkolwiek cnoty pochodzącej z Bożej łaski”.

„Tuż przed końcem, w błysku radości, zdał sobie nagle sprawę, że nigdy nie było mu dane przebywać tak długo w pobliżu osoby, którą tak bardzo kochał”.

„(…) ludzie po amputacji czują bóle, łaskotki, mrowienie w nodze, której już nie mają. I tak teraz wyglądało jej życie: czuła go tam, gdzie już go nie było”.

„Starzy ludzie wśród starych ludzi są mniej starzy”.

„Sto lat temu przesrano mi życie z powodu tego biednego człowieka, bo byliśmy za młodzi, a teraz znowu chcą nam to zrobić, bo jesteśmy za starzy”.

„My, mężczyźni, jesteśmy biednymi niewolnikami przesądów (…)”.


Gabriel Garcia Marquez w książce „Miłość w czasach zarazy" poucza nas, że „Mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest już nam do niczego przydatna", a nieco dalej parafrazuje swój wywód, twierdząc, iż „Życie jest mądrzejsze od nas wszystkich". Starożytni doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Kosmos oraz to, co rozgrywa się w jego przestrzeni, posiada istotny wpływ na ich życie. Stąd brało się obsesyjne wręcz zainteresowanie dawnych ludzi przestrzenią gwiazd. Oczy skierowane ku niebu poszukiwały odpowiedzi na trapiące ludzkość problemy. Gabriel Garcia Marquez w swoim największym dziele pisał, że „(…) na tym świecie nie ma nic trudniejszego od miłości (…)”. W dzisiejszej rzeczywistości, zakrzywionej pandemią koronawirusa wywołującego COVID-19, zdanie to ma jeszcze trafniejszy wydźwięk, niż 35 lat temu, kiedy zostało napisane.

„Miłość w czasach zarazy” powstała w 1985 r. Jest powieścią obszerną, wielowątkową. Opowiada historię miłości Ferminy Dazy i Florentina Arizy. Fermina decyduje się jednak na małżeństwo z rozsądku. W trakcie związku z doktorem Juvenalem Urbino rodzi się między małżonkami miłość. Ich wspólne życie jest udane. Florentino nigdy się nie żeni. Przeżywa jednak bardzo liczne, mniej lub bardziej długotrwałe, mniej lub bardziej (częściej jednak – bardziej) namiętne romanse. Gdy tylko dowiaduje się, że Fermina została wdową, odwiedza ją. Dawna namiętność wybucha z wielką siłą, o tyle zaskakującą, że obydwoje są już staruszkami. Już sam tytuł powieści sugeruje, że autor podejmuje w książce dwa ważne problemy: miłość (życie) i zaraza (śmierć). Od początku życia towarzyszy nam nieodłączny cień śmierci. Wszak żyjemy, żeby umrzeć. Wcześniej czy później nasze ciała zbrzydną, zaczną się psuć i poczujemy coraz szybszy oddech śmierci. Ale przecież „śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci". Te dwa wypalone w nas piętna będą się przenikać w całej powieści Gabriela Garcii Marqueza. „Miłość w czasach zarazy" rozpoczyna się od  opisu zwłok samobójcy. Lekarz badający nieboszczyka z pewnym zażenowaniem konstatuje, że jest to pierwszy w jego wieloletniej praktyce przypadek, gdy przyczyną użycia cyjanku nie była nieszczęśliwa miłość. „To doprawdy smutne, że mamy jeszcze do czynienia z samobójstwami nie popełnianymi z miłości" - mówi doktor Olivella. To samobójstwo popełniono ze starości, ze strachu przed śmiercią.

Rzecz dzieje się na przełomie XIX i XX stulecia, choć równie dobrze mógłby to być (a może nawet jest) czas nierzeczywisty. Ten okres jest w dziejach Kolumbii niezwykle trudny. Kraj jest targany konfliktami. Zamęt i walki liberałów z konserwatystami trwają ponad 50 lat. Jest to też czas dyktatorskich rządów prezydenta Rafaela Nuneza, załamania gospodarki, konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi o Panamę, na skutek, którego Kolumbia utraciła Kanał Panamski. Gdzieś daleko jest Europa ze swoimi walcami Straussa, kawiarniami Paryża i gondolami Wenecji. Fermina i Juvenal jadą w podróż poślubną do Paryża, który u Marqueza nie jest pokazany wprost, ale przez zawartość kufra Ferminy. Paryż też jest „realnie magiczny". Domy mody, salony, kabarety - Marquez zawsze pokazuje jakiś inny, tajemny świat. Opowiada o czasach minionych, świecie, który już nie istnieje, widzianym przez delikatną zasłonę, świecie starych pożółkłych fotografii, niewinnej miłości, wyzwalającej jednak ciemne moce. „Nie ma większej chwały niż śmierć w imię miłości" - mówi naiwny, romantyczny młodzieniec. Oczywiście umrze. Ale przyczynią się do tego raczej starość i choroby niż miłosny trzepot serca. Bo miłość rzadko zabija nagle, zazwyczaj robi to powoli i systematycznie. Młody liryczny telegrafista staje się powoli ascetycznym odludkiem, więdnie i schnie. A może raczej gnije. Cholera, która towarzyszy tym ludziom przez całe życie, krążąca wciąż nad nimi, przypominająca o swym istnieniu, staje się oczywista jak dzień i noc. Gnijące w słońcu ciała nieboszczyków są tylko naturalnym dopełnieniem krajobrazu. Właściwie my wszyscy gnijemy. Jeżeli śmierć nie przyjdzie w czasie zarazy wybijającej całe miasta, tylko w przerwie (gdy ona na chwilę odchodzi, bo przecież powróci), naszym szczęściem będzie to, że nie spoczniemy w zbiorowych mogiłach, anonimowi, zawinięci w prześcieradła i rzuceni na stos innych trupów. Florentino i Fermina, niegdyś młodzi i piękni, starzeją się, chorują i w końcu umrą, jako ludzie zniszczeni i brzydcy. Marquez pisze alternatywną historię Romea i Julii. Szekspir wyrządziłby straszną krzywdę młodym kochankom, gdyby pozwolił im żyć dalej. Musieliby widzieć, jak się starzeją i zapewne uczucie bezgranicznej miłości zaczęłoby się zamieniać w ślepą nienawiść. Marquez wyrządza bohaterom tę krzywdę. Pozwala im patrzeć na siebie siedemdziesięcioletnich, o brzydkich ciałach i niemiłych zapachach. 


Dowcip Marqueza jest specyficzny. Doktor Urbino usiłuje ściągnąć z drzewa papugę, która tam uciekła. Nie jest to pierwsza lepsza papuga. Potrafi świetnie mówić po francusku, śpiewać mszę po łacinie i recytować wybrane fragmenty z Ewangelii według Świętego Mateusza. „Przenajświętszy Sakramencie. Jeszcze się pan zabije" - krzyczy przerażona służąca i w tym momencie doktor Urbino spada z drabiny i się zabija. Śpiewakowi, który założył się z niemieckim geometrą, że swym śpiewem obudzi całe miasto, w najważniejszym momencie wypadła sztuczna szczęka. Miłość ma wiele wymiarów. „Kapitan Samaritano darzył krowy morskie macierzyńskim niemal uczuciem, bo wydawały mu się damami skazanymi na pobłądzenie na bezdrożach miłości". Kapitan Samaritano kocha krowy morskie, Florentino kocha Ferminę, czas płynie nieubłaganie, zbliża się kolejna zaraza, gdzieś ponad zakochanymi krąży duch Bolivara. Śmierć i miłość idą razem, pod rękę, rozglądając się za kolejnymi ofiarami.

Powieść kończy się, gdy kochankowie-staruszkowie pływają statkiem o wdzięcznej nazwie „Nowa Wierność”, w górę i w dół rzeki Rio Grande de la Magdalena, kochając się i biesiadując. Na maszcie żółta flaga informuje wszystkich, że na pokładzie są osoby zarażone cholerą. Kapitan – jak to kapitan statku – szybko się zorientował, jaka relacja łączy pasażerów zajmujących luksusowy apartament. Wieszając na maszcie żółtą ostrzegawczą flagę, dał im wolność i intymność, ważną zwłaszcza dla Ferminy, która dopiero co została wdową. Na ostatniej stronie powieści czytamy: „Kapitan spojrzał na Ferminę Dazę i dostrzegł na jej rzęsach pierwszy blask zimowego szronu. Następnie popatrzył na Florentina Arizę, jego niezłomne opanowanie, nieustraszoną miłość i przeraziło go spóźnione podejrzenie, że to nie śmierć, ale właśnie życie nie ma granic. –A jak pan myśli, jak długo możemy pływać w to cholerne tam i z powrotem?- zapytał. Florentino miał przygotowaną odpowiedź od pięćdziesięciu trzech lat, siedmiu miesięcy i jedenastu dni, łącznie z nocami. – Przez całe życie – powiedział.”

Gabriel García Márquez w swojej powieści odnosi się do charakteryzujących jego twórczość trwałych tematów: miłości i przeznaczenia. Śmierć i cierpienie są wszechobecne na kartach książki, które symbolizuje pandemia cholery, która dotyka wszystkich: młodych, starych, biednych i bogatych. Podobnie jak zaraza, miłość także potrafi zabijać: śmierć dwóch kochanek Florentino (w wyniku samobójstwa i mordu za zdradę) są tego najlepszym przykładem. Hiszpańskie słowo cholera, colera, oznacza również gniew lub furię. Miłość zatem jest ogniem i umieraniem,  to dziwne, że umieranie daje wciąż nowe siły, które podsycają życie. W tej powieści jednak takie sytuacje sprawiają, że ludzie chcą żyć więcej, a nie mniej. Jeśli przyznamy się dziś do „umierania z miłości”, podejrzewani będziemy jedynie o niezbyt wyszukaną i z gruntu sentymentalną hiperbolę. Z miłości się nie umiera, dla miłości się żyje. Ta klisza języka erotycznego jest jednak hiperbolą tylko ze współczesnego punktu widzenia, w odniesieniu zaś do wiedzy i wyobraźni dawnych wieków staje się niepokojąco dosłowna. W tym świecie bowiem miłość jest egzystencjalnym, fizjologicznym, a nawet metafizycznym kryzysem, niebezpiecznym balansowaniem na granicy życia i śmierci. Dzieje się tak co najmniej z kilku powodów. Nieszczęście, któremu na imię miłość, dopada człowieka poprzez oczy. Zgodnie z tradycją platońską przyjmowano, że proces widzenia jest aktywny, oczy emitują promienie świetlane. W emitowanych przez oczy promieniach kryją się spiritus animales, „duchy z ognia pochodzące”. Bywają one złowrogie, o czym do dziś pamięta choćby ludowy przesąd, każący chronić niemowlęta przed złym spojrzeniem. I właśnie miłość ma wiele wspólnego z owym niebezpiecznym porażeniem przez spiritus animales utajone w promieniach oczu.  Ów proces „miłosnej infekcji” dokonującej się drogą poprzez oczy nazywany był często zarazą, szczególnie, kiedy w jednej kobiecie zaczęło podkochiwać się kilku mężczyzn w tym samym czasie. A zatem tak zaczyna się nieszczęście; ukryte w promieniach oczu zatrute strzały miłości mieszają się z „tchnieniem krwi”, by uderzyć w duchowe i biologiczne centrum przyszłego amanta. Trzeba posiadać także do miłości predyspozycje z którymi się rodzimy. Jedna z kochanek Florentino, Sara Noriega twierdziła, „że miłość to przede wszystkim wrodzony talent. Mówiła: >Albo się z tym rodzisz, albo nigdy się tego nie nauczysz<”. Oczy zabijają, bo zarażają miłością, złowrogie „duchy” docierają do serca niczym zmutowany wirus. Jest w tym przekonaniu i w charakterystyce procesu zakochiwania się potencjał semantyczny, który każe myśleć o ukochanej czy ukochanym jako o złowrogim krzywdzicielu, nieprzyjacielu bądź czarowniku, częściej jednak czarownicy czyhającej na nieświadome serca i umysły. To, rzecz jasna, poziom analizy i refleksji, który inspirował prześladowania i procedury inkwizycyjne.

Oczywiście, jak uczyli medycy, miłosne spełnienie leczy z tej groźnej choroby i przymówki niedoszłych kochanków dadzą się zinterpretować jako prośby o niezbędne lekarstwo. Nieprzypadkowo mężem Ferminy został doktor Urbino. Małżeństwo z nim miało wyleczyć Ferminę z miłości do Florentino. Ale wokół nadal krążyła zaraza, a z nią śmierć. I o ile śmierć jest rozłączeniem duszy i ciała, to miłosne karesy kochanków okazywały się niebezpieczną acz jakże kuszącą igraszką z Tanatosem. Liczne kochanki Florentino i zdrada doktora Urbino ukazują mechanizmy obronne przed lękiem wywołanym umieraniem. Niektóre wątki tradycji platońskiej, żywe w kulturze na przykład renesansu i baroku, utrwalały przekonanie o tymczasowych i - by tak rzec – niezobowiązujących eskapadach duszy poza ciało. Okazją do tego był przede wszystkim sen, który - jak pisał Kochanowski - „uczy umierać człowieka”. We śnie może nastąpić chwilowe odłączenie duszy od ciała, tak że dostępne stają się dla niej doświadczenia intelektualne niezależne od zmysłowych. Takiemu rozstaniu z duszą sprzyjają jednak również inne okoliczności. Do nich należy niewątpliwie pocałunek. Zarówno w tradycji judeochrześcijańskiej, jak i klasycznej wskazać można ślady przekonania, iż podczas pocałunku dokonuje się wymiana dusz. Podobnie jak podczas resuscytacji wykonuje się sztuczne oddychanie aby przywrócić komuś życie, zwrócić mu duszę. Może lepszym tytułem dla książki Márqueza byłby tytuł „Pocałunek w czasach zarazy”?

W książce autor stosuje drugi ze swoich - obok miłości – charakteryzujących jego pracę literacką tematów: przeznaczenie. Co by się jednak stało, gdyby obcięto papudze pióra u skrzydeł i ptak nie odfrunąłby na pobliskie drzewo mangowca? Doktor Juvenal Urbino ma 80 lat, zaś jego małżonka Fermina 72 lata. Wiodą sobie spokojne życie, Urbino mimo swojego wieku nadal praktykuje i ma u boku wierną żonę. Jednak wkrótce sielanka się kończy - Juvenal nagle umiera z powodu własnej nieuwagi: „Doktor Urbino złapał papugę za szyję, wzdychając triumfalnie ça y est. Ale natychmiast ją wypuścił, drabina wymknęła mu się bowiem spod nóg, on zaś wisząc przez chwilę zdał sobie sprawę, że właśnie umiera, bez komunii, bez krztyny czasu na to, by się z czegokolwiek wyspowiadać, bez z kimkolwiek pożegnać, o czwartej siedem w popołudnie w niedzielę Zesłania Ducha Świętego”. W dniu pogrzebu do Ferminy przychodzi niewidziany przez lata Florentin Ariza i wyznaje jej miłość. Czekał na to 51 lat, 9 miesięcy i 4 dni...

 Gabriel García Márquez wyjaśnił kiedyś, że romans Ferminy i Florentino narodził się w jego głowie, kiedy pewnego dnia zobaczył starszą parę, bardzo w sobie zakochaną, tańczącą na pokładzie statku. Márquez powiedział także, że nie mógł napisać „Miłości w czasach zarazy”, kiedy był młody, ponieważ książka zawiera punkty widzenia, o których nie miał pojęcia w swojej młodości. „Myślę, że starzenie się uświadomiło mi, że uczucia i to, co dzieje się w sercu, są ostatecznie najważniejsze." – podsumował kiedyś swój wywiad Gabriel García Márquez.

 

 

02 stycznia 2022

Szatańskie wersety

 

„Szatańskie wersety”


Salman Rushdie


Autor/ (ur. 19 czerwca 1947 w Bombaju, arab.:أحمد سلمان رشدی, hindi: अहमद सलमान रश्दी) – brytyjski pisarz i eseista pochodzenia indyjskiego, specjalizujący się w tematach związanych z Subkontynentem Indyjskim i relacjami świata zachodniego ze wschodem. Zdobywca Nagrody Bookera za książkę pt. „Dzieci północy”. Jego twórczość charakteryzuje się realizmem magicznym.

Tłumaczenie/ Jerzy Kozłowski

Tytuł oryginału/ an-gb „The Satanic Verses”

Tematyka/ „Szatańskie wersety” to książka, która w latach 1988-1989 wywołała burzę na całym świecie, przyniosła Rusdhiemu fatwę (wyrok śmierci) i zmusiła go do życia w ukryciu przez ponad 10 lat. „Sprawa Rushdiego” to doniosły moment w historii literatury, gdyż napięcia religijne i polityczne skupiły się wówczas wokół jednej powieści i jej autora. Autor zadaje w swojej książce pytanie o Proroka, czy jego idea jest absolutna i czysta? Beletryzując życie Proroka i osadzając w roli anioła postać psychopatyczną, Salman Rushdie zranił tysiące muzułmanów i wywołał oburzenie, które utrzymuje się do dzisiaj.

Główny motyw/ „Szatańskie wersety”, napisane zabawnie i w stylu magicznego realizmu, to wielokulturowy obraz świata widzianego oczami dwóch indyjskich imigrantów – Saladina Chamchy i Gibreela Farishty. Na początku powieści dwaj bohaterowie niczym aniołowie spadają na ziemię angielską, gdy ich samolot został zbombardowany przez terrorystów. Gibreel pada ofiarą urojonych i psychotycznych snów, w których występuje jako Archanioł Gabriel, co nasuwa jednoznaczne skojarzenia z islamskim Prorokiem. Z kolei anglofil, Saladin w wyniku fizycznej mutacji, nad którą nie może zapanować, przybiera diabelski wygląd. Dzieło to, dzięki bogactwu postaci  o azjatyckich  lub afrykańskich korzeniach, ujawnia jakie są postkolonialne doświadczenia imigrantów. Styl Rushdiego – pełen języków, światów, historii, bajek, snów, urojeń i proroctw jest niezwykle kosmopolityczny.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Aby się znów urodzić – śpiewał Dżibril Fariśta, spadając z nieba – umrzeć najpierw trzeba”.

„Nie ma uśmiechu bez łez ronienia. By serce zdobyć, trzeba westchnienia”.

„Objawienie też potrzebuje czasu…”.

„(…) wielkim artystom trzeba od czasu do czasu pozwolić na kaprysy (…)”.

„(…) w życiu – inaczej niż w kinie – jeśli coś cuchnie, ludzie o tym wiedzą”.

„Anglia to wędzona ryba o dziwnym smaku, pełna ości i kolców i nikt nigdy mu nie powie, jak ją jeść”.

„Sęk w tym, że są ulepieni z tej samej gliny”.

„Człowiek, który postanawia wymyślić siebie na nowo- według jednego punktu widzenia- przyjmuje rolę Stwórcy; postępuje nienaturalnie, bluźnierczo, dopuszcza się obrzydliwości nad obrzydliwościami”.

„Człowiek żyjący w niezgodzie z samym sobą staje się dwunożnym kłamstwem (…)”.

„Nic dziwnego, że zakochałem się w tobie, cukiereczku, bo gdy lokalne produkty są tak niskiej jakości, trzeba polubić towary zagraniczne”.

„Musiał pogodzić się z myślą, że jego krew nie zawiera już czynników uodparniających, które pozwoliłyby mu znosić indyjską rzeczywistość”.

„Nie lubię odwiedzin bez zapowiedzi”.

„Kiedy czyjś przodek, twórca, okazuje się istotą szatańską, dziecko często przybiera postawę świętoszka”.

„Jeśli się żyje w dwudziestym wieku, nietrudno dostrzec siebie w ludziach bardziej od nas pokrzywdzonych, którzy starają się naginać rzeczywistość do swojej roli”.

„Widzisz, nasz przyjaciel chce powiedzieć, że jeśli masz do wyboru między jakimś rodzajem bezcielesnego pola siłowego a faktycznym, istniejącym Bogiem, to co wybierasz? Nie można się modlić do prądu elektrycznego. Nie ma sensu prosić fal o klucz do raju”.

„Od samego początku mężczyźni wykorzystywali Boga do tego, żeby usprawiedliwić rzeczy niewybaczalne”.

„(…) pismo jest potężniejsze od miecza”.

„A tymczasem – co jest jednym ze znajomych paradoksów historii – liczba wiernych rośnie jak plony, które wyrastają obficie, chociaż gleba i klimat są coraz gorsze”.

„(…) wielkie upadki zmieniają ludzi”.

„Jestem człowiekiem, dla którego pewne rzeczy są ważne: rygor, samodyscyplina, rozsądek, dążenie do szlachetności bez uciekania się do tej starej protezy – Boga”.

„(…) fantazje bywają silniejsze od faktów”.

„Obojętnie gdzie osiedlają się Anglicy i tak nigdy nie opuszczają Anglii”.

„Niespodzianka to najlepszy scenariusz”.

„Ten kraj nigdy nie przestał być dla niego pocztówką”.

„Świadomość tego, że się żyje, skutecznie rekompensuje to wszystko, co życie z nami robi”.

„Coś poważnie szwankuje w życiu duchowym tej planety, pomyślał Dżibril Fariśta. Zbyt wiele demonów w ludziach, którzy twierdzą, że wierzą w Boga”.

„Wygnanie jest marzeniem o powrocie w chwale”.

„Na wygnaniu paranoja jest nieodzownym warunkiem przetrwania”.

„Woda jest bowiem strażniczką życia”.

„Ale nazwy, gdy tylko wchodzą do powszechnego użytku, szybko stają się jedynie dźwiękami, a na ich etymologię opada – tak jak na wiele innych ziemskich cudów – kurz przyzwyczajenia”.

„To, co powszechne, staje się w końcu niewidzialne (…)”.

„(…) gdy archanioł kładzie się z kobietą, jest ona na zawsze stracona dla mężczyzn”.

„(…) nie można trzymać na poddaszu diabła i spodziewać się, że nikt się o tym nie dowie”.

„Istota wędrująca przez życie może stać się sobie tak obca, że staje się inna, oderwana, odcięta od historii”.

„(…) życie jest jak wypadek, po prostu ci się przytrafia. Nie: przytrafia ci się jako następstwo tego, kim jesteś”.

„(…) wszyscy współistnieją w tym samym czasie; w jednym miejscu sielankowe szczęście, a kawałek dalej – piekło. Nie ma bardziej zwariowanego miejsca”.

„Wszechświat jest miejscem cudów i jedynie przyzwyczajenie, znieczulenie codzienności przytępia nasz wzrok”.

„(…) dziwne, jak to nasze uprzedzenia nigdy się nie zmieniają”.

„Jaki początek, taki ciąg dalszy”.

„Spotkanie z pisarzem zazwyczaj przynosi rozczarowanie”.

„Nie ma straszniejszej goryczy od tej, która przepełnia człowieka, gdy się dowiaduje, że wierzył w ducha”.

„Tam, gdzie nie ma wiary, nie ma bluźnierstwa”.

„Żaden Prorok nie może bowiem umrzeć, nie ujrzawszy wpierw raju i nie dokonawszy wyboru między tym światem a tamtym”.

„(…) nie trzeba być aniołem, żeby być niewinnym”.

„Burleska dla naszych zdegradowanych, naśladowczych czasów, w których błazny małpują czyny dawnych królów i herosów”.

„W tym stuleciu historia przestała zwracać uwagę na starą psychologiczną orientację rzeczywistości. Chcę przez to powiedzieć, że teraz już charakter człowieka nie jest jego przeznaczeniem. Przeznaczeniem jest gospodarka. Ideologia. Bomby”.

„Kochanie, Bóg przynosi głód, a diabeł pragnienie”.

„Świat wypełnia gniew i obfituje w zdarzenia”.

„Zamożność to znakomita bogini dla biznesmena”.

„W wiecznych zmaganiach między pięknem świata a jego okrucieństwem z każdym dniem coraz większą przewagę zdobywało okrucieństwo”.

„Ciosy zadawane z łoża śmierci zostawiają sińce, które nigdy nie schodzą”.


            „Szatańskie wersety”, dzieło urodzonego w Indiach brytyjskiego autora Salmana Rushdiego, zajmują wyjątkowe miejsce w dziejach cenzury dzieł literackich. W 1989 roku przywódca Iranu ajatollah Ruhollah Chomeini potępił książkę z powodu bluźnierstwa wobec islamu i wydał edykt nawołujący do zgładzenia jej autora. W obliczu groźby  śmierci Rushdie musiał zacząć się ukrywać, a oburzenie, jakie jego książka wywołała wśród wyznawców islamu, przybrała niespotykane w skali globalnej rozmiary. W wyniku tych okoliczności śmierć poniósł japoński tłumacz Hitoshi Igarashi, a włoski tłumacz Ettore Capriolo był kilkakrotnie pchnięty nożem.

            Rushdie, pisząc o sytuacji emigrantów w Londynie w latach 80. XX wieku, przyjął strategię przedstawienia ich losu za pomocą symbolicznego ukazania ich jako zwierząt lub ludzko-zwierzęcych potworów. Groteskowe postacie z ulic imigranckiego getta, choć mają imiona i nazwiska, własne historie i zwyczaje, są przez Brytyjczyków identyfikowane wyłącznie poprzez odmienność fizyczną, którą autor powieści wzmocnił zabiegiem uniezwyklenia. Przebranie kolorowych imigrantów w kostiumy potworów wskazuje na właściwą dla zachodniego sposobu myślenia demonizację inności, a także obsesyjną skłonność do segregowania ludzi ze względu na ich pochodzenie etniczne. Ujęcie sytuacji imigrantów, którzy jako monstra są wyłapywani i neutralizowani, dosłownie przenosi dyskurs potworności w dyskurs odrębności etnicznej za sprawą podobieństw w symbolicznym traktowaniu i opisywaniu tych obu rodzajów inności. Salman Rushdie, przedstawiając losy swojego przemienionego w potwora bohatera, zwraca uwagę na przewijający się w dyskursie publicznym problem społeczeństw wielokulturowych, które pełne są wzajemnych podejrzeń i nieufności, a także stereotypów, wpisując się tym samym w jeden z najbardziej palących i nierozwiązanych dylematów świata zachodniego. Podsycane przez konserwatystów nastroje antyimigracyjne opierają się na atawistycznym, ale w gruncie rzeczy najbardziej podstawowym i naturalnym dla człowieka rozróżnieniu na swoje i obce. Obcość zawsze wiąże się z pewnym zagrożeniem i ten argument wpływa także na sposób opisu  migrantów, którzy rzucają się w oczy i wyróżniają z tłumu ze względu na swoją odmienność kulturową i fizyczną. Ta ostatnia jest szczególnie podkreślana przez użycie środków wizualnych dostępnych kulturze masowej i popularnej, a co za tym idzie wzmacniana w wyobraźni zbiorowej. Jednym z głównych wątków powieści Salmana Rushdiego jest historia Salahudina Czamczawalli, Hindusa i muzułmanina, który zmaga się z problemem własnej tożsamości kulturowej. Urodzony w Indiach, ale wykształcony już w Wielkiej Brytanii, odrzuca kraj swojego ojca i postanawia zostać pełnoprawnym Anglikiem. Bezkrytycznie przyjmuje wzorce Imperium i stara się podkreślić własne przywiązanie do osiągnięć i wytworów angielskiej kultury, jednocześnie próbując wyprzeć się azjatyckiego pochodzenia i zwyczajów swoich rodaków. Życie bohatera w Anglii wydaje się początkowo spełnieniem marzeń o asymilacji w bogatym zachodnim kraju. Jednak sen o angielskości ma słabe podstawy, których główny bohater zdaje się nie dostrzegać: jest zatrudniony jako człowiek podkładający głos w reklamach i programach rozrywkowych i choć udało mu się zmonopolizować branżę dubbingową, to nikt nie zna jego twarzy, żona jest nim znudzona i marzy o romansie, a posiadanie domu i samochodu w Londynie okazuje się nic nie znaczyć, gdy bohater zostaje omyłkowo zatrzymany przez policję jako nielegalny imigrant. Apogeum nieszczęść Saladyna przypada na czas powrotnego lotu z Indii do Wielkiej Brytanii. Samolot zostaje porwany przez terrorystów i wysadzony w powietrze. Bohaterowi cudem udaje się przeżyć katastrofę i wylądować na wybrzeżu Anglii, jednak podczas upadku zachodzą w nim pewne zmiany. Saladyn zostaje przemieniony w dziwną hybrydę ludzko-zwierzęcą, mianowicie staje się wielkim i śmierdzącym kozłem, zachowuje przy tym ludzką świadomość i cechy charakteru. Bity w policyjnej furgonetce, przetrzymywany wbrew  swej woli w groteskowym szpitalu, a następnie ukrywany przed ludźmi w pensjonacie dla legalnych i nielegalnych imigrantów, Czamcza przechodzi przyspieszony kurs dojrzewania do angielskiej rzeczywistości emigracyjnej. Radykalne i podwojone poczucie inności - jako potwór Saladyn doświadcza wszystkich możliwych form poniżenia i wykluczenia- dokonuje zmiany w poglądach bohatera. Ostatecznie rozczarowany Anglią wybiera życie w Bombaju, z którego wcześniej uciekł.

            Druga opowieść, przeplatająca się z pierwszą w epizodach podejmujących wątki natury i konsekwencji religijnego objawienia oraz wiary, odwołuje się do historycznych źródeł islamu. Ta część narracji rozgrywa się w snach Gibrila Fariszty, w których Fariszta zostaje Archaniołem Gabrielem, oraz w filmie opartym na wizjach, w których gra rolę archanioła. Sekwencje senno-filmowe, stanowiące przetworzenie dziejów proroka Mahometa w Mekce, opowiadają historię Mahounda (pogardliwa średniowieczna nazwa Mahometa). Mahoud jest biznesmenem, który został prorokiem w Dżahilijji, pustynnym mieście z piasku, otrzymał boskie objawienia za pośrednictwem anioła Gibrila i założył religię zwaną „uległość” (dosłowne angielskie tłumaczenie arabskiego islam). Tytułowe wersety to fragmenty z Koranu, w których Mahomet (powieściowy Mahund), ku zgorszeniu wiernych, uznał obok „Allacha, nad którego nie ma Boga'' trzy przedislamskie boginie: Lat, Manat i Uzzę. Według niektórych uznanie bogiń było taktycznym posunięciem Proroka, który chciał zjednać sobie przywiązanych do starej, politeistycznej wiary mieszkańców Mekki. Według innych skandaliczne wersety nie były częścią Objawienia, ale podsunięte zostały Prorokowi przez diabła. Jakkolwiek się sprawy miały, z Koranu zniknęły, choć tradycja o nich pamięta. Każe to Rushdiemu spytać o wiarygodność opowieści, które roszczą sobie pretensje do rangi objawionej prawdy. Rushdie tymczasem jest zaprzysięgłym wrogiem wszelkich autoryzowanych historii, świętych ksiąg objawienia i prawd definitywnych. Opowieści u Rushdiego powstają i rozwijają się, rządząc się własną logiką, bo odsyłają czytelnika do różnych, także wyobrażonych czy wyśnionych, rzeczywistości.  


            W trzeciej opowieści, także rozgrywającej się w snach Fariszty, charyzmatyczna święta kobieta odziana w motyle prowadzi wiernych z muzułmańskiej wioski w Indiach na pielgrzymkę do Mekki. W drodze do Mekki wszyscy giną, gdy wbrew temu, czego się spodziewali, wody Morza Arabskiego nie rozstępują się przed nimi. Wszyscy pielgrzymi zanurzają się w morzu i, jak można było przewidzieć, toną w odmętach. A jednak świadkowie tego, co wyglądało na zbiorowe samobójstwo, zeznają potem, że widzieli, jak morze rozstąpiło się przed pielgrzymami, bo jakżeby inaczej mogli wejść w jego toń i świadomie zatonąć? Widocznie w oczach pielgrzymów rzeczywiście się przed nimi rozwarło.

            W centrum sporów wywołanych przez książkę Rushdiego znalazły się fragmenty opowiadające o bolesnych wizjach Gibrila, których akcja toczy się w Dżahilijji, mieście Mahounda. Rushdie nawiązuje w nich do legendarnego epizodu z życia Proroka, gdy Mahomet dodał do Koranu wersety wynoszące do statusu aniołów trzy boginie czczone przez uprawiających wielobóstwo mieszkańców Mekki. Później Mahomet usunął te wersety, gdy uświadomił sobie, że zostały mu przekazane nie przez Allaha, ale przez Szatana udającego anioła Gabriela. Innym epizodem ze snów Gibrila budzącym ostre kontrowersje jest filmowa fantazja na temat burdelu w Dżahilijji zwanego Zasłona (przekład arabskiego słowa hijah [hidżab] oznaczającego zasłonę na twarz noszoną przez kobiety muzułmańskie), który przeżywa prawdziwe oblężenie, gdy dwanaście prostytutek przybiera imiona i tożsamość dwunastu żon Mahounda. Korowód mężczyzn czekających na swoją kolej wił się wokół wewnętrznego dziedzińca burdelu, „okrążając centralnie położoną Fontannę Miłości, zupełnie tak jak pielgrzymi z całkiem innych powodów krążą wokół starożytnego Czarnego Kamienia”. Rushdie poprzedza opowieść o burdelu zdaniem, które okazało się prorocze w świetle późniejszych reakcji na jego powieść: „Gdzie nie ma wiary, tam nie ma i bluźnierstwa”. Mężczyźni z Dżahilijji tylko dlatego, że przyjęli zasady nowej wiary, mogli znajdować skrytą przyjemność w odwiedzaniu burdelu, w którym prostytutki odgrywały role żon Proroka.

            W zakończeniu powieści Saladyn Czamcza powraca ostatecznie na łono indyjskiego społeczeństwa. Proces odnowy i odrodzenia zakończył się w jego przypadku pomyślnie, ponieważ bohater, znajdując pojednanie ze światem miłości i śmierci, wraca do swoich indyjskich korzeni. Gibril Farishta, dręczony przez swoje epickie sny i wizje zwątpienia i sceptycyzmu, stracił wiarę i nie potrafił zastąpić jej ziemską miłością. Zaczął z niechęcią myśleć o kolejnych objawieniach, reguły dotyczące najdrobniejszych rzeczy ogarniały go wściekłością i śmiesznością, „jeśli ktoś pierdnie, niech zwróci twarz do wiatru, albo którą ręką należy podcierać tyłek. Zupełnie jakby żadnej sfery ludzkiej egzystencji nie wolno było pozostawić nieuregulowanej, nieskrępowanej. Objawienie – recytacja – przekazywało wiernym, jak dużo mają jeść, jak głęboko spać i które pozycje seksualne uzyskały boską aprobatę, dowiedzieli się więc, że sodomia i pozycja klasyczna zostały zatwierdzone przez archanioła, natomiast do zakazanych pozycji należą wszystkie te, w których kobieta znajduje się na górze”. Następnie wymieniono dozwolone i zakazane tematy rozmów, a także wyznaczono te części ciała, których nie można podrapać bez względu na to, jak nieznośnie swędzą. Niezdolny do ucieczki przed swoimi wewnętrznymi demonami, popada w obłęd i popełnia samobójstwo.

            Dla Rushdiego historie narosłe wokół wielkich religii, ich święte księgi, krążące we wszechświecie opowieści, jakie od zawsze snuje ludzkość, funkcjonują na takich samych prawach, jak wszystkie inne opowieści. I na tych samych zasadach mogą one podlegać interpretacjom, parafrazom, przekształceniom, a także parodii, kpinie, szyderstwu. Nie ma żadnego powodu, by Koran i dzieje Mahometa miałyby być w tym względzie traktowane inaczej niż Fenomenologia ducha i dzieje Hegla, Ewangelia św. Mateusza inaczej niż Saga o księciu Genjim, a Kojiki inaczej niż Wojna peloponeska. Zgodnie z tymi założeniami, jak relacjonuje to w książce, Rushdie pisał też „Szatańskie wersety”. O co tak właściwie poszło z tą powieścią? O oniryczny (pojawiający w snach jednego z bohaterów) wątek proroka Mahouda, odnoszący się do historii rzeczywistego Mahometa. Wątek toczy się wokół tytułowych „szatańskich wersetów” – wersetów Koranu (dopuszczających współistnienie Allaha z tradycyjnymi, żeńskimi bóstwami Mekki, występującymi w powieści  jako Dżahilijja), jakie Mahoud/Mahomet najpierw, by porozumieć się z pogańską elitą Mekki ogłosił swoim wiernym, po czym – gdy sojusz ze starą elitą nie był już dłużej możliwy – odwołał je stwierdzając, że zostały mu one podszepnięte przez szatana. Spór toczy się o przeszłość islamu i o to co było przed Prorokiem. Najogólniej ujmując książka deklaruje, iż islam nie był żadnym rewolucyjnym odkryciem, po prostu Mahometowi udało się uporządkować chaos jaki panował w Arabii i docelowo ukształtował nowy porządek religijno-społeczny.

            Autor „Szatańskich wersetów” podjął w książce luźne nawiązanie do początków islamu i postaci Mahometa. Od najdawniejszych czasów człowiekowi towarzyszyła religia, rozumiana jako dziedzina rzeczy świętych. Świętość, tak jak i inne elementy życia ludzkiego, podlega ewolucji. Wczesne formy animizmu, totemizmu, kult ciał niebieskich, kult duchów i przodków, przechodzą w rozwinięte doktryny egzystencjalno-eschatologiczne. Taka transformacja wierzeń dokonała się – między innymi – na Półwyspie Arabskim. Arabowie, przeszli od pierwotnych kultów przyrody, do rozbudowanego systemu religijnego, będącego obecnie jedną z trzech największych religii świata. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że niektóre elementy wierzeń, charakterystyczne dla wcześniejszych faz rozwoju, nie zostały usunięte – żyją nadal we współczesnej świadomości religijnej. Tak też stało się z wiarą w dżinny, które z niewidzialnego, duchowego świata przedmuzułmańskich Arabów, zostały włączone do islamu. Przed pojawieniem się islamu, na Półwyspie Arabskim panowały różne kultury politeistyczne. Obszarem, który odegrał wiodącą rolę w pojawieniu się tej religii był region Al-Hidżazu. To tu właśnie znajdował się najważniejszy ośrodek kultu przedislamskich bóstw – Mekka. Co więcej: termin dżahilijja, odnoszący się do czasów przedmuzułmańskich, zazwyczaj kojarzony jest z kulturą właśnie tego regionu.

            Według Rushdiego pytanie o to, kim jestem, skoro żywiołem człowieka jest zmiana, a tożsamość nie jest ani dana, ani trwała, nabrało szczególnego znaczenia w momencie, kiedy dawny kolonialny porządek odszedł w przeszłość, a wraz z nim podziały na centrum i peryferie, cywilizację i świat barbarzyńców, postęp i pierwotność. Dawne państwa o granicach arbitralnie wyznaczonych przez kolonizatorów przestawały istnieć, na ich miejsce powstawały nowe, a mieszkańcy byłych kolonii przyjeżdżali do dawnych kolonialnych mocarstw, by tam - nie bez problemów - znaleźć dom. Postaci Rushdiego, a są ich w „Szatańskich wersetach'' setki, żyją w tych opowieściach i tylko dzięki nim. To, kim są, nie jest im z góry przypisane, ale zależy od ról, jakie odgrywają w mnogich narracjach. Jedne czynią z nich bohaterów, inne odbierają im powody do chwały. „Jesteśmy surowcem, z którego sny się wyrabia'', powiada Szekspirowski Prospero w przekładzie Barańczaka. U Rushdiego widać jak na dłoni, że surowcem, z którego nas wyrobiono, są opowieści, w których mocą tajemnego castingu przyszło nam grać.