29 czerwca 2017

Japoński kochanek



„Japoński kochanek”

Isabel Allende



Autorka/ (ur. 2 sierpnia 1942 w Limie) – chilijska pisarka.

Tłumaczenie/ Joanna Ostrowska, Grzegorz Ostrowski.

Tematyka/ „Japoński kochanek” to książka przede wszystkim o miłości, ale także opowieść o starości i umieraniu, o losach japońskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych podczas drugiej wojny światowej, o oderwaniu od korzeni i trudnej walce z konwenansami. To opowieść o rodzinnych sekretach i tajemnicach, często wstydliwych i głęboko skrywanych. Miłosne perypetie bohaterów stanowią „motor napędowy” fabuły. Odnajdziemy w niej również wiele różnych refleksji - o losach jednostek zagubionych w trudnej, społeczno-politycznej rzeczywistości, o przemijaniu, o sensie życia…

 Główny motyw/ Alma Belasco bogata dama ze znanej i szanowanej rodziny niespodziewanie porzuca dostatnie życie i przenosi się do Lark House, nietypowego domu seniora pełnego ekscentrycznych staruszków, tam zaprzyjaźnia się z jedną z pracownic, Iriną Bazili, przed którą stopniowo odsłania swoją przeszłość. Irinę i Setha, ukochanego wnuka Almy intrygują przede wszystkim zdjęcia nieznanego Japończyka i listy, które starsza pani wymienia z tajemniczym kochankiem; razem próbują zrekonstruować pasjonującą historię jej wielkiej miłości, która mimo licznych przeszkód przetrwała kilkadziesiąt lat.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Seniorzy to najzabawniejsi ludzie na świecie. Dużo przeżyli, mówią to, co chcą, i guzik ich obchodzi opinia innych”.

„[…] zaawansowany wiek nie czyni sam z siebie nikogo lepszym ani mądrzejszym, on jedynie uwydatnia to, kim każdy jest od zawsze”.

„Ktoś, kto jest zachłanny, z upływem lat nie staje się szczodry; staje się jeszcze bardziej zachłanny”.

„[…] na starość należy się zakochać; to dobre dla zdrowia i zapobiega depresji”.

„Istnieje różnica pomiędzy starością i starczością. To nie kwestia wieku, tylko zdrowia fizycznego i umysłowego”.

„W każdym wieku potrzebny jest jakiś cel w życiu. To najlepsze lekarstwo na wiele dolegliwości”.

„Nikt nie chce zakończyć życia z banalną przeszłością”.

„Nie jesteśmy starzy dlatego, że skończyliśmy siedemdziesiątkę. Zaczynamy się starzeć w momencie narodzin, zmieniamy w każdym dniem, życie jest ciągłym upływaniem. Ewoluujemy. Jedyna różnica polega na tym, że jesteśmy teraz trochę bliżej śmierci. Co z tym złego? Miłość i przyjaźń się nie starzeją”.

„[…] w życiu najważniejsze jest rozliczenie się z przeszłością, pełne zaangażowanie się w rzeczywistość, włożenie całej energii w teraźniejszość […]”.

„Szczęście nie jest dla wszystkich […]”.

„Niemal wszystkie rany goją się dzięki miłości”.

„Małżeństwo bez namiętności jest jak jedzenie bez soli”.

„Namiętność jest zawsze taka sama, wieczna, ale okoliczności i obyczaje nieustannie się zmieniają […]”.

„Myli się ten, kto twierdzi, że wszelki ogień wcześniej czy później gaśnie
- niektóre namiętności płoną, dopóki nagle nie zgasi ich los […]”.

„Przemilczenia nie są kłamstwami”.

„Bywają przemilczenia i kłamstwa, które są konieczne, tak jak bywają prawdy, które lepiej zachować dla siebie”.

„Serce jest duże, może kochać więcej niż jedną osobę”.

„[…] w małżeństwie nic nie jest bezwarunkowe”.

                 
                       Książka Isabel Allende „Japoński kochanek” jest opowieścią o życiu trzech bohaterów: Almy Belasco, Ichimeiego Fukudo i Iriny Bazili.  Te trzy osoby łączy bolesna przeszłość, poczucie krzywdy osobistej, brak tolerancji, oderwanie od korzeni i walka z konwenansami. Utrwalone ślady krzywd z przeszłości mają bardzo niekorzystny wpływ na bieg ich życia. Czasem mija dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, pięćdziesiąt lat od tych czasów, kiedy doznawali zranienia, a mimo to ślady przeszłości zniekształcają ich bieżące życie. Demony z przeszłości utrudniają im życie, w którym pozornie dzieje się nie najgorzej, nie mają w zasadzie większych problemów poza tym, że zła przeszłość od czasu do czasu ich dopada.  Życie bohaterów z utrwalonymi śladami przeszłości jest pełne kłopotów i ciągłego stresu. Są to postaci, które były albo uwikłane w sytuację przemocy w rodzinie lub też doświadczyły wojennej zawieruchy. Wpływ śladów krzywdy jest ważny nie tylko dla zrozumienia ich sytuacji bieżącej, lecz dla uwolnienia się z tej sytuacji.  
         
                  Irina Bazili zaczęła pracować w Lark House na przedmieściach Berkley w 2010 roku. Miała wówczas dwadzieścia trzy lata i nie wiązała z tym miejscem wielkich nadziei, bo odkąd skończyła piętnaście lat, nieraz zmieniała prace i adres. Nie przyszło jej nawet na myśl, że ten dom seniora okaże się dla niej miejscem idealnym i że przez trzy następne lata będzie tak szczęśliwa jak w dzieciństwie, zanim los namieszał w jej życiu. Dom seniora przypominał bardziej kampus uniwersytecki niż dom starców. Jedzenie było takie same jak w każdej szanującej się restauracji w Kalifornii, obsługa sprawna, personel miły. Starcy mieszkający w Lark House „stanowili niezbity dowód” na to, że wiek i starość, ze wszystkimi ich ograniczeniami, nie przeszkadza w zabawie ani w uczestniczeniu w sprawach tego świata.
        
                 
               Irina wychowywała się w mołdawskiej wiosce zamieszkanej przez starców i dzieci. Nikt nie miał zębów – starcom wypadały z powodu zużycia, dzieci właśnie traciły mleczaki. Nie pierwszy raz w ciągu ostatnich lat na myśl o swoich dziadkach poczuła żal, że ich opuściła. W Lark House miała okazję dać innym to, czego nie mogła zaoferować im; z takim podejściem przystąpiła do opieki nad osobami, które jej powierzono. Szybko zjednała sobie wszystkich mieszkańców domu seniora. 

                     Irina Bazili miała „oficjalną” przeszłość, którą stworzyła przy pomocy Rona Wilkinsa, agenta FBI. Kiedy miała piętnaście lat, sąd przydzielił jej psycholożkę, która zajmowała się nią przez kilka miesięcy. Psycholożka powtarzała, że traumy nie znikają, dlatego że się je zlekceważy. Miała dziesięć lat, kiedy w 1997 roku dziadkowie otrzymali od matki Iriny list, który odmienił jej losy. Matka obejrzała w telewizji program o handlu kobietami i zdała sobie sprawę, że kraje takie jak Mołdawia zaopatrują w młode ciała arabskie i europejskie burdele. Postanowiła nie dopuścić, by jej córkę spotkał ten sam los. Przekonała, więc męża amerykańskiego elektryka, żeby pomógł dziewczynce wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Kiedy w końcu przyszły bilety i paszport, Irina skończyła dwanaście lat. Tyle marzyła o Ameryce, że z czasem zdawała sobie sprawę z otaczającej jej nędzy i brzydoty, których wcześniej nie dostrzegała. Jej wioska wyglądała jak po bombardowaniu, połowa domów była pozabijana deskami albo w ruinie, po nieutwardzonych drogach błąkały się sfory wygłodniałych psów, kury grzebały w śmieciach. Jakimś sposobem dziewczynka trafiła z Kiszyniowa w Mołdawii do Stanów Zjednoczonych. Rodmila matka Iriny i jej mąż Jim Robyns zawieźli przybyłą do swojego domu, który wydawał się Irinie luksusowy, choć był to zwykły drewniany budynek, bardzo zaniedbany, w robotniczej dzielnicy. Opanowanie kilku zdań po angielsku zajęło dziewczynce miesiąc. Rok później mówiła już bez akcentu. Po roku także w drzwiach domu Jima Robynsa stanął Ron Wilkins i pokazał odznakę FBI. Obecność tego nieznajomego mężczyzny oraz zdjęć małej Iriny były dowodem na to, że ojczym ją okłamał. Wszystko, co wydarzyło się w domku krążyło w intrenecie i nadal krąży, nie można tego usunąć ani zniszczyć, zawsze będzie istniało. W każdej minucie w jakimś miejscu na świecie jakiś pedofil będzie ją „gwałcił”, ktoś będzie się masturbował, patrząc na jej cierpienie. Jim Robyns zapewniał ją, że takie zabawy z tatą czy wujkami są normalne. Lecz teraz już wie, że przez resztę życia będzie oglądała się za siebie, przemykała chyłkiem; będzie czuła odrazę, gdy ktoś ją dotknie.
         
                  W Lark House Irina od początku zwróciła uwagę na Almę Belasco. Wyróżniała się spośród innych kobiet arystokratycznymi manierami i polem magnetycznym, które oddzielało ją od innych śmiertelników. Alma zyskała sławę dzięki swoim kimonom, tunikom, apaszkom i szalom w oryginalne wzory w odważnych kolorach. Jej malowane tkaniny sprzedawano w galeriach sztuki po astronomicznych cenach. Kolekcje Almy były inspirowane podróżami po świecie. Nigdy się nie reklamowała, bo nie musiała niczego sprzedawać, żeby zarobić na życie, mimo to jej nazwisko stało się gwarancją niepowtarzalności i doskonałości. Kim więc była Alma Belasco?

          Prawdziwe nazwisko Almy brzmiało Mendel. Ostatni obraz rodziców, jaki zachowała w pamięci, to starszy mężczyzna, brodaty i surowy, ubrany na czarno, w długim płaszczu i kapeluszu oraz dużo młodsza kobieta zgięta wpół od płaczu, stojącą na nadbrzeżu w Gdyni w 1939 roku. W miarę jak statek z żałosnym rykiem odpływał w kierunku Londynu, stawali się coraz mniejsi i mniejsi, coraz bardziej rozmazani, a ona uczepiona burty, nie była w stanie zareagować na ich pożegnanie. Podróż z Gdyni do Londynu a stamtąd transatlantykiem do San Francisco, trwała siedemnaście dni. Wujostwo Isaak i Lillian Belascowie czekali na Almę w hałaśliwym porcie San Francisco.  Tak zaczął się pobyt Almy w dużym domu w Sea Dliff, gdzie miała spędzić – z małymi przerwami – siedemdziesiąt lat. W Europie wojna rozpętała się niczym apokaliptyczny huragan. Wujostwo Belasców pilnie śledziło wieści napływające z Europy, coraz bardziej sprzeczne i niepokojące. W okupowanej przez Niemców Warszawie żyło czterysta tysięcy Żydów stłoczonych w getcie na powierzchni około trzech kilometrów kwadratowych. Wiedzieli, że są wśród nich rodzice Almy, bo starszy brat dziewczynki, Samuel Mendel poinformował ich o tym w depeszy. Za wysokim murem wyznaczającym granice getta w Warszawie Żydzi umierali z głodu i cierpieli z powodu terroru. Mała Alma nauczyła się przeżywać swoje troski w samotności, przekonana, że nikogo nie obchodzą cudze problemy i że przemilczane zgryzoty w końcu się rozpłyną. Alma przez kilkadziesiąt lat musiała dźwigać ten straszliwy bagaż doświadczeń, dopóki miłość nie pomogła jej pozbyć się kilku z nich. Stoicka postawa dopełniała tajemniczej aury otaczającej ją od dziecka na długo przez pojawieniem się sekretów, których musiała dochować. Tym sekretem był Ichimei Fukudo.
                 
                Ichimei Fukudo był czwartym potomkiem japońskich imigrantów Takao i Heideko. Każdego poranka Alma chodziła krok w krok za Ichimeim, podczas gdy on wraz ze swoim ojcem wsadzali rośliny w ogrodzie państwa Belasców. Ichimei opowiadał jej o sekretnym życiu ogrodu, o korzeniach splatanych pod ziemią, niemal niewidocznych owadach, mikroskopijnych kiełkach w glebie. Opowiadał jej o kwiatach, które akurat wyjmował ze szklarni, pokazywał jej krzaczki róż pełne pąków.  Alma wyczekiwała niecierpliwie ogrodników, którzy zjawiali się w każdy weekend. Takao Fukuda zawsze przyprowadzał ze sobą chłopca. Ichimei cierpliwy i zdyscyplinowany, wypełniał swoje obowiązki, nie dopuszczając, by rozpraszała go obecność Almy. Liczył, że pod koniec dnia ojciec da mu pół godziny wolnego, żeby mogli się pobawić. Tak narodziła się miłość miedzy Almą i Ichimeim.

         W wyniku niespodziewanego ataku Cesarstwa Japońskiego na Pearl Harbor w grudniu 1941 roku prezydent Roosevelt wypowiedział wojnę Japonii. Zaostrzyło to istniejącą od ponad wieku nienawiść do Azjatów. Japończycy od lat mieszkający na terenie Ameryki, ich dzieci i wnuki byli podejrzewani o szpiegostwo i współpracę z wrogiem. W marcu San Francisco przebudziło się oklejone zawiadomieniami o przesiedleniu japońskiej ludności. Władze przeszukiwały mieszkania i konfiskowały dobra. Przesiedlono ponad sto dwadzieścia tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci; starców wyciągnięto ze szpitali, niemowlaki z sierocińców, umysłowo chorych z zakładów psychiatrycznych, żeby internować ich w dziesięciu obozach na izolowanych obszarach w głębi kraju. Rodzina Fukudów podczas drugiej wojny światowej przez trzy i pół roku mieszkała w obozie w Topazie, w samym sercu pustyni w Utah.

    Obóz Topaz położony był w pustynnej, bezludnej części kraju, smaganej wiatrem i nękanej przez burze pyłowe. W zasięgu wzroku nie było ani jednego drzewa. Ludzie byli zakwaterowani w ciasnych barakach. Wkrótce więźniowie przekonali się, że temperatura oscyluje tu między żarem ogniska latem a kilkoma stopniami na minusie zimą.  Wymiana korespondencji między Almą a Ichimeim od początku napotykała na przeszkody. Listy Almy, których treść nie zagrażała bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, szły dalej bez cenzury, za to listy Ichimeiego docierały poszatkowane przez cenzurę, tak że dziewczynka musiała domyślać się sensu zdań podkreślonych paskami czarnego tuszu.

      Z książki łatwo się domyślić, że dziecięce przyjaźnie mogą przerodzić się w miłość. I to tę miłość ukrywaną, zakazaną – miłość między Almą Belasco i Ichimeim Fukudą – śledzi Irina z Mołdawii i Seth – wnuk Almy. I nie jest to koniec zawikłanych losów Almy…Wszak nie poślubiła Ichimeiego tylko została żoną swego przyjaciela z dzieciństwa a zarazem kuzyna – Nathaniela Belasco. Dlaczego? To także dość zawiła relacja, gdzie i mąż skrywa swoją tajemnicę.

         Książka Isabel Allende „Japoński kochanek” pokazuje jak trudno uwolnić się od poczucia krzywdy, szczególnie, jeśli dźwigając bagaż przeszłości uwikłamy się w inne problemy. Jaką drogę musi odbyć osoba, która pragnie uwolnić się od tego bagażu, która pragnie wyzwolić się z pułapki niewybaczonej krzywdy? Przypomnijmy jeszcze raz, że człowiek wędrujący tą drogą musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa w teraźniejszości, które jest niezbędne, aby móc odbyć tę wędrówkę do przeszłości, żeby zneutralizować bolesne ślady. Pierwszy etap tej wędrówki to zajęcie się własnym życiem emocjonalnym, ponieważ wokół śladów i blizn po cierpieniu zawiązały się znaczące, trwałe węzły, splatając kilka podstawowych rodzajów bolesnych uczuć z przeszłości. Te węzły powodują, że człowiekowi brakuje miejsca na przeżywanie uczuć, które przynosi bieżące życie; jego świat uczuć jest przepełniony zatrzymanymi, zapętlonymi, bolesnymi przeżyciami z przeszłości, a nie ma miejsca na nowe uczucia. Bohaterowie muszą zbliżyć się w jakiś sposób do tego węzła, rozsupłać go, zrobić coś dla bolesnych uczuć z przeszłości, uwolnić się... „Japoński kochanek” to powieść, której tytuł sugeruje, że może to być gorący romans. Jednak nie dajcie się zwieść, bowiem mimo tego, że w książce pojawia się wątek romantyczny, to nie tylko na nim skupia się autorka. Ta powieść to przepiękna historia o miłości, o starości, która niestety nierozerwalnie łączy się ze śmiercią, o niespełnionej miłości, bólu i poczuciu straty. Czytając tę książkę naprawdę możemy rozczarować się życiem i zastanowić nad jego sensem lub bezsensem.

19 czerwca 2017

Strasznie głośno, niesamowicie blisko



„Strasznie głośno, niesamowicie 
blisko”

Jonathan Safran Foer



Autor/ Jeden z najbardziej uznanych pisarzy amerykańskich średniego pokolenia. Urodzony w Waszyngtonie w żydowskiej rodzinie o polskich korzeniach, absolwent filozofii na Princeton University. Mieszka w Nowym Jorku, na Brooklynie, i wykłada creative writing na Uniwersytecie Nowojorskim.

Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Ta powieść jest jednocześnie baśnią. Jednym wielkim snem, który mógłby i jednocześnie nie powinien wydarzyć się w rzeczywistości. Dwupłaszczyznowość książki pomaga w odbiorze jej strony tragicznej, otaczając tę straszną warstwę, niczym puchowa kołdra dobrymi uczynkami, pięknymi słowami i baśniowymi myślami. Na tę „kołdrę” składają się spotykani przez Oskara ludzie, przypadkowe obrazy, dobre uczynki i gesty. Myślę, że sposób, w jaki Jonathan Safran Foer przedstawił problem oswajania się dziecka ze śmiercią jest najdoskonalszym z dotychczas mi znanych.

Główny motyw/ Dziewięcioletni Oskar Schell wyrusza na tajną misję, która zabierze go w podróż przez pięć dzielnic Nowego Jorku. Jego celem jest znalezienie zamka pasującego do tajemniczego klucza, który należał do jego ojca, zmarłego w World Trade Center rankiem 11 września 2001. To z pozoru niemożliwe do wykonania zadanie i kontakt z ocalałymi z tamtych wydarzeń ludźmi stanie się dla Oskara niezwykłym, pełnym emocji, często zabawnym, a wreszcie uzdrawiającym doświadczeniem.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „[…] obecnie żyje więcej ludzi, niż zmarło ich w całej historii ludzkości. Innymi słowy, gdyby wszyscy chcieli jednocześnie zagrać Hamleta, nie mogliby, bo zabrakłoby czaszek”.

„To, że jest się ateistą, wcale nie znaczy, że nie pragnęłoby się, żeby była jednak jakaś racja istnienia różnych rzeczy”.

„[…] tylko ktoś, kto nigdy nie był zwierzęciem, może wywieszać tabliczki z napisami >Nie karmić zwierząt<”.

„Są gorsze rzeczy. Gorsze niż bycie sobą”.

„Koniec cierpienia wcale go nie tłumaczy […]”.

„Ludzie myślą, że bobry podgryzają drzewa, żeby budować z nich tamy, ale w rzeczywistości robią to dlatego, że ich zęby wciąż rosną i gdyby nie ścierały ich nieustannie, ścinając te drzewa, zęby zaczęłyby im wrastać w pyski, a to by je zabiło. Tak samo pracował mój mózg”.

„Tylko ludzie mogą płakać łzami”.

„Ludzie są jednymi zwierzętami, które się rumienią. Śmieją, mają religię, toczą wojny i całują się ustami. […] A więc w pewnym sensie im więcej całuje się ktoś ustami, tym bardziej jest człowiekiem”.

„[…] nie ma nic złego w nierozumieniu samego siebie […]”.

„Świat nie jest okropny! […] Ale jest pełen okropnych ludzi!”.

„Żyję już dostatecznie długo na tym świecie, żeby wiedzieć, że niczego nie mogę być pewien na sto procent!”.

„Dziewięciu na dziesięciu ważnych ludzi ma coś wspólnego z wojną albo z pieniędzmi”.

„To jest właśnie różnica między niebem i piekłem! W piekle umieramy z głodu! W niebie karmimy się nawzajem”.

„To wielka szkoda, że musimy żyć, ale prawdziwą tragedią jest to, ze mamy tylko jedno życie”.

„Onieśmielenie występuje wtedy, kiedy człowiek odwraca głowę od czegoś, czego pragnie”.

„Nie można się bronić przed smutkiem, nie broniąc się przed szczęściem”.

„Szkoda, że potrzeba całego życia, żeby się nauczyć, jak żyć”.

„Na tym polega tragizm miłości, że człowiek nie może kochać niczego bardziej niż tego, za czym tęskni”.

„Życie jest bardziej przerażające niż śmierć”.

                 
                       Co może wyjść z pod pióra pisarza, wiernego czytelnika Brunona Schulza, Davida Grossmana i Philipa Rotha? Jonathan Safran Foer głównym narratorem książki „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” uczynił dziewięciolatka, Oskara Schella (tę pierwszoosobową narrację przetykają listy jego dziadka do syna i babci do wnuka), rozwiązującego zagadkę pamiątek po ojcu, Thomasie Schellu Juniorze. Chodzenie śladami ojca to nowa raison d’etre chłopca, pozwalająca mu oswajać traumę, przepracować żałobę, leczyć uraz. Poznajemy go w dzień pogrzebu – podobnie jak dziesięć tysięcy dzieci po atakach z 11 września 2001 roku został tylko z jednym rodzicem. Otaczające owego domorosłego naukowca i detektywa przedmioty magazynują pamięć po ojcu; jego trumna jest wszelako pusta, lecz gabinet pełny.

               Dominick LaCapra amerykański historyk i badacz traum w „Pisaniu historii, pisaniu traumy” zapisuje – znamionującą i Oskara, i jego dziadka (postać z perspektywy przedłożonego szkicu kluczową) – „lojalność wobec traumy”, poczucie, że należy pozostać jej „wiernym”: „Składa się na nie po części melancholijne uczucie, że przepracowanie przeszłości, – które umożliwia jednostce przetrwanie lub rozpoczęcie życia na nowo – oznacza zdradę tych, których traumatyczna przeszłość zmiażdżyła i pochłonęła. Nasz związek ze zmarłymi, zwłaszcza z osobami nam bliskimi, może nadać traumie pewną wartość, czyniąc jej przeżywanie bolesną, lecz niezbędną formą upamiętnienia, której pozostajemy oddani [...]. Sytuacja taka może wywołać mniej lub bardziej nieświadome pragnienie pozostania w obrębie traumy”.

                   Foerowska powieść o związkach traumy i pamięci zostawia w czytelniku osad, choć z początku i pozoru to lekka i zabawna książka o szukaniu klucza: w rok po nowojorskich atakach terrorystycznych chłopiec znajduje w ukrytym przez ojca wazonie kopertę z kluczem, opatrzoną adnotacją „Black”. Postanawia prowadzić śledztwo i dowiedzieć się, co ów klucz otwiera, tym samym stara się skontaktować ze wszystkimi osobami noszącymi w jego mieście nazwisko „Black”. Oskar, puer-senex, przemierza metropolię, potrząsając przy tym tamburynem, by odpędzić myśli o wiszących mostach, samolotach i fajerwerkach, aktualizuje swoje wspomnienia, chcąc się zbliżyć do opłakiwanego ojca, a czytelnicy obserwują, jak przebiega jego identyfikacja. Oskara Schella łączy z Jonathanem z pierwszej powieści Foera „Wszystko jest iluminacją” kolekcjonowanie fotografii i innych małych znalezisk z podroży.
 
               W pierwszej powieści autor opisuje życie w obecności rodzinnych śladów Zagłady. W drugiej książce dziewięcioletni bohater niczym Sebaldowy Austerlitz, pojął sens utrwalania świata na światłoczułej błonie. Wkleja do zeszytu ze swoimi kolekcjonerskimi trofeami: fotografię klucza i zamków, nowojorczyków rzucających się z padających wież i zdjęcie skaczącego kota. To o ojcu mówi, gdy przytacza ustalenia: „[...] kot ma większą szansę przeżycia upadku z dwudziestego piętra niż z ósmego, bo potrzebuje ośmiu pięter, żeby uprzytomnić sobie, co się dzieje, rozluźnić się i odpowiednio skorygować ułożenie ciała”. Nieprzypadkowo nadaje mu Foer imię bohatera „Blaszanego bębenka” Guntera Grassa, Oskara Matzeratha. Podczas gdy bohater gdańskiej powieści uprawiał eskapizm ze świata dorosłych, bohater Foera szuka z nimi kontaktu, lepiej komunikuje się z ich światem niż ze światem dzieci. Oskar żyje z syndromem ocalonego i z poczuciem, że nie ocalił ojca. Radzi sobie z wiedzą o tym, że Thomas Schell Junior bezpośrednio przed śmiercią nagrał mu na telefonicznej sekretarce pięć wiadomości. Nigdy nie powiedział o tym matce:, „Jeśli chodzi o bransoletkę, którą mama miała w dniu pogrzebu, to zrobiłem ją tak: przepisałem alfabetem Morse’a ostatnią wiadomość taty z sekretarki i użyłem błękitnych paciorków, jako milczenia, kasztanowych, jako przerw między literami, fioletowych, jako spacji między wyrazami, a długich i krótszych kawałków sznurka pomiędzy paciorkami, jako kresek i kropek”.
          
                      Wszyscy bohaterowie „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” cierpią na syndrom pourazowy, a ich tożsamość nosi znamiona traumatycznej: babcia i dziadek Oskara radzą sobie z życiowymi, długofalowymi następstwami bombardowania Drezna, które przeżyli 13-14 lutego 1945 roku. Po dwóch latach od śmierci ojca Oskar poznaje „sublokatora” z mieszkania babci – on, pozbawiony imienia i adresu, staje się „potomkiem Żydów”. „Sublokator mieszkał u babci od śmierci taty i choć prawie codziennie przychodziłem do niej, jeszcze nigdy go nie spotkałem. Bez przerwy załatwiał jakieś sprawy, ucinał sobie drzemkę albo brał prysznic, choć nie słyszałem szumu wody”. Wnuk początkowo nie wierzy w jego istnienie, później jednak przeczuwa obecność ukrywającego się: „Ale ktoś jest w mieszkaniu. Może to sublokator?”. Gdy Oskar trafia do mieszkania babci pod jej nieobecność, poznaje „sublokatora” – figurę obcości i niezakorzenienia. Nie ma jednak świadomości, iż tym samym pierwszy raz w życiu spotyka swojego dziadka, sobowtóra, ducha-przodka taty.

                      „Sublokator” zjawia się w życiu babci – na powrót – po śmierci ojca Oskara. Wraca przede wszystkim, dlatego, że pamięć stymuluje odbieranie przez niego bodźców. Takim ukłuciem szpilką, – o jakim pisał Foer w przytoczonym poniżej fragmencie powieści „Wszystko jest iluminacją” – stał się dla niego zapewne atak na WTC: „ŻYDZI MAJĄ PO SZEŚĆ ZMYSŁOW: dotyk, smak, wzrok, węch, słuch... pamięć. Podczas gdy goje doświadczają świata i przetwarzają to doświadczenie za pośrednictwem tradycyjnie zdefiniowanych zmysłów, a pamięcią posługują się tylko jako narzędziem wtórnej interpretacji zdarzeń, dla Żydów pamięć ma charakter równie pierwotny jak ukłucie szpilką, jej srebrzysty połysk czy wreszcie smak krwi, puszczonej nią z palca. Ukłuty szpilką Żyd natychmiast przypomina sobie inne szpilki. Dopiero skojarzywszy to najnowsze ukłucie z wcześniejszymi [...] – Żyd dowiaduje się, czemu go zabolało”.

              
                        Jako czytelnicy poznajemy „sublokatora” wcześniej, z listów pisanych od 21 maja 1963roku do porzuconego przezeń syna, którego nigdy nie poznał. „Sublokator”, cierpiący na chroniczną bezdomność umysłu i dewastującą go izolację, stracił mowę po bombardowaniu Drezna, w którym zginęła jego ukochana Anna, siostra późniejszej żony. W liście do Anny pisał: „Droga Anno – będziemy mieszkać w domu zbudowanym na szczycie najwyższej na świecie drabiny”, „Droga Anno, zamieszkamy w Turcji, w jaskini na zboczu wzgórza”. Zdiagnozował u siebie zanik mowy i utracił imię, wytatuował na dłoniach komunikaty „tak” i „nie”, zaś bardziej skomplikowane odpowiedzi zapisywał w notesach, na ścianach, podłodze, zasłonach prysznicowych – oba te sposoby porozumiewania się ze światem, (ale i pozostawiania po sobie śladu) w sytuacji niemożności zamieszkania, w sytuacji bycia przechowywanym, zdają się cytatem obozowym (tatuaże, zapiski na ścianach baraków...). Dowiedziawszy się o ciąży żony, dziadek Oskara porzuca amerykański dom i na czterdzieści lat wraca do Drezna, miejsca traumy – nie wiemy, czy po to, by godzić się z przeszłością, czy raczej rozpamiętywać, a może nawet pielęgnować stratę. Można porównać jego kondycję i wybór powrotu do Niemiec z wyznaniem węgierskiego filologa Petera Szondiego, który został w Niemczech, bo nie umiał już mieszkać w domu.
                
                 Thomas Schell na całe życie zostaje „sublokatorem”, człowiekiem „drugiej kategorii”, stygmatyzowanym, innym, wykluczonym – być może nie tylko ukrywającym się wykorzenionym, ale także ukrywającym „tożsamość Żydem”. Absolutna utrata języka zdaje się i utratą mowy, i utratą niemczyzny. Usta „sublokatora” zamykają się na rygiel także w geście solidarności z tymi, którym zamknięto usta; milczy, bo przejmuje cechy utraconego świata. On po latach staje się wspólnikiem śledztwa Oskara: odtąd wędrują razem, puer i senex.

                               Wszystkie modele zostają w tej książce przedstawione: i powieści inicjacyjnej, i detektywistycznej, i autobiograficznej, bo siatka utworu napięta została na stelaż rożnych gatunków. Trauma, Holokaust, bombardowanie Drezna atak terrorystyczny na WTC – powie ktoś – łatwo stają się produktami kultury masowej. Ale wystarczy podważyć wieko powieści „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”, by znaleźć inny „cmentarz”, – kto wie, czy nieukrytą dominantę tej struktury znaczącej, i by usłyszeć: facon de parler. Obce głosy i sprawdzanie możliwości mówienia znamienne dla obu powieści Foera to w istocie także rodzaj ukrycia, zbudowanie nie tylko kompozycji szkatułkowej, ale i „szafowej”. Nakładanie na siebie dwóch planów, wyrażonego i pneumatycznego, stratyfikacja opowieści i szukanie wiązadeł między doświadczeniami pokoleń, szyfrowanie znaków „kondycji żydowskiej” – oto najistotniejsze „wejścia do szafy”, jakie proponuje amerykański powieściopisarz.
                 
                   
              Należy podkreślić także, że główny bohater książki Oskar Schell nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Wyalienowany i uciekający od świata był podejrzewany o to, że cierpi na Zespół Aspergera (odmiana autyzmu) aczkolwiek – jak sam przyznaje – wyniki badań, którym go poddano, nie były ostateczne. „Oskar jest inny, ale w cudowny sposób. Może i cierpi na Zespół Aspergera, ale ma przy tym niesamowitą fantazję oraz ciekawość świata. Przez lata „na powierzchni” utrzymywał się dzięki ojcu. Kiedy jego zabrakło musi wreszcie spróbować sam zmierzyć się z otaczającą go rzeczywistością” – wyjaśnia amerykański scenarzysta filmowy Eric Roth.
               
                   Książka „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” pokazuje psychologiczne mechanizmy radzenia sobie z traumą. Że po przodkach dziedziczymy nie tylko geny, ale też - "pozagenowo" - pamięć o lęku, skłonność do zaburzeń psychicznych i chorób somatycznych; jak trauma dziadków, rodziców, opiekunów wpływa na dzieci i kolejne pokolenia. Jonathan Safran Foer kreśli bohaterów, którzy pielęgnują swoje cierpienie jak „ogródek”. Opisuje świat męskiego egoizmu, którego rezultatem jest pisany epigenetyczny list do przyszłych pokoleń, który niesie dalekosiężne skutki społeczne – im większy poziom lęku w społeczeństwie, tym większy poziom nietolerancji i agresji. Książka Foera daje przykład tego, że często w sposób infantylny nadajemy przedmiotom jakiś większy sens jakąś większą moc; że mity, które wplatamy w rodzinne pamiątki mogą pobudzać w nas cel życia i sens życia. Mitologizowanie przedmiotów może przynieść rozczarowanie lub okazać się niestety zgubne. Należy zaznaczyć, że warsztat pisarski Foera nie jest łatwy. Aleksandra Ubertowska we fragmencie swego artykułu poświęconego Czarnym sezonom” notowała:„[...] usytuowanie, >>schowanie<<milczenia dziecka w mowie narratora wyda nam się – to skojarzenie narzuca się nieodparcie – prefiguracją sytuacji znanej z okresu Zagłady – ukrywania się w szafie, [...] tapczanie. Dziecko ukryte >>w szafie<< mowy dorosłej przyczynia się do zmiany charakteru lektury, zmusza czytelnika do poszerzenia jego dyspozycji lekturowych czy interpretacyjnych – czytelnik musi dokonać bolesnej >>rozbiórki<< na samym sobie i usensownić mimowolny odruch współczucia [...]”. Także Oskar chowa się w mowie dorosłej, a jego trauma z 2001 roku pozwala jednak czytać tę powieść, jako rzecz o lęku przenoszonym na kolejne pokolenia po Zagładzie. Jonathan Safran Foer, opowiadając historię Oskara i jego rodziny, buduje także pneumatyczny plan mówienia, o czym innym – wzmocniony wydźwiękiem pierwszej powieści, „Wszystko jest iluminacją”. Dysponujemy, więc dodatkową strategią lektury, strategią oświetlania. S(c)hell nazwisko Oskara (shell, po angielsku: powłoka) odsłania warstwy ponadfabularne. Jedna, więc historia rozgrywa się „strasznie głośno”, druga zaś – „niesamowicie blisko”.

              Powieść Strasznie głośno, niesamowicie blisko była literackim wydarzeniem i trafiła na listę bestsellerów dziennika „New York Times”. Nic, więc dziwnego, że kiedy kupiono prawa do jej ekranizacji udziałem w filmie na jej podstawie zainteresowane były największe hollywoodzkie gwiazdy. Główne role w „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” zagrali: Thomas Horn, Sandra Bullock oraz Tom Hanks.