22 lutego 2020

Obietnica poranka


„Obietnica poranka”


Romain Gary



Autor/ właśc. Roman Kacew (ros. Роман Кацев), tworzył również pod pseudonimem Émile Ajar (ur. 8 maja 1914 w Moskwie lub Wilnie, zm. 2 grudnia 1980 w Paryżu) – francuski pisarz pochodzenia żydowskiego, scenarzysta i reżyser filmowy, dyplomata.

Tłumaczenie/ Jerzy Pański

Tematyka/ Nadzwyczajna historia żydowsko-litewsko-polsko-francuskiego pisarza i jego relacji z dominującą matką. Dramatyczna, dowcipna, sentymentalna i pewnie nie do końca prawdziwa, bo Gary przez całe życie miał skłonność do konfabulowania.  Wydana w 1960 r. książka „Obietnica poranka” charakteryzuje się luźną strukturą. Napisana w pierwszej osobie, od żelaznej chronologii narracji, woli skoki w czasie wywołane grą skojarzeń. Tyle w niej epizodów, że dałoby się z niej złożyć kilka książek.

Główny motyw/ Flagowym motywem i osią całej twórczości Gary’ego jest historia nastoletniego chłopca, który nagle, pod wpływem pierwszego doświadczenia erotycznego, orientuje się, że utracił dzieciństwo. Matka bohatera to u Gary’ego utracony raj dzieciństwa, do którego później przez całe życie usiłował powrócić, szukając pocieszenia w twórczości literackiej czy w objęciach kolejnych kobiet: „Zawsze powracamy na grób matki, by wyć nad nim jak opuszczony pies. Już nigdy, już nigdy, już nigdy”.  To, że Gary funkcjonował na marginesie powojennej literatury europejskiej, nie oznacza, że jego twórczość była „niepoważna”, „mieszczańska”, czy też, że „nie była naznaczona traumą”. Wręcz przeciwnie, w samym sercu tej przystępnej i narkotycznie przyjemnej prozy tkwi głębokie doświadczenie utraty.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W czterdziestym czwartym roku życia wciąż jeszcze nie przestaję marzyć o jakiejś najpierwotniejszej czułości”.

„(…) świat jest zbyt mały, by pomieścić całą moją miłość”.

„Życie jest wybrukowane straconymi okazjami”.

„(…) bo życie pouczyło mnie później, że przepaść nie ma dna i że wszyscy w nieskończoność możemy osiągać możliwości, jakie dają te interesujące zawody”.

„Chociaż miałem dopiero osiem lat, decyzja moja już zapadła: dam mojej matce wszystko, czego pragnie”.

„Myślę dotąd, że dobrze jest w życiu mieć zawsze przy sobie trochę okruchów ciasta, jeśli się chce być kochanym w sposób naprawdę bezinteresowny”.

„(…) w dzisiejszych czasach żaden tron nie opiera się na solidnych podstawach”.

„Dobrze wiem, że kiedy idzie o wyczyny miłosne, mężczyźni aż nazbyt łatwo wpadają w chełpliwość”.

„Życia nie można przeżyć dwa razy”.

„(…) powodzenie jest czymś, czego należy zakosztować za życia”.

„Tylko bardzo już starzy poławiacze gwiazd potrafią zrozumieć do głębi, ile rozczarowań i goryczy kryje się w tego rodzaju złudzeniach”.

„Jestem głęboko przekonany, że frustracje, jakich się doznaje w dzieciństwie, pozostawiają głębokie i niezdarte ślady i nigdy już nie znajdują zadośćuczynienia (…)”.

„To, czego starość się >nauczyła< jest w rzeczywistości tym, o czym już zapomniała (…)”.

„(…) człowiek oszukujący bez przerwy sam siebie usiłuje przedstawić, jako odpowiedź to, co jest skazane, by pozostać jedynie tragicznym pytaniem”.

„Zawsze miałem skłonności do odczuwania głodu na widok piękna, na widok krajobrazu, barw, kobiet”.

„Nie uratowałem Francji ani świata, tracąc w ten sposób okazję, która może już nigdy się nie powtórzy”.

„(…) gdyby można było umrzeć ze wstydu, ludzkość dawno by już nie istniała”.

„Od dawna już wyzwoliłem się spod władzy tych rojeń i jeśli wciąż jeszcze marzę, aby świat przemienić w ogród szczęśliwości, wiem już dziś dobrze, że kieruje mną nie umiłowanie ludzi, tylko ogrodów”.

„To zabawne, ile człowiek dojrzały może zachować z dziecka”.

„(…) od nikogo nie można wymagać rzeczy niemożliwych”.

„Wierzyłem mocno, że w literaturze, zarówno jak i w życiu, kształtować można świat wedle swego natchnienia i przywrócić go właściwemu powołaniu-tworzeniu dzieł rozsądnie pomyślanych i dobrze wykonanych”.

„Życie było dla mnie nadal jedynie swoistym gatunkiem literackim”.

„(…) miłość, jakiej człowiek doznaje, nadać może jego życiu kształt i sens”.

„Nie wolno chyba kochać do tego stopnia tylko jednej istoty, choćby nią była matka”.



              Książka „Obietnica poranka” zasadniczo jest literacką próbą Romaina Gary'ego, wskrzeszenia zmarłej matki, Niny Kacew, kobiety, której marzenia spełniał każdego dnia. Od dzieciństwa wyjaśniała mu, że zrezygnowała z obiecującej kariery aktorskiej, aby jako samotna matka wychować go na człowieka wielkiej kariery i nie byłaby zadowolona, gdyby jego życie okazało się czymś mniej niż legendą. Chociaż później Nina przyznała się, że nie była tak świetną artystką, jak się przez całe życie przedstawiała swojemu ukochanemu synowi, jednak tylko w taki sposób mogła skłonić go do wiary w to, że narodził się do wielkich czynów. Jej zdolność do improwizacji podczas korzystania z jej mitomańskiej wyobraźni nie tylko nadawała sens jej życiu, ale wydłużyła jej życie w sposób wykraczający poza normalne granice śmiertelności. „Obietnica poranka” to wspomnienie Romaina Gary'ego od najwcześniejszych czasów swojego dzieciństwa, które udało mu się zapamiętać, aż do końca drugiej wojny światowej. Książka zaczyna się sceną autora siedzącego samotnie na plaży w towarzystwie ptaków i fok, spoglądającego wstecz na swoje życie. Gary opisuje swoje wczesne życie od czasu, gdy mieszkał w Rosji, gdzie jego matka była aktorką w teatrze. Następnie przedstawia ich podróż z Rosji do Polski, gdzie mieszkali przez kilka lat w Wilnie, a następnie ich wyjazd do Warszawy a później do Nicei. Gary opowiada o miłości swojej matki do niego, o jej marzeniach, które „przygotowywała” dla niego. Według niej powinien uczyć się, aby zostać prawnikiem, powinien zostać oficerem lotnictwa, powinien zostać ambasadorem Francji, powinien mieć powodzenie wśród kobiet, powinien zostać znanym pisarzem i otrzymać literacką Nagrodę Nobla. Gary zdołał to wszystko osiągnąć, z wyjątkiem Nagrody Nobla, ale za swoją pracę pisarską zdobył dwie nagrody Prix Goncourt. Wczesne sceny, w których Gary opisuje biedę swojej rodziny i to, jak jego matka starała się, związać koniec z końcem, jednocześnie zapewniając mu wygodne życie, są bardzo poruszające. Sposób, w jaki jego matka pokazuje mu delikatną matczyną miłość, i miłość zaborczą i patologiczną są bardzo emocjonujące.

„Obietnica poranka” jest książką o humorystycznym wydźwięku. Bajkowy obraz Francji, który matka Gary'ego przedstawia mu wręcz z malowniczą finezją, gdy mieszkają jeszcze w Rosji i w Polsce, zapewniając go, że pewnego dnia tam dotrą i staną się prawdziwymi Francuzami, jest bardzo wzruszający, ale także wywołujący uśmiech. Jedną z moich ulubionych zabawnych scen była sytuacja, gdy pewna zakochana w Romainie dziewczyna nagle przyjeżdża taksówką pod dom Gary'ego, wpada do jego mieszkania, ściska jego matkę i zaczyna płakać mówiąc do niej, że Gary kazał jej przeczytać wszystkie tomy Prousta, a teraz nikt jej pewnie nie poślubi, więc on powinien natychmiast zostać jej mężem.

            Od trzynastu lat matka Romaina żyła samotnie, bez męża, bez kochanka, starając się dzielnie, by co miesiąc zarobić na rzeczy najpotrzebniejsze do życia: opłacić mieszkanie, móc kupić masło, buty, ubranie, kawałek mięsa na obiad – mały widoczny znak jej zwycięstwa nad przeciwnościami losu. Lecz mały Romain czuł, że miłość jego matki do niego nie jest normalną miłością. Często przez głowę przebiegała mu myśl, żeby rzucić się pod pociąg i w ten sposób uciec od wewnętrznego wstydu i bezsilności, lecz niemal w tej samej chwili ogarniało go namiętne pragnienie, by naprawić świat i złożyć go kiedyś u stóp matki. Świat pełen szczęścia i sprawiedliwości, nareszcie zacny jego matki. Decyzja ta ściskała mu serce, otwierając w nim ranę, której żar rozpalał jego krew już do końca życia. Z twarzą w dłoniach poddawał się cierpieniu, ale łzy, które tak często były dla niego łaskawe, nie przynosiły mu żadnego ukojenia. Doznawał nieznośnego uczucia, że czegoś go pozbawiano, że odarto go z rodzącej się w nim męskości, że stawał się przy nadopiekuńczej matce nieomal kaleką. I w miarę jak biegły lata, owo dziecięce uczucie frustracji i nieuświadomionych w pełni pragnień nie tylko nie przygasało, lecz rosło wraz z nim i przekształcało się z wolna w wewnętrzną potrzebę, której już ani kobieta, ani nawet sztuka nie mogły w pełni zaspokoić. Od tamtego czasu dzień w dzień mały chłopiec, zanim zaczął tworzyć dzieło swojego życia, spędzał całe godziny na „przymierzaniu” swoich artystycznych pseudonimów. Wszystko to było rzeczą bardzo trudną. Kłopot z pseudonimem polega na tym, że ten nigdy nie może wyrazić wszystkiego, co się czuje. Dochodził już niespełna do wniosku, że sam pseudonim, jako środek literackiej wypowiedzi, nie wystarcza i że trzeba jeszcze pisać książki. Lecz pewnego dnia matka oznajmiła Romainowi: „Gdybyś był skrzypkiem wirtuozem, nazwisko Kocew brzmiałoby bardzo dobrze”. Historia ze „skrzypkiem wirtuozem” też okazała się dla matki źródłem wielkiego rozczarowania i chłopiec czuł się bardzo winien w tej sprawie. Zaszło wtedy jakieś nieporozumienie z losem, którego matka absolutnie nie umiała pojąć. Oczekując od chłopca najwspanialszych rzeczy i szukając jakiejś „cudownej ścieżki”, która możliwie najszybciej mogłaby go doprowadzić do „sławy i uwielbienia tłumów”- matka nie cofnęła się nigdy przed banałem. Nie tylko przez ubóstwo słownika, ile przez jakieś poddanie się obowiązującym w społeczeństwie w jej czasach nakazom, ustalonym wartościom i wzorcom. Początkowo żywiła nadzieję, że jej syn będzie cudownym dzieckiem, połączeniem Jaschy Heifetza i Yehudi Menuhina, będących wówczas u szczytu swojej młodzieńczej sławy. Matka zawsze marzyła o tym, by jej syn został wielkim artystą. Nie miał jeszcze siedmiu lat, kiedy w jakimś sklepie w Wilnie kupiła okazyjnie skrzypce i zaprowadziła go uroczyście do pewnego zmęczonego człowieka w czarnym ubraniu, z długimi włosami, którego pełnym szacunku, przyciszonym głosem tytułowała „maestro”. Romain chodził odważnie sam, dwa razy w tygodniu, ze skrzypcami w żółtym pudle wyściełanym fioletowym aksamitem. Chłopiec zachował po owym „maestro” jedynie obraz człowieka głęboko zdumionego za każdym razem, ilekroć chwytał smyczek i kiedy Romain był już dorosłym mężczyzną, nie słyszał przysłowiowego „dzwonienia w uszach” tylko krzyk „maestra” od skrzypiec: „Aj, aj, aj!”, jaki wydawał, kiedy chłopiec fałszował. Pod koniec trzeciego tygodnia nauki „maestro” odebrał mu szybkim ruchem smyczek i skrzypce, oznajmiając, że musi pomówić z jego matką i kazał chłopcu iść do domu. Nidy się nie dowiedział, co jej wówczas „maestro” powiedział, ale matka przez wiele dni wzdychała i spoglądała na syna z wyrzutem, niekiedy tylko przytulając go do siebie w przypływie litości. Rozpierzchło się jej jedno wielkie marzenie. Mniej więcej w trzydzieści lat potem, kiedy Romain był francuskim konsulem generalnym w Los Angeles, dziwnym zrządzeniem losu to właśnie on dekorował wielkim krzyżem Legii Honorowej Jaschę Heifetza amerykańskiego skrzypka pochodzenia żydowskiego z Wilna, który mieszkał w podległym mu okręgu. Gdy już Romain przypiął skrzypkowi krzyż do piersi i wygłosił tradycyjną formułę, usłyszał nagle jak wznosząc oczy ku niebu, mówił głośno i dobitnie bez żadnej kontroli słowa: „Nie udało się, i cóż na to poradzę! Jascha Heifetz był z lekka zdziwiony i zapytał: „Słucham, panie konsulu?”. Gary, zgodnie ze zwyczajem kończącym ceremonię, ucałował go w oba policzki. Zdał sobie w tedy sprawę, że jego brak talentów muzycznych był dla matki straszliwym rozczarowaniem, ponieważ nigdy już o tym nie wspominała, a dla niej, która tak często - trzeba przyznać - zdradzała brak taktu, taka wstrzemięźliwość była niewątpliwym znakiem tajemnej i głębokiej zgryzoty. Jej ambicje artystyczne nigdy się nie spełniły, toteż liczyła na to, że właśnie syn je urzeczywistni. Epizod ze skrzypcami nigdy więcej ani słowem nie został między nimi wspomniany i zaczęły się poszukiwania innej drogi, która miała zapewnić sławę jej synowi. Trzy razy w tygodniu chłopiec zabierał miękkie pantofle i matka zaprowadzała go za rękę do Saszy Żigłowa, u którego przez dwie godziny chłopiec sumiennie starał się podnieść nogę do poprzeczki, podczas gdy matka, siedząc w kącie, składała od czasu do czasu ręce z uśmiechem pełnym zachwytu i wołała: „Niżyński! Niżyński! Będziesz drugim Niżyńskim! Wiem, co mówię!”. Wacław Niżyński w owym czasie był tancerzem i choreografem, jednym z najwybitniejszych tancerzy baletowych XX wieku. Matka towarzyszyła synowi nawet w szatni, gdzie spoglądała na niego czujnym okiem, kiedy się rozbierał, gdyż - jak mu tłumaczyła - Sasza Żigłow „miał brzydkie przyzwyczajenia”. Zarzut ten znalazł zresztą wkrótce całkowite uzasadnienie, bo pewnego dnia Sasza Żigłow wszedł na palcach do łazienki, w której chłopiec brał prysznic i usiłował go „ugryźć”, co spowodowało, że ten zaczął okropnie wrzeszczeć. Romain jako dorosły mężczyzna wciąż widział przed oczyma scenę, jak nieszczęsny Żigłow ucieka przez salę gimnastyczną przed matką ścigającego go w furii z laską w ręku. I tak się zakończyła jego kariera, jako tancerza. Myśl, że jej syn może być kimś innym niż mężczyzną kochającym nie tylko kobiety, była dla niej nie do zniesienia.  
               
Kiedy skrzypce i balet zostały siłą rzeczy wyeliminowane, a mizerne wyniki w matematyce uniemożliwiły chłopcu zostanie „nowym Einsteinem”, mały Gary sam zabrał się do odkrywania w sobie utajonego talentu, który by pozwolił na urzeczywistnienie ambicji artystycznych jego matki. W ciągu miesięcy nabrał zwyczaju zabawiania się pudełkiem z farbami, które stanowiło część składową jego szkolnego ekwipunku. Chłopiec długie godziny spędzał z pędzlem w ręku, upajając się czerwienią, ochrą, zielenią i błękitem.  Pewnego dnia, kiedy Romain miał dziesięć lat nauczyciel rysunków przyszedł do jego matki i zakomunikował jej swoją opinię: „Syn pani ma talent malarski, którego nie wolno zaniedbywać”. Rewelacja ta wywołała ze strony matki najzupełniej nieoczekiwaną reakcję. Biedna kobieta niewątpliwie zbyt brała do serca legendy i mieszczańskie przesądy dość rozpowszechnione na początku XX stulecia. Z tych zresztą czy innych powodów malarstwo było w jej umyśle nieodłącznie związane ze zmarnowanym życiem. O tragicznych losach van Gogha i Gauguina wiedziała zapewne akurat tyle, ile było trzeba, żeby się przerazić. Z pewnością przechodziły jej przez myśl wszystkie opowiadania o mizernych pacykarzach skazanych na pijaństwo, nędzę, gruźlicę, czy syfilis. I ostatecznie wyraziła to wszystko w przejmującym, jednak trafnym stwierdzeniu: „Jesteś może genialny, ale w takim razie oni ci każą zdychać z głodu”. Od tej chwili już nie wolno mu było dotykać pudełka z farbami. Romain miał o to do matki żal i przez długi czas odnosił wrażenie, iż minął się z powołaniem.

            Co do literatury, matka nie miała tu owych, niemal zabobonnych przesądów, jakie żywiła wobec malarstwa. Przeciwnie, patrzyła na nią okiem nawet dość przychylnym, jak na wielką damę przyjmowaną w najlepszych domach. Goethe otoczony był najwyższymi honorami, Tołstoj był hrabią, Wiktor Hugo wielkim francuskim dramaturgiem. W taki sposób, po kolejnym wyeliminowaniu muzyki, tańca i malarstwa, zdecydowali się na literaturę, która według niej niosła mniejsze niebezpieczeństwo chorób wenerycznych. Obecnie by zapoczątkować realizację marzeń pozostało im już tylko wyszukanie pseudonimu godnego arcydzieł, których świat od nich oczekiwał. Na nieszczęście matka nie należała do tych kobiet, które zachowują wyłącznie dla siebie ów pokrzepiający je świat marzeń, w jakim żyją. Wszystko „wyrzucała” z siebie natychmiast, proklamowała, obwieszczała, ogłaszała wśród fanfar, zazwyczaj w towarzystwie „lawy i popiołu”. Matka chodziła od drzwi do drzwi, dzwoniła i pukała, zwołując wszystkich lokatorów na klatkę schodową. Po pierwszej wymianie dosadnych zwrotów przyciągała chłopca do siebie i wskazując zebranych, oświadczała dumnie i wzniośle: „Nędzne mieszczańskie pluskwy! Nie wiecie, z kim macie zaszczyt mówić! Mój syn będzie ambasadorem francuskim, kawalerem Legii Honorowej! Będzie się ubierał w Londynie!”. I żeby nie było nieporozumień, Romain Gary ubierał się w Londynie. Nie znosił do końca życia angielskiego fasonu, ale nie miał wyboru. Jedynym sąsiadem, który starał się zrozumieć Romaina i jego matkę, był sąsiad w ich wileńskiej kamienicy - pan Piekielny. Człowiek ten zawsze powtarzał zawstydzonemu chłopcu, że kiedy będzie już arcymistrzem, kimś bardzo ważnym, to powie tym wszystkim znanym osobistościom ze świata: „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał nijaki pan Piekielny”… I rzeczywiście Romain starał się spełniać prośbę pana Piekielnego. Pod koniec wojny, w Anglii, kiedy Gary służył, jako pilot, Jej Królewska Mość królowa Elżbieta, dokonywała przeglądu eskadry. Romain stał wyprostowany jak struna. Kiedy królowa podeszła, aby mu pogratulować młody pilot z Wilna oświadczył królowej głosem donośnym i dobitnym: „Pod numerem 16 na Wielkiej Pohulance w Wilnie mieszkał nijaki pan Piekielny…”. Jej Królewska Mość łaskawie skłoniła głowę i przeszła do następnej załogi. Tylko dowódca eskadry, rzucił w jego kierunku jadowite spojrzenie. Mniejsza o to, w taki oto sposób Romain mógł się odwdzięczyć panu Piekielnemu. Człowiek ten zakończył swą mizerną egzystencję w nazistowskich piecach krematoryjnych wraz z kilkoma milionami europejskich Żydów. Romain zawsze wywiązywał się skrupulatnie z obietnicy złożonej panu Piekielnemu. Ilekroć spotykał się z wielkimi z tego świata, wobec najwyższych dygnitarzy i budowniczych przyszłych stuleci, nie pomijał nigdy okazji, by wspomnieć o istnieniu tego małego człowieczka z Wilna.

            Romain Gary dopiero około czterdziestki zaczął rozumieć, że nie jest dobrze być bardzo kochanym w tak młodym wieku, tak zaborczą miłością. To zawsze rodzi złe przyzwyczajenia. Miłość macierzyńska to obietnica, którą życie daje nam u progu i której nie dotrzymuje nigdy. I z tym niedosytem pozostać trzeba do końca życia. Ilekroć kobieta bierze mężczyznę w ramiona i przyciska do serca, są to tylko kondolencje. Nie twierdzę, że należałoby matkom zabraniać zbytniej miłości do dzieci. Mówię tylko, że lepiej jest, kiedy matki mają jeszcze kogoś do kochania. „Gdyby moja matka -napisał Gary- miała kochanka, nie umierałbym przez całe życie z pragnienia przy każdym źródle”.

            Istotę autobiograficznej powieści Gary’ego sugeruje sam jej tytuł. Zawarta w nim obietnica jest obietnicą podwójną. Dotyczy ona długu wobec matki, który główny bohater i jednocześnie narrator czuje się w obowiązku spłacić. Jednocześnie jednak chodzi o daną chłopcu obietnicę bezwarunkowej i bezgranicznej miłości spełnioną przez matkę, ale przez życie, mimo wszystkiego, co miało protagoniście do zaoferowania, już nie. Ukazana w opowieści Gary’ego relacja dwojga ludzi, którzy mają tak naprawdę tylko siebie, ma bowiem charakter symbiotyczny lub, jak powiedzieliby Francuzi, „fuzjonalny”. Dla Niny Kacew Roman, a później już w ojczyźnie Moliera, Romain, jest miłością życia i spiritus movens wszystkich działań. Syn z kolei ma wobec matki poczucie zobowiązań, których ogrom porównywalny jest z ogromem uczucia, jakim się wzajemnie darzą. „Obietnica poranka” to – w obu wersjach, papierowej i celuloidowej – opowieść o bezmiarze miłości, macierzyńskiej i synowskiej. Aspiracje Niny, w dużym stopniu zrealizowane przez dorosłego Romaina, bohatera wojennego, dyplomatę i przede wszystkim znanego pisarza, a przy okazji zdobywcę świata i ulubieńca kobiet, to jeden z najciekawszych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych aspektów „Obietnicy poranka”. Z jednej strony, matka chce dla syna wszystkiego, co najlepsze, łącząc niespotykaną czułość z surowymi wymaganiami i pomimo absurdalności niektórych swoich pomysłów, zapewnia mu edukację, która w przyszłości zaprocentuje. Z drugiej jednak – dość bezkompromisowo reżyseruje życie syna, poddającego się jej woli bez utyskiwania, a nawet w niejakim popłochu. Nieuniknione wydają się oskarżenia o realizowanie per procura własnych ambicji, przenoszonych na dziecko, o narzucanie własnej woli, o nieprzecięcie pępowiny, o wręcz emocjonalne kazirodztwo. Powieściowy narrator kpi sobie z możliwych freudowskich interpretacji własnej relacji z matką, mówiąc jasno, że jego dzieła to zarazem dzieła matki i przypominając, że pępowina zapewnia życie. Zachowania i reakcje Niny są często paradoksalne i zaskakujące, co zresztą stanowi również o atrakcyjności powieściowej: kobieta stara się chronić syna, przestrzega go przed niebezpieczeństwami, ale zarazem namawia do bohaterskich wyczynów, z zamachem na Hitlera włącznie. Paradoksalnie też wpisana w relację obojga niewyobrażalna bliskość nie skutkuje u Romaina brakiem odwagi czy innymi cechami stereotypowo przypisywanymi zgubnemu wpływowi bycia wychowywanym przez samotną matkę.

02 lutego 2020

Malowany welon


„Malowany welon”


W. Somerset Maugham



Autor/ (ur. 25 stycznia 1874 w Paryżu, zm. 16 grudnia 1965 w Saint-Jean-Cap-Ferrat k. Nicei) – angielski powieściopisarz i dramaturg.

Tłumaczenie/ Franciszka Arnsztajnowa

Tematyka/ Książka w prosty sposób pokazuje jak z kobiety próżnej, dla której dotąd nic prócz przyjemności nie istniało, rodzi się świadoma swych obowiązków i powinności obywatelka.  „Kara” okazała się dla niej ratunkiem i zbawieniem. To wyprawa na chińską wieś pozwoliła jej odkryć siebie i dostrzec, co jest w życiu naprawdę ważne. Poczucie własnego istnienia odnalazła dzięki Walterowi, będącemu w istocie jej nauczycielem życia. I to za jego sprawą dotarła wreszcie do prawdy: ludzi kochamy za to, że są po prostu dobrzy. I właśnie za to powinna pokochać swego męża i nawet urodzić mu dziecko. Ach, gdyby jeszcze to wszystko było takie proste...

Główny motyw/ Lata 20. XX wieku. Kitty, znudzona mieszkaniem z rodzicami (zwłaszcza ze zgryźliwą matką) panna z wyższych sfer „łapie okazje” poślubiając zakochanego w niej po uszy Waltera Fane. Młodzi wprawdzie ledwo się znają, ale śpieszą się ze ślubem, gdyż Walter, który jest obiecującym bakteriologiem, otrzymał propozycję dobrej posady w chińskim laboratorium badawczym i nie może zwlekać z wyjazdem. Na miejscu jednak Kitty szybko się rozczarowuje i nudzi nie tylko Państwem Środka, ale też swoim zapracowanym i właściwie od początku obojętnym jej mężem. Gdy więc na jednym ze spotkań towarzyskich w Szanghaju poznaje wicekonsula Charliego Townsenda, który zdaje się rozumieć jej trudną sytuację w obcym kraju u boku niekochanego męża, bez wahania nawiązuje z nim romans. Dr Fane dowiaduje się jednak o zdradzie żony i stawia jej ultimatum: albo rozwód z jej winy (co równało się wówczas publicznemu upokorzeniu) albo wspólny wyjazd do dziesiątkowanej przez cholerę prowincji. Kitty jest oburzona tą propozycją, gdy jednak okazuje się, że nie może liczyć na to, by kochanek porzucił dla niej własną rodzinę, zgadza się towarzyszyć mężowi.



Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Tak, z punktu widzenia >towarzyskiego< ludzie nauki nie liczą się wcale”.

„Ale gdyby wszyscy tylko wtedy się odzywali, kiedy mają coś do powiedzenia ród ludzki wkrótce utraciłby chyba zupełnie zdolność mówienia”.

„Nietrudno być opanowanym, gdy człowiek nie interesuje się nikim prócz siebie samego”.

„No tak, wiadomo przecież, że niewiasty często wmawiają w siebie, że mężczyzna jest w nich szalenie zakochany, a rzeczywistość nieraz zdaje kłam ich mniemaniu”.

„(…) czyż można brać tak dosłownie to, co mówi zakochany mężczyzna?”.

„Można być bardzo zakochanym w kobiecie, nie pragnąć koniecznie spędzić z nią całego życia”.

„(…) żeby zrozumieć dobrze człowieka, trzeba się postawić w jego położeniu”.

„Prawdziwa miłość nie daje się stłumić tak łatwo”.

„Proszę pani, jest wielka ilość ludzi niemądrych, którzy gotowi są przyznać wybitne zdolności każdemu osobnikowi zajmującemu wyższe stanowisko, jeśli tylko poklepie ich po ramieniu i zapewni, że zrobi dla nich wszystko na świecie”.

„W urzędach nie są potrzebni ludzie zdolni: ludzie wybitni mają swoje idee, a idee bywają powodem różnych kłopotów”.

„Cóż takiego jest w sercu ludzkim, co każe nam gardzić człowiekiem, dlatego że nas kocha?”.

„Nikt nie szuka naszyjnika z pereł lub sobolowego futra w kramie jarmarcznym; idzie się tam, by nabyć trąbkę lub balonik dziecinny”.

„(…) spokoju ducha nie można znaleźć ani w pracy, ani w zabawie, jedynie we własnej duszy”.

„Wszystko przechodzi i nie zostawia śladu po sobie”.

„(…) świadomość takiego uczucia nie może pozostać bez wpływu na człowieka”.

„Najważniejszą rzeczą jest, czy sami kochamy. Miłość, której nie podzielamy, nie wywołuje w nas nawet wdzięczności. Nudzi nas tylko”.

„Jedni poszukują prawdy w Bogu, drudzy w opium lub whisky, a niektórzy w miłości”.

„Życie jest tak krótkie i pełne bólu. Jakież to smutne, że ludzie z własnej woli dodają do niego takie męki”.

„Myślę nieraz, że jedyną rzeczą zdolną pogodzić człowieka z tym światem jest piękno, które od czasu do czasu udaje się zeń wykrzesać ludziom wybranym: obrazy, muzyka, książki, samo życie tych ludzi. Ale najbogatsze w piękno jest życie pięknie przeżyte. Ono jest arcydziełem sztuki”.

„(…) jeśli kłamstwo wobec innych bywa nieraz nieuniknioną koniecznością, to okłamywanie samego siebie jest zawsze godne pogardy”

„Jakże dziwne są stosunki miedzy rodzicami i dziećmi”.


              Co robisz, gdy nie możesz zemścić się na kochanku, który najwyraźniej nie jest już wart twojej miłości, który zawiódł cię i zachował się bezdusznie? Alternatywnie, czy same cnoty męża mogą zrekompensować utraconą namiętność? Czy jest to obowiązek wobec innych, a nie samolubne pragnienie, które nadaje naszemu życiu godność i siłę? Oto niektóre z głębokich pytań, które porusza w książce „Malowany welon” William Somerset Maugham. Akcja powieści rozgrywa się pod koniec XIX wieku zarówno w Anglii, jak i przede wszystkim w Chinach, które w tym okresie były kolonią brytyjską.

Kitty jest piękną, młodą dziewczyną. Od wczesnego dzieciństwa była przyzwyczajona do skupiania uwagi tylko na sobie. Wraz z jej natarczywą matką wszyscy jej znajomi byli pewni, że Kitty świetnie sobie poradzi w znalezieniu dobrej partii na męża. Jednak sprawy nie potoczyły się zgodnie z jej oczekiwaniami, a jej dotychczasowi zalotnicy nie byli wystarczająco dla niej odpowiedni. Dziewczyna staje się coraz bardziej zdesperowana, gdy jej młodsza siostra bierze ślub z zamożnym mężczyzną! Ogarnięta paniką Kitty pośpiesznie zgadza się poślubić Waltera, zdecydowanego i prostego bakteriologa, który szalenie się w niej zakochuje. Towarzyszy mu w wyprawie do Chin i stara się dostosować do swojej nowej roli - żony.

Kitty - rozpieszczona i trochę „pusta” - szybko zaczyna się nudzić u boku Waltera. Tęskniąc za romansami, denerwuje się jego milczeniem i ogólną obojętnością na wszystko, co go otacza oprócz pracy. Właśnie wtedy poznaje Charlesa Townshenda, uroczego, wysokiego rangą urzędnika rządowego. Charles jest wszystkim, czym Walter nie jest, a Kitty jest pewna, że też nie ​​jest mu bez reszty obojętna. Oboje szybko rozpoczynają romans. Kiedy Walter się o tym dowiaduje, ogarnia go gniew. Kitty - choć zaniepokojona tym odkryciem - uważa to za błogosławieństwo, ponieważ może teraz rozwieść się z mężem i poślubić Charlesa. Walter ogłasza swoją decyzję wyjazdu do miasta dotkniętego cholerą, Mei-Tan Fu, aby walczyć z epidemią i chce, aby Kitty wyjechała wraz z nim. Tak postawiona sprawa przez Waltera zaszokowała Kitty. Mąż zdecydowanie stawia warunek: jeśli z nim nie wyjedzie, wniesie wobec niej i Charlesa zarzuty o cudzołóstwo. Daje jej jednak szansę. Jeśli Charles rozwiedzie się ze swoją żoną Dorotą i poślubi Kitty, to pozwoli jej odejść. Kitty biegnie do Charlesa z naiwną wiarą, że ją poślubi, ale jest skonsternowana jego wyznaniem, że nie chce poświęcić dla niej niczego, a w szczególności swojej rodziny. Delikatnie, ale stanowczo odmawia rozwodu z żoną. Przygnębiona i załamana Kitty nie ma innego wyjścia, jak dołączyć do Waltera. Przeraża ją perspektywa udania się do miasta pełnego epidemii. Kiedy już dociera na miejsce, jej najgorsze obawy się spełniają. Widzi wokół siebie śmierć, źle znosi niemiłosierne upały i doskwiera jej brak towarzystwa. Kitty jest nadal desperacko zakochana w swoim byłym kochanku, Charlesie. Robi wszystko, co w jej mocy, by go znienawidzić, wymazać jego rysy ze wspomnień, wyobrazić sobie, że jest brzydkim mężczyzną. Kitty w pełni rozumie, że Charles jest tylko kimś, kogo nie obchodzi nikt inny poza nim samym. A ponieważ nie jest w stanie o nim zapomnieć, jej serce tonie w bezgranicznym poczuciu rozpaczy. Ich uprzejmy sąsiad Waddington zręcznie ocenia, że ​​coś jest nie tak w ich małżeństwie i staje się jej dobrym przyjacielem. Pewnego dnia mówi do Kitty: „Zadałem sobie pytanie, czy oboje jesteście tutaj, aby popełnić samobójstwo”. Aby uciec od nudy, Kitty odwiedza klasztor prowadzony przez francuskie zakonnice i jest zdumiona ich poczuciem obowiązku i zaangażowaniem w prowadzeniu przytułku. Oprócz udzielenia schronienia sierotom i ich edukacji, klasztor zajmuje się także leczeniem pacjentów z cholery. Jej własny mąż z determinacją pracuje nad poprawą sytuacji w tym miejscu i staje się bohaterem dla zakonnic i dzieci w klasztorze.

Książka opowiada o wewnętrznej „podróży” Kitty - od bycia lekką dziewczyną karmioną fantazjami po kogoś, kto staje twarzą w twarz z prawdziwym światem. Jej niepohamowana miłość do Charlesa i jej melancholijny stan po nieudanym romansie wydają się trywialne w porównaniu ze śmiercią, którą widzi wokół siebie. Kiedy zaczęła postrzegać siebie, jako osobę bezwartościową w porównaniu z ludźmi wokół niej - którzy wszyscy są dumni ze swoich obowiązków wobec innych, Kitty zaczęła lepiej rozumieć swojego męża, ale wciąż nie mogła go pokochać. Zirytowana jest myślą, że Walter nadal może ją karać, skoro przed ich oczami jest tylko ból i śmierć.

W końcu, kiedy Walter zapada na cholerę i wkrótce umiera, Kitty czuje smutek, ale też odczuwa ulgę. Bowiem to mógł być wypadek lub sam mógł się zarazić. W tym drugim przypadku popełniłby samobójstwo, choć tak naprawdę nigdy się tego nie dowiadujemy, ale Waddington wydaje się wierzyć, że tak było. Kitty jest przerażona, gdy dowiaduje się, że taki scenariusz może być możliwy. Tak bardzo go zraniła, najpierw romansem, a w konsekwencji ciążą z kochankiem, że Walter po prostu nie mógł tego znieść. Kitty to podkreśla, gdy mówi Waddingtonowi, że Walter zmarł z powodu złamanego serca. Jeśli Walter naprawdę celowo zaraził się cholerą, mogło to wynikać z tego, że nie wierzył, że mógłby zmienić swoją sytuację i dlatego się poddał. Kitty przeżyła swoje duchowe przebudzenie. Jej objawienie pojawia się w ostatniej scenie powieści podczas rozmowy z ojcem. Właśnie zmarła jej matka, a ojciec wykorzystuje to żeby oznajmić, że ​​przenosi się na egzotyczną wyspę za sprawą awansu. Przez długi czas ojciec był wyśmiewany i zaniedbywany przez żonę i córki, Kitty zdaje sobie sprawę, że ojciec ich nienawidził. Ale kiedy błaga go, by ją zabrał, ojciec nie potrafi jej odmówić. Właśnie tam zdaje sobie sprawę, jak ludzie potrafią nieustannie stawiać swój obowiązek ponad własne uczucia, a ona tego nigdy nie była w stanie zrobić.

Maugham przedstawia z rzadką wrażliwością postać Kitty jako kobiety. Jest słaba i naiwna. Desperacko trzyma się swoich romantycznych wyobrażeń, a kiedy te wyobrażenia się kruszą, jej „powrót” do prawdziwej rzeczywistości jest dość bolesny. Ale w końcu ból ją oczyszcza i sprawia, że ​​patrzy na życie dojrzałymi, empatycznymi oczami. Książka Somerseta Maughama jest prosta, elegancko napisana z kilkoma głęboko poruszającymi i głębokimi fragmentami.

            Podczas ślubu welon pani młodej jest zwykle biały, co oznacza niewinność osoby, która go nosi. Biel jest czysta i nie została jeszcze naruszona. W powieści „welon jest malowany”, co oznacza, że ​​bohaterowie nie są niewinni. Maugham wykorzystał tę koncepcję, aby pokazać, jak całe społeczeństwo i ludzie w nim żyjący są skażeni. Jedynymi postaciami w powieści, które noszą białe welony są zakonnice, które powinny być niewinne i przypominać święte. Ale może Maugham chce nam podpowiedzieć, że to, że pracują dla Boga, nie oznacza, że ​​są czyste i bezinteresowne. Rzeczywiście Waddington kwestionuje ich prawdziwą naturę. Mówi, że próbował zmusić je do opuszczenia prowincji dla ich bezpieczeństwa, ale nie zrobiły tego, ponieważ wszystkie chcą umrzeć, jako męczennice. Kolejną kwestią, która może poddawać krytyce czyste intencje i motywy mniszek, to narzucenie katolicyzmu mieszkańcom prowincji i sierotom, które mieszkają w sierocińcu. Czy pomagają i opiekują się dziećmi tylko dlatego, by móc jak najdalej rozpowszechniać swoją religię? Możliwa jest jednak inna interpretacja. Kitty wierzy, że wszyscy mogą zbliżyć się do świętości a zakonnice są bodźcem, dla którego postanawia dokonać zmiany w swoim życiu. Zakonnice pomagają Kitty zdjąć „bielmo” z oczu. Są powodem, dla którego widzi prawdę o swoim płytkim i samolubnym życiu. Kiedy spotyka zakonnice i widzi ich ciężką pracę postanawia się zmienić. Misja zakonnic w powieści ma zatem być punktem zwrotnym w życiu Kitty. Kiedy bohaterka „przenosi się do innego świata”, w którym cała prowincja została całkowicie zniszczona przez epidemię zaczyna rozumieć, co w życiu jest ważne. Została zmuszona poprzez akty miłosierdzia do ponownej oceny swojego życia i nauczenia się, jak kochać. Okrutna prawda, że ​​natura może być niesamowicie obojętna na utratę życia, uświadomiła jej czym jest przemijanie. Przyszło jej do głowy, że kiedy wszystko trwało tak krótko i nic się nie liczyło, wydaje się żałosne, że ludzie, którzy przywiązują absurdalną wagę do trywialnych przedmiotów, mogą być tak nieszczęśliwi.

 „Malowany welon”, zainspirowany utworem Dantego, jak twierdził Maugham, główny wątek powieści zaczerpnął z fragmentów Pieśni V Czyśćca „Boskiej Komedii”, który opowiada o historii Pii dei Tolomei ze Sieny i jej zazdrosnego męża (także podejrzanego o cudzołóstwo), który uprowadza ją do zamku, mając nadzieję, że trujące opary przyczynią się do jej natychmiastowej śmierci. Książka zagłębia się także w nieskończoną złożoność ludzkich serc w kontekście miłości, straty, żalu, szczęścia, przebaczenia i izolacji. Bardzo ironiczne jest to, że zbyt wiele miłości może być szkodliwe. Powieść to drobno spleciony gobelin emocji i wewnętrznych mechanizmów umysłu i serca. Ma również poczucie przebudzenia poprzez sytuację, w której ludzie stają w obliczu śmierci i niedostatku życia, oraz oczyszczenia duszy poprzez usunięcia urazy, która ją zatruwała.

          „Malowany welon” –jako dzieło literackie W. Somerseta Maughama można odczytać także z perspektywy postkolonialnej. Fabuła książki traktuje o Europejczykach, którzy w Chinach pełnią rolę „cywilizatorów” niosących pomoc w zwalczaniu epidemii cholery. Biorąc pod uwagę zachodni punkt widzenia: europejski (w Anglii powstała książka Maughama) i amerykański (ze względu na amerykańską produkcję filmową) – Chiny to kraj nieodgadniony, nieodkryty.  Postacie reprezentujące „Zachód” uważają go za dziwny, trochę zbyt wyidealizowany. Dowodem na to są fragmenty z powieści, w których Walter opowiada o chińskich polach golfowych, wyścigach konnych, klubach towarzyskich. Kitty jest tą scenerią oczarowana, urzekają ją tego typu rozrywki (będąc w Anglii, jest rozpieszczana, nie brakuje jej różnego typu atrakcji w życiu codziennym). Podobnie w filmie, występujące żywe barwy, surowe, aczkolwiek czyste ulice i porządek na nich (pomimo widocznej biedy) –przemawiają za tym, by uznać Chiny za kraj bajkowy: „Miał posadę w Tching-Yenie. Jesienią miał tam wrócić. Opowiadał wiele o Chinach. Kitty zawsze starała się okazywać zainteresowanie przedmiotem rozmowy, ale to, co opowiadał Fane o życiu w Tching-Yenie, brzmiało naprawdę dość zachęcająco; były tam kluby, tenis, wyścigi konne, polo i golf”. Egzotyka, którą tak bardzo Kitty się napawa, jest deprecjonowana. Walter opowiada o tym, że w kraju azjatyckim, w którym pracuje, pełno jest egzotycznych miejsc czy różnego rodzaju rozrywek. Wydawałoby się, że wszystkie te rzeczy są egzotyczne, gdyż w tak odległym kraju można się nimi cieszyć tak samo jak w rodzimej Anglii.  Jest to złudzenie, ponieważ Kitty nie zachwyca się tym, co chińskie, lecz właśnie tym, co angielskie - po prostu tym, co zna.  Mówiąc o polach golfowych czy klubach towarzyskich, kobieta nie myśli o czymś, co jest dla niej nowe ani nieznane, dlatego też zachwyt egzotyką jest tylko pozorny. Co więcej, widać tutaj kompletną ignorancję Maughama wobec historii państwa, w którym toczy się akcja powieści. Przypomnijmy, że są lata 20. XX wieku i Chiny nie są już cesarstwem. Być może angielski pisarz ma na myśli cesarzową wdowę Cixi.  Właśnie ona jest ostatnią cesarzową, której rządy przypadają na lata 1839-1908, a 10 października 1911 roku ma miejsce bunt armii w Wuchang i obalenie rządów młodego cesarza Puyi.  I właśnie od tego momentu datuje się ostateczny upadek cesarstwa i początek republiki. W filmie także widoczne są elementy, które wskazują, że czasy cesarskich Chin przeminęły.  Przechodzący ulicami miasta żołnierze ubrani są w stroje, które noszono w późniejszym okresie. Służą oni w armii komunistycznej. Kolejnym przykładem „innej kultury” u Chińczyków może być postępowanie wojska.  Maugham bezpośrednio pokazuje, że wśród chińskich żołnierzy nie ma kultury. Oczywiście, znowu jest to „zachodni” punkt widzenia.  Przejawia się to w zachowaniu członków armii, które powinno dawać przykład innym. Tymczasem żołnierze pułkownika Yü kradną, co tylko się da. Ze względu na panujące warunki (bieda), ludzie dopuszczają się niemoralnych czynów.  Mówią o tym Walter i sędzia Waddington: „Nie zabraknie panu tutaj roboty. Padają jak muchy. Sędzia tracił zupełnie głowę, a pułkownik Yü, dowodzący wojskiem, z trudem powstrzymuje swoich żołnierzy od plądrowania". Nie do zrozumienia dla Europejczyków jest również fakt, że Chińczycy składają ofiary bożkom. Spowodowane jest to tym, że chcą, aby epidemia zaraźliwej choroby została powstrzymana przez nadprzyrodzone bóstwa. Europejczycy – w tym wypadku Anglicy, którzy są protestantami oraz katolickie siostry zakonne z Francji (wychowujące osierocone dzieci) – nie mogą pojąć zachowania lokalnych mieszkańców. Jest to dla nich obce, egzotyczne i dziwne. A nawet więcej: barbarzyńskie wobec „ucywilizowanej” religii chrześcijańskiej: „Umierało około stu ludzi dziennie i rzadko, kto z dotkniętych zarazą powracał do zdrowia; wyniesiono bożków z opuszczonych świątyń na ulice; składano im ofiary i ślubowano ofiary, ale bogowie nie powstrzymywali zarazy. Ludzie wymierali tak gęsto, że niepodobna prawie było wszystkich pogrzebać. W niektórych domach wyginęły całe rodziny i nie było, komu odprawić ceremonii pogrzebowych”.

            Następnym aspektem „inności” w „Malowanym welonie” jest przykład innej przyrody.  Jak pisze Said, Wschód był czymś egzotycznym, a zarazem fascynował ludzi pochodzących ze starego kontynentu.  Dowodem na to są rozległe opisy przyrody w książce (m.in. pól ryżowych i gajów bambusowych) oraz malownicze krajobrazy i roślinność, które widzą główni bohaterowie, jadący do cholerycznego Mei-tan-fu. Podążając za tekstem Maughama można stwierdzić, że wszystko co chińskie jest złe –nawet trumny, do których chowa się osoby zmarłe na nieuleczalną chorobę tamtych czasów.  Nie są one odpowiednie dla europejskiego ciała.  Przejawia się to przez użycie przymiotnika „chińskiej” w odniesieniu do trumny, do której ma zostać złożone ciało Waltera.  Co więcej, porównanie trumny do „obcego łóżka” także wskazuje na pogardliwy stosunek Europejczyków do Chińczyków oraz powoduje negatywne nastawienie odbiorcy książki do obywateli Państwa Środka. Obraz Chin w powieści „Malowany welon" Williama Somerseta Maughama ukazany jest również obraz Chińczyka – żebraka. Umiera on na ulicy, wywołując przy tym nieprzyjemne odczucia u Kitty.  Nie współczuje ona i nie martwi się losem żyjących w nędzy.  Jest tylko zdegustowana takimi widokami. Nie reaguje na wołanie o udzielenie pomocy i pozostaje niewzruszona.  Widoczny jest strach u niej, lecz nie jest on spowodowany przejmowaniem się tym, że ktoś umiera na ulicy, ale troską o samą siebie.  Kitty tak naprawdę boi się ludzi pochodzących z marginesu, ponieważ mogliby ją zarazić. Uczucie grozy, które dominuje na każdym kroku, jest spowodowane szalejącą cholerą, dlatego tak bardzo Europejczycy boją się Azjatów, których w dużym stopniu już owładnęło śmiertelne zarażenie.  W scenie, w której Kitty z panem Waddingtonem wchodzą na ulicę, uwidacznia się ów lęk Europejczyków. Chińczyk – szpieg, jest kolejnym obrazem widzianym z perspektywy euro-amerykańskiej.  Podczas sceny łóżkowej Kitty z jej kochankiem – Charliem, kiedy słyszy, że ktoś przekręca gałką od drzwi sypialni, kobieta wypowiada następujące słowa: „Nie, to w żaden sposób nie mógł być Walter. Na pewno ktoś ze służby. Mniejsza o nich. Chińska służba i tak przecież wie zawsze o wszystkim, ale umie trzymać język za zębami”. Użycie frazy: „to w żaden sposób nie mógł być Walter” oraz „na pewno” z góry implikuje sąd oskarżycielski, jakoby Chińczycy byli zaangażowani w każdą podejrzaną sprawę.  Z kolei cywilizowany człowiek jest niewinny – nawet nie przypuszcza się, że mógłby coś złego zrobić. A jeśli nawet tak by było, to wina zawsze leży do stronie chińskiej. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że Chińczycy w powieści są bezimienni. Nigdzie nie pada imię pokojówki czy służącego. Wszyscy traktowani są bezosobowo i przedmiotowo: „Chiński boy poprosił ją, by zaczekała i przyniósł odpowiedź, że pan Townsend przyjmie ją za chwilę” lub w scenie Kitty z Charliem „Ktoś usiłował otworzyć drzwi.  Pewnie amah albo któryś z boyów”.

            Na koniec przyjrzyjmy się zakończeniu książki. Otóż Kitty wraca do rodzinnego domu do Anglii i zamierza wyjechać ze swoim ojcem na egzotyczną wyspę. Podświadomie lub nie, William Somerset Maugham pokazuje, że „kłopoty” dziewczyny się nie kończą. Sugeruje, że pod „welonem” poczucia winy z powodu wieloletniej ignorancji i lekceważenia ojca kryje się chęć tworzenia z nim emocjonalnej relacji. Pokazuje to jak niedojrzałą i nieprzygotowaną kobietą jest Kitty.  Książka daje czytelnikowi do zrozumienia, co się dzieje, gdy na jakimś etapie rozwoju córki, jej dorastania, zabraknie ojca lub jego zaangażowania. Efektem braku ojca zazwyczaj jest bardzo niska samoocena kobiety, brak poczucia własnej wartości i niepewność w relacjach z mężczyznami. Nasza osobowość i poczucie własnej wartości kształtują się od najmłodszych lat życia. Tworzą pewną bazę – późniejszych decyzji, zachowań, relacji z innymi ludźmi. Na ten proces wpływają różne czynniki, ale pierwszym i najbardziej znaczącym z nich jest stosunek naszych rodziców do siebie nawzajem i do nas – dzieci. Bardzo ważna jest afirmacja ojca. Od niej będzie zależeć samoakceptacja córki oraz jej stosunek do przedstawicieli płci męskiej. Jak pokazuje książka „Malowany welon” od samego początku pod wpływem złych relacji z ojcem Kitty, próbuje odkryć swoją kobiecość na własną rękę – najczęściej w negatywny sposób, co w dalszej kolejności zaważyło na jej późniejszych związkach z kochankiem i mężem. Tak naprawdę Kitty niczego się nie nauczyła, postanowiła znowu „zamalować swój welon” tylko, że na inny kolor.

01 lutego 2020

Angielski pacjent


„Angielski pacjent”


Michael Ondaatje


Autor/ (ur. 12 września 1943) - kanadyjski pisarz i poeta, laureat nagrody Booker Prize w roku 1992 za powieść „Angielski pacjent” (ang. The English Patient). Urodził się na Cejlonie (obecnie Sri Lanka), w rodzinie o bardzo zróżnicowanym pochodzeniu, mającej korzenie portugalskie, holenderskie, tamilskie i syngaleskie. W 1954 przeprowadził się z matką do Anglii, w 1962 osiadł na stałe w Kanadzie.

Tłumaczenie/ Wacław Sadkowski

Tematyka/ Książka otrzymała w 1992 roku Nagrodę Bookera, a cztery lata później na jej podstawie powstał nagrodzony dziewięcioma Oscarami film Anthony’ego Minghelli z Ralphem Fiennesem, Juliette Binoche, Willemem Dafoe i Kristin Scott Thomas w rolach głównych. Ta powieść jest historią niezwykłej miłości zaplątanej w wojenne realia. Dramat polega na tym, że jest to uczucie z góry skazane na porażkę. W „Angielskim pacjencie" mamy nawiązania chociażby do „Anny Kareniny" L. Tołstoja oraz bardzo liczne do „Dziejów" Herodota. Bohaterowie nie ruszają się nigdzie bez swoich ukochanych lektur, cytują je dowolnie i naturalnie, w odniesieniu do niemal każdej sytuacji.

Główny motyw/ Utkana z niedomówień i nastrojów poetycka opowieść zaczyna się pod koniec II wojny światowej, w zrujnowanym pałacu na południu Włoch. Kanadyjska pielęgniarka Hana opiekuje się bezimiennym pacjentem, którego płonący samolot rozbił się na Saharze. Ciężko poparzonego uratowali Beduini i przetransportowali do szpitala. Hana otacza go troskliwą opieką, czyta mu książkę, która może być kluczem do poznania jego przeszłości. Pamięć niezwykłego pacjenta stopniowo powraca i odkrywa jego mroczną tajemnicę. Hana towarzyszy mu w ostatnich dniach próbując zapomnieć o swoich bolesnych przeżyciach. To historia miłości uwikłanej w okrucieństwa wojny, uczucia niespełnionego, z góry skazanego na przegraną.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Jestem kimś takim, kto pozostawiony sam sobie w obcym mieszkaniu podchodzi do półki z książkami, wyjmuje jakiś tom i zagłębia się w nim”.

„W chwilach tuż przed zaśnięciem najsilniej odczuwa to, że żyje”.

„Wszystko, co niezwykłe, staje się dziś podejrzane”.

„Ci, co płaczą, zużywają na to więcej energii niż na jakąkolwiek inną czynność”.

„Smutek graniczy z nienawiścią”.

„Odpoczywać to znaczy przyjmować wszystkie elementy rzeczywistości bez ich osądzania”.

„Nigdy nie myślałem, że słowa mają walor erotyczny”.

„Kiedy jesteśmy młodzi, nie spoglądamy w lustro. (…) Dopiero podstarzały Narcyz pożąda swego bałwochwalczego wizerunku”.

„Człowiek na pustyni może hołubić w złączonych dłoniach czyjąś nieobecność, wiedząc, że wzmacnia go bardziej niż woda”.

„Są takie słowa europejskie, których nie można przetłumaczyć na inny język. Felhomaly. Mrok grobowcowy. Z konotacjami odzwierciedlającymi intymne związki zmarłych z żywymi”.

„Zbyt dumna na to, by być kochanką, tajemnicą”.

„Na pustyni narzędzia przetrwania znajdują się pod powierzchnią (…)”.

„Doszedłem do tego, że kocham czubek twej strzykawki (…)”.

„Wiem, jak kochanek rozpoznaje innych, zakamuflowanych kochanków”.

„Porty Efezu, rzeki Heraklita zaginęły, zastąpiły je bagniste moczary”.

„Czym był nasz związek? Zdradą wobec tych, co nas otaczali, czy też pragnieniem innego życia?”.

„Ludzie zawsze recytowali na pustyni wiersze”.

„Mądrość rodzi się z przetworzenia najlżejszego choćby odruchu emocji”.

„Jest rzeczą ważną, by umrzeć w świętym miejscu”.

„Miłość jest czymś tak drobnym, że może przejść przez ucho igielne”.



            Proza kanadyjskiego pisarza i poety Michaela Ondaatje jest niezwykła i ujmująca. Przepiękne, perfekcyjne wręcz skonstruowane zdania płyną bez trudu przez całe dzieło pisarza. „Angielski pacjent” to urzekająca książka, zarówno pod względem bogactwa językowego, jak samej historii - pełnej smutku i tragedii.

            Akcja powieści rozgrywa się pod koniec II wojny światowej, ale narrator „porusza się” między zniszczonymi wojną Włochami, a wspomnieniami przedwojennej, afrykańskiej pustyni. Książka przedstawia poruszającą historię Laszlo de Almasy’ego (potwornie poparzonego, tytułowego „angielskiego pacjenta”). Oszpecony, okaleczony i umierający pacjent przebywa w zrujnowanej i opuszczonej willi razem z młodą pielęgniarką Haną, która zdecydowała się nim opiekować. Pewnego dnia w życie tej dziwnej pary wkracza Singh (zwany „Łososiem”) - młody indyjski saper w służbie Brytyjskiej Armii - oraz Caravaggio - pełen uroku Kanadyjczyk, który w czasie wojny został okaleczony. Historia nieszczęśliwej miłości Almasy’ego do mężatki splata się z życiem Hany, Caravaggia i „Łososia”- jego historia „wypływa” z niego, z tego dziwnego żyjącego „tworu”, jakim się stał po zestrzeleniu w Afryce na wszystkich bohaterów. Gdy Hana i „Łosoś” nieśmiało zaczynają swój romans, horror wojny oddala się na chwilę, ale mimo to ciągle przypomina o sobie. Postacie są ciepłe, ludzkie, sympatyczne, ale też niewolne od wad, ułomne, niejednoznaczne. Jedna z najbardziej wzruszających scen książki to moment, w którym „Łosoś”, usłyszawszy o bombardowaniu Hiroszimy, opuszcza willę, co burzy spokój domu. Pokazuje, jak zniszczenie i okropny nacisk na każdą z postaci może być zarówno mikrokosmosem, jak i oddziaływać na całą powieść. Jest to wspaniałe, intrygujące zakończenie. Podział i jedność, sojusznik i wróg - granice stają się nieczytelne oraz niemożliwe do rozróżnienia, zasypują każdego z bohaterów piaskami z pustynnych wspomnień angielskiego pacjenta. W tle zaś przewijają się krajobrazy pustyni, malowidła tajemniczych „pływaków” odkryte przez Almasy’ego w afrykańskich jaskiniach i wątek szpiegowski.

            Beduini odnajdują na pustyni pilota, który uległ rozległym oparzeniom w wyniku zapalenia się samolotu po jego zestrzeleniu przez Niemców w czasie II wojny światowej podczas działań w Afryce Północnej. Ogień kompletnie zdeformował jego twarz i resztę ciała, zaś uraz spowodował u niego amnezję wsteczną w takim stopniu, iż nie tylko nie pamięta wydarzeń z przeszłości, ale nawet tego, kim jest. Wkrótce chory trafia pod opiekę Brytyjczyków we Włoszech. Podczas podróży wraz z wojskami alianckimi, jego stan pogarsza się na tyle, że jedna z pielęgniarek decyduje się odłączyć od wojska i tymczasowo zamieszkać w zrujnowanym podczas wojny toskańskim klasztorze, by godnie opiekować się poparzonym pacjentem w ostatnich dniach jego życia. Stopniowo „angielski pacjent” przypomina sobie własną przeszłość i odkrywa splot tragicznych wydarzeń, które doprowadziły go do tego stanu.

            Młoda pielęgniarka, Hana mając dość ciągłego przemieszczania się z miejsca na miejsce swojego oddziału, postanawia zatrzymać się w wypatrzonej z daleka opuszczonej willi razem z cierpiącym „angielskim pacjentem”. Obiecała sobie, że gdy tylko ten wyzionie ducha, dołączy do reszty grupy. Przeszła w Kanadzie przeszkolenie w Women’s College Hospital i została wysłana za ocean w okresie inwazji na Sycylię. Był to rok 1943. Pierwsza Kanadyjska Dywizja Piechoty torowała sobie drogę na północ Włoch, a poranione ciała odsyłano na tyły, do szpitali polowych. Po bitwie o Arezzo, kiedy cofnęła się pierwsza fala uderzeniowa, dniem i nocą przebywała wśród rannych. Jednak najwięcej opieki potrzebował ciężko ranny pilot, którego nazywano „tym rannym Anglikiem” i który nie mógł być ze względu na swój stan nigdzie przeniesiony. Hana robiła mu okłady z belladony na oczy, przemywała mu zwęgloną skórę i opatrywała otwarte rany. Powiedziano jej, że „szpital” nie jest bezpiecznym miejscem - willa i klasztor były przez całe miesiące niemieckim bastionem, zarzucanym przez sprzymierzonych pociskami i rakietami. Ale uparcie odmawiała wyjazdu, zrzuciła strój pielęgniarki i „wypisała” się z wojny. Ponieważ inne pielęgniarki odmówiły pozostania, zdecydowała się czuwać przy rannym Angliku tu, na miejscu. Było w tym jej pacjencie coś, co pragnęła rozgryźć, przeniknąć, co pozwoliłoby jej uciec od dorosłości.

 Podejmując decyzję o zamieszkaniu w ruinach willi, Hana miała nadzieję na samotne opiekowanie się hrabią. Prędko jednak pojawia się nieproszony gość. Pewnego dnia do willi przybywa mężczyzna z zabandażowanymi rękami - Caravaggio. Był starym przyjacielem rodziny ojca Hany, Patricka i kiedy usłyszał o jej położeniu, gdy wracał do zdrowia w szpitalu kilka kilometrów dalej postanowił ją odszukać. W Kanadzie, gdzie wiele lat temu Caravaggio znał Hanę był złodziejem. Opowiedział jej, w jaki sposób jego umiejętności złodziejskie zostały wykorzystane podczas wojny i jak były mu przydatne w pracy dla brytyjskiego wywiadu w Afryce Północnej. Powiedział jej, że Niemcy złapali go na próbie kradzieży aparatu fotograficznego z pokoju pewnej kobiety. Torturowano go i odcięto mu kciuki, pozostawiając ręce okaleczone i prawie bezużyteczne. Chociaż nieco wyzdrowiał, nadal był uzależniony od morfiny. W willi wspomina chwile spędzone z Haną jeszcze przed wojną w Kanadzie i razem opłakiwali śmierć jej ojca, który zginął na froncie we Włoszech.

            Gdy Hana grała na fortepianie w bibliotece do willi wbiegło dwóch żołnierzy brytyjskich i stanęli obok niej podczas jej muzycznego „popisu”. Jednym z nich był „Łosoś” indyjski Sikh wyszkolony jako saper. Po wysłuchaniu muzyki zaczął sprzątać willę z bomb wiedząc, że Niemcy często wkładali bomby pułapki do instrumentów muzycznych. „Łosoś” i „angielski pacjent” dogadywali się bardzo dobrze, ponieważ obaj byli ekspertami od broni i materiałów wybuchowych. Lubili ze sobą rozmawiać i dzielić się różnymi historiami z działań wojennych. „Łosoś” rozbił namiot w ogrodzie willi i stał się częścią „rodziny”, która już tam mieszkała. Codziennie wyjeżdżał do miasta, aby usuwać miny i pogrzebać innych saperów, którzy ginęli podczas rozbrajania bomb. Praca „Łososia” była wyjątkowo niebezpieczna. Jednak z czasem zaczął podkochiwać się w Hanie by wkrótce stać się jej kochankiem.

         Osią fabuły „Angielskiego pacjenta” jest problem moralny. Zapytany o swoją przeszłość angielski pacjent zaczyna symulować, że w wyniku poparzeń stracił pamięć. Jednak Caravaggio, jeden z bohaterów książki, odkrywa tożsamość pacjenta. Był to książę Laszlo de Almasy, węgierski podróżnik i badacz pustyni. Almasy w przededniu wojny przekazał niemieckiej armii mapy pustyni, co umożliwiło atak na Tobruk i niemalże doprowadziło do zwycięstwa nazistów w wojnie w Afryce Północnej. W czasie tej ofensywy sam Caravaggio został pojmany i poddany torturom. Sądzi on, że Almasy jest winny zdrady i pragnie wymierzyć mu sprawiedliwość, tym bardziej, że już wcześniej zabił wszystkich innych odpowiedzialnych za więzienie i tortury, jakie sam musiał znieść. Tak, więc kluczowe pytanie stojące przed czytelnikiem brzmi: czy Almasy postąpił źle, przekazując wrogowi mapy? Pozostała część książki podejmuje ten problem poprzez opowieść o tym, co doprowadziło go do tego wyboru. Przed wojną Almasy był głęboko zakochany w zamężnej kobiecie, Katherine Clifton. Znaczna część książki pokazuje ich pełen pasji romans. Jednak tuż przed wybuchem wojny Katherine zostaje poważnie ranna w wypadku lotniczym na pustyni, w którym ginie także jej mąż. Almasy, który jest tego świadkiem zanosi ją do kryjówki w jaskini i obiecuje wrócić z pomocą. Jednak jego pierwsza próba uzyskania tej pomocy od armii brytyjskiej kończy się niepowodzeniem. Almasy, człowiek bez dokumentów i z obcym akcentem, zostaje oskarżony o szpiegostwo i aresztowany. Po ucieczce od Brytyjczyków udaje się do niemieckiej armii. Chcąc uzyskać tam pomoc, musi jednak zaoferować coś w zamian. Aby dotrzymać obietnicy złożonej Katherine, w imię głębokiej miłości, którą ją darzy, główny bohater oddaje, więc kluczowe dla losów wojny mapy w ręce Niemców.

            Autor „Angielskiego pacjenta”, dając imię jednemu z bohaterów książki „Caravaggio”, miedzy innymi daje do zrozumienia, że istnieje coś takiego jak „zmiana pokoleniowa”. Obraz barokowego malarza Caravaggia pod tytułem „Dawid z głową Goliata” przedstawia Dawida trzymającego w lewej ręce odciętą głowę Goliata. Tak naprawdę ukazuje twarz Dawida, która jest portretem młodego malarza Caravaggia, a odcięta głowa Goliata symbolizuje twarz malarza, starszego mężczyzny, w okresie, kiedy tworzył obraz. Tytułowa postać wyłania się z głębokiego mroku i staje w ostrym świetle, w prawej ręce trzyma nagi miecz, na którym widoczna jest inskrypcja "H-AS OS", stanowiącą skrót łacińskiego przysłowia „Humilitas occidit superbiam” („Pokora zabija dumę”). Wyciągnięta ręka Dawida z głową Filistyna symbolizuje oś czasu, ocenę własnej śmiertelności, własnego przemijania. Bohater książki Caravaggio zdaje sobie sprawę, że kiedy widzi „Łososia” wie, że młody Hindus symbolicznie jest jego Dawidem. Świadomość, że musi ustąpić miejsca młodemu saperowi (mimo, że dzieli ich wiek, narodowość, pochodzenie rasowe i religia aby mógł być z Haną) pokazuje jak trudno jest porzucić dumę i pogodzić się, że doświadczenie starości współcześnie jest przede wszystkim doświadczeniem zmiany i reakcją na zmianę, próbą z nią sobie poradzenia. Umieramy z bogactwem kochanków, smakami, które przełknęliśmy, z myślami, w które zanurzaliśmy się i przepływaliśmy jak w rzece mądrości, marzeniami, po których wspinaliśmy się jak po drzewach, z obawami, w których się ukryliśmy, jak w jaskiniach… W książce istnieje opis „Jaskini pływaków” znajdującej się w masywie górskim Dżabal al-Uwajnat położonym na terytorium Egiptu niedaleko granicy z Libią i Sudanem. Jak ustalili badacze, malunki pochodzą z młodszej epoki kamienia i zostały wykonane ok. 8000 lat temu. Jeśli przyjąć, że rzeczywiście przedstawiają one pływających ludzi, są to najstarsze zachowane wizerunki pływaków. Skąd, bowiem pływacy na środku Sahary? Czy zatem naskalne malowidła z Dżabal al-Uwajnat naprawdę przedstawiają pływaków? Pomimo wiedzy o drastycznej zmianie klimatu, jaka nastąpiła w okolicach równika po ciepłym i wilgotnym okresie subpluwialnym, naukowcy nie są, co do tego zgodni. Czy sylwetki rzekomych pływaków są tak naprawdę wizerunkami zmarłych udających się w zaświaty? Podobnie sądzi dziś francuski antropolog Jean-Loïc Le Quellec. Nawet, jeśli tak jest, ta prehistoryczna wędrówka do krainy zmarłych i tak przybiera znaną wszystkim miłośnikom sportów wodnych formę. Z wyciągniętymi przed siebie rękami i głową uniesioną jak przy żabce, nasi przodkowie z epoki późnego kamienia dosłownie „odpływają” na tamtą stronę. Kto wie, może właśnie tak wyglądało ich wyobrażenie o pośmiertnym żywocie – zmarły człowiek łagodnie zanurzał się w chłodne wody neolitycznego Styksu.

            Wiele scen w powieści dotyczy dzielenia się jedzeniem. Na początku książki Hana gryzie śliwkę zębami, wyciąga pestkę i podnosi miąższ owocu do ust „angielskiego pacjenta”. Podobnie „angielski pacjent” pamięta, że ​​był karmiony przez Beduina, którego rozpoznawał tylko poprzez smak jego śliny. Karmienia te przedstawiane są jako akty miłości, intymne pocałunki, potrzeba bliskości. Jest to zmysłowe i duchowe karmienie, wymiana między dwojgiem ludzi, którzy mogą, ale nie muszą być po tej samej stronie konfliktu, którzy mogą, ale nie muszą się spotkać w tym samym czasie.

            Często jakaś książka staje się bardzo ważnym atrybutem innej książki, jak „Dzieje” Herodota, które pojawiły się w „Angielskim pacjencie“. Wśród kart tej książki „angielski pacjent” przechowuje osobiste listy, mapy, rysunki i fotografie. Wspomnienia znów stają się przepustką do przeszłości. Pamięć pomału wraca. Ale on już zniszczył wszystko po drodze – miłość, przyjaźń, zaufanie, nadzieję. Lepiej nie pamiętać, że nie ma już, do czego wracać. Zerwane powiązania, utracone miejsca, krzywdy, które łamią. Hana wie, że ten mężczyzna leżący obok niej jest jednym z wybranych, którym dane jest zawsze stać, obok, którzy mogą zrywać swe powiązania i zastępować utracone miejsca innymi. „Są ludzie, których krzywdy łamią, i ludzie, którzy nie dają się złamać. […] Jest jakaś straszna niesprawiedliwość w losie takich ludzi, maskowana powłoką ich uprzejmości”. Przywołane w książce przez autora opisy z Herodota stawiają pytania, co ustanawia tożsamość człowieka. Język objawia się, jako jeden ze znaczników tożsamości. Jednak „angielski pacjent” mówi różnymi językami - angielskim, niemieckim i dialektem plemiennym z Afryki, dlatego pozostaje niezidentyfikowaną obcą postacią. Zawsze jest coś, czego nie wiemy o „angielskim pacjencie”. Czy on jest „barbarzyńcą”? Czy skorzystał na śmierci innych w kontekście wojny? Czy on jest zdrajcą? Czy jest odpowiednikiem kanibali Herodota z historii XX wieku? Te pytania „najeżdżają” w powieści i pozostają bez odpowiedzi. Tajemnica otaczająca tytułowego bohatera budzi podejrzenie, że on sam mógł zachowywać się w brutalny sposób, niezgodny ze sprawiedliwością lub prawem. Chociaż różne postacie próbują wypełnić luki w swoich historiach i niszczą psychiczne „rozpadliny”, które historia utworzyła w tkance ich jaźni, tożsamość „angielskiego pacjenta” pozostaje płynna, a zatem podejrzana. Natomiast inni bohaterowie powieści, sami zranieni i okaleczeni przez życie i wojnę, zbierają się wokół łóżka „angielskiego pacjenta”, i próbują pogodzić się z własnymi kolejami losu. Ciężko poparzony pacjent staje się, jak zauważa Stephen Scobie, ich projekcją, ponieważ każda postać odbija swoje prawdziwe lęki poprzez obraz innego, bardziej skrzywdzonego przez los człowieka.

            Rozmowy - „angielskiego pacjenta”, który leży na „kanapie” i Caravaggia, który siedzi lub spaceruje po pokoju - nabierają aury freudowskiego dyskursu psychoanalitycznego. Częstotliwość tych „sesji” i proces „przeniesienia” - w którym analizowany myśli własnymi sprawami i przekazuje je analitykowi - oraz „przeniesienie przeciwne” (przez analityka) ustanawia ustawienie psychoanalityczne. Ale to ustawienie jest odwrócone, ponieważ pierwotnym celem analityka - Caravaggia - jest jego własne uzdrowienie - a nie pacjenta, do którego może dotrzeć jedynie poprzez próbę ułożenia rozsypanych fragmentów psychiki pacjenta na swoje prawidłowe miejsca w psyche-duszy. Próbując zmusić „pacjenta” do wypowiedzenia się, Caravaggio podziela podejście Freuda i jego pewność znalezienia w każdym dyskursie małych fragmentów prawdy o sobie samym. Narcyzm, który został okradziony ze swego libidinalnego przedmiotu przez rozpad ja, zostaje zastąpiony przez masochistyczną przyjemność bycia „mścicielem”. Po wysłuchaniu historii opowiedzianej przez „angielskiego pacjenta” Caravaggio traci pragnienie ukarania Almas’ego. Bo nasza psychika jest jak pustynia: „Nie można rościć sobie praw do pustyni, ani jej posiadać – to kawałek materiału niesiony przez wiatr, nigdy nieprzytrzymywany przez kamienie”.

            Inne pozycje książkowe do których odwołuje się w swojej powieści Ondaatje pomagają bohaterom lepiej zrozumieć i interpretować świat oraz siebie nawzajem. Symbolizują także niesamowity związek między osobistymi narracjami a historią powieści,  są ważne na wielu poziomach i pozwalają nam lepiej zgłębić powieść Ondaatje. Na przykład „angielski pacjent”, tytułowy bohater i zarazem główny bohater, nosi ze sobą zużytą i mocno opatrzoną notatkami „Historię” Herodota, a jego bliski przyjaciel Madox pielęgnuje kopię „Anny Kareniny” Lwa Tołstoja, która symbolizuje dramat, jaki rozegra się w tej historii. Książki i opowiadania mają w powieści głęboką moc i są często opisywane, jako siła podtrzymująca życie. Na przykład, gdy Hana czyta książki „angielskiemu pacjentowi” z biblioteki, która znajdowała się w zrujnowanej willi, czy za każdym razem, gdy wchodzi do domu nowej przyjaciółki, idzie bezpośrednio do półki z książkami i „wdycha” ich zapach. Hana używa nawet książek z biblioteki willi do odbudowy zniszczonych schodów, co sugeruje, że książki są nie tylko częścią ludzi, ale są również niezbędne do budowy świata.

            Krytycy książki zaobserwowali trzy poziomy etycznej krytyki „Angielskiego pacjenta”. Po pierwsze: książka przedstawia w pozytywnym świetle wybór, który jest po prostu moralnie zły. Po drugie: przechodzi się w nim do porządku dziennego nad wyborem, który - nawet jeśli nie jest moralnie zły - łamie ważny obowiązek polityczny. Po trzecie:  racje moralne zostają w nim sprowadzone do indywidualistycznych kategorii zdrady i lojalności z pominięciem bezosobowych wymagań moralnych, które były kluczowe podczas II wojny światowej. W 1996 roku książka została zekranizowana. Film został nagrodzony dziewięcioma Oscarami, w owym czasie był to przebój kinowy Anthony'ego Minghelli z gwiazdorską obsadą - Juliette Binoche, Ralph Fiennes i Kristin Scott Thomas.

            Książka pokazuje - tak jak powieść Lwa Tołstoja „Anna Karenina”, że są ludzie, którym dane jest się pokochać, ale nie jest im dane być ze sobą. W „Angielskim pacjencie” kochankowie za swój czyn zostają nie tylko ukarani śmiercią, ale karą bardziej boleśniejszą zapożyczoną wręcz z tragedii greckiej, zostali pochowani w oddzielnych grobach: ona gdzieś na Pustyni Libijskiej, on w małym włoskim prowincjonalnym miasteczku. Jestem zdziwiony, że Michael Ondaatje za książkę „Angielski pacjent” został nagrodzony tylko Nagrodą Bookera, ta pozycja zasługuje na większe uznanie w świecie literackim.