27 czerwca 2022

Błoto

 

„Błoto”

Hillary Jordan

Autorka/ Hillary Jordan urodziła się w Dallas w Teksasie, mieszka w Nowym Jorku. Jest absolwentką Uniwersytetu Columbia, gdzie studiowała kreatywne pisanie. W 2008 roku zadebiutowała powieścią „Błoto”, która od razu przyniosła jej popularność i literackie nagrody.

Tłumaczenie/ Adriana Sokołowska- Ostapko

Tytuł oryginału/ en-us „Mudbound”

Tematyka/ „Błoto" to książka o przyjaźni, ale przede wszystkim - o braku tolerancji i niezrozumieniu. Hillary Jordan pokazuje, że bez względu na kolor skóry czy wyznanie wszyscy jesteśmy tacy sami. Może to banalne i mało odkrywcze, ale w jej wydaniu działa jak terapia szokowa. Wszyscy bohaterowie „Błota" są nieszczęśliwi. I od pierwszych stron, w których dwaj bracia kopią grób dla zmarłego ojca, wiadomo już, że to nie jest książka, która ma czytelnika podnieść na duchu.

Główny motyw/ „Błoto" rozgrywa się w Missisipi przed II wojną światową, w jej trakcie i po zakończeniu. Laura jest nieszczęśliwa, bo wyszła za Henry'ego. Henry też, bo sprowadził swoją rodzinę na farmę, która miała być rajem, a okazała się ulepionym z błota koszmarem. Jamie - brat Henry'ego - pije, bo choć na wojnie był bohaterem, tutaj nie potrafi sobie poradzić z rzeczywistością. Czarnoskóry Ronsel tęskni za wojną. Tam był wybawicielem, tutaj znowu musi wychodzić tylnymi drzwiami „dla kolorowych". Laura wzdycha do Jamiego, który wzdycha do butelki.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Początki to momenty trudne do uchwycenia. Czasami myślimy, że udało nam się do nich dotrzeć, ale wtedy wystarczy spojrzeć wstecz i widzi się jeszcze wcześniejszy początek. Nawet jeśli zaczynamy tak: >Rozdział pierwszy Narodziny<, pozostaje kwestia przodków, skutku i przyczyny”.

„Początek historii zależy chyba od tego, kto ją opowiada. Ale nawet jeśli różni ludzie zaczynają w różnych miejscach, opowieść i tak kończy się tym samym”.

„Prawda jednak nie wygląda tak prosto. Śmierć może i jest nieunikniona, ale miłość – nie jest. W miłości chodzi o wybór”.

„Gdyby objawił się nam sam Jezus Chrystus, ale nie miał przy sobie dyplomu, nie znalazłby przychylności w oczach taty”.

„(…) żyjemy w świecie, w którym nie można liczyć, iż człowiek, z którym siedziało się przy stole i przełamywało chlebem, dotrzyma słowa”.

„Matki potrzebują słów pocieszenia. Są dla nich tak samo ważne jak leki, czasami nawet ważniejsze”.

„Na tym świecie pełno jest białych niespełna rozumu”.

„To niewyobrażalny luksus, gdy nie musimy zmagać się z pytaniami >Czy?< lub >dlaczego?< i gdy nie leżymy w środku nocy, zastanawiając się, co by było, gdyby”.

„Wiele zła na tym świecie zdaje się słodkie jak miód”.

„To ja byłam winna temu, że zakochałam się w wytworze wyobraźni”.

„To, czego nie możemy wypowiedzieć na głos, mówimy w milczeniu”.

„Na tym polega miłość: dajemy to, co możemy, przyjmując to, co musimy”.

„Jednak żeby ta historia skończyła się inaczej, musiałbym przezwyciężyć tyle trudności: urodzenie, wykształcenie, prześladowania, strach, kalectwo i wstyd, a przecież często wystarczy jedna z tych rzeczy, by pokonać człowieka”.

Bohaterowie tej wstrząsającej książki mają błoto za paznokciami i pod skórą. Niektórych ono uwiera, inni już się do niego przyzwyczaili. To powieść z amerykańskim adresem i uniwersalnym memento. Powinna być czytana wszędzie z uwagą – tam, gdzie zło ma się dobrze, i tam, gdzie pośród niego można odnaleźć prawdziwą miłość. Bohaterowie są uwięzieni w emocjonalnie wyżymających się relacjach, od których nie ma ucieczki. Zatopieni są w błocie lęków, uprzedzeń i dyskryminacji. Tytuł powieści to mocna metafora, którą każdy czytelnik powinien rozszyfrować samodzielnie. Książkę „Błoto” Hillay Jordan czytałem w momencie zapadania wyroku w sprawie zabójstwa George'a Floyda. Były policjant Derek Chauvin został przez przysięgłych uznany za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Był oskarżony o zabicie Afroamerykanina George'a Floyda podczas brutalnej interwencji policyjnej w maju 2020 roku. Jego śmierć wywołała lawinę protestów i manifestacji przeciwko rasizmowi i brutalności policji w całych USA. „To było morderstwo w świetle dnia, które pokazało całemu światu systemowy rasizm, plamę na duszy naszego narodu” - stwierdził prezydent Joe Biden.

Biblia jest pełna nakazów i zakazów. Nie będziesz zabijał, to po pierwsze (nie chodzi mi o kolejność numeracji przykazań opisanych w Dekalogu tylko o ciężar ich odpowiedzialności). Nie będziesz dawał fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, to po drugie. Nie będziesz cudzołożył, nie będziesz odsłaniał nagości swojej bratowej – to po trzecie i czwarte. Szanuj ojca i matkę, przykazanie, które ma zastosowanie także odwrotne, szanuj swojego syna i córkę. Powinno się także dopisać przykazanie będziesz szanował kobietę jak siebie samego. Zauważcie, że nie zostawiono żadnych furtek. W Piśmie nie ma zdań podrzędnie złożonych, na których można by oprzeć swoje grzechy, na przykład: nie będziesz odsłaniał nagości swojej bratowej, no chyba, że się zagubiłem, zatraciłeś pamięć o dobru i w świetle i wędrujesz przez piekielne otchłanie, a odsłanianie jej nagości jest jedyną drogą, dzięki której znów się odnajdziesz. Albo uduś swojego ojca poduszką, a tylko w taki sposób pozbędziesz się kolejnego „sługusa diabła” i przywrócisz równowagę między dobrem a złem. Nie, Biblia jest kategoryczna w większości spraw. Często zadajemy sobie pytanie czy czasami wyrządzanie zła jest konieczne? Może jest to jedyny sposób, żeby przywrócić dobro? W książce „Błoto” wszystkie te grzechy i przewinienia zostają popełnione: rasizm, zabójstwo, okaleczenie, mizoginia, molestowanie seksualne. I chociaż prawie większość bohaterów wierzy w Boga, modlą się przed posiłkiem, proszą Boga o zdrowie dla siebie i swoich bliskich, śpiewają religijne pieśni pracując przy zbiorze bawełny, zło jest tak bliskie ich sercu jak błoto za paznokciami. „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3, 28] – to chyba jedne z najczęściej powtarzanych i analizowanych fragmentów listów Pawła z Tarsu. Przez sam akt wypowiadania tych słów miała zostać wytworzona nowa rzeczywistość. Wiemy, że tak się nie stało! Wzniosłe idee nie pasują do przyziemnej egzystencji! Czytelnicy na pewno po przeczytaniu książki „Błoto” zadadzą sobie pytania: gdzie w tym wszystkim jest ugruntowana europejska tradycja greckiej demokracji i chrześcijańska zasada równości w Duchu Świętym? A gdzie jest nowoczesna zasada równości praw, socjalistyczna zasada sprawiedliwości społecznej?

Akcja książki „Błoto" rozgrywa się na przestrzeni lat 30. i 40. XX wieku na południu Ameryki, a konkretniej w stanie Missisipi. Henry i Laura McAllan wraz z ojcem nazywanym Papą, rozpoczynają nowe życie praktycznie od zera na niezagospodarowanej, zabłoconej i zaniedbanej farmie. Dość szybko ich optymizm zderzy się z szorstką rzeczywistością. Pola do upraw McAllanowie dzielą z afroamerykańską rodziną Jacksonów. Oprócz znoju dnia codziennego muszą oni zmagać się z najgorszymi formami rasizmu. Po ataku Japończyków na Pearl Harbor, Ameryka przystępuje do II wojny światowej. Na linię frontu zostaje wysłany Jamie McAllan oraz najstarszy z synów rodziny Jacksonów, Ronsel. To wydarzenie w teorii powinno zbliżyć do siebie obie familie. Niestety doprowadzi je do tragedii. „Błoto” porusza wszelkie możliwe w tej sytuacji wątki, okazując na przykładzie głównych bohaterów realia Stanów Zjednoczonych lat 40. XX wieku. Henry reprezentuje pierwsze kilka pokoleń dzieci byłych właścicieli niewolników, którzy muszą radzić sobie w nowej rzeczywistości. Laura uosabia ludzi nieprzystosowanych do życia na wsi przez postępujący rozwój cywilizacyjny, Hap dzieci byłych niewolników usiłujące uniezależnić się od białych w niesprzyjających okolicznościach, a Florence matki młodych ludzi walczących na wojnie. Rosnel i Jamie to weterani nieprzystosowani do życia poza wojskiem. Natomiast senior rodu McAllenów to człowiek z mentalnością starych konfederatów. 


Zaciekle intymna epopeja o ubóstwie, rasizmie, przemocy i podzielonej Ameryce, książka „Błoto” upatrująco odzwierciedla epokę Trumpa. Hillary Jordan doskonale oddaje poczucie Laury, że nie ma miejsca w świecie, w którym otrzymuje ona więcej troski i uwagi ze strony szwagra niż własnego męża, pochłoniętego tylko i wyłącznie pracą na gospodarstwie. Pewnie zyskałaby więcej jego zainteresowania , gdyby wyhodowała sobie ogon i zaczęła rżeć. Dopiero w szóstym roku małżeństwa przyszło jej do głowy, że jeśli usunąć ze słowa „wytrwać” jedną literę, powstanie wyraz o innym znaczeniu: „wyrwać”, czyli „wydobyć siłą, odebrać przemocą, wydrzeć”. W Biblii dużo się mówi o wiernym trwaniu. Mężczyźni i kobiety trwają w Bogu. Mężowie trwają przy żonach, żony przy swoich mężach. Trwa wiara, nadzieja i miłość. Zatem trwanie – wpaja się nam – jest czymś dobrym. Sprawiedliwi trwają, nikczemni - nie. Podczas gdy Henry spełnia swoje marzenie, jako plantatora bawełny, Laura musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami, aby wychować dwoje dzieci, prowadzić dom i pomagać w prowadzeniu gospodarstwa najlepiej, jak potrafi pod krytycznym okiem teścia rasisty. Kiedy słoneczna pogoda nagle zamienia się w deszcz, jeden most, który może służyć do ucieczki zostaje zalany rosnącą lawiną żarłocznego błota. Laura przyzwyczajona do życia miejskiego i nowoczesnych udogodnień, podąża za mężem do tego, co jest niewiele więcej niż szałasem w środku pustkowia, aby mógł spełnić swoje marzenie o wiejskim życiu. To nie jest tylko zderzenie nowoczesności z surową, wyczerpującą pracą, ale także z kulturą i standardami edukacyjnymi, a także głęboko zakorzenionym rasizmem, który przenika tę opowieść. Czytelnik otrzymuje przekonujące i graficzne wrażenia brutalności życia rolniczego i wąskich oczekiwań ludzi, wszystkich ras, którzy żyli w tym rejonie w tamtym czasie. Ucisk Afroamerykanów, historia segregacji i brutalnie narzucone założenia kulturowe są tkane w całej powieści, która porusza również temat lojalności rodziny, miłości i cichej desperacji dla lepszego życia. A sama Laura - dlaczego była tak rutynowo łagodna wobec swojego całkowicie podłego teścia i pozornie obojętnego męża? Dlaczego nie zaczęła mówić „nie"? Jej dzieci odgrywają tylko niewielką rolę w tej historii, która wydaje się małym niedopatrzeniem. Scena, kiedy Papa chce wyrzucić pianino z domu, żeby było więcej miejsca dla jego łóżka, a ona się temu sprzeciwia pokazuje jak ważna dla Laury była edukacja jej dzieci. Musimy zrozumieć, że ona też była produktem tamtej epoki.

Rodzina Hapa była smutna i zaniepokojona, gdy Ronsel, ich najstarszy syn, został wysłany do Europy, jako członek 71 Batalionu Pancernego o nazwie Czarne Pantery, który służył pod dowództwem generała George’a Pattona. Kiedy wrócił do domu po II wojnie światowej, był wytrącony z równowagi przez wyzwania dostosowania się do życia cywilnego, zwłaszcza do zjadliwego rasizmu w mieście. Nigdy nie pomyślał, że tak bardzo będzie mu brakowało wojny. Nie tęsknił za wojną jako taką, bitwami czy  nazistowskimi Niemcami. Brakowało mu tego, kim tam był. Wyzwolicielem, bohaterem. W Missisipi stał się kolejnym „czarnuchem”, który chodzi za pługiem. Pojechał walczyć za swój kraj i wrócił, żeby się dowiedzieć, że nic się nie zmieniło. Czarni ludzie dalej jeździli na końcu autobusu, wchodzili tylnymi drzwiami do sklepu, zbierali bawełnę białym i prosili ich o wybaczenie, że żyją. Nieważne, że Afroamerykanie odpowiedzieli na wezwanie białych, żeby walczyć na ich wojnie, dla nich zawsze będą po prostu „martwymi czarnuchami”. Ich mundury nic nie znaczyły dla tutejszych białych obywateli Ameryki. Czytać w gazetach o segregacji rasowej to jedno, ale patrzeć, jak kierowca autobusu wymachuje pistoletem przed nosem i każe zabierać „czarne dupsko z siedzenia”, żeby ustąpić miejsca „białemu grubasowi”, to drugie. Mówili, że nie, „czarni” nie będą walczyć, że podkulą pod siebie ogony i uciekną, gdy tylko dojdzie do prawdziwej bitwy. Że mają za mało dyscypliny, żeby byli z nich dobrzy żołnierze. Że za mało rozumu, żeby obsługiwać czołg. Że mają wrodzone ciągoty do wszelkiego rodzaju niegodziwości – oszustw, kradzieży, gwałtów na białych kobietach. Ronsel przypominał sobie, jak stacjonując w Anglii, biała dziewczyna poprosiła go do tańca, prawie spadł z krzesła z wrażenia. Pocił się w tańcu tak strasznie jak przy ścinaniu bawełny. Wtedy do niego dotarło: nie obchodziło jej, że jest „kolorowy”. Dla niej był zwykłym chłopakiem, który ze stresu zachowywał się w tańcu jak idiota. Ku zaskoczeniu obu mężczyzn, Ronsel zaprzyjaźnił się z Jamiem, bratem Henry'ego, który właśnie wrócił ze służby w Siłach Powietrznych. Nie mogąc rozmawiać z nikim w rodzinie o swoich doświadczeniach i traumach wojennych, Jamie wraz z byłym czołgistą Afroamerykaninem Ronselem stoją obok siebie i upijają się do nieprzytomności, gdy napięcia rasowe przyspieszają w amerykańskiej społeczności. Ten pierwszy nie interesuje się życiem w gospodarstwie poza rozkochiwaniem swojej szwagierki, podczas gdy Ronsel jest niespokojny po latach spędzonych w Europie, gdzie jego rasa nigdy nie była problemem ani ciężarem. Hap i Florence, afroamerykańskie małżeństwo, które pracowało dla Henry’ego i Laury, być może jest stereotypowe i dwuwymiarowe. Z pewnością ich życie można było opisać z większą złożonością. Bunt ich syna Ronsela przeciwko prawom Jima Crowa (podzielone restauracje, przymierzalnie, szkoły i… zakaz małżeństwa lub konkubinatów międzyrasowych. Do tego zakaz wymieniania się podręcznikami w szkole pomiędzy dziećmi różnych ras i grzywny za szerzenie treści proafroamerykańskich), po tym, jak został wiwatowany na ulicach jako bohater jeszcze w Europie, mógł zostać wykorzystany, aby nadać większej głębi charakteru zarówno Ronselowi, jak i jego rodzicom. Dla porównania, pastor Hap Jackson patrzy na swoją małą działkę jako dar od Boga, błogosławieństwo, które faktycznie nadaje jego osobie wyższą rangę niż mogliby sobie tylko marzyć jego przodkowie niewolnicy, którzy nie mieli prawa posiadać ziemi w ogóle. Nawet jeśli jest to surowy, czasami bezlitosny kawałek Ziemi, ale ma jakąś formę własności, bez względu na to, jak jest niepewna.

„Błoto” to wnikliwa lekcja historii, która pokazuje jak południowi biali, zagrożeni nadchodzącymi zmianami, zamienili Afroamerykanów w kozły ofiarne dla wszystkich swoich kłopotów. Książka pobudza nas do wyzwań, aby oprzeć się jakiejkolwiek akceptacji straszliwej plagi rasizmu zarówno w przeszłości, teraźniejszości oraz w przyszłości. Dobrzy i prawdziwie wierzący w Boga ludzie stoją za tym przekonującym i bezkompromisowym dramatem, chcą abyśmy stali twarzą w twarz z dehumanizacją i fanatyzmem rasizmu i jego brutalnymi odgałęzieniami, które izolują ludzi od siebie nawzajem i niszczą społeczności. Powieść działa jako miniatura obrazu z połowy XX wieku, amerykańskiego rasizmu i niesprawiedliwości, a także jako przypomnienie jak powoli rzeczy naprawdę się zmieniają w tym kraju, pomimo tego, że często  obywatele USA uważają się za postępowych myślicieli i miłośników wolności. Zastanawiając się nad niektórymi z trudniejszych wyborów moralnych dokonanych przez bohaterów - gotowość  Laury by przespać się z Jamiem, decyzja Ronsela o porzuceniu Resl i powrocie do Ameryki, wybór Jamie'ego podczas sceny linczu, oddzielne decyzje Florencji i Jamie'ego o zamordowaniu Papy - co byś zrobił w tych samych sytuacjach? Czy to w ogóle możliwe, aby wiedzieć? Czy istnieją jakieś stanowiska moralne, które są absolutne, czy też powinniśmy brać pod uwagę takie rzeczy jak czas i miejsce przy wydawaniu osądów?

Kompozycja „Błota” ma postać serii monologów, w których głos zabierają wszyscy najważniejsi bohaterowie powieści z wyjątkiem Papy. Jego wewnętrzny głos brzmiałby tak rasistowsko i obrzydliwie, że autorka oszczędziła nam tych przykrości. Scena z pierwszych kart książki pokazuje, jakim rasistą był Papa. Kiedy Henry i Jamie kopali grób dla swojego ojca natrafili na grób niewolnika. „Nie możemy pochować ojca w grobie czarnucha – oznajmił Henry – Tego by nie zniósł”. Jak ważne było to, aby nawet po śmierci właściciele ziemscy i rolnicy dzierżawcy nie dzielili tego samego błotnistego zakątka Delty. Rasizm jest częścią środowiska; wisi nad każdą sceną i kształtuje każdą akcję, od przejawów nienawiści po demonstracje przyjaźni. Może to przykre, że wciąż opowiadamy te historie, po 150 latach od wojny domowej, prawie pół wieku po zabójstwie Martina Luthera Kinga, długo po tym, jak historycy zamknęli książki o tych wydarzeniach, a teoretycy próbowali twierdzić, że amerykańskie społeczeństwo stało się społeczeństwem „postrasowym". Ale odtwarzając serca i umysły osób żyjących w labiryncie rasistowskiego społeczeństwa, nie tylko opierając się na wypowiedziach z przeszłości lub recytacji praw uchwalonych i zignorowanych, Hillary Jordan dała nam ponadczasową historię naszej wadliwej, bolesnej historii ludzkości.

 

 

25 czerwca 2022

Król szczurów

 

„Król szczurów”

James Clavell

 




Autor/ właśc. Charles Edmund Dumaresq Clavell (ur. 10 października 1921, zm. 7 września 1994) – pisarz, scenarzysta, reżyser, weteran II wojny światowej. Najbardziej znany ze swojej serii powieści osadzonych w realiach azjatyckich i ich filmowych adaptacji. Urodził się w Australii, później przyjął obywatelstwo amerykańskie.

Tłumaczenie/ Małgorzata i Andrzej Grabowscy

Tytuł oryginału/ en-us „King Rat”

Tematyka/ Książka ta jest wyjątkowa. Nie tylko, dlatego że jest oparta na faktach z życia autora, który sam był więźniem w obozie jenieckim Changi w Singapurze - fakt ten przydaje jej realizmu i wiarygodności; także, dlatego że jest to doskonałe studium postaci postawionych w sytuacjach granicznych, studium ich charakterów, moralności i światopoglądu. To mistrzowski wręcz obraz psychiki ludzi, których egzystencja została zredukowana do prymitywnej i bezpardonowej walki o przetrwanie, błyskotliwa analiza tego wszystkiego, co dzieje się w duszy zmaltretowanych psychicznie i fizycznie jeńców.

Główny motyw/ W 1941 roku, 17-letni James Clavell, został wysłany na wojnę do Malezji. Przez wiele miesięcy ukrywał się w tropikalnej dżungli, żył w malezyjskiej wiosce. Schwytany jednak przez Japończyków trafił do obozu jenieckiego Changi w pobliżu Singapuru. Ze 150 tysięcy więźniów, którzy tu trafili, przeżyło zaledwie 10 tysięcy. Pozostałych wykończyły głód i tropikalne choroby. Clavell przeżył. I właśnie to obozowe doświadczenie stało się kanwą jego debiutanckiej powieści – „Króla szczurów”. To książka o zachowaniu człowieka w sytuacji ekstremalnej. Ale nawet w piekle można być człowiekiem wolnym i zachować resztki godności – jak dwuznaczny moralnie amerykański kapral, nazywany przez współwięźniów Królem, albo jak kapitan Marlowe, literackie alter ego pisarza.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ludzie ci byli na dodatek przestępcami. Popełnili ciężką zbrodnię. Przegrali wojnę. I mimo przegranej żyli”.

„Changi było dla swoich mieszkańców więcej niż więzieniem. Changi było dla nich Genesis, miejscem, gdzie wszystko zaczyna się od nowa”.

„Kiedy ma się wroga, mądrze jest znać jego zwyczaje (…)”.

„Żyć znaczyło cierpieć”.

„Prawda, że to dziwne, jak wiele różnych rzeczy może oznaczać jedno słowo”.

„Na tym świecie trzeba kierować się wyczuciem”.

„(…) załatwiający się w kucki nagi mężczyzna jest najbrzydszym stworzeniem pod słońcem, a być może także najbardziej godnym litości”.

„Dzięki Bogu, że istnieje coś takiego jak zysk! Gość, który wymyślił interesy, był geniuszem”.

„Kiedyś, dawno temu, pewien mądry guru rzekł, że jest kilka rodzajów pokarmu. Jest pożywienie dla żołądka, dla oczu i dla ducha”.

„Poza tym wszystko było takie samo. Miłość, nienawiść, choroba i słowa, których mężczyzna używał wobec mężczyzny lub kobiety. Ważne rzeczy zawsze są do siebie podobne”.

„Jakie to piękne nazywać miłość przebywaniem >blisko Boga<”.

„(…) to żaden wstyd być człowiekiem i mieć ludzkie potrzeby”.

„W naszych czasach, mój chłopcze, nieprzyjemności wynikają z faktu, że się żyje”.

„Każdy żart ma swoje granice”.

„Żałosny byłby ten świat, gdyby każdy tłumaczył w ten sposób swoje czyny. Istnieje coś takiego jak moralność”.

„Król szczurów” to pół autobiograficzna powieść James’a Clavella osadzona w japońskim obozie karnym Changi w Singapurze w ostatnich dniach II wojny światowej. W powieści młody Brytyjczyk porucznik lotnictwa RAF-u Peter Marlowe zaprzyjaźnia się z przedsiębiorczym kapralem Amerykaninem George’m Segalem, który poprzez nielegalny handel na terenie jenieckiego obozu, zyskał miano „Króla” tego miejsca. Kapral zajmował się czarnorynkowym handlem z więźniami, strażnikami czy miejscową ludnością, czym szybko zdobył sobie uprzywilejowaną pozycję. Wokół jego pryczy było więcej miejsca, nigdy nie głodował, posiadał swoich sługusów. Ponieważ był tak skuteczny w wykorzystywaniu wszelkich możliwości, „Król” miał wszystko, czego potrzebował. Niezliczoną ilość jajek, wysokiej marki nieprzebraną liczbę  papierosów, co najmniej jeden zestaw czystych i reprezentacyjnych ubrań, a także pieniądze, którymi płacił za nietykalność. „Król” obnosił się swoim „bogactwem i mocą”. Na niewielkim obszarze wyznaczonym przez Japończyków, zostało zgromadzonych setki ludzi. Od zwykłych żołnierzy szeregowych, po oficerów niższej i wyższej rangi. Arystokratyczni Brytyjczycy, egalitarni Amerykanie, plebejscy Australijczycy oraz różnej maści wariaci z Nowej Zelandii, oni wszyscy razem tworzyli kilkutysięczną armię jeńców. Niewielkie racje żywnościowe, strach przed chorobami i śmiercią głodową sprawiały, że każdy osadzony próbował za wszelką cenę przeżyć w tym obozowym koszmarze. Ciągła walka o przetrwanie w anormalnej rzeczywistości sprawiała, że ludzie żyli jak zaszczute zwierzęta. Jedyną osobą, która potrafiła przystosować się do życia w tych warunkach, był kapral „Król”. Peter Marlowe miał jeden atut – umiał posługiwać się lokalnym językiem malajskim. To zwróciło uwagę kaprala „Króla”. Początkowo Marlowe był mu potrzebny tylko, jako tłumacz, jednak szybko stali się przyjaciółmi i byli gotowi do wzajemnych poświęceń.

Tak było w całym Changi. Jedzono w grupach i w grupach sobie nawzajem ufano. Po dwóch, po trzech, rzadko czterech. W pojedynkę nikt nie dałby rady ze znalezieniem czegoś, co by nadawało się do zjedzenia, ze zorganizowaniem ognia, ugotowaniem i zjedzeniem tego, co się znalazło. Idealną grupę stanowiło trzech ludzi. Jeden do szukania, jeden do pilnowania zdobyczy i jeden w rezerwie. Jeśli rezerwowy nie był chory, on również szukał czegoś albo pilnował. Wszystko dzielono na trzy. Jeżeli ktoś miał jajko, ukradł orzech kokosowy, znalazł banana podczas robót poza obozem albo coś gdzieś wyprosił, wszystko to należało do grupy. Zasada była prosta jak każde prawo natury. Utrzymać się przy życiu można było tylko wspólnym wysiłkiem. Ukrycie czegoś przed grupą oznaczało śmierć, bo wiadomość, że kogoś z niej wydalono, szybko się rozchodziła. A przeżyć w pojedynkę było nie sposób. Mówienie od czasu do czasu do samego siebie było w obozie rzeczą normalną. Lekarze wciąż powtarzali, że lepiej wyrzucić z siebie, co komu leży na sercu, niż milczeć dławiąc się myślami, bo to kończyło się obłędem. Ale „Król” nie należał do żadnej grupy. Był samowystarczalny. Jego łóżko w baraku stało w najlepszym kącie, pod oknem, tak że docierał tam powiew wiatru.

 Choć zamknięcie w zatłoczonych, prymitywnych tropikalnych kwaterach było nieprzyjemne, to jednak brak lekarstw i jedzenia powodował największe cierpienie wśród więźniów. Choroby, którym można było zapobiec lub je z łatwością wyleczyć bez podstawowych leków oraz lepszego odżywiania powodowały kalectwo, ból i śmierć. Porcje składające się głównie z ryżu były ściśle mierzone, aby jakoś utrzymać ludzi przy życiu, zdarzało się czasami, że racje żywnościowe były zmniejszane - tak Japończycy wymierzali kary jeńcom. Nabywanie i ochrona dodatkowych produktów spożywczych, takich jak jaja kur, wymagało utworzenia specjalnych „jednostek", grup składających się z około trzech mężczyzn, którzy pilnowali kurników zgodnie ze ścisłym kodeksem lojalności. Właśnie dlatego kur strzegli dniem i nocą oficerowie. Właśnie dlatego tak ciężkim przestępstwem było tknąć choćby palcem kurę będącą cudzą własnością albo należącą do obozu. Żołnierza, którego kiedyś przyłapano z uduszoną kurą w ręku, zatłuczono na śmierć. Władze obozu uznały to zabójstwo za uzasadnione. Nawet kury „Króla” były nietykalne i strzeżono ich na równi z innymi. Było ich siedem. Siedem kur, w porównaniu z innymi, tłustych i olbrzymich. Na wybiegu stał również kogut, duma obozu. Nazywał się Karmazyn. Z jego nasienia wyrastali dorodni synowie i córki, a każdy mógł go mieć na rozpłodowca, za opłatą w postaci jednego, wybranego kurczęcia.

Kapral „Król” był typowym człowiekiem interesu - kapitalistą. Jego działalność nierzadko kłóciła się z etyką, moralnością, czym on sam niespecjalnie się przejmował. W cywilu był nikim, człowiekiem który miał tylko wielkie ambicje. Wierzył, że każdego da się kupić, a potem można ludzi używać i nadużywać do woli. Mawiał, że ludzie dzielą się na elitę i resztę. W swoim wyobrażeniu siebie uważał, że należy do elity. Nie chciał, żeby ktoś nim pomiatał. Swoje kompleksy zaczął leczyć, kiedy trafił do obozu Changi. Wcześniej miał miano „szczeniaka” zależnego od ojca, który czasem był kelnerem, raz pomagierem na stacji benzynowej, innym razem roznosił książki telefoniczne, a kiedy indziej wywoził śmieci albo rozdawał ulotki reklamowe. A wszystko po to, żeby zarobić na butelkę. Potem trzeba było po nim sprzątać. Po drugiej stronie konfliktu był porucznik Robin Grey. Mężczyzna  był zwolennikiem tego, aby dzielić wszystko po równo, jak w socjalizmie. Brzydził się krętactwem, oszustwem i kombinatorstwem. Pochodził z rodziny robotniczej, uczciwie, ciężką pracą zarabiającej na życie. Tu pojawia się spór i nienawiść do „Króla”. Ale Grey nie był osamotniony w swojej wrogości. Całe Changi nienawidziło „Króla”. Nienawidzono go za muskularne ciało, za niezmącony blask niebieskich oczu. W tym dogorywającym świecie półżywych nie było ludzi otyłych, dobrze zbudowanych, zadbanych, zaokrąglonych, gładko ogolonych, zgrabnych czy masywnych. Były tylko twarze, zdominowane przez oczy i wynędzniałe tułowia – skóra okrywające ścięgna, a ścięgna kości. Ludzie różnili się między sobą tylko wiekiem, twarzą i wzrostem. I w całym tym świecie jedynie „Król” jadł jak człowiek, palił jak człowiek, sypiał jak człowiek, śnił jak człowiek i wyglądał jak człowiek. 


Najbardziej udanym pomysłem „Króla” na biznes było założenie farmy szczurów. Więźniowie zaczęli hodować szczury, aby sprzedawać ich mięso oficerom, twierdząc, że jest to kanczyl jawajski, który przez tubylców znany był także pod nazwą myszojeleń rusa ticus. Było to małe zwierzątko, miało ze dwadzieścia centymetrów wzrostu i ważyło niewiele ponad kilogram. Było mniej więcej rozmiarów szczura, ulubiony przysmak tubylców. Tylko oficerów było stać na takie mięso. Zamiast towaru dla mas, luksus dla wybranych. O hodowli szczurów opowiedział im major lotnictwa Vexley, który prowadził w obozie kursy językowe, plastyczne i inżynieryjne, gdyż wśród tylu tysięcy ludzi na wyspie, było przynajmniej po jednym specjaliście w każdej z tych dziedzin. Pierwszy złapany szczur nazwany został Adam a pierwsza złapana samiczka otrzymała imię Ewa. Niezbędnym warunkiem powodzenia hodowli było zachowanie jej w tajemnicy.

Niedaleko wybiegu dla kur, należącej do jednej z grup, zebrał się tłum gniewnych, gotowych do wszystkiego mężczyzn. Był też tam porucznik Grey, pułkownik Foster oraz Johnny Hawkins, który tulił opiekuńczo do piersi swojego psa. Wyglądało na to, że pies Hawkinsa wpadł do kojca pewnego Irlandczyka i zagryzł mu kurę. Hawkins od samego początku przebywania w obozie miał przy sobie psa Pirata. Nikt nie miał pojęcia jak on dawał radę wyżywić siebie i tego psiaka. Za takie morderstwo musiał zapaść tylko jeden wyrok - zabicie psa. Tego samego dnia „Król” zaprosił swoich kumpli do więziennej celi na uczczenie jego urodzin. Wynajął celę, żeby nikt im nie przeszkadzał. Była to wymarzona kryjówka. Współwięźniowie zastali „Króla” w celi kiedy wsypywał do wody niemal całą, kilogramową torbę fasolki. Następnie dołożył szczyptę soli i dwie czubate łyżki cukru. W celi zrobiło się cicho jak makiem zasiał. „Król” był zachwycony wrażeniem, jakie zrobiła na nich jego niespodzianka. Na maszynce woda wrzała łagodnie wynosząc na powierzchnię delikatne, sierpowato zakrzywione ziarna, które umykały potem kaskadą w głąb płynu. Od kipiącej powierzchni odrywał się obłoczek pary, przynosząc ze sobą intensywny zapach mięsa. „Król” nachylał się i wrzucał do środka garść malajskich ziół, czosnek oraz owoce melonowca. Goście zaproszeni na urodzinowy obiad już dawno zapomnieli, jak wygląda mięso. Zaczęto uszczelniać szmatami drzwi i okna, wystarczy, że ludzie poczuliby zapach gotowanego gulaszu a rozerwaliby ich na strzępy. Nie do wiary, pytali, skąd „Król” wykombinował taki kawał wieprzowiny? „Król” z uśmiechem na twarzy odpowiedział, że to nie wieprzowina tylko Pirat pies Hawkinsa. Marlowe, Mac, Larkin i Tex przykucnęli pod ścianą ze wzrokiem utkwionym w garnek. Nie mogli uwierzyć. „Król” dalej mówił o zaletach psiego mięsa. Że w życiu nie widział czyściej utrzymanego psa. Mięso to mięso, proste jak drut. Nic złego w tym, że to pies. Chińczycy jadali je od zawsze i nadal jedzą. To dla nich przysmak. Marlowe z nutą obrzydzenia w głosie odpowiedział, że czuje się jak kanibal. Że nie chce jeść Pirata, którego jeszcze rano głaskał po głowie. A do tego nie będzie mógł spojrzeć Hawkinsowi w oczy. Marlowe pochodził z czysto wojskowej angielskiej rodziny. On prawie nic nie wiedział o handlu i biznesie; jego życie kręciło się wokół obowiązku i honoru. Tym bardziej nie wyobrażał sobie tego, że mógłby zjeść psa swojego kolegi. Tu dochodzimy do rozmowy jaka wywiązała się między jeńcami w sprawie paradoksu karnizmu. Kochamy psy i jemy świnie - i nie wiemy dlaczego. Większość z nich nigdy się nie zastanawiała, dlaczego jedne zwierzęta zjadali, a innych nie.  Przez całe życie nie zadawali sobie pytania, dlaczego ciało krowy uważali za smaczne, a ciała psa by nie tknęli albo dlaczego czują więź z kotem, którego mieli w domu, ale nie ze świnią czy z kurą, które trafiły na ich talerz. Mimo to większość z nich na pewnym poziomie zdawała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między psem i krową czy kotem i świnią. Dopiero w obozowej celi na urodzinach „Króla” ich serca otworzyły się na pytanie dlaczego jedne zwierzęta zjadają, a inne kochają?

W książce „Król szczurów” istnieje też silny wątek sytuacyjnego homoseksualizmu. James Clavell realistycznie opowiedział historię dwóch zniewieściałych więźniów: „aktora" Seana i pielęgniarza Stevena. Przedstawia ich jako ofiary, mężczyźni zatracają swoją seksualność, aby przetrwać w trudnych obozowych warunkach. O to właśnie istotnie  chodzi w powieści: o przetrwanie. Japończycy byli znani z brutalizmu, w ich obozach nie istniało humanitarne obchodzenie się z jeńcami wojennymi, nie respektowano Konwencji genewskiej, która zwiększała zakres ochrony rannych i chorych żołnierzy, i chociaż Changi był historycznie jednym z łagodniejszych obozów jenieckich, było to miejsce brutalne, prawie dzikie. Bohaterowie skutecznie przestają być ludźmi: stają się zwierzętami symbolizowanymi przez szczury, które „Król" hoduje i sprzedaje jako żywność.

 Warto dodać kilka słów o samym autorze książki „Król szczurów”. Kiedy wybuchła II wojna światowa, James Clavell był w Malezji. W jednej z bitew został ranny, przez pewien czas 18-letni żołnierz zdołał ukryć się przed japońskimi żołnierzami w lokalnej wiosce. Ale w końcu został schwytany i wysłany najpierw do więzienia na wyspie Jawa, a następnie do piekielnego obozu Changi niedaleko Singapuru, gdzie był do końca wojny. Później pisarz James Clavell powiedział, że żyjąc w obozie jenieckim, gdzie tylko jeden na piętnastu doświadczał tortur, chorób i głodu, pomogło mu przekonanie, że dana osoba jest silniejsza niż okoliczności i środowisko, w którym jest. Jego ból i wrażenia związane z doświadczeniem, którego autor nigdy publicznie nie podzielił, przeniosły je właśnie do powieści „Król szczurów". Po zwolnieniu z niewoli, Clavell wrócił do Anglii, mając w tym czasie tytuł kapitana. Kariera wojskowa Jamesa zakończyła się po niefortunnym wypadku na motocyklu, który na zawsze pozostawił go ułomnym. Powieść „Król szczurów” została zaczerpnięta z własnych doświadczeń autora. James Clavell, w tej powieści, autentycznie  przedstawia ludzką kondycję bez retuszu, pozostawia nagie namiętności i najbardziej elementarne potrzeby przetrwania człowieka. Autor pokazał, że nawet różnice w korzeniach między Wschodem a Zachodem mogą zniknąć w obliczu siły podboju człowieka, który stara się ustanowić swoje własne, osobiste imperium.