„Dzieci Apokalipsy”
Indra Sinha
Autor/ (ur.
1950) – piszący w języku angielskim pisarz pochodzenia indyjsko-brytyjskiego (ojciec indyjski
oficer marynarki wojennej, matka angielska pisarka). Urodził w 1950 roku w Mumbaju, w stanie Maharasztra (Indie). Studiował hindi i sanskryt w Mayo College w Adźmerze (Radżastan), literaturę
angielską w Oakham School (Rutland) i Pembroke College (Cambridge) w Anglii. Tłumacz z
sanskrytu (przełożył m.in. na angielski „Kamasutrę”). Autor książek o tantrze. Za „Animal's
People” w 2007 roku nominowany do Nagrody Bookera i uhonorowany Nagrodą Commonwealth.
Tłumaczenie/ Ewa Horodyńska
Tematyka/ Narrator
oprowadza nas i zapoznaje z obywatelami Khaufpuru - małego miasteczka w
Indiach, którego mieszkańcy zostali dotknięci katastrofą, jaką był wybuch gazów
trujących w wybudowanych w sąsiedztwie zakładach chemicznych. Poznamy szaloną
zakonnicę, która - utraciwszy znajomość wszystkich języków poza językiem
dzieciństwa - zdobywa umiejętność widzenia aniołów i zwiastuje zbliżającą się
apokalipsę. Natkniemy się też na nadobną dziewicę o dzielnym sercu, która, jak
wierna Sita, wspiera swego ukochanego Ramę-Zafara – bohatera gotowego oddać
życie w obronie pokrzywdzonych – oraz jej ojca, artystę i mędrca wierzącego w
triumf dobra i sprawiedliwości. Znajdziemy tu też paskudnego demona Rawanę,
czyli „Kampani” – firmę odpowiedzialną za środowiskową katastrofę, i jego
miłosierną żonę Mandodari - altruistyczną amerykańską lekarkę, która próbuje
złagodzić cierpienia mieszkańców Khaufpuru. I samego „Zwierzaka” – wiernego
Hanumana (boga-małpę) wspierającego swego pana, Ramę-Zafara w dążeniu do celu.
No… może nie tak zupełnie, trudno wszak za wspieranie uznać podtruwanie Zafara
tabletkami obniżającymi potencję. Cóż… nie jest to opowieść rozdzierająco
ckliwa, bo i jej bohater nie roztkliwia się nad sobą ani nie pozwala na to
innym. I mimo że chwilami czytelnikowi łza się w oku kręci, całość skrzy się
humorem, choć zjadliwym i mrocznym. Tragikomedia w dwudziestu trzech aktach, bo
na tyle rozdziałów odpowiadających nagranym taśmom podzielona jest książka.
Główny motyw/ Książka
opowiada losy chłopca, który sam o sobie mówi, iż jest „Zwierzęciem” a nie
człowiekiem. W nieszczęsną noc stracił rodziców a jego kręgosłup wygiął się tak
mocno, że teraz porusza się na czterech łapach, z tyłkiem w górze i twarzą przy
ziemi, jak zwierzę. Żyje w skrajnych warunkach razem z obłąkaną francuską
zakonnicą, która traktuje go jak syna, Ma Franci, oraz psiakiem Jarą. Losy
chłopaka odmieniają się, kiedy zakochuje się w Nishy, dostaje pracę u Zafara
oraz poznaje doktor Elli Barber, „Amrikankę”
jak to mówi.
Cytaty z książki charakteryzujące
problematykę utworu:
„Czy to uprzejmie przypominać
ślepcowi, że kiedyś widział?”.
„Taki już jest ten świat, że
jeśli jakieś stworzenie znajduje spokój, okazuje się on tylko chwilowym
odpoczynkiem przed jeszcze gorszą udręką”.
„Ludzie widzą stronę zewnętrzną,
ale prawdziwe rzeczy dzieją się wewnątrz, gdzie nikt nie zagląda”.
„Naprawdę myślę, że właśnie po
to ludzie mają twarze- żeby ukryć swoje dusze”.
„(…) pewne sytuacje kierują się
logiką, z którą trudno dyskutować”.
„A święci i aniołowie nie czują
pożądania, dlatego wiem, że do nich nie należę”.
„W naszym życiu szczęśliwy traw
jest rzadkością (…)”.
„Muzykę nie zawsze tworzy się za
pomocą strun, smyczków i piszczałek, mogą ją także tworzyć krople deszczu albo
szum wiatru rozcięty brzegiem liścia”.
„Wszechświat z wszystkimi swoimi
gwiazdami i galaktykami jest jak główka szpilki w porównaniu z przestrzenią
wewnątrz umysłu”.
„Co tam nogi, co tam seks,
nieporównywalnie słodsza jest miłość”.
„Ludzie, którzy nie posiadają
niczego, nie mają też nic do stracenia (…)”.
„(…) największa rozkosz życia
jest dostępna za darmo i dla bogatych, i dla biednych”.
„Sprawić, że ktoś poczuje się
źle z powodu czegoś, co nie jest jego winą i na co może gówno poradzić, to już
okrucieństwo”.
„W sprawiedliwym społeczeństwie
osoba pozostaje niewinna, dopóki nie udowodni się jej winy”.
„Czy truciznę uważa się za
nieszkodliwą, dopóki nie zabije?”.
„Zrozumienie wymaga udziału
dwóch stron. Jest zazwyczaj wynikiem czegoś, co nazywamy rozmową, a do tego
potrzeba dwojga”.
„Sama myśl o życiu bez nadziei
jest przerażająca”.
„>Świat składa się z
obietnic<. Dobrze mówić takie rzeczy, ale szlachetne idee nie uśmierzają
bólu”.
„Gdyby religie mówiły prawdę,
nie byłoby ich aż tyle na świecie, wystarczałaby tylko jedna dla wszystkich”.
„Gdzie tu znaleźć miejsce dla Boga?”.
„Niewiele czerpie się z życia
przyjemności”.
„Od radości wiedzie prosta droga
do rozpaczy”.
„Co to za świat, na którym
musisz pytać o radę obłąkanych?”.
„Karę śmierci można dostać tylko
raz niezależnie od tego, ile zbrodni się popełni”.
„Nie można naprawić krzywd
wyrządzonych przez innych”.
„W tym kraju przyzwoici ludzie
nie angażują się w politykę”.
„Z nicnieposiadania płynie siła,
ponieważ nie masz nic do stracenia”.
„Jest coś bardzo okrutnego w
oczach, które nie widzą, lecz mogą wylewać łzy”.
„Tak szybko zmienia się świat”.
„(…) sprawiedliwość symboliczna
nie jest tym samym co rzeczywista (…)”.
Książka „Dzieci Apokalipsy”, nominowana w 2007
roku do prestiżowej nagrody „Man Booker Prize”, jest drugą powieścią Indry
Sinha. Fabuła rozgrywa się w Indiach, w wymyślonym, mieście Kaufpur, znanym
też, jako „Miasto Strachu”, gdzie 20 lat wcześniej doszło do wycieku
chemicznego z amerykańskiej fabryki. Rezultatem tej katastrofy było zatrucie
wody, śmierć tysięcy ludzi i trwałe kalectwo wielu osób. Podobieństwo tych
wydarzeń w Bhopalu z 1984 roku jest tu zamierzone-autor jest jedną z osób
stojących na czele kampanii na rzecz ofiar tej tragedii. Już w pierwszym zdaniu
powieści- „Byłem kiedyś człowiekiem” – główny
bohater podkreśla, że nie posiada już cech ludzkich, ale jest tylko swego
rodzaju „zwierzęciem”. Nazywany tak od czasu, gdy katastrofa chemiczna
uszkodziła mu kręgosłup do tego stopnia, że musi chodzić na czworakach. „Człowiek-Zwierzę”
przyjął i zaakceptował tę obraźliwą nazwę, jako esencję siebie, by wyrazić swą
odmienność od otaczających go osób, a także by podkreślić rozgoryczenie i
usprawiedliwić swe nienormalne zachowanie. „Zwierzę” nie chce zaakceptować
swego człowieczeństwa, choć wciąż jest osobą inteligentną, elokwentną, zabawną
i troskliwą, a także otaczaną opieką ze strony wszystkich wokół niego- od
starej, szalonej francuskiej zakonnicy Ma Franci, do rywala w sprawach
uczuciowych, Zafara. Udaje zwierzę, żeby uniknąć odpowiedzialności wiążącej się
z faktem bycia istotą ludzką. Cała ta gorycz osadzała się w jego mózgu. Żeby
ktoś go zaakceptował, jako człowieka, musi się zachowywać jak człowiek. Raz Nisha dziewczyna, w której podkochiwał
się „Zwierzę” pożyczyła z biblioteki wielką księgę zwierząt i mu pokazała. Były
w niej zdjęcia wszystkich stworzeń występujących w Indiach, niedźwiedzi i małp,
wilków, rozmaitych jeleni, nosorożców, tygrysów, lwów, bawołów. Była kobra,
pyton, jaszczurka pijąca krew, dudek, rybołów, kania i wrona, gawal, ryba
mahseer, hiena i szakal, na żadnej z setek stron i na żadnym z setek zdjęć nie
było takiego zwierzaka jak on.
Mówili, że był kiedyś
człowiekiem. Sam tego nie pamiętał, ale ludzie, którzy znali go od dzieciństwa,
mówili, że chodził jak człowiek, na dwóch nogach. „Taki byłeś słodki, niesforny aniołek. Stawałeś na palcach, Zwierzaku,
synku mój, i szarpałeś w kredensie za jedzeniem”- mniej więcej tak mówili.
Tyle że przeważnie nie było nic do jedzenia, no i w rzeczywistości to nie
ludzie tak mówili, tylko zakonnica Ma Franci, i nawet nie tymi słowami. Ale tak
naprawdę nie był jej synem ani żadnym aniołem, choć istotnie, Ma znała go od
urodzenia, czyli prawie od dwudziestu lat. Większość ludzi z tej okolicy nie
zna swojego wieku, a on znał, bo urodził się kilka dni przed tamta nocą, której
nikt w Khaufpurze nie chce pamiętać, lecz nikt też nie potrafi jej zapomnieć. Chodził
kiedyś wyprostowany. Tak twierdziła Ma Franci, czemu miałaby kłamać? Ale nie
było to dla niego żadną pociechą. „Czy to
uprzejmie przypominać ślepcowi, że kiedyś widział?”. Ileż to razy powtarzał
Ma Franci, że nie chce już być człowiekiem. Ale i tak nigdy nie docierało to do
niej. A może po prostu mu nie wierzyła, co można było zrozumieć, biorąc pod
uwagę, że jego widok- sam unikał luster- był powiedzmy przerażający.
Urodzony w 1950 roku Indry
Sinha jest synem indyjskiego oficera marynarki i angielskiej pisarki, która
tworzyła pod pseudonimem Rani Sinha. Powieść „Dzieci Apokalipsy” jest wynikiem wieloletniego zaangażowania Sinhy
w kampanię na rzecz ofiar tragedii w Bhopalu. To położone w centralnych Indiach
miasto często przyrównuje się do Czarnobyla, a nawet do Hiroszimy ze względu na
rozmiar katastrofy, jaka się w nim rozegrała. W nocy z 2 na 3 grudnia 1984 roku
w wyniku awarii w znajdującej się w mieście fabryce amerykańskiej firmy Union
Carbide produkującej pestycydy doszło do uwolnienia do atmosfery 40 ton
izocyjanku metanu. Według oficjalnych danych gaz zabił na miejscu około cztery
tysiące osób, a kolejne dwadzieścia tysięcy poniosło śmierć niedługo po
katastrofie. Wielu z tych, którzy przeżyli, cierpi dziś na liczne schorzenia i
powikłania, z którymi najczęstszymi przypadłościami są poronienia, utrata
wzroku i problemy psychiczne. Mieszkańcy miasta nadal oczekują rekompensaty i
oczyszczenia skażonego terenu przy fabryce, w której pozostawiono chemikalia,
narażając na zatrucie wodę i całe otoczenie.
Opowieść o „Zwierzaku” musi
się zacząć od tamtej nocy. Zupełnie nic nie pamiętał z tamtych wydarzeń, choć
już był na świecie. Ale, tak czy inaczej, jego opowieść musi rozpocząć się od
tamtej katastrofy, zwanej przez mieszkańców- Apokalipsą. Kiedy zdarza się coś
tak tragicznego jak tamta noc, czas dzieli się na przedtem i potem, a czas
przedtem zostaje rozbity na sny rozpływające się w mroku. Cały świat słyszał o
Khaufpurze, nikt jednak nie wie, jak tu było przed tamtą nocą. Tamtej nocy znaleziono go w bramie,
kilkudniowe niemowlę owinięte chustą. Czyim był dzieckiem? Nikt nie wiedział.
Matka, ojciec, sąsiedzi, wszyscy na pewno nie żyli, bo ani jedna żywa dusza nie
zgłosiła się po niego. Kaszlał, toczył pianę z ust i prawie oślepł. W
miejscach, w których jego oczy odgradzały się od palących oparów, widniały
białe szczeliny odbite na gałkach ocznych. Zaniesiono go do szpitala. Czy był
hinduistą, czy muzułmaninem? Jakie to miało znaczenie, jeśli nie spodziewano
się, że żyje? Przeżył, więc został obrzezany: dla muzułmanina było to
niezbędne, hinduiście nie robiło żadnej różnicy. Później przekazano go
zakonnicom. Wychował się w sierocińcu. Sam nie wiedział, jaką religię powinien
wyznawać. Może dwie? Może żadnej? A może tak jak chrześcijanie nieprzyjaciołom
nadstawiać drugi policzek? Jednak on nie przebaczał. Nie był muzułmaninem, nie
był hinduistą ani katolikiem, był „zwierzęciem”. Skłamałby, gdyby twierdził, że
religia cokolwiek dla niego znaczy. Gdzie był ten „cholerny” Bóg, kiedy go
potrzebowali?
Miał sześć lat, kiedy zaczęły się
bóle i pieczenie w karku i ramionach. Nic więcej z tamtego czasu nie pamiętał, jego
pierwszym wspomnieniem był ogień. Ogień palił tak mocno, że nie mógł unieść
głowy. Po prostu nie mógł jej dźwigać. Ból chwytał go za kark i przyciągał do
ziemi. Musiał wpatrywać się we własne stopy, podczas gdy „diabeł” dosiadał jego
grzbietu i szarpał go rozpalonymi do czerwoności „obcęgami”. Palący ból w
mięśniach przemieniał się w gorączkę, a gdy robiło się bardzo źle, zabierano go
do szpitala i tam dostawał zastrzyki. Jego plecy zaczęły się pomału wykrzywiać.
Nic nie dało się zrobić. To była męczarnia. Wcześniej biegał i skakał z innymi
dziećmi, teraz nie potrafił nawet stanąć prosto. Ból przyginał go do dołu, coraz niżej i
niżej, w kabłąk. Kiedy wreszcie „palenisko” w jego krzyżu zgasło, kości były
już skręcone niczym serpentyny, a najwyższym punktem stał się jego tyłek. Poprzez
rozkwitające pąki bólu widział starą kobietę klęczącą przy jego łóżku,
ocierającą mu czoło i mamroczącą jakieś obce słowa przy jego uchu. Miała skórę
pomarszczoną jak wyschnięta morela i tak bladą, że prawie przezroczystą.
Wyglądała jak matka samego czasu. To była zakonnica Ma Franci. Znała go
wcześniej, ale takie było jego pierwsze wspomnienie o niej. Zakonnica Ma
gładziła go po twarzy i pocieszała słowami, których nie rozumiał. Łzy spływały
po jej policzkach. Po jego również. Ten gorączkowy sen zatarł się w końcu i
przemienił w jego nowe życie. „Zwierzak” został wychowany przez Ma Franci- „Francuską
Mateczkę”. Kobieta, która zajęła się kalekim chłopcem i zawsze traktowała go
jak własnego syna, również była ofiarą katastrofy. Władająca wcześniej biegle
zarówno w hindi, jak i angielskim Ma Franci utraciła zdolność komunikowania się
w innym języku niż ojczysty. Jedyną osobą, która potrafiła porozumieć się z
misjonarką, jest mówiący po francusku „Zwierzak”, a staruszka żywi głębokie
przekonanie, że w wyniku tragedii mowa pozostałych mieszkańców miasta nagle
przerodziła się w zwierzęcy bełkot. O ile, więc poruszający się na czterech
kończynach bohater pozostaje bardziej zwierzęcym niż człowiekiem dla większości
mieszkańców miasta, dla Ma Franci to on jest jej jedynym ludzkim łącznikiem z
resztą khaufpurczyków, których kobieta często przyrównuje do zwierząt.
Nauczył się chodzić na rękach,
jego nogi osłabły. Miał silne ramiona i dłonie, mocną klatkę piersiową. Górna
połowa jego ciała wyglądała jak u kulturysty. Chodził, a także biegał,
przerzucając ciężar ciała z jednej ręki na drugą i podciągając nogi ruchami
przypominającymi podskoki. Długo trwało, zanim opanował taki sposób poruszania
się, kilka miesięcy, może rok. Kiedy już potrafił biegać, uciekał, ponieważ
zaczęło się dokuczanie. Zaczęto nazywać go „zwierzakiem”, ponieważ, kiedy się
wściekał wszystkich gryzł. Gdy żył na ulicy, nienawidził patrzeć na parzące się
psy. Jego koledzy wołali wtedy: „Hej,
Zwierzaku, czy tak to robisz?!”. Wpadał w złość i walczył. Szybko nauczył
się dbać o siebie, stawiać się na pierwszym miejscu, przed wszystkimi i
wszystkim.
Autor poświęca wiele miejsca zwierzęcości
bohatera, a sam oryginalny tytuł utworu, „Animal’s
People”, pozwala czytelnikowi domyślić się, że to właśnie problem
zezwierzęcenia jest w powieści zagadnieniem nadrzędnym. Zwierzętami, nie tylko
w opinii zakonnicy Ma Franci, są mieszkańcy dotkniętej katastrofą Khaufpuru,
zaszczuci przez przedsiębiorstwo, które wybudowało w mieście śmiercionośną
fabrykę. Ludzie ci, mimo walki podejmowanej przez grupę Zafara, nie potrafią
uwierzyć w niespodziewaną odmianę losu i w to, że sprawiedliwość kiedyś
zatriumfuje. Khaufpurczycy nie wierzą też w dobre intencje przybyłej do nich
lekarki, ponieważ- podobnie jak właściciel fabryki- jest ona Amerykanką. Wolą
umierać w męczarniach niż zwrócić się do niej o pomoc po tym, jak obcy
przybysze raz zawiedli ich zaufanie. Ogarnięta bezlitością Elli również nazywa
khaufpurczyków zwierzętami, gdy podczas wędrówki przez miejskie zaułki i
kolejnej z uporczywie podejmowanych prób namawiania chorych do wizyty w swojej
klinice spotyka się jedynie z wrogością i oporem. Mieszkańcy miasta są jednak
nie tylko bezrozumni i zaszczuci, potrafią też być okrutni i poza grupą
aktywistów pozostających pod przewodnictwem Zafara wydają się niezdolni do
zjednoczenia się przeciwko złu i wspólnego działania.
Po katastrofie do Khaufpuru przybyły różne
osoby, które poruszone tragedią mieszkańców pragną pomóc khaufpurczykom, choć
każda z nich działa na zupełnie innej płaszczyźnie i kieruje się nieco
odmiennymi pobudkami. Najbardziej krytykowani z nich – dziennikarze, są głodni
sensacji i pragną przede wszystkim stworzyć kolejny, chwytający za serce
reportaż o biedzie i trudnych warunkach panujących w indyjskich slumsach. Reprezentująca
drugą grupę pomocnych wolontariuszy amerykańska lekarka Elli Barber bierze
przykład z lekarzy pracujących w Afryce i przybywa do Khaufpuru z misją
niesienia pomocy chorym, których nie stać na leki, a stara francuska zakonnica
jest przedstawicielką misjonarzy, których pomoc opiera się na jeszcze innych
zasadach i inne przyświecają jej przesłanki.
W Khaufpurze działa też
grupa walczących o sprawiedliwość mieszkańców, której przewodzi Zafar. Batalie grupy
łatwo można przyrównać do walki, jaką mieszkańcy Indii podjęli już wcześniej, z
inną potężną instytucją- Kompanią Wschodnioindyjską. Postać Zafara stanowi syntezę
wielkich indyjskich reformatorów i bojowników o wolność, ale jego niechęć do
przemocy i głodówka podjęta w kulminującym momencie powieści są wyraźnym
nawiązaniem do walki, jaką z rządem brytyjskim toczył Mahatma Gandhi. Zafara
staje się symbolem walczących Indii, które niejednokrotnie stosowały ten środek
w zmaganiach z wrogiem.
Bohater książki „Dzieci Apokalipsy” o imieniu „Zwierzak”
otrzymuje zbiór kaset i dyktafon od zagranicznego dziennikarza, ale zwleka z
nagraniem dwa lata i dopiero kolejna tragedia związana przede wszystkim ze
śmiercią Aliyi, zaprzyjaźnionej dziewczynki z sąsiedztwa, i następującym
bezpośrednio po tym wydarzeniu pożarze w fabryce zmusza go do gruntowego
przemyślenia własnej historii i przekazania jej dalej. Główny bohater i zarazem
narrator kieruje swoją opowieść do zachodniego czytelnika, uosobionego przez
nieznanego dziennikarza. Traktuje go zresztą bardziej jak widza niż słuchacza,
mimo że nagrywa swoją opowieść, i nawet nazywa go „Oczami”. Jest to
uzasadnione, bo ostateczny odbiorca będzie czytał, ale być może jest to także
krytyka powszechnego, dość powierzchownego sposobu, w jaki zachodni przybysze
poznają Indie. „Zwierzak” jest idealną z ofiar tragedii. Jak wcześniej już
wspomniałem urodził się, jako normalne dziecko, ale już w dzieciństwie pojawiła
się u niego poważna deformacja kręgosłupa, w wyniku, której nie potrafi
poruszać się w pozycji wyprostowanej. Kalectwu zawdzięcza okrutne przezwisko, nadane
mu w dzieciństwie przez towarzyszy zabaw, i traktuje je jak imię.
Bohater powieści, mimo że
bardziej czuje się zwierzęciem niż człowiekiem, doskonale zdaje sobie sprawę z
własnego wyobcowania i z tego, że tak naprawdę nie pasuje do żadnego z obydwu
światów. Kiedy „Zwierzak” ogląda z Nishą album ze zwierzętami, uświadamia
sobie, że jest jedynym przedstawicielem „własnego gatunku”. Później podczas
święta Holi, święta wiosny, kolorów i równości, odwiedza dom publiczny i skarży
się jednej z prostytutek, że nigdy nie znajdzie partnerki tego samego gatunku. Zwierzak
ma szansę spełnić swoje największe marzenie i wyzdrowieć po skomplikowanej
operacji, jaką obiecuje mu umożliwić lekarka Elli. Wyprostowaną sylwetkę będzie
musiał odkupić poruszaniem się o kulach albo na wózku. Bohater rezygnuje z tej
szansy i postanawia pozostać kaleką, który być może nie jest w stanie stanąć
prosto, ale za to może wcisnąć się w zaułek, choćby najciaśniejszej uliczki w
slumsach i wspinać się na najwyższe drzewa, czego kule, a tym bardziej wózek by
go pozbawiły.
Poza samą bhopalską katastrofą
inspiracją dla Sinhy stały się losy Sunila Kumara, młodego bhopalczyka
poznanego podczas jednej z kampanii na rzecz ofiar tragedii. Trujący gaz zabił
chłopcu całą rodzinę, a on sam w niedługim czasie, podobnie jak wielu
mieszkańców skażonych terenów, zaczął cierpieć z powodu schizofrenii. Indra
Sinha przeprowadził z Sunilem kilka wywiadów, które rejestrował na kasetach.
Kiedy po jakimś czasie odtwarzał jeden z nich, składający się w znacznej części
z głośnego, histerycznego śmiechu, uznał, że historia bhopalskiej katastrofy
powinna zostać opowiedziana.
Książka wykorzystuje
dziwaczną mieszankę wyrazów w hindi, francuskim i „shinduszczonym” angielskim,
którymi posługuje się „Zwierzak” np.: „kampanii”
(tj. firma), „jarnalis” (tj.
dziennikarz) czy „jamisponding” (tj.
„szpiegowanie w stylu Bonda”), by stworzyć bajecznie wielowymiarową wizję
mrocznego świata zasiedlonego przez nieszczęsnych ludzi- „ludzi-zwierząt”. Jest
to opowieść o tym, jak niemający nic walczą z tymi, którzy mają wszystko.
Pisarz wplata w tę mistrzowską opowieść prowokujące pytania, których tematyka
rozciąga się na podstawowe pytania o człowieczeństwo i naturę Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz