„Księgi
Jakubowe”
Olga Tokarczuk
Autorka/ (ur. 29 stycznia 1962 w Sulechowie) – polska pisarka, eseistka, autorka scenariuszy, poetka, psycholog; laureatka The Man Booker International Prize 2018 za powieść „Bieguni” oraz dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej „Nike” za powieści: „Bieguni” (2008) i „Księgi Jakubowe” (2015). Laureatka Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018.
Tematyka/ Tokarczuk tworzy imponującą powieść
historyczną. Nie ukrywa jednak, że na przeszłość patrzy okiem pisarki
współczesnej, której leżą na sercu między innymi problem feminizmu czy praw zwierząt. Z poetki Ewy Drużbackiej czyni na przykład godną polemistkę księdza
Chmielowskiego. W sporze z duchownym o to, czy w piśmie lepiej posługiwać się
polszczyzną, czy łaciną, Drużbacka argumentuje, że „damy na przykład rzadko
mówią po łacinie, bo w niej kształcone nie były”. Brawurowo nakreśloną
postacią kobiecą jest starowina Jenta, która połknąwszy magiczny talizman, nie
może umrzeć. Egzystując na granicy świata żywych i umarłych, ogarnia wzrokiem
całość wydarzeń, które inni mogą widzieć tylko w ułamkach. Niektórzy będą narzekać,
że „Księgi Jakubowe” mogłyby być o kilkaset stron krótsze, że przedziera
się przez nie długo i mozolnie. Tokarczuk chciała jednak, by jej powieść
wchłonęła czytelnika, wprowadziła go w trans. Bez wątpienia to fantastyczna powieść.
Wierzę, że za parę lat zajmie wysoką pozycję w rankingu dekady oraz stanie się
nową „Trylogią” narodową.
Główny motyw/ Rok 1752. Do Rohatyna na Podolu przybywają
kasztelanowa Katarzyna Kossakowska i towarzysząca jej poetka Elżbieta
Drużbacka. Jednym z gości na powitalnej kolacji jest miejscowy proboszcz
Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii. Ksiądz i poetka, osoby rozmiłowane w księgach, szybko znajdują wspólny język –
rozpoczynają rozmowę, którą później kontynuować będą w listach. Nieco
później, także na Podolu, pojawia się młody, przystojny i charyzmatyczny Żyd -
Jakub Lejbowicz Frank. Tajemniczy przybysz z odległej Smyrny zaczyna głosić
idee, które szybko dzielą społeczność żydowską. Dla jednych heretyk, dla innych
zbawca już niebawem ma wokół siebie krąg oddanych sobie uczniów, zaś wywołany
przezeń ferment może odmienić bieg historii. Historia Jakuba
Franka w jakiejś mierze okazuje się przecież opowieścią o heretyckim pragnieniu piękna i wyrwania się z rygoru sprofanowanej
codzienności. U podłoża opisywanych przez Tokarczuk narodzin frankizmu tkwi
przecież gnostycka wizja mrocznego świata będącego dziełem kapryśnego demiurga
i Boga, który stworzywszy cierpienie na Ziemi, sam musiał nosić w sobie cząstkę
zła.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Tak,
bieda nie ma ani wiary, ani narodowości”.
„A
sprawa ksiąg to też poniekąd sprawa higieny”.
„Gdyby
ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie, tymczasem żyją w
innych (…)”.
„Bóg
stworzył człowieka z oczami z przodu, a nie z tyłu głowy, co znaczy, że
człowiek ma się zajmować tym, co będzie, a nie tym, co było”.
„Poród,
menstruacja, wojna, bójka, zajazd, napad, pogrom- o tym przypomina krew,
nieustannie będąc w gotowości tuż pod skórą”.
„Grzechy
zapisują się, bowiem na ludzkim ciele jak na pergaminie. Niewiele różni się ten
pergamin u poszczególnych ludzi, a i grzechy są zdumiewająco podobne”.
„Trudno
pilnować przepisów, gdy się jest głodnym”.
„Tajemnica
zła jest jedyną, której Bóg nie każe nam brać na wiarę, lecz przemyśleć”.
„Wolę
raczej grzeszną ludzkość niż świat bez ludzi”.
„Zrozumiałem
wtedy, że życie ludzkie składa się z cierpienia, że to jest właściwa substancja
świata”.
„Świat
wcale nie pochodzi od dobrego Boga. Bóg stworzył to wszystko przez przypadek i
odszedł”.
„Każde
miejsce ma dwie postaci, każde miejsce jest podwójne. To, co wzniosłe, jest
jednocześnie upadłe. To, co miłosierne, jest jednocześnie podłe. W największej
ciemności tkwi iskra najpotężniejszego światła,
i odwrotnie: tam gdzie panuje wszechobecna jasność, nasienie ciemności kryje
się w pestce światła. Mesjasz jest naszym sobowtórem, naszą doskonałą wersją-
tacy bylibyśmy gdyby nie nasz upadek”.
„Dziwne
to zbawienie, którego nie widać”.
„Czymże
jest życie, jak nie tańcem na grobach?”.
„Tak
to jest, że nam nasi rodzice przypominają to, czego w sobie najbardziej nie
lubimy (…)”.
„Mesjasz
więc to ktoś taki, kto nigdy nie przychodzi. Na tym to polega”.
„Grzech
się wzmacnia, gdy się o nim myśli (…)”.
„W
Zoharze mówi się: wszystkie niewiasty na ziemi tkwią w tajemnicy Szechiny”.
„(…)
ludzie mają potężną potrzebę, żeby czuć się lepszymi od innych. Nieważne, kim
są, muszą mieć kogoś, kto byłby gorszy od nich”.
„Czy
da się opisać nasze życie poza faktami, opierając się jeno na tym, co widzimy i
czujemy, na drobnostkach, na uczuciach?”.
„Tak
to jest, że jedna rzecz dwu osobom wydaje się inna. Co innego myśli porzucony i
porzucający. Co innego ten, kto posiada, i ten, kto jest posiadany. Ten, kto
syty, i ten, kto głodny. Bogata córka szlachcica marzy o mopsiku z Paryża, a
biedna córka chłopa- żeby gęś mieć na mięso i pierze”.
„Jak
myślisz, że jesteś zdolny niszczyć, pomyśl i o tym, że jesteś zdolny
odbudować”.
„Są
rzeczy zewnętrzne i wewnętrzne”.
„Dobrze
to jest pomyślane. Dziecko jest matki, a więc i jej męża. To najlepszy
wynalazek ludzkości. W ten sposób tylko kobiety mają dostęp do prawdy, która
podnieca tak wielu”.
„Granice
niezbawionego świata zbudowane są z zakazów”.
„Największą
moc mają jednak nie czyny cielesne, lecz te, które wiążą się ze słowem, świat
bowiem został stworzony ze słowa i jego fundamenty są ze słów”.
„(…)
cztery rzeczy osłabiają człowieka: głód, podróże, post i władza”.
„W
Polsce obce jest zawsze bardziej atrakcyjne niż własne (…)”.
„A
zazwyczaj tak bywa, że gdzie więzi są bardzo mocne, tam jest również szczelina
na bunt”.
„Najlepiej
jest pytać ludzi prostych, niewykształconych- wtedy widzi się cały system
pozbawiony sofistycznych ozdób, wiara zaś chrześcijańska nabyta niedawno
okazuje się tylko cienką warstwą, jak lukier na ciastku”.
„(…)
wyjście z niewoli wymaga tragicznych poświęceń”.
„W
rzeczywistości najbogatsi jesteśmy w momencie swego urodzenia, potem już tylko
tracimy”.
„Nam
się często wydaje, że Polska to my. Ale Polska to i oni. Bo choć ten chłop, coś
to go niedawno wychłostać raczył, nie wie wcale, że i on do Rzeczypospolitej
należy, ani ten Żyd, co ci interesy prowadzi, tego nie wie, a może nawet by się
do tego przyznać nie chciał… to przecież my na jednym wozie jedziemy i o siebie
powinniśmy się troszczyć, nie zaś wyrywać sobie z gęby ochłapy jak jakieś psy
wrogie”.
„Prawdą
jest, że święci ludzie nie mają wieku, rodzą się od razu starzy”.
„Świat
dziecka jest dowodem na to, że nie ma Boga dobrego. Bo jakże mógłby być, skoro
niszczy to, co najdroższe: czyjeś życie”
„(…)
ale jak to bywa z zakazami, kruszeją one z czasem i pod wpływem wielkiej
hojności”.
„Wojna
to jest takie pomieszanie jarmarku i nocnego koszmaru”.
„Napisane
jest, że trzy rzeczy przychodzą, kiedy się o nich nie myśli: Mesjasz, odnalezienie
zguby i skorpion”.
„Jeżeli
maszyna jest w stanie robić to co człowiek, a nawet człowieka przewyższyć, to
kim jest człowiek?!”.
Lekarz Aszer Rubin, żydowski intelektualista w pierwszym
pokoleniu, w latach 50. XVII w., dowiaduje się we Lwowie o wielkim trzęsieniu
ziemi w Lizbonie, które pochłonęło ok. 30 tysięcy ofiar. Katastrofa, do której doszło
w dzień Wszystkich Świętych wstrząsnęła umysłami współczesnych i na nowo
rozpaliła spory o teodyceę, czyli możliwość pogodzenia istnienia dobrego Boga z
empirycznym doświadczeniem zła, cierpienia i śmierci. Wolter, jeden z głównych
ojców rewolucji francuskiej, podjął ten wątek w „Kandydzie”. Jednocześnie
doświadczenie zła jest szczególnie problematyczne właśnie dla kogoś, kto
akceptuje teistyczną przesłankę o istnieniu Boga. Już Epikur postawił pytanie, czy wobec doświadczenia zła
teiści powinni przyjąć, że Bóg nie jest doskonale dobry i nie chce eliminować
zła, czy też, że Bóg nie jest wszechmocny i nie jest w stanie tego uczynić? Ta
nadchodząca z daleka wieść na marginesie monumentalnej powieści Olgi Tokarczuk
pojawia się nie bez przyczyny: frankizm, czyli religijna sekta, której historia
jest jej zasadniczym tematem, to odpowiedź na podłą sytuację Żydów w
Rzeczypospolitej Obojga Narodów - oddzielonych nieprzeniknionym murem od reszty
społeczeństwa, a niekiedy torturowanych, mordowanych i oskarżanych o „mordy rytualne” -
wychylonym w przyszłość utopijnym preoświeceniowym projektem społecznym
zapowiadającym demokratyczne społeczeństwo przyszłości, ale również mistyczną
religią tłumaczącą, dlaczego doświadczamy nieobecności Boga.
W Polsce nazwisko Jakuba Franka
kojarzone jest – niestety - głównie,
jako przypis do biografii Adama Mickiewicza w kontekście sporu o żydowskie pochodzenie jego matki, która jakoby miała być frankistką. W kapitalnym fragmencie pod koniec powieści Olga Tokarczuk robi do tego stosowną
aluzję: schorowany Frank w ostatnich chwilach istnienia I Rzeczypospolitej tłumaczy, że ubiera się po turecku, bo stare podanie głosi,
że „przyjdzie ktoś z matki obcej, kto
kraj naprawi”. Po czym wraz ze zwolennikami intonuje piosenkę do złudzenia
przypominającą fragment „Wielkiej Improwizacji”. Ale Tokarczuk robi wszystko,
by w historii Franka dostrzec obcość, nie podobieństwo. Relacjonuje jego
życiową odyseję - z przystankami w Salonikach, Smyrnie, Rohatynie, Warszawie, Częstochowie, na Morawach
i w Wiedniu cesarzowej Marii Teresy - w całym jej skomplikowaniu, dziwności, a
niekiedy drastyczności.
Wyciągnięta z lamusa historii przez książkę Olgi Tokarczuk postać
Jakuba Franka to jeden z najbardziej niezwykłych fenomenów polskiej historii -
a raczej jej heterodoksyjnej wersji. A jednak pozornie egzotyczna postać
Franka i losy idei, którą stworzył, są o wiele ściślej związane z oficjalną
historią polskiej kultury - z Mickiewiczem i Krasińskim, jako jej głównymi
aktorami - niż mogłoby się wydawać. Konsekwencje fermentu, który wzniecił
żydowski „mesjasz” ponad 250 lat temu, możemy obserwować nawet
dzisiaj. Kim był Jakub Frank? Twórcą jednej z najbardziej niezwykłych herezji w dziejach świata? Mesjaszem? Wcielonym
bogiem? Czy raczej - jak chce Adam Lipszyc – „wcieleniem hucpy"? Jako
charyzmatyczny przywódca Frank pociągnął za sobą rzeszę Żydów z Podola, dla
których był oczekiwanym „mesjaszem”. Doprowadził do jednej z największych fal
konwersji w dziejach Polski, ale stworzył też wyłom w historii judaizmu. A może
był raczej nihilistą, który dla osiągnięcia swoich celów gotów był podeptać
zasady swojej religii, a nawet rzucić największe oszczerstwo przeciwko własnemu
narodowi, cynicznie narażając go na prześladowania. A więc kim był Jakub Frank?
Katolicyzm nigdy nie był dla Franka
celem samym w sobie, ale jedynie częścią duchowej drogi zainspirowanej przez
XVII-wiecznego żydowskiego heretyka Sabataja Cwiego, w myśl, której odrzucenie
Talmudu i konwersja (najpierw na islam, potem na katolicyzm) miały prowadzić do
wewnętrznej przemiany, a w konsekwencji - do uwolnienia tkwiącej w świecie
boskości. Frank w momencie przybycia do Polski dopiero uczył się języka
polskiego (wcześniej posługiwał się typowym dla Żydów sefardyjskich ladino),
frankiści, dążąc do realizacji swego planu wyjścia ze sztetla do świata,
prowadzili ostrą walkę z żydowskimi ortodoksami, uciekając się nawet do
wykorzystania „legend o krwi”, a sam Jakub od pewnego momentu uważał się za
autentycznego „Mesjasza”.
Jednym
z najbardziej bulwersujących - i brzemiennych w konsekwencje - momentów na drodze Jakuba Franka do Ezawa były wydarzenia, do
jakich doszło podczas tzw. dysputy kamienieckiej, czyli publicznego sporu, do
jakiego doszło między zwolennikami judaistycznej ortodoksji a mesjanistami z
sekty Franka w 1757 r. w Kamieńcu Podolskim. To wtedy Sabbatajczycy (przyszli
frankiści, zwani też przy tej okazji kontratalmudystami) po raz pierwszy
publicznie oskarżyli ortodoksów o „mord rytualny”. W wydanej już po dyspucie broszurce wyliczyli szczegółowo, w
jakie święta rabini nakazują używać krwi chrześcijańskiej, w jakie hańbić
hostię i święte obrazy. Ujawnieni Sabbatajczycy byli zdecydowani na wszystko,
byle tylko rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść - konkluduje Jan Doktór. I byli
bliscy zwycięstwa. „Decyzja sądu, by przedstawić sejmowi do rozważenia, czy
należy w ogóle w Rzeczpospolitej tolerować talmudystów, których nauka obraża
wiarę i władzę, brzmiała niemal jak podzwonne dla rabinicznego judaizmu w
Polsce" - pisze Doktór. Na rynku kamienieckim płonął Talmud i tylko
rychła śmierć protektora Sabbatajczyków biskupa Dembowskiego zatrzymała falę
prześladowań ortodoksów. Kwestia mordu rytualnego powróciła podczas Dysputy
lwowskiej w 1759 roku, w jej wyniku doszło do chrztu zwolenników Franka i
protekcja Kościoła. Ceną za to zwycięstwo było cyniczne oskarżenie współbraci o
„mord rytualny” i narażenie ich na realne prześladowania. Frankiści na zawsze
opuścili łono judaizmu - powrotu nie było, wszystkie mosty za sobą spalili.
Frank
przybywa (wraca!) do Polski pod koniec 1755 roku namówiony do tego przez
sabbatajczyków z Podola, gdzie ruch mesjanistyczny był szczególnie silny - w
swoim apogeum związanym z objawieniem się Sabataja Cwi w poł. XVII w. wielu
Żydów porzucało swoje zajęcia. Pisano o nich, że całymi dniami siedzieli w bożnicach śpiewając pieśni na cześć
Zbawcy. Frank mógł więc tu liczyć na wielu zwolenników, a możliwe, że od
początku wierzył, że odegra tu rolę mesjasza lub chociaż Pseudo-Sabbataja. Podobno
w Smyrnie kilkakrotnie słyszy głosy, wzywające go do udania się do Polski i
pociągnięcia tam ludzi do wiary chrześcijańskiej [chodzi o Żydów]. Potem powie też, że do Polski wezwał go sam Jezus (zresztą po
przybyciu do Polski za Jezusa Parakleta zaczął się uważać). Frank
uważał, że aby mogły się spełnić losy świata lud Izraela musi wstąpić na nową
drogę, którą nazywał „chodem do Ezawa”. Biblijny Ezaw był bratem Jakuba (Gen
33: 14). Jakub obiecał odwiedzić brata w Seir, ale Pismo nie wspomina nic o
tym, żeby do niego dotarł. Droga była zbyt trudna. Według Franka - jak tłumaczy
Gershom Scholem - teraz nadszedł czas, żeby wejść na tę drogę. Miała ona prowadzić
do „prawdziwego życia" - centralnej idei, która w systemie Franka nierozerwalnie wiąże się z wolnością i wyzwoleniem z wszelkich doczesnych zasad. Według
Scholema, była to też droga do konsekwentnej religijnej anarchii. Ezaw (a także
Edom - synonim Rzymu i chrześcijaństwa) - według tego badacza - to w systemie Franka nieujarzmiony
strumień życia, będący wyzwoleniem spod ograniczeń wszelkiego prawa. Jedną
z głównych zasad głoszonych przez Franka było wszak zanegowanie obowiązującego
prawa, z Prawem Tory na czele, a część jego działalności polegała na jawnym deptaniu tradycyjnego
talmudycznego prawa (halachy). Przejaw takiego nieskrępowanego żadnym prawem
życia można zobaczyć w swobodzie seksualnej, jaką wyznawali członkowie sekty
Franka, a także w słynnym antynomistycznym obrzędzie w Lanckoronie, od którego
zaczyna się triumfalny pochód frankizmu przez Polskę. Podczas obrzędu wyznawcy
Franka zebrani w prywatnym domu tańczyli wokół nagiej kobiety, która - według
jednej z interpretacji - zastępowała Torę.
W ramach katolickiej ortodoksji nie
mieściła się też etyka seksualna i ekonomiczna grupy przypominającej hipisowską wspólnotę ciał i własności. „Im dalej w las” tym bardziej w sekcie brał górę syndrom
„oblężonej twierdzy”, tym więcej było w niej przemocy seksualnej i samej
seksualnej rozwiązłości, tym mocniejsze stawały się skłonności dyktatorskie
Franka, a on sam coraz bardziej przypominał szalonego guru. Pokazując wspólnotę
religijną w momencie jej powstawania, Olga Tokarczuk nie pozostawia nam
złudzeń: nie ma religii bez przemocy. Krążyła plotka, że frankiści to
odradzająca się na nowo sekta adamitów[1].
Autorka umiejętnie ukazuje
czytelnikom ukrytą prawdę - to wielka dziejowa nieświadomość, w której zawiera
się stłumiony gniew i rozpacz, w której dominuje wieczne niezadowolenie ze świata i jego porządków jest
motorem dziejowych rozgrywek. Bohaterowie w książce Tokarczuk nieustannie
kontestują stworzenie, tropią jego absurd i bezsens. Wątpią. Nie godzą się.
Stawiają pytania. Buntują. Ta stłumiona totalna alternatywa od czasu do czasu
wyrywa się na światło dzienne i nęka bohaterów „Ksiąg Jakubowych”. Alfred
North Whitehead angielski filozof, matematyk i fizyk mówił, że religia
to najgłębszy rodzaj lojalności wobec świata. Herezja zaś to najgłębszy rodzaj
kontestacji. Każda herezja niesie ze sobą jakąś ideę zmiany świata. W herezji
nie jest niebezpieczne to, że Boga rozumie się w jakiś inny sposób; jej niebezpieczeństwo właściwie nie ma nic wspólnego z
teologią. Chodzi raczej o to, że zmiana postrzegania porządku religijnego jest
jednocześnie zakwestionowaniem całego ludzkiego porządku, podważaniem
oczywistości obowiązujących praw, dlatego tak często prowadzi do rebelii. Herezja
frankistowska była głęboko umiejscowiona w tradycji żydowskiego gnostycyzmu,
lecz nieobce były jej także elementy chrześcijańskie. Gnoza jest starsza niż
chrześcijaństwo i być może wykracza także poza judaizm. To specyficzny stan
religijnego umysłu, który z gruntu podważa dobre samopoczucie człowieka w
świecie, ukazuje świat, jako wrogi i nieludzki lub - w najlepszym przypadku -
obojętny. Gnostycyzm to mocny, mroczny akord, który towarzyszy w dziejach
jasnym i pogodnym trelom oficjalnych religii, w których Bóg jest dobry i
wynagradza dobre uczynki. Umysł heterodoksyjny to umysł niespokojny i
poszukujący, przypominający umysł neurotyka.
Olga Tokarczuk napisała „rasową”
powieść historyczną, zacierając granice między historycznymi źródłami: listami,
dokumentami, pamiętnikami a zmyśleniem. W tym wielogłosowym montażu
ucieleśnione zostają większe i mniejsze postaci historyczne epoki - biskupi
upatrujący w konwersji Jakuba Franka polityczny interes, potężna protektorka Franka
Katarzyna Kossakowska, jej krewny, sturczony szlachcic i późniejszy sekretarz
króla Stanisława Antoni Moliwda, konfesyjna poetka Elżbieta Drużbacka czy autor
pierwszej polskiej encyklopedii ksiądz Benedykt Chmielowski. Uprzywilejowaną
pozycję w tym narracyjnym wielogłosie mają przyboczny Franka Nachman z Buska,
którego zabarwiona homoerotycznie miłość do przywódcy owocuje pełną empatii
perspektywą, oraz Jenta, babka Franka, która za sprawą tajemniczego amuletu nie
umiera do końca i patrzy z góry na ludzkie sprawy, a zarazem dostarcza
przejmującego holocaustowego epilogu całej historii.
Tokarczuk pokazuje Kresy
Rzeczpospolitej zupełnie z innej strony niż kiedyś przedstawił je Sienkiewicz,
u którego wszyscy bohaterowie mówią po polsku, u Tokarczuk jest scena, gdy
jedna z bohaterek zjawia się na targu rohatyńskim, szuka pomocy, próbuje kogoś
zapytać i widzi, że nie jest rozumiana. Krzyczy wtedy z taką wściekłością: „Czy ktoś tu mówi po polsku”? Niby to jedno królestwo, ta sama
Rzeczypospolita, ale tutaj na Podolu jakaś zupełnie inna niż w Wielkopolsce. Tu
dziko, twarze obce, egzotyczne, ubiory komiczne, jakieś strzępiące się sukmany,
jakieś czapy futrzane i turbany, bose stopy. Obraz baroku, który wyłania
się z „Ksiąg Jakubowych”, jest barwny
i niepokojący. Inaczej niż u opowiadającego o tych samych czasach Sienkiewicza
nie ma żadnego narodu polskiego, lecz jedynie prowadzący swe wielkie gry
arystokraci i biskupi. Lud żyje w niewolniczym upodleniu a antysemityzm prowadzi do pogromów. Jasna Góra kilka
lat po zakończeniu akcji „Potopu” staje się na skutek uwięzienia tu Franka
sercem herezji, a słynna ikona Matki Boskiej nagle okazuje się kabalistycznym
symbolem. Biskup Sołtyk - nałogowy karciarz, któremu narastają długi, wzywa
Boga, żeby go uchronił przed skandalem. Domaga się współdziałania, wszak on i
Bóg walczą w jednej drużynie. Zastawił insygnia biskupie, by spłacić długi u
Żydów żytomierskich. Biskup, jako że gotówki z kart nie odzyskał, miał zamiar
te insygnia w jakiś sposób odebrać. Dlatego był gotów zrobić wszystko, by
insygnia znowu wróciły do domu biskupiego. Albo naśle na nich zbrojnych albo
oskarży ich o „mord rytualny”. Polska tamtego okresu to kraj, gdzie wolność
religijna i nienawiść religijna w równym się stopniu spotykały. Z jednej strony
Żydzi mogli tu praktykować swoją religię jak chcieli, mieli swoje swobody i
własne sądownictwo. Z drugiej zaś nienawiść do nich była tak wielka, że samo
słowo „Żyd” było w poniewierce i dobrzy chrześcijanie używali go, jako
przekleństwa.
Największym osiągnięcie Olgi
Tokarczuk polega na tym, że inaczej niż Sienkiewicz opisała Historię, którą
tworzą małe wydarzenia, pojedyncze ludzkie czasy, ludzkie ciała, ich
przemijanie, ich choroby, ich miłości. Historię tworzy życie codzienne,
przedmioty, czynności, o których już niewiele wiemy, bo ta wielka Historia tego
po prostu nie zapisuje. Ale to jest przecież istotą życia. W swojej powieści autorka
porusza właściwie wszelkie możliwe kwestie społeczne: klasową, kobiecą,
homoseksualności, oczywiście antysemityzmu… Ale pojawia też antykoncepcja,
wegetarianizm, niskie czytelnictwo w Polsce, fatalne drogi, a nawet – uwaga! –
kwestia plagiatu. Trudno by było pominąć w tej opowieści kwestię niewolnictwa
chłopów, pańszczyzna była tak wszechobecna, że wydawała się naturalna i przyrodzona.
W
całej książce, rozwija się mroczna refleksja: świat jest zły, nieprzewidywalny,
człowiek jest weń wrzucony. Bóg jest albo idiotą albo jakimś złym demiurgiem,
który bawi się światem. Z tej przestrzeni Bóg zniknął. Słowo „znikać” pochodzi
od rdzenia „elem”, a miejsce zniknięcia nazywa się „olam”- świat. Więc nawet w
nazwie świata mieści się historia zniknięcia Boga. Świat mógł powstać tylko, dlatego, że Bóg go
opuścił. Świat jest jego brakiem. „Księgi Jakubowe” to nie tylko
powieść o przeszłości. Można ją czytać również jako refleksyjne, momentami mistyczne
dzieło o samej historii, jej zakrętach i trybach, które decydują o losach całych narodów. To właśnie w połowie XVIII wieku, u progu Oświecenia i
przed rozbiorami, wybitna pisarka poszukuje odpowiedzi na pytania o dzisiejszy
kształt naszej części Europy. Można pokusić się o stwierdzenie, że człowiek jest jedynie wypadkową warunków, w których przyszło
mu żyć, że scena historii znajduje się w systemach społecznych, które wiążą nas
wszystkich i które znajdują się w „królestwie konieczności”. Jesteśmy aktorami
na scenie historii, marionetkami poruszanymi przez nitki determinizmu
historycznego.
[1]
Adamici, miała to być sekta, powstała w II w. na łonie gnostycyzmu, ale jej
oddzielne istnienie nie jest dostatecznie udowodnione. Jako założyciela tej
sekty wymieniają Prodikusa, syna Karpokratesa, w r. 120, i że ich nazwa
pochodziła od pierwszego ojca rodu ludzkiego dla tego, że słuchali oni
nabożeństwa nago, a wedle innych dla tego, że Adama czcili, jako jednego z
eonów (ob. Eon). Najstraszniejsza rozpusta była u nich uprawniona.