25 czerwca 2022

Król szczurów

 

„Król szczurów”

James Clavell

 




Autor/ właśc. Charles Edmund Dumaresq Clavell (ur. 10 października 1921, zm. 7 września 1994) – pisarz, scenarzysta, reżyser, weteran II wojny światowej. Najbardziej znany ze swojej serii powieści osadzonych w realiach azjatyckich i ich filmowych adaptacji. Urodził się w Australii, później przyjął obywatelstwo amerykańskie.

Tłumaczenie/ Małgorzata i Andrzej Grabowscy

Tytuł oryginału/ en-us „King Rat”

Tematyka/ Książka ta jest wyjątkowa. Nie tylko, dlatego że jest oparta na faktach z życia autora, który sam był więźniem w obozie jenieckim Changi w Singapurze - fakt ten przydaje jej realizmu i wiarygodności; także, dlatego że jest to doskonałe studium postaci postawionych w sytuacjach granicznych, studium ich charakterów, moralności i światopoglądu. To mistrzowski wręcz obraz psychiki ludzi, których egzystencja została zredukowana do prymitywnej i bezpardonowej walki o przetrwanie, błyskotliwa analiza tego wszystkiego, co dzieje się w duszy zmaltretowanych psychicznie i fizycznie jeńców.

Główny motyw/ W 1941 roku, 17-letni James Clavell, został wysłany na wojnę do Malezji. Przez wiele miesięcy ukrywał się w tropikalnej dżungli, żył w malezyjskiej wiosce. Schwytany jednak przez Japończyków trafił do obozu jenieckiego Changi w pobliżu Singapuru. Ze 150 tysięcy więźniów, którzy tu trafili, przeżyło zaledwie 10 tysięcy. Pozostałych wykończyły głód i tropikalne choroby. Clavell przeżył. I właśnie to obozowe doświadczenie stało się kanwą jego debiutanckiej powieści – „Króla szczurów”. To książka o zachowaniu człowieka w sytuacji ekstremalnej. Ale nawet w piekle można być człowiekiem wolnym i zachować resztki godności – jak dwuznaczny moralnie amerykański kapral, nazywany przez współwięźniów Królem, albo jak kapitan Marlowe, literackie alter ego pisarza.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ludzie ci byli na dodatek przestępcami. Popełnili ciężką zbrodnię. Przegrali wojnę. I mimo przegranej żyli”.

„Changi było dla swoich mieszkańców więcej niż więzieniem. Changi było dla nich Genesis, miejscem, gdzie wszystko zaczyna się od nowa”.

„Kiedy ma się wroga, mądrze jest znać jego zwyczaje (…)”.

„Żyć znaczyło cierpieć”.

„Prawda, że to dziwne, jak wiele różnych rzeczy może oznaczać jedno słowo”.

„Na tym świecie trzeba kierować się wyczuciem”.

„(…) załatwiający się w kucki nagi mężczyzna jest najbrzydszym stworzeniem pod słońcem, a być może także najbardziej godnym litości”.

„Dzięki Bogu, że istnieje coś takiego jak zysk! Gość, który wymyślił interesy, był geniuszem”.

„Kiedyś, dawno temu, pewien mądry guru rzekł, że jest kilka rodzajów pokarmu. Jest pożywienie dla żołądka, dla oczu i dla ducha”.

„Poza tym wszystko było takie samo. Miłość, nienawiść, choroba i słowa, których mężczyzna używał wobec mężczyzny lub kobiety. Ważne rzeczy zawsze są do siebie podobne”.

„Jakie to piękne nazywać miłość przebywaniem >blisko Boga<”.

„(…) to żaden wstyd być człowiekiem i mieć ludzkie potrzeby”.

„W naszych czasach, mój chłopcze, nieprzyjemności wynikają z faktu, że się żyje”.

„Każdy żart ma swoje granice”.

„Żałosny byłby ten świat, gdyby każdy tłumaczył w ten sposób swoje czyny. Istnieje coś takiego jak moralność”.

„Król szczurów” to pół autobiograficzna powieść James’a Clavella osadzona w japońskim obozie karnym Changi w Singapurze w ostatnich dniach II wojny światowej. W powieści młody Brytyjczyk porucznik lotnictwa RAF-u Peter Marlowe zaprzyjaźnia się z przedsiębiorczym kapralem Amerykaninem George’m Segalem, który poprzez nielegalny handel na terenie jenieckiego obozu, zyskał miano „Króla” tego miejsca. Kapral zajmował się czarnorynkowym handlem z więźniami, strażnikami czy miejscową ludnością, czym szybko zdobył sobie uprzywilejowaną pozycję. Wokół jego pryczy było więcej miejsca, nigdy nie głodował, posiadał swoich sługusów. Ponieważ był tak skuteczny w wykorzystywaniu wszelkich możliwości, „Król” miał wszystko, czego potrzebował. Niezliczoną ilość jajek, wysokiej marki nieprzebraną liczbę  papierosów, co najmniej jeden zestaw czystych i reprezentacyjnych ubrań, a także pieniądze, którymi płacił za nietykalność. „Król” obnosił się swoim „bogactwem i mocą”. Na niewielkim obszarze wyznaczonym przez Japończyków, zostało zgromadzonych setki ludzi. Od zwykłych żołnierzy szeregowych, po oficerów niższej i wyższej rangi. Arystokratyczni Brytyjczycy, egalitarni Amerykanie, plebejscy Australijczycy oraz różnej maści wariaci z Nowej Zelandii, oni wszyscy razem tworzyli kilkutysięczną armię jeńców. Niewielkie racje żywnościowe, strach przed chorobami i śmiercią głodową sprawiały, że każdy osadzony próbował za wszelką cenę przeżyć w tym obozowym koszmarze. Ciągła walka o przetrwanie w anormalnej rzeczywistości sprawiała, że ludzie żyli jak zaszczute zwierzęta. Jedyną osobą, która potrafiła przystosować się do życia w tych warunkach, był kapral „Król”. Peter Marlowe miał jeden atut – umiał posługiwać się lokalnym językiem malajskim. To zwróciło uwagę kaprala „Króla”. Początkowo Marlowe był mu potrzebny tylko, jako tłumacz, jednak szybko stali się przyjaciółmi i byli gotowi do wzajemnych poświęceń.

Tak było w całym Changi. Jedzono w grupach i w grupach sobie nawzajem ufano. Po dwóch, po trzech, rzadko czterech. W pojedynkę nikt nie dałby rady ze znalezieniem czegoś, co by nadawało się do zjedzenia, ze zorganizowaniem ognia, ugotowaniem i zjedzeniem tego, co się znalazło. Idealną grupę stanowiło trzech ludzi. Jeden do szukania, jeden do pilnowania zdobyczy i jeden w rezerwie. Jeśli rezerwowy nie był chory, on również szukał czegoś albo pilnował. Wszystko dzielono na trzy. Jeżeli ktoś miał jajko, ukradł orzech kokosowy, znalazł banana podczas robót poza obozem albo coś gdzieś wyprosił, wszystko to należało do grupy. Zasada była prosta jak każde prawo natury. Utrzymać się przy życiu można było tylko wspólnym wysiłkiem. Ukrycie czegoś przed grupą oznaczało śmierć, bo wiadomość, że kogoś z niej wydalono, szybko się rozchodziła. A przeżyć w pojedynkę było nie sposób. Mówienie od czasu do czasu do samego siebie było w obozie rzeczą normalną. Lekarze wciąż powtarzali, że lepiej wyrzucić z siebie, co komu leży na sercu, niż milczeć dławiąc się myślami, bo to kończyło się obłędem. Ale „Król” nie należał do żadnej grupy. Był samowystarczalny. Jego łóżko w baraku stało w najlepszym kącie, pod oknem, tak że docierał tam powiew wiatru.

 Choć zamknięcie w zatłoczonych, prymitywnych tropikalnych kwaterach było nieprzyjemne, to jednak brak lekarstw i jedzenia powodował największe cierpienie wśród więźniów. Choroby, którym można było zapobiec lub je z łatwością wyleczyć bez podstawowych leków oraz lepszego odżywiania powodowały kalectwo, ból i śmierć. Porcje składające się głównie z ryżu były ściśle mierzone, aby jakoś utrzymać ludzi przy życiu, zdarzało się czasami, że racje żywnościowe były zmniejszane - tak Japończycy wymierzali kary jeńcom. Nabywanie i ochrona dodatkowych produktów spożywczych, takich jak jaja kur, wymagało utworzenia specjalnych „jednostek", grup składających się z około trzech mężczyzn, którzy pilnowali kurników zgodnie ze ścisłym kodeksem lojalności. Właśnie dlatego kur strzegli dniem i nocą oficerowie. Właśnie dlatego tak ciężkim przestępstwem było tknąć choćby palcem kurę będącą cudzą własnością albo należącą do obozu. Żołnierza, którego kiedyś przyłapano z uduszoną kurą w ręku, zatłuczono na śmierć. Władze obozu uznały to zabójstwo za uzasadnione. Nawet kury „Króla” były nietykalne i strzeżono ich na równi z innymi. Było ich siedem. Siedem kur, w porównaniu z innymi, tłustych i olbrzymich. Na wybiegu stał również kogut, duma obozu. Nazywał się Karmazyn. Z jego nasienia wyrastali dorodni synowie i córki, a każdy mógł go mieć na rozpłodowca, za opłatą w postaci jednego, wybranego kurczęcia.

Kapral „Król” był typowym człowiekiem interesu - kapitalistą. Jego działalność nierzadko kłóciła się z etyką, moralnością, czym on sam niespecjalnie się przejmował. W cywilu był nikim, człowiekiem który miał tylko wielkie ambicje. Wierzył, że każdego da się kupić, a potem można ludzi używać i nadużywać do woli. Mawiał, że ludzie dzielą się na elitę i resztę. W swoim wyobrażeniu siebie uważał, że należy do elity. Nie chciał, żeby ktoś nim pomiatał. Swoje kompleksy zaczął leczyć, kiedy trafił do obozu Changi. Wcześniej miał miano „szczeniaka” zależnego od ojca, który czasem był kelnerem, raz pomagierem na stacji benzynowej, innym razem roznosił książki telefoniczne, a kiedy indziej wywoził śmieci albo rozdawał ulotki reklamowe. A wszystko po to, żeby zarobić na butelkę. Potem trzeba było po nim sprzątać. Po drugiej stronie konfliktu był porucznik Robin Grey. Mężczyzna  był zwolennikiem tego, aby dzielić wszystko po równo, jak w socjalizmie. Brzydził się krętactwem, oszustwem i kombinatorstwem. Pochodził z rodziny robotniczej, uczciwie, ciężką pracą zarabiającej na życie. Tu pojawia się spór i nienawiść do „Króla”. Ale Grey nie był osamotniony w swojej wrogości. Całe Changi nienawidziło „Króla”. Nienawidzono go za muskularne ciało, za niezmącony blask niebieskich oczu. W tym dogorywającym świecie półżywych nie było ludzi otyłych, dobrze zbudowanych, zadbanych, zaokrąglonych, gładko ogolonych, zgrabnych czy masywnych. Były tylko twarze, zdominowane przez oczy i wynędzniałe tułowia – skóra okrywające ścięgna, a ścięgna kości. Ludzie różnili się między sobą tylko wiekiem, twarzą i wzrostem. I w całym tym świecie jedynie „Król” jadł jak człowiek, palił jak człowiek, sypiał jak człowiek, śnił jak człowiek i wyglądał jak człowiek. 


Najbardziej udanym pomysłem „Króla” na biznes było założenie farmy szczurów. Więźniowie zaczęli hodować szczury, aby sprzedawać ich mięso oficerom, twierdząc, że jest to kanczyl jawajski, który przez tubylców znany był także pod nazwą myszojeleń rusa ticus. Było to małe zwierzątko, miało ze dwadzieścia centymetrów wzrostu i ważyło niewiele ponad kilogram. Było mniej więcej rozmiarów szczura, ulubiony przysmak tubylców. Tylko oficerów było stać na takie mięso. Zamiast towaru dla mas, luksus dla wybranych. O hodowli szczurów opowiedział im major lotnictwa Vexley, który prowadził w obozie kursy językowe, plastyczne i inżynieryjne, gdyż wśród tylu tysięcy ludzi na wyspie, było przynajmniej po jednym specjaliście w każdej z tych dziedzin. Pierwszy złapany szczur nazwany został Adam a pierwsza złapana samiczka otrzymała imię Ewa. Niezbędnym warunkiem powodzenia hodowli było zachowanie jej w tajemnicy.

Niedaleko wybiegu dla kur, należącej do jednej z grup, zebrał się tłum gniewnych, gotowych do wszystkiego mężczyzn. Był też tam porucznik Grey, pułkownik Foster oraz Johnny Hawkins, który tulił opiekuńczo do piersi swojego psa. Wyglądało na to, że pies Hawkinsa wpadł do kojca pewnego Irlandczyka i zagryzł mu kurę. Hawkins od samego początku przebywania w obozie miał przy sobie psa Pirata. Nikt nie miał pojęcia jak on dawał radę wyżywić siebie i tego psiaka. Za takie morderstwo musiał zapaść tylko jeden wyrok - zabicie psa. Tego samego dnia „Król” zaprosił swoich kumpli do więziennej celi na uczczenie jego urodzin. Wynajął celę, żeby nikt im nie przeszkadzał. Była to wymarzona kryjówka. Współwięźniowie zastali „Króla” w celi kiedy wsypywał do wody niemal całą, kilogramową torbę fasolki. Następnie dołożył szczyptę soli i dwie czubate łyżki cukru. W celi zrobiło się cicho jak makiem zasiał. „Król” był zachwycony wrażeniem, jakie zrobiła na nich jego niespodzianka. Na maszynce woda wrzała łagodnie wynosząc na powierzchnię delikatne, sierpowato zakrzywione ziarna, które umykały potem kaskadą w głąb płynu. Od kipiącej powierzchni odrywał się obłoczek pary, przynosząc ze sobą intensywny zapach mięsa. „Król” nachylał się i wrzucał do środka garść malajskich ziół, czosnek oraz owoce melonowca. Goście zaproszeni na urodzinowy obiad już dawno zapomnieli, jak wygląda mięso. Zaczęto uszczelniać szmatami drzwi i okna, wystarczy, że ludzie poczuliby zapach gotowanego gulaszu a rozerwaliby ich na strzępy. Nie do wiary, pytali, skąd „Król” wykombinował taki kawał wieprzowiny? „Król” z uśmiechem na twarzy odpowiedział, że to nie wieprzowina tylko Pirat pies Hawkinsa. Marlowe, Mac, Larkin i Tex przykucnęli pod ścianą ze wzrokiem utkwionym w garnek. Nie mogli uwierzyć. „Król” dalej mówił o zaletach psiego mięsa. Że w życiu nie widział czyściej utrzymanego psa. Mięso to mięso, proste jak drut. Nic złego w tym, że to pies. Chińczycy jadali je od zawsze i nadal jedzą. To dla nich przysmak. Marlowe z nutą obrzydzenia w głosie odpowiedział, że czuje się jak kanibal. Że nie chce jeść Pirata, którego jeszcze rano głaskał po głowie. A do tego nie będzie mógł spojrzeć Hawkinsowi w oczy. Marlowe pochodził z czysto wojskowej angielskiej rodziny. On prawie nic nie wiedział o handlu i biznesie; jego życie kręciło się wokół obowiązku i honoru. Tym bardziej nie wyobrażał sobie tego, że mógłby zjeść psa swojego kolegi. Tu dochodzimy do rozmowy jaka wywiązała się między jeńcami w sprawie paradoksu karnizmu. Kochamy psy i jemy świnie - i nie wiemy dlaczego. Większość z nich nigdy się nie zastanawiała, dlaczego jedne zwierzęta zjadali, a innych nie.  Przez całe życie nie zadawali sobie pytania, dlaczego ciało krowy uważali za smaczne, a ciała psa by nie tknęli albo dlaczego czują więź z kotem, którego mieli w domu, ale nie ze świnią czy z kurą, które trafiły na ich talerz. Mimo to większość z nich na pewnym poziomie zdawała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie ma wielkiej różnicy między psem i krową czy kotem i świnią. Dopiero w obozowej celi na urodzinach „Króla” ich serca otworzyły się na pytanie dlaczego jedne zwierzęta zjadają, a inne kochają?

W książce „Król szczurów” istnieje też silny wątek sytuacyjnego homoseksualizmu. James Clavell realistycznie opowiedział historię dwóch zniewieściałych więźniów: „aktora" Seana i pielęgniarza Stevena. Przedstawia ich jako ofiary, mężczyźni zatracają swoją seksualność, aby przetrwać w trudnych obozowych warunkach. O to właśnie istotnie  chodzi w powieści: o przetrwanie. Japończycy byli znani z brutalizmu, w ich obozach nie istniało humanitarne obchodzenie się z jeńcami wojennymi, nie respektowano Konwencji genewskiej, która zwiększała zakres ochrony rannych i chorych żołnierzy, i chociaż Changi był historycznie jednym z łagodniejszych obozów jenieckich, było to miejsce brutalne, prawie dzikie. Bohaterowie skutecznie przestają być ludźmi: stają się zwierzętami symbolizowanymi przez szczury, które „Król" hoduje i sprzedaje jako żywność.

 Warto dodać kilka słów o samym autorze książki „Król szczurów”. Kiedy wybuchła II wojna światowa, James Clavell był w Malezji. W jednej z bitew został ranny, przez pewien czas 18-letni żołnierz zdołał ukryć się przed japońskimi żołnierzami w lokalnej wiosce. Ale w końcu został schwytany i wysłany najpierw do więzienia na wyspie Jawa, a następnie do piekielnego obozu Changi niedaleko Singapuru, gdzie był do końca wojny. Później pisarz James Clavell powiedział, że żyjąc w obozie jenieckim, gdzie tylko jeden na piętnastu doświadczał tortur, chorób i głodu, pomogło mu przekonanie, że dana osoba jest silniejsza niż okoliczności i środowisko, w którym jest. Jego ból i wrażenia związane z doświadczeniem, którego autor nigdy publicznie nie podzielił, przeniosły je właśnie do powieści „Król szczurów". Po zwolnieniu z niewoli, Clavell wrócił do Anglii, mając w tym czasie tytuł kapitana. Kariera wojskowa Jamesa zakończyła się po niefortunnym wypadku na motocyklu, który na zawsze pozostawił go ułomnym. Powieść „Król szczurów” została zaczerpnięta z własnych doświadczeń autora. James Clavell, w tej powieści, autentycznie  przedstawia ludzką kondycję bez retuszu, pozostawia nagie namiętności i najbardziej elementarne potrzeby przetrwania człowieka. Autor pokazał, że nawet różnice w korzeniach między Wschodem a Zachodem mogą zniknąć w obliczu siły podboju człowieka, który stara się ustanowić swoje własne, osobiste imperium.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz