„Błoto”
Hillary Jordan
Autorka/ Hillary Jordan urodziła się w Dallas w
Teksasie, mieszka w Nowym Jorku. Jest absolwentką Uniwersytetu Columbia, gdzie
studiowała kreatywne pisanie. W 2008 roku zadebiutowała powieścią „Błoto”,
która od razu przyniosła jej popularność i literackie nagrody.
Tłumaczenie/ Adriana Sokołowska- Ostapko
Tytuł oryginału/ en-us „Mudbound”
Tematyka/ „Błoto" to książka o przyjaźni, ale
przede wszystkim - o braku tolerancji i niezrozumieniu. Hillary Jordan
pokazuje, że bez względu na kolor skóry czy wyznanie wszyscy jesteśmy tacy
sami. Może to banalne i mało odkrywcze, ale w jej wydaniu działa jak terapia
szokowa. Wszyscy bohaterowie „Błota" są nieszczęśliwi. I od pierwszych
stron, w których dwaj bracia kopią grób dla zmarłego ojca, wiadomo już, że to
nie jest książka, która ma czytelnika podnieść na duchu.
Główny motyw/ „Błoto" rozgrywa się w Missisipi
przed II wojną światową, w jej trakcie i po zakończeniu. Laura jest
nieszczęśliwa, bo wyszła za Henry'ego. Henry też, bo sprowadził swoją rodzinę
na farmę, która miała być rajem, a okazała się ulepionym z błota koszmarem.
Jamie - brat Henry'ego - pije, bo choć na wojnie był bohaterem, tutaj nie
potrafi sobie poradzić z rzeczywistością. Czarnoskóry Ronsel tęskni za wojną.
Tam był wybawicielem, tutaj znowu musi wychodzić tylnymi drzwiami „dla
kolorowych". Laura wzdycha do Jamiego, który wzdycha do butelki.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Początki to momenty trudne do uchwycenia. Czasami myślimy, że udało nam
się do nich dotrzeć, ale wtedy wystarczy spojrzeć wstecz i widzi się jeszcze
wcześniejszy początek. Nawet jeśli zaczynamy tak: >Rozdział pierwszy
Narodziny<, pozostaje kwestia przodków, skutku i przyczyny”.
„Początek historii zależy chyba od tego, kto ją opowiada. Ale nawet jeśli
różni ludzie zaczynają w różnych miejscach, opowieść i tak kończy się tym
samym”.
„Prawda jednak nie wygląda tak prosto. Śmierć może i jest nieunikniona, ale
miłość – nie jest. W miłości chodzi o wybór”.
„Gdyby objawił się nam sam Jezus Chrystus, ale nie miał przy sobie dyplomu,
nie znalazłby przychylności w oczach taty”.
„(…) żyjemy w świecie, w którym nie można liczyć, iż człowiek, z którym
siedziało się przy stole i przełamywało chlebem, dotrzyma słowa”.
„Matki potrzebują słów pocieszenia. Są dla nich tak samo ważne jak leki,
czasami nawet ważniejsze”.
„Na tym świecie pełno jest białych niespełna rozumu”.
„To niewyobrażalny luksus, gdy nie musimy zmagać się z pytaniami
>Czy?< lub >dlaczego?< i gdy nie leżymy w środku nocy,
zastanawiając się, co by było, gdyby”.
„Wiele zła na tym świecie zdaje się słodkie jak miód”.
„To ja byłam winna temu, że zakochałam się w wytworze wyobraźni”.
„To, czego nie możemy wypowiedzieć na głos, mówimy w milczeniu”.
„Na tym polega miłość: dajemy to, co możemy, przyjmując to, co musimy”.
„Jednak żeby ta historia skończyła się inaczej, musiałbym przezwyciężyć
tyle trudności: urodzenie, wykształcenie, prześladowania, strach, kalectwo i
wstyd, a przecież często wystarczy jedna z tych rzeczy, by pokonać człowieka”.
Bohaterowie tej wstrząsającej książki mają błoto za
paznokciami i pod skórą. Niektórych ono uwiera, inni już się do niego
przyzwyczaili. To powieść z amerykańskim adresem i uniwersalnym memento.
Powinna być czytana wszędzie z uwagą – tam, gdzie zło ma się dobrze, i tam,
gdzie pośród niego można odnaleźć prawdziwą miłość. Bohaterowie są uwięzieni w
emocjonalnie wyżymających się relacjach, od których nie ma ucieczki. Zatopieni
są w błocie lęków, uprzedzeń i dyskryminacji. Tytuł powieści to mocna metafora,
którą każdy czytelnik powinien rozszyfrować samodzielnie. Książkę „Błoto”
Hillay Jordan czytałem w momencie zapadania wyroku w sprawie zabójstwa George'a
Floyda. Były policjant Derek Chauvin został przez przysięgłych uznany za
winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Był oskarżony o zabicie Afroamerykanina
George'a Floyda podczas brutalnej interwencji policyjnej w maju 2020 roku. Jego
śmierć wywołała lawinę protestów i manifestacji przeciwko rasizmowi i
brutalności policji w całych USA. „To było morderstwo w świetle dnia, które
pokazało całemu światu systemowy rasizm, plamę na duszy naszego narodu” -
stwierdził prezydent Joe Biden.
Biblia jest pełna nakazów i zakazów. Nie będziesz
zabijał, to po pierwsze (nie chodzi mi o kolejność numeracji przykazań
opisanych w Dekalogu tylko o ciężar ich odpowiedzialności). Nie będziesz dawał
fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu, to po drugie. Nie będziesz
cudzołożył, nie będziesz odsłaniał nagości swojej bratowej – to po trzecie i
czwarte. Szanuj ojca i matkę, przykazanie, które ma zastosowanie także odwrotne,
szanuj swojego syna i córkę. Powinno się także dopisać przykazanie będziesz
szanował kobietę jak siebie samego. Zauważcie, że nie zostawiono żadnych
furtek. W Piśmie nie ma zdań podrzędnie złożonych, na których można by oprzeć
swoje grzechy, na przykład: nie będziesz odsłaniał nagości swojej bratowej, no
chyba, że się zagubiłem, zatraciłeś pamięć o dobru i w świetle i wędrujesz
przez piekielne otchłanie, a odsłanianie jej nagości jest jedyną drogą, dzięki
której znów się odnajdziesz. Albo uduś swojego ojca poduszką, a tylko w taki
sposób pozbędziesz się kolejnego „sługusa diabła” i przywrócisz równowagę
między dobrem a złem. Nie, Biblia jest kategoryczna w większości spraw. Często
zadajemy sobie pytanie czy czasami wyrządzanie zła jest konieczne? Może jest to
jedyny sposób, żeby przywrócić dobro? W książce „Błoto” wszystkie te grzechy i
przewinienia zostają popełnione: rasizm, zabójstwo, okaleczenie, mizoginia,
molestowanie seksualne. I chociaż prawie większość bohaterów wierzy w Boga,
modlą się przed posiłkiem, proszą Boga o zdrowie dla siebie i swoich bliskich,
śpiewają religijne pieśni pracując przy zbiorze bawełny, zło jest tak bliskie
ich sercu jak błoto za paznokciami. „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już
niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy
bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3, 28] – to chyba jedne
z najczęściej powtarzanych i analizowanych fragmentów listów Pawła z Tarsu.
Przez sam akt wypowiadania tych słów miała zostać wytworzona nowa
rzeczywistość. Wiemy, że tak się nie stało! Wzniosłe idee nie pasują do
przyziemnej egzystencji! Czytelnicy na pewno po przeczytaniu książki „Błoto”
zadadzą sobie pytania: gdzie w tym wszystkim jest ugruntowana europejska
tradycja greckiej demokracji i chrześcijańska zasada równości w Duchu Świętym?
A gdzie jest nowoczesna zasada równości praw, socjalistyczna zasada
sprawiedliwości społecznej?
Akcja książki „Błoto" rozgrywa się na przestrzeni lat 30. i 40. XX wieku na południu Ameryki, a konkretniej w stanie Missisipi. Henry i Laura McAllan wraz z ojcem nazywanym Papą, rozpoczynają nowe życie praktycznie od zera na niezagospodarowanej, zabłoconej i zaniedbanej farmie. Dość szybko ich optymizm zderzy się z szorstką rzeczywistością. Pola do upraw McAllanowie dzielą z afroamerykańską rodziną Jacksonów. Oprócz znoju dnia codziennego muszą oni zmagać się z najgorszymi formami rasizmu. Po ataku Japończyków na Pearl Harbor, Ameryka przystępuje do II wojny światowej. Na linię frontu zostaje wysłany Jamie McAllan oraz najstarszy z synów rodziny Jacksonów, Ronsel. To wydarzenie w teorii powinno zbliżyć do siebie obie familie. Niestety doprowadzi je do tragedii. „Błoto” porusza wszelkie możliwe w tej sytuacji wątki, okazując na przykładzie głównych bohaterów realia Stanów Zjednoczonych lat 40. XX wieku. Henry reprezentuje pierwsze kilka pokoleń dzieci byłych właścicieli niewolników, którzy muszą radzić sobie w nowej rzeczywistości. Laura uosabia ludzi nieprzystosowanych do życia na wsi przez postępujący rozwój cywilizacyjny, Hap dzieci byłych niewolników usiłujące uniezależnić się od białych w niesprzyjających okolicznościach, a Florence matki młodych ludzi walczących na wojnie. Rosnel i Jamie to weterani nieprzystosowani do życia poza wojskiem. Natomiast senior rodu McAllenów to człowiek z mentalnością starych konfederatów.
Zaciekle intymna epopeja o ubóstwie, rasizmie,
przemocy i podzielonej Ameryce, książka „Błoto” upatrująco odzwierciedla epokę
Trumpa. Hillary Jordan doskonale oddaje poczucie Laury, że nie ma miejsca w
świecie, w którym otrzymuje ona więcej troski i uwagi ze strony szwagra niż
własnego męża, pochłoniętego tylko i wyłącznie pracą na gospodarstwie. Pewnie
zyskałaby więcej jego zainteresowania , gdyby wyhodowała sobie ogon i zaczęła
rżeć. Dopiero w szóstym roku małżeństwa przyszło jej do głowy, że jeśli usunąć
ze słowa „wytrwać” jedną literę, powstanie wyraz o innym znaczeniu: „wyrwać”,
czyli „wydobyć siłą, odebrać przemocą, wydrzeć”. W Biblii dużo się mówi o
wiernym trwaniu. Mężczyźni i kobiety trwają w Bogu. Mężowie trwają przy żonach,
żony przy swoich mężach. Trwa wiara, nadzieja i miłość. Zatem trwanie – wpaja
się nam – jest czymś dobrym. Sprawiedliwi trwają, nikczemni - nie. Podczas gdy
Henry spełnia swoje marzenie, jako plantatora bawełny, Laura musi zmierzyć się
z wieloma przeciwnościami, aby wychować dwoje dzieci, prowadzić dom i pomagać w
prowadzeniu gospodarstwa najlepiej, jak potrafi pod krytycznym okiem teścia
rasisty. Kiedy słoneczna pogoda nagle zamienia się w deszcz, jeden most, który
może służyć do ucieczki zostaje zalany rosnącą lawiną żarłocznego błota. Laura
przyzwyczajona do życia miejskiego i nowoczesnych udogodnień, podąża za mężem
do tego, co jest niewiele więcej niż szałasem w środku pustkowia, aby mógł
spełnić swoje marzenie o wiejskim życiu. To nie jest tylko zderzenie
nowoczesności z surową, wyczerpującą pracą, ale także z kulturą i standardami
edukacyjnymi, a także głęboko zakorzenionym rasizmem, który przenika tę
opowieść. Czytelnik otrzymuje przekonujące i graficzne wrażenia brutalności
życia rolniczego i wąskich oczekiwań ludzi, wszystkich ras, którzy żyli w tym
rejonie w tamtym czasie. Ucisk Afroamerykanów, historia segregacji i brutalnie
narzucone założenia kulturowe są tkane w całej powieści, która porusza również
temat lojalności rodziny, miłości i cichej desperacji dla lepszego życia. A
sama Laura - dlaczego była tak rutynowo łagodna wobec swojego całkowicie
podłego teścia i pozornie obojętnego męża? Dlaczego nie zaczęła mówić
„nie"? Jej dzieci odgrywają tylko niewielką rolę w tej historii, która
wydaje się małym niedopatrzeniem. Scena, kiedy Papa chce wyrzucić pianino z
domu, żeby było więcej miejsca dla jego łóżka, a ona się temu sprzeciwia
pokazuje jak ważna dla Laury była edukacja jej dzieci. Musimy zrozumieć, że ona
też była produktem tamtej epoki.
Rodzina Hapa była smutna i zaniepokojona, gdy Ronsel,
ich najstarszy syn, został wysłany do Europy, jako członek 71 Batalionu
Pancernego o nazwie Czarne Pantery, który służył pod dowództwem generała
George’a Pattona. Kiedy wrócił do domu po II wojnie światowej, był wytrącony z
równowagi przez wyzwania dostosowania się do życia cywilnego, zwłaszcza do
zjadliwego rasizmu w mieście. Nigdy nie pomyślał, że tak bardzo będzie mu
brakowało wojny. Nie tęsknił za wojną jako taką, bitwami czy
nazistowskimi Niemcami. Brakowało mu tego, kim tam był. Wyzwolicielem,
bohaterem. W Missisipi stał się kolejnym „czarnuchem”, który chodzi za pługiem.
Pojechał walczyć za swój kraj i wrócił, żeby się dowiedzieć, że nic się nie
zmieniło. Czarni ludzie dalej jeździli na końcu autobusu, wchodzili tylnymi
drzwiami do sklepu, zbierali bawełnę białym i prosili ich o wybaczenie, że
żyją. Nieważne, że Afroamerykanie odpowiedzieli na wezwanie białych, żeby
walczyć na ich wojnie, dla nich zawsze będą po prostu „martwymi czarnuchami”.
Ich mundury nic nie znaczyły dla tutejszych białych obywateli Ameryki. Czytać w
gazetach o segregacji rasowej to jedno, ale patrzeć, jak kierowca autobusu
wymachuje pistoletem przed nosem i każe zabierać „czarne dupsko z siedzenia”,
żeby ustąpić miejsca „białemu grubasowi”, to drugie. Mówili, że nie, „czarni”
nie będą walczyć, że podkulą pod siebie ogony i uciekną, gdy tylko dojdzie do
prawdziwej bitwy. Że mają za mało dyscypliny, żeby byli z nich dobrzy
żołnierze. Że za mało rozumu, żeby obsługiwać czołg. Że mają wrodzone ciągoty
do wszelkiego rodzaju niegodziwości – oszustw, kradzieży, gwałtów na białych
kobietach. Ronsel przypominał sobie, jak stacjonując w Anglii, biała dziewczyna
poprosiła go do tańca, prawie spadł z krzesła z wrażenia. Pocił się w tańcu tak
strasznie jak przy ścinaniu bawełny. Wtedy do niego dotarło: nie obchodziło
jej, że jest „kolorowy”. Dla niej był zwykłym chłopakiem, który ze stresu
zachowywał się w tańcu jak idiota. Ku zaskoczeniu obu mężczyzn, Ronsel
zaprzyjaźnił się z Jamiem, bratem Henry'ego, który właśnie wrócił ze służby w
Siłach Powietrznych. Nie mogąc rozmawiać z nikim w rodzinie o swoich
doświadczeniach i traumach wojennych, Jamie wraz z byłym czołgistą
Afroamerykaninem Ronselem stoją obok siebie i upijają się do nieprzytomności,
gdy napięcia rasowe przyspieszają w amerykańskiej społeczności. Ten pierwszy
nie interesuje się życiem w gospodarstwie poza rozkochiwaniem swojej
szwagierki, podczas gdy Ronsel jest niespokojny po latach spędzonych w Europie,
gdzie jego rasa nigdy nie była problemem ani ciężarem. Hap i Florence,
afroamerykańskie małżeństwo, które pracowało dla Henry’ego i Laury, być może
jest stereotypowe i dwuwymiarowe. Z pewnością ich życie można było opisać z
większą złożonością. Bunt ich syna Ronsela przeciwko prawom Jima Crowa (podzielone restauracje, przymierzalnie, szkoły i…
zakaz małżeństwa lub konkubinatów międzyrasowych. Do tego zakaz wymieniania się
podręcznikami w szkole pomiędzy dziećmi różnych ras i grzywny za szerzenie
treści proafroamerykańskich), po tym, jak został wiwatowany na ulicach jako
bohater jeszcze w Europie, mógł zostać wykorzystany, aby nadać większej głębi
charakteru zarówno Ronselowi, jak i jego rodzicom. Dla porównania, pastor Hap
Jackson patrzy na swoją małą działkę jako dar od Boga, błogosławieństwo, które
faktycznie nadaje jego osobie wyższą rangę niż mogliby sobie tylko marzyć jego
przodkowie niewolnicy, którzy nie mieli prawa posiadać ziemi w ogóle. Nawet
jeśli jest to surowy, czasami bezlitosny kawałek Ziemi, ale ma jakąś formę
własności, bez względu na to, jak jest niepewna.
„Błoto” to wnikliwa lekcja historii, która pokazuje
jak południowi biali, zagrożeni nadchodzącymi zmianami, zamienili
Afroamerykanów w kozły ofiarne dla wszystkich swoich kłopotów. Książka pobudza
nas do wyzwań, aby oprzeć się jakiejkolwiek akceptacji straszliwej plagi
rasizmu zarówno w przeszłości, teraźniejszości oraz w przyszłości. Dobrzy i
prawdziwie wierzący w Boga ludzie stoją za tym przekonującym i bezkompromisowym
dramatem, chcą abyśmy stali twarzą w twarz z dehumanizacją i fanatyzmem rasizmu
i jego brutalnymi odgałęzieniami, które izolują ludzi od siebie nawzajem i
niszczą społeczności. Powieść działa jako miniatura obrazu z połowy XX wieku,
amerykańskiego rasizmu i niesprawiedliwości, a także jako przypomnienie jak
powoli rzeczy naprawdę się zmieniają w tym kraju, pomimo tego, że często
obywatele USA uważają się za postępowych myślicieli i miłośników wolności.
Zastanawiając się nad niektórymi z trudniejszych wyborów moralnych dokonanych
przez bohaterów - gotowość Laury by przespać się z Jamiem, decyzja
Ronsela o porzuceniu Resl i powrocie do Ameryki, wybór Jamie'ego podczas sceny
linczu, oddzielne decyzje Florencji i Jamie'ego o zamordowaniu Papy - co byś
zrobił w tych samych sytuacjach? Czy to w ogóle możliwe, aby wiedzieć? Czy
istnieją jakieś stanowiska moralne, które są absolutne, czy też powinniśmy brać
pod uwagę takie rzeczy jak czas i miejsce przy wydawaniu osądów?
Kompozycja „Błota” ma postać serii monologów, w
których głos zabierają wszyscy najważniejsi bohaterowie powieści z wyjątkiem
Papy. Jego wewnętrzny głos brzmiałby tak rasistowsko i obrzydliwie, że autorka
oszczędziła nam tych przykrości. Scena z pierwszych kart książki pokazuje,
jakim rasistą był Papa. Kiedy Henry i Jamie kopali grób dla swojego ojca
natrafili na grób niewolnika. „Nie możemy pochować ojca w grobie czarnucha –
oznajmił Henry – Tego by nie zniósł”. Jak ważne było to, aby nawet po śmierci
właściciele ziemscy i rolnicy dzierżawcy nie dzielili tego samego błotnistego
zakątka Delty. Rasizm jest częścią środowiska; wisi nad każdą sceną i
kształtuje każdą akcję, od przejawów nienawiści po demonstracje przyjaźni. Może
to przykre, że wciąż opowiadamy te historie, po 150 latach od wojny domowej,
prawie pół wieku po zabójstwie Martina Luthera Kinga, długo po tym, jak
historycy zamknęli książki o tych wydarzeniach, a teoretycy próbowali
twierdzić, że amerykańskie społeczeństwo stało się społeczeństwem
„postrasowym". Ale odtwarzając serca i umysły osób żyjących w labiryncie
rasistowskiego społeczeństwa, nie tylko opierając się na wypowiedziach z
przeszłości lub recytacji praw uchwalonych i zignorowanych, Hillary Jordan dała
nam ponadczasową historię naszej wadliwej, bolesnej historii ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz