04 kwietnia 2017

Biblia jadowitego drzewa



„Biblia jadowitego drzewa”

Barbara Kingsolver

Autorka/ 8 kwietnia 1955 w Annapolis, Maryland, Stany Zjednoczone. Amerykańska pisarka, poetka i eseistka. Wszystkie jej książki stały się bestsellerami.

Tłumaczenie/ Tomasz Bieroń

Tematyka/ Pięć bohaterek narratorek -matka i jej cztery dorastające córki budują swoje własne światy, dojrzewają w swój indywidualny sposób w Kongu w roku 1960. Przepięknie przepoczwarzają się z dzieci w kobiety, a w tle burzliwe czasy, dziki, nieokiełznany kraj i ludzie żłobią w ich charakterach rysy, które determinują ich losy.

Główny motyw/ "Biblia jadowitego drzewa" to historia opowiadana przez żonę i córki Nathana Prince'a, fanatycznego kaznodziei, który wraz z rodziną wyjeżdża na misję do Konga belgijskiego. Zabierają ze sobą to, co ich zdaniem będzie potrzebne, lecz wkrótce okazuje się, że wszystko, od nasion po Pismo Święte, na afrykańskim gruncie ulega niezwykłym przeobrażeniom.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„[…] każde pęknięcie na duszy można zalepić za pomocą książki”.

„Znam ludzi i ich sposoby myślenia. Większość z nich przemknie od kołyski do grobu z sumieniem czystym jak śnieg”.

„Wierzę w Boga z całej duszy, ale zaczęłam sobie ostatnio myśleć, że wiele szczegółów urąga Jego godności”.

„Widać w dniu, w którym stworzył kwiaty, nie wierzył, że ludzkości starczy wytrwałości”.

„O czymkolwiek by mówił, nawet o samochodzie czy zepsutej uszczelce, jego słowa zawsze nabierają religijnego znaczenia”.

„Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”.

„[…] w każdym miejscu na świecie kobieta potrafi zrozumieć inną kobietę w dzień targowy”.

„Nigdy nie mogłam zdecydować, czy traktować religię, jako polisę na życie czy dożywotni wyrok”.

„To niezwykłe, że religię może zdmuchnąć lekki powiew wiatru”.

„Jeden bóg wciąga w płuca życie i powstaje, inny wydaje ostatnie tchnienie”.

„[…] Pan Bóg pomaga tym, którzy pomagają sami sobie”.

„Może to prawda, że bezczynny umysł to kuźnia Szatana”.

„Istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiety”.

„Kiedy współczuje ci kobieta, która nie ma nóg i niedawno straciła dwójkę dzieci, to wiadomo, że jest naprawdę niewesoło”.

„[…] bogowie, którym nie płacisz, rzucają na ciebie najgorsze przekleństwa”.

„Nawet mrówka otrzymała w darze od Boga życie […]”.

„Kiedy chcę się dowiedzieć dosłownie, co Bóg do mnie mówi, wyglądam przez okno na Jego Stworzenie”.

„[…]kiedy mężczyzna chce cię pocałować, to zachowuje się tak, jakby za chwilę miał zrobić coś, co zmieni losy całego świata”.

„Myślałam, że umarłam i poszłam do piekła, ale stało się coś jeszcze gorszego- żyję i jestem w piekle”.

„Świat nie zawsze wyłuszcza swoje powody”.

„Nie oczekuj opieki od Boga w miejscach, które nie podlegają jego władzy […]”.

„ Nie próbuj robić z życia zadania matematycznego, którego jesteś ośrodkiem, a obie strony równania zgadzają się ze sobą. Jeśli dobrze postępujesz, może ci się zdarzyć coś złego i na odwrót”.

„Świat nie ogranicza się do słów >>tak<< i >>nie<<”.

„Ukąszenie muchy, mówią Kongijczycy, może wywołać koniec świata. Jaki prosty może być początek zdarzeń”.

„Nawet podwórkowy chuligan w chwili czarnej rozpaczy potrzebuje matki”.

„Podbój, wyzwolenie, demokracja i rozwód to słowa pozbawione większego sensu, kiedy dzieci są głodne, pranie niepowieszone i zanosi się na deszcz”.

„Żyć to znaczy być naznaczonym. Żyć to zmieniać się, nabywać słowa jakiejś historii i jest to jedyne świętowanie, jakie my, śmiertelni, naprawdę znamy. Szczerze powiedziawszy, w całkowitym bezruchu zawsze znajdowałam tylko smutek”.

„Bóg przyznaje nam wystarczająco długie życie, abyśmy sami się ukarali”.

                 
                     Jednym z państw afrykańskich, które po uzyskaniu niepodległości stało się areną wielkiej rozgrywki politycznej było Kongo belgijskie. W początku lat 60-tych wybuchła tam krwawa wojna domowa, a w ów konflikt zostały zaangażowane wojska ONZ oraz Belgii, a pośrednio również dwaj "nowi kolonialiści", czyli USA i ZSRR, czyniąc kontynent afrykański kolejnym polem szachowym w swojej zimnowojennej rozgrywce. Bo też Kongo belgijskie( ob. Demokratyczna Republika Konga, wcześniej Zair) - kraj miedzią i diamentami płynący- było zbyt łakomym kąskiem dla wielkich tego świata, aby można było pozostawić je samemu sobie. Ów kraj stał się w latach 60-tych areną krwawego konfliktu zbrojnego.
             
                     Akcja powieści „Biblia jadowitego drzewa” Barbary Kingsolver rozgrywa się właśnie w Kongo w latach 60-tych XX wieku. „Roku pańskiego 1960 małpa pędziła przez przestrzeń kosmiczną w amerykańskiej rakiecie, młodzieniec nazwiskiem Kennedy wysadził z siodła paternalistycznego generała, na którego mówiono Ike, a cały świat obracał się wokół osi zwanej Kongiem. Małpa szybowała w górze, a w bardziej przyziemnych sferach mężczyźni targowali się za zamkniętymi drzwiami o skarb Konga. Lecz ja tam byłam. Na samym czubku tej szpilki” – tak oto komentuje sytuację polityczną jedna z bohaterek książki Orelanna, żona pastora Price’a.  Orelanna Price i jej cztery córki opowiadają historię męża i ojca – nadgorliwego, baptystycznego kaznodziei Nathana Price’a. Pastor nie należał do ludzi „łatwych”, których wystarczy po prostu przeprosić. Jego mottem życiowym, które powtarzał przy każdej nadarzającej się okazji, szczególnie, kiedy któraś z jego córek „wiedziała coś lepiej” od niego, było: „Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”. Nigdy, zatem córki pastora nie miały szansy „zniszczyć sobie butów studiami”. Od początku świata istnieją tacy ojcowie jak pastor Nathan, którzy nie potrafią inaczej, jak tylko widzieć w córkach swoją własność, kawałek ziemi, który się uprawia, orze, spryskuje potworną trucizną ideologii i nadgorliwej pobożności. Jakimś cudem to sprawia, że córki rosną. Żona pastora oraz jej córki zdają sobie pomału sprawę, że to, co kocha pastor Nathan bardziej od wszystkiego innego w świecie, to na pewno nie żona i córki. W świecie pastora istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiet, nawet tych najbliższych.
                    
                        Rodzina pastora Nathana przybyła wprost z Ameryki do wioski Kilanga, która znajdowała się wzdłuż rzeki Kwilu rzędem małych lepianek ustawionych jedna za drugą koło samotnego czerwonego węża bitej drogi. Wszędzie wokoło rosły drzewa i bambus. Na jednym końcu wioski stał budynek kościoła, na drugim końcu stał dom rodziny pastora Price’a. Każda chata składała się z jednej tylko kwadratowej izby nakrytej strzechą, „coś takiego mógł sobie wybudować Robinson Crusoe”. Życie toczyło się przed tymi lepiankami – cały świat był sceną z ubitej czerwonej ziemi pod bosymi stopami. Tutaj zmęczone, chude kobiety, niemożliwie rozmamłane i sfatygowane, grzebały patykami w swych małych ogniskach i gotowały. Gromadki dzieci bawiły się, rzucając kamieniami w kozy. Mężczyźni siedzieli na wiadrach i gapili się na wszystko, co przechodziło im przed oczyma. Tymczasem pastor Nathan był całkowicie pochłonięty misją zbawiania wioski Kilangi. Tej misji na przeszkodzie stało wiele rzeczy. Na przykład nie doszło do chrztu tubylców z powodu krokodyli pływających w pobliskiej rzece. Nikt z rodziców nie pozwoliłby dzieciom choćby na chwilę zamoczyć w niej stopy a co dopiero zanurzyć się w niej całkowicie. Trudno jednak było sobie wyobrazić śmiertelnika mniej chętnego do zejścia z raz obranej drogi misyjnej niż Nathan Price.
          
                        Poprzednik Nathana brat Fowles zostawił w spadku dwie lokatorki: służącą Mamę Tatabę i papugę imieniem Matuzalem. Mama Tataba nosiła wodę z rzeki, zapalała lampy naftowe, rąbała drewno, rozpalała ogień w piecu do gotowania i w przerwie między cięższymi zajęciami dla rozrywki zabijała węże. Natomiast Matuzelem darł się w swojej klatce jak tonący człowiek. Ta afrykańska papuga mieszkała w niezwykłej bambusowej klatce. Mruczała pod nosem przez cały dzień, z reguły niezrozumiałe rzeczy w języku kikongo, ale posługiwał się także „obcesowym angielskim jak Kruk pana Poego”. Pastor uznał, że Matuzalem pozostaje poza zasięgiem jego władzy. Papuga według wielebnego jest podstępnym przedstawiciel Afryki, mieszkającym jawnie w ich domu. Można nawet twierdzić, że to rodzina pastora zamieszkała u niego.
             
                     
                 Pastor nosił swoją wiarę jak kolczugę, podczas gdy wiara jego żony przypominała bardziej „dobry płócienny płaszcz kupiony w sklepie z używaną odzieżą”. Kiedy pastor mówił, że tubylcy żyją w ciemnościach, złamani na ciele i duszy, jego żona odpowiadała, że może ci ludzie mają inny stosunek do swoich ciał?! Pastor mówił, że ciało jest świątynią, jego żona, że tutaj w Afryce ta świątynia musi w ciągu dnia wykonywać makabrycznie dużo pracy! „ Nathan, przecież oni tu posługują się swoimi ciałami tak ja my w kraju używamy rzeczy- ubrań, narzędzi ogrodowych czy czegoś. Ty przecierasz sobie spodnie na kolanach, a oni przecierają sobie kolana! – odpowiadała ze złością Orleanna. Skrajnym zachowaniem pastora, które miało potwierdzać jego „pobożność” było obserwowanie swojej żony podczas kąpieli, czy przypadkiem zanadto się nie rozkoszuje ciepłą wodą. Często wielebny Nathan po prostu wychodził i godzinami spacerował nad rzeką, wypróbowując swe kazania na polnych kwiatach, –które rozumiały go mniej więcej tak samo dobrze jak jego wierni. Rodzinę zaszokowało to, kiedy usłyszeli, że dla mieszkańców wioski chrześcijaństwo jest jak jakiś stary film, który dawno zszedł z ekranu. W takim razie, kim jest dla nich pastor Nathan Price, jakimś Charlie Chaplinem, który chodzi jak kaczka z laseczką i międli bezdźwięcznie ustami?!

                     Kiedy córki pastora poznały młodych chłopców i mężczyzn, którzy pracowali w kopalniach diamentów w Kongo i widziały ich pomarszczone brązowe palce, które wydobywały jedną czwartą diamentów na świecie, od razu pomyślały o Marylin Monroe w długich rękawiczkach i z pełnymi ustami, szepczącą: „Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny”, czy Marylin Monroe w ogóle wie, skąd one się biorą? Na samą myśl o tym, że ona w jej sukni z satyny i kongijski kopacz diamentów mieszkają w tym samym wszechświecie córki Nathana dostawały gęsiej skórki. Córki pastora z czasem zaczęły przewartościowywać swoje poglądy na temat życia, Boga, religii. Po odwiedzinach byłego pastora brata Fowlesa zrozumiały, że ich ojciec jest chorym na umyśle idealistą. Ich ojciec w sprzeczce z bratem Fowlesem na temat Biblii okazał się zwykłem durniem wierzącym w dosłowność Słowa Bożego. Ich ojciec powiedział, że Biblia jest Słowem Bożym, która powinna wyznaczać drogę każdemu wierzącemu człowiekowi. Brat Fowles z ironią w głosie odpowiedział: „ Słowem Bożym, które zostało przekazane przez ekipę romantycznych idealistów żyjących dawno temu w surowej pustynnej kulturze, za pośrednictwem długiego na dwa tysiące lat łańcucha tłumaczy”.
             
                             Cztery córki misjonarza- Rachel, Ruth May, Leah i niemowa Adah, reagują różnie na pracę ojca, ale wspólnie proszą go, by pozwolił im odejść z misji, ten jednak odmawia. Umiera Ruth, co sprawia, że matka z trzema pozostałymi córkami ucieka z wioski. Rachel trzykrotnie wychodzi za mąż i dziedziczy hotel w Kongo. Leah wychodzi za wiejskiego nauczyciela i angażuje się w ruch na rzecz afrykańskiej niepodległości. Adah z kolei poświęca się nauce i zostaje epidemiologiem. Matkę przez resztę życia dręczy poczucie winy. Powieść oskarża kolonializm i postkolonializm o kulturową arogancję i żądzę bogactwa. Każdy z narratorów musi toczyć walkę nie tylko z własnymi wyrzutami sumienia z powodu śmierci Ruth May, lecz także z poczuciem winy o szerszym, kolonialnym aspekcie. Tytuł książki nawiązuje do afrykańskiego drzewa, którego pastor Nathan, mimo ostrzeżeń, dotknął, doznając wtedy bolesnego oparzenia. Jest to wyśmienita alegoria dla przesłania Kingsolver – przesłania mówiącego o misyjnej nadgorliwości pastora Price’a.
             
                       Scena śmierci Ruth oraz związane z nią powiadomienie matki o jej śmierci pokazuje „moc słów”. Siostry długo nie mogły się zdecydować, kiedy powiadomić matkę o śmierci siostry. Bo kiedy matka dowie się o tym nieszczęściu, będzie to potwierdzeniem tej bolesnej prawdy. Bo to, co niewypowiedziane nie istnieje. „Do tego momentu zawsze sądziłam, że mogę wrócić do domu i udawać, że Kongo nigdy się nie zdarzyło-wspomina po latach Rachel- Nędza, polowanie, mrówki, wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które widziałyśmy i musiałyśmy znosić- to były tylko historie, które zamierzałam opowiadać ludziom ze śmiechem, kiedy Afryka będzie dla mnie krajem tak samo dalekim i wyimaginowanym, jak ludzie w podręcznikach do historii. (…) Nigdy nie wyobrażałam sobie, że zostanę dziewczyną, o której ludzie będą szeptali, odwróciwszy głowy, że spotkała ją taka tragiczna strata”.
                       
                 Sama pisarka, jako dziecko mieszkała w Kongo, gdyż pracowali tam jej rodzice, ale dopiero w dorosłości zdała sobie sprawę z sytuacji politycznej, w jakiej wówczas znajdował się tej kraj, którego niepodległość potajemnie sabotowały Stany Zjednoczone. „Biblię jadowitego drzewa” napisała po to, by zainteresować tymi zagadnieniami szerszą publiczność.
               

27 marca 2017

Pogarda



„Pogarda”

Alberto Moravia



Autor/ właściwie Alberto Pincherle (ur. 28 listopada 1907 w Rzymie, zm. 26 września 1990 w Rzymie) – włoski powieściopisarz, nowelista i dziennikarz. Uznawany jest za jednego z najważniejszych pisarzy włoskich XX wieku.

Tłumaczenie/ Zofia Ernstowa

Tematyka/ Alberto Moravia bierze na warsztat postać inteligenta, który jedynie pozornie żyje w świecie wyższych wartości. W tym niezwykle drobiazgowym i błyskotliwym studium psychologicznym włoski pisarz bezlitośnie demaskuje najbardziej prymitywne ludzkie pragnienia i myśli. Niezwykła powieść ukazująca śmierć miłości i niewinności.

 Główny motyw/ Młody krytyk teatralny Riccardo Molteni marzy o karierze dramaturga. Niestety, sytuacja finansowa skutecznie uniemożliwia mu oddanie się swojej pasji. Niepewne jutro, niespłacone mieszkanie i troska o dobro żony spędzają mu sen z powiek. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Riccardo spotyka właściciela wytwórni filmowej, który proponuje mu napisanie scenariusza do jego najnowszego filmu. Gdy podejmuje pracę, Emilia zaczyna powoli oddalać się od męża…

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Im większe jest szczęście, tym mniej człowiek zdaje sobie z niego sprawę”.

„Ta miłość była dla mnie czymś tak powszednim i oczywistym, że nie doceniam jej, podobnie jak nie docenia się powietrza, którym się oddycha i które staje się bezcenne dopiero wtedy, gdy go zabraknie”.

„[…] pewność, że jest się kochanym, zabija wszelką namiętność w stosunkach między małżonkami”.

„Oczywiście, że miłość jest przede wszystkim uczuciem, ale jest także w nieuchwytnym, duchowym sensie zespoleniem ciał […]”.

„[…] miłość skłania nie tylko do złudzeń, ale też do zapominania wszelkiej 
urazy”.

„[…] ostatecznie każdy mężczyzna znajduje kobietę, która ceni go i kocha, i że błędem jest osądzać uczucia innych ludzi miarą własnych uczuć”.

„[…] ból nieokreślony budzi niepokój, bo w gruncie rzeczy wierzy się do ostatniej chwili, że jest urojony; lecz prawdziwy ból napełnia na jakiś czas tępym spokojem”.

„Zauważyłem, że im więcej ma się wątpliwości, tym bardziej liczy się na własną logikę, jak gdyby w nadziei, że rozum rozjaśni to, co gmatwają i przesłaniają uczucia”.

„Wszystkie mity greckie zawierają wątek odwiecznych dramatów ludzkich, niezlokalizowanych ani w czasie, ani w przestrzeni”.

„[…] wszystkie mity greckie są alegoriami ludzkiego życia”.

„Wielkie namiętności mają to do siebie, że pchają nas do czynu spontanicznie, bez udziału naszej woli, prawie nieświadomie”.

„Gdy człowiek zdobywa się na czyn przestaje się zastanawiać: wszelkie refleksje przychodzą przedtem i potem i one właśnie, przekształcone w namiętności, stają się motorem działania”.


   

                            Jak większość dzieł Alberta Moravii książka „Pogarda” jest politycznym oskarżeniem- kultura kapitalistyczna sprowadza intelektualistów do poziomu zwykłych dostarczycieli rozrywki. Bohater książki, Riccardo Molteni, to upadły intelektualista, który zdradził swoje ambicje dramatopisarskie i zaprzedał duszę konsumpcjonizmowi. Zarabia na życie pisaniem scenariuszy i przekonuje sam siebie, że robi to tylko po to, by płacić za mieszkanie, które kupił na raty chcąc uszczęśliwić żonę, Emilię. W coraz większym stopniu traci poczucie rzeczywistości i nie dostrzega, co się wokół niego dzieje, na przykład jest ślepy na obojętność żony. Pełen nostalgii kocha raczej wspomnienie, czyli „ducha” osoby, którą niegdyś ona była. Nad ich małżeństwem z dwuletnim stażem, dotychczas idealnym, gromadzą się chmury, gdy Riccardo przyjmuje propozycję napisania drugiego scenariusza dla wszechmocnego producenta filmowego, Battisty. Battista zaprasza go z żoną do swojej wilii na Capri, gdzie wraz z niemieckim reżyserem Rheingoldem mają pracować nad ekranizacją „Odysei”. Wydaje się, że skoro kłopoty finansowe znikają wraz z czekiem sutej zaliczki, nic już nie zmąci małżeńskiego szczęścia, gdy oto nieoczekiwanie Emilia pod presją pytań wyznaje mężowi, że go nie kocha i czuje do niego pogardę.
                
                          Powieść nabiera charakteru spowiedzi, w której narrator opowiada, jak utracił żonę, i usiłuje dociec, jakie powody odmieniły jej uczucia. Nie wiemy nic o tym, co myśli Emilia ani też inne postaci dramatu, znamy tylko domysły narratora, który prowadzi dochodzenie. Pogarda Emilii rodzi się w dniu, kiedy Riccardo zabiera ją do Cinecitta na spotkanie z Battistą. Z pozoru Emilia nie potrafi sformułować przyczyn swojej nagłej niechęci, wydaje się wręcz, że to jakiś niezrozumiały stan ducha, równie niewytłumaczalny jak poprzednio odczuwana miłość. Ponawiane przez Riccarda regularne przesłuchania nie tylko niczego nie wyjaśniają, ale wręcz prowadzą do narastania wrogości Emilii.
                
                              Gdy Riccardo otrzymuje zlecenie przerobienia na film „Odysei”, odkrywa, że dzieło Homera zawiera klucz do jego własnego życia. Odyseusza i Molteniego łączy podobny los. Ich żony, Penelopa i Emilia, pogardzają biernością i pewnością siebie swych mężów. Riccardo przyznaje, że „wszystkie mity zawierają wątek odwiecznych dramatów ludzkich, niezlokalizowanych w czasie ani w przestrzeni”, ale nie podziela interpretacji reżysera Rheingolda. Według reżysera mit o Ulissesie zawiera w sobie „prawdziwą historię” mężczyzny pewnego typu. Ulisses nie byłby, zatem homeryckim herosem, lecz zwyczajnym mężczyzną, który wyrusza na wyprawę trojańską, żeby uciec od Penelopy. Przeczuwa, bowiem, że Penelopa, która kieruje się prostymi instynktami, nim pogardza. Pogardę budzi w niej przezorność i roztropność męża. Ulisses, jako człowiek dalekowzroczny, nie zniechęcał zalotników oblegających Penelopę. Jej wierność zaś nie była pochodną miłości, lecz poczucia własnej godności i honoru. Ulisses idzie na wojnę, żeby wymknąć się pogardzie żony, i z własnej woli odwleka powrót, korzystając z nadarzających się pretekstów, jakich nie szczędzą mu bogowie.
                
                        Riccardo broni się przed równie jednoznacznym i ryzykownym odczytaniem „Odysei”, ponieważ czuje, że sam jest współczesnym wcieleniem tak pojmowanej postaci Ulissesa. Riccardo Molteni jest tak pewny wierności Emilii, że lekceważy zalecającego się do niej producenta. Żona czuje się tym dotknięta i ma wrażenie, że została sprzedana, żeby zabezpieczyć mężowi pracę. Bohater nie potrafi przegonić Battisty zalotnika, od którego pieniędzy zależy, chociaż nie umyka mu fakt, że jego żona budzi w Battiście pożądanie, podobnie jak jest świadom, że Emilia nie pozostaje niewrażliwa na przejawy tej adoracji. Ricardo nie jest, zatem w oczach żony „prawdziwym” mężczyzną. Zbyt wiele jest w nim wahania, drobiazgowo analizuje każdy gest, zamiast działać. Jej pogarda do Riccarda rośnie, aż wreszcie wykrzykuje mu ją w twarz, po czy porzuca go na wyspie Capri.
                     
                 
 

                      Zgodnie z odczytaniem Rheingolda Ulisses jest człowiekiem cywilizowanym, który znalazł się wśród ludzi nieucywilizowanych. Kieruje się rozsądkiem, nie ma przesądów, lekceważy kwestię tak zwanego honoru. Penelopa jest natomiast kobietą niecywilizowaną, posłuszną nakazom instynktu. Toteż w pewnej chwili Riccardo daje za wygraną i rozumując nadal logicznie wyznaje: „Byłem człowiekiem cywilizowanym, który w prymitywnej sytuacji, dotyczącej obrazy honoru, odmawia ugodzenia nożem przeciwnika; byłem człowiekiem cywilizowanym, który kieruje się rozumem nawet wobec rzeczy świętych czy uważanych za święte”.


               
                 Być może Alberto Moravia będąc pod wpływem nauk i dzieł psychoanalizy Zygmunta Freuda chciał nam czytelnikom coś przekazać. Chciał coś powiedzieć nie tylko o miejscu artysty i intelektualisty w świecie, w którym karty rozdają ludzie pokrewni Battiście, ale wskazać też, jak wielką siłę mają gwałtowne uczucia, zmysłowość, popędy, których cywilizacja nigdy nie poskromi. Rolę literackiego bodźca odgrywa nadwrażliwość i „nuda”, pojmowana, jako doznanie egzystencjalne, odczucie kosmicznej samotności i nieprzystosowania, jako mal de vivre (ból istnienia). W swoich utworach obnaża (jak Freud) zahamowanie mieszczaństwa. Jego powieściowy świat wyznaczają dwie współrzędne: pieniądze i seks dominujący w rzeczywistości opanowanej przez konformizm, nieautentyczność uczuć i fałszywe wartości. W jego dziełach literackich snop światła (niczym podczas sesji psychoanalitycznej) wydobywa z półmroku tylko główne postaci, atmosfera gęstnieje, dialogi nabrzmiewają emocjami, zastępując wydarzenia. Moravia przestrzega jednak w budowaniu swoich opowieści reguł dramatu, zgodnie z zaleceniem Czechowa. Role strzelby odgrywa w „Pogardzie” wóz zaprzężony w dwa woły. Za pierwszym razem wóz wyjeżdża z bocznej drogi, kiedy Riccardo, wioząc Rheingolda do domu Battisty, ostro hamuje i unika katastrofy. Ta scena komponuje się z analogiczną sceną z finału, w której Battista wiezie Emilię i nagle z „bocznej drogi” wyjeżdża „wóz zaprzężony w woły”. Tym razem dochodzi jednak do tragedii.
                
                     Alberto Moravia był przekonany, że każdy pisarz realistyczny ma swój klucz do otwierania rzeczywistości – dla Dostojewskiego takim kluczem była zbrodnia, dla Balzaca pieniądz, dla niego zaś jest seks. Tylko, że scen prawdziwie erotycznych jest w jego powieściach nie tak wiele, są za to ogromne pokłady pożądania. Bo z seksem bywa jak z kluczem: po otwarciu drzwi nikt go już nie szuka.
          
                          Jak wiele utworów Moravii, również „Pogarda” została sfilmowana. Wyreżyserował ją w 1963 r. Jean-Luc Gotard, inicjator i przedstawiciel Nowej Fali w filmie francuskim, z udziałem ówczesnych wielkich gwiazd: B Bordot, J. Palance’a, F.Langa i M. Piccollego.