10 stycznia 2024

Mury Hebronu

 

„Mury Hebronu”

Andrzej Stasiuk

Autor/ Polski pisarz, poeta, publicysta, eseista, dramaturg, wydawca. Wydalony kolejno: z liceum ogólnokształcącego, technikum, zasadniczej szkoły zawodowej. We wczesnych latach 80. zaangażowany w działalność Ruchu Wolność i Pokój. Zdezerterował z wojska, za co półtora roku spędził w więzieniu. W 1987 roku wyjechał z Warszawy i zamieszkał w Wołowcu, w Beskidzie Niskim. Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków, m.in. na angielski, fiński, francuski, holenderski, niemiecki, rosyjski, norweski, ukraiński, węgierski, włoski, czeski i rumuński. Wraz z żoną Moniką Sznajderman prowadzi wydawnictwo Czarne, specjalizujące się w literaturze środkowoeuropejskiej, szczególnie w reportażu.

Tytuł oryginału/ pl „Mury Hebronu”

Tematyka/ Prawdziwą mitologię i realizację odwiecznych opowieści o męskiej inicjacji znajdziemy w „Murach Hebronu”, czyli powieści, od której zaczęła się archetypiczna wędrówka po obszarach męskiej tożsamości. Wędrówka iście piekielna, bo debiut Stasiuka przypomina to, o czym pisze Robert Bly w Żelaznym Janie – katabazę[1], czyli upadek, pierwszy etap duchowej drogi mężczyzny, który zostaje ze wszystkiego ograbiony i musi zmierzyć się ze swoimi słabościami i ograniczeniami. Bohater „Murów Hebronu”, więzień odbywający karę za dezercję, zstępuje na samo dno swojego jestestwa, gdzie nie ma nic prócz bólu, apatii i tęsknoty. To jego nowa topografia istnienia. Jedyne, co mu pozostaje, to on sam, a właściwie jego ciało.

Główny motyw/ Na doświadczeniach więziennych oparte są opowiadania z debiutanckiego zbioru „Mury Hebronu” (1992). Są to obrazki z życia w celi, zapis nagiej, odczłowieczonej egzystencji w świecie, w którym rządzi siła i chytrość. Drastyczne opisy poniżenia oraz przemocy i zarazem patos połączony z liryzmem, sarkazm i artyzm, wyrafinowanie językowe, umiejętność poetyckiego skrótu - oto cechy całej prozy Stasiuka.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Pamięć za dnia oddana do biura rzeczy znalezionych, do biura rzeczy zbędnych i nie moich”.

„W nędznym świetle żarówek krew ma kolor czarny”.

„Dzieciakom się wydaje, że im mocniej nienawidzą, tym są silniejsze”.

„Naogląda się człowiek telewizji i potem myśli, że w życiu jest tak samo”.

„Jak się zaczyna kraść, to trzeba się pogodzić z tym, że prędzej czy później brama kryminału jebnie za plecami”.

„Nawet we śnie widziałem żarówkę”.

„Trzeba wiedzieć, kto jest kurwą, a kto człowiekiem”.

„Nie wiem, jak to jest z tymi babami, małolat. Zawsze mi wierzyły. Może ja mam poczciwą mordę, a może one takie głupie”.

„Tutaj nie liczy się to, co ci się podoba, ale to, co postanowią ludzie”.

„Kryminał nie jest dla tych, którzy wpierdolili się do niego przez przypadek i żałują za grzechy”.

„Jak coś się łatwo zaczyna, to kończy się piekłem”.

„Wystarczy zamknąć oczy i jak ktoś dobrze nawija, to jest jak w kinie”.

„Lecz jego to już nie dotyczyło, bo na horyzoncie bielały mury Hebronu”.

            Wokół prozatorskiego debiutu Andrzeja Stasiuka pojawiła się aura skandalu, bowiem tekst określany często mianem „epifanii spod celi” podejmował w sposób niesłychanie drastyczny, przedstawiając wręcz z naturalistyczną dokładnością obrazowania, eksplorację środowiska kryminogennego. W „Murach Hebronu” brutalność więziennej rzeczywistości z jej skrajnościami w postaci homoseksualnych gwałtów odzwierciedla wulgarny język, którym komunikują się postaci pochodzące ze środowiska przestępczego. Recepcja książki została dodatkowo wzmocniona wątkiem biograficznym jej autora, który jak wiadomo wszystkim, którzy znają życiorys Stasiuka, odbywał wyrok za dezercję z wojska. Z fenomenologicznej perspektywy dzieło wchodzi na rynek jako fikcja literacka, twór intencjonalny i jego racja bytu istnieje w umyśle odbiorcy, tak więc doszukiwanie się analogii pomiędzy bohaterem stworzonym przez świadomość autorską w świecie przedstawionym utworu z postacią autora jest bezprawne. Pojawiła się u Stasiuka konstrukcja bohatera – człowieka wykluczonego ze społeczeństwa, ale bardzo dobrze funkcjonującego na jego marginesie. Obrazoburczość zogniskowana jest tutaj wokół usiłowań mających na celu zbudowanie etyki indywidualnej, odmiennej od etycyzmu prozy lat osiemdziesiątych. Do tematu wieloaspektowego wykluczenia jednostki w społeczeństwie Stasiuk w swojej prozie wracać będzie wielokrotnie. W opowiadaniach więziennych już dostrzec można rysy bohatera typowego dla prozy Stasiuka. Zazwyczaj jest to pozornie silny mężczyzna, brutalny, cyniczny, zdolny do zbrodni, którego można oskarżać o amoralizm. Pod tą maską skrywa się jednak często zagubienie, samotność, słabość, brak poczucia sensu, a także tęsknota za uczuciem, za bliskością, przyjaźnią, pokłady wrażliwości.

            Zanim przejdziemy do szerszej analizy rewizyjnej, w swej wymowie chciałbym zatrzymać się na chwilę przy samym tytule książki i wyjaśnić, czym jest miasto Hebron.

Hebron jest jednym z czterech świętych miast Izraela. Izrael ma cztery święte miasta: Jerozolimę, Tyberiadę, Safed i Hebron. Hebron jest jedynym, w którym Żydzi stanowią obecnie niewielką część populacji, ale zajmuje szczególne miejsce w sercach narodu żydowskiego. Po raz pierwszy Hebron jest wspomniany w Biblii jako miejsce, gdzie Abraham zbudował ołtarz, aby służyć Bogu, po tym, jak Bóg powiedział mu: „Powstań, obejdź kraj [Kanaan] wzdłuż i wszerz [Kanaan], gdyż tobie go oddam” (Bereszit, 13:17-18). Miejsce, w którym się osiedlił, określa się jako „równinę Mamre, która znajduje się w Hebronie”. W Mamre Abraham usłyszał nakaz Boży, aby obrzezać siebie i każdego potomka płci męskiej. W wielu przypadkach Tora określa, że wcześniejsza nazwa Hebronu to Kirjat Arba („miasto czterech”). Raszi cytuje tradycję midraszową, według której ta nazwa pochodzi od podania o czterech gigantach, którzy tam mieszkali: Ahiman, Szeszaj, Talmai oraz ich ojciec. Innym wyjaśnieniem tej starszej nazwy jest to, że tam zostały pochowane cztery małżeńskie pary: Adam i Ewa, Abraham i Sara, Jicchak i Riwka oraz Jakow i Lea.

Bóg dał Żydom sprawiedliwe prawa, które nie tolerowały żadnego grzechu ani wykroczenia. „Jeżeli kto zabije człowieka, poniesie śmierć” – 3 Mojż. 24:17; „Oko twoje nie zlituje się: życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę” – 5 Mojż. 19:21. Zdarzyć się jednak mogło, że ktoś w jakichś nieprzewidzianych okolicznościach stał się zabójcą, nie mając wcale złych zamiarów wobec swej ofiary. Co wówczas mu groziło? Według prawa groziła mu śmierć. Lecz czy byłoby to sprawiedliwe przed Bogiem? Bóg, znając człowieka i jego niedoskonałość wiedział, że nie będzie on w stanie doskonale wypełniać Jego praw. Dlatego też przygotował sposób na oczyszczanie się z win i upadków. Dlatego Żydzi otrzymali nakaz wydzielenia miast schronienia. Miasta te były rozmieszczone na terenach wszystkich pokoleń. Spośród tych 48 miast sześć zostało wydzielonych jako miasta schronienia lub ucieczki. Oto one:

• Kedesz w Galilei na pogórzu Neftalego

• Sychem na pogórzu Efraima

• Hebron na pogórzu Judy

• Beser należące do plemienia Rubena

• Ramot w Gilead należące do Gada

• Golan w Baszanie należące do Manassesa.

Na dwa pokolenia przypadało jedno miasto schronienia. Zabójca miał prawo wyboru miasta, w którym chciał się schronić, by uniknąć śmierci z rąk mściciela krwi. Mścicielem krwi mógł być powinowaty zabitego lub ktoś spoza jego rodziny. Miasta dawały ochronę dla wszystkich Izraelitów i przybyszów mieszkających między nimi (Jozue 20:7-9). Nie każdy zabójca mógł znaleźć schronienie. Z tej szansy mogli korzystać tylko zabójcy „z nieobaczenia”. Szczegóły podaje 4 Księga Mojżeszowa 35:22 i następne: „Jeśli uderzył kogokolwiek znienacka bez wrogiego nastawienia albo rzucił nań jakimkolwiek narzędziem bez złego zamiaru”. W takich wypadkach zabójcę przyjmowały miasta schronienia, a starsi miasta nie wydali go w ręce mściciela krwi, lecz mieszkał pomiędzy obywatelami jednego z tych miast. Skazaniec mógł wrócić do domu z miasta schronienia, kiedy zmarł arcykapłan. Różne narody zapewniały mordercom oraz innym przestępcom prawo skorzystania z azylu. Schronieniem takim była chociażby świątynia bogini Artemidy w starożytnym Efezie. Na temat podobnych sanktuariów powiedziano: „Niektóre miejsca święte stawały się wylęgarniami przestępców i często trzeba było ograniczać liczbę takich azylów. W Atenach na udzielanie schronienia prawo zezwalało tylko określonym świątyniom (na przykład niewolnikom wyznaczono świątynię Tezeusza). Za czasów Tyberiusza zgrupowania rzezimieszków w przybytkach stały się tak niebezpieczne, że prawo udzielania azylu ograniczono do kilku miast (w roku 22”). 


Niewątpliwie taka książka jak „Mury Hebronu”, może wręcz uchodzić za podręcznikowy przykład konstruowania męskiej tożsamości i męskiego obrazu świata. Budowanie przez Stasiuka świata fikcji poprzez pryzmat spojrzenia mężczyzny jest swoistym dopełnieniem oraz domknięciem jego prozy. Istotna w kontekście męskiego bohatera jest jeszcze jedna kwestia – mit biograficzny, który Stasiuk świadomie tworzy i który towarzyszył odbiorowi jego twórczości od samego początku. Od „Murów Hebronu” zaczyna się mitologizowanie Stasiukowej biografii, a i on sam ją ulepsza i konstruuje na nowo, przy okazji ją „umetafizyczniając”. Stasiuk łamie własny mit o czadowym życiorysie. Wojsko, dezercja, samobój, więzienie – jakie to przewidywalne. Świadomość bohatera zamknięta jest w jego ciele, które tym razem odmawia mu posłuszeństwa. „Ja” bohatera nie czuje się w nim bezpiecznie, nie ufa mu, obserwuje je i intensywnie wsłuchuje się w „bulgotanie krwi” i „szelest mięśni”. Bohater jest więc nagi i całkiem bezbronny, czuje się rozbity, czuje też, że jego oczy, uszy, dłonie, nos tracą swoją rolę i są zupełnie niepotrzebne. Dopiero wraz z momentem podążania w stronę tytułowych murów Hebronu następuje powolne scalanie jego ciała, które tożsame jest z ponownym scalaniem jego osobowości. Ten moment, kiedy mężczyzna rodzi się na nowo, jest najważniejszym etapem jego duchowego rozwoju. Bohater odbył w więzieniu swoisty obrzęd przejścia i rozpoczął nowe życie – brutalne, pełne agresji, przemocy i rywalizacji.

Stary więzień objaśnia reguły nowego życia, reguły męskości, których bohater będzie musiał przestrzegać, jeśli chce uczestniczyć w więziennej wspólnocie. Sam bohater podczas monologu więźnia milczy, ale jego obecność jest znakomicie wyczuwalna dzięki licznym zwrotom opowiadacza do jego osoby. To milczenie może być wyraźnym symptomem pozwalającym zauważyć pewne pęknięcie w budowaniu męskiej tożsamości. Wydaje się, że Andrzej Stasiuk specjalnie igra z „efektem kobiety” właśnie poprzez specyficzną konstrukcję podmiotu. Bohater nie akceptuje do końca reguł rządzących męskim światem. W tym kontekście znaczące może być ostatnie opowiadanie  tomu. Bohater przemierza celę wzdłuż i wszerz, monotonnie i miarowo odliczając kroki, by w końcu udać się w kierunku Hebronu, biblijnego miejsca, gdzie ukojenie znajdowali wszyscy więźniowie: „Gdy mijał tysięczny kilometr, obejrzał się za siebie i zobaczył klawisza myszkującego w celi. Klawisza chodzącego w kółko i w kółko w nadziei, że za którymś zwrotem odnajdzie szczelinę, którą wydostał się więzień. Lecz jego to już nie dotyczyło, bo na horyzoncie bielały mury Hebronu”. Nie oznacza to, że bohater ucieka przed swoją męską tożsamością, ale przed więzieniem, które, paradoksalnie, może tej tożsamości zagrażać. Reakcja na scenę gwałtu jest wiele mówiąca – mężczyzna został tam potraktowany przedmiotowo, został wykorzystany i zhańbiony, do końca swego pobytu w więzieniu skazany na szykany i pełnienie roli kozła ofiarnego. Staje się obcym, podrzutkiem, kimś balansującym między tożsamością mężczyzny a tożsamością kobiety. Kimś takim jest Maria – więzień. Jego tożsamość psychiczna i fizyczna zostaje zawieszona, to tylko „kobiece imię i bezużyteczny penis”. Nie przypomina nawet człowieka.

            Więzienie jest wszędzie, bohaterowie noszą je w sobie i nie istnieje żaden inny świat, któremu można by je przeciwstawić. Symbolem tej absolutnej jednolitości jest szarość. Metafora świata ciepniętego na pół staje się w pewnym momencie narracji podstawą zupełnie nieoczekiwanej wolty o podtekście politycznym. Dodajmy, że jest to jedyna tego rodzaju wycieczka w „Murach Hebronu”, która wszakże wydaje się szczególnie znacząca: „Brama była wielka, stalowa, pomalowana na szaro. Wszystkie więzienne bramy, jakie widziałem, pomalowane były na szaro. Oni tej farby muszą mieć do chuja i jeszcze trochę. Tej, i jeszcze czerwonej. Pomyśl - cały kraj ciepnięty na dwa kolory”. Wymowna alternatywa dwóch kolorów więziennej szarości i komunistycznej, „radzieckiej” czerwieni - jedyna pojawiająca się w tekście alternatywa, czyni rzeczywistość Stasiukowej opowieści tym bardziej przygnębiającą, że obraz zaprezentowanej tu metafory rysuje się na tle narracji na ogół nadzwyczaj realistycznej i przez to sam nabiera cech realistyczności. W pewnym sensie zresztą był on realistyczny. Przygnębiająca szarość i bardziej jeszcze od niej przygnębiająca czerwień - oto jak wyglądała w „Murach Hebronu” Polska w latach osiemdziesiątych, piekło podłości i okrucieństwa, przed którymi nie ma ucieczki. Operowanie metaforą często staje się w utworach Stasiuka sposobem wyjścia w narracji poza ciasną perspektywę „Murów Hebronu”, z konieczności ograniczoną. W rozdziale „Opowieści jednej nocy” akcja toczy się po części poza murami więzienia, bo należą do niej przywołane w retrospekcji różne wydarzenia z życia narratora. Inaczej jest w pozostałych tekstach. W ostatnim utworze cyklu spacer po celi - przestrzeni zamkniętej, która tylko w wyobraźni, poprzez zabieg odliczania kroków może być wielokrotnie rozbudowana - przekształca się naraz w prawdziwą wędrówkę. Dwie przestrzenie - zamknięta i otwarta - stanowiące dwa człony porównania, w pewnym momencie utożsamiają się, zespalają w metaforze i okazują się jedną, otwartą na daleki horyzont przestrzenią. Skomplikowana metafora rozwija się w narracji, gdzie nakładają się na siebie realistyczna relacja („Poznałem każdy kąt, rysę na ścianie, a szczury nie boją się mnie. Ja przestałem bać się szczurów”) oraz projekcja wyobrażeń i odczuć narratora - część opowieści dotycząca wchodzenia bohatera do szczurzych jam, sygnalizująca swoistą, odczuwaną przez więźnia „przynależność” do miejsca, w którym siedzi.

            Morze wulgaryzmów, przemoc, perwersje. Świat osadzonych mężczyzn, ale także strażników, to świat bez wartości moralnych, bez wstydu, często bez naturalnych, ludzkich odruchów, takich jak współczucie. Akcja się toczy, a wraz z nią codzienne życie więźniów, którzy już bez nadziei dopuszczają się czynów niegodnych człowieka. Stasiuk ukazuje ludzi, u których ujawniają się czysto zwierzęce instynkty, które ich obezwładniają i rządzą ich zachowaniem. Obserwujemy, jak codzienna egzystencja „mieszkańców" zaczyna sprowadzać się do zaspokajania niewielu potrzeb, zdaje się, że jedynie bezpieczeństwa (aby przeżyć wśród innych, często brutalnych towarzyszy) i przyjemności (żeby jakoś uprzyjemnić sobie swoją karę). Książka z pewnością przytłacza, a niektóre sceny wręcz rażą swoistym okrucieństwem i patologią prezentowanych zachowań. Dlatego odradzam ją osobom szczególnie wrażliwym. Czy poleciłbym ją reszcie? Niekoniecznie. Kto chce, niech czyta, ale na własną odpowiedzialność. Pozycja Stasiuka jest z pewnością pozycją szczególną. Mało jest aż tak mocnych przekazów w literaturze, podróży w głąb ludzkiego, ukrytego, szatańskiego Ja. Niektórym może rzeczywiście otworzyć nieco oczy na to, co może stać się z człowiekiem w ekstremalnych warunkach.

            W świadomości dzisiejszego czytelnika nie ma już „tamtego” Stasiuka. Uliczne życie, edukacja przerwana po szkole podstawowej, dezercja, próba samobójcza, więzienie – wszystko to postanowił podobno wykreślić ze swojego życia w dniu, gdy wraz z przyjacielem wdrapał się na dźwig stojący przy budowanym w latach 80. hotelu Marriott. Kiedy ujrzał Dworzec Centralny wielkości paczki papierosów, uznał, że zostawi dom i spełni swoje największe marzenia.



[1]  (gr. κατάβασις 'zejście' od κατά 'w dół' i βαίνω 'iść') – literacki topos zejścia bohatera do świata umarłych.

28 grudnia 2023

Wariacje pocztowe

 

„Wariacje pocztowe”

Kazimierz Brandys

Autor/ Prozaik i eseista. Urodził się 27 października 1916 roku w Łodzi, zmarł 11 marca 2000 w Paryżu. Kazimierz Brandys pochodził z inteligenckiej rodziny pochodzenia żydowskiego zasymilowanej w Polsce. Dużą popularnością cieszyła się powieść Brandysa „Miasto niepokonane" (1946) z heroiczną tonacją obrazu życia okupowanej Warszawy. W trylogii „Między wojnami": „Samson", 1948 (ekranizacja Andrzeja Wajdy w 1961 roku); „Antygona", 1948; „Troja, miasto otwarte", 1949; „Człowiek nie umiera", 1951), pisarz odzwierciedlił pokolenie mieszczańskich inteligentów czasów II Rzeczypospolitej, okupacji niemieckiej i w okresie powojennym.

Tytuł oryginału/ pl „Wariacje pocztowe”

Tematyka/ Autor dokonuje rozrachunku z przeszłością naszego narodu. Książka, wydana w 1972 roku, była reakcją Brandysa na model Polaka patrioty, który jest dumny ze swojej historii. Dlatego nie brakuje tu groteski i komizmu, ale także ponurych opisów. Co ciekawe, synowie są niezrozumiani przez ojców, a gdy sami stają się ojcami, nie rozumieją swoich synów. W dodatku w ich listach pojawia się wiele razy motyw choroby psychicznej. O polskości i innych demonach – tak można by spróbować określić tematykę tej powieści. Nie jest to przedstawiona w obrazkach historia Polski - we wszystkich swoich upadkach   i   nielicznych   wzlotach.   Konfederacje,   powstania, konspiracje,   wojny,   emigracje   wszystko   to   istnieje   tu   niejako   na marginesie, odbija   się   na   egzystencji,   na   podejmowanych życiowych wyborach, lecz nie działanie stoi w centrum zainteresowania, ale odpowiedzialność za nie.

Główny motyw/ Przygody i perypetie rodzinne, jakie zdarzyły się w obrębie jednej rodziny są zaskakujące. Jeden z rodu Zbierskich musiał tańczyć z małpą przed wezyrem, inny upiekł i zjadł własną nogę podczas kampanii napoleońskiej. Pozostawiony na pastwę losu, nie ma wyjścia. Targają nim rozterki moralne, zadaje sobie pytanie, czy jest zwierzęciem, czy zasługuje na miano człowieka. Próbuje tego dociec poprzez wiarę w Boga... Jeszcze inny popełnił „grzech ciężki” z małpą, z którą zamknięto go w klatce. Śmieszność i nierealność niektórych wydarzeń zawsze łączy się jednak z refleksją na temat Polski, jej historii i losów przyszłych pokoleń.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Więcej ciemna jest ciemność w cudzym kraju niżeli najciemniejsza w własnym (…)”.

(…) bo ludzki sposób na świat przychodzenia jest jeden (…)”.

„Z niewiadomości to wesele, bo nie wie wesoły człowiek, jak nędznie upaść może”.

„(…) przyjdzie potrzeba, ożenisz się z małpą, przyjdzie potrzeba, zagryziesz człeka”.

„Twarzom się przyjrzyj, miłości w nich nie znajdziesz. Tak, w kościołach się modlą, lecz o co? O interes własny. Robaczywa to wiara, nie trzeba jej Boga”.

„Każdy ze śmiertelnych ma w swym ręku nić, co go z labiryntu ciemności wywieść może. Wszakże niewidzialna to nić, łacno ją zgubić w mroku”.

„Na czyim wózku jedziesz, tego piosenkę musisz śpiewać (…)”.

„(…) albowiem im niżej pada człowiek, tym niższe miewa ideje i w prawdziwej mizerii ludzkość jego staje się bydlęcą”.

„Można Bogiem prawie zostać, można też i przestać być człowiekiem”.

„Bo bywa i tak, że niegodziwy postępek trafia się człowiekowi, jak głodnemu chleb”.

„Przeźroczyste dźwigamy łańcuchy i przeźroczyście się nimi opasamy, gardła sobie wzajem przeźroczyście dławiąc (…)”.

„Taką widać musi być nasza dola, że coś we świecie o nas wiedzą, a dobrze nic nie wiedzą”.

„Jużci skutek niewoli nie ubezwolnienie jest tylko, ale też wścieklizna, garb karli i waryjactwo”.

„Bo co jest być Polakiem, to nałóg jak inne choroby”.

„Dziś łotr, by móc być łotrem, znajduje wszelkie argumenta, stoi za nim urządzenie socjalne i ucywilizowana bestialskość”.

„Oni się czują nowym rządem dusz, lecz w dusze nie zaglądają”.

„Cóż, sny bywają rozmaite. Jedni śnią czyn i ofiarę, drugim się przyśni grzybobranie w lesie, innym bodaj nienawiść do kogo lub strach przed szkolną dwóją z geografii. Tobie się śnił testament”.

„Nikt, najsilniejszy wolą, nie zdoła przeskoczyć przez strugę, gdy to struga krwi niewinnej”.

„Jak to się stać mogło, że z Cydów i Rolandów narodził się podwórkowy Hamlet, a Waligóry wydały na świat miejskiego gryzonia?”.

„Trzeba samemu, bez pomocy Boga i Szatana, wyrzeźbić z Chaosu swą tajemnicę (…)”.

„(…) bo u nas ludzie są takimi mistrzami w symulacji uczuć, gdy chodzi o cele ideowe, że w szczerą ideę nikt nie wierzy”.

„Mój drogi, ja czasy niewoli pamiętam i mogę Ci powiedzieć, iż w niewoli jest pewna wygoda, leżąca w braku odpowiedzialności”.

„(…) Mussolini w 10 lat przerobił Lazzaronów na Rzymian. A taką siłą może być dla Polaków idea wegetarianizmu”.

„U nas drobniutki pryszczyk rozdyma się nieraz do ogromu wrzodu, z czego następnie urastają potworne wieże Babel, istotne burdele kłótni i gadania – w szwargotach zaś prym wiodą redakcje gazet”.

„Wszystko szło w kierunku przeze mnie nie zaplanowanym, a teraz jeszcze mieszali mi się w interes politycy, księża i pijaczki. Polski bigos! Wódeczność, groch z kapustą i kadzidło, nie licząc kiełbasy wyborczej, bo tej aromat już zwietrzał”.

„U nas gdy zaczyna się gadać o krwi, możesz być pewien że krew się poleje. A nigdy nie wiadomo czyja”.

„Przed sobą nikt nie jest strzeżony, bo wierz mi, każdy w sobie nosi jakąś godzinę czy dzień, co po latach wystarczą, by poczuł się winny cudzego ukamieniowania”.

„Od moru gnijemy, od ognia, od kłamstwa i obojętności”.

„Mam zasadę nie polemizować z gradobiciem (…)”.

„Opinia publiczna natomiast to odwet warzyw na owocach (…)”.

„Wojna to również przerwa w obojętności”.

„Nie ma nic gorszego niż powtarzać sobie: tragedia istnienia. Przodkowie nasi byli nieszczęśliwi, kiedy bolały ich zęby. Cierpieli także z powodu niewoli. Ból zębów i niewola to są przyczyny ziemskie. Człowiek cierpi wtedy na skutek czegoś, co może przeminąć. Nie należy mówić: Bóg jest winien. Trzeba mówić: cesarz jest winien, dentysta jest winien, albo ja idiota jestem winien”.

„Sprawy na ziemi rozważać w kategoriach wyłącznie historycznych albo wyłącznie etycznych – nie potrafię”.

    

Celowe lub nieświadome wymazanie przez Polaków różnych wydarzeń historycznych uniemożliwia uzyskanie samoświadomości przez klasę średnią, najsilniejszą teraz klasę społeczeństwa. Nie wiedząc, skąd się wzięła, więcej, mając nieczyste sumienie w związku z zatartym wspomnieniem przemocy, której zawdzięcza swoja genezę – ta nowa, potężna siła unika jasnego określania swojej tożsamości. Pławi się w nostalgicznych rojeniach na temat swojej pseudoszlacheckiej przeszłości, na temat dworków i hektarów, powstań i cmentarzy, albo „odlatuje” jak napisał profesor Andrzej Leder „ku jakimś hiperglobalnym wzorcom, czego znakomitym przykładem jest zawrotna kariera, jaką w warstwie mieszczańskiej  zrobiło spożywanie sushi”. Unikając jednak wzięcia kulturowej oraz ideowej odpowiedzialności za siebie i innych, adekwatnie do społecznej roli, którą odgrywa, i polityczne siły, którą reprezentuje, nowe mieszczaństwo unika wejścia w życie publiczne jako świadomy siebie podmiot polityczny. Patriotyzm to nie tylko szacunek i miłość do tradycji, lecz również nieubłagana selekcja elementów tej tradycji, obowiązek intelektualnego wysiłku. Wina za fałszywą ocenę przeszłości, za utrwalanie fałszywych moralnie mitów narodowych, za służące megalomanii narodowej przemilczanie ciemnych plam własnej historii jest zapewne mniejsza z moralnego punktu widzenia niż wyrządzanie zła bliźnim, lecz przecież jest źródłem dzisiejszego zła i zła przyszłego.

W „Wariacjach pocztowych” jedyna bezpośrednia refleksja nad historią pojawia się w wypowiedzi ostatniego z Zabierskich — Zyndrama, który obserwując kręcenie filmu o wojnie, mówi: „przeszłość się dziedziczy w postaci wspólnej nieprawdy dla powszechnego użytku. Moment stawania się historii jest zwykle lekkomyślny. W przeszłości nie byłem majorem, ale oni dostali naszą przeszłość jako scenariusz z nami w roli majorów. I w tej liczbie mnogiej jest już manipulacja historii. Powstanie film — ja umrę. I ze mną odejdzie moja prawda pojedyncza”. Słowa te można uznać za kluczowe w powieści. „Wariacje pocztowe” są polemiką z oficjalną wersją Historii, obroną „prawdy pojedynczej”, która ginie w procesie dziejowym. Ta prawda pojedyncza zostaje przekazana w długich, osobistych listach-testamentach pisanych przez ojców do synów i przez synów do ojców — przez całe 200 lat, od czasów konfederacji barskiej (1770) do pomarcowych represji (1970). Siedmiu bohaterów „Wariacji pocztowych”, przedstawicieli rodu Zabierskich, to zwykli „szeregowcy”, uczestnicy powstań i walk narodowowyzwoleńczych (konfederacja barska, kampania napoleońska, powstania 1830, 1863), emigranci i sybiracy, o czym informują nagłówki listów (daty, miejsca, adresy). Jednak przedmiotem ich refleksji nie są bynajmniej dzieje narodowe, ale osobiste, często dramatyczne przeżycia i przemyślenia, które pragną przekazać potomkom. Są to przeważnie problemy egzystencjalne i etyczne: granice człowieczeństwa, moralność ludzka w sytuacji skrajnego zagrożenia, człowiek w konflikcie między naturą a normami obowiązującymi w społeczeństwie (przypadek Jakuba i Seweryna), jednostka a grupa ludzka (Jan Nepomucen), osobiste perypetie miłosne (Julian), dewiacje i fiksacje Zabierskich (Michał, Jan Nepomucen). Historia narodowa kształtuje biografie, ale prawda pojedyncza wykracza ponad historię, jest prawdą ogólnoludzką i ponadczasową.

            „Wariacje pocztowe” to powieść w listach, która pokazuje przemiany stylu, języka, obyczajów w przeciągu 200 lat, ale przede wszystkim sugeruje, że prawda pojedyncza jest nieprzekazywalna. Wiedza o ojcach w żaden sposób nie wpływa na synów, nie zmienia ich życia, nie zostaje przekazana dalej ani utrwalona. Zyndram czyta historię Marii Sochnackiej i nie wie (lub nie pamięta), że wmieszany w nią był jego rodzony ojciec i wuj. Ze strzępów i okruchów prawdy pojedynczej tworzą się mity i plotki (sprawa Michała). One fałszują prawdę, ale zapewniają ciągłość tradycji.

„Wariacje pocztowe” w ten lub inny sposób dotykają większości najważniejszych dla Polski wydarzeń z ostatnich dwóch stuleci, powieść nie jest jednak zbeletryzowaną lekcją narodowej historii, zwłaszcza historii rozumianej jako obiektywnej prawdy dziejów, dającej się ująć w naukowej narracji. Historia u Brandysa bowiem to z jednej strony losy jednostek, uwikłane w niejasne układy okoliczności zewnętrznych, z drugiej zaś — opowieść o tym, co dawne, czyli podatny na rozmaite interpretacje i odkształcenia zespół przekonań na temat przeszłości, który wprawdzie pełni wobec minionych zdarzeń funkcję porządkującą i wskazuje ich sens, ale właśnie, dlatego więcej mówi o teraźniejszości historiografa niż o rekonstruowanym przebiegu faktów. Charakterystyczne, że jako medium takiego rozumienia historii wybrał Brandys właśnie list — formę maksymalnie osadzoną w teraźniejszości i bardzo osobistą, a zarazem nastawioną na kreowanie własnego wizerunku w oczach adresata. Prezentacja źródeł i ich wzajemnego dialogu (w „Wariacjach…” wiele się dzieje między poszczególnymi elementami fikcyjnego zbioru listów) zastąpiła tutaj porządkującą i interpretującą narrację historyczną. Taka forma literacka to jawny wyraz nieufności pisarza do „prawdy powszechnej”, podporządkowującej sobie prawdę indywidualną.


Surowe, nieczytelne oblicze dziejów zwrócone ku ich uczestnikom zmusza kolejnych Zabierskich do stawiania sobie pytań o własną tożsamość, o relacje z macierzystą zbiorowością, o granice wolności i konieczności, wreszcie o istotę człowieczeństwa. Powtarzanie się, co pokolenie podobnego wzorca egzystencjalnego sugeruje brak ciągłości między biografiami ojców i synów, niemożliwość przekazywania i kumulowania doświadczeń. Jednak losy bohaterów oglądane z perspektywy czytelnika układają się nie tylko w niezmienny model kondycji ludzkiej, lecz także w dynamiczny obraz ewolucji polskiej warstwy szlacheckiej, która dzięki osobistemu zaangażowaniu w sprawy narodowe, żywotności i mobilności (zazwyczaj wymuszonej przez sytuację, a nie wynikłej z temperamentu) stopniowo przekształca się w nowoczesną inteligencję. W powieściowym opisie tego procesu ważną, chociaż niewyeksponowaną rolę odgrywają koligacje Zabierskich z rodzinami o mniej słowiańsko brzmiących nazwiskach: z Hirszkowiczami, Tylmanami, Heftmanami. Dla cywilizacyjnego wątku „Wariacji pocztowych”, który streszcza się w zdaniu: „krew pomieszana wzbogaca się przez sny obce”, istotne jest zarówno to, że jeden z bohaterów żeni się z pół-Żydówką, a pół-Kreolką, jak i to, że na całym rodzie ciąży fantastyczna plotka o spokrewnieniu z małpami — groteskowy pogłos teorii Darwina i zoofilskich przygód któregoś z przodków w tureckiej niewoli. Dwudziestowieczny inteligent i artysta, owoc tego mieszanego rodowodu, nosi w utworze miano, które jest znanym nam już anagramem nazwiska autora: Zyndram Zabierski.

Poszczególne pary listów datowane są na lata: 1770, 1799, 1833, 1867, 1900, 1932, 1970, które pełnią zarazem funkcję tytułów rozdziałów powieści Brandysa. Znajduje tu odzwierciedlenie „mechanizm adaptacji ludzi różnych pokoleń do nowych wzorów”, wprowadzanych przez kolejne epoki. Polega to na pielęgnowaniu wartości rodzinnych, jako ostoi polskości: Zabierscy „zmieniają się... i pozostają ci sami”. Pozbawieni własnego państwa poszukują pomocy i zrozumienia w rodzinie, gdzie struktura władzy opiera się na instancji rodzicielskiej. To ojcowie racjonalizują sytuację. Jako realizatorzy strategii patriarchów czynią przy sposobności zadość ekspiacji za odgrywaną w młodości rolę syna marnotrawnego.

Sztuka konwersacji epistolarnej w „Wariacjach pocztowych” to nie tylko wymiana myśli z adresatem, również rozmowa ze sobą, bo - jak czytamy - „Bóg wie, czy ten rękopis Cię dojdzie, lecz ja i do siebie go piszę i ze sobą się sądzę”. Koncentracja na „faktach wewnętrznych” powoduje, że list zaczyna pełnić rolę dziennika intymnego. Staje się aktem autopsychoterapii, i to nawet ekshibicjonistycznym, gdy mowa na przykład o rozterkach moralnych, wywołanych rozpamiętywaniem okoliczności spółkowania z małpą w klatce, pamięcią o zjedzeniu własnej amputowanej nogi, zawiedzioną miłością do urodziwej panny w powstańczym mundurze, która okazała się... mężczyzną, czy - w innym jeszcze przypadku - nieudaną próbą samobójstwa w rezultacie miłosnego zawodu. I choć owe drastyczne sytuacje nie gwarantują Zabierskim miejsca w historii, to przecież odczuwają oni potrzebę określenia własnego miejsca w dziejach. Wyraziście ilustrują to losy Jana Nepomucena Zabierskiego, zaznającego ostracyzmu ze strony współtowarzyszy emigracyjnej niedoli. W celu podporządkowania sobie niepokornej jednostki grupa emigrantów manipuluje narodową tradycją. Wywołuje to pusty śmiech Jana Nepomucena i pogłębia jego wewnętrzną pustkę. Klęska, która go spotyka, ma podwójny wymiar - ani nie jest on w stanie zintegrować się z grupą „brukselczyków”, ani też nie potrafi jej opuścić z własnej woli. „Żółć do mnie hypokryty mają, żółć patryjotyczną, o to żem śmiał nie razem z nimi w Bruxelii za Ojczyznę cierpieć”, „A Nepomucek tatkowy nie klęknął, czyli nie dość uklęknął albo li-tylko przyklęknął. Aj, bieda! Bo oni tasiemką mierzą, czy przy uklęknieniu głowa należycie schylona do posadzki, gdy zaś nieco odstaje, krzyczą: on nie nasz! Nie z nami! I przygniatają ręką albo i siędą na łbie, dusząc zadem”. Taki to ironiczny wydźwięk zyskuje „uwięzienie” w polskości. Temu, co zbiorowe, przeciwstawione więc zostaje to, co indywidualne. Konflikt indywidualnego ze zbiorowym ujawnia się zresztą we wszystkich listach. Świadomość i zachowanie jednostki okazuje się w końcu lepiej umotywowane. Tym samym uwydatnione zostaje znaczenie opozycji między kultywowaniem tradycji a koniecznością jej weryfikacji - przede wszystkim z indywidualnego punktu widzenia.

Odpowiedzialnością za sytuację egzystencjalną Zabierscy obarczają m. in. diabła oraz głęboko tkwiące w człowieku „diabelskie pierwiastki”. O udziale diabła traktuje każdy bez mała list, począwszy od facecji o przyczynach bólu zęba Prota Zabierskiego, protoplasty rodu. Ukazana za pomocą niewyszukanych środków stylistycznych przypadłość owa daje asumpt do rozważań religijnych, zwieńczonych sentencją: „Dyabeł mnie przy jedzeniu wlazł w gębę i stamtąd zaprawia z żydowska po lutersku moją animam christianam”. Wiekuista i bolesna jak – niestety – jej dawca i włodarz, jak Demiurg. Jak ów posępny animator Annuszki z powieść Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”, która rozlała olej. Jak jej rzekomo niebiański lub diabelski, rzekomo dobry i rzekomo sprawiedliwy „macher”. I dawca początku z jego zawsze złym zakończeniem. U Bułhakowa był to rozlany olej, u Brandysa bolący ząb. Szczegóły nie są zresztą ważne, ważny jest plan ogólny, ważny zamiar.

W tym momencie przypomniał mi się tekst Jana Józefa Lipskiego pt. „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy”. Uwagi o megalomani narodowej i ksenofobii Polaków, w którym autor zawarł oto takie słowa na temat książki Kazimierza Brandysa: „Ojczyźniano-patriotycznej frazeologii w prasie oficjalnej towarzyszy od wielu już lat nagonka na tych, którzy ośmielają się psuć malowanki i panoramki dla głuptasków. Utkwił mi w pamięci szczególnie atak na >Wariacje pocztowe< Kazimierza Brandysa. Jest to jedna z najambitniejszych i najmądrzejszych książek tego autora. Cała sfora bardzo „patriotycznych” dziennikarzy i krytyków rzuciła się na niego, jako na tego, który ośmiesza i wyszydza naszą przeszłość. Było to zdumiewające. Brandys w sposób przejmujący przedstawił los jednej polskiej rodziny, która w każdym kolejnym pokoleniu zrywa się wraz z narodem do walki o niepodległość ojczyzny - i w każdym pokoleniu ponosi klęskę, strącającą pokonanych na dno nędzy, wykolejającą społecznie i psychicznie. Taka właśnie jest tragiczna prawda o losie, jeśli nie całego narodu, to przynajmniej elity, niosącej w sobie jego samoświadomość. Czytałem tę powieść tak, jak czyta się relacje historyków o kolejnych klęskach narodowych; prawie byłem chory podczas lektury, jeszcze raz przeżywałem tragizm naszych dziejów. I potem dowiaduję się, że autor >Wariacji pocztowych< ośmiesza i wyszydza. To zależy, jakie kto ma poczucie humoru i jakiego obszaru ono dotyczy”.

Zbiorową pamięć wypełnia nie tyle prawda historyczna, ile mityczna opowieść o dawnych przewagach lub cierpieniach. Pamięć wygrywa z historią. W bliższych nam czasach mity polityczne uważano – jak Karol Marks – za formę fałszywej świadomości lub – jak Roland Barthes – za pole bitwy o panowanie nad zbiorową wyobraźnią. Żaden IPN nie poradzi sobie z pamięcią narodową. Co prawda władcy budują piramidy, łuki triumfalne czy tylko przejmują archiwa, by następnym pokoleniom narzucić własną wizję historii. Jednak pamięć zawsze wymykała się im spod kontroli. W narodowych mitach dawne triumfy mają takie same znaczenie jak klęski. Między dwoma mieczami spod Grunwaldu i kotwicą z Powstania Warszawskiego nie ma większej różnicy. Są uświęconym symbolem walki z wrogiem dziedzicznym. Ale mity narodowe nie są wieczne, choć ich symbole są wykute w granicie, odlane w spiżu, zapisane na pergaminach lub taśmie filmowej. Kostnieją i obumierają, gdy państwo czyni z nich dogmat obwarowany cenzurą i represjami wobec dysydentów. I odżywają, gdy mogą być wciąż na nowo odkrywane i interpretowane, gdy pobudzają do sporu. Śmieszność i nierealność niektórych wydarzeń opisanych w „Wariacjach pocztowych” zawsze łączy się jednak z refleksją na temat Polski, wydarzeń historycznych, jakie ją spotykają i losów przyszłych pokoleń. Oto jedna z ocen naszego narodu: „U nas drobniutki pryszczyk rozdyma się naraz do ogromu wrzodu, z czego następnie urastają potworne wieże Babel, istne burdele kłótni i gadania [...]”. Pytanie, jakie stawia autor w swoim dziele brzmi: czy Polacy umieją poradzić sobie z bagażem romantycznej tradycji, zesłańców, z całą mitologią powstańczą? Nie odpowiada na to pytanie wprost, jednak dokładna lektura przyniesie czytelnikowi autorską odpowiedź. Książka nie podobała się ówczesnym krytykom. Zarzucali autorowi mieszanie się do spraw Polski, twierdzili, że Żyd nie będzie pouczał Polaków o historii narodu. Opinie te nie zniszczyły ważnego dla polskiej literatury dzieła. Po tej wspaniałej, ale jakże trudnej lekturze zadałem sobie pytanie: czy dałoby się napisać dalszy ciąg listowej historii dotyczącej wydarzeń współczesnych? Myślę, że tak i nie byłby on za bardzo optymistyczny.