07 czerwca 2017

Księga Diny



„Księga Diny”



Autor/ wybitna norweska pisarka urodzona w 1942 roku w Vesterålen. Zadebiutowała w 1976 zbiorem wierszy Skrzydlaty zespół”, zasłynęła jednak, jako autorka znakomitych powieści, w tym dwóch trylogii poświęconych dwóm bohaterkom: Torze i Dinie. Wielokrotnie nagradzana, otrzymała między innymi prestiżową nagrodę literacką Rady Nordyckiej, Nagrodę Krytyków, Nagrodę Księgarzy oraz Nagrodę im. Amalie Skram. Najbardziej znanym jej dziełem jest Księga Diny”, która została zekranizowana w roku 2002.

Tłumaczenie/ Ewa Partyga

Tematyka/ Jest to opowieść o wypaczonych uczuciach. O egoizmie bez granic, który przez główną bohaterkę był postrzegany wręcz, jako altruizm. O uporze, który ma tak wielką siłę niszczącą, że prowadzi do śmierci. O kobiecie, która jest jak demon zniszczenia. O zachwianiu równowagi między dobrem i złem czy wręcz o niepostrzeganiu różnicy między nimi. Autorka powołała do życia osobę tak zaburzoną, że spotkanie z nią na kartach książki jest sporym przeżyciem.

Główny motyw/ Mała Dina powoduje wypadek, który odbiera życie jej matce. Mała Dina odtrącona przez ojca przez cały dzień słyszy krzyki konającej kobiety, która dała jej życie. Jak te wydarzenia wpłyną na jej życie? Jak z tym okrutnym piętnem odnajdzie się w XIX-wiecznej, surowej, norweskiej społeczności?

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„ Śmierć i jej odległe od życia atrybuty nie lubią pośpiechu”.

„Człowiek nie może tęsknić za kimś, kogo sam wyprawił w drogę”.

„Ten, kto potrafi zagrać wszystkie nuty, niekoniecznie umie poruszać ludzkie serca. Muzyka ma duszę, tak samo jak ludzie. Dusza też musi zabrzmieć…”.

„[…] każda rodzina ma swoje sekrety i dziwactwa…”.

„[…] humor to drugie dno tragedii”.

„Żal to obrazy, których nie można zobaczyć, a które mimo wszystko trzeba w sobie nosić”.

„Nikt nie jest nieszczęśliwy dlatego, że musiał umrzeć. To żywi są nieszczęśliwi”.

„Chodzi o to, że oni nie rozumieją, że wiedza może pochodzić również
z doświadczenia i mądrości”.

„Kobiety często rozrywają ludzi na strzępki, które potem rozrzucają na wietrze. A za chwilę jadą do kościoła”.

„Wszyscy jesteśmy maluczcy, gdy w grę wchodzi miłość”.

„Ten, kto wymyka się tylnymi drzwiami, ma coś do ukrycia”.

„Może Wszechmogący rozumie, że są pewne granice męskiej odporności”.

„Trzeba robić to, co się chce, zanim ogarną człowieka wątpliwości”.

„W dzisiejszych czasach nie można liczyć na żaden szacunek. Wszyscy opowiadają o ludzkich tragediach i nieszczęściach, jakby chodziło
o pchły! Co za nieobyczajność!”.

„Bogactwo ma wiele twarzy. Są nawet tacy, którzy dostają miłość za nic”.

„Świętość zawsze ma coś wspólnego z wojną”.

„W czasie wojny zawsze jest ktoś, kto siedzi na płocie i zbiera obfite dary albo pozbywa się gówna”.

„Nie wszystko co pochodzi z góry jest dobre”.

„I na co komu marzenia? […] Krótko trwają i źle się to kończy albo wleczesz je ze sobą przez całe życie”.

„Miłość jest chyba morską falą stworzoną tylko dla tej plaży, w którą uderza”.

„Wojna, która nie ma żadnego sensu dla tych, co muszą walczyć, jest zawsze z góry przegrana”.

                   
                         Wszystko się zaczęło wtedy, kiedy referendarz ojciec pięcioletniej Diny przywiózł ze sobą do dworu z jesiennego tingu kowala, mistrza w swoim fachu. Kowal, którego ludzie nazywali Długolicym miał wykuć najdziwniejsze rzeczy, przydatne w gospodarstwie. Skonstruował na przykład urządzenie, które powieszone nad szlifierką wylewało dokładnie siedem łyżek stołowych wody na ostrze kosy, za dziesiątym obrotem korby. Spod jego ręki wychodziły zamki, które zatrzaskiwały się, jeśli ktoś, kto nie znał mechanizmu, próbował je otworzyć z zewnątrz. Robił też najpiękniejsze pługi i okucia. Kiedy tylko pojawił się w domostwie referendarza od razu „zauważył” matkę Diny. Ten ciemnooki mężczyzna, podobno Cygan, patrzył na Hjertrud żonę referendarza tak, jakby była jego drogocennym nabytkiem. A jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Referendarz próbował niebawem pozbyć kowala pracy, uznał, bowiem, że sprawy zaszły trochę za daleko.
               
                            Ale kowal Bendik pozostał pod osłoną łagodnego uśmiechu Hjertrud. Wykuwał, więc swe przemyślne zamki do drzwi i szaf, zamontował system doprowadzający wodę do szlifierki. A na koniec zrobił nowe ucho do ogromnego kotła, w którym kobiety gotowały ług i ubrania. Do uchwytów przymocował mechanizm, dzięki któremu można było stopniowo przechylać kocioł, by wylać ług. Stopniowo i bez trudu, za pomocą dźwigni przytwierdzonej do zawieszenia kotła.
                 
                         Kilka dni przed Bożym Narodzeniem Dina wybrała się z matką do pralni. Na wielkie pranie. Cztery kobiety do pracy i jeden parobek, który miał nosić wodę. Przemieszana z kawałkami lodu woda trafiała z wiader do wielkich beczek stojących przy drzwiach. Potem wszystko roztapiało się w kotle, wypełniając pomieszczenie parą podobną do nocnej mgły. Kobiety miały na sobie zaledwie porozpinane koszule. Bose stopy w drewnianych chodakach i zakasane rękawy. Dłonie, zaczerwienione jak świeżo sparzone prosięta. Twarze spocone rozmazywały się pod ciasno związanymi chustami. Pot lał się strugami po policzkach i szyjach. Strumienie zbierały się w jedną rzekę miedzy piersiami.
Gdy pani Hjertrud wydawała polecenia jednej z dziewcząt, Dina zapragnęła przyjrzeć się z bliska mechanizmowi, który wszyscy tak wychwalali. W kotle już wrzało. Ług roztaczał przyjemną, swojską woń, przypominającą zapach miednic z mydlinami. Dina zacisnęła swoje małe piąstki na dźwigni. Tylko po to, by spróbować, jak się ją trzyma. Hjertrud w okamgnieniu dostrzegła niebezpieczeństwo i rzuciła się naprzód. Mała nie była na tyle przewidująca, by owinąć dłonie gałgankiem, jak to czyniły dziewczęta. Oparzyła się dotkliwie i błyskawicznie cofnęła rękę. Ale dźwignia już się przesunęła. O dwa zęby. Kąt i kierunek nachylenia najniższego punktu krawędzi kotła wyznaczyły los Hjertrud. Z gara ulało się dokładnie tyle, ile powinno, ni mniej, ni więcej, i już. Ług pryskał sobie dalej w wiszącym kotle. Strumień trafił najpierw, bardzo celnie, w twarz i pierś. Ale zaraz zebrał się w parzące rzeki, spływające po nieszczęsnym ciele. Skóra i płaty sparzonego mięsa odrywały się wraz z przepalonymi ługiem strzępami ubrania. To nie jej śmierć była najgorsza. Straszniejszy był ten krzyk. I brak skóry. Od tamtej pory Dina miała nosić w sobie obraz swojej matki Hjertrud podobny do „rozpłatanego brzucha owcy. Do tego”.
            
                         Dina została wysłana na sąsiedni folwark, gdzie wszyscy się na nią gapili, badawczo. Jakby była z innej planety. Czasami zasypiała, nie mogąc unieść ciężaru wszystkich spojrzeń. Pewnego dnia Dina dowiedziała się, że Hjertrud krzyczała przez całą dobę, że straciła rozum i umarła. To pogłębiło tylko poczucie winy małej Diny. Od tamtej pory Dina „widywała” swoją matkę spacerującą po plaży, domu, gospodarstwie, budynkach gospodarczych. Nikt jej nie widział tylko Dina.
          
               
               Dina rosła była bardzo wysoka jak na swój wiek. Bardzo męska. Paliła cygara i siedziała na koniu jak chłop, ale miała przy tym śliczne różowe paznokcie. Kobiety się jej bały, mężczyźni byli jej ciekawi.  Dina wyszła za mąż za Jakuba, którego oczarowała grą na wiolonczeli. Małżeństwo było udane, lecz Jakub odczuwał często psychiczny dyskomfort, szczególnie podczas nocnych zbliżeń z Diną. Jego żona miała w sobie „dzikość”, nieprzewidywalność i widziała swoją matkę „spacerującą” po ich sypialni. O Dinie, młodej pani Reinsnes, jedynej córce referendarza Holmla mówiła cała okolica. Zachowywała się jak chłopak zwariowany na punkcie koni. Nawet po zamążpójściu.
                  
                       Jakub uległ wypadkowi, gangrena zaatakowała jedną jego nogę. Noga zaczęła już cuchnąć. Smród od dawna zalegał w pokojach. Kucharka czuła go nawet w jadalni. Od każdej ściany wiało grozą, przerażeniem. Dina postanowiła zawieść saniami męża do doktora. Był listopad. Na drogach zalegał śnieg i zaspy. Ona jedna radziła sobie z młodym koniem imieniem Szatan. A trzeba było jechać szybko. Po kilku godzinach Dina wróciła do domu. Zmarznięta, prawy rękaw kurtki zwisał w strzępach. Naznaczony krwią z rany. W lewej ręce wciąż trzymała kurczowo nóż o krótkim ostrzu, podobny do tych, które Laponki noszą u pasa. A gdzie jest Jakub jej mąż? W Reinsnes zawitała władza, by ustalić przebieg tych wszystkich wydarzeń, łącznie ze śmiercią. Każdy szczegół należało opisać, nic nie powinno pozostać w ukryciu. Komisja orzekła, że Dina jechała tak szybko, niż pozwalały na to rzemienie i liny, by zawieść swego męża do lekarza, że osiągnęła zbyt wielką prędkość na zakręcie koło mostu albo, że ten dziki koń poniósł akurat na skraju przepaści i zamocowanie dyszli puściło. Jakub spadł prosto w przepaść. Wszyscy uznali to wydarzenie za wielką tragedię dla całej okolicy i powiatu. Stwierdzili, że Dina Gronelv nie może dojść do siebie z rozpaczy. Że jest nieobliczalna i straciła mowę wskutek szoku.
           
                      Dina nie wzięła udziału w pogrzebie męża. Na długo przed spodziewanym powrotem orszaku pogrzebowego Dina i parobek Tomasz uprawiali ze sobą dziki i namiętny seks zakrapiany alkoholem. Mieszkańcy próbowali się zbliżyć do Diny, wszyscy po kolei. Ale jej świat nie był ich światem. Nie reagowała na żadne próby zbliżenia, udaremniała wszelką chęć kontaktu. Nie odzywała się, gdy ktoś do niej mówił. Dina na dodatek była całkowicie pozbawiona kokieterii i nie zdawała sobie sprawy ze swego oddziaływania na ludzi. Do swego ciała miała podejście sześcioletniego dziecka. Nie odczuwała najmniejszego wstydu, ubierając się czy rzucając bezpośrednie uwagi. Dla Diny nie istniały żadne granice. Nie troszczyła się o ludzkie sądy. Oceniała sytuację w okamgnieniu. W swoje kłopoty wciągała innych. Na dodatek oprócz matki zaczął „odwiedzać” ją zmarły mąż Jakub.
                  
                   Rozdział po rozdziale umierają w zwyczajnych okolicznościach kolejne osoby, które zbliżyły się do Diny. Pojawiają się ich duchy, które jak u szekspirowskiego „Makbeta” mycie rąk przez Lady Makbet symbolizują poczucie winy, jak u biblijnego Kaina piętno symbolizowało znak jego zbrodni. Biorąc pod uwagę siłę potrzeby miłości u Diny oraz trudności w przyjmowaniu uczuć, możemy sądzić, że Dina jest „opętana”. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana: Dina reaguje niesłychanie boleśnie i jest bardzo wrażliwa na wszelkie, nawet najdrobniejsze przejawy odrzucenia czy odtrącenia. Nawet atmosfera umiarkowana, choć bezpieczna, w jej życiu emocjonalnym wydaje się odtrąceniem. Dokładna analiza książki Herbjørg Wassmo „Księga Diny” poprzez koncepcję psychoanalityczną wskazuje na konflikt wczesnodziecięcy, jako podstawowy czynnik patogenny w powstawaniu zaburzeń po traumie zwaną "traumatyczną utratą".
                   
                   „Księga Diny” to nie tylko wybitna literatura, lecz również niezwykle ekspresyjny obraz, wspaniała symfonia, poruszająca rzeźba kobiety pełnej mocy i bólu, która stała się centrum wszystkiego i przeznaczeniem wszystkich. Dina nazywana przez autorkę amazonką i wojowniczką, wilczycą i olbrzymką, pozostaje przede wszystkim głęboko zranionym dzieckiem, którego uczucia uległy dewiacji w wyniku strasznych przeżyć. "Jam jest Dina, zabijam tych, których kocham" - mówi tytułowa bohaterka. Śmierć towarzyszy Dinie nieustannie, jest oswojona, bliska jak duchy zmarłych, które często ją nawiedzają. Dina żyje na pograniczu dwóch światów. Zafascynowana przemijaniem i sztuką unicestwiania, naznaczona piętnem śmierci. „Księga Diny” została zekranizowana w roku 2002.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz