„Księga Diny”
Autor/ wybitna
norweska pisarka urodzona w 1942 roku w Vesterålen. Zadebiutowała w 1976
zbiorem wierszy „Skrzydlaty zespół”, zasłynęła
jednak, jako autorka znakomitych powieści, w tym dwóch trylogii poświęconych
dwóm bohaterkom: Torze i Dinie. Wielokrotnie nagradzana, otrzymała między
innymi prestiżową nagrodę literacką Rady Nordyckiej, Nagrodę Krytyków, Nagrodę
Księgarzy oraz Nagrodę im. Amalie Skram. Najbardziej znanym jej dziełem
jest „Księga
Diny”, która została zekranizowana w roku 2002.
Tłumaczenie/ Ewa Partyga
Tematyka/ Jest to opowieść
o wypaczonych uczuciach. O egoizmie bez granic, który przez główną bohaterkę
był postrzegany wręcz, jako altruizm. O uporze, który ma tak wielką siłę niszczącą,
że prowadzi do śmierci. O kobiecie, która jest jak demon zniszczenia. O
zachwianiu równowagi między dobrem i złem czy wręcz o niepostrzeganiu różnicy
między nimi. Autorka powołała do życia osobę tak zaburzoną, że spotkanie z nią
na kartach książki jest sporym przeżyciem.
Główny motyw/ Mała Dina
powoduje wypadek, który odbiera życie jej matce. Mała Dina odtrącona przez ojca
przez cały dzień słyszy krzyki konającej kobiety, która dała jej życie. Jak te
wydarzenia wpłyną na jej życie? Jak z tym okrutnym piętnem odnajdzie się w
XIX-wiecznej, surowej, norweskiej społeczności?
Cytat z
książki charakteryzujący problematykę utworu:
„ Śmierć i jej odległe od życia
atrybuty nie lubią pośpiechu”.
„Człowiek nie może tęsknić za
kimś, kogo sam wyprawił w drogę”.
„Ten, kto potrafi zagrać
wszystkie nuty, niekoniecznie umie poruszać ludzkie serca. Muzyka ma duszę, tak
samo jak ludzie. Dusza też musi zabrzmieć…”.
„[…] każda rodzina ma swoje
sekrety i dziwactwa…”.
„[…] humor to drugie dno
tragedii”.
„Żal to obrazy, których nie
można zobaczyć, a które mimo wszystko trzeba w sobie nosić”.
„Nikt nie jest nieszczęśliwy
dlatego, że musiał umrzeć. To żywi są nieszczęśliwi”.
„Chodzi o to, że oni nie
rozumieją, że wiedza może pochodzić również
z doświadczenia i mądrości”.
„Kobiety często rozrywają ludzi
na strzępki, które potem rozrzucają na wietrze. A za chwilę jadą do kościoła”.
„Wszyscy jesteśmy maluczcy, gdy
w grę wchodzi miłość”.
„Ten, kto wymyka się tylnymi
drzwiami, ma coś do ukrycia”.
„Może Wszechmogący rozumie, że
są pewne granice męskiej odporności”.
„Trzeba robić to, co się chce,
zanim ogarną człowieka wątpliwości”.
„W dzisiejszych czasach nie
można liczyć na żaden szacunek. Wszyscy opowiadają o ludzkich tragediach i
nieszczęściach, jakby chodziło
o pchły! Co za nieobyczajność!”.
„Bogactwo ma wiele twarzy. Są
nawet tacy, którzy dostają miłość za nic”.
„Świętość zawsze ma coś
wspólnego z wojną”.
„W czasie wojny zawsze jest
ktoś, kto siedzi na płocie i zbiera obfite dary albo pozbywa się gówna”.
„Nie wszystko co pochodzi z góry
jest dobre”.
„I na co komu marzenia? […]
Krótko trwają i źle się to kończy albo wleczesz je ze sobą przez całe życie”.
„Miłość jest chyba morską falą
stworzoną tylko dla tej plaży, w którą uderza”.
„Wojna, która nie ma żadnego
sensu dla tych, co muszą walczyć, jest zawsze z góry przegrana”.
Wszystko się zaczęło
wtedy, kiedy referendarz ojciec pięcioletniej Diny przywiózł ze sobą do dworu z
jesiennego tingu kowala, mistrza w swoim fachu. Kowal, którego ludzie nazywali
Długolicym miał wykuć najdziwniejsze rzeczy, przydatne w gospodarstwie. Skonstruował
na przykład urządzenie, które powieszone nad szlifierką wylewało dokładnie
siedem łyżek stołowych wody na ostrze kosy, za dziesiątym obrotem korby. Spod
jego ręki wychodziły zamki, które zatrzaskiwały się, jeśli ktoś, kto nie znał
mechanizmu, próbował je otworzyć z zewnątrz. Robił też najpiękniejsze pługi i
okucia. Kiedy tylko pojawił się w domostwie referendarza od razu „zauważył”
matkę Diny. Ten ciemnooki mężczyzna, podobno Cygan, patrzył na Hjertrud żonę
referendarza tak, jakby była jego drogocennym nabytkiem. A jej to najwyraźniej
nie przeszkadzało. Referendarz próbował niebawem pozbyć kowala pracy, uznał,
bowiem, że sprawy zaszły trochę za daleko.
Ale kowal Bendik pozostał pod
osłoną łagodnego uśmiechu Hjertrud. Wykuwał, więc swe przemyślne zamki do drzwi
i szaf, zamontował system doprowadzający wodę do szlifierki. A na koniec zrobił
nowe ucho do ogromnego kotła, w którym kobiety gotowały ług i ubrania. Do
uchwytów przymocował mechanizm, dzięki któremu można było stopniowo przechylać
kocioł, by wylać ług. Stopniowo i bez trudu, za pomocą dźwigni przytwierdzonej
do zawieszenia kotła.
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem
Dina wybrała się z matką do pralni. Na wielkie pranie. Cztery kobiety do pracy
i jeden parobek, który miał nosić wodę. Przemieszana z kawałkami lodu woda
trafiała z wiader do wielkich beczek stojących przy drzwiach. Potem wszystko
roztapiało się w kotle, wypełniając pomieszczenie parą podobną do nocnej mgły. Kobiety miały
na sobie zaledwie porozpinane koszule. Bose stopy w drewnianych chodakach i
zakasane rękawy. Dłonie, zaczerwienione jak świeżo sparzone prosięta. Twarze
spocone rozmazywały się pod ciasno związanymi chustami. Pot lał się strugami po
policzkach i szyjach. Strumienie zbierały się w jedną rzekę miedzy piersiami.
Gdy
pani Hjertrud wydawała polecenia jednej z dziewcząt, Dina zapragnęła przyjrzeć
się z bliska mechanizmowi, który wszyscy tak wychwalali. W kotle już wrzało. Ług roztaczał przyjemną, swojską woń, przypominającą zapach
miednic z mydlinami. Dina zacisnęła swoje małe piąstki na dźwigni. Tylko po to,
by spróbować, jak się ją trzyma. Hjertrud w okamgnieniu dostrzegła
niebezpieczeństwo i rzuciła się naprzód. Mała nie była na tyle przewidująca, by
owinąć dłonie gałgankiem, jak to czyniły dziewczęta. Oparzyła się dotkliwie i
błyskawicznie cofnęła rękę. Ale dźwignia już się przesunęła. O dwa zęby. Kąt i
kierunek nachylenia najniższego punktu krawędzi kotła wyznaczyły los Hjertrud.
Z gara ulało się dokładnie tyle, ile powinno, ni mniej, ni więcej, i już. Ług
pryskał sobie dalej w wiszącym kotle. Strumień trafił najpierw, bardzo celnie,
w twarz i pierś. Ale zaraz zebrał się w parzące rzeki, spływające po
nieszczęsnym ciele. Skóra i płaty sparzonego mięsa odrywały się wraz z
przepalonymi ługiem strzępami ubrania. To nie jej śmierć była najgorsza.
Straszniejszy był ten krzyk. I brak skóry. Od tamtej pory Dina miała nosić w
sobie obraz swojej matki Hjertrud podobny do „rozpłatanego brzucha owcy. Do tego”.
Dina została wysłana na sąsiedni
folwark, gdzie wszyscy się na nią gapili, badawczo. Jakby była z innej planety.
Czasami zasypiała, nie mogąc unieść ciężaru wszystkich spojrzeń. Pewnego dnia
Dina dowiedziała się, że Hjertrud krzyczała przez całą dobę, że straciła rozum
i umarła. To pogłębiło tylko poczucie winy małej Diny. Od tamtej pory Dina
„widywała” swoją matkę spacerującą po plaży, domu, gospodarstwie, budynkach
gospodarczych. Nikt jej nie widział tylko Dina.
Jakub uległ wypadkowi, gangrena zaatakowała
jedną jego nogę. Noga zaczęła już cuchnąć. Smród od dawna zalegał w pokojach.
Kucharka czuła go nawet w jadalni. Od każdej ściany wiało grozą, przerażeniem.
Dina postanowiła zawieść saniami męża do doktora. Był listopad. Na drogach
zalegał śnieg i zaspy. Ona jedna radziła sobie z młodym koniem imieniem Szatan. A
trzeba było jechać szybko. Po
kilku godzinach Dina wróciła do domu. Zmarznięta, prawy rękaw kurtki zwisał w
strzępach. Naznaczony krwią z rany. W lewej ręce wciąż trzymała kurczowo nóż o
krótkim ostrzu, podobny do tych, które Laponki noszą u pasa. A gdzie jest Jakub
jej mąż? W Reinsnes zawitała władza, by ustalić przebieg tych wszystkich wydarzeń,
łącznie ze śmiercią. Każdy szczegół należało opisać, nic nie powinno pozostać w
ukryciu. Komisja orzekła, że Dina jechała tak szybko, niż pozwalały na to
rzemienie i liny, by zawieść swego męża do lekarza, że osiągnęła zbyt wielką
prędkość na zakręcie koło mostu albo, że ten dziki koń poniósł akurat na skraju
przepaści i zamocowanie dyszli puściło. Jakub spadł prosto w przepaść. Wszyscy uznali to
wydarzenie za wielką tragedię dla całej okolicy i powiatu. Stwierdzili, że Dina
Gronelv nie może dojść do siebie z rozpaczy. Że jest nieobliczalna i straciła
mowę wskutek szoku.
Dina nie wzięła udziału w pogrzebie
męża. Na długo przed spodziewanym powrotem orszaku pogrzebowego Dina i parobek
Tomasz uprawiali ze sobą dziki i namiętny seks zakrapiany alkoholem. Mieszkańcy
próbowali się zbliżyć do Diny, wszyscy po kolei. Ale jej świat nie był ich
światem. Nie reagowała na żadne próby zbliżenia, udaremniała wszelką chęć
kontaktu. Nie odzywała się, gdy ktoś do niej mówił. Dina na dodatek była
całkowicie pozbawiona kokieterii i nie zdawała sobie sprawy ze swego
oddziaływania na ludzi. Do swego ciała miała podejście sześcioletniego dziecka.
Nie odczuwała najmniejszego wstydu, ubierając się czy rzucając bezpośrednie
uwagi. Dla Diny nie istniały żadne granice. Nie troszczyła się o ludzkie sądy.
Oceniała sytuację w okamgnieniu. W swoje kłopoty wciągała innych. Na dodatek
oprócz matki zaczął „odwiedzać” ją zmarły mąż Jakub.
Rozdział po rozdziale
umierają w zwyczajnych okolicznościach kolejne osoby, które zbliżyły się do
Diny. Pojawiają się ich duchy, które jak u szekspirowskiego „Makbeta” mycie
rąk przez Lady Makbet symbolizują poczucie winy, jak u biblijnego Kaina piętno
symbolizowało znak jego zbrodni. Biorąc pod uwagę siłę potrzeby miłości u Diny
oraz trudności w przyjmowaniu uczuć, możemy sądzić, że Dina jest „opętana”. Sprawa jest jednak
bardziej skomplikowana: Dina reaguje niesłychanie boleśnie i jest bardzo
wrażliwa na wszelkie, nawet najdrobniejsze przejawy odrzucenia czy odtrącenia.
Nawet atmosfera umiarkowana, choć bezpieczna, w jej życiu emocjonalnym wydaje
się odtrąceniem. Dokładna analiza książki Herbjørg Wassmo „Księga Diny” poprzez koncepcję psychoanalityczną
wskazuje na konflikt wczesnodziecięcy, jako podstawowy czynnik patogenny w powstawaniu zaburzeń po traumie zwaną "traumatyczną utratą".
„Księga
Diny”
to nie tylko wybitna literatura, lecz również niezwykle ekspresyjny obraz,
wspaniała symfonia, poruszająca rzeźba kobiety pełnej mocy i bólu, która stała
się centrum wszystkiego i przeznaczeniem wszystkich. Dina nazywana przez autorkę amazonką i wojowniczką, wilczycą i olbrzymką,
pozostaje przede wszystkim głęboko zranionym dzieckiem, którego uczucia uległy
dewiacji w wyniku strasznych przeżyć. "Jam
jest Dina, zabijam tych, których kocham" - mówi tytułowa bohaterka.
Śmierć towarzyszy Dinie nieustannie, jest oswojona, bliska jak duchy zmarłych,
które często ją nawiedzają. Dina żyje na pograniczu dwóch światów.
Zafascynowana przemijaniem i sztuką unicestwiania, naznaczona piętnem śmierci.
„Księga Diny” została zekranizowana w
roku 2002.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz