„Likwidacja”
Imre Kertész
Autor/ Urodził się w 1929 r. w rodzinie
węgierskich Żydów. Twórczość Kertésza była naznaczona przez obozy
koncentracyjne w Auschwitz i Buchenwaldzie, do których trafił jako dziecko.
Swoją autobiograficzną powieść „Los utracony" napisał ponad 20 lat po zakończeniu
II wojny światowej. Za
ten debiut uhonorowano go Nagrodą Nobla.
Tłumaczenie/
Elżbieta
Sobolewska
Tytuł
oryginału/ hu
„Felszámolás”
Tematyka/
Ta
recenzja poświęcona jest pisarstwu Imre Kertésza, węgierskiego noblisty
ocalonego z Holocaustu, któremu własna twórczość literacka pozwalała uporać się
z przeżyciami z przeszłości, a zarazem umożliwiała funkcjonowanie w powojennym
świecie. Dzięki pisarstwu oswoił on traumę pobytu w obozach koncentracyjnych,
przezwyciężał też towarzyszące mu przez całe życie pragnienie popełnienia
samobójstwa. W takim właśnie autobiograficznym kontekście odwoływał się w
swoich rozważaniach do zakorzenionego w kulturze europejskiej pojęcia katharsis
oraz do mitu o Syzyfie.
Główny
motyw/
„Likwidacja”, w przeciwieństwie do powieści wchodzących w skład „Trylogii ludzi
bez losu", posiada skomplikowaną intrygę, w dodatku tak skonstruowaną, że
nie powstydziłby się jej twórca bestsellerowych kryminałów. Jest więc
„Likwidacja” powieścią quasi-detektywistyczną, lecz jak przystało na książkę,
która wyszła spod pióra laureata literackiej Nagrody Nobla, nie ociera się ani
na moment o styl „pierwszorzędnych pisarzy drugorzędnych” specjalizujących się
w tym gatunku. Wręcz przeciwnie, „Likwidacja”, w moim uznaniu, to najlepsza z
tłumaczonych na język polski powieści Kertésza i zarazem utwór plasujący go w
rzędzie najwybitniejszych pisarzy powojennej literatury światowej. Bohaterem
książki jest urodzony w Auschwitz pisarz B., który w latach 90. popełnił
samobójstwo, narratorem – niejaki Keseru, lektor wydawniczy, zafascynowany
postacią zmarłego. Keseru, wiedziony obsesją odkrycia w spuściźnie B. „powieści
życia", pewnego dnia odnajduje w jego papierach sztukę „Likwidacja",
proroczy utwór, w którym zmarły precyzyjnie przewidział zachowania bliskich
sobie osób w chaosie przemian związanych ze zmianami ustroju. B. odbiera sobie
życie, nie mogąc znieść miałkości sytuacji, w której się znalazł, pretensji i
wzajemnego obrzucania się błotem, a z zapisków i wspomnień stopniowo wyłania
się tajemnica jego śmierci.
Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:
„Tu, w redakcyjnym pokoju wypełnionym po brzegi obojętnością,
zrozumiałem, że każda historia ma swój koniec i że historii żadnego z nas nie
da się opowiedzieć (…)”.
„(…) pisarze, muszą się natrudzić nad materią swych dzieł, nad
rzeczywistością, nad całym światem, by wreszcie odnaleźć ukrytą gdzieś istotę
rzeczy – o ile oczywiście ona istnieje”.
„Ale ten, kto się rodzi, nie ma na to żadnego wpływu”.
„W świecie, w którym przyszło mi żyć, konsekwencje nie zawsze były
wynikiem przyczyn, a przyczyny nie zawsze okazywały się właściwym punktem
wyjścia: tak więc logika, w myśl której poprzez analizę skutków można dociec
przyczyn, w tym świecie okazała się błędna. Sądzę, że świat, w którym się
znalazłem, w ogóle pozbawiony był logiki”.
„Bo literatura, a właściwie czytanie, jest pułapkę, która więzi.
Czytanie jest jak narkotyk, który przyjemnie stępia kontury rządzącego nami
okrutnego życia”.
„(…) każdy ma swój ideał, nawet jeżeli nie wypada o tym mówić,
nawet jeśli nikt z nas się do tego nie przyznaje”.
„(…) podstawową zasadą rządzącą życiem jest Zło (…) w życiu w
którym rządzi Zło, może także znaleźć się Dobro, tyle że jego ceną zawsze
będzie życie osoby, która je czyni”.
„Żyjemy w czasie katastrof, każdy człowiek nosi je w sobie, dlatego
trzeba szczególnych umiejętności, by utrzymać się na powierzchni (…)”.
„Człowiek z epoki katastrof nie ma własnego losu, nie ma
charakteru, nie ma własnych cech”.
„Czasami człowiek wolałby nie mieć racji”.
„Kiedyś ludzie znali tę tajemnicę, ale dziś już o niej zapomnieli:
świat składa się z kawałków, jest bezładnym, mrocznym chaosem, który przy życiu
trzyma jedynie słowo pisane”.
„Wyczerpywała się w nas siła sprzeciwu wobec destrukcji (…)”.
„Auschwitz to inna planeta, i my, mieszkańcy Ziemi, nie znamy
klucza do rozszyfrowania zagadki, jaka kryje się pod słowem Auschwitz”.
„Świat popękany, ale zrozumiały; bo przecież żyjemy wedle logiki
świata, w którym przyszło nam żyć”.
W
powieści „Likwidacja” o nieżyjącym już B. (popełnił samobójstwo) opowiada jeden
z jego przyjaciół. Nietrudno zauważyć, że B. dręczyła tzw. trauma drugiego
stopnia lub też pośrednia – polegająca na tym, że człowiek cierpiący na neurozę
zaraża jej objawami swe otoczenie, zwłaszcza tych, którzy go kochają:
współmałżonków czy dzieci. B. nie mógł przekazać traumy dzieciom, gdyż
radykalnie wyrzekł się myśli o płodzeniu potomstwa. Zdaniem jego przyjaciela,
B. był „zimny jak sopel lodu”. Natomiast jego była żona Judit codziennie
musiała walczyć o to, by zachować zdrowy rozum: „Nie przyszło to łatwo, ale w
końcu zrozumiała, że jej narzeczonym jest Auschwitz”. Dlatego też, jeśli ktoś
przystępuje do jej lektury nie znając „Kadyszu za nienarodzone dziecko”, robi
błąd. Bez „Kadyszu…” nie da się w pełni zrozumieć „Likwidacji”. Można
powiedzieć, że fabułą „Likwidacji" jest życie złamanego wspomnieniem
Zagłady węgiersko-żydowskiego inteligenta. Precyzyjniej, fabułą jest śmierć B.
(nie poznajemy jego pełnego nazwiska, jakbyśmy mieli do czynienia z kimś na
kształt Józefa K. Franza Kafki). Bohater „Kadyszu…” w tym odcinku powieściowego
serialu Kertésza popełnia samobójstwo. Przez całe życie naznaczony myślą o
śmierci i traumą Auschwitz wybiera prawdziwą śmierć i truje się końską dawką
morfiny w swym ponurym mieszkaniu. Zgonem obarcza dwoje ludzi najbliższych –
przyjaciela, powiernika, redaktora swojej spuścizny, będącego także narratorem
tej przypowieści – Keseru, oraz kochankę – Sarę, żonę innego z przyjaciół,
Kurtiego. Cztery postacie: Keseru, Sara, Kurti, Oblath. Co ich ze sobą łączy?
Wspólna przeszłość i związek z B. Przypadkowość jednego i drugiego. Wspólny
świat, którego wstydliwych tajemnic muszą razem strzec. Nigdy nie nazywali ich
po imieniu i już nigdy tego nie zrobią. Zastygły w bezruchu świat losów w
zawieszeniu, nieustannie brukany grzeszną nadzieją.
Keseru
(jego nazwisko po węgiersku znaczy „Gorzki”) owładnięty jest manią. „Gorzkiego”
prześladuje przekonanie, że B. w ostatnich latach życia tworzył powieść, opus
magnum, w którym miał zawrzeć ogrom doświadczeń, które stały się ciężarem
jego męczącej egzystencji. Wszyscy bohaterowie „Likwidacji” są wewnętrznie
wypaleni, przytłoczeni zawieranymi z komunistycznym państwem kompromisami,
zniechęceni bezbarwnym trwaniem przeczołgują się przez budapeszteńską
codzienność wypatroszeni z resztek elan vital. Jeden z bohaterów sztuki,
doktor Oblath (postać znana już w „Kadyszu…”), mówi: „Tu wszyscy marnują sobie
życie. To taka tutejsza specjalność, taki genius loci. A ten, kto nie zmarnuje
sobie życia, jest po prostu pozbawiony talentu”.
„Likwidacja”
jest inteligenckim kryminałem, w którym największe przestępstwa to zbrodnie na
własnym sumieniu. Keseru podejmuje śledztwo mające wyjaśnić przyczyny
samobójstwa dokonanego przez B. oraz losy jego tajemniczo nieistniejącej
powieści. Prócz koronnego tematu Kertésza – duchowego przekleństwa Auschwitz –
„Likwidacja” przynosi także obraz budapeszteńskiej inteligencji (a więc
„targetu” autora „Kadyszu…”) po zmianie systemu: ludzi zmęczonych,
sfrustrowanych i bezsilnych wobec nowych czasów. Nie tyle nawet przegranych na
starcie, ale programowo niebiorących udziału w wyścigu. I to ten obraz dominuje
w książce, spychając Auschwitz na drugi plan.
Poezja i rzeczywistość. Bohaterowie Kertésza nie są Kertészem, ale w tym Kertészu, który w swoich książkach opowiada swe życie, jest coś z jego własnych bohaterów. Nie musimy nawet uważnie wczytywać się w teksty jego dzieł, żeby w opowiadającym „ja” odkryć symptomy traumy Holocaustu – niepewność, podejrzliwość, przewrażliwienie, lęk przed uczuciami i zobowiązaniami emocjonalnymi, strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu. Sprawy miłosne wydają się nadawać tej powieści żartobliwy charakter, ale w „Likwidacji” nie ma nic żartobliwego; ma na celu wywołanie w nas tego samego stanu rozpaczy, który najwyraźniej dotknął Kertésza, gdy pisał książkę, ale poprzez postacie pokazuje, jak przeżycie tragedii, takiej jak Holokaust, może dotknąć człowieka na całe życie. Jest to szczególnie błyskotliwie opisane w życiu Judit z B. Bohater spędzał cały swój czas na czytaniu i pisaniu oraz na pisaniu i czytaniu. B. nie jest w stanie kochać i nie jest w stanie budować bliskich relacji z innymi ludźmi, nie czerpie też żadnej przyjemności ze spędzania czasu ze swoją żoną.
Powieść
ma w sobie małą tajemnicę. Kto posiada tego literackiego Graala? Sara, była
kochanka B.? Judit, była żona B? A co mamy zrobić z faktem, że jedno z
istniejących dzieł B., sztuka o nazwie „Likwidacja”, w niecodzienny sposób
przewiduje akcję książki, którą czytamy? Keserü, zaczyna być wiedziony obsesją
poznania prawdy o sztuce zmarłego przyjaciela, w której (zmarły) precyzyjnie
przewidział zachowania bliskich osób w chaosie transformacji. B. odbiera sobie
życie, nie mogąc znieść miałkości sytuacji, w której się znalazł, pretensji i
wzajemnego obrzucania się błotem, a z zapisków i wspomnień stopniowo wyłania
się tajemnica jego śmierci. „Tak - mówi Kertész - sztuka po Holokauście jest
możliwa, lecz jedynie, gdy sprzeciw wobec rzeczywistości pozostaje miarą i
kamieniem węgielnym istnienia”. Wszyscy bohaterowie „Likwidacji” są wewnętrznie
wypaleni, przytłoczeni zawieranymi z komunistycznym państwem kompromisami,
zniechęceni bezbarwnym trwaniem przeczołgują się przez budapeszteńską
codzienność. Keser podejmuje śledztwo mające wyjaśnić przyczyny samobójstwa
dokonanego przez B. oraz losy jego tajemniczo nieistniejącej powieści. Prócz
koronnego tematu Kertésza – duchowego przekleństwa Auschwitz – „Likwidacja”
przynosi także obraz budapeszteńskiej inteligencji po zmianie systemu: ludzi
zmęczonych, sfrustrowanych i bezsilnych wobec nowych czasów. I to ten obraz
dominuje w książce, spychając Auschwitz na drugi plan. Węgierski noblista
okazuje się bardzo bystrym obserwatorem nowej Europy, kształtującej się z
trudem po upadku komunizmu. Jego refleksje bywają bardzo gorzkie, choć pojawia
się w nich także ton nadziei – czasem zaskakujący dla jego dawnych czytelników.
Niezmienne są natomiast motywy wyobcowania – zarówno osobistego, jak i
kulturowego – a także zmagania z językiem, które w warunkach dyktatury
oznaczały obronę wolności i tożsamości, a dziś stają się świadectwem wierności
coraz mniej cenionej prawdzie.
Wyzwolenie
od ciężaru historii i pamięci to ideał wolności, nigdy niespełniony ani dla
biblijnego Żyda, który żyje wspominaniem, ani dla więźnia, który jest
naznaczony pamięcią doświadczenia granicznego. Adam mówi do swojej żony Żydówki
„Każdy jest Żydem” i ma na myśli metaforę kondycji ludzkiej – zagubienie,
bezradność, poczucie bezsensu istnienia. Wspomniane „rozdarcie”, którego
istotę omawiałem wcześniej, jest jedną z najtrafniejszych metafor obrazujących
trudny problem „żydostwa”, które z jednej strony odwołuje się do tradycji,
kultury i religii judaistycznej, z drugiej strony zaś – nazywa uniwersalne
dylematy egzystencjalne. Aporie wpisane w to zagadnienie pozwalają na
wielorakie odczytania. W kontekście omawianego przeze mnie tematu, są one ważne
przede wszystkim, dlatego, że ukazują nowe znaczenie słowa „żydostwo”, które
nawet pod postacią uniwersalnej formuły przechowuje pamięć Zagłady i
wywołujących ją mechanizmów. Mówi ono, bowiem o odrzuceniu, osamotnieniu,
oskarżaniu niewinnych (Żydzi, jako zabójcy Chrystusa), odizolowaniu (getto),
ale także bezcelowej tułaczce (marsze śmierci) i umiłowaniu Pisma (kult Tory).
Te zaś przywołują katastrofę zanegowanej egzystencji zgładzonych.
Tytuł
„Likwidacja” należy, zatem brać dosłownie w swoim radykalizmie: chodzi o
samowolną likwidację życia ludzkiego (samobójstwo), tożsamości, państwa,
związanego z nim państwowego wydawcy, tekstu (w kominku), miłości, różnych
postanowień, rzeczywistości. Imre Kertész opisuje swój los człowieka i pisarza
przez metaforę wygnania. Najpierw wygnano go z ojczyzny do obozu, potem – z
wolności, zamykając w klatce komunizmu. Wygnano go z wartości, w jakich się
wychowywał. I jako pisarza wygnano z języka, którym pisze. Bo język, którym
dzieli się z innymi, jest językiem codziennym, nasączonym pamięcią węgierskiej
historii i kultury. Ale język ten w kraju, który nie przeżył traumy Zagłady,
jest językiem niezdolnym do wypowiedzenia żałoby, okrucieństwa. Być może żaden
z języków nie jest w stanie udźwignąć ciężaru katastrofy. Być może pisarz
Zagłady skazany jest na klęskę już nawet nie milczenia, ale gorszą – klęskę
samotności, a jeszcze bardziej – na klęskę niewypowiedzianego. Opisuje tamten
świat, wiedząc zarazem, że żadne znane mu słowo nie jest w stanie nazwać grozy,
którą nosi w sobie.
Imre
Kertész wybrał pisanie i wie, że wybrał coś w istocie niemożliwego i zarazem
koniecznego, bo tam był i przeżył. Kertész jak Celan, Levi, Stryjkowski pisze w
językach swoich pobratymców, ale zarazem ich pisanie zachowuje przedziwną
osobność, oddalenie, jakby pisali jeszcze jakimś innym, ukrytym językiem –
językiem wygnania, samotności, żydowskiego losu. „Język, o którym mowa, żyć
będzie, dopóki będziemy nim mówić: kiedy umilkniemy, zginie tenże język, chyba
że ulituje się jeden z dużych języków i utuli go niczym matka... Dobrze o tym
wiedzieć, dobrze się z tym pogodzić, dobrze należeć do tych, którzy nigdzie nie
należą; dobrze być śmiertelnym” - napisał Kertész.
Rynkowe
zainteresowanie literackimi relacjami z Auschwitz zaprowadziło nas w stronę
trywializacji: obozy zagłady stały się właśnie wygodną i modną scenerią dla
tandetnie napisanego romansu. Księgarnie i witryny internetowe pękają od
książek z Auschwitz w tytule. Trudno odróżnić świadectwa, relacje więźniów od
powieści, które są fantazjami na temat prawdziwych zdarzeń i postaci:
„Tatuażysta z Auschwitz”, „Kołysanka z Auschwitz”, „Położna z Auschwitz”,
„Anioł z Auschwitz”. „Bibliotekarka z Auschwitz”, „Anioł z Auschwitz”, „Sekret
Elizy. Auschwitz. Płatna miłość”, „Tajemnica z Auschwitz”, „Ucieczka z
Auschwitz”, „Dziewczęta z Auschwitz”. Kto będzie następny? Fryzjer, ślusarz,
wiolonczelistka, krawcowa? Możliwości jest mnóstwo. Wiele osób szuka w pamięci
jedynie emocji. I to tych emocji, które współgrają z generalną emocjonalnością
człowieka, związaną z myśleniem o cierpieniu, śmierci, zagładzie, koszmarze
obozu koncentracyjnego. I to jest problem. Bo emocje przychodzą i odchodzą,
trudno jedynie na nich zbudować dojrzałość własną, odpowiedzialność, pamięć o
przeszłości. Trudno w ten sposób nauczać młodych, co zresztą nie jest jakąś
świeżą bolączką. Justyna Sobolewska w artykule [Polityka 6.2020 (3247) z dnia
04.02.2020; Kultura; s. 82 Oryginalny tytuł tekstu: „Kiczowaty kostium
Zagłady"] ostrzega nas przed banalizacją, która przenika umysły
czytelników do tego stopnia, że fikcja zastępuje ludziom prawdę, że zwiedzający
Auschwitz szukali willi, w której mieszkał syn esesmana w powieści Johna
Boyne’a „Chłopiec w pasiastej piżamie” z 2008 r. Różnica jest tu czytelna.
Prawdziwe historie opowiadane przez byłych więźniów nie były zazwyczaj pisane
„ku pokrzepieniu serc” – przeciwnie, odkrywały straszliwą stronę
człowieczeństwa. Zmierzyć się z nimi, to było też wyzwanie dla czytelnika. Sami
autorzy płacili za to doświadczenie najwyższą cenę – Tadeusz Borowski, Primo
Levi, Jean Amery – świadkowie Zagłady popełnili samobójstwo. Imre Kertész,
autor „Losu utraconego”, wymieniany razem z nimi, jako jedyny żył po wyjściu z
obozu (uśmiercił tylko bohatera powieści „Likwidacja”). Co więcej, pisał o tym
właśnie, jak można nadal żyć ze świadomością, że z Auschwitz się nigdy nie
wychodzi. Kertész przewidywał też zmierzch pamięci o Auschwitz – uważał, że im
więcej ludzi mówi o Holokauście, tym staje się on bardziej niezrozumiały, im
więcej stawia się mu pomników, tym szybciej odchodzi do przeszłości. Za to
rośnie uczucie zniecierpliwienia wobec historii i pamięci. Kertész był
pesymistą, uważał, że tego doświadczenia nie da się już przekazać dalej, że
będzie całkowicie przeinaczane.
Odchodzi
pokolenie, którego to dotyczyło, które żyło w tych czasach i identyfikowało się
z tym tematem. „Pisanie o Auschwitz przestaje być opracowywaniem zapisanego
doświadczenia, a zamienia się w projekcje, które tworzą autorzy” – mówi
psychoanalityk Krzysztof Srebrny z Polskiego Towarzystwa Psychoterapii
Psychoanalitycznej. Nazywa to rodzajem „testu projekcyjnego”, w którym na
podstawie danych obrazów autorzy wnioskują, konstruują coś swojego w tamtych
dekoracjach. Wkładają swoje wizje w sztafaż historyczny. Bardzo ułatwiają
odbiorcom. „Ponieważ to jest tak odległa rzeczywistość, poważne zajęcie się nią
wymagałoby od czytelnika wielkiej empatii. A czytelnik woli, żeby to go nie
dotyczyło, woli mieć kontakt z czymś lekkim. Im te doświadczenia wydają mu się
cięższe, tym bardziej chce od tego uciec. Poważna refleksja wymagałaby
świadomości, że to nie oni nam zgotowali, ale ludzie zrobili to sobie nawzajem.
Wolą więc uciekać w opowieści, przy których mogą myśleć, >to nie jest o
mnie<. Wolą historie o bohaterstwie, bez niuansów, proste o dobrych i złych.
Wolą żyć bez przepracowywania czegoś trudnego”.
A może,
jak zastanawiają się niektórzy, po przeczytaniu takiej powieści jak
„Tatuażysta…” ktoś sięgnie po Borowskiego, Kertésza, Primo Leviego? Trudno
sobie wyobrazić, żeby chciał po miłych wzruszeniach i łatwym kiczu konfrontować
się z tak nieprzyjemnymi prawdami o sobie samym – z obrazami tego, do czego
każdy człowiek może być zdolny. Pełna swoboda wyobraźni oddala się od
przeszłości. Niedługo – jak już dziś wiadomo – wirtualna rzeczywistość zapewni
możliwość bezpiecznego przebywania w Auschwitz w tamtym czasie. Będzie można
wejść i wyjść, kiedy tylko będzie się miało ochotę. Literatura też będzie za
takimi mocnymi doznaniami musiała podążać. Będzie chciała też zapewnić
ekstremalne przeżycia i zarazem bezpieczne uczestnictwo. Tymczasem tamta
rzeczywistość jest nie do pojęcia. „Gorsza od zapominania jest taka pamięć,
która nie rozbudza w nas moralnego niepokoju” – mówił podczas obchodów 75.
rocznicy wyzwolenia Auschwitz Piotr Cywiński. W obozowym kiczu go na pewno nie
znajdziemy. Dlatego należy czytać książki dotyczące Zagłady napisane przez
osoby, które same doświadczyły okrucieństwa Holocaustu, a takim właśnie
pisarzem jest Imre Kertész.