06 marca 2017

Gorzkie gody



„Gorzkie gody”

Pascal Bruckner


Autor/ (ur. 15 grudnia 1948 w Paryżu) – francuski pisarz współczesny (powieściopisarz i eseista).

Tłumaczenie/ Wojciech Gilewski

Tematyka/ Czy można ustrzec się od monotonii w małżeństwie? Szukać ucieczki przed nudą w uwielbieniu partnera. Przed zmęczeniem – w perwersyjnej erotyce? Książka „Gorzkie gody” to historia uczucia i niemożności dojścia do porozumienia- to opowieść o ludzkim okrucieństwie. Jej bohaterowie prowadzą pełną napięcia grę, w której nie ma miejsca na złudzenia, nie ma też zwycięzców.

Główny motyw/ Akcja książki rozgrywa się na statku,  na którego pokładzie goście będą świętować Nowy Rok. Sparaliżowany od pasa w dół Franz podróżuje wraz ze swoją młodą i piękną żoną Rebeccą. Niedaleko nich odpoczywa małżeństwo z pięcioletnim stażem, które wydaje się być już sobą zmęczone. Relacje pomiędzy obiema parami wkrótce się zacieśniają, a Franz zwierza się Didierowi ze swojej przeszłości.


Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Cóż, każde miejsce jest dobre na miłość od pierwszego wejrzenia”.

„Nawet taka skrzynka na kółkach jak autobus może stać się przedsionkiem raju, jeżeli ktoś wierzy w przypadek”.

„A tylko niespodzianka władna jest tchnąć w nasze życie trochę ciepła”.

„[…] kobiety bardzo pożądają mężczyzn będących w towarzystwie przystojnej przyjaciółki”.

„Natura mogła przecież wymyślić na jej użytek coś zupełnie nowego!”.

„[…] i mężczyzna, i kobieta nago tracą często wdzięk, jaki mieli w ubraniu”.

„W naszej cywilizacji kobieca nagość jest miarą wszechrzeczy: nagrodą i cichym marzeniem każdego mężczyzny od urodzenia aż do śmierci”.

„[…] ileż to milionów lat potrzebował ludzki gatunek, aby osiągnąć taką perfekcję kształtów i proporcji?”.

„Rozłąka bywa zapowiedzią rozstania, ponieważ przyzwyczaja do myśli, że można żyć bez tego drugiego”.

„Istota, która jest człowiekowi najdroższa, wzbudza w nim też największe obawy”.

„I nawet jeżeli przed nią zdarzyło mi się parokrotnie miewać wyjątkowe dziewczyny, odnosiłem wrażenie, że tę uznać należy za ostatnią, gdyż była wielością”.

„Pod każdą formą miłości, nawet najbardziej harmonijnej, kryje się dramat lub niewidoczna z pozoru farsa”.

„Każdy zboczeniec ma w sobie coś z artysty, którego łączy z kapłanem to samo umiłowanie nienaturalności”.

„Prawdziwym zagrożeniem dla współczesnego rozpustnika nie jest już dekadencja, ale nuda”.

„[…] nie ma nic bardziej zniechęcającego niż odkryć banalność własnych urojeń”.

„Poza tym wszystko, co nazywamy cywilizacją, polega na pogłębieniu okrucieństwa”.

„Jednym z osobliwych uroków naszych czasów jest właśnie to, że można lżyć ludzi w imię ich wolości”.

„[…] w samej naturze kobiety leży oddać się, aczkolwiek aż do końca udaje, że się opiera”.

„Często się słyszy, że nienawiść i miłość to dwie strony tego samego medalu”.

„Wszystko można komuś wybaczyć-mówiłem jej- wulgarność, głupotę, ale nie to, że pozwala nam umierać z nudów”.

„Najpiękniejsze kobiety to te, których jeszcze nie znamy”.

„Wyobrażałem sobie świat zakochanych jako rozległy bazar, gdzie jedni wystawiają się na sprzedaż, podczas gdy inni wybierają towar”.




                  Sądzi się, że od miłości bardzo łatwo można przejść do nienawiści. Ludzie kogoś kochają, a później potrafią go zapamiętale niszczyć. Czyżby miłość była w tym wypadku tylko ułudą? Jak to jest z tym przechodzeniem od miłości do nienawiści i od nienawiści do miłości? Dlaczego tak się dzieje? Jak można twierdzić, że kocha się kogoś nad życie tylko po to, żeby za jakiś czas powiedzieć "przeszkadza mi nawet powietrze, którym oddycha"? Można kochać do szaleństwa, zatracić się, szaleć z miłości, kochać na zabój, a później nienawidzić w tej osobie wszystkiego od stóp do głów. A może to nie miłość tylko uzależnienie od drugiej osoby i kiedy ludzie zdają sobie z tego sprawę obracają to w nienawiść? Jakie mogą być tego przyczyny?
            
                   Akcja książki Pascala Brucknera „Gorzkie gody” toczy się na luksusowym liniowcu płynącym do Stambułu. Wśród pasażerów są Beatrice i Didier, para nieco znużonych sobą Brytyjczyków. Po pięciu latach małżeństwa Anglicy wybrali się w romantyczną podroż na wschód, która ma odświeżyć ich wpadający w rutynę związek. Zanim statek dotrze jednak do celu, Didier pozna ekscentryczną parę: Franza i Rebeccę. Amerykanin Franz jeździ na wózku inwalidzkim i przedstawia się, jako pisarz; pragnie opowiedzieć Didierowi historię swojej miłości do Rebecci. Ich związek zaczął się jak zwykły romans. Z biegiem czasu Rebecca i Franz zaczęli pozwalać sobie na coraz śmielsze seksualne eksperymenty. Ich miłość zmieniła się w niebezpieczną obsesję, zaprawioną perwersją i okrutną grą. Wiemy, że w jej wyniku Franz został kaleką i wylądował na inwalidzkim wózku - odpowiedź na pytanie, w jaki sposób do tego doszło Amerykanin zostawia jednak na koniec swych zwierzeń.  Didier jest początkowo zakłopotany bulwersującą opowieścią, później jednak ulega fascynacji historią Franza i w jeszcze większym stopniu, jego piękną żoną Rebeccą. Anglik coraz bardziej pragnie tej tajemniczej kobiety. Zaślepiony pożądaniem, nie dostrzega, że być może Rebecca i Franz prowadzą jeszcze jedną ze swoich chorobliwych gier, a jemu, Didierowi, przypadła w tej rozgrywce rola pionka.
               
  
                    Niechaj mi wolno będzie uściślić treść książki. Didier skończywszy niedawno trzydziestkę, wybrał się z Beatrice, towarzyszką życia, w podróż do Indii. Trwali w przekonaniu, że u kresu podróży uda im się nareszcie odkryć Prawdę. Był 28 grudnia 1979 roku. Rankiem wypłynęli z Marsylii na pokładzie tureckiego promu o nazwie „Truva”, który obsługiwał- zawijając po drodze do Neapolu, Wenecji i Pireusu- ostatnią linię morską łączącą Francję ze Stambułem. Didier pracował, jako nauczyciel literatury w jednym z paryskich liceów, Beatrice wykładała włoski. Jednak prawdziwą przyczyną ich eskapady był nieodparty magnetyzm Orientu. Słowo „Orient” kojarzy im się z delikatnością złotego proszku, z jaśniejącą powabnym blaskiem poranną zorzą. Już sam jego pełen niewytłumaczalnego uroku dźwięk przyprawiał ich o drżenie. Pochlebne mniemanie, jakie mieli o tych odległych stronach, graniczyło – jak sądzili- z religijną fascynacją. W poszukiwaniu wyniesionego do rangi sacrum nieładu, którego Europa już im nie zapewniała, płynęli do Azji, by wyzbyć się wszystkiego, bez czego można się obejść. Nietrudno sobie wyobrazić tę atmosferę nadziei i niepewności, towarzyszącą człowiekowi od pierwszych chwil morskiej podróży. Z chwilą wejścia na pokład zmienia się wizja świata. Chcąc zdobyć środki na tę podróż, którą planowali od dawna, Didier wziął w szkole roczny urlop i przez całe lato pracował w agencji ubezpieczeniowej.
                          
                       Ten pierwszy dzień rejsu, który w całości trwać miał dni pięć, był nadzwyczajny: pozostawił w pasażerach uczucie błogiej pustki. Powszechnie wiadomo, że na pokładzie statku nic się nie dzieje. Nuda tam ogrania człowieka tak wielka, że graniczy niemal z euforią.  Didier i Beatrice żyli z sobą od pięciu lat, ale był to ich pierwszy wspólny wyjazd. U podstaw ich znajomości legła biblioteka: woluminy in folio zastępowały im dzieci i podróże. Beatrice mogłaby z powodzeniem uchodzić za anglosaski wzór kobiecej piękności. Didier i Beatrice byli rówieśnikami, lecz ona zachowała dziewczęcy wprost urok. Nawet z sylwetki przypominała bardziej nastolatkę niż dojrzałą kobietę.  Beatrice posiadała też poczucie humoru i dystans do siebie. Nawet z ich wyprawy do Indii potrafiła się troszeczkę śmiać.  „Na tym statku nie brakuje doprawdy nikogo –zaśmiała się Beatrice- Jest indyjski sikh, który chciałby uchodzić za angielskiego lorda, udający proroka neapolitański guru, żywcem jakby wyjęty z rosyjskiej powieści paralityk, a nawet dwoje szukających ucieczki od świata nauczycieli, którzy uważają się za poszukiwaczy przygód!”.
              
                       Na pokładzie statku Didier poznaje 45-letniego Franza oraz 25-letnią Rebeccę: on jest kaleką jeżdżącym na wózku, ona niezwykle seksowną kobietą uwodzącą wszystkich mężczyzn dookoła. Didier zafascynowany Rebeccą, godzi się wysłuchiwać opowieści Fanza o historii ich związku. Franz jest Amerykaninem, mieszka w Paryżu i próbuje zostać pisarzem. W autobusie linii 96 poznaje śliczną i niewinną Rebeccę, oboje zakochują się w sobie i są bardzo szczęśliwi. Franz dowiedział się, że Rebecca jest Żydówką z domieszką krwi arabskiej z Afryki Północnej. On natomiast pochodził ze średnio zamożnego mieszczaństwa o odległych korzeniach germańskich. Szczegóły ich pochodzenia etnicznego są nie bez znaczenia. Franz i Rebecca przeżywają cud romantycznej miłości, potem coraz dalej idące poszukiwania erotycznego zaspokojenia, wreszcie sadomasochistyczną rywalizację mającą na celu już tylko udręczenie i upokorzenie partnera. Są przeciwieństwem Didiera i Beatrice, których małżeństwo przeżywa wyraźny kryzys, ale nadal są dla siebie „po angielsku” mili, uprzejmi i chłodni.  Wkrótce romantyczny związek Franza i Rebecci zaczyna „umierać” oraz przestaje być satysfakcjonujący. Franz znudzony, chce się rozstać z niechcianą już kochanką. Jednak Rebecca nadal go uwielbia, godzi się na zdrady i upokorzenia, byle tylko być przy nim. Ich miłość przeradza się w nienawiść, idealizacja w dewaluację. Franz znęca się nad Rebeccą fizycznie i psychicznie. Wreszcie Franz zmusza Rebeccę do przerwania ciąży, która była już w zaawansowanym stadium. Zabieg doprowadza ją do „kobiecego kalectwa”.  Franz podstępnie ucieka z samolotu, którym mieli wspólnie lecieć na Martynikę. Po dwu latach Franz ulega wypadkowi, Rebecca nieoczekiwanie odwiedza go w szpitalu i spycha z łóżka, prowokując trwałe kalectwo. Uraz kręgosłupa spowodował paraliż ciała od pasa w dół. W jednej chwili pozbawiony został możliwości chodzenia i erekcji. Rebecca „zwyciężyła”, upokorzona kobieta uzyskała zadośćuczynienie za ogrom krzywd, jakie jej wyrządził Franz. Znowu zamieszkują razem, ale teraz to Rebecca dręczy i upokarza sparaliżowanego Franza. Oboje są na siebie skazani – biorą ślub.
                     
                 W czasie zabawy noworocznej na statku to nie Didier zostaje kochankiem Rebecci, ale jego żona Beatrice. Doprowadzony do ostateczności Franz przechyla czajnik i wylewa wrzątek na głowę Rebecci. Resztę da się streścić w paru słowach. W kabinie doszło pomiędzy Franzem a Didierem do szarpaniny. Didier chciał obezwładnić Franza, jednak napastnik natarł na rękę Didiera tak mocno, że pokrywka spadła z czajnika, woda chlusnęła na twarz Rebecci. Polana wrzątkiem kobieta zadrżała na całym ciele, wydając z siebie przytłumiony okrzyk. Wtedy Franz zaczął wrzeszczeć, wołając o pomoc: „Chciał ją zabić, usiłowałem mu w tym przeszkodzić, ale jestem przecież tylko bezbronnym kaleką. On chciał zabić moją żonę…”. Didier trafił do tureckiego więzienia, przeznaczonego dla więźniów pochodzenia europejskiego. Nazywał się ono „Sark”, co po turecku  znaczy „Wschód”.
               
                    Powieść Brucknera jest na wskroś erotyczna: w przedstawianych zdarzeniach i sytuacjach, używanym języku oraz w doznaniach, jakie usiłuje wywołać u czytelników. „Gorzkie gody” wypełnione są miłością, seksem, perwersją, okrucieństwem i poniżeniem, a także cierpieniem i śmiercią. Przedstawiona w niej konfrontacja dwóch wzorów miłości, odmiennych temperamentów, wyobraźni i potrzeb oferuje Didierowi i Beatrice najpierw szok uświadomienia sobie własnej sytuacji emocjonalnej, potem odkrycie mrocznej siły pożądania i zgubnej skłonności do autodestrukcji. Franz i Rebecca byli już skazani, doszli do kresu wzajemnego udręczenia, mogli tylko prowokować, gorszyć i demoralizować innych.
            
                       Roman Polański odnalazł w książce „Gorzkie gody” idealny materiał korespondujący z jego twórczymi zainteresowaniami, a może nawet obsesjami: układ dominujący podległy, który łączy dwoje bohaterów i wyznacza sadomasochistyczny związek kata z ofiarą, miłość i seks dające więcej cierpienia niż przyjemności i szczęścia, uderzająco silny mizoginizm, ironia i okrucieństwo w przedstawieniu ludzkich losów, aura niepewności, lęk o przyszłość.  Roman Polański na potrzeby filmu zmienił zakończenie książki (Franz dwoma strzałami z rewolweru kończy, więc ich tragiczną podróż donikąd. Didier i Beatrice, którzy płyną do Indii, by ocalić więdnące małżeństwo, dostają jeszcze szansę na odbudowanie swego związku, nadzieję na szczęście, ponieważ –jak życzliwie radzi im prawdziwy Hindus- „Dzieci są lepsze niż Indie”).  Zabiegi adaptacyjne czwórki scenarzystów – Romana Polańskiego, Gerarda Bracha, Johna Brownjohna, Jeffa Grossa- sprowadziły się, więc do takiego opracowania fabuły i erotycznej warstwy powieści Pascala Brucknera, by film zrealizowany na jej podstawie nie wykraczał poza dopuszczalne granice przyzwoitości i przy całej śmiałości unaocznienia, jaką daje ekran kinowy, nie został skazany na getto filmów pornograficznych. W roli Rebecci Roman Polański obsadził swoją żonę Emmanuelle Seigner, co spowodowało liczne plotki.

28 lutego 2017

Rok magicznego myślenia


„Rok magicznego myślenia”

Joan Didion
_

Autorka/ (ur. 5 grudnia 1934 w Sacramento w stanie Kalifornia) - amerykańska dziennikarka, eseistka, powieściopisarka. Mieszka w Nowym Jorku.

Tłumaczenie/ Hanna Pasierska

Tematyka/ Joan Didion, wybitna dziennikarka i eseistka, opisuje miesiące żałoby po stracie ukochanego męża i walkę o życie córki. W pięknym stylu, delikatnie i z ogromnym wyczuciem analizuje najgłębsze i najtrudniejsze emocje, pokazując, jak godnie mówić o smutku, tęsknocie, lęku przed samotnością.

Główny motyw/ Mąż pisarki John Gregory Dunne zmarł nagle, na atak serca, niedługo po tym jak ich córka po źle rozpoznanym zapaleniu płuc z zakażeniem organizmu, trafiła na oddział intensywnej terapii. Książka jest zapisem przeżyć z owego „roku magicznego myślenia”, który nastąpił po śmierci męża, zapisem walki o życie córki, opowieścią o wdowieństwie, żałobie, jako konstrukcji społecznej, o ludziach z wyższej klasy średniej, którzy tracąc grunt pod nogami nie mogą uwierzyć, że nie są w stanie z czymś sobie poradzić, próbą przejrzenia „amerykańskiej żałoby”. Ale jest ta książka także podróżą w głąb śmierci, jako tematu literatury, a zwłaszcza poezji, która niesie ukojenie albo raczej zrozumienie.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Teraz wiem, że to nic niezwykłego: stykając się z nagłą katastrofą, skupiamy się na tym, w jak mało znaczących okolicznościach zaszło coś niewyobrażalnego […]”.

„[…] popularne wyobrażenia na temat małżeństwa zawierają ogromne luki”.

„Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy […]”.

„Życie zmienia się w jednej chwili”.

„W życiu zdarzają się rzeczy, którym matka nie jest w stanie zapobiec ani których nie zdoła naprawić”.

„W głębi duszy zawsze się jednak obawiam-ponieważ z natury jestem lękliwa, że pewne wydarzenia w życiu pozostają poza moją możliwością kontroli czy też zarządzania. Pewne wydarzenia po prostu się wydarzą. To było jedno z nich. Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, się kończy”.

„[…] jeśli mamy żyć sami, nadchodzi chwila, kiedy musimy uwolnić zmarłych, pozwolić im odejść, pozostać zmarłymi”.
  
                
                      Strata jest zjawiskiem uniwersalnym, powszechnym i niemożliwym do wykluczenia. W poradnictwie psychologicznym i psychoterapii, na co dzień spotyka się osoby, które zostają czegoś pozbawione lub doświadczają separacji. Szczególną sytuacją jest śmierć bliskiej osoby, gdyż wpływa ona całościowo na funkcjonowanie człowieka (sferę somatyczną, emocjonalną, poznawczą, społeczną i duchową). Żałoba jest bardzo złożonym procesem, który charakteryzuje się dużą różnorodnością przeżyć, stopniem ich intensywności oraz dynamiką występowania. Wśród wielu wyjaśnień zjawiska żałoby dominują od wielu lat teorie psychodynamiczne, teorie przywiązania oraz modele faz żałoby i zadań żałoby. Wyznaczany jest w nich uniwersalny wzorzec przepracowania straty, często podzielony na określone etapy, w którym konieczne jest, między innymi, opłakiwanie, świadome konfrontowanie się z sytuacją braku bliskiej osoby, zerwanie więzi z osobą utraconą oraz znalezienie znaczenia poniesionej straty.
               
                     Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest eseistyczną opowieścią o śmierci jej męża i ciężkiej chorobie 39-letniej córki, która również zmarła, gdy książka była już gotowa. Najdramatyczniejsze wydarzenia z jej życia stały się punktem wyjścia jej słynnych książek. Wreszcie jej wizerunek stał się ikoną. Jeszcze rok temu 81-letnia Didion wystąpiła w wielkich okularach przeciwsłonecznych w sesji reklamowej dla francuskiego domu mody Celine.
                
                      Niezwykłe jest to, że w „Roku magicznego myślenia” Didion, idąc tropem Freuda, opisuje żałobę, jako – ni mniej, ni więcej- rodzaj przejściowej choroby psychicznej upośledzającej władze poznawcze, a nawet procesy fizjologiczne. Opisuje swoje- niezrozumiałe z zewnętrznego punktu widzenia –reakcje. Jak w noc po śmierci męża chciała zostać w domu sama, (bo czekała na jego powrót). Zgodę na sekcję zwłok, ale nie na pobranie organów (sekcja może wykazać uszkodzenie, które można będzie naprawić). To, jak spokojnie powiadomiła o śmierci męża rodzinę i przyjaciół, ale nie chciała się zgodzić na publikację nekrologu, (bo byłaby rodzajem zdrady przed światem). Jak porządkując ubrania po zmarłym, nie chciała się rozstać z jego butami, (gdy wróci, powinien mieć, w czym chodzić). Jak obsesyjnie analizowała przeszłość, wszędzie doszukując się „znaków” (czy mogła zrobić coś, co zapobiegłoby śmierci). Pod tytułowym baśniowym frazeologizmem kryje się pragnienie przywrócenie męża do życia. To również forma niereligijnej wiary. Bo, jak wyznaje, choć oboje z mężem byli katolikami, żadne nie wierzyło w zmartwychwstanie ciała.
                
                  W największym skrócie. 30 grudnia 2003 roku, około dziewiątej wieczorem w nowojorskim mieszkaniu, przy stole w jadalni, gdzie właśnie usiedli do kolacji Joan i jej mąż John Gregory Dunne, rzekomo (lub w rzeczywistości) John przeszedł nagły poważny incydent wieńcowy, w wyniku, czego zmarł. Ich jedyna córka Quintana od pięciu dni leżała nieprzytomna na oddziale opieki medycznej odkąd coś, co zdawało się przypadkiem grudniowej grypy na tyle poważnym, by w świąteczny ranek zawieść ją na ostry dyżur, przerodziło się błyskawicznie w zapalenie płuc i wstrząs septyczny. Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest próbą zrozumienia okresu, który nastąpił później; tygodni, a następnie miesięcy, kiedy zostały wywrócone wszystkie ustalone wyobrażenia autorki na temat śmierci; na temat choroby; na temat prawdopodobieństwa i szczęścia; na temat powodzenia i pecha; na temat małżeństwa, dzieci i pamięci; na temat żalu po stracie; na temat sposobów, w jakie ludzie radzą sobie lub nie radzą z faktem, że życie się kończy; na temat kruchości zdrowia psychicznego; na temat samego życia.
                      
                     Jedną z pierwszych reakcji po stracie męża było sięgnięcie przez Joan po „fachowe” książki na temat śmierci. Pierwszą z nich była książka „Człowiek i śmierć” Philippe Aries, z której dowiaduje się, że podstawową cechą śmierci takiej jak przedstawiona w „Pieśni o Rolandzie” jest to, iż nawet, jeśli okazuje się nagła lub przypadkowa, „nie pojawia się zdradziecko”. Z dzieła Zygmunta Freuda „Smutek i melancholia” autorka dowiaduję się, że żałoba „niesie ze sobą poważne odstępstwa od normalnych postaw życiowych”. A jednak, podkreślił, pozostaje ona szczególnym zjawiskiem wśród różnych postaci obłędu. Od Melanie Klein dowiaduję się, że „osoba w żałobie jest w istocie chora, lecz ponieważ ten stan umysłu jest powszechny i wydaje się nam naturalny, nie nazywamy żałoby chorobą…”.
                  
                 
           Didion sporo miejsca poświęca wyparciu śmierci poza obręb współczesnego doświadczenia, a zwłaszcza subordynacji do dzielności, oczekiwaniu, że żałobnik powinien okazać twardość, która służy podtrzymaniu dobrego samopoczucia pozostałych uczestniczących w kulturze zabawy. Dalej za Philippe Arie Didion wskazuje, że od lat 30. w większości krajów Zachodu, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych, zupełnie zaczęło zmieniać się podejście do akceptowanych postaw wobec śmierci. „Śmierć-pisze-w przeszłości tak wszechobecna, że stała, się czymś dobrze znanym, została wymazana, miała zniknąć. Miała się stać rzeczą wstydliwą i zakazaną”. Od współczesnych procedur medycznych dotyczących postępowania z rodzinami zmarłych Didion woli wyszperany w intrenecie podręcznik etykiety z lat 20. XX, w, który traktował żałobnika, jako całość psychofizyczną. Delikatność przejawiała się w nim m.in. radą by podać rozpaczającemu niewielką filiżankę rosołu. W tej radzie była podwójna mądrość- na skutek szoku wywołanego utratą obniża się temperatura ciała, a łaknienie zanika.
                
                Żal nad sobą jest naturalnym odruchem w żałobie, która wywołuje nawracające poczucie opuszczenia przy jednoczesnym nieposiadaniu „innego przedmiotu uwagi oprócz siebie samych”. Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy, rozpoznawalny zapewne tylko dla tych, którzy widzieli go na własnych twarzach. Ludzie, którzy kogoś stracili, wydają się nadzy, bo sądzą, że są niewidzialni. Takim ludziom zdaje się, że przekraczają jedną z tych legendarnych rzek oddzielających świat żywych od zmarłych. Osieroceni patrzą wstecz i dostrzegają omeny; przesłania, które im umknęły. Żyją pod dyktando symboli. Doszukują się sensu w lawinie spazmu zalewającej nieużywany komputer; klawiszu „delete”, który przestał działać, rzekomej nielojalności decyzji wobec męża, by ten klawisz wymienić. Jawnie okazywana żałoba przypomina nam o śmierci, co uchodzi za rzecz nienaturalną, dowód nieradzenia sobie z sytuacją. Doświadczenie śmierci bliskiej osoby jest równocześnie próbą generalną przed własną. „Kiedy opłakujemy to, co straciliśmy, zarazem opłakujemy samych siebie. Jakimi byliśmy. Jakimi już nie jesteśmy. To, że pewnego dnia nie będzie nas wcale”.  
              
                        Aktualnie przyjmuje się, że rozpacz nie jest uniwersalną reakcją na stratę, a jej brak nie prowadzi w prosty sposób do rozpoznania patologicznej żałoby. Zgodnie z tradycyjnymi założeniami zalecano psychoterapię tym, którzy nie prezentowali objawów żałoby po stracie bliskiej osoby. Wielu autorów widziało w nieobecnej żałobie wyraz zaburzonej osobowości jednostki (np. cech narcystycznych, niezdolności do nawiązania bliskiego związku) lub powierzchowności utraconej relacji. Badania nie potwierdzają takich tez. Brak przeżywania żałoby lub tzw. żałoba minimalna są powszechne i nie łączą się z obecnością patologicznych objawów, utrudniających przystosowanie się do straty. Przykładowo brak przeżywania żałoby (będący, według klasycznych klasyfikacji, objawem żałoby zahamowanej, opóźnionej, zamaskowanej) u osób o silnych przekonaniach religijnych związanych ze śmiercią nie utrudnia dojścia do takiego sposobu funkcjonowania, do jakiego prowadzi „typowy” proces żałoby. Cierpienie nie musi być dominującym uczuciem w procesie żałoby. Jak się okazało, pozytywne doświadczenia (humor, śmiech, poczucie szczęścia) są powszechne u osób owdowiałych stosunkowo wcześnie po stracie współmałżonka i korelują z lepszym przystosowaniem do tej sytuacji. Pozytywnym doświadczeniem jest znaczny wzrost poczucia wolności i własnej autonomii.

              

27 lutego 2017

Piękność Dnia



„Piękność Dnia”

Joseph Kessel



Autor/ (ur. 10 lutego 1898 w Clarze, zm. 23 lipca 1979 w Avernes) – francuski dziennikarz i pisarz.

Tłumaczenie/ Ewa Bekier

Tematyka/ Piękność dnia” to książka nasycona symbolami. Nakładanie rzeczywistości na marzenia senne czynią książkę bardzo skomplikowaną i momentami trudną w odbiorze. Skłania ona przez to do głębszych refleksji. Mówi o odwiecznych lękach i tęsknotach człowieka. O prawie do miłości, o ucieczce od krępujących człowieka więzów, sytuacji nakładanych przez społeczeństwo przyjętych za prawidłowe i moralne. Książka dotyka też kwestii zdrady małżeńskiej, pokazuje seks grzeszny i miłość, za którą się płaci.

Główny motyw/ Bohaterką książki jest Severine, żona szanowanego lekarza, kobieta znudzona małżeństwem, a ponadto obarczona złymi wspomnieniami z dzieciństwa, która przeżywa wizje i sny masochistyczne. Bohaterka czuje się erotycznie niezaspokojona. Zamiast prawdziwej miłości, zamiast spokoju i bezpiecznego domu, woli seksualne gry z obcymi mężczyznami.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Strój kobiety stanowi funkcję jej zmysłowości”.

„A nie ma sztuki bardziej zaraźliwej niż sztuka zmysłowa”.

„Czy można karać za napad szaleństwa?”.

„Czyż skazany na śmierć nie łagodzi swych ostatnich chwil wspominaniem tego, co kochał?”.

„[…] żadna żyjąca istota nie może oderwać się od fatalnego łańcucha wydarzeń”.



                           
                           Mitem, który należy obalić, omawiając problematykę książki, jest stwierdzenie, iż dziecko jest pozbawione seksualności. Prawdą jest to, iż dziecko również jest istotą seksualną, która ma swój popęd. Dziecko może zachowywać się w taki sposób, który większość osób odbiera, jako normalne zachowanie w okresie dziecięcym (np. siadanie na kolanach osoby dorosłej, całowanie jej w policzek), zaburzony sprawca może jednak odczytać to, jako zachowanie kokieteryjne, zachęcające do podjęcia kontaktu seksualnego. Tym samym swoje zachowanie seksualne może później wyjaśniać, jako chęć zaspokojenia potrzeb dziecka. Skutki wykorzystywania seksualnego mogą być odczuwane zarówno tuż po zdarzeniu, jak i wiele lat po nim. Ponadto im dłużej trwało molestowanie i w im wcześniejszym wieku się zaczęło, tym skutki mogą być poważniejsze.
Molestowanie seksualne w dzieciństwie może mieć swoje skutki w życiu dorosłym. Należą do nich miedzy innymi różne dysfunkcje seksualne, trudności w kontaktach z innymi ludźmi i w stworzeniu bliskich relacji z innymi, silny lęk przed krzywdą i odrzuceniem, brak zaufania do mężczyzn.
Silne poczucie winy, lęk przed oceną społeczeństwa, chęć zapomnienia traumatycznych zdarzeń z przeszłości powoduje, iż większość ofiar nie chce ujawniać swoich przeżyć otoczeniu.
              
                           Jednym z objawów wykolejenia społecznego, które opisuje Joseph Kessel w książce „Piękność dnia”, spowodowane molestowaniem seksualnym w dzieciństwie są niekonwencjonalne zachowania seksualne między innymi prostytucja i dewiacja. Uprawianie prostytucji nie pozostaje bez wpływu na psychikę bohaterki książki. Największe niebezpieczeństwo, jakie niesie prostytucja, polega na całkowitym odhumanizowaniu życia płciowego, sprowadzeniu go do aktu fizjologicznego odartego z wszystkich cennych i wzbogacających człowieka elementów psychologicznych w tym miłości i uczuć.
               
                     Joseph Kessel książkę „Piękność dnia” rozpoczyna prologiem, w którym opisuje małą ośmioletnią Severine, która przechodzi przez długi korytarz do pokoju matki. Ten odcinek drogi, który napawał ją lękiem, przemierzała zawsze biegiem. Jednak pewnego dnia rano Severine musiała zatrzymać się pośrodku korytarza. Drzwi, które w tym miejscu prowadziły do łazienki, otworzyły się. Ukazał się hydraulik: „Był mały, przysadzisty. Jego przenikliwe spojrzenie spod rzadkich, rudych brwi zatrzymało się na dziewczynce. Severine, zwykle pewna siebie, przestraszyła się, cofnęła”. Ten odruch sprawił, że mężczyzna zdecydował się. Szybko rozejrzał się wokoło, potem obu rękami przyciągnął Severine do siebie. Owionął ją zapach gazu, przygwoździło odczucie siły. Źle ogolone wargi paliły jej szyję. Szarpała się. Robotnik zaśmiał się cicho, zmysłowo. Jego ręce pod sukienką pieściły delikatnie ciało. Nagle Severine przestała się bronić. Zupełnie zesztywniała, zbladła. Mężczyzna położył ją na podłodze, oddalił się po cichu. Guwernantka odnalazła leżącą Severine. Wszyscy sądzili, że się pośliznęła. Ona też tak myślała.
                
                         W dalszej części książki Joseph Kessel opisuje szczęśliwe życie małżeńskie Severine i jej męża Pierre. Dwa lata, które przeżyli obok siebie, zapadły jej w pamięci „jak ogień płonący i trwały”.  Szczęśliwie zakochani małżonkowie spędzają miłe chwile w małym szwajcarskim miasteczku na jeździe na nartach i kawiarnianych spotkaniach ze znajomymi. Severine zachwycona mężem ma świadomość jak łatwym potrafi Pierre uczynić jej życie. Nigdy nie było najmniejszego zaniedbania w jego troskliwości. „Czy umiałam odwzajemnić tyle miłości?”- zadawała sobie pytanie Severine. Jednak przeżywanie tych wyrzutów sumienia sprawiało jej przyjemność. Dla osoby tak żywiołowej w swych reakcjach nic nie posiadało wartości bardziej podniecającej, jak analizowanie własnych błędów. Na szczęście łączyła ich głęboka przyjaźń, która wszystko łagodzi. Nic nie zostało zniszczone w ich podstawowych uczuciach. Przeciwnie, pragnęli zbliżenia, umocnienia wszystkiego, co było niezniszczalne.
              
                      Lecz pewnego dnia ledwie po powrocie ze Szwajcarii do Paryża Severine zachorowała.  Wywiązało się zapalenie płuc. Choroba miała przebieg bardzo gwałtowny. Chorą odwiedzali znajomi w tym kolega jej męża Henri Husson. Cały czas rozmawiając, Henri operował swym magicznym i zmysłowym głosem, który brzmiał jak niebezpieczny instrument. Severine osłabła pod wrażeniem siły jego głosu, zniewolona przemiłym tonem, miała wrażenie, iż rozpoznaje otchłanie z okresu swego wracania do zdrowia i tę lubieżność „bez twarzy”, jaka ją wówczas zalewała. Nagle dwie ręce zaciążyły na jej ramionach, dyszący pożądaniem oddech palił jej wargi. W czasie nieuchwytnego ułamka sekundy osłupiała zupełnie pod wpływem przeszywającej rozkoszy, jaka ją ogarnęła. Henri i Severine patrzyli sobie długo w oczy. W tym momencie nie było żadnej bariery pomiędzy nimi. Odkryli nawzajem w swych oczach uczucia i popędy, o których istnieniu być może żadne z nich nie wiedziało. Po tym incydencie Severina zaczęła bardziej interesować się seksualnością i erotyką pozamałżeńską. Podczas rozmów ze swoją przyjaciółką Renee, temat dyskusji dotyczył tylko prostytucji i domów publicznych w Paryżu. Natomiast od Henriego podczas gry w tenisa Severine subtelnie dowiadywała się, gdzie znajdują się ekskluzywne burdele. W tym samym czasie, co noc bohaterkę nawiedzały wizje, które zjawiały się po jej chorobie a głównym motywem tych snów byli „przejmowani” przez nią mężczyźni ze ślepej uliczki.
                   
                   Pewnego dnia rano Severine ubrała się najskromniej, jak tylko mogła, zeszła na dół i zawołała szofera. „Zawiezie mnie pan na ulicę Virene i przejedzie pan przez ulicę od początku do końca, bardzo powoli” – zwróciła się do niego z wielkim podnieceniem. Na ulicy Virene znajdowały się paryskie domy publiczne. Automobil ruszył przez bulwary. Na ulicy gardło miała ściśnięte węzłem tak ciasnym, że uniosła ręce, jakby chciała go rozplątać. Przez okno widziała mężczyzn wchodzących do kamienic i wyobrażała sobie, że oni wszyscy idą do „uległych kobiet”. Miała teraz pożywkę dla swych obsesyjnych myśli. Przez pewien czas te obrazy jej wystarczyły, lecz potem, przez swą częstotliwość i intensywność, wyczerpały się. Severine odczuwała potrzebę zobaczenia ponownie domu schadzek. Za pierwszym razem kazała się tam zawieść. Za drugim poszła tam pieszo. Bała się tak, że nie odważyła się zatrzymać nawet na chwile, żeby przeczytać szyld umieszczony blisko drzwi, ale otarła się z głębokim zawstydzeniem o stare mury.  Za trzecim razem Severine odczytała pośpiesznie dyskretny napis: „Madame Anais- antresola na lewo”. A za czwartym weszła. Po rozmowie z Madame Anais Severine zdecydowała się pracować i „dodać trochę masła na swój chleb”. Kobiety „obgadały” szczegóły pracy Severine i doszły do porozumienia. Severine miała pracować od godziny drugiej do piątej. Połowa pieniędzy dla Madam a druga połowa dla Severine. „Jak pani sobie życzy, moja droga. Od drugiej do piątej to dobra pora. No cóż będzie pani Pięknością Dnia. Tylko trzeba być punktualną, żebyśmy się na siebie nie gniewały. O godzinie piątej będzie pani wolna. Jakiś kochasio, który na panią czeka, nieprawda? Albo jakiś mężulek…”. – oznajmiła Madam Anais.
               

                       Często w miejscach publicznych Severine czuła, jak ścigały ją pożądliwe spojrzenia nieznajomych mężczyzn. Przebiegała spojrzeniem po wszystkich twarzach, wszystkich postaciach, jakie znajdowały się na ulicy i fantazjowała, że za trzydzieści franków mógłby mieć ją każdy napotkany mężczyzna. Najwięcej fantazji miała z robotnikami obsługującymi maszyny z woźnicą, który trzymał konia za uzdę. Severine nie miała wiele czasu, by rozpoznać rodzaj spazmu, jaki ściskał ją za gardło. Któregoś dnia przechodząc obok Sekwany napotkała palacza, który wychodził z szalupy statku. Trwoga, jaką ją opanowała, była nie do zniesienia, gdyż nie należała do wrażeń realnych. Łączyła się ze snem. Krzyknęła do nieznajomego: „Niech pan zaczeka, niech pan zaczeka”. Potem wpatrując się błyszczącymi oczami w pozbawione wyrazu oczy palacza, dorzuciła: „O godzinie trzeciej, na ulicy Virene 9b u Madame Anais”. Lecz zaskoczony mężczyzna nic nie rozumiał, natomiast Severine pomyślała, że palacz nie ma pieniędzy, aby mógł się z nią spotkać na seksualne „zabawy”. Nie spuszczając wzroku z mężczyzny, grzebała w torebce. Wyjęła banknot stufrankowy i wręczyła mu. Osłupiały mężczyzna wziął go, uważnie oglądał.
                
                 Tymczasem musiała zgłębić tajniki rzemiosła, jakie wykonywała, nawet te najbardziej sekretne. Ta praktyka, poprzez odruchy buntu, jakie prowokowała, poprzez narastające przeświadczenie, że staje się nieczystą maszyną, powodowała, że dostawała dreszczy z perwersyjnego upokorzenia. Lecz rozwiązłość cielesna ma swe granice, szybko osiągalne, jeśli wzajemna namiętność nie podsyca jej do końca. Severine pojęła to i stała się na powrót niewrażliwa. Jej wstydliwość wyczerpała się, tak samo jak przestrach. Mogła należeć do mężczyzny na oczach wielu innych.
              
                 Jednak sytuacja skomplikowała się, kiedy dom schadzek odwiedził przyjaciel rodziny Henri Husson. Maskarada bohaterki dobiegła końca. Seksualne gry i podwójne życie miały zostać niebawem odkryte. Stały klient domu rozpusty Madame Anais - chorobliwie zakochany w Piękności Dnia Marcel- zaatakował męża Severine, który w wyniku wypadku został sparaliżowany. Polska krytyczka filmowa Maria Kornatowska wysunęła przypuszczenie, że Severine prowokująca ciągle swoim zachowaniem "może wyobraża sobie tylko paraliż męża, który tym sposobem traci szansę bycia mężczyzną. Narzędziem owej symbolicznej kastracji staje się kochanek — bandyta. W osobach bandytów i terrorystów społeczeństwo burżuazyjne rozładowuje swoje tłumione instynkty (...)".
                          
                      Głęboko zafascynowany kinem i snami, nawet koszmarami Luis Bunuel nakręcił na podstawie książki film. W bunuelowskim świecie nikt nie jest zdolny do miłości. „(...) Żyją w nim zimne kobiety, (...) Panuje prawo patologii. Pogwałcona natura rodzi zło". Bunuel podjął się pracy nad filmem, bo zafascynowała go powieść Josepha Kessela. Pisze o tym następująco: „Powieść wydała mi się dość melodramatyczna, ale dobrze skonstruowana. Poza tym dawała możliwość wprowadzenia w postaci obrazów niektórych marzeń na jawie głównej bohaterki, Severiny, którą grała Catherine Deneuve  oraz wycyzelowania portretu młodej mieszczki, masochistki. Film ten pozwalał mi też chyba opisać dość wiernie kilka przypadków perwersji seksualnej. (...) Do perwersji seksualnej mam skłonność czysto teoretyczną i od zewnątrz. Bawi mnie i interesuje…"
          
                  Joseph Kessel w książce „Piękność Dnia” zwraca także uwagę na instytucję małżeństwa. Pokazuje w przypadku Severine pozorną, bo udawaną moralność (bohaterka kocha swojego męża, jest mu oddana), ale też obnaża rozwiązłość, rozpustę, dzikie pragnienia i masochistyczne fantazje bohaterki. Ojciec psychoanalizy Zygmunt Freud powiedział: „Dążenie do szczęścia ma dwa cele — pozytywny i negatywny; z jednej strony ludzie dążą do braku cierpienia i przykrości, z drugiej zaś pragną przeżycia silnych uczuć przyjemnych. (...) Tym, co określa cel życia, jest (...) po prostu program zasady rozkoszy". W swojej innej pracy Zygmunt Freud zauważa, że każda kultura musi być zbudowana w oparciu o wyrzeczenie się popędów i przymusu i musi używać wszelkich możliwie dostępnych środków, by ograniczać wybuchy agresji i popędy człowieka szczególnie wtedy, kiedy jest się ofiarą nadużyć seksualnych.