28 lutego 2017

Rok magicznego myślenia


„Rok magicznego myślenia”

Joan Didion
_

Autorka/ (ur. 5 grudnia 1934 w Sacramento w stanie Kalifornia) - amerykańska dziennikarka, eseistka, powieściopisarka. Mieszka w Nowym Jorku.

Tłumaczenie/ Hanna Pasierska

Tematyka/ Joan Didion, wybitna dziennikarka i eseistka, opisuje miesiące żałoby po stracie ukochanego męża i walkę o życie córki. W pięknym stylu, delikatnie i z ogromnym wyczuciem analizuje najgłębsze i najtrudniejsze emocje, pokazując, jak godnie mówić o smutku, tęsknocie, lęku przed samotnością.

Główny motyw/ Mąż pisarki John Gregory Dunne zmarł nagle, na atak serca, niedługo po tym jak ich córka po źle rozpoznanym zapaleniu płuc z zakażeniem organizmu, trafiła na oddział intensywnej terapii. Książka jest zapisem przeżyć z owego „roku magicznego myślenia”, który nastąpił po śmierci męża, zapisem walki o życie córki, opowieścią o wdowieństwie, żałobie, jako konstrukcji społecznej, o ludziach z wyższej klasy średniej, którzy tracąc grunt pod nogami nie mogą uwierzyć, że nie są w stanie z czymś sobie poradzić, próbą przejrzenia „amerykańskiej żałoby”. Ale jest ta książka także podróżą w głąb śmierci, jako tematu literatury, a zwłaszcza poezji, która niesie ukojenie albo raczej zrozumienie.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Teraz wiem, że to nic niezwykłego: stykając się z nagłą katastrofą, skupiamy się na tym, w jak mało znaczących okolicznościach zaszło coś niewyobrażalnego […]”.

„[…] popularne wyobrażenia na temat małżeństwa zawierają ogromne luki”.

„Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy […]”.

„Życie zmienia się w jednej chwili”.

„W życiu zdarzają się rzeczy, którym matka nie jest w stanie zapobiec ani których nie zdoła naprawić”.

„W głębi duszy zawsze się jednak obawiam-ponieważ z natury jestem lękliwa, że pewne wydarzenia w życiu pozostają poza moją możliwością kontroli czy też zarządzania. Pewne wydarzenia po prostu się wydarzą. To było jedno z nich. Siadasz do kolacji i życie, jakie znasz, się kończy”.

„[…] jeśli mamy żyć sami, nadchodzi chwila, kiedy musimy uwolnić zmarłych, pozwolić im odejść, pozostać zmarłymi”.
  
                
                      Strata jest zjawiskiem uniwersalnym, powszechnym i niemożliwym do wykluczenia. W poradnictwie psychologicznym i psychoterapii, na co dzień spotyka się osoby, które zostają czegoś pozbawione lub doświadczają separacji. Szczególną sytuacją jest śmierć bliskiej osoby, gdyż wpływa ona całościowo na funkcjonowanie człowieka (sferę somatyczną, emocjonalną, poznawczą, społeczną i duchową). Żałoba jest bardzo złożonym procesem, który charakteryzuje się dużą różnorodnością przeżyć, stopniem ich intensywności oraz dynamiką występowania. Wśród wielu wyjaśnień zjawiska żałoby dominują od wielu lat teorie psychodynamiczne, teorie przywiązania oraz modele faz żałoby i zadań żałoby. Wyznaczany jest w nich uniwersalny wzorzec przepracowania straty, często podzielony na określone etapy, w którym konieczne jest, między innymi, opłakiwanie, świadome konfrontowanie się z sytuacją braku bliskiej osoby, zerwanie więzi z osobą utraconą oraz znalezienie znaczenia poniesionej straty.
               
                     Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest eseistyczną opowieścią o śmierci jej męża i ciężkiej chorobie 39-letniej córki, która również zmarła, gdy książka była już gotowa. Najdramatyczniejsze wydarzenia z jej życia stały się punktem wyjścia jej słynnych książek. Wreszcie jej wizerunek stał się ikoną. Jeszcze rok temu 81-letnia Didion wystąpiła w wielkich okularach przeciwsłonecznych w sesji reklamowej dla francuskiego domu mody Celine.
                
                      Niezwykłe jest to, że w „Roku magicznego myślenia” Didion, idąc tropem Freuda, opisuje żałobę, jako – ni mniej, ni więcej- rodzaj przejściowej choroby psychicznej upośledzającej władze poznawcze, a nawet procesy fizjologiczne. Opisuje swoje- niezrozumiałe z zewnętrznego punktu widzenia –reakcje. Jak w noc po śmierci męża chciała zostać w domu sama, (bo czekała na jego powrót). Zgodę na sekcję zwłok, ale nie na pobranie organów (sekcja może wykazać uszkodzenie, które można będzie naprawić). To, jak spokojnie powiadomiła o śmierci męża rodzinę i przyjaciół, ale nie chciała się zgodzić na publikację nekrologu, (bo byłaby rodzajem zdrady przed światem). Jak porządkując ubrania po zmarłym, nie chciała się rozstać z jego butami, (gdy wróci, powinien mieć, w czym chodzić). Jak obsesyjnie analizowała przeszłość, wszędzie doszukując się „znaków” (czy mogła zrobić coś, co zapobiegłoby śmierci). Pod tytułowym baśniowym frazeologizmem kryje się pragnienie przywrócenie męża do życia. To również forma niereligijnej wiary. Bo, jak wyznaje, choć oboje z mężem byli katolikami, żadne nie wierzyło w zmartwychwstanie ciała.
                
                  W największym skrócie. 30 grudnia 2003 roku, około dziewiątej wieczorem w nowojorskim mieszkaniu, przy stole w jadalni, gdzie właśnie usiedli do kolacji Joan i jej mąż John Gregory Dunne, rzekomo (lub w rzeczywistości) John przeszedł nagły poważny incydent wieńcowy, w wyniku, czego zmarł. Ich jedyna córka Quintana od pięciu dni leżała nieprzytomna na oddziale opieki medycznej odkąd coś, co zdawało się przypadkiem grudniowej grypy na tyle poważnym, by w świąteczny ranek zawieść ją na ostry dyżur, przerodziło się błyskawicznie w zapalenie płuc i wstrząs septyczny. Książka Joan Didion „Rok magicznego myślenia” jest próbą zrozumienia okresu, który nastąpił później; tygodni, a następnie miesięcy, kiedy zostały wywrócone wszystkie ustalone wyobrażenia autorki na temat śmierci; na temat choroby; na temat prawdopodobieństwa i szczęścia; na temat powodzenia i pecha; na temat małżeństwa, dzieci i pamięci; na temat żalu po stracie; na temat sposobów, w jakie ludzie radzą sobie lub nie radzą z faktem, że życie się kończy; na temat kruchości zdrowia psychicznego; na temat samego życia.
                      
                     Jedną z pierwszych reakcji po stracie męża było sięgnięcie przez Joan po „fachowe” książki na temat śmierci. Pierwszą z nich była książka „Człowiek i śmierć” Philippe Aries, z której dowiaduje się, że podstawową cechą śmierci takiej jak przedstawiona w „Pieśni o Rolandzie” jest to, iż nawet, jeśli okazuje się nagła lub przypadkowa, „nie pojawia się zdradziecko”. Z dzieła Zygmunta Freuda „Smutek i melancholia” autorka dowiaduję się, że żałoba „niesie ze sobą poważne odstępstwa od normalnych postaw życiowych”. A jednak, podkreślił, pozostaje ona szczególnym zjawiskiem wśród różnych postaci obłędu. Od Melanie Klein dowiaduję się, że „osoba w żałobie jest w istocie chora, lecz ponieważ ten stan umysłu jest powszechny i wydaje się nam naturalny, nie nazywamy żałoby chorobą…”.
                  
                 
           Didion sporo miejsca poświęca wyparciu śmierci poza obręb współczesnego doświadczenia, a zwłaszcza subordynacji do dzielności, oczekiwaniu, że żałobnik powinien okazać twardość, która służy podtrzymaniu dobrego samopoczucia pozostałych uczestniczących w kulturze zabawy. Dalej za Philippe Arie Didion wskazuje, że od lat 30. w większości krajów Zachodu, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych, zupełnie zaczęło zmieniać się podejście do akceptowanych postaw wobec śmierci. „Śmierć-pisze-w przeszłości tak wszechobecna, że stała, się czymś dobrze znanym, została wymazana, miała zniknąć. Miała się stać rzeczą wstydliwą i zakazaną”. Od współczesnych procedur medycznych dotyczących postępowania z rodzinami zmarłych Didion woli wyszperany w intrenecie podręcznik etykiety z lat 20. XX, w, który traktował żałobnika, jako całość psychofizyczną. Delikatność przejawiała się w nim m.in. radą by podać rozpaczającemu niewielką filiżankę rosołu. W tej radzie była podwójna mądrość- na skutek szoku wywołanego utratą obniża się temperatura ciała, a łaknienie zanika.
                
                Żal nad sobą jest naturalnym odruchem w żałobie, która wywołuje nawracające poczucie opuszczenia przy jednoczesnym nieposiadaniu „innego przedmiotu uwagi oprócz siebie samych”. Ludzie świeżo przez kogoś osieroceni mają szczególny wyraz twarzy, rozpoznawalny zapewne tylko dla tych, którzy widzieli go na własnych twarzach. Ludzie, którzy kogoś stracili, wydają się nadzy, bo sądzą, że są niewidzialni. Takim ludziom zdaje się, że przekraczają jedną z tych legendarnych rzek oddzielających świat żywych od zmarłych. Osieroceni patrzą wstecz i dostrzegają omeny; przesłania, które im umknęły. Żyją pod dyktando symboli. Doszukują się sensu w lawinie spazmu zalewającej nieużywany komputer; klawiszu „delete”, który przestał działać, rzekomej nielojalności decyzji wobec męża, by ten klawisz wymienić. Jawnie okazywana żałoba przypomina nam o śmierci, co uchodzi za rzecz nienaturalną, dowód nieradzenia sobie z sytuacją. Doświadczenie śmierci bliskiej osoby jest równocześnie próbą generalną przed własną. „Kiedy opłakujemy to, co straciliśmy, zarazem opłakujemy samych siebie. Jakimi byliśmy. Jakimi już nie jesteśmy. To, że pewnego dnia nie będzie nas wcale”.  
              
                        Aktualnie przyjmuje się, że rozpacz nie jest uniwersalną reakcją na stratę, a jej brak nie prowadzi w prosty sposób do rozpoznania patologicznej żałoby. Zgodnie z tradycyjnymi założeniami zalecano psychoterapię tym, którzy nie prezentowali objawów żałoby po stracie bliskiej osoby. Wielu autorów widziało w nieobecnej żałobie wyraz zaburzonej osobowości jednostki (np. cech narcystycznych, niezdolności do nawiązania bliskiego związku) lub powierzchowności utraconej relacji. Badania nie potwierdzają takich tez. Brak przeżywania żałoby lub tzw. żałoba minimalna są powszechne i nie łączą się z obecnością patologicznych objawów, utrudniających przystosowanie się do straty. Przykładowo brak przeżywania żałoby (będący, według klasycznych klasyfikacji, objawem żałoby zahamowanej, opóźnionej, zamaskowanej) u osób o silnych przekonaniach religijnych związanych ze śmiercią nie utrudnia dojścia do takiego sposobu funkcjonowania, do jakiego prowadzi „typowy” proces żałoby. Cierpienie nie musi być dominującym uczuciem w procesie żałoby. Jak się okazało, pozytywne doświadczenia (humor, śmiech, poczucie szczęścia) są powszechne u osób owdowiałych stosunkowo wcześnie po stracie współmałżonka i korelują z lepszym przystosowaniem do tej sytuacji. Pozytywnym doświadczeniem jest znaczny wzrost poczucia wolności i własnej autonomii.

              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz