04 maja 2017

Inne głosy, inne ściany



„Inne głosy, inne ściany”

Truman Capote


Autor/ właściwie Truman Streckfus Persons (ur. 30 września 1924 w Nowym Orleanie, zm. 25 sierpnia 1984 w Los Angeles) – pisarz i scenarzysta amerykański.

Tłumaczenie/ Robert Sudół

Tematyka/ Młodociany bohater powieści staje z całą swą wrażliwością wobec jednej z najtrudniejszych i zarazem najbardziej intrygujących tajemnic życia, jaką jest miłość. Pierwsze wyzwanie miłosne jawi mu się w postaci szczególnie dramatycznej i odmiennej od zwyczajowo uznawanych form miłosnego uniesienia i oddania. Od tego, jak na to wyzwanie zareaguje, jakiej zdoła dokonać samoanalizy i samooceny, zależeć będzie całe jego życie uczuciowe, cały jego wewnętrzny świat. Arcywnikliwa odwaga psychologiczna autora, połączona z niedoścignioną poetycką subtelnością jego stylu, czyni z tej powieści jedno z najpiękniejszych w literaturze wieku XX studiów procesu dojrzewania człowieka.

Główny motyw/ Osierocony przez matkę trzynastoletni Joel Knox wychowuje się w nowym Orleanie pod opieką ciotki. Pewnego dnia dowiaduje się, że ma jechać na prowincję, do domu ojca, by tam rozpocząć nowe życie. Wrażliwy i obdarzony ogromną wyobraźnią, trafia do świata, którego nie potrafi zrozumieć. Ojcowska posiadłość, niszczejąca i porośnięta dziką roślinnością, okazuje się miejscem tajemniczym i niepokojącym, pełnym niewyjaśnionych odgłosów, dziwnych przedmiotów i obcych ludzi. Również długo wyczekiwane spotkanie z ojcem przynosi ogromny zawód - pan Sansom okazuje się niezdolnym do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu paralitykiem. Osamotniony Joel rozpaczliwie walczy o miłość otoczenia, zabiegając o względy i uwagę kolejnych ludzi - krewniaka, czarnoskórej służącej, wreszcie dziewczynki z sąsiedztwa. Głód uczuć skazuje chłopca na wiele rozczarowań, a wytęskniona miłość okazuje się niejednoznacznym, trudnym do okiełznania uczuciem, które pojawia się w najmniej spodziewanym momencie.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„ Choroby, śluby, zaloty, pogrzeby i Pan Bóg, oto ulubione tematy rozmów toczonych na werandzie”.

„[…] wszędzie dookoła pełno takich, co to wszystko wiedzą, tyle że nic nie kapują”.

„Och, na tym świecie pełno jest okrutnych ludzi i bezdusznych czynów”.

„Ograniczonych umysłowo, neurotyków, zbrodniarzy i prawdopodobnie także artystów łączy nieobliczalność i perwersyjna niewinność”.

„[…] moje życie przeznaczone jest na inne czasy”.

„Cała przyszłość mieści się w przeszłości”.

„Kiedy ktoś robi się sławny, to ludzie wygrzebują wszystko o jego dawnym życiu”.

„[…] bo w życiu każdego człowieka są takie sytuacje, kiedy jest zaledwie nicią we wzorze tkanym nieprzypadkowo przez… przez kogo, powinienem powiedzieć? Boga?”.

„Dziwne, jak dużo czasu potrzebujemy, żeby poznać samych siebie”.

„Mózg może przyjąć radę, ale nie serce”.

„[…] dla nas śmierć ma większą moc niż życie”.

„Samotność, podobnie jak gorączka, potęguje się nocą […]”.

„[…] bo niebo wszędzie jest takie samo i tylko w dole rzeczy różnią się od siebie”.

                  
                           Okres dorastania obejmuje orientacyjnie lata od dziesiątego do  dwudziestego roku życia. Najważniejszym procesem w tej fazie rozwoju jest kształtowanie się własnej tożsamości. Intensywne poszukiwania tego, kim się jest, czego się chce i dokąd się zmierza, wymagają od młodego człowieka wielkiego zaangażowania, wysiłku i łączą się z popełnianiem wielu błędów. Rola dorosłych będzie, zatem polegała na emocjonalnym wspieraniu dorastającego przez zrozumienie i udzielanie wskazówek dostosowanych do jego możliwości i sytuacji oraz „dawaniu” czasu i miejsca na własne poszukiwania. Realizacja ryzykownych eksperymentów to prawidłowość rozwojowa na pierwszym etapie kształtowania tożsamości – eksploracji, po której następuje drugi okres– podjęcie zobowiązania, jako podstawy do wejścia w dorosłość. Co jednak się stanie, kiedy dziecko w okresie dojrzewania nie ma rodziców?
               
                       Truman Capote w książce „Inne głosy, inne ściany” opisuje trzynastoletniego chłopca Joela Knoxa, który został osierocony przez matkę. Wychowuje się w Nowym Orleanie w rodzinie swojej ciotki Ellen. Ciotka Ellen, dobra, łagodna kobieta, starała się ze wszystkich sił okazywać miłość Joelowi. Miała pięcioro dzieci w wieku szkolnym, a jej mąż pracował w sklepie obuwniczym, więc rodzinie się nie przelewało, ale Joel był niezależny, bo po matce dostał niewielki spadek. Ellen i cała jej rodzina traktowali go dobrze, jednak ich nie lubił i często nie mógł się powstrzymać od złośliwości, takich jak szydzenie ze starszej kuzynki, mało rozgarniętej dziewczynki o imieniu Louise, która miała wadę słuchu: przykładał do ucha stuloną dłoń i krzyczał: „Że co? Że jak?”. I tak w kółko, aż wreszcie wybuchała płaczem. Przed pójściem spać ciotka Ellen lubiła czytać dzieciom Waltera Scotta, Dickensa i Hansa Christiana Andersena. Słuchając bajek, Joel uświadamiał sobie, że dużo łączy go z bohaterami tych opowieści. Zadawał sobie pytanie, czy w jego życiu znalazłby się ktoś gotowy narazić się na niebezpieczeństwo, żeby przyjść mu na ratunek? Nie było nikogo takiego, nikogo. Joel chodził na wagary do doków, dzielił się swoim drugim śniadaniem z pracującym tam czarnoskórym sztauerem ogromnej postury i słuchał zmyślonych przez niego fantastycznych opowieści o dzielnych marynarzach i morskich przygodach. Przez długie samotne godziny Joel patrzył na załadowywanie i rozładowywanie statków z bananami, kursujących do Ameryki Środkowej, planując przy tym rejs na gapę, bo był pewien, że w jakimś dalekim mieście znalazłby dobrze płatną pracę.
           
                    Jednak pewnego dnia w dniu trzynastych urodzin Joela nadszedł do ciotki Ellen list. Ciotka pokazała mu go dopiero po paru dniach. List był od biologicznego ojca Joela, który przeczytawszy w gazecie nekrolog swojej byłej żony a matki chłopca, zaoferował pomoc w dalszej opiece nad synem: „Śpieszę zapewnić łaskawą Pani, że w Landing czeka na mojego syna piękny dom, zdrowe jedzenie i kulturalna atmosfera”. Joel cieszył się z odjazdu. Nie wiedział, dlaczego się cieszy, i nawet się nad tym nie zastanawiał, jednak mniej lub bardziej niewiarygodne pojawienie się ojca na scenie, którą opuścił w tak dziwnych okolicznościach dwanaście lat wcześniej, nie zaskoczyło go zbytnio, gdyż liczył na podobne zdarzenie. I nagle ten obcy człowiek okazał się jego własnym ojcem, co wydawało się po prostu wspaniałym zrządzeniem losu.
                 
                 
 

                          Joel zmuszony był odbyć podróż w wozie dostarczającym pocztę, który kierował Sam Radclif. Ta niewygodna podróż bez względu na środek transportu, gdyż na tamtejszych wyboistych drogach szybko rozklekotałby się każdy samochód, nawet ten prosto z fabryki było dla niego wyjątkowym przeżyciem. Do tego Sam Radclif dużo palił i dużo gadał. W miasteczku Noon City Joel przesiadł się na wóz zaprzężony w muła, którego powoził stuletni Murzyn imieniem Jezus Gorączka. Wóz wlókł się ustronną wiejską drogą, na której koła zapadały się w głęboki, miałki piach tłumiąc smętny stukot kopyt muła Johna Browna. Przez całą drogę Jezus Gorączka odezwał się tylko dwukrotnie: za każdym razem po to, żeby zagrozić mułowi niepojętymi słownymi katuszami. Po drodze napotkali dwie siostry bliźniaczki, rówieśnice Joela, Florabel i jej siostrę chłopczycę Idabel, z którą Joela będzie łączyć przyjaźń.


              
                    Kiedy Joel dotarł na miejsce poznał wiele różnych dziwnych postaci zamieszkujących dom jego ojca: wysoką, bosą, pełną werwy i wdzięku, poruszającą się bezszelestnie jak kotka kucharkę wnuczkę Jezusa Gorączki Missouri. Ekscentrycznego kuzyna, malarza Randolpha, który opowiadał mu o wszystkich swoich romansach z kobietami i mężczyznami. Do jednego ze swoich ukochanych o imieniu Pepe w dzień w dzień pisał listy. Z braku informacji gdzie może mieszkać kochanek Pepe, kuzyn Randolph wybierał kilka miast na kuli ziemskiej i kierował korespondencję zawsze do rąk naczelnika poczty. Ale nigdy nie doczekiwał się odpowiedzi.
               
                    Mieszkał w domu swego ojca już dwa dni, a nie miał jeszcze możliwości się z nim spotkać. Joel zastanawiał się, o co tu w tym wszystkim chodzi? Pewnego dnia po śniadaniu Joel zamknął się w swoim pokoju i napisał list do swojego dobrego kolegi Sammy’ego. Chwalił się w nim, że podoba mu się w nowym domu, że tatę też polubił, zna się na samochodach, podarował mu śrutówkę i mają zapolować na oposy. Lecz gdy poprawiał koślawe litery, przyszło mu do głowy, że niemal wszystko, co napisał, było kłamstwem, wielkim kłamstwem przelanym na papier „jak gęsty syrop”. Jak się później okazało ojciec Joela był sparaliżowanym człowiekiem, który nie mógł poruszać nawet powiekami. O tym, że trzeba go przebrać informował wypuszczając z dłoni na podłogę czerwoną piłeczkę. Pan Sansom był tylko parą obłąkanych oczu. Joel czuł, że padł ofiarą perfidnego życiowego żartu, że za jego plecami uknuto jakiś spisek. Nie wiedział tylko, kogo lub co ma obwiniać. Czuł się odtrącony, pozbawiony tożsamości, jak „chłopiec, wykuty z kamienia i posadzony na przegniłym pniaku”. W myślach Joela nie było modlitwy; właściwie nie było niczego, co można by uchwycić w sieć słów, bo – z jednym wyjątkiem- wszystkie jego modlitwy z przeszłości sprowadzały się do prostych, konkretnych próśb: „Boże, spraw, bym dostał rower, bym dostał scyzoryk o siedmiu ostrzach, pudełko farb olejnych”. Lecz jak teraz w tym wypadku można poprosić o coś tak nieokreślonego, tak nic „nieznaczącego” jak to: „Boże, spraw, by mnie kochano?”.
                
                       Tydzień późnej, w szare i osobliwe chłodne popołudnie, Jezus Gorączka umarł. Ludzie opowiadali, że Pan Bóg opowiedział mu przed śmiercią coś śmiesznego, bo skonał wstrząsany napadem wariackiego chichotu. Przeniesienie cedrowej trumny okazało się mozolnym zadaniem; w końcu przywiązali ją liną do Johna Browna, a stary muł powlókł się nad mogiłę. Jezus Gorączka by się bardzo ucieszył, ze swej ostatniej drogi- mawiali przybyli na pogrzeb żałobnicy, których można było policzyć na palcach u jednej ręki-, ponieważ tak bardzo kochał swego najwierniejszego muła. Na domiar złego człowiek, który przez ponad sto lat był mieszkańcem tak zamkniętego świata i który zasługiwał na większy hołd poszedł do nieba głową w dół, ponieważ opuszczana do grobu trumna się wywróciła.
             
                        Truman Capote w książce „Inne głosy, inne ściany” opisuje dojrzewanie trzynastoletniego chłopca bez rodziców w otoczeniu obcych, dziwnych i zwariowanych ludzi. Chłopiec doznaje we czesnym etapie rozwoju żałoby, ciągłych rozczarowań. To ciągłe zderzanie się z rzeczywistością wpływa na jego rozwój emocjonalny. Od początku otoczony jest kłamstwem, bo kiedy widzi niepełnosprawnego, żyjącego niczym roślina ojca zastanawia się, kto w takim razie napisał w jego imieniu list do ciotki Ellen i w jakim celu? W tym środowisku otaczają go dziwni, zagubieni ludzie: niepełnosprawny ojciec, kuzyn Randolph o biseksualnych skłonnościach czy koleżanka Idabel z zaburzeniem tożsamości płciowej.  W wyniku rozczarowań związanych z przyjmowaniem pomysłów i postaw innych ludzi, Joel zaczyna aktywnie poszukiwać tego, co jemu odpowiada, co jest zgodne z jego własnymi przemyśleniami. Czy wyjdzie mu to jednak na dobre?

26 kwietnia 2017

Dom z piasku i mgły



„Dom z piasku i mgły”

Andre Dubus III



Autor/ 11 września 1959 r. Oceanside, Kalifornia, Stany Zjednoczone.

Tłumaczenie/ Mirosław P. Jabłoński

Tematyka/ Pozornie zwyczajni ludzie stają w obliczu konfliktu o rzecz nadzwyczajnie istotną w życiu  każdego człowieka - dom. Każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi, intymny wszechświat, do którego możemy uciec od wszelkich trosk. Fabuła książki „Dom z piasku i mgły” opiera się na problemie utraty tego cudownego dobra i różnicy kultur między kolejnymi lokatorami. Postaciami pierwszoplanowymi są osoby, które doświadczyły poważnych tragedii życiowych i starają  się we wszelki możliwy sposób wiązać koniec z końcem. Trudni do ocenienia bohaterowie zaplątują się w tragiczne w skutkach sytuacje, będące wynikiem ich błędów. Andre Dubus ukazuje wady uczestników konfliktu, budując swoją opowieść ze szczególną szczerością.

Główny motyw/ Jest to historia rodziny irańskich emigrantów, którzy po obaleniu reżimu szacha Rezy Pahlaviego i dramatycznej ucieczce z Teheranu chcą zaznać spokoju i dobrobytu w nowej ojczyźnie. Massoud Behrani, pułkownik wojsk szacha, pragnie, aby jego rodzina zajmowała pozycję społeczną podobną do tej w Iranie i ma na to środki przeszmuglowane z narażeniem życia. Ma też pracę, ale jego najbliżsi nie mają pojęcia, że jest śmieciarzem i ekspedientem. Kiedy topnieją zasoby pieniężne wywiezione z Iranu, Behrani stawia wszystko na jedną kartę. Za ostatnie dolary kupuje na licytacji dom. To będzie dom jego marzeń, początek nowego życia w dostatku. Jednak los okrutnie z niego zakpi....

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„[…] zawsze spodziewam się nieszczęścia w kąciku ust boskiego uśmiechu”.

„Czasami to życie podsuwa nam tylko jedną czy dwie prawdziwe okazje, które musimy chwytać bez względu na ryzyko”.
   
                 
                       Dom… mały czy duży, dostatni czy skromny, mieszkanko czy willa – zawsze budzi w nas określone emocje, myśli i wspomnienia. Dla wszystkich to rodzaj osobistej przestrzeni, intymna przystań, do której powracamy z uśmiechem na twarzy. To tutaj możemy być w pełni sobą. Tutaj odpoczywamy, słuchamy muzyki i bliskich, tutaj się śmiejemy i płaczemy, tutaj świętujemy i celebrujemy chwilę. Mówiąc krótko – dom to wibracja miłości, mieszanka ciepła, akceptacji i poczucia bezpieczeństwa, mix tego, co ważne i potrzebne, tego, bez czego nie wyobrażamy sobie życia.
             
                          Tematyka książki „Dom z piasku i mgły” Andre Dubus opiera się na problemie utraty tego cudownego dobra, jakim jest dom. Bohaterowie w różnych okolicznościach i z różnych powodów utracili swoje domy. Bohaterka Kathy straciła przez pomyłkę urzędników dom za niepłacony podatek dochodowy w wysokości pięciuset trzydziestu dolarów. Natomiast Massoud utracił swój dom z powodu ucieczki z Iranu pogrążonego w zamachu stanu. „Dom z piasku i mgły”, trudno wyobrazić sobie lepszy tytuł dla książki - odnoszący się do rzeczywistości i metaforyczny zarazem. Chodzi przecież o budynek usytuowany w San Francisco nad Pacyfikiem, z widokiem na ocean, zbudowany w takim miejscu, gdzie niemal nie sposób odróżnić fal morskich od tumanów mgły spowijających okolicę.
          
                    On - pięćdziesięciosześcioletni Irańczyk Massoud Amir Behrani były pułkownik, niegdyś zaufany oficer irańskiego szacha, po upadku reżimu znalazł schronienie w Stanach Zjednoczonych wraz z żoną i dwójką dzieci. Massoud były pułkownik Cesarskich Wojsk Lotniczych, w swoim kraju był nie tylko oficerem sztabowym; w Izraelu i w Stanach Zjednoczonych kupował odrzutowce F-16 dla irańskiej armii. W Teheranie pułkownik Behrani wożony był szarą limuzyną – mercedesem benz. W środku samochodu był telewizor, telefon i barek. Massoud uciekł z Iranu z czekami bankowymi na dwieście osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Lecz Massoud w Stanach prowadzi podwójne życie. Nikt z jego najbliższych nawet rodzina nie wie, że „pułkownik” ukrywa pewną tajemnicę. Massoud pracuje z ubogimi Chińczykami, Panamczykami i Wietnamczykami, jako śmieciarz. A popołudniami dorabia, jako sprzedawca w sklepie. Wykonywał zajęcia, których w swoim dawnym życiu nie wyznaczyłby nawet podległemu sobie żołnierzowi. „Pułkownik” Behrani codziennie ubrany w roboczy strój brudny od kurzu i mokry od potu przebiera się w hotelowym garażu w elegancki garnitur. „Spaloną” od słońca twarz podczas pracy tłumaczył całodzienną grą w tenisa, a także w golfa. Mieszka wprawdzie w luksusowym apartamencie, ale zastanawia się nad każdym wydawanym centem. Nawet, kiedy tak długo pracuje na dwóch posadach, rodzina nigdy nie wie, jakiego rodzaju pracę wykonuje ani gdzie; oczywiście, wychodzi rano z domu porządnie ubrany i tak samo ubrany wraca. Możliwe, że utrzymywanie tej maskarady powodowane było jego dumą i próżnością. Ta gra pozorów służyła wydaniu córki za męża z bogatej rodziny. Na bankowym koncie Irańczyka zostało tylko czterdzieści osiem tysięcy dolarów, to wszystko; takiej kwoty tylko sam jego czternastoletni syn będzie potrzebował na pierwsze lata studiów uniwersyteckich. Pewnego dnia Massud podczas sprzątania ulic San Francisco znalazł gazetę, w której była notatka o zajętej nieruchomości na sprzedaż, o domu z trzema sypialniami. Pomysł Behraniego na dalsze życie jest prosty: za niemal całe oszczędności kupuje dom na komorniczej aukcji, remontuje go, a następnie pragnie sprzedać go po cenie rynkowej, co daje mu potrojenie zasobów. Byłby to wreszcie krok do dobrobytu, jaki musiał porzucić uciekając z Iranu ajatollahów. Dom jest wymarzony do wyznaczonego celu, zwłaszcza, że przypomina mu dom sprzed lat, kupiony jeszcze w Iranie - z widokiem na Morze Kaspijskie. Przeprowadzka to nie tylko awans społeczny, ale moment odrodzenia rodziny, szansa na lepsze życie i studia dla syna. To, że nabyty dom ma wadę prawną, jest kwestią drugorzędną. Zresztą w chwili transakcji wady nie było i to administracja powinna załatwić sprawę. I tu zaczyna się problem, bo spieszący się do lepszego życia Behrani już wystawił dom na sprzedaż.
           
                  Ona - Kathy Nicolo była alkoholiczka i narkomanka po terapii odwykowej na drodze do przełamania kryzysu. Osiem miesięcy wcześniej została opuszczona przez męża, zaszyła się w swoim domu, wybudowanym przez ojca i spłacanym z niemałym trudem przez 30 lat. Świat zewnętrzny jej nie obchodzi, nie przegląda poczty, wychodzi tylko po to, by posprzątać u kogoś mieszkanie lub gabinet, kupić benzynę i coś do zjedzenia. Pewnego ranka pojawiają się w jej domu urzędnicy magistraccy i informują, że dom wystawiony jest na aukcję, która odbędzie się już następnego dnia, i w związku z tym ma się wynosić. Tylko cztery godziny zabrało przeniesienie jej życia z jedynego domu, jaki kiedykolwiek miała, do jednej z tych stalowych szop, z kłódkami, za którą musi płacić, a nie stać jej było na to. Przez kilka nocy Kathy sypia w motelu, lecz później za dom oraz sypialnię służy jej samochód. Zaskoczona Kathy udaje się do adwokata, wskazanego przez nadzorującego wyprowadzkę zastępcę szeryfa. Tam dowiaduje się, że zaszła administracyjna pomyłka: dom poszedł pod młotek, bo nie zapłaciła źle naliczonych podatków, a poza tym urzędnicy nie dopełnili procedury. Pomyłkę można, więc naprawić w kilka dni i spokojnie czekać na finansowe zadośćuczynienie, jakie zostanie zasądzone, gdyby nie jeden szkopuł: dom został sprzedany.
                   

                       Kathy w swoich kłopotach nie jest sama. U jej boku pojawia się zastępca szeryfa Lester Burdon. Z sympatii do skrzywdzonej kobiety, co wkrótce zamieni się w uczucie, próbuje wywrzeć nacisk na Behraniego, ale dumny Irańczyk potrafi się przeciwstawić. Lester nachodzi ich w domu i straszy Urzędem Imigracyjnym. Na nadużywającego kompetencji stróża prawa Massoud składa doniesienie do Wydziału Wewnętrznego Policji. Kathy próbuje odzyskać dom inaczej, wywierając presję emocjonalną na żonę Behraniego. Sytuacja jednak jest patowa i jej rozwiązania nie widać, zwłaszcza przy całkowitej bierności tych, którzy do pospiesznej sprzedaży domu dopuścili. W końcu najgorsze emocje dochodzą do głosu, Kathy wzmocniona kilkoma drinkami i znalezionym w samochodzie służbowym rewolwerem swego kochanka wjeżdża na podwórze „swego” domu...
                    
                   Tu należy przerwać streszczenie, choć to w zasadzie dopiero początek właściwego dramatu. Racja moralna leży po stronie Behraniego, jakkolwiek zaburzona sytuacja psychiczna Kathy kazałaby wziąć jej stronę, sama zresztą przyznaje, że w krótkim czasie Irańczycy zasiedlili ten dom bardziej niż ona przez całe swoje życie. Co więcej, Irańczycy są na kalifornijskim wybrzeżu elementem obcym, na dodatek pochodzą ze Środkowego Wschodu, toteż stosunek do nich jest nacechowany nieufnością, sama Kathy mówi o nich pogardliwie „Araby”. Oni sami również nie czują się pewnie: mieszkają w Stanach od kilkunastu lat, ale zachowali swój obyczaj i między sobą porozumiewają się w farsi - swoim języku ojczystym. To wszystko sprawia, że niejako z góry stoją na przegranej pozycji. Ale mają też swoją dumę i potrafią bronić swoich marzeń, co tylko wzmaga agresję ich przeciwników. Konflikt wydaje się nie mieć rozwiązania, wypływa z jednej strony z poczucia braku społecznej równowagi, z drugiej zaś z braku możliwości porozumienia, czemu sprzyja fałszywe wyobrażenie obu stron konfliktu o antagonistach. Kathy dostała lekcję, że nic nie otrzymuje w życiu na zawsze, Massoud, że jego mundur w Ameryce nic nie znaczy. Innymi słowy, "Dom z piasku i mgły" to książka o ludzkiej niedojrzałości (rozumianej także, jako niedojrzałość systemu), w którym tak naprawdę „rozwiązanie” może doprowadzić tylko do sytuacji ekstremalnej.
               Pomimo wspaniałego pomysłu na fabułę książki, narracja jednak pozostaje pod wielkim znakiem zapytania.

04 kwietnia 2017

Biblia jadowitego drzewa



„Biblia jadowitego drzewa”

Barbara Kingsolver

Autorka/ 8 kwietnia 1955 w Annapolis, Maryland, Stany Zjednoczone. Amerykańska pisarka, poetka i eseistka. Wszystkie jej książki stały się bestsellerami.

Tłumaczenie/ Tomasz Bieroń

Tematyka/ Pięć bohaterek narratorek -matka i jej cztery dorastające córki budują swoje własne światy, dojrzewają w swój indywidualny sposób w Kongu w roku 1960. Przepięknie przepoczwarzają się z dzieci w kobiety, a w tle burzliwe czasy, dziki, nieokiełznany kraj i ludzie żłobią w ich charakterach rysy, które determinują ich losy.

Główny motyw/ "Biblia jadowitego drzewa" to historia opowiadana przez żonę i córki Nathana Prince'a, fanatycznego kaznodziei, który wraz z rodziną wyjeżdża na misję do Konga belgijskiego. Zabierają ze sobą to, co ich zdaniem będzie potrzebne, lecz wkrótce okazuje się, że wszystko, od nasion po Pismo Święte, na afrykańskim gruncie ulega niezwykłym przeobrażeniom.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„[…] każde pęknięcie na duszy można zalepić za pomocą książki”.

„Znam ludzi i ich sposoby myślenia. Większość z nich przemknie od kołyski do grobu z sumieniem czystym jak śnieg”.

„Wierzę w Boga z całej duszy, ale zaczęłam sobie ostatnio myśleć, że wiele szczegółów urąga Jego godności”.

„Widać w dniu, w którym stworzył kwiaty, nie wierzył, że ludzkości starczy wytrwałości”.

„O czymkolwiek by mówił, nawet o samochodzie czy zepsutej uszczelce, jego słowa zawsze nabierają religijnego znaczenia”.

„Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”.

„[…] w każdym miejscu na świecie kobieta potrafi zrozumieć inną kobietę w dzień targowy”.

„Nigdy nie mogłam zdecydować, czy traktować religię, jako polisę na życie czy dożywotni wyrok”.

„To niezwykłe, że religię może zdmuchnąć lekki powiew wiatru”.

„Jeden bóg wciąga w płuca życie i powstaje, inny wydaje ostatnie tchnienie”.

„[…] Pan Bóg pomaga tym, którzy pomagają sami sobie”.

„Może to prawda, że bezczynny umysł to kuźnia Szatana”.

„Istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiety”.

„Kiedy współczuje ci kobieta, która nie ma nóg i niedawno straciła dwójkę dzieci, to wiadomo, że jest naprawdę niewesoło”.

„[…] bogowie, którym nie płacisz, rzucają na ciebie najgorsze przekleństwa”.

„Nawet mrówka otrzymała w darze od Boga życie […]”.

„Kiedy chcę się dowiedzieć dosłownie, co Bóg do mnie mówi, wyglądam przez okno na Jego Stworzenie”.

„[…]kiedy mężczyzna chce cię pocałować, to zachowuje się tak, jakby za chwilę miał zrobić coś, co zmieni losy całego świata”.

„Myślałam, że umarłam i poszłam do piekła, ale stało się coś jeszcze gorszego- żyję i jestem w piekle”.

„Świat nie zawsze wyłuszcza swoje powody”.

„Nie oczekuj opieki od Boga w miejscach, które nie podlegają jego władzy […]”.

„ Nie próbuj robić z życia zadania matematycznego, którego jesteś ośrodkiem, a obie strony równania zgadzają się ze sobą. Jeśli dobrze postępujesz, może ci się zdarzyć coś złego i na odwrót”.

„Świat nie ogranicza się do słów >>tak<< i >>nie<<”.

„Ukąszenie muchy, mówią Kongijczycy, może wywołać koniec świata. Jaki prosty może być początek zdarzeń”.

„Nawet podwórkowy chuligan w chwili czarnej rozpaczy potrzebuje matki”.

„Podbój, wyzwolenie, demokracja i rozwód to słowa pozbawione większego sensu, kiedy dzieci są głodne, pranie niepowieszone i zanosi się na deszcz”.

„Żyć to znaczy być naznaczonym. Żyć to zmieniać się, nabywać słowa jakiejś historii i jest to jedyne świętowanie, jakie my, śmiertelni, naprawdę znamy. Szczerze powiedziawszy, w całkowitym bezruchu zawsze znajdowałam tylko smutek”.

„Bóg przyznaje nam wystarczająco długie życie, abyśmy sami się ukarali”.

                 
                     Jednym z państw afrykańskich, które po uzyskaniu niepodległości stało się areną wielkiej rozgrywki politycznej było Kongo belgijskie. W początku lat 60-tych wybuchła tam krwawa wojna domowa, a w ów konflikt zostały zaangażowane wojska ONZ oraz Belgii, a pośrednio również dwaj "nowi kolonialiści", czyli USA i ZSRR, czyniąc kontynent afrykański kolejnym polem szachowym w swojej zimnowojennej rozgrywce. Bo też Kongo belgijskie( ob. Demokratyczna Republika Konga, wcześniej Zair) - kraj miedzią i diamentami płynący- było zbyt łakomym kąskiem dla wielkich tego świata, aby można było pozostawić je samemu sobie. Ów kraj stał się w latach 60-tych areną krwawego konfliktu zbrojnego.
             
                     Akcja powieści „Biblia jadowitego drzewa” Barbary Kingsolver rozgrywa się właśnie w Kongo w latach 60-tych XX wieku. „Roku pańskiego 1960 małpa pędziła przez przestrzeń kosmiczną w amerykańskiej rakiecie, młodzieniec nazwiskiem Kennedy wysadził z siodła paternalistycznego generała, na którego mówiono Ike, a cały świat obracał się wokół osi zwanej Kongiem. Małpa szybowała w górze, a w bardziej przyziemnych sferach mężczyźni targowali się za zamkniętymi drzwiami o skarb Konga. Lecz ja tam byłam. Na samym czubku tej szpilki” – tak oto komentuje sytuację polityczną jedna z bohaterek książki Orelanna, żona pastora Price’a.  Orelanna Price i jej cztery córki opowiadają historię męża i ojca – nadgorliwego, baptystycznego kaznodziei Nathana Price’a. Pastor nie należał do ludzi „łatwych”, których wystarczy po prostu przeprosić. Jego mottem życiowym, które powtarzał przy każdej nadarzającej się okazji, szczególnie, kiedy któraś z jego córek „wiedziała coś lepiej” od niego, było: „Posłać dziewczynę na studia to jak nalać sobie wody do butów. Trudno powiedzieć, co gorsze: patrzeć, jak woda wycieka i się marnuje, czy patrzeć, jak niszczy buty”. Nigdy, zatem córki pastora nie miały szansy „zniszczyć sobie butów studiami”. Od początku świata istnieją tacy ojcowie jak pastor Nathan, którzy nie potrafią inaczej, jak tylko widzieć w córkach swoją własność, kawałek ziemi, który się uprawia, orze, spryskuje potworną trucizną ideologii i nadgorliwej pobożności. Jakimś cudem to sprawia, że córki rosną. Żona pastora oraz jej córki zdają sobie pomału sprawę, że to, co kocha pastor Nathan bardziej od wszystkiego innego w świecie, to na pewno nie żona i córki. W świecie pastora istnieją niezliczone prawa ludzkie i prawa natury, lecz żadne z nich nie działa na korzyść kobiet, nawet tych najbliższych.
                    
                        Rodzina pastora Nathana przybyła wprost z Ameryki do wioski Kilanga, która znajdowała się wzdłuż rzeki Kwilu rzędem małych lepianek ustawionych jedna za drugą koło samotnego czerwonego węża bitej drogi. Wszędzie wokoło rosły drzewa i bambus. Na jednym końcu wioski stał budynek kościoła, na drugim końcu stał dom rodziny pastora Price’a. Każda chata składała się z jednej tylko kwadratowej izby nakrytej strzechą, „coś takiego mógł sobie wybudować Robinson Crusoe”. Życie toczyło się przed tymi lepiankami – cały świat był sceną z ubitej czerwonej ziemi pod bosymi stopami. Tutaj zmęczone, chude kobiety, niemożliwie rozmamłane i sfatygowane, grzebały patykami w swych małych ogniskach i gotowały. Gromadki dzieci bawiły się, rzucając kamieniami w kozy. Mężczyźni siedzieli na wiadrach i gapili się na wszystko, co przechodziło im przed oczyma. Tymczasem pastor Nathan był całkowicie pochłonięty misją zbawiania wioski Kilangi. Tej misji na przeszkodzie stało wiele rzeczy. Na przykład nie doszło do chrztu tubylców z powodu krokodyli pływających w pobliskiej rzece. Nikt z rodziców nie pozwoliłby dzieciom choćby na chwilę zamoczyć w niej stopy a co dopiero zanurzyć się w niej całkowicie. Trudno jednak było sobie wyobrazić śmiertelnika mniej chętnego do zejścia z raz obranej drogi misyjnej niż Nathan Price.
          
                        Poprzednik Nathana brat Fowles zostawił w spadku dwie lokatorki: służącą Mamę Tatabę i papugę imieniem Matuzalem. Mama Tataba nosiła wodę z rzeki, zapalała lampy naftowe, rąbała drewno, rozpalała ogień w piecu do gotowania i w przerwie między cięższymi zajęciami dla rozrywki zabijała węże. Natomiast Matuzelem darł się w swojej klatce jak tonący człowiek. Ta afrykańska papuga mieszkała w niezwykłej bambusowej klatce. Mruczała pod nosem przez cały dzień, z reguły niezrozumiałe rzeczy w języku kikongo, ale posługiwał się także „obcesowym angielskim jak Kruk pana Poego”. Pastor uznał, że Matuzalem pozostaje poza zasięgiem jego władzy. Papuga według wielebnego jest podstępnym przedstawiciel Afryki, mieszkającym jawnie w ich domu. Można nawet twierdzić, że to rodzina pastora zamieszkała u niego.
             
                     
                 Pastor nosił swoją wiarę jak kolczugę, podczas gdy wiara jego żony przypominała bardziej „dobry płócienny płaszcz kupiony w sklepie z używaną odzieżą”. Kiedy pastor mówił, że tubylcy żyją w ciemnościach, złamani na ciele i duszy, jego żona odpowiadała, że może ci ludzie mają inny stosunek do swoich ciał?! Pastor mówił, że ciało jest świątynią, jego żona, że tutaj w Afryce ta świątynia musi w ciągu dnia wykonywać makabrycznie dużo pracy! „ Nathan, przecież oni tu posługują się swoimi ciałami tak ja my w kraju używamy rzeczy- ubrań, narzędzi ogrodowych czy czegoś. Ty przecierasz sobie spodnie na kolanach, a oni przecierają sobie kolana! – odpowiadała ze złością Orleanna. Skrajnym zachowaniem pastora, które miało potwierdzać jego „pobożność” było obserwowanie swojej żony podczas kąpieli, czy przypadkiem zanadto się nie rozkoszuje ciepłą wodą. Często wielebny Nathan po prostu wychodził i godzinami spacerował nad rzeką, wypróbowując swe kazania na polnych kwiatach, –które rozumiały go mniej więcej tak samo dobrze jak jego wierni. Rodzinę zaszokowało to, kiedy usłyszeli, że dla mieszkańców wioski chrześcijaństwo jest jak jakiś stary film, który dawno zszedł z ekranu. W takim razie, kim jest dla nich pastor Nathan Price, jakimś Charlie Chaplinem, który chodzi jak kaczka z laseczką i międli bezdźwięcznie ustami?!

                     Kiedy córki pastora poznały młodych chłopców i mężczyzn, którzy pracowali w kopalniach diamentów w Kongo i widziały ich pomarszczone brązowe palce, które wydobywały jedną czwartą diamentów na świecie, od razu pomyślały o Marylin Monroe w długich rękawiczkach i z pełnymi ustami, szepczącą: „Diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny”, czy Marylin Monroe w ogóle wie, skąd one się biorą? Na samą myśl o tym, że ona w jej sukni z satyny i kongijski kopacz diamentów mieszkają w tym samym wszechświecie córki Nathana dostawały gęsiej skórki. Córki pastora z czasem zaczęły przewartościowywać swoje poglądy na temat życia, Boga, religii. Po odwiedzinach byłego pastora brata Fowlesa zrozumiały, że ich ojciec jest chorym na umyśle idealistą. Ich ojciec w sprzeczce z bratem Fowlesem na temat Biblii okazał się zwykłem durniem wierzącym w dosłowność Słowa Bożego. Ich ojciec powiedział, że Biblia jest Słowem Bożym, która powinna wyznaczać drogę każdemu wierzącemu człowiekowi. Brat Fowles z ironią w głosie odpowiedział: „ Słowem Bożym, które zostało przekazane przez ekipę romantycznych idealistów żyjących dawno temu w surowej pustynnej kulturze, za pośrednictwem długiego na dwa tysiące lat łańcucha tłumaczy”.
             
                             Cztery córki misjonarza- Rachel, Ruth May, Leah i niemowa Adah, reagują różnie na pracę ojca, ale wspólnie proszą go, by pozwolił im odejść z misji, ten jednak odmawia. Umiera Ruth, co sprawia, że matka z trzema pozostałymi córkami ucieka z wioski. Rachel trzykrotnie wychodzi za mąż i dziedziczy hotel w Kongo. Leah wychodzi za wiejskiego nauczyciela i angażuje się w ruch na rzecz afrykańskiej niepodległości. Adah z kolei poświęca się nauce i zostaje epidemiologiem. Matkę przez resztę życia dręczy poczucie winy. Powieść oskarża kolonializm i postkolonializm o kulturową arogancję i żądzę bogactwa. Każdy z narratorów musi toczyć walkę nie tylko z własnymi wyrzutami sumienia z powodu śmierci Ruth May, lecz także z poczuciem winy o szerszym, kolonialnym aspekcie. Tytuł książki nawiązuje do afrykańskiego drzewa, którego pastor Nathan, mimo ostrzeżeń, dotknął, doznając wtedy bolesnego oparzenia. Jest to wyśmienita alegoria dla przesłania Kingsolver – przesłania mówiącego o misyjnej nadgorliwości pastora Price’a.
             
                       Scena śmierci Ruth oraz związane z nią powiadomienie matki o jej śmierci pokazuje „moc słów”. Siostry długo nie mogły się zdecydować, kiedy powiadomić matkę o śmierci siostry. Bo kiedy matka dowie się o tym nieszczęściu, będzie to potwierdzeniem tej bolesnej prawdy. Bo to, co niewypowiedziane nie istnieje. „Do tego momentu zawsze sądziłam, że mogę wrócić do domu i udawać, że Kongo nigdy się nie zdarzyło-wspomina po latach Rachel- Nędza, polowanie, mrówki, wszystkie nieprzyjemne rzeczy, które widziałyśmy i musiałyśmy znosić- to były tylko historie, które zamierzałam opowiadać ludziom ze śmiechem, kiedy Afryka będzie dla mnie krajem tak samo dalekim i wyimaginowanym, jak ludzie w podręcznikach do historii. (…) Nigdy nie wyobrażałam sobie, że zostanę dziewczyną, o której ludzie będą szeptali, odwróciwszy głowy, że spotkała ją taka tragiczna strata”.
                       
                 Sama pisarka, jako dziecko mieszkała w Kongo, gdyż pracowali tam jej rodzice, ale dopiero w dorosłości zdała sobie sprawę z sytuacji politycznej, w jakiej wówczas znajdował się tej kraj, którego niepodległość potajemnie sabotowały Stany Zjednoczone. „Biblię jadowitego drzewa” napisała po to, by zainteresować tymi zagadnieniami szerszą publiczność.