19 czerwca 2017

Strasznie głośno, niesamowicie blisko



„Strasznie głośno, niesamowicie 
blisko”

Jonathan Safran Foer



Autor/ Jeden z najbardziej uznanych pisarzy amerykańskich średniego pokolenia. Urodzony w Waszyngtonie w żydowskiej rodzinie o polskich korzeniach, absolwent filozofii na Princeton University. Mieszka w Nowym Jorku, na Brooklynie, i wykłada creative writing na Uniwersytecie Nowojorskim.

Tłumaczenie/ Zbigniew Batko

Tematyka/ Ta powieść jest jednocześnie baśnią. Jednym wielkim snem, który mógłby i jednocześnie nie powinien wydarzyć się w rzeczywistości. Dwupłaszczyznowość książki pomaga w odbiorze jej strony tragicznej, otaczając tę straszną warstwę, niczym puchowa kołdra dobrymi uczynkami, pięknymi słowami i baśniowymi myślami. Na tę „kołdrę” składają się spotykani przez Oskara ludzie, przypadkowe obrazy, dobre uczynki i gesty. Myślę, że sposób, w jaki Jonathan Safran Foer przedstawił problem oswajania się dziecka ze śmiercią jest najdoskonalszym z dotychczas mi znanych.

Główny motyw/ Dziewięcioletni Oskar Schell wyrusza na tajną misję, która zabierze go w podróż przez pięć dzielnic Nowego Jorku. Jego celem jest znalezienie zamka pasującego do tajemniczego klucza, który należał do jego ojca, zmarłego w World Trade Center rankiem 11 września 2001. To z pozoru niemożliwe do wykonania zadanie i kontakt z ocalałymi z tamtych wydarzeń ludźmi stanie się dla Oskara niezwykłym, pełnym emocji, często zabawnym, a wreszcie uzdrawiającym doświadczeniem.

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „[…] obecnie żyje więcej ludzi, niż zmarło ich w całej historii ludzkości. Innymi słowy, gdyby wszyscy chcieli jednocześnie zagrać Hamleta, nie mogliby, bo zabrakłoby czaszek”.

„To, że jest się ateistą, wcale nie znaczy, że nie pragnęłoby się, żeby była jednak jakaś racja istnienia różnych rzeczy”.

„[…] tylko ktoś, kto nigdy nie był zwierzęciem, może wywieszać tabliczki z napisami >Nie karmić zwierząt<”.

„Są gorsze rzeczy. Gorsze niż bycie sobą”.

„Koniec cierpienia wcale go nie tłumaczy […]”.

„Ludzie myślą, że bobry podgryzają drzewa, żeby budować z nich tamy, ale w rzeczywistości robią to dlatego, że ich zęby wciąż rosną i gdyby nie ścierały ich nieustannie, ścinając te drzewa, zęby zaczęłyby im wrastać w pyski, a to by je zabiło. Tak samo pracował mój mózg”.

„Tylko ludzie mogą płakać łzami”.

„Ludzie są jednymi zwierzętami, które się rumienią. Śmieją, mają religię, toczą wojny i całują się ustami. […] A więc w pewnym sensie im więcej całuje się ktoś ustami, tym bardziej jest człowiekiem”.

„[…] nie ma nic złego w nierozumieniu samego siebie […]”.

„Świat nie jest okropny! […] Ale jest pełen okropnych ludzi!”.

„Żyję już dostatecznie długo na tym świecie, żeby wiedzieć, że niczego nie mogę być pewien na sto procent!”.

„Dziewięciu na dziesięciu ważnych ludzi ma coś wspólnego z wojną albo z pieniędzmi”.

„To jest właśnie różnica między niebem i piekłem! W piekle umieramy z głodu! W niebie karmimy się nawzajem”.

„To wielka szkoda, że musimy żyć, ale prawdziwą tragedią jest to, ze mamy tylko jedno życie”.

„Onieśmielenie występuje wtedy, kiedy człowiek odwraca głowę od czegoś, czego pragnie”.

„Nie można się bronić przed smutkiem, nie broniąc się przed szczęściem”.

„Szkoda, że potrzeba całego życia, żeby się nauczyć, jak żyć”.

„Na tym polega tragizm miłości, że człowiek nie może kochać niczego bardziej niż tego, za czym tęskni”.

„Życie jest bardziej przerażające niż śmierć”.

                 
                       Co może wyjść z pod pióra pisarza, wiernego czytelnika Brunona Schulza, Davida Grossmana i Philipa Rotha? Jonathan Safran Foer głównym narratorem książki „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” uczynił dziewięciolatka, Oskara Schella (tę pierwszoosobową narrację przetykają listy jego dziadka do syna i babci do wnuka), rozwiązującego zagadkę pamiątek po ojcu, Thomasie Schellu Juniorze. Chodzenie śladami ojca to nowa raison d’etre chłopca, pozwalająca mu oswajać traumę, przepracować żałobę, leczyć uraz. Poznajemy go w dzień pogrzebu – podobnie jak dziesięć tysięcy dzieci po atakach z 11 września 2001 roku został tylko z jednym rodzicem. Otaczające owego domorosłego naukowca i detektywa przedmioty magazynują pamięć po ojcu; jego trumna jest wszelako pusta, lecz gabinet pełny.

               Dominick LaCapra amerykański historyk i badacz traum w „Pisaniu historii, pisaniu traumy” zapisuje – znamionującą i Oskara, i jego dziadka (postać z perspektywy przedłożonego szkicu kluczową) – „lojalność wobec traumy”, poczucie, że należy pozostać jej „wiernym”: „Składa się na nie po części melancholijne uczucie, że przepracowanie przeszłości, – które umożliwia jednostce przetrwanie lub rozpoczęcie życia na nowo – oznacza zdradę tych, których traumatyczna przeszłość zmiażdżyła i pochłonęła. Nasz związek ze zmarłymi, zwłaszcza z osobami nam bliskimi, może nadać traumie pewną wartość, czyniąc jej przeżywanie bolesną, lecz niezbędną formą upamiętnienia, której pozostajemy oddani [...]. Sytuacja taka może wywołać mniej lub bardziej nieświadome pragnienie pozostania w obrębie traumy”.

                   Foerowska powieść o związkach traumy i pamięci zostawia w czytelniku osad, choć z początku i pozoru to lekka i zabawna książka o szukaniu klucza: w rok po nowojorskich atakach terrorystycznych chłopiec znajduje w ukrytym przez ojca wazonie kopertę z kluczem, opatrzoną adnotacją „Black”. Postanawia prowadzić śledztwo i dowiedzieć się, co ów klucz otwiera, tym samym stara się skontaktować ze wszystkimi osobami noszącymi w jego mieście nazwisko „Black”. Oskar, puer-senex, przemierza metropolię, potrząsając przy tym tamburynem, by odpędzić myśli o wiszących mostach, samolotach i fajerwerkach, aktualizuje swoje wspomnienia, chcąc się zbliżyć do opłakiwanego ojca, a czytelnicy obserwują, jak przebiega jego identyfikacja. Oskara Schella łączy z Jonathanem z pierwszej powieści Foera „Wszystko jest iluminacją” kolekcjonowanie fotografii i innych małych znalezisk z podroży.
 
               W pierwszej powieści autor opisuje życie w obecności rodzinnych śladów Zagłady. W drugiej książce dziewięcioletni bohater niczym Sebaldowy Austerlitz, pojął sens utrwalania świata na światłoczułej błonie. Wkleja do zeszytu ze swoimi kolekcjonerskimi trofeami: fotografię klucza i zamków, nowojorczyków rzucających się z padających wież i zdjęcie skaczącego kota. To o ojcu mówi, gdy przytacza ustalenia: „[...] kot ma większą szansę przeżycia upadku z dwudziestego piętra niż z ósmego, bo potrzebuje ośmiu pięter, żeby uprzytomnić sobie, co się dzieje, rozluźnić się i odpowiednio skorygować ułożenie ciała”. Nieprzypadkowo nadaje mu Foer imię bohatera „Blaszanego bębenka” Guntera Grassa, Oskara Matzeratha. Podczas gdy bohater gdańskiej powieści uprawiał eskapizm ze świata dorosłych, bohater Foera szuka z nimi kontaktu, lepiej komunikuje się z ich światem niż ze światem dzieci. Oskar żyje z syndromem ocalonego i z poczuciem, że nie ocalił ojca. Radzi sobie z wiedzą o tym, że Thomas Schell Junior bezpośrednio przed śmiercią nagrał mu na telefonicznej sekretarce pięć wiadomości. Nigdy nie powiedział o tym matce:, „Jeśli chodzi o bransoletkę, którą mama miała w dniu pogrzebu, to zrobiłem ją tak: przepisałem alfabetem Morse’a ostatnią wiadomość taty z sekretarki i użyłem błękitnych paciorków, jako milczenia, kasztanowych, jako przerw między literami, fioletowych, jako spacji między wyrazami, a długich i krótszych kawałków sznurka pomiędzy paciorkami, jako kresek i kropek”.
          
                      Wszyscy bohaterowie „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” cierpią na syndrom pourazowy, a ich tożsamość nosi znamiona traumatycznej: babcia i dziadek Oskara radzą sobie z życiowymi, długofalowymi następstwami bombardowania Drezna, które przeżyli 13-14 lutego 1945 roku. Po dwóch latach od śmierci ojca Oskar poznaje „sublokatora” z mieszkania babci – on, pozbawiony imienia i adresu, staje się „potomkiem Żydów”. „Sublokator mieszkał u babci od śmierci taty i choć prawie codziennie przychodziłem do niej, jeszcze nigdy go nie spotkałem. Bez przerwy załatwiał jakieś sprawy, ucinał sobie drzemkę albo brał prysznic, choć nie słyszałem szumu wody”. Wnuk początkowo nie wierzy w jego istnienie, później jednak przeczuwa obecność ukrywającego się: „Ale ktoś jest w mieszkaniu. Może to sublokator?”. Gdy Oskar trafia do mieszkania babci pod jej nieobecność, poznaje „sublokatora” – figurę obcości i niezakorzenienia. Nie ma jednak świadomości, iż tym samym pierwszy raz w życiu spotyka swojego dziadka, sobowtóra, ducha-przodka taty.

                      „Sublokator” zjawia się w życiu babci – na powrót – po śmierci ojca Oskara. Wraca przede wszystkim, dlatego, że pamięć stymuluje odbieranie przez niego bodźców. Takim ukłuciem szpilką, – o jakim pisał Foer w przytoczonym poniżej fragmencie powieści „Wszystko jest iluminacją” – stał się dla niego zapewne atak na WTC: „ŻYDZI MAJĄ PO SZEŚĆ ZMYSŁOW: dotyk, smak, wzrok, węch, słuch... pamięć. Podczas gdy goje doświadczają świata i przetwarzają to doświadczenie za pośrednictwem tradycyjnie zdefiniowanych zmysłów, a pamięcią posługują się tylko jako narzędziem wtórnej interpretacji zdarzeń, dla Żydów pamięć ma charakter równie pierwotny jak ukłucie szpilką, jej srebrzysty połysk czy wreszcie smak krwi, puszczonej nią z palca. Ukłuty szpilką Żyd natychmiast przypomina sobie inne szpilki. Dopiero skojarzywszy to najnowsze ukłucie z wcześniejszymi [...] – Żyd dowiaduje się, czemu go zabolało”.

              
                        Jako czytelnicy poznajemy „sublokatora” wcześniej, z listów pisanych od 21 maja 1963roku do porzuconego przezeń syna, którego nigdy nie poznał. „Sublokator”, cierpiący na chroniczną bezdomność umysłu i dewastującą go izolację, stracił mowę po bombardowaniu Drezna, w którym zginęła jego ukochana Anna, siostra późniejszej żony. W liście do Anny pisał: „Droga Anno – będziemy mieszkać w domu zbudowanym na szczycie najwyższej na świecie drabiny”, „Droga Anno, zamieszkamy w Turcji, w jaskini na zboczu wzgórza”. Zdiagnozował u siebie zanik mowy i utracił imię, wytatuował na dłoniach komunikaty „tak” i „nie”, zaś bardziej skomplikowane odpowiedzi zapisywał w notesach, na ścianach, podłodze, zasłonach prysznicowych – oba te sposoby porozumiewania się ze światem, (ale i pozostawiania po sobie śladu) w sytuacji niemożności zamieszkania, w sytuacji bycia przechowywanym, zdają się cytatem obozowym (tatuaże, zapiski na ścianach baraków...). Dowiedziawszy się o ciąży żony, dziadek Oskara porzuca amerykański dom i na czterdzieści lat wraca do Drezna, miejsca traumy – nie wiemy, czy po to, by godzić się z przeszłością, czy raczej rozpamiętywać, a może nawet pielęgnować stratę. Można porównać jego kondycję i wybór powrotu do Niemiec z wyznaniem węgierskiego filologa Petera Szondiego, który został w Niemczech, bo nie umiał już mieszkać w domu.
                
                 Thomas Schell na całe życie zostaje „sublokatorem”, człowiekiem „drugiej kategorii”, stygmatyzowanym, innym, wykluczonym – być może nie tylko ukrywającym się wykorzenionym, ale także ukrywającym „tożsamość Żydem”. Absolutna utrata języka zdaje się i utratą mowy, i utratą niemczyzny. Usta „sublokatora” zamykają się na rygiel także w geście solidarności z tymi, którym zamknięto usta; milczy, bo przejmuje cechy utraconego świata. On po latach staje się wspólnikiem śledztwa Oskara: odtąd wędrują razem, puer i senex.

                               Wszystkie modele zostają w tej książce przedstawione: i powieści inicjacyjnej, i detektywistycznej, i autobiograficznej, bo siatka utworu napięta została na stelaż rożnych gatunków. Trauma, Holokaust, bombardowanie Drezna atak terrorystyczny na WTC – powie ktoś – łatwo stają się produktami kultury masowej. Ale wystarczy podważyć wieko powieści „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”, by znaleźć inny „cmentarz”, – kto wie, czy nieukrytą dominantę tej struktury znaczącej, i by usłyszeć: facon de parler. Obce głosy i sprawdzanie możliwości mówienia znamienne dla obu powieści Foera to w istocie także rodzaj ukrycia, zbudowanie nie tylko kompozycji szkatułkowej, ale i „szafowej”. Nakładanie na siebie dwóch planów, wyrażonego i pneumatycznego, stratyfikacja opowieści i szukanie wiązadeł między doświadczeniami pokoleń, szyfrowanie znaków „kondycji żydowskiej” – oto najistotniejsze „wejścia do szafy”, jakie proponuje amerykański powieściopisarz.
                 
                   
              Należy podkreślić także, że główny bohater książki Oskar Schell nie jest zwyczajnym nastolatkiem. Wyalienowany i uciekający od świata był podejrzewany o to, że cierpi na Zespół Aspergera (odmiana autyzmu) aczkolwiek – jak sam przyznaje – wyniki badań, którym go poddano, nie były ostateczne. „Oskar jest inny, ale w cudowny sposób. Może i cierpi na Zespół Aspergera, ale ma przy tym niesamowitą fantazję oraz ciekawość świata. Przez lata „na powierzchni” utrzymywał się dzięki ojcu. Kiedy jego zabrakło musi wreszcie spróbować sam zmierzyć się z otaczającą go rzeczywistością” – wyjaśnia amerykański scenarzysta filmowy Eric Roth.
               
                   Książka „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” pokazuje psychologiczne mechanizmy radzenia sobie z traumą. Że po przodkach dziedziczymy nie tylko geny, ale też - "pozagenowo" - pamięć o lęku, skłonność do zaburzeń psychicznych i chorób somatycznych; jak trauma dziadków, rodziców, opiekunów wpływa na dzieci i kolejne pokolenia. Jonathan Safran Foer kreśli bohaterów, którzy pielęgnują swoje cierpienie jak „ogródek”. Opisuje świat męskiego egoizmu, którego rezultatem jest pisany epigenetyczny list do przyszłych pokoleń, który niesie dalekosiężne skutki społeczne – im większy poziom lęku w społeczeństwie, tym większy poziom nietolerancji i agresji. Książka Foera daje przykład tego, że często w sposób infantylny nadajemy przedmiotom jakiś większy sens jakąś większą moc; że mity, które wplatamy w rodzinne pamiątki mogą pobudzać w nas cel życia i sens życia. Mitologizowanie przedmiotów może przynieść rozczarowanie lub okazać się niestety zgubne. Należy zaznaczyć, że warsztat pisarski Foera nie jest łatwy. Aleksandra Ubertowska we fragmencie swego artykułu poświęconego Czarnym sezonom” notowała:„[...] usytuowanie, >>schowanie<<milczenia dziecka w mowie narratora wyda nam się – to skojarzenie narzuca się nieodparcie – prefiguracją sytuacji znanej z okresu Zagłady – ukrywania się w szafie, [...] tapczanie. Dziecko ukryte >>w szafie<< mowy dorosłej przyczynia się do zmiany charakteru lektury, zmusza czytelnika do poszerzenia jego dyspozycji lekturowych czy interpretacyjnych – czytelnik musi dokonać bolesnej >>rozbiórki<< na samym sobie i usensownić mimowolny odruch współczucia [...]”. Także Oskar chowa się w mowie dorosłej, a jego trauma z 2001 roku pozwala jednak czytać tę powieść, jako rzecz o lęku przenoszonym na kolejne pokolenia po Zagładzie. Jonathan Safran Foer, opowiadając historię Oskara i jego rodziny, buduje także pneumatyczny plan mówienia, o czym innym – wzmocniony wydźwiękiem pierwszej powieści, „Wszystko jest iluminacją”. Dysponujemy, więc dodatkową strategią lektury, strategią oświetlania. S(c)hell nazwisko Oskara (shell, po angielsku: powłoka) odsłania warstwy ponadfabularne. Jedna, więc historia rozgrywa się „strasznie głośno”, druga zaś – „niesamowicie blisko”.

              Powieść Strasznie głośno, niesamowicie blisko była literackim wydarzeniem i trafiła na listę bestsellerów dziennika „New York Times”. Nic, więc dziwnego, że kiedy kupiono prawa do jej ekranizacji udziałem w filmie na jej podstawie zainteresowane były największe hollywoodzkie gwiazdy. Główne role w „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” zagrali: Thomas Horn, Sandra Bullock oraz Tom Hanks.

07 czerwca 2017

Księga Diny



„Księga Diny”



Autor/ wybitna norweska pisarka urodzona w 1942 roku w Vesterålen. Zadebiutowała w 1976 zbiorem wierszy Skrzydlaty zespół”, zasłynęła jednak, jako autorka znakomitych powieści, w tym dwóch trylogii poświęconych dwóm bohaterkom: Torze i Dinie. Wielokrotnie nagradzana, otrzymała między innymi prestiżową nagrodę literacką Rady Nordyckiej, Nagrodę Krytyków, Nagrodę Księgarzy oraz Nagrodę im. Amalie Skram. Najbardziej znanym jej dziełem jest Księga Diny”, która została zekranizowana w roku 2002.

Tłumaczenie/ Ewa Partyga

Tematyka/ Jest to opowieść o wypaczonych uczuciach. O egoizmie bez granic, który przez główną bohaterkę był postrzegany wręcz, jako altruizm. O uporze, który ma tak wielką siłę niszczącą, że prowadzi do śmierci. O kobiecie, która jest jak demon zniszczenia. O zachwianiu równowagi między dobrem i złem czy wręcz o niepostrzeganiu różnicy między nimi. Autorka powołała do życia osobę tak zaburzoną, że spotkanie z nią na kartach książki jest sporym przeżyciem.

Główny motyw/ Mała Dina powoduje wypadek, który odbiera życie jej matce. Mała Dina odtrącona przez ojca przez cały dzień słyszy krzyki konającej kobiety, która dała jej życie. Jak te wydarzenia wpłyną na jej życie? Jak z tym okrutnym piętnem odnajdzie się w XIX-wiecznej, surowej, norweskiej społeczności?

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„ Śmierć i jej odległe od życia atrybuty nie lubią pośpiechu”.

„Człowiek nie może tęsknić za kimś, kogo sam wyprawił w drogę”.

„Ten, kto potrafi zagrać wszystkie nuty, niekoniecznie umie poruszać ludzkie serca. Muzyka ma duszę, tak samo jak ludzie. Dusza też musi zabrzmieć…”.

„[…] każda rodzina ma swoje sekrety i dziwactwa…”.

„[…] humor to drugie dno tragedii”.

„Żal to obrazy, których nie można zobaczyć, a które mimo wszystko trzeba w sobie nosić”.

„Nikt nie jest nieszczęśliwy dlatego, że musiał umrzeć. To żywi są nieszczęśliwi”.

„Chodzi o to, że oni nie rozumieją, że wiedza może pochodzić również
z doświadczenia i mądrości”.

„Kobiety często rozrywają ludzi na strzępki, które potem rozrzucają na wietrze. A za chwilę jadą do kościoła”.

„Wszyscy jesteśmy maluczcy, gdy w grę wchodzi miłość”.

„Ten, kto wymyka się tylnymi drzwiami, ma coś do ukrycia”.

„Może Wszechmogący rozumie, że są pewne granice męskiej odporności”.

„Trzeba robić to, co się chce, zanim ogarną człowieka wątpliwości”.

„W dzisiejszych czasach nie można liczyć na żaden szacunek. Wszyscy opowiadają o ludzkich tragediach i nieszczęściach, jakby chodziło
o pchły! Co za nieobyczajność!”.

„Bogactwo ma wiele twarzy. Są nawet tacy, którzy dostają miłość za nic”.

„Świętość zawsze ma coś wspólnego z wojną”.

„W czasie wojny zawsze jest ktoś, kto siedzi na płocie i zbiera obfite dary albo pozbywa się gówna”.

„Nie wszystko co pochodzi z góry jest dobre”.

„I na co komu marzenia? […] Krótko trwają i źle się to kończy albo wleczesz je ze sobą przez całe życie”.

„Miłość jest chyba morską falą stworzoną tylko dla tej plaży, w którą uderza”.

„Wojna, która nie ma żadnego sensu dla tych, co muszą walczyć, jest zawsze z góry przegrana”.

                   
                         Wszystko się zaczęło wtedy, kiedy referendarz ojciec pięcioletniej Diny przywiózł ze sobą do dworu z jesiennego tingu kowala, mistrza w swoim fachu. Kowal, którego ludzie nazywali Długolicym miał wykuć najdziwniejsze rzeczy, przydatne w gospodarstwie. Skonstruował na przykład urządzenie, które powieszone nad szlifierką wylewało dokładnie siedem łyżek stołowych wody na ostrze kosy, za dziesiątym obrotem korby. Spod jego ręki wychodziły zamki, które zatrzaskiwały się, jeśli ktoś, kto nie znał mechanizmu, próbował je otworzyć z zewnątrz. Robił też najpiękniejsze pługi i okucia. Kiedy tylko pojawił się w domostwie referendarza od razu „zauważył” matkę Diny. Ten ciemnooki mężczyzna, podobno Cygan, patrzył na Hjertrud żonę referendarza tak, jakby była jego drogocennym nabytkiem. A jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Referendarz próbował niebawem pozbyć kowala pracy, uznał, bowiem, że sprawy zaszły trochę za daleko.
               
                            Ale kowal Bendik pozostał pod osłoną łagodnego uśmiechu Hjertrud. Wykuwał, więc swe przemyślne zamki do drzwi i szaf, zamontował system doprowadzający wodę do szlifierki. A na koniec zrobił nowe ucho do ogromnego kotła, w którym kobiety gotowały ług i ubrania. Do uchwytów przymocował mechanizm, dzięki któremu można było stopniowo przechylać kocioł, by wylać ług. Stopniowo i bez trudu, za pomocą dźwigni przytwierdzonej do zawieszenia kotła.
                 
                         Kilka dni przed Bożym Narodzeniem Dina wybrała się z matką do pralni. Na wielkie pranie. Cztery kobiety do pracy i jeden parobek, który miał nosić wodę. Przemieszana z kawałkami lodu woda trafiała z wiader do wielkich beczek stojących przy drzwiach. Potem wszystko roztapiało się w kotle, wypełniając pomieszczenie parą podobną do nocnej mgły. Kobiety miały na sobie zaledwie porozpinane koszule. Bose stopy w drewnianych chodakach i zakasane rękawy. Dłonie, zaczerwienione jak świeżo sparzone prosięta. Twarze spocone rozmazywały się pod ciasno związanymi chustami. Pot lał się strugami po policzkach i szyjach. Strumienie zbierały się w jedną rzekę miedzy piersiami.
Gdy pani Hjertrud wydawała polecenia jednej z dziewcząt, Dina zapragnęła przyjrzeć się z bliska mechanizmowi, który wszyscy tak wychwalali. W kotle już wrzało. Ług roztaczał przyjemną, swojską woń, przypominającą zapach miednic z mydlinami. Dina zacisnęła swoje małe piąstki na dźwigni. Tylko po to, by spróbować, jak się ją trzyma. Hjertrud w okamgnieniu dostrzegła niebezpieczeństwo i rzuciła się naprzód. Mała nie była na tyle przewidująca, by owinąć dłonie gałgankiem, jak to czyniły dziewczęta. Oparzyła się dotkliwie i błyskawicznie cofnęła rękę. Ale dźwignia już się przesunęła. O dwa zęby. Kąt i kierunek nachylenia najniższego punktu krawędzi kotła wyznaczyły los Hjertrud. Z gara ulało się dokładnie tyle, ile powinno, ni mniej, ni więcej, i już. Ług pryskał sobie dalej w wiszącym kotle. Strumień trafił najpierw, bardzo celnie, w twarz i pierś. Ale zaraz zebrał się w parzące rzeki, spływające po nieszczęsnym ciele. Skóra i płaty sparzonego mięsa odrywały się wraz z przepalonymi ługiem strzępami ubrania. To nie jej śmierć była najgorsza. Straszniejszy był ten krzyk. I brak skóry. Od tamtej pory Dina miała nosić w sobie obraz swojej matki Hjertrud podobny do „rozpłatanego brzucha owcy. Do tego”.
            
                         Dina została wysłana na sąsiedni folwark, gdzie wszyscy się na nią gapili, badawczo. Jakby była z innej planety. Czasami zasypiała, nie mogąc unieść ciężaru wszystkich spojrzeń. Pewnego dnia Dina dowiedziała się, że Hjertrud krzyczała przez całą dobę, że straciła rozum i umarła. To pogłębiło tylko poczucie winy małej Diny. Od tamtej pory Dina „widywała” swoją matkę spacerującą po plaży, domu, gospodarstwie, budynkach gospodarczych. Nikt jej nie widział tylko Dina.
          
               
               Dina rosła była bardzo wysoka jak na swój wiek. Bardzo męska. Paliła cygara i siedziała na koniu jak chłop, ale miała przy tym śliczne różowe paznokcie. Kobiety się jej bały, mężczyźni byli jej ciekawi.  Dina wyszła za mąż za Jakuba, którego oczarowała grą na wiolonczeli. Małżeństwo było udane, lecz Jakub odczuwał często psychiczny dyskomfort, szczególnie podczas nocnych zbliżeń z Diną. Jego żona miała w sobie „dzikość”, nieprzewidywalność i widziała swoją matkę „spacerującą” po ich sypialni. O Dinie, młodej pani Reinsnes, jedynej córce referendarza Holmla mówiła cała okolica. Zachowywała się jak chłopak zwariowany na punkcie koni. Nawet po zamążpójściu.
                  
                       Jakub uległ wypadkowi, gangrena zaatakowała jedną jego nogę. Noga zaczęła już cuchnąć. Smród od dawna zalegał w pokojach. Kucharka czuła go nawet w jadalni. Od każdej ściany wiało grozą, przerażeniem. Dina postanowiła zawieść saniami męża do doktora. Był listopad. Na drogach zalegał śnieg i zaspy. Ona jedna radziła sobie z młodym koniem imieniem Szatan. A trzeba było jechać szybko. Po kilku godzinach Dina wróciła do domu. Zmarznięta, prawy rękaw kurtki zwisał w strzępach. Naznaczony krwią z rany. W lewej ręce wciąż trzymała kurczowo nóż o krótkim ostrzu, podobny do tych, które Laponki noszą u pasa. A gdzie jest Jakub jej mąż? W Reinsnes zawitała władza, by ustalić przebieg tych wszystkich wydarzeń, łącznie ze śmiercią. Każdy szczegół należało opisać, nic nie powinno pozostać w ukryciu. Komisja orzekła, że Dina jechała tak szybko, niż pozwalały na to rzemienie i liny, by zawieść swego męża do lekarza, że osiągnęła zbyt wielką prędkość na zakręcie koło mostu albo, że ten dziki koń poniósł akurat na skraju przepaści i zamocowanie dyszli puściło. Jakub spadł prosto w przepaść. Wszyscy uznali to wydarzenie za wielką tragedię dla całej okolicy i powiatu. Stwierdzili, że Dina Gronelv nie może dojść do siebie z rozpaczy. Że jest nieobliczalna i straciła mowę wskutek szoku.
           
                      Dina nie wzięła udziału w pogrzebie męża. Na długo przed spodziewanym powrotem orszaku pogrzebowego Dina i parobek Tomasz uprawiali ze sobą dziki i namiętny seks zakrapiany alkoholem. Mieszkańcy próbowali się zbliżyć do Diny, wszyscy po kolei. Ale jej świat nie był ich światem. Nie reagowała na żadne próby zbliżenia, udaremniała wszelką chęć kontaktu. Nie odzywała się, gdy ktoś do niej mówił. Dina na dodatek była całkowicie pozbawiona kokieterii i nie zdawała sobie sprawy ze swego oddziaływania na ludzi. Do swego ciała miała podejście sześcioletniego dziecka. Nie odczuwała najmniejszego wstydu, ubierając się czy rzucając bezpośrednie uwagi. Dla Diny nie istniały żadne granice. Nie troszczyła się o ludzkie sądy. Oceniała sytuację w okamgnieniu. W swoje kłopoty wciągała innych. Na dodatek oprócz matki zaczął „odwiedzać” ją zmarły mąż Jakub.
                  
                   Rozdział po rozdziale umierają w zwyczajnych okolicznościach kolejne osoby, które zbliżyły się do Diny. Pojawiają się ich duchy, które jak u szekspirowskiego „Makbeta” mycie rąk przez Lady Makbet symbolizują poczucie winy, jak u biblijnego Kaina piętno symbolizowało znak jego zbrodni. Biorąc pod uwagę siłę potrzeby miłości u Diny oraz trudności w przyjmowaniu uczuć, możemy sądzić, że Dina jest „opętana”. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana: Dina reaguje niesłychanie boleśnie i jest bardzo wrażliwa na wszelkie, nawet najdrobniejsze przejawy odrzucenia czy odtrącenia. Nawet atmosfera umiarkowana, choć bezpieczna, w jej życiu emocjonalnym wydaje się odtrąceniem. Dokładna analiza książki Herbjørg Wassmo „Księga Diny” poprzez koncepcję psychoanalityczną wskazuje na konflikt wczesnodziecięcy, jako podstawowy czynnik patogenny w powstawaniu zaburzeń po traumie zwaną "traumatyczną utratą".
                   
                   „Księga Diny” to nie tylko wybitna literatura, lecz również niezwykle ekspresyjny obraz, wspaniała symfonia, poruszająca rzeźba kobiety pełnej mocy i bólu, która stała się centrum wszystkiego i przeznaczeniem wszystkich. Dina nazywana przez autorkę amazonką i wojowniczką, wilczycą i olbrzymką, pozostaje przede wszystkim głęboko zranionym dzieckiem, którego uczucia uległy dewiacji w wyniku strasznych przeżyć. "Jam jest Dina, zabijam tych, których kocham" - mówi tytułowa bohaterka. Śmierć towarzyszy Dinie nieustannie, jest oswojona, bliska jak duchy zmarłych, które często ją nawiedzają. Dina żyje na pograniczu dwóch światów. Zafascynowana przemijaniem i sztuką unicestwiania, naznaczona piętnem śmierci. „Księga Diny” została zekranizowana w roku 2002.