17 października 2017

Nazywam się Czerwień



„Nazywam się Czerwień”

Orhan Pamuk




Tłumaczenie/ Danuta Chmielowska

Tematyka/ Jest to książka wymagająca, ale też zanurzona w innej, nieeuropejskiej czy latynoamerykańskiej tradycji powieściowej. "Nazywam się Czerwień" w jawny, niemal demonstracyjny sposób nawiązuje do tradycji opowieści Szeherezady, "Baśni tysiąca i jednej nocy". Komplikacje perypetii nie są tak ważne jak samo snucie opowieści, przyjemność wprowadzania coraz nowych głosów, zanurzenie się w epickim żywiole baśniowego na poły Stambułu, z jego uliczkami, targowiskami, domami schadzek i plotkami. „Nazywam się Czerwień” łączy elementy tajemnicy, intrygi i wątku miłosnego z filozoficzną zagadką.


Główny motyw/ W szesnastowiecznym Stambule grupa najwyśmienitszych artystów ma zrealizować zlecenie sułtana: stworzyć utrzymaną w nowoczesnym zachodnim stylu księgę upamiętniającą jego wielkość i chwałę. Księgę mają zdobić barwne miniatury. Ale sztuka figuratywna jest zakazana w religii muzułmańskiej. Zlecenie i jego wykonawcy są, zatem w poważnym niebezpieczeństwie. Należy utrzymać je jak najdłużej w tajemnicy. Jeden z zatrudnionych mistrzów zostaje zamordowany…

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Przed moim narodzeniem istniał czas niezmierzony. Po mojej śmierci- czas bezkresny!”.

„Człowiek docenia wartość pieniędzy, nawet gdy jest martwy”.

„Jeśli widok umiłowanej żyje w sercu człowieka, to świat należy do niego”.

„Nieprawdą jest, że ludzie mogą się w kimś zakochać, patrząc jedynie na jego portret”.

„W takiej sytuacji rozsądni ludzie przyznają, że miłość bez nadziei nie ma przyszłości, serce zna granice wytrzymałości […]”.

„[…] tworzyć to znaczy kochać życie […]”.

„[…] gdyby nie zjawiska starzenia się i śmierci, człowiek nie dostrzegłby upływu czasu”.

„Jeśli miłość jest tematem miniatury, to powinna być narysowana z uczuciem. Jeśli ma przedstawiać ból, to powinien on z niej emanować”.

„Czy to miłość robi z ludzi głupców, czy też głupcy potrafią się zakochać?”.

„Wszyscy głupcy uważają, że miłość wymaga specjalnego pośpiechu. […] pośpiech odsuwa w czasie zaznanie owoców miłości”.

„Sny, tak jak obrazy, trzeba umieć czytać”.

„Wszyscy są wystarczająco dorośli, by wiedzieć, że niektórych trzeba po prostu kochać dla własnych korzyści”.

„Starość nie tylko oznacza koniec górskich wędrówek, ale i brak strachu przed śmiercią”.

„Wartość miast powinno się oceniać nie według liczby bibliotek i medres, nie według liczby mieszkających w nich uczonych, malarzy i kaligrafów, ale według popełnionych w nich przestępstw. Kierując się tą logiką, można powiedzieć, że Stambuł jest najwspanialszym miastem świata”.

„[…] miłość to zdolność czynienia widzialnym niewidzialnego, to pragnienie wyczuwania niewidzialnego”.

„W odpowiednich okolicznościach człowiek jest gotów zrobić najohydniejszą nawet rzecz w imię własnych egoistycznych celów: na przykład z żądzy lub zawiedzionej miłości”.

„Kolor to dotyk oka […]”.

„Wbrew powszechnemu przekonaniu wszyscy mordercy są ludźmi głębokiej wiary”.

„Największym dowodem uznania dla malarza jest usłyszeć, że jego praca zachęca do malowania”.

„Oglądanie twarzy kobiety, rozmowa z nią, doświadczenie jej bliskości, (jako człowieka) otwiera nas, mężczyzn, zarówno na palące pożądanie, jak i głębokie duchowe cierpienie”.

„Czasami człowiek nawet wie, jak być szczęśliwym, ale i tak nie potrafi”.

„[…] doskonałość Allaha objawia się w pięknych twarzach”.

„Trzeba jednak umieć popatrzeć na traktujących się zbyt poważnie świat jakby z boku, z dystansem i poczuciem humoru, jakbyśmy obserwowali rzeczywistość w krzywym zwierciadle”.

„W życiu zdarzają się takie momenty, kiedy czujemy, że dana chwila zostanie w nas na zawsze”.

„[…] kiedy nie marzysz, czas stoi w miejscu”.

„[…] strach przed zapomnieniem jest gorszy od strachu przed śmiercią…”.

„[…] widzieć znaczy wspominać”.

                       
                   „Mam na imię Czerwień” to powieść wielowątkowa i wieloznaczna. Miłośnicy intrygi kryminalnej pasjonować się będą wyjaśnianiem tajemniczych morderstw, do jakich doszło w środowisku islamskich miniaturzystów. Zwolennicy literatury historycznej odnajdą fascynujący opis obyczajowości i życia muzułmanów w XVI –wiecznym Stambule oraz zakulisowe rozgrywki religijnych i świeckich stronnictw.
Czytelnicy, którzy wolą dokonywać swoich ocen i sami wyciągać wnioski, także nie będą zawiedzeni. Wiele szczegółów i wątków powieści Orhana Pamuka można interpretować na różne sposoby i wyciągać różne wnioski. Autor prowokuje do niemal filozoficznej dysputy na temat granic wiary i sztuki, granic między fanatyzmem religijnym, a własnymi sposobami wielbienia Boga.
                 „Nazywam się Czerwień” można porównywać z „Imieniem róży” Umberto Eco nie tylko pod względem rangi, ale też fabuły. Akcja powieści rozgrywa się w szesnastowiecznym Stambule w środowisku sułtańskich miniaturzystów pracujących nad nową księgą. Przypomina ono trochę mnichów z opactwa Eco – tamci zajmowali się przepisywaniem manuskryptów, natomiast bohaterowie Pamuka je ilustrują. I podobnie jak zakonnicy z „Imienia róży”, stambulscy mistrzowie ilustracji odchodzą właśnie do przeszłości. Rozwijana, bowiem przez wieki sztuka iluminowania ksiąg za czasów panowania sułtana Murata III (1574-1595) traci na ważności, z jednej strony wypierana przez modę na europejski styl malowania, z drugiej – atakowana przez islamskich fundamentalistów. Na dodatek do szkoły iluminatorów wkrada się zbrodnia.
          

                   Aby rozpocząć jakąkolwiek dyskusję na temat książki Orhana Pamuka należy wyjaśnić, czym dla religii i kultury muzułmańskiej jest sztuka? Kultura arabsko-muzułmańska nie stworzyła sztuk plastycznych: rzeźby i malarstwa, ponieważ nie sprzyjała temu religia, która odegrała decydującą rolę w rozwoju kultury muzułmańskiej. Negatywny stosunek islamu przejawiał się szczególnie w odniesieniu do przedstawień figuralnych. Panowało, bowiem powszechne przekonanie, spotykane zresztą i dzisiaj, że Koran zakazuje przedstawiania istot żywych. Nie jest to jednak prawda, ponieważ Koran nie zawiera takiego przepisu. Islam natomiast przeciwstawia się surowo bałwochwalstwu i wszystkiemu, co by mu sprzyjało. W tradycjach religijnych znajdujemy również wyraźne potępienie kultu grobów i obrazów świętych. Przedstawianie istot żywych było tolerowane tylko przez intelektualistyczną teologię sunnicką i szyicką. Powstała, więc wspaniała architektura muzułmańska i przepiękna ornamentyka, gdzie wykorzystywano przede wszystkim elementy geometryczne, stylizowane motywy roślinne i ozdobne pismo arabskie.
W malarstwie i ornamentyce muzułmańskiej, bez względu na jej miejsce powstania, wytworzyła się pewna ogólna tendencja, rodzaj konwencji artystycznej. Rzemieślnicy i artyści muzułmańscy mają ogromną skłonność do wszelkiego rodzaju scen symbolicznych, tworów wyobraźni, do łączenia motywów roślinnych, kwiatowych czy zwierzęcych, przy czym motywy wzięte z natury przyjmują formy stylizowane, geometryczne. Ornament geometryczny stanowi podstawę sztuki muzułmańskiej, podobnie jak ciało ludzkie jest podstawą i punktem wyjścia sztuki greckiej. Sztuka muzułmańska jest sztuką czystej inwencji, fantazji i idealizmu, jednym słowem jest to sztuka abstrakcyjna. Najbardziej charakterystycznym ornamentem sztuki muzułmańskiej jest arabeska. Można w niej wyróżnić dwa stałe elementy: z jednej strony entuzjastyczną interpretację flory: liści, łodyg i kwiatów, z drugiej strony idealne wykorzystanie linii, które dały początek zasadom: pozornej fantazji, ścisłej geometrii. Arabeska jest pozbawiona realizmu hellenistycznego; nie ma początku ani końca, ponieważ jest poszukiwaniem „Nieskończonego”. Zbliża się bardzo do sztuki abstrakcyjnej, intelektualnej. Obok arabeski typowa dla sztuki muzułmańskiej jest stylizacja. Wszystko, co zmierzało do oderwania się od świata konkretnego, świata złudy i przemijalności, do intelektualizacji.
Nie zachowało się wiele zabytków malarstwa z pierwszych wieków islamu. Zachowały się pewne ślady malarstwa ściennego i nieliczne pomniki w postaci urywków rękopisów ilustrowanych i liczne wzmianki w literaturze arabskiej o istnieniu tej sztuki. Ponieważ tradycja religijna krępowała rozwój malarstwa, przeto uwaga artystów skupiła się głównie na dekoracji, ornamentyce i miniaturze, które odbiegały od świata rzeczywistego. Miniatura była traktowana, jako dodatek do ważniejszej, w oczach muzułmanina, sztuki cieszącej się powszechnym szacunkiem - kaligrafii. Niewiele jednak wiemy o malarstwie miniaturowym pierwszych sześciu wieków islamu. Spotykamy tylko wzmianki w literaturze o istnieniu 27 portretów królów sasanidzkich.
Na wczesnomuzułmańską sztukę malarską wywierała silny wpływ, może nawet decydujący, manichejska szkoła malarska, która powstała na terenie Azji Środkowej. Prorok Mani, twórca manicheizmu, żyjący w III w. n. e., był także słynnym malarzem. Niektórzy badacze tego okresu uważają miniatury manichejskie za pierwszy stopień prawie wszystkich muzułmańskich miniatur. Najstarsze rękopisy z miniaturami z obszaru muzułmańskiego, dostępne dla badaczy, sięgają dopiero XIII w. W nielicznych zachowanych miniaturach tego okresu dominuje barwa czerwona w różnych odcieniach. Obok tych odcieni czerwonych występuje też barwa żółta i zielona także w różnych odcieniach, co świadczy o wpływie koptyjskim.
                     Tak oto przedstawia się fabuła książki: Zima 1591 r. Elegant, jeden z czterech miniaturzystów pracujących nad tajną księgą dla sułtana Murada III, zostaje w brutalny sposób zamordowany. Po śmierci, jako pierwszy z wielu narratorów, zaczyna opowieść o tym, co doprowadziło do tego, że teraz jego zwłoki leżą na dnie studni przykryte śniegiem. W tym samym czasie do Stambułu przybywa Czarny, siostrzeniec człowieka sprawującego pieczę nad ukończeniem kontrowersyjnej księgi. Przed 12 laty musiał opuścić stolicę, ponieważ zakochał się bez wzajemności w pięknej córce Wuja. Teraz Şeküre jest nieoficjalnie wdową (jej mąż przed 4 laty zaginął na wojnie, zostawiając ją z dwójką synów), co otwiera dorosłemu już Czarnemu możliwość zdobycia ukochanej. Najpierw jednak musi wkupić się w łaski Wuja i pomóc mu dokończyć przeklętą księgę. Musi też udowodnić Şeküre, że stał się odpowiedzialnym mężczyzną, który zapewni jej większe bezpieczeństwo niż porywczy brat zaginionego męża.
Co takiego zamieszczono na ilustracjach księgi, że wiele osób chciałoby zabić ich twórców za bluźnierstwo? Czy miniaturzyści Oliwka, Motyl lub Bocian mogli podnieść rękę na Eleganta? W prawdzie z czwórki wielkich iluminarzystów odznaczał się on najmniejszym talentem, ale za to najbardziej obawiał się Allaha. Jak się jednak okazuje, rozważania nad regułami sztuki, pasją i własnym stylem mogą doprowadzić niektórych do chęci mordu.
                   Każda miniatura opowiada jakąś historię. Aby upiększyć czytany manuskrypt, ilustrator przedstawiał najpiękniejsze sceny z danego tekstu: pierwsze spotkanie zakochanych, ścięcie głowy diabelskiego potwora przez bohaterskiego Rustama; rozpacz Rustama, gdy pojmuje, że nieznajomy, którego zabił, to jego syn; Madżnuna oszalałego z miłości, błąkającego się po stepie wśród lwów, tygrysów, jeleni i szakali; rozterki Aleksandra, który przed bitwą udaje się do lasu, aby z zachowania ptaków wywróżyć przyszłość, i tam widzi, jak ogromny orzeł rozszarpuje jego bekasa… Jeśli w baśni jest coś, czego ludzki umysł lub wyobraźnia nie potrafią przedstawić, miniatura natychmiast przychodzi z pomocą. Ukwieca, ozdabia tekst. Ale rysunek bez opisu nie mógłby istnieć.
                 Orhan Pamuk w książce „Nazywam się Czerwień” objaśnia, w jaki sposób muzułmanie wyjaśniają powstanie sztuki. Nim powstała sztuka ilustracji, na świecie panowały ciemności- zapadną one również wtedy, gdy sztuki tej zabraknie. Dzięki kolorom, farbom, sztuce i miłości przypominamy sobie, że Allach rozkazał nam: „Patrzcie!”. „Widzieć” znaczy „pamiętać, że się widziało”. „Widzieć” znaczy „widzieć bez odwoływania się do pamięci”. Tak, więc malarstwo jest nieustannym przypominaniem o istnieniu ciemności. Wielcy mistrzowie, którzy uprawiali sztukę malarską i uważali, iż kolor i zmysł wzroku wyłoniły się z czerni, pragnęli powrócić do owych pierwotnych „boskich ciemności” za pomocą kolorów. Artyści pozbawieni pamięci nie są w stanie przypomnieć sobie ani Allaha, ani jego czerni. Wszyscy malarze poprzez swoje dzieła starają się dotrzeć do owej pierwotnej pustki ukrytej w barwach i wyzwolonej z okowów czasu.
                       Jak wiadomo miniaturzyści zawsze bali się ślepoty i starali się jej zapobiegać. Na przykład Arabowie o wschodzi słońca, skierowawszy wzrok na zachód, długo wpatrywali się w linię horyzontu. Niektórzy jednak wręcz odwrotnie, uważali, że ślepota to nie tragedia. To ostatnie błogosławieństwo podarowane przez Allaha miniaturzyście za to, że całe życie poświęcił jego chwale. Iluminowanie ksiąg było, bowiem poszukiwaniem wizji ziemskiego królestwa Allaha. Tak, więc wizja świata Allacha ujawnia się jedynie w pamięci oślepłych miniaturzystów. Byli i tacy duchowni, którzy krzyczeli z ambon do wiernych, że w dniu końca świata miniaturzyści zostaną poproszeni o ożywienie stworzonych przez siebie form. Nie będą mogli tego uczynić, zostaną, więc skazani na męki piekielne. Nie wolno zapominać, że w Koranie „Stworzyciel” to jedno z określeń Allaha. To Allah pozwala istnieć nieistniejącemu, ożywia to, co było pozbawione życia. Nikomu nie wolo z Nim konkurować. Największy grzech popełniają ci malarze, którzy ośmielają się robić to, co On, którzy uważają, że są równie twórczy jak On.
                   Jedna z warstw dzieła noblisty to dyskusja na temat relacji między malarstwem europejskim (reprezentowanym tu przez weneckich portrecistów), a rozwijaną w imperium Osmanów sztuką miniatury. Temat nie byle, jaki, bo muzułmańscy twórcy zarzucają swoim zachodnim kolegom obrazoburstwo. Konkretnie chodzi o stosowanie perspektywy i stawianie człowieka w centrum obrazu (jakby był najważniejszym bytem we wszechświecie). Na dodatek realistyczne przedstawianie świata dla miniaturzystów jest zamachem na samego Boga – tylko Allah prawdziwie widzi świat takim, jaki on jest. Dlatego tureccy ilustratorzy malują idealne wyobrażenia rozmijające się z rzeczywistością, ściśle uzależnione od kanonu stworzonego przez dawnych perskich mistrzów. Jednak i oni oskarżani są przez fundamentalistów (reprezentowanych przez hodżę Nusreta) o bluźnierstwo – Koran zabrania przecież czynienia jakichkolwiek obrazów.
                 Pamuk napisał wciągającą powieść, w której kryminał i romans łączą się z refleksją nad sposobami opisywania świata. Czy można oddać prawdę o rzeczywistości, czy też raczej należy pisać, jak powinno być? Czego właściwie dokonuje twórca w swoim akcie? Opisuje rzeczywistość czy kłamie? „To, co brałem za krew, było czerwonym tuszem, a to, co wziąłem za tusz na rękach, było moją krwią” – mówi jeden z bohaterów. Pamuk pokazuje, że na dobrą sprawę idea i rzeczywistość łączą się ze sobą, widać to choćby w wątku ilustracji do księgi przygotowywanej przez Wuja. Ojciec Şeküre pragnie połączenia stylu europejskiego z wschodnim, perspektywy i indywidualności z sztywnym kanonem i anonimowością.
„Nazywam się Czerwień” jest książką absorbującą intelektualnie czytelnika. Wracając do porównania z Eco – można ją czytać na różnych poziomach:, jako kryminał, romans, powieść historyczną, analizę warsztatu twórcy czy próbę opowiedzenia o różnicach między Wschodem a Zachodem. Ten ostatni temat szczególnie „udał się” Pamukowi. Dyskusję o stylach i różnicach między malarstwem europejskim a tureckim można odczytywać właśnie, jako alegorię wzajemnych stosunków Wschód – Zachód, zresztą na ten trop naprowadza nas motto powieści zaczerpnięte z Koranu: „Do Boga należy Wschód i Zachód!”.
                  Nazwijmy tę książkę kryminałem osadzonym w realiach historycznych, który ma niezwykle specyficzną narrację. W powieści równoprawnymi narratorami są nie tylko bohaterowie, ale także ilustracje stworzone przez mistrzów iluminacji. Zimowy Stambuł staje się tłem do opowiedzenia historii pewnego morderstwa, ale także do zobaczenia szczegółów przemiany kulturowej, która chce wkroczyć w świat ludzi nieprzywykłych do zmian. Mieszanie się światów Zachodu i Wschodu (widoczne na przykładzie technik malarskich) wydaje się nieuniknione, ale przecież oba te światy należą do Allaha. Próbując się, więc dowiedzieć, KTO ZABIŁ?, poznamy także specyfikę muzułmańskiej kultury z przełomu XVI i XVII w.  Wszystkie dyskusje naszych bohaterów, także te dotyczące morderstwa, odbywają się w oparciu o Koran i są przeplatane przypowieściami lub mitami mającymi zobrazować ich tezy.
                     Książka tureckiego noblisty jest niezwykle bogata w symbolikę i aż kipi od kulturowych wyjaśnień. Orhan Pamuk tkając intrygę i zostawiając czytelnikowi tropy prowadzące do mordercy, odmalował niezwykle barwnie naturę muzułmańskiej kultury. „Nazywam się Czerwień” uważam za książkę wyśmienitą, ale z pewnością nie jest to książka dla wszystkich.

09 października 2017

Król rzeki


„Król rzeki”

Alice Hoffman


Autorka/ (ur. 16 marca 1952 w Jorku) – jedna z najpoczytniejszych powieściopisarek amerykańskich. Ma na swoim koncie dwadzieścia jeden powieści, dwa zbiory opowiadań i osiem książek dla dzieci i młodzieży. Jej książki przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków i doczekały się ponad stu zagranicznych wydań.

Tłumaczenie/ Jerzy Kozłowski

Tematyka/ Abelowi Grey'owi zostaje przydzielone śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci chłopca z ekskluzywnej szkoły. Ciało chłopca zostało znalezione w rzece. Żeby uniknąć skandalu szkoła utrzymuje, iż z pewnością było to samobójstwo.

Główny motyw/ Miasteczko Haddan, ekskluzywne prywatne liceum - oto miejsce akcji tej intrygującej powieści. Życie w szkole rządzi się własnymi prawami, każdy uczeń zna swoje miejsce w hierarchii, tradycja - to świętość. I tylko jeden z pierwszoklasistów - Gus - po prostu to lekceważy. Zapłaci za to życiem, a śledztwo ujawni tajemnice, od których dreszcz przeszywa ciało.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„W każdej małej społeczności to, co nieznane, zawsze intryguje najbardziej […]”.

„Każde dziwne wydarzenie ma racjonalne wyjaśnienie […]”.

„Tożsamość podlegała przeobrażeniom, była jak płaszcz, który się wkłada lub zdejmuje zależnie od okoliczności lub faz księżyca”.

„[…] niektórych zaproszeń się nie odrzuca”.

„[…] trzeba płacić wysoką cenę za wszystko, co miłe”.

„Zakochane dziewczęta często nabierają apetytu na dziwne rzeczy, korniszony lub ciasto z dyni, i niektóre z nich są przekonane, że wszelkie pochopne kroki można usprawiedliwić, jeśli poczyniło się je w imię miłości”.

„Stare domy zawsze mają jakieś wady- dudniące kaloryfery, niewyjaśnione zapachy- ale maja też swoje zalety”.

„Włóż kamień do ręki chłopca, a ciśnie go na drugi brzeg rzeki. Daj kamień dziewczynie, a roztrzaska go pod obcasem, a potem nawlecze kawałki i będzie je nosić na szyi, jak gdyby weszła w posiadanie diamentów lub pereł”.

„[…] towarzystwo, co mógł potwierdzić każdy rozsądny człowiek, zawsze przysparza kłopotów”.

„Taka jest natura smutku: nie można przed nim uciec, ciągnie się za człowiekiem, zostawiając niekończące się pasmo udręki”.

„Ciężko przewidzieć reakcję zakochanych”.

„Kontakt z nieszczęściem rozbudza w niektórych apetyt, jak gdyby akt napełniania brzuchów chronił ich przed krzywdą”.

„[...] miłość nigdy nie zjawia się grzecznie, pukając do drzwi jak życzliwa sąsiadka, żeby ją wpuścić. Raczej chwyta człowieka w pułapkę, kiedy najmniej się tego spodziewa, kiedy nie jest przygotowany na atak, i nawet najbardziej uparty osobnik, choćby nie wiadomo jak zatwardziały i wiarygodny, nie ma wyboru i musi się poddać, kiedy tylko miłość wpada z wizytą”.

„ Różnicę między tragedią a zwykłym pechem właściwie można łatwo zdefiniować: od tego drugiego można uciec [...]”.

„Kiedy nam na kimś zależy, najgorsze jest to, że wcześniej czy później zaczynamy się martwić i zauważać detale, które normalnie by nam umknęły”.

„[...] rozpacz może przybrać postać materialną”.

„Miłość często jest wytłumaczeniem wielu niecierpiących zwłoki spraw”.

„To zdumiewające, jak kompletnie może cię oszukać ktoś, na kim ci zależy, i jak bardzo można się pomylić”.

„[...] wystarczy ludzi kochać, a będą twoi na zawsze, bez względu na upływ czasu”.

„Nigdy nie wiadomo, co się dzieje w czyjejś głowie i do czegoś ktoś jest zdolny”.
      
                    Liceum Haddan wybudowano w 1858 roku na stromym brzegu rzeki Haddan, w miejscu bagnistym i niepewnym, które już na swoim początku okazało się fatalne. W tymże roku rozpętała się gwałtowna burza. Z nieba spływały strumienie wody i nim nastał ranek, rzeka wylała i świeżo pomalowane na biało drewniane budynki szkoły znalazły się w mrocznym morzu rzęs wodnych i alg. Przez wiele tygodni uczniów przewożono na lekcje łodziami; po zalanych ogrodach pływały sumy, obserwując katastrofę zimnymi, szklistymi oczyma. Co wieczór o zmierzchu szkolny kucharz stawał niepewnie na okiennym parapecie na pierwszym piętrze i łowił na wędkę srebrne pstrągi. Kiedy woda opadła, wykładziny w biurach pokrywała pięciocentymetrowa warstwa gęstego, czarnego szlamu. Po dziś dzień w rurach można znaleźć żaby, a bielizna i ubrania przechowywane w szafach przechodzą wyraźną wonią wodorostów.
                W tym czasie żyzne pola otaczające miasteczko Haddan znajdowały się w rękach zamożnych farmerów, którzy uprawiali szparagi, cebulę i szczególną odmianę żółtej kapusty słynącej z dużych rozmiarów i delikatnego aromatu. Ci właśnie farmerzy odkładali pługi i patrzyli, jak co roku z każdego zakątka Massachusetts i nie tylko zjeżdżają do liceum chłopcy i dziewczęta. Nawet najbogatsi farmerzy nie mogli sobie pozwolić na posłanie do liceum Haddan swych dzieci. Miejscowym dzieciom musiały wystarczyć zakurzone regały książek w bibliotece na Main Street i podstawy wiedzy, jakie mogli zdobyć w swoich domach i na polach. Dopiero kilkanaście lat po zbudowaniu liceum Haddan w sąsiednim Hamilton wzniesiono szkołę publiczną dla miejscowych dzieci. W ten sposób zrodziła się wzajemna niechęć, która nasilała się z każdym rokiem, aż w końcu miedzy mieszkańcami miasteczka a szkolną społecznością wyrósł niewidoczny mur.
                 Był taki czas, kiedy zjednoczenie tych dwóch światów wydawało się możliwe- wówczas to dr George Howe, szacowny dyrektor liceum Haddan, uważany za najwybitniejszego w historii tej placówki, postanowił poślubić Annie Jordan, najpiękniejszą dziewczynę z miasteczka. Ojciec Annie był bardzo szanowanym farmerem i wyraził zgodę na małżeństwo, ale niedługo po ślubie stało się jasne, że Haddan i Hamilton pozostaną podzielone. Dr Howe był zazdrosny i mściwy; miejscowych nie przepuszczał przez próg własnego domu. Szybko też odprawił rodzinę swojej pięknej żony. Jej ojciec i bracia, prości ludzie w zabłoconych buciorach, podczas nielicznych wizyt zapominali języka w gębie. Szybko stało się jasne, że jej małżeństwo jest okropną pomyłką.
              Annie zajmowała się przyszkolnym ogrodem, w którym hodowała róże o białym i czerwonym kolorze. Sprowadziła też parę łabędzi, które na dźwięk jej słodkiego głosu ustawiały się grzecznie niczym dżentelmeni. Pod jej ręką nawet najbardziej delikatne kwiaty radziły sobie z pierwszym mrozem. Niestety dzieło Annie Howe w większości uległo zagładzie w roku, w którym rozstała się z życiem. Co roku we wrześniu, kiedy do liceum zjeżdżali się nowi uczniowie, róże Annie Howe wywierały dziwny wpływ na niektóre dziewczęta. Większość pierwszoklasistów dowiaduje się o tragicznym losie Annie, gdy tylko przybywają do Haddan. Zanim jeszcze rozpakują walizki posiadają wiedzę o tym, że żeńska bursa zwie się Świętą Annie na cześć Annie Howard. Miejscowi oraz uczniowie często zastanawiali się czy liceum Haddan nie jest czasem przeklęte.
                  Wśród członków ciała pedagogicznego była Betsy atrakcyjna kobieta jednak pozbawiona zdrowego rozsądku. Na nogach nosiła plastikowe klapki rodem z taniego supermarketu, które obwieszczały każdy jej krok plaśnięciem. Na domiar złego żuła gumę i robiła z niej balony. Mieszanka jej perfum sprawiała, że Betsy pachniała wypiekami. Jej obecność przywoływała ochotę na ciasteczka zbożowe lub biszkopt. Betsy uwielbiała fotografować uczniów i szkolne imprezy. Przez ostatni miesiąc Betsy jednocześnie planowała zajęcia szkole w liceum i swój ślub z nudnym Erickiem Hermanem. Była mistrzynią faux pas i miała problemy z orientacją w terenie.
       
     

               Pociąg do Haddan zawsze się spóźniał i ten dzień nie stanowił wyjątku. Tego dnia jechało w nim kilkunastu licealistów gotowych na rozpoczęcie nowego roku szkolnego. W najbardziej oddalonym wagonie siedziała Carlin Leander, która nigdy wcześniej nie wyjeżdżała z domu. Carlin całe życie planowała wyjazd z Florydy. Nieważne, że była najpiękniejszą dziewczyną w hrabstwie. Miała jasne, popielate włosy i te same zielone oczy, które jej matkę wpakowały w kłopoty, w wieku siedemnastu lat jej matka zaszła w ciążę. Carline Leander całkowicie różniła się od matki i była za to wdzięczna losowi. Dziewczyna powtarzała sobie, że niektórzy ludzie po prostu rodzą się nie tam, gdzie powinni. Tego pięknego dnia Carline miały przy sobie jedną zniszczoną walizkę i plecak wypchany butami i strojem kąpielowym.


                   Do dziewczyny przysiadł się chłopak i przedstawił się, jako August Pierce z Nowego Jorku. Do Hadden wysłał go przepracowany ojciec, który nie miał ani chwili spokoju, odkąd Gus się urodził, i samotnie dźwigał ciężar wychowywania syna po śmierci żony. Urodził się siódmego dnia siódmego miesiąca i zawsze miał pecha. Podczas gdy inni posuwali się do przodu płaską, prostą drogą ku przyszłości, Gus „wpadał” na twarz do studzienek i rynsztoków bez widocznych szans na ucieczkę. Postrzegał swoje życie, jako dożywocie i traktował własną egzystencję w dużej mierze jak skazaniec. Był chłopakiem, który potyka się o własne duże stopy, tym, którego serce „tłukło” się w klatce piersiowej.
                Kilka tygodni po przyjeździe do Hadden  Gus został znaleziony zaplątany w sitowie i trzciny niespełna kilometr w dół rzeki pierwszego dnia listopada zaraz po Halloween. Ciało zauważyli dwaj miejscowi wagarowicze. Wezwani policjanci stanowili dokładnie jedną czwartą sił policyjnych Hadden i od drugiej klasy byli najlepszymi przyjaciółmi. Policjanci Abe Grey i Joey Tosh znali to miejsce i rzekę jak własną kieszeń. Pomimo urody Abe Grey i tego, jak kobiety traciły dla niego głowę, to Joey się ożenił. W Hadden wszystkie kobiety wiedziały, że jeśli któraś szuka stałego partnera, Abe z pewnością ją rozczaruje.
                Choć wszyscy myśleli, że to był śmiertelny wypadek lub samobójstwo jednak Abe rozpoczął śledztwo w sprawie zabójstwa. Wiele rzeczy się nie zgadzało, a badania wykazały obecność ludzkich ekskrementów w płucach Gusa. Woda w rzece była krystalicznie czysta i nadawała się do spożycia. Skąd, zatem kał w jego organizmie? Czy Gus został zamordowany w innym miejscu a ciało wrzucono do rzeki? Policjanci przybyli do liceum i bursy, w której mieszkał chłopak. Na widok Abe szyja i policzki nauczycielki Betsy zalał rumieniec. Policjant przybliżył się do niej, skuszony wyjątkowym cudownym zapachem, który przywodził na myśl domowe ciasteczka. Abe, choć nigdy nie przepadał za słodyczami, teraz poczuł na nie wilczy apetyt. Betsy czuła, że ciągnie ją do niego jakaś absurdalna siła. Co za nonsens, doprawdy nie mogła złapać tchu a do tego została „wrobiona” w czynności policyjne. Musiała wykonać kilka fotografii pokoju Gusa i znajdujących się tam przedmiotów na potrzeby śledztwa.
                   Kilka dni po przybyciu policjantów do liceum Hadden Betsy zaczęła wywoływać zdjęcia. Przyjrzała się fotografii i zauważyła na nim cień chłopaka w czarnym płaszczu. Czyżby postać pojawiła się na skutek niewłaściwego wywołania filmu? Betsy zawsze pragnęła przeniknąć granice tego, co oczywiste, i odkryć rzeczy, których inni nie widzą. Teraz dokonała właśnie czegoś takiego, sądziła, bowiem, że ma do przekazania policji zdjęcia ducha. Na komisariacie Abe i Betsy oboje wpatrywali się w fotografię. Na zdjęciu po twarzy Gusa spływały strumienie wody, jak gdyby wyszedł z rzeki, jak gdyby tkwił w niej zbyt długo i już zsiniał. We włosy miał wplatane wodorosty, a ubranie było tak mokre, że na podłodze u jego stóp utworzyła się kałuża.
               Gus w tej szkole od samego początku okazał się pomyłką. Widywano już takie przypadki w tej szkole. Chłopców, którzy lubią ustalać własne reguły, którzy nie są członkami żadnego klubu; indywidualistów, których trzeba dopiero przekonać, że przewaga liczebna daje nie tylko siłę, ale i trwałą władzę. O to chodziło w rytuale inicjacji. Niestety Gusowi nigdy nie zależało na takich sprawach; zmuszany do uczestnictwa w zebraniach, przychodził w czarnym płaszczu i z pogardliwą miną. Postanowili, więc pokazać mu, gdzie jest jego miejsce. Każdego dnia zarzucali go pracą i upokorzeniami, zmuszając do czyszczenia toalet i zamiatania podłogi w piwnicy. Te próby, zamiast wpoić mu zasadę lojalności, przyniosły odwrotny skutek; Gus zaczął stawiać opór. Od tamtej pory przestał się przebierać, nie mył twarzy ani nie oddawał rzeczy do prania. Chłopak oczekiwał jakiegoś wsparcia ze strony władz szkoły, jednak nikt nie chciał go słuchać.
                Pewnej nocy w celach otrzęsin uczniowie starszych klas oznajmili, że zostawią Gusa w spokoju, jeśli zmieni kolor róży z białej na czerwony. Tej nocy, nocy próby, Gus wszedł do pokoju Harry’ego. Chłopcy utworzyli krąg wokół niego, przekonani, że Gus się podda i odpuści; po fiasku inicjacji albo wyjedzie z własnej woli, albo zostanie wyrzucony. Jednak Gus zmienił kolor róży z białego na czerwony. Nikt nie klaskał, nie padło ani jedno słowo. Cisza spadła na nich jak burza gradowa i wtedy Gus zrozumiał, że popełnił błąd i jego sukces był ostatnią rzeczą, do której powinien był dążyć.
                 Abe nie chciał odpuścić tej sprawie nawet wtedy, kiedy wywierano na nim naciski. Lokalny establishment nie mógł pozwolić na to, aby oskarżono jakąś osobę z liceum w Haddan. Bogaci rodzice uczniów byli sponsorami wielu inicjatyw w miasteczku w tym lokalnego szpitala. Abe został zwolniony z pracy, jako pierwszy funkcjonariusz policji w Haddan, którego poproszono o odejście. Pomimo początkowego szumu ludzie radzili sobie całkiem nieźle bez Abe w policji. Abe postanowił wyjechać z miasta na zawsze, lecz przed opuszczeniem Hadden postanowił wyjaśnić sprawę Gusa do końca…