12 grudnia 2017

Cień


„Cień”


Karin Alvtegen





Autorka/ (ur. 8 czerwca 1965 w Huskvarnie) – szwedzka scenarzystka i pisarka, tworząca głównie thrillery psychologiczne. Alvtegen jest autorką powieści kryminalnych, osadzonych w rzeczywistości współczesnej Szwecji.


Tłumaczenie/ Alicja Rosenau


Tematyka/ Powieść porusza trudne tematy, jakimi z pewnością są poczucie samotności i odrzucenia, zdrady i niepewności, oraz stawia pytania, co zrobić dalej ze swoim życiem. Opowiada o ludziach, którzy bez skrupułów wydaliby najbliższych, byle tylko uratować siebie oraz o bohaterach, których poświęcenie może być dla innych wzorem. Alvtegen zdaje się, bowiem sugerować, że są winy, których nie jesteśmy w stanie zmazać, bo nie umiemy, nie chcemy i nie możemy sobie przebaczyć. Jesteśmy, więc skazani na życie w cieniu błędów przodków. Tajemnica nie ma tu więc mocy oczyszczającej, jest zniszczeniem i mrokiem, jest prawdą, z którą nie da się tak po prostu żyć.


Główny motyw/ Co i dlaczego ukrywa słynny pisarz-noblista Axel Ragnerfeldt, wielbiony przez cały naród? O wizerunek literackiego geniusza starannie dbają jego najbliżsi. Śmierć pewnej starej, opuszczonej kobiety uruchamia lawinę zdarzeń, której nie da się powstrzymać. Okazuje się, że za promiennym pasmem sukcesów noblisty kryją się straszliwe tajemnice, zdrada, kłamstwo i śmierć... Niepokojąca opowieść o „drugiej stronie medalu” i cenie, jaką niektórzy są gotowi zapłacić za nieśmiertelność. „Cień” to także opowieść o budowaniu pisarskiego autorytetu i o ostatecznym upadku pisarza, który zaprzedał swój talent i konstruując fikcję, zapomniał, czym jest prawda.



Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Życie. Mała kropeczka między dwiema wiecznościami”.
„[…] nasze czyny są jak nasze dzieci, żyją dalej i niezależnie od nas i naszej woli działają nadal”.
„[…] atomy nigdy nie giną, tylko zmieniają postać”.
„Świat byłby lepszy, gdyby ludzie staranniej dobierali słowa”.
„[…] wartość moralna ma źródło nie w przyjemności, ale w obowiązku”.
„[…] ludzki mózg od czasu do czasu potrzebuje znieczulenia, żeby był w stanie tolerować cała tę głupotę, żeby mógł odczuwać nadzieję”.
„Są głosy, które nie cichną nigdy”.
„Żaden człowiek nie może pozostać taki sam po stracie dziecka, zwłaszcza kiedy ono zadało sobie śmierć”.
„Po co grzebać we wspomnieniach, z których i tak nie ma żadnego pożytku”.
„To przez opisywanie miłości niweczymy moc lęku”.
„Jeśli oczekuje się zbyt wiele, istnieje duże ryzyko rozczarowania”.
„[…] człowiek, który zawsze na pierwszym miejscu stawia zasadę ostrożności, dławi życie, które chce chronić”.

   
                    Książka Karin Alvtegen „Cień” zaczyna się od dwóch –na pierwszy rzut oka- niemających nic ze sobą wspólnego zdarzeń. Jak się później okaże te dwa wydarzenia będą stanowiły kanwę losów wszystkich bohaterów książki. Otóż pewnego dnia w sztokholmskim Skansenie strażnik Sven znalazł czteroletniego chłopca bez opieki. Kiedy mężczyzna przeszukiwał rzeczy małego na ziemię wypadła z książki złożona kartka papieru. Mężczyzna pełen złych przeczuć rozwinął ją – potwierdzały się jego najgorsze obawy. Krótka wiadomość – prośba była napisana pięknym charakterem pisma: „Zaopiekujcie się tym dzieckiem. Wybaczcie”. Tym chłopcem okaże się później Kristoffer Sandeblom. Kilka lat później od tego wydarzenie nastąpiło drugie jakże ważne. Marianne Folkesson pielęgniarka społeczna otrzymała od policji klucz od domu Gerdy Persson, która nie żyła od trzech dni. Gerda miała dziewięćdziesiąt dwa lata i nieco ponad trzy miesiące, gdy po raz ostatni wciągnęła do płuc powietrze. To było wszystko, co Marianne wiedziała o starszej kobiecie. Poza tym, skoro Marianne stała przed drzwiami domu zmarłej staruszki, znaczyło to, że ani, policji ani pielęgniarce społecznej nie udało się odnaleźć żadnych krewnych, którzy mogliby się zająć tym, co było do załatwienia. W takich oto wypadkach sprawa trafiała na biurko Marianne Folkesson. Klucz do obcego nieznanego życia, którego przeszłość mała odtworzyć. 


                      Marianne otworzyła torbę i wyjęła cienkie rękawiczki foliowe. Nigdy nie wiedziała, co ją czeka za zamkniętymi drzwiami, choć z szacunku do osoby zmarłej starała się nie uprzedzać. Jej zadaniem było posprzątać i posortować rzeczy, zgromadzić pamiątki i jeśli to możliwe, odszukać kogoś, dla kogo będą miały wartość. Śmierć już od dawna jej nie przerażała. Po dwudziestu latach pracy pogodziła się z tym, że śmierć jest po prostu częścią życia. Nie szukała już sensu istnienia, choć nie mogła powiedzieć, żeby go znalazła. Skoro wszechświat podejmował wysiłek egzystencji, musi być po temu jakiś powód. Tym się zadawalała, i znajdowała spokój w zawierzeniu tajemnicy. Marianne starała się zrobić wszystko, by odszukać choćby jednego krewnego osoby zmarłej, który przynajmniej pojawiłby się na pogrzebie. Czasami nie znajdywała nikogo. Wtedy tylko ona, pastor, przedsiębiorca pogrzebowy i kantor odprowadzali zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku. Na podstawie fotografii i pamiątek musiała stworzyć jakieś wyobrażenie o zmarłym, żeby w miarę możliwości nadać pogrzebowi cechy indywidualne. W domu Gerdy Persson nie znalazła nic godnego uwagi. Przejrzała szybko listy, jak się zorientowała, nie było niezapłaconych rachunków ani prenumeraty prasy. Tylko jeden list był zaadresowany osobiście do Gerdy Persson. Ciekawe było jednak to, że w zamrażarce znalazła książki obrosłe cienką warstwą lodu, owinięte w plastikowe worki, leżały w czeluści zamrażarki ułożone porządnie jedna na drugiej. Kiedy poskrobała paznokciem grzbiet jednej z książek okazało się, że to najbardziej znana powieść szwedzkiego pisarza i noblisty Axela Ragnerfeldta.

Wszystkie znalezione książki były autorstwa Axela Ragnerfeldta, kobieta z pewnym zdziwieniem odkryła, że wszystkie były opatrzone własnoręcznymi dedykacjami autora. „Dla Gerdy z oddaniem” i „Dla Gerdy z najgorętszym podziękowaniem”. I zamaszysty podpis nad wydrukowanym nazwiskiem. Mariannie zrobiło się ciepło na sercu. Jak zawsze w takich sytuacjach cieszyła się z każdego znaku, że zmarły kiedyś w życiu miał związki z jakiegoś rodzaju wspólnotą. W tym wypadku zadowolenie było podwójne. Stroniący od ludzi szwedzki noblista był jedyną osobą, która miała coś wspólnego z Gerdą. Marianne miała jeszcze jeden powód do zadowolenia, w domu kobiety znalazła brązową kopertę z napisem: „W razie mojej śmierci proszę wysłać ten list do Kristoffera Sandebloma!”.

                   Pisarz Axel Ragnerfeldt cierpiał na udar mózgu i skazany był na „milczenie”, spuścizną po jego pisarstwie zajmował się jego syn Jan-Erik. Książki były tłumaczone na całym świecie i co roku pieniądze z praw autorskich spływały do rodzinnej firmy, która przez lata rozrosła się w małe imperium, z fundacjami i funduszami dobroczynnymi, z przyzwoitym wynagrodzeniem dla Jana- Erika, który był prezesem i pilnował, żeby wszystkie sprawy „dalej się kręciły”. Dostawał także zamówienia na spotkania i odczyty. Lubił podróżować. Tak opisowo można by określić jego niezbyt silną potrzebę przebywania w domu. Podczas pewnego spotkania z czytelnikami w Goeteborgu z widowni padło do Jana-Erika pytanie. Mężczyzna mówił z obcym akcentem. Powieść, o którą pytał, przyniosła autorowi Nagrodę Nobla. Mężczyzna „głośno” zastanawiał się, jak autorowi udało się opisać w tej książce wszystko tak wiernie? Mężczyzna powiedział, że miał czternaście lat, kiedy został wyzwolony z obozu w Buchenwaldzie i trudno mu, jako że przeżył obóz koncentracyjny, zrozumieć, że człowiek, który tam nie był, potrafił z taka dokładnością go opisać. Czy Axel Ragnerfeldt przeprowadził gruntowne badania, gdyż książka jest pełna faktów zgodnych z rzeczywistością? W jaki sposób do tego doszedł? Jan-Erik odpowiedział: „Mój ojciec strzegł pilnie tajemnic swojego warsztatu”. Czy na pewno?

Po spotkaniu w Goeteborgu Jan-Erik odsłuchał kilka wiadomości z poczty głosowej. Pierwsza od córki Ellen. Druga od żony.  Trzecia od niejakiej Marianne Folkesson pielęgniarki społecznej, która niezwłocznie chciała się z nim skontaktować w sprawie Gerdy Persson. I w tym miejscu książka nabiera psychologicznego rozmachu. Okazuje się, że Gerda Persson przez wiele lat była gosposią w domu Axela Ragnerfeldta. Marianne poprosiła Jana-Erika o zdjęcie Gerdy, które mogłoby leżeć przy trumnie podczas pogrzebu. Jan-Erik przeszukując stare rodzinne albumu i dokumenty odkrywa przerażające informacje dotyczące jego rodziny a którymi świadkiem była gosposia Gerda Persson. Gdyby informacje, które posiad wyciekły na światło dzienne, mit rodziny Ragnerfeldtów by upadł.

                Kristoffer Sandeblom zastanawiał się, dlaczego został wymieniony w testamencie obcej i nieznanej mu kobiety. Kiedy miał cztery lata został znaleziony w Skansenie w Sztokholmie. Dochodzenie policyjne nie dało żadnych rezultatów. Kristoffer umiał tylko podać imię swojej mamy, wszystkie kobiety o imieniu „Elina” zostały odnalezione, bez skutku. Taty nigdy nie znał. Po pewnym czasie trafił do rodziny zastępczej. Zaczął sobie tworzyć własna prawdę, przekonany, że jego prawdziwi rodzice wkrótce się zjawią. Z biegiem czasu fantazje się rozwijały, wyjaśnienia były coraz mniej bajkowe. Teraz za sprawą śmierci Gerdy Persson miał szansę dowiedzieć się całej prawy o sobie, o swojej matce i swoim ojcu. I tak też się stało... W jednej z książek, które były na regałach w mieszkaniu Kristoffer przeczytał coś, co utkwiło mu głęboko w pamięci. Pamiętał te kilka linijek prawie dosłownie, bo wydawało mu się, że znalazł wyjaśnienie, a może usprawiedliwienie wielu sytuacji, które kierowały jego życiem: „Ponieważ człowiek jest bardzo kruchy, musi cechować się szczególną gotowością do obrony. Mózg ludzki w procesie ewolucji nabrał większych rozmiarów. Świadomość jest subtelnym systemem obronnym- ciągłym stanem czuwania, przeczesującym otoczenie, by zauważyć ewentualne zagrożenia. Nasz silny lęk tłumaczy wiele aspektów ludzkiej natury i cywilizacji”.

              Jak się później okaże na pogrzebie Gerdy Persson nikt się nie pojawił oprócz Marianne Folkesson, pastora, kantora i przedsiębiorcy pogrzebowego. Dlaczego w pogrzebie nie uczestniczyli ani Kristoffer, ani Jan-Erik, ani rodzina noblisty? Pastor wygłosi kilka pięknych słów o szczęściu tak źle pojmowanym przez ludzi i bohaterów książki. Pisze się książki na ten temat, organizuje konkursy, niektórzy nawet próbują szczęście kupić. Odczuwanie szczęścia stało się prawem każdego, gonimy za nim w przekonaniu, że kiedy je znajdziemy, otrzymamy także rozwiązanie wszystkich naszych problemów. Brak szczęścia stawiany jest na równi z porażką. Ale czym jest właściwie szczęście? Czy to w ogóle możliwe, żeby być szczęśliwym przez każdą świadomą minutę, dzień za dniem, rok po roku? Czy jest to coś, do czego warto dążyć? Bo jak w ogóle możemy pojąć nasze szczęście, jeśli nigdy nie doświadczyliśmy bólu? Myślę czasami, że nasz dzisiejszy problem ze znalezieniem szczęścia wynika z głębokiego lęku przed cierpieniem. Może zapomnieliśmy o naukach, jakie możemy znaleźć w mroku życia. Czy to nie tam musimy czasem wejść, żeby później móc dostrzec światło gwiazd? By do głębi zrozumieć, jak smakuje to szczęście, za którym tak uporczywie gonimy.

                 Z czasem poznajemy prawdę o innych bohaterach książki: dlaczego w młodym wieku zmarła córka Axela i siostra Jan-Erika piętnastoletnia Annika, kim była Halina Sandeblom, polska Żydówka była więźniarka obozu koncentracyjnego w Treblince, chora na osobowość mnogą kobieta, która przegrała swoje życie za sprawą romansu z Axelem? Jaką rolę odegrał w życiu rodziny Ragnerfeldtów zazdrosny Torgny Wennberg najlepszy kolega Axela?

                  Książka Karin Alvtegen „Cień” jest fantastycznym opisem tego, do czego zdolny jest człowiek, aby za wszelką cenę zrealizować cel bycia sławnym i bogatym. Do jakich ohydztw jest zdolny, aby zdobyć władzę, pieniądze i prestiż. Nie ma w niej bohatera moralnie „czystego”. Pokazuje jak głęboko zakorzenione rodzinne brudy i kłamstwa potrafią zniszczyć życie bliskich i powiązanych z nimi innych osób. Jaka hipokryzja kryje się za fasadą pisarza, człowieka, który powinien być moralnie bez skazy. Jakie draństwo i koszmar może kryć się w tzw. „dobrym domu”.

               Coś każe nam wierzyć tak jak bohaterom książki „Cień”, że chwilowy zachwyt i ekstatyczne upojenie sławą i prestiżem prowadzą do szczęścia, ale może jest tak, że to raczej odwaga, by zdecydować się na spokój, umiejętność odczuwania zadowolenia z tego, co się ma jest właśnie szczęściem. Czyżby rację miał Albert Einstein, który napisał, że Spokój i skromne życie przynosi więcej szczęścia niż dążenie do sukcesu łączące się z ciągłym niepokojem”?

05 grudnia 2017

Żona kuchennego boga



„Żona kuchennego boga”

Amy Tan



Autorka/  (ur. 19 lutego 1952 w Oakland w Kalifornii) – współczesna pisarka amerykańska. Wychowała się w San Francisco w rodzinie chińskich emigrantów. Autorka buduje swoje opowieści czerpiąc wiele z kontrastu pomiędzy amerykańskim światopoglądem a tradycyjną kulturą chińską, często przeplatając je obrazami z życia Chin w czasach poprzedzających rewolucję komunistyczną.


Tłumaczenie/ Ryszarda Jaworska

Tematyka/ Niezwykła opowieść obyczajowa. Historia opowiadana przez kobietę drugiej kobiecie. Powieść wydaje się hołdem dla kobiecej wrażliwości, siły, determinacji i mądrości. Książka, do której z pozoru czytelnik-mężczyzna nie powinien mieć dostępu, a jednak powinien. Amy Tan posłużyła się w niej specyficznym kodem, w którym czytelnik rozszyfrowuje ukryte emocje i przeżycia. Jest to również opowieść o cierpieniu, samotności w tłumie, ciągłym poczuciu zagrożenia i bezradności. Amy Tan pisze cudowanie. Pisze o kobietach, ich codziennych troskach, rozterkach, małych i wielkich problemach. W "Żonie kuchennego boga" przedstawiła spory kawałek kultury i historii Chin. Książka niewątpliwie interesująca, napisana ciekawym językiem chińskiej imigrantki.
 
 Główny motyw/ Winnie, Chinkę od lat mieszkającą w San Francisco, i jej urodzoną w Ameryce córkę, Pearl, dzieli pokoleniowa i emocjonalna przepaść. Obie kobiety mają swoje tajemnice, z których boją się sobie zwierzyć. Pearl jest ciężko chora, o czym nie informuje matki, niepewna jej reakcji. Winnie zaś boryka się z brzemieniem zatajonej przed córką przeszłości. Przychodzi jednak moment, gdy dalsze ukrywanie prawdy staje się niemożliwe. Wtedy matka rozpoczyna przeplataną rozmaitymi anegdotami i legendami opowieść o swej dramatycznej młodości, spędzonej w Chinach. Opowieść ta, stanowiąca trzon książki, to tyleż wycieczka w fascynujący świat chińskiej kultury i historii, co znakomita terapia psychologiczna.

Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

„Jeżeli kupię sobie tanią herbatę, to znaczy, że moje życie niewiele było warte”.

„Z niektórymi rzeczami nie można czekać aż do śmierci”.

„Jak możesz spierać się z kimś, kto ma pierze zamiast mózgu?”.

„Strata ukochanej osoby to najsmutniejsza rzecz pod słońcem”.

„[...] szczęście zależy od natychmiastowego spełniania życzeń”.

„Nigdy nie słyszałem równie trujących słów!”.

„[...]  nie można znaleźć zarazem pięknej żony i utalentowanej kucharki, a jednak ich oczy i podniebienia potwierdzają, że tak”.

„[...] nocą widzisz rzeczy, których nie da się dostrzec za dnia”.

„Dlaczego niektóre wspomnienia żyją tylko na języku albo w nosie? Dlaczego inne na zawsze pozostają w sercu?”.

„[...] na moment przed śmiercią dzieci stają się takie, jakimi byłby w dorosłym życiu. Niezależnie od wieku rozumieją, co się z nimi dzieje”.

„Jeśli nie możesz zmienić swego losu, zmień podejście”.

„Ciekawe, co to za uczucie przeżyć całe życie bez jednej jasnej myśli, nigdy nie dostrzegając własnych błędów”.

„[...] nie można winić kogoś za strach i słabość, jeśli nie doświadczyło się ich samemu i samemu nie udowodniło się, że może je pokonać. Nie w każdym drzemie bohater gotowy na śmierć, wręcz przeciwnie, kurczowe trzymanie się nadziei na życie leży głęboko w ludzkiej naturze”.

„[...] nie masz co jeść, więc karmisz się ideami!”.

„Społeczeństwo przypomina zgniłe drzewo pokryte jaskrawą farbą”.

„Żyjemy w świecie, w którym wszystko jest fałszem”.

„Moje życie też przypominało obraz, którego nikt nie chce. Ta sama pora roku, codziennie ta sama nędza, bez nadziei na zmiany”.

               
                   Na początku książki wydaje się, że główną postacią będzie Pearl – czterdziestoletnia Chinka, mieszkająca w San Francisco - chora na stwardnienie rozsiane. Na jednym z rodzinnych spotkań czytelnik poznaje jej matkę Winnie, która wraz ze swoją „siostrą” Helen prowadzi kwiaciarnię w chińskiej dzielnicy. Wydaje się, że Winnie jest osobą bardzo oschłą i apodyktyczną. Relacje między Pearl a Winnie nie są dobre. Córka boi się powiedzieć matce o swojej chorobie, natomiast matka ukrywa przed córką wiele innych sekretów...
                Wiadomość z Chin, którą dostaje matka Pearl, że "ten człowiek nie żyje", wywołuje falę wspomnień. Winne opowiada Pearl historię swojego życia, zanim zamieszkała w Stanach Zjednoczonych. Zachwycająca i jednocześnie w pewien sposób bulwersująca opowieść o kulturze, obyczajach, życiu codziennym w Chinach przed i w czasie II wojny światowej. Winnie, panienka z bogatego domu, zostaje, jako żona "sprzedana" okrutnemu i złemu człowiekowi. Rodzi mu troje dzieci, które z różnych przyczyn umierają. Jest przez niego bita, poniżana, gwałcona, maltretowana psychicznie i fizycznie. W końcu udaje się jej od niego uwolnić z pomocą mężczyzny, który już w Stanach po wojnie zostaje jej mężem.
                  Pearl siedząc przy rodzinnym stole podczas zaręczyn jej kuzyna spogląda od czasu do czasu na swoją matkę. Do tej pory dostawała szału, kiedy słuchała rozlicznych hipotez jej matki, opartych na religii, medycynie i zabobonach pomieszanych z jej prywatnymi przekonaniami. Jej matka nigdy nie wierzyła w powszechnie uznawaną logikę, która według niej stanowi tylko sprytny wykręt wobec tragedii pomyłek i nieszczęść. Matka była święcie przekonana, że na świecie nic nie dzieje się przez przypadek; taka chińska wersja Freuda w karykaturze. Wieczór przebiegał jeszcze gorzej, niż Pearl się spodziewała. Przez cały posiłek obserwowała, jak matka i ciotka Helen grają sobie na nerwach. Kłócą się po chińsku o wszystko. Pearl przy sąsiednim stole głównie obserwuje matkę. Odczuwa jej samotność jak własną. Myśli o rozgradzającej ich nieprzebytej przestrzeni, która nie pozwala, by dzieliły najważniejsze wydarzenia w życiu. Jak do tego doszło?
                   Ciotka Helen poinformowała Winnie, że otrzymała z Chin list, dobrą wiadomość: „ten człowiek nie żyje”. Ten zły człowiek to były mąż Winnie Wen Fu. Minęło czterdzieści lat a ten człowiek Wen Fu wciąż jej się śmiał w twarz. Według listu nie umarł dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu. Zmarł w zeszłym miesiącu, w dzień Bożego Narodzenia. Winnie pamięta dobrze ten dzień, dzień, w którym przyjechała do Stanów Zjednoczonych, powiedziała sobie: „potrafię się przestawić na nowe myślenie. Teraz mogę zapomnieć o swoich tragediach, schować sekrety za drzwiami, których już nigdy nie otworzy”. Sądziła, że na zawsze zamyka swoją tragiczną przeszłość i że odtąd będzie wolna od demonów z przeszłości. Wydawało jej się, że tutaj nikt nie będzie jej już ścigał. Może ukryć swoje życiowe pomyłki, żale i smutki, odmienić swój los. Chciała odwrócić się od starych wspomnień, żeby lepiej pasować do nowej rzeczywistości. Ale jej stare życie, wyparte do nieświadomości odnajdowało ją i tutaj. Ludzie z przeszłości stali się podobni do duchów.


                 Tyle razy wymyślała bajeczki o swojej przeszłości, że sama zaczęła w nie wierzyć. Jednak po rozmowie z Helen Winnie postanowiła wyznać całą prawdę o przeszłości swojej córce Pearl. Czas wymieść z życia wszystkie kłamstwa. Powiedzieć wszystkim prawdę. Czemu ma iść do grobu z takim obciążeniem? Skoro jej były okrutny mąż nie żyje, chce poprawić wszystko, zanim będzie za późno. Dosyć sekretów i kłamstw. Lepiej przyznać się do wszystkiego, niż iść na tamten świat z tyloma kłamstwami na sumieniu. Miała ku temu dobrą okazję, zbliżał się chiński Nowy Rok, który przypomniał jej stare chińskie przysłowie: „wymieć złe uczucia z zeszłorocznym kurzem”.
               Ten sam ból nawiedzał Winnie od lat. Brał się stąd, że „trzymała” wszystko w środku. Matka zostawiła ją, zanim mogła jej wytłumaczyć, czemu odchodzi. Na pewno chciała, ale w ostatniej chwili zabrakło jej odwagi. Winnie żyła po dziś dzień nadzieją, że matka wróci i wyjaśni jej, dlaczego, czemu stało się tak, a nie inaczej. Bardzo ja kochała. W dzieciństwie przez wiele lat trzymała pukiel jej włosów, ponad metr długi, zwinięty w małym, blaszanym pudełku. Dbała o te włosy, mając nadzieję, że matka kiedyś wróci, a wtedy da go jej w prezencie. Później, kiedy uwierzyła, że umarła, nadal trzymała jej włosy. Myślała, że kiedyś odnajdzie jej ciało i jej włosy znów się połączą. Winnie nie pamięta wszystkiego: kiedy zniknęła, miała tylko sześć lat. Latami usiłowała zachować w pamięci jej twarz, słowa i wspólne zajęcia. Rozmyślała o matce przez siedemdziesiąt lat. To takie smutne. „Strata ukochanej osoby to najsmutniejsza rzecz pod słońcem”. Ojciec był właścicielem kilku fabryk tekstylnych. Jadało się angielskie herbatniki i chodziło do najlepszych sklepów. Mała Winnie bacznie przeglądała się wszystkim miejscom i rzeczom. Miała tyle pragnień do zapamiętania, tyle miejsc do odkrycia. Pewnego wieczora matka zabrała ją do kina. Tam spotkała się z pewnym mężczyzną, którego dziewczynka nie znała, nie był też przyjacielem rodziny. Wieczorem matka pogłaskała ją po głowie, zaśpiewała piosenkę. Kiedy Winnie się obudziła następnego ranka, matki już nie było. Z rozmów ojca z domownikami wywnioskowała, że matka zrobiła coś godnego potępienia, więc żeby ukryć skandal, rozpowiadano, że umarła. Przez wiele lat matka stanowiła niewyczerpane źródło zabawnych i złośliwych anegdot, straszliwych sekretów i romantycznych opowieści. Wyglądało to tak, jakby odkopywano ją z grobu, po czym wpychali ją jeszcze głębiej, przykrywając nową warstwą brudu. Można sobie wyobrazić, jak czuje się małe dziecko, słysząc takie rzeczy o swojej matce?
               Prawie dwanaście lat Winnie spędziła na wyspie Tsung-ming u rodziny ojca. Ojca nie widziała ani razu, nawet wtedy, gdy wysłano ją do szkoły z internatem w Szanghaju. Mieszkała w domu stryja, ale zawsze musiała zachowywać się jak gość, o nic nie prosząc i czekając, jak ktoś przypomni sobie o jej potrzebach. Postanowiono szybko wydać Winnie za mąż. Znaleziono jej „odpowiedniego” kandydata, którym okazał się Wen Fu. Oto, co się stało trzy dni przed ślubem: kuzynka Winie o imieniu Orzeszek powtórzyła jej plotkę o rodzinie pana młodego. Ojciec Wen Fu jeździ do małych wiosek i okolic dotkniętych suszą, powodzią albo szarańczą. Szybko dowiadywał się, których rodzin nie stać na czynsz i które wyprzedały ostatnie skrawki ziemi, żeby nie głodować. Za parę miedziaków kupował od nich malowidła przodków. Można było sobie tylko wyobrazić, jak wszyscy przodkowie „emigrują” do Ameryki, wbrew swojej woli. „Budzą” się pewnego dnia i wiszą na ścianie za granicą i „słuchają” rozmów w niezrozumiałym języku.
           Małżeństwo z Wen Fu trwało osiem lat i okazało się koszmarem. Wen Fu był zły, samolubny i podły. Nie obchodziła go żona ani dzieci.  Poniżał ją podczas wspólnego uprawiania seksu. Rano często narzekał, że nie jest dobrą żoną i nie ma w niej „ognia” jak u innych kobiet. To były Chiny i kobiety nie miały prawa się złościć. Winnie była bardzo nieszczęśliwa, wiedząc, że wciąż nie zadawala męża. Jak się później okaże, czekało ją jeszcze o wiele więcej cierpień. Wen Fu przepuszczał majątek na wyścigach konnych, każdego wieczora zapraszał gości na madżonga. Nie byli to nawet przyjaciele, tylko zblazowane snoby – zachowywali się tak, jakby wygrana czy przegrana piętrzących się przy stole olbrzymich sum nie robiła na nich żadnego wrażenia.
             W 1937 roku wybuchła wojna chińsko-japońska. Chiny były w tym okresie państwem znajdującym się w głębokim kryzysie i osuwającym się w anarchię. Wprawdzie uniknęły one podziału na kolonie europejskie, jednak upadek cesarza (1912) i utworzenie republiki doprowadziły do wojny domowej i długiego okresu destabilizacji. Kiedy Japończycy rozpoczęli swoją inwazję, dwiema głównymi siłami w Chinach byli komuniści i konserwatywny Kuomitang. Bieda, głód, żebractwo, prostytucja były na porządku dziennym. Amy Tan w książce „Żona kuchennego boga” na podstawie losów Winnie opisuje trudną sytuację społeczną, ekonomiczną i moralną w Chinach tamtego okresu.
           Amy Tan tytuł do książki zaczerpnęła ze starej chińskiej opowieści. Dawno temu mieszkał w Chinach bogaty wieśniak. Świetnie mu się powodziło. Nad gospodarstwem czuwała jego żona. Ona tuczyła kaczki i rok za rokiem pomnażała majątek. Ale jemu było mało. Chciał się bawić z piękną, beztroską kobietą. Pewnego dnia przyprowadził ją do domu i kazał swojej żonie gotować jej wymyślne potrawy. Kochanka z czasem przegnała z domu żonę wieśniaka. Po kilku miesiącach wieśniak i jego kobieta roztrwonili majątek. Zhang został żebrakiem. Pewnego dnia upadł. Leżał, patrząc w niebo i czekając na śmierć. Kiedy otworzył oczy zobaczył, że leży w ciepłym domu. Dziewczyna pilnująca ognia wyjaśniła mu, że pani tego domu użaliła się nad nim. Mężczyzna dojrzał przez okno zbliżającą się do domu kobietę, którą okazała się jego żona. Mężczyzna zaczął skakać po kuchni, szukając, gdzie by tu się schować. Wreszcie, kiedy jego żona otworzyła drzwi – wskoczył do pieca. Za to, że nie starczyło mu odwagi, by przyznać się do winy w niebie zarządzono, aby został kuchennym bogiem, który pilnuje ludzkich postępków. Od tamtej pory ludzie w Chinach wierzą, że kuchenny bóg ich obserwuje. Ze swego kącika w każdym domu i w każdym sklepie widzi dobre i złe uczynki. Co za ironia? Do Winnie nikt się nie modlił, za to, że żyła z okrutnym mężem Wen Fu. Winnie przypominała żonę kuchennego boga, jej też nikt nie wielbił. To jemu dostały się wszystkie pochwały i całe uznanie. O niej zapomniano.