„Cień”
Karin Alvtegen
Autorka/ (ur. 8 czerwca 1965 w Huskvarnie) – szwedzka scenarzystka i pisarka, tworząca
głównie thrillery psychologiczne. Alvtegen jest
autorką powieści kryminalnych, osadzonych w rzeczywistości współczesnej
Szwecji.
Tłumaczenie/ Alicja Rosenau
Tematyka/ Powieść porusza trudne tematy, jakimi z pewnością są poczucie
samotności i odrzucenia, zdrady i niepewności, oraz stawia pytania, co zrobić
dalej ze swoim życiem. Opowiada o ludziach, którzy bez skrupułów wydaliby
najbliższych, byle tylko uratować siebie oraz o bohaterach, których poświęcenie
może być dla innych wzorem. Alvtegen zdaje się, bowiem
sugerować, że są winy, których nie jesteśmy w stanie zmazać, bo nie umiemy, nie
chcemy i nie możemy sobie przebaczyć. Jesteśmy, więc skazani na życie w cieniu
błędów przodków. Tajemnica nie ma tu więc mocy oczyszczającej, jest
zniszczeniem i mrokiem, jest prawdą, z którą nie da się tak po prostu żyć.
Główny motyw/ Co i dlaczego ukrywa słynny pisarz-noblista
Axel Ragnerfeldt, wielbiony przez cały naród? O wizerunek literackiego geniusza
starannie dbają jego najbliżsi. Śmierć pewnej starej, opuszczonej kobiety
uruchamia lawinę zdarzeń, której nie da się powstrzymać. Okazuje się, że za
promiennym pasmem sukcesów noblisty kryją się straszliwe tajemnice, zdrada,
kłamstwo i śmierć... Niepokojąca opowieść o „drugiej stronie medalu” i cenie,
jaką niektórzy są gotowi zapłacić za nieśmiertelność. „Cień” to także opowieść o budowaniu pisarskiego autorytetu i o
ostatecznym upadku pisarza, który zaprzedał swój talent i konstruując fikcję,
zapomniał, czym jest prawda.
Cytat z
książki charakteryzujący problematykę utworu:
„Życie. Mała
kropeczka między dwiema wiecznościami”.
„[…] nasze czyny są
jak nasze dzieci, żyją dalej i niezależnie od nas i naszej woli działają
nadal”.
„[…] atomy nigdy nie
giną, tylko zmieniają postać”.
„Świat byłby lepszy, gdyby
ludzie staranniej dobierali słowa”.
„[…] wartość moralna
ma źródło nie w przyjemności, ale w obowiązku”.
„[…] ludzki mózg od
czasu do czasu potrzebuje znieczulenia, żeby był w stanie tolerować cała tę
głupotę, żeby mógł odczuwać nadzieję”.
„Są głosy, które nie
cichną nigdy”.
„Żaden człowiek nie
może pozostać taki sam po stracie dziecka, zwłaszcza kiedy ono zadało sobie
śmierć”.
„Po co grzebać we
wspomnieniach, z których i tak nie ma żadnego pożytku”.
„To przez opisywanie
miłości niweczymy moc lęku”.
„Jeśli oczekuje się
zbyt wiele, istnieje duże ryzyko rozczarowania”.
„[…] człowiek, który
zawsze na pierwszym miejscu stawia zasadę ostrożności, dławi życie, które chce
chronić”.
Książka Karin Alvtegen „Cień” zaczyna się od dwóch –na pierwszy
rzut oka- niemających nic ze sobą wspólnego zdarzeń. Jak się później okaże te
dwa wydarzenia będą stanowiły kanwę losów wszystkich bohaterów książki. Otóż
pewnego dnia w sztokholmskim Skansenie strażnik Sven znalazł czteroletniego
chłopca bez opieki. Kiedy mężczyzna przeszukiwał rzeczy małego na ziemię
wypadła z książki złożona kartka papieru. Mężczyzna pełen złych przeczuć
rozwinął ją – potwierdzały się jego najgorsze obawy. Krótka wiadomość – prośba
była napisana pięknym charakterem pisma: „Zaopiekujcie
się tym dzieckiem. Wybaczcie”. Tym chłopcem okaże się później Kristoffer
Sandeblom. Kilka lat później od tego wydarzenie nastąpiło drugie jakże ważne.
Marianne Folkesson pielęgniarka społeczna otrzymała od policji klucz od domu
Gerdy Persson, która nie żyła od trzech dni. Gerda miała dziewięćdziesiąt dwa
lata i nieco ponad trzy miesiące, gdy po raz ostatni wciągnęła do płuc
powietrze. To było wszystko, co Marianne wiedziała o starszej kobiecie. Poza
tym, skoro Marianne stała przed drzwiami domu zmarłej staruszki, znaczyło to,
że ani, policji ani pielęgniarce społecznej nie udało się odnaleźć żadnych
krewnych, którzy mogliby się zająć tym, co było do załatwienia. W takich oto wypadkach
sprawa trafiała na biurko Marianne Folkesson. Klucz do obcego nieznanego życia,
którego przeszłość mała odtworzyć.
Marianne otworzyła torbę
i wyjęła cienkie rękawiczki foliowe. Nigdy nie wiedziała, co ją czeka za
zamkniętymi drzwiami, choć z szacunku do osoby zmarłej starała się nie
uprzedzać. Jej zadaniem było posprzątać i posortować rzeczy, zgromadzić pamiątki
i jeśli to możliwe, odszukać kogoś, dla kogo będą miały wartość. Śmierć już od
dawna jej nie przerażała. Po dwudziestu latach pracy pogodziła się z tym, że
śmierć jest po prostu częścią życia. Nie szukała już sensu istnienia, choć nie
mogła powiedzieć, żeby go znalazła. Skoro wszechświat podejmował wysiłek
egzystencji, musi być po temu jakiś powód. Tym się zadawalała, i znajdowała
spokój w zawierzeniu tajemnicy. Marianne starała się zrobić wszystko, by
odszukać choćby jednego krewnego osoby zmarłej, który przynajmniej pojawiłby
się na pogrzebie. Czasami nie znajdywała nikogo. Wtedy tylko ona, pastor,
przedsiębiorca pogrzebowy i kantor odprowadzali zmarłego na miejsce wiecznego
spoczynku. Na podstawie fotografii i pamiątek musiała stworzyć jakieś
wyobrażenie o zmarłym, żeby w miarę możliwości nadać pogrzebowi cechy
indywidualne. W domu Gerdy Persson nie znalazła nic godnego uwagi. Przejrzała
szybko listy, jak się zorientowała, nie było niezapłaconych rachunków ani
prenumeraty prasy. Tylko jeden list był zaadresowany osobiście do Gerdy Persson.
Ciekawe było jednak to, że w zamrażarce znalazła książki obrosłe cienką warstwą
lodu, owinięte w plastikowe worki, leżały w czeluści zamrażarki ułożone
porządnie jedna na drugiej. Kiedy poskrobała paznokciem grzbiet jednej z
książek okazało się, że to najbardziej znana powieść szwedzkiego pisarza i
noblisty Axela Ragnerfeldta.
Wszystkie znalezione książki były
autorstwa Axela Ragnerfeldta, kobieta z pewnym zdziwieniem odkryła, że
wszystkie były opatrzone własnoręcznymi dedykacjami autora. „Dla Gerdy z oddaniem” i „Dla Gerdy z najgorętszym podziękowaniem”.
I zamaszysty podpis nad wydrukowanym nazwiskiem. Mariannie zrobiło się ciepło
na sercu. Jak zawsze w takich sytuacjach cieszyła się z każdego znaku, że
zmarły kiedyś w życiu miał związki z jakiegoś rodzaju wspólnotą. W tym wypadku
zadowolenie było podwójne. Stroniący od ludzi szwedzki noblista był jedyną osobą,
która miała coś wspólnego z Gerdą. Marianne miała jeszcze jeden powód do
zadowolenia, w domu kobiety znalazła brązową kopertę z napisem: „W razie mojej śmierci proszę wysłać ten
list do Kristoffera Sandebloma!”.
Pisarz Axel Ragnerfeldt
cierpiał na udar mózgu i skazany był na „milczenie”, spuścizną po jego
pisarstwie zajmował się jego syn Jan-Erik. Książki były tłumaczone na całym
świecie i co roku pieniądze z praw autorskich spływały do rodzinnej firmy,
która przez lata rozrosła się w małe imperium, z fundacjami i funduszami
dobroczynnymi, z przyzwoitym wynagrodzeniem dla Jana- Erika, który był prezesem
i pilnował, żeby wszystkie sprawy „dalej się kręciły”. Dostawał także
zamówienia na spotkania i odczyty. Lubił podróżować. Tak opisowo można by
określić jego niezbyt silną potrzebę przebywania w domu. Podczas pewnego
spotkania z czytelnikami w Goeteborgu z widowni padło do Jana-Erika pytanie.
Mężczyzna mówił z obcym akcentem. Powieść, o którą pytał, przyniosła autorowi
Nagrodę Nobla. Mężczyzna „głośno” zastanawiał się, jak autorowi udało się
opisać w tej książce wszystko tak wiernie? Mężczyzna powiedział, że miał
czternaście lat, kiedy został wyzwolony z obozu w Buchenwaldzie i trudno mu,
jako że przeżył obóz koncentracyjny, zrozumieć, że człowiek, który tam nie był,
potrafił z taka dokładnością go opisać. Czy Axel Ragnerfeldt przeprowadził
gruntowne badania, gdyż książka jest pełna faktów zgodnych z rzeczywistością? W
jaki sposób do tego doszedł? Jan-Erik odpowiedział: „Mój ojciec strzegł pilnie tajemnic swojego warsztatu”. Czy na
pewno?
Po spotkaniu w Goeteborgu
Jan-Erik odsłuchał kilka wiadomości z poczty głosowej. Pierwsza od córki Ellen.
Druga od żony. Trzecia od niejakiej
Marianne Folkesson pielęgniarki społecznej, która niezwłocznie chciała się z
nim skontaktować w sprawie Gerdy Persson. I w tym miejscu książka nabiera
psychologicznego rozmachu. Okazuje się, że Gerda Persson przez wiele lat była
gosposią w domu Axela Ragnerfeldta. Marianne poprosiła Jana-Erika o zdjęcie
Gerdy, które mogłoby leżeć przy trumnie podczas pogrzebu. Jan-Erik przeszukując
stare rodzinne albumu i dokumenty odkrywa przerażające informacje dotyczące
jego rodziny a którymi świadkiem była gosposia Gerda Persson. Gdyby informacje,
które posiad wyciekły na światło dzienne, mit rodziny Ragnerfeldtów by upadł.
Kristoffer Sandeblom
zastanawiał się, dlaczego został wymieniony w testamencie obcej i nieznanej mu
kobiety. Kiedy miał cztery lata został znaleziony w Skansenie w Sztokholmie.
Dochodzenie policyjne nie dało żadnych rezultatów. Kristoffer umiał tylko podać
imię swojej mamy, wszystkie kobiety o imieniu „Elina” zostały odnalezione, bez
skutku. Taty nigdy nie znał. Po pewnym czasie trafił do rodziny zastępczej.
Zaczął sobie tworzyć własna prawdę, przekonany, że jego prawdziwi rodzice
wkrótce się zjawią. Z biegiem czasu fantazje się rozwijały, wyjaśnienia były
coraz mniej bajkowe. Teraz za sprawą śmierci Gerdy Persson miał szansę
dowiedzieć się całej prawy o sobie, o swojej matce i swoim ojcu. I tak też się
stało... W jednej z książek, które były na regałach w mieszkaniu Kristoffer
przeczytał coś, co utkwiło mu głęboko w pamięci. Pamiętał te kilka linijek
prawie dosłownie, bo wydawało mu się, że znalazł wyjaśnienie, a może usprawiedliwienie
wielu sytuacji, które kierowały jego życiem: „Ponieważ człowiek jest bardzo kruchy, musi cechować się szczególną
gotowością do obrony. Mózg ludzki w procesie ewolucji nabrał większych
rozmiarów. Świadomość jest subtelnym systemem obronnym- ciągłym stanem
czuwania, przeczesującym otoczenie, by zauważyć ewentualne zagrożenia. Nasz
silny lęk tłumaczy wiele aspektów ludzkiej natury i cywilizacji”.
Jak się później okaże na
pogrzebie Gerdy Persson nikt się nie pojawił oprócz Marianne Folkesson, pastora,
kantora i przedsiębiorcy pogrzebowego. Dlaczego w pogrzebie nie uczestniczyli
ani Kristoffer, ani Jan-Erik, ani rodzina noblisty? Pastor wygłosi kilka
pięknych słów o szczęściu tak źle pojmowanym przez ludzi i bohaterów książki.
Pisze się książki na ten temat, organizuje konkursy, niektórzy nawet próbują
szczęście kupić. Odczuwanie szczęścia stało się prawem każdego, gonimy za nim w
przekonaniu, że kiedy je znajdziemy, otrzymamy także rozwiązanie wszystkich
naszych problemów. Brak szczęścia stawiany jest na równi z porażką. Ale czym
jest właściwie szczęście? Czy to w ogóle możliwe, żeby być szczęśliwym przez
każdą świadomą minutę, dzień za dniem, rok po roku? Czy jest to coś, do czego
warto dążyć? Bo jak w ogóle możemy pojąć nasze szczęście, jeśli nigdy nie
doświadczyliśmy bólu? Myślę czasami, że nasz dzisiejszy problem ze znalezieniem
szczęścia wynika z głębokiego lęku przed cierpieniem. Może zapomnieliśmy o
naukach, jakie możemy znaleźć w mroku życia. Czy to nie tam musimy czasem
wejść, żeby później móc dostrzec światło gwiazd? By do głębi zrozumieć, jak
smakuje to szczęście, za którym tak uporczywie gonimy.
Z czasem poznajemy prawdę o
innych bohaterach książki: dlaczego w młodym wieku zmarła córka Axela i siostra
Jan-Erika piętnastoletnia Annika, kim była Halina Sandeblom, polska Żydówka
była więźniarka obozu koncentracyjnego w Treblince, chora na osobowość mnogą
kobieta, która przegrała swoje życie za sprawą romansu z Axelem? Jaką rolę odegrał
w życiu rodziny Ragnerfeldtów zazdrosny Torgny Wennberg najlepszy kolega Axela?
Książka Karin Alvtegen „Cień” jest fantastycznym opisem tego,
do czego zdolny jest człowiek, aby za wszelką cenę zrealizować cel bycia
sławnym i bogatym. Do jakich ohydztw jest zdolny, aby zdobyć władzę, pieniądze
i prestiż. Nie ma w niej bohatera moralnie „czystego”. Pokazuje jak głęboko
zakorzenione rodzinne brudy i kłamstwa potrafią zniszczyć życie bliskich i
powiązanych z nimi innych osób. Jaka hipokryzja kryje się za fasadą pisarza,
człowieka, który powinien być moralnie bez skazy. Jakie draństwo i koszmar może
kryć się w tzw. „dobrym domu”.
Coś każe nam wierzyć tak jak
bohaterom książki „Cień”, że chwilowy
zachwyt i ekstatyczne upojenie sławą i prestiżem prowadzą do szczęścia, ale
może jest tak, że to raczej odwaga, by zdecydować się na spokój, umiejętność
odczuwania zadowolenia z tego, co się ma jest właśnie szczęściem. Czyżby rację
miał Albert Einstein,
który napisał, że „Spokój i skromne życie przynosi
więcej szczęścia niż dążenie do sukcesu łączące się z ciągłym niepokojem”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz