19 kwietnia 2020

Niewidzialne miasta


„Niewidzialne miasta”


Italo Calvino



Autor/ (ur. 15 października 1923 w Santiago de Las Vegas na Kubie; zm. 19 września 1985 w Sienie, Włochy) – włoski pisarz i eseista, jeden z ważniejszych twórców XX wieku. Początkowo tworzył w stylu neorealistycznym, by później pisać teksty alegoryczne i fantasy.

Tłumaczenie/ Alina Kreisberg

Tytuł oryginału/ it. „La citta invisibilli”

Tematyka/ Jak wiadomo, upodobanie do fantazyjnych światów i postaci to w ogóle ważna cecha późnego pisarstwa Italo Calvina. A ów wyjątkowy dar uwodzenia czytelnika stanowi o niesłabnącym uroku „Niewidzialnych miast", jednego ze sztandarowych dzieł pisarza, które w Polsce doczekało się już trzeciego wydania.

Główny motyw/ Marco Polo przybywa na dwór Kubłaj-chana, by opowiedzieć mu historię pięćdziesięciu pięciu miast. Miast całkowicie zmyślonych, choć nikt nie odważy się o tym powiedzieć. Ogniwami spajającymi poszczególne rozdziały są filozoficzne dysputy, prowadzone przez podróżnika, odkrywcę i przewodnika po wszystkich miastach – Marco Polo – a Wielkim Kubłaj-chanem zarządzającym wielkim imperium. Opisy kolejnych miast stają się pretekstem do rozważań nad potęgą słowa, opowieści i wyobraźni, lecz także, – co nie mniej ważne – nad istotą komunikacji między ludźmi oraz wielorakości interpretacji, którą są w stanie wytworzyć nie tylko znaczące różnice kulturowe, ale pojedyncze słowo. Jednak Calvino, poszukując sensu nawet w sprzecznościach, tworzy soczewkę dwuwypukłą: początkowo Marco snuje swoje opowieści, nie znając języka swojego rozmówcy. Opisuje miasta na migi, za pomocą gestów, udowadniając, że sztuka poznania nie jest obwarowana żadnymi barierami.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„(…) to rozpaczliwa chwila, kiedy odkrywamy, że mocarstwo, które wydawało się nam sumą wszelkich wspaniałości, jest w istocie bezkresnym rumowiskiem, którego rozkład sięgnął zbyt głęboko (…)”.

„Pragnienia są już wspomnieniami”.

„Twoja podróż odbywa się zawsze tylko w przeszłości?”.

„Gdyby kobiety i mężczyźni zaczęli przeżywać swoje ulotne marzenia, każdy cień stałby się osobą, dającą początek historii pościgów, kłamstw, nieporozumień, scysji, udręczeń i znieruchomiałaby karuzela wyobrażeń”.

„Miasto to istnieje a jego sekret jest prosty: zna tylko odjazdy, a nie powroty”.

„Jeśli chcesz wiedzieć, ile mroku cię otacza, musisz wytężyć wzrok w stronę nikłych świateł w oddali”.

„Tylko jeśli poznasz resztkę nieszczęścia, której nie zdoła okupić żaden drogocenny kamień, będziesz mógł wyliczyć dokładną liczbę karatów, ku której zmierzać ma końcowy diament, i nie przeliczysz się w swym zamierzeniu już u zarania”.

„(…) nie należy nigdy mylić miasta ze słowami, które je opisuje”.

„W życiu dochodzi się do momentu, kiedy wśród znajomych ludzi więcej jest zmarłych niż żywych”.

„Rzecz jasna wielu żywych życzy sobie po śmierci losu odmiennego niż ten, jaki przypadł im w udziale (…)”.

        

            Twórczość Calvina jest dość obszerna, zróżnicowana, ale też bardzo charakterystyczna. Pisarz był zafascynowany nie tylko literaturą, jako przedmiotem, lecz także procesem jej powstawania i odbioru. Uważnie przyglądał się również zachodzącej na jego oczach szybko postępującej konsumpcjonistycznej przemiany społeczeństwa, która przyczyniała się do coraz bardziej ograniczonej percepcji kultury. Jego pisarstwo było w pewnym stopniu buntem wobec tej tendencji, co podkreśla prof. Joanna Ugniewska: „Pisarstwo Calvina charakteryzuje znaczna wrażliwość na przemiany kultury współczesnej, stąd też jego ewolucja od neorealizmu do powieści inspirowanych strukturalizmem. Wszystkie kolejne próby, bardzo odległe od siebie z punktu widzenia formalnego, łączy jednak wspólna koncepcja literatury. Opiera się ona na rekonstruowaniu wątków powieściowych, a także na odrzucaniu sztywnych i zamkniętych form literackich, na pojmowaniu, zatem literatury, jako wyrazu wolności (Historia literatury włoskiej XX wieku, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1985, s. 200)”.

Bardzo ważną lekturą jest książka „Niewidzialne miasta” (Le città invisibili), wydana w 1972 roku, przetłumaczona na polski zaledwie 3 lata później przez Alinę Kreisberg. To jedno z najpopularniejszych dzieł Itala Calvina, w którym pisarz wchodzi z czytelnikiem w pewien rodzaj gry intelektualnej. To książka na pograniczu poezji i prozy, stworzona z matematyczną precyzją, a jednocześnie poruszająca filozoficzne tematy. Przedstawia rozmowy Marca Polo z mongolskim i chińskim władcą Kubłaj Chanem, w których wenecki podróżnik w pasjonujący sposób przedstawia różne, tylko potencjalnie istniejące miasta. Owe miasta, a jest ich dokładnie 55, przydzielono do różnych kategorii. Dzięki takiemu podziałowi książka nie musi być czytana linearnie. Opowieści Marka Polo przenoszą nas w baśniowy świat pełen przedziwnych, nieraz mrocznych grodów. Na przykład miasto Zemrude zmienia się w zależności od nastroju osoby, która je ogląda. Jest podzielone na część górną i dolną: świat parapetów oraz fontann na górze, odpadków i rynsztoków na dole. Świat górny znany jest głównie poprzez pamięć tych, których oczy spoczywają na świecie dolnym. W mieście Diomira czujemy zawiść w stosunku do innych gości tego miasta, których wprawia ono w melancholijny nastrój. Zoe, miasto „niepodzielnej egzystencji”, gdzie każda czynność jest możliwa w każdym miejscu, staje się jakby pytaniem:, „Dlaczego to miasto istnieje?”. W niektóre opisy autor wplótł krótkie, lecz znaczące epizody, dzięki którym obserwujemy rozwój relacji miedzy rozmówcami. Kubłaj Chan odnajduje w historiach weneckiego podróżnika coś, co przekracza granice jego ziemskiego, kruchego imperium. Widzi on „poprzez ściany i wieże, które mają upaść, wzoru tkanki tak subtelnej, że mogłaby ona umknąć uwadze nawet wszystkożernych termitów”. Marco Polo wymyśla miasta, kierując się zasadą kompensacji, mówiąc: „Zbieram prochy innych, możliwych do zaistnienia miast, które znikają, by stworzyć miejsce dla niego – miast, które nigdy nie mogą zostać ponownie wzniesione - ani zapamiętane”.

Interesującym miastem jest „białe miasto” Zobeida, wystawione na światło księżyca, o ulicach wijących się na kształt kłębka. O jego założeniu mówi taka opowieść: mężczyznom różnych narodowości przyśnił się ten sam sen: widzieli odwróconą tyłem kobietę, jak biegła nocą przez nieznane miasto, miała długie włosy i była naga. Śnili, że ją ścigają. Biegli, biegli, aż w końcu każdy stracił ją z oczu. Po przebudzeniu wyruszyli na poszukiwanie owego miasta; nie napotkali go, ale spotkali się ze sobą; postanowili zbudować miasto ze snu. W układzie ulic każdy odtworzył trasę własnego pościgu; w miejscu, gdzie zgubił ślad uciekinierki, wyznaczał rozmieszczenie przestrzeni i murów odmiennie niż we śnie, tak, aby nie mogła mu się wymknąć. W mieście Zobeida, w którym osiedlili się w oczekiwaniu, że pewnej nocy owa scena powtórzy się. Kobiety nie ujrzał już żaden z nich, ani we śnie, ani na jawie. Ulice miasta były ich codzienną drogą do pracy, utraciły już wszelki związek z pościgiem ze snu. O którym zresztą dawno zapomniano. Nowi ludzie przybywali z innych krajów, ponieważ przyśnił im się ten sam sen i w mieście Zobeidzie rozpoznawali coś z ulic ze snu i zmieniali położenie krużganków i schodów, aby lepiej przypominały trasę, którą biegła ścigana kobieta, i żeby w miejscu, gdzie zniknęła, nie pozostawić jej drogi do ucieczki. Pierwsi przybysze nie rozumieli, co przyciągnęło tych ludzi do Zobeidy, do tego brzydkiego miasta, do tej pułapki. Tu procesowi tworzenia świata towarzyszy pogłębiające się poczucie utraty, które sprawia, że powstająca przestrzeń staje się nie domem dla zamieszkujących ją ludzi, lecz budowaną przez nich samych pułapką. Przybyli do Zobeidy już nigdy nie zaznają spokoju – założenie miasta jest dla nich rozpoczęciem niekończącego się procesu poszukiwania własnej tożsamości, która „jest jak cień: zawsze poza naszym zasięgiem, nie do uchwycenia i nigdy zbieżna z nami”.

Nie ma drugiego miasta, które bardziej niż Eusapia byłaby skłonne korzystać z życia i unikać strapień. A żeby przeskok od życia do śmierci był mniej gwałtowny, mieszkańcy zbudowali wierną kopię swojego miasta pod ziemią. Trupy, zmurszałe tak, że pozostaje w nich szkielet obciągnięty żółtą skórą, znosi się na dół, aby dalej wykonywały swe dawne zajęcia, spośród których daje się pierwszeństwo chwilom beztroski: większość zmarłych zasadza się wokół zastawionych stołów lub ustawia w tanecznych pozycjach czy w geście dęcia w trąby. Ale pod ziemią uprawia się także wszelkie dziedziny handlu i rzemiosła Eusapii żywych, a przynajmniej te z nich, którym żywi oddawali się raczej z zadowoleniem niż z przykrością: zegarmistrz, w otoczeniu wszystkich nieruchomych zegarów ze swego warsztatu, przykłada wyschłe na pergamin ucho do roztrojonego mechanizmu; fryzjer namydla suchym pędzlem kość policzków aktora, podczas gdy ten powtarza rolę, śledząc tekst pustymi oczodołami; dziewczyna o roześmianej czaszce doi szkielet jałówki.

Italo Calvino w swojej książce „wyśni” miasto Andrię, w której każda ulica biegnie po orbicie jakiejś planety, a budynki odtwarzają położenie najjaśniejszych gwiazd. W Andrii życie toczy się spokojnie, „jak ruch ciał niebieskich”. Drobiazgowe przepisy rządzą działaniami mieszkańców. Ci zaś ostrożnie baczą na każde swoje posunięcie, „przeświadczeni, że innowacje w mieście wpływają na rysunek nieba”. Widzimy to, co chcemy zobaczyć; jest Andria projekcją naszych marzeń. Podobnie firmament nieba. Niebo zstępuje na ziemię. Ziemia wznosi się ku gwiazdom. 

Wiadomo, że nawet najbardziej pożądane przedmioty starzeją się dzisiaj szybko, błyskawicznie tracą swój urok i zmieniają się nagle, niemal niepostrzeżenie, z obiektów zazdrości w przyczynę zawstydzenia. Wydawcy kolorowych magazynów wiedzą, co w trawie piszczy: obok najświeższych informacji o tym, co „musisz zrobić” i co „musisz mieć”, zamieszczają, więc także regularnie ostrzeżenia przed tym, co „wyszło z mody” i nadaje się już tylko na śmietnik. Nawet przyjemności obliczone na nieco dłuższe trwanie nie mogą przejść w stan spoczynku. Niedawno reklama punktu sprzedaży telefonów komórkowych wzywała wytrawnych użytkowników: „Odwiedźcie nas, bo z tą komórką, którą macie, nie wypada się już pokazywać w towarzystwie…”. Nasz świat coraz bardziej przypomina Leonię, kolejne miasto opisane w powieści przez Italo Calvina, którego „zamożność mierzy się nie tyle liczbą wytwarzanych, sprzedawanych i kupowanych w nim rzeczy, […] ile raczej liczbą rzeczy, które wyrzuca się każdego dnia, by zrobić miejsce dla nowych”. Radość „pozbywania się” rzeczy, porzucania ich i wyrzucania na śmietnik jest prawdziwą namiętnością naszego świata.

Italo Calvino w swojej książce „Niewidzialne miasta” skupia się na interpretacjach miejskich przestrzeni.  W onirycznej, opierającej się na symbolach rozmowie głównych bohaterów opowieści topografia rzeczywista miesza się z urojoną. W rezultacie nie mamy pewności, czy miasta przedstawione przez autora istnieją naprawdę, czy służą nam tylko, jako przykłady ilustrujące nasze podejście do miejsc, w których przyszło nam się poruszać. Z tych nie do końca jasnych tropów powstaje model miasta, z którego wyprowadzane są kolejne opowieści i inne miejsca. W jednym z fragmentów możemy znaleźć opis tego modelu: „Jest to miasto złożone z samych wyjątków, niemożliwości, sprzeczności dysproporcji, nonsensów”. Problematyka tej książki skupia się wokół dwóch wątków. Pierwszym z nich i wiodącym jest mikropolis. W ten sposób został nazwany sposób widzenia i przeżywania miasta w wymiarach odpowiadających percepcji jednostek, czyli do skali mikro lub osobistej, zgodnej z rzeczywistym sposobem eksplorowania miejskiej przestrzeni. Mikropolis to fragment miasta uznawany za „swój” i część jego mieszkańców – rodzina, przyjaciele, koledzy, znajomi, sąsiedzi – również traktowani, jako „swoi”. Innymi słowy to osobiste albo własne miasto w mieście, swego rodzaju pars pro toto (część w miejsce całości), a zarazem przenośnia wyrażająca najbliższy rzeczywistości i najprawdziwszy sposób kontaktu z miejskim środowiskiem. Nie ma powodu ukrywać, że to również moja własna wersja związku z miastem, wzmocniona wyobraźnią i wypełniona empatią. „Mowa pamięci jest rozwlekła: zwielokrotnia znaki, aby miasto zaczęło istnieć”. Miasto, o którym niegdyś marzył starzec, obejmowało jego samego w młodości; do mitycznego miasta Izydory przybywa, będąc już w podeszłym wieku. Na rynku jest murek, gdzie przesiadują w rzędzie starcy, aby patrzeć na przechodzącą młodzież; on także siedzi pośród nich, niepewny czy ktokolwiek z tej młodzieży będzie zainteresowany nim i jego osobistymi wyobrażeniami.

Przestrzenne i narracyjne uwikłania tożsamości zajmują centralne miejsce w powieści Italo Calvino „Niewidzialne miasta”. Relacje Wenecjanina mało przypominają raporty urzędników i dają niewiele pożytku w zarządzaniu krajem. Podczas gdy inni wysłannicy przekazują Chanowi informacje mające jeszcze bardziej usankcjonować jego władzę nad cesarstwem – sumy podatków, imiona skazanych urzędników, wymiary kanałów irygacyjnych – z osobliwych opowieści Marco wyłania się obraz rzeczywistości, będący wynikiem nie tyle podporządkowania sobie przestrzeni, co jej wnikliwej lektury. Zatem już formalne funkcje pełnione przez bohaterów nasuwają myśl o szczególnej roli, jaką odgrywa przestrzeń w kształtowaniu ich tożsamości. Kim bowiem jest władca bez imperium lub wędrowiec bez odległych krain? Każdy z nich powołany jest do tego, by pokonywać przestrzeń, (choć czynią to na różne sposoby). Stawka tej gry (a opowieść o miastach zostaje porównana w utworze do partii w szachy) jest jednak o wiele większa niż panowanie nad przestrzenią zewnętrzną. Próbując opowiedzieć rzeczywistość, zarówno nie jest biernym uczestnikiem ich narracyjnego eksperymentu. Nieprzypadkowo jest utożsamiana z Imperium, w którym obaj rozmówcy czują się (i są) cudzoziemcami. Jawi się ona, jako obca i niezrozumiała materia, z której sideł nie potrafią się uwolnić. Wszak przestrzeń nie tylko warunkuje powstający w ich świadomości obraz zewnętrznej rzeczywistości, lecz również przenika wewnętrzny świat cesarza i podróżnika, chwiejąc podstawami ich egzystencji. Mimo że głównymi bohaterami powieści są realnie istniejące postacie –średniowieczny podróżnik i mongolski cesarz Chin – w opisach poszczególnych miast wymieszane są znaki różnych epok. Postoje autobusów, rury kanalizacyjne i zużyte tubki po paście sąsiadują tu z „tradycyjnymi”, wywodzącymi się jeszcze ze starożytności atrybutami miast – wieżami, wiaduktami, targami i minaretami. Taka ahistoryczność nie tylko sprawia, że treści zawarte w narracjach Wenecjanina nabierają uniwersalnego, ponadczasowego charakteru. Jest też jedną z cech heterotopii, którą Foucault nazwał akumulacją czasu w obrębie jednego miejsca: „Heterotopia zaczyna funkcjonować w pełni wtedy, gdy ludzie znajdują się w sytuacji absolutnego zerwania ze swoim tradycyjnym czasem”. Słynny podróżnik sięga, zatem po narrację nie po to, by uczynić świat uporządkowanym i nadać mu sens. Przyświeca mu inny cel – opowiadanie o niewidzialnych miastach ma uobecniać to, co zostało na zawsze utracone, ma nieustannie wskazywać na pustkę powstałą w miejscu obiektu nostalgii. Pomaga mu w tym przewrotna natura języka, który, kusząc człowieka możliwością oswojenia i uprzedmiotowienia rzeczywistości, zawiera w sobie potencjał, pozwalający wyjść na ponadindywidualny symboliczny poziom. W Hypacji podróżnego czeka nie lada wyzwanie: w pałacu sułtana nie znajdzie majestatycznego władcy, lecz więźniów trudzących się wydobywaniem bazaltu z kopalni, biblioteka jest siedzibą palaczy opium, a staw w przepięknym parku – cmentarzem samobójczyń. W końcu spotyka na placu zabaw mędrca, który wyjaśnia zagadkę tego miasta: „Znaki tworzą język, ale nie ten, który – jak sądzisz – jest ci znany”. Do takiego spotkania w sferze symbolu dochodzi w Eufemii – miejscu wymiany towarów, lecz przede wszystkim wspomnień (a należy pamiętać, że psychiatra i psychoanalityk francuski Jacques’a Lacan postrzegał każdą wymianę – również handlową, – jako akt wstąpienia do sfery Symbolicznego). Toteż kupiec wywozi z tego miasta nie tylko egzotyczne towary:[...] w czekającej cię podróży, kiedy, aby nie dać się uśpić kołysaniu wielbłąda czy dżonki, zaczynasz przywoływać kolejno wszystkie swoje wspomnienia, twój wilk stanie się innym wilkiem, twoja siostra – inną siostrą, twoja bitwa – innymi bitwami [...]”.

W tej historii chodzi nie tylko o postępującą urbanizację współczesnej przestrzeni. Choć nie brakuje w książce Calvino i takich katastroficznych wątków: miasta wypełniają rozciągającą się pomiędzy nimi przestrzeń górami odpadów (Leonia), wypleniają w swoich granicach wszystko, co może przypominać naturę (Teodora). Opowieść o Cecylii traktuje o zmianach w strukturze przestrzeni od wieków służącej do zamieszkiwania przez człowieka.

Z miastami jest jak ze snami: wszystko, co wyobrażalne, może się przyśnić, ale nawet najbardziej zaskakujący sen jest rebusem, który kryje w sobie pragnienie lub jego odwrotną stronę - lęk. Miasta, jak sny, są zbudowane z pragnień i lęków, nawet, jeśli wątek ich mowy jest utajony, zasady - absurdalne, perspektywy – złudne, a każda rzecz kryje w sobie inną. Piekło żyjących nie jest czymś, co nastanie; jeśli istnieje, jest już, jest piekłem, w którym żyjemy, na co dzień, które tworzymy, przebywając razem. Są dwa sposoby, aby nie sprawiało ono cierpień. Pierwszy jest nietrudny dla wielu ludzi: zaakceptować piekło i stać się jego częścią, aż przestanie się je dostrzegać. Drugi jest ryzykowny i wymaga ciągłej uwagi i ćwiczenia: odszukać i umieć rozpoznać, kto i co pośród piekła piekłem nie jest, i utrwalić to, i rozprzestrzenić.

05 kwietnia 2020

Miłość i tęsknota w Bombaju


„Miłość i tęsknota w Bombaju”


Vikram Chandra


Autor/ (hin. विक्रम चन्द्र, ur. 23 lipca 1961 w Nowym Delhi) – uważany za jednego z czołowych pisarzy indyjskich. Uczył się w Mayo College w Adźmer, Radżastanie (Indie), ale ukończył z wyróżnieniem kierunek pisania twórczego w Pomona College w Claremont w Kalifornii. W Nowym Jorku studiował na Columbia University. Tam też, w oparciu o znalezioną w bibliotece autobiografię legendarnego żołnierza indyjsko-angielskiego działającego pod pseudonimem „Sikander”,  napisał swoją pierwszą powieść „Red Earth and Pouring Rain”.

Tłumaczenie/ Marek Fedyszak

Tytuł oryginału/ en-us „Love and Longing in Bombay”

Tematyka/ Świat policjantów - twardzieli, świat wielkich fortun i nikczemnych zbrodni - Chandra w pomysłowy sposób powiązał to, co najstarsze w hinduskich tradycjach, ze wszystkim, co najnowsze i najbardziej powierzchowne w tej barwnej społeczności. Bohaterami każdego opowiadania są różne osoby, a tytuły opowiadań odnoszą się do pojęć w sanskrycie. Trzy z nich: * dharma (obowiązek), * kama (miłość), * artha (bogactwo, środki materialne) przedstawiają sobą trzy z czterech celów życiowych, które - zgodnie ze starożytną filozofią indyjską - są przeznaczone człowiekowi. Brakuje tylko opowiadania zatytułowanego „Moksza” (wyzwolenie), które oznacza ostateczny cel życia człowieka. Czwarte opowiadanie nosi tytuł „Śakti". Słowo to oznacza moc, siłę i kobiecy aspekt hinduskich bóstw. Ostatnie, piąte – „Śanti" (spokój) jest imieniem głównej bohaterki.
Główny motyw/ Pięć opowiadań (Dharma, Śakti, Kama, Artha, Śanti) jest zgrabnie ze sobą powiązanych tematyką oraz tłem akcji. Jest wśród nich romans, zagadka kryminalna, opowieść o duchach oraz dwie inne opowieści, snute przez nieuchwytnego narratora w zadymionym bombajskim barze. To słodko-gorzkie opowieści o duchach, morderstwie, awansie społecznym i skrywanych faktach z przeszłości w burzliwym świecie współczesnego Bombaju. Dzięki nim uzyskujemy migawkowy obraz współczesnych Indii. Doświadczamy sposobów myślenia i zachowań, w których zawiera się nie tylko miłość i tęsknota, które przetrwały przez stulecia. Efektem jest porywająca, pełna magii lektura.

 Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Nawet w epoce informatyzacji nigdy nie będziemy wolni”.

„U źródeł wszystkiego, co potworne i wspaniałe, tkwi polityka”.

„(…) źródłem i kresem wszystkiego jest małżeństwo”.

„(…) nawet osoby o najsilniejszej w świecie woli z łatwością przegrywają w starciu z własnym potomstwem”.

„W końcu rzecz sprowadza się do tej trywialnej prawdy-, że oni mają dumę, a ona pieniądze”.

„(…) jeżeli ktoś twierdzi, że uroda nie ma znaczenia, to nigdy nie był na pretensjonalnym przyjęciu”.

„W tym mieście biedaka można szukać bez końca, ale rezydencje bogaczy są punktami orientacyjnymi”.

„Ale wiadomo, że życie nigdy nie robi tego, co powinno”.
„W pewnym wieku wszystko jest poważne i nic poważne nie jest”.



 Powieść Vikrama Chandry, „Miłość i tęsknota w Bombaju” (1997) przywołuje kulturową złożoność, sprzeczności i życie w postkolonialnych Indiach. Książka składa się z pięciu powiązanych ze sobą opowiadań. Każda z tych historii została napisana, jak opowieść z dobrze ugruntowanego gatunku, jest tam: „historia o duchu”, „historia miłosna”, „tajemnicze morderstwo”, „romantyczna miłość gejowska”, „społeczeństwo postkolonialne”. Każda historia bada życie wewnętrzne bohaterów. Zagłębia się w ich doświadczenia emocjonalne, ich ambicje, pasje, lęki i obawy. Postacie niosą ze sobą rodzaj realistycznej egzystencji. Nie są tylko symbolami ani archetypami, ale zostały skonstruowane tak, aby pokazać czytelnikowi problemy, z jakimi muszą sobie poradzić współcześni mieszkańcy Indii. Same postacie zagnieżdżone są w bogatej „gablocie” kulturowej i społecznej współczesnego, kosmopolitycznego Bombaju. Niewiele jest w książce z „egzotycznych” lub „mitologicznych” opisów w przedstawieniu miasta i jego mieszkańców przez Chandrę. Jest to w dużej mierze zestaw historii opowiedzianych z perspektywy mieszkańca znającego wszystkie ścieżki Bombaju. Pod tym względem „Miłość i tęsknota w Bombaju” różni się od książek innych pisarzy, emigrantów z Azji Południowej, takich jak V.S. Naipaul lub pisarzy kolonialnych, takich jak E.M. Forster. Jego książka nie ma obsesji na punkcie różnic. Jego opowieści przekazują czytelnikowi poczucie autentyczności bez cienia neokolonialnych filtrów, które tak często pojawiają się w książkach o Indiach. Powieść składa się z sekwencji opowiadanych w barze miejskim o nazwie „Odpoczynek rybaka” dla stałych bywalców przez emerytowanego urzędnika państwowego o imieniu Subramaniam. W tej książce kluczowym słowem jest „Słuchaj”. Ostatnia historia zatytułowana „Shanti” kończy się twórczym opowiadaniem historii o zawarciu małżeństwa. Pięć historii łączy dwie postacie; Shiva Subramaniam, który opowiada historie, i Ranjit Sharma, który przekazuje je dalej czytelnikowi. Wszystkie historie są zatytułowane „Dharma”, „Shakti”, „Kama”, „Artha” i „Shanti”, zgodnie z indyjskimi koncepcjami filozoficznymi.

Narrator, Ranjit Sharma, młody pracownik firmy programistycznej, zostaje „wciągnięty” do wysłuchania pięciu historii przez emerytowanego urzędnika państwowego, Shivy Subramaniama, który pełni w książce rolę Szeherezady. Opowiada historie obejmujące wiele poziomów ludzkiego doświadczenia, subtelnie, odsłaniając społeczność i poziomy kulturowe tętniącego życiem w ostatnich latach w Bombaju. Według Hillery'ego Johnsona powieść Chandry oznacza odejście od konwencjonalnego trybu opowiadania, od tradycji literackiej starożytnych Hindusów. Przedstawia współczesne życie w najbardziej wyrafinowanym mieście w Indiach. Pięć opowiadań stanowi jakby zintegrowaną całość i czyta się ją jak pełnometrażową powieść. Pierwsze opowiadanie „Dharma” opowiada o nieustraszonym generale dywizji, Jago Antii (prawdziwe imię Jehangir Antia). Bohater ukazany jest jako człowiek wielkich czynów i bohater, który sławę zdobył na polu bitwy. Ale pod tą twardą powierzchnią kryje się człowiek nawiedzony przez osobisty smutek, niezdolny do konfrontacji z przeszłością. Jego trauma z dzieciństwa ostatecznie przybiera kształt ducha. Jago Antia wraca do domu w Bombaju po tym, jak został kaleką podczas wojny indyjsko-chińskiej w 1962 roku. Narrator Subramaniam rozpoczyna opowieść prawie „szepcząc” do czytelnika: „Znałem kiedyś człowieka, który spotkał ducha”, „(…) niektórzy ludzie spotykają swoje duchy, a inni nie”. Jago Antia, w miarę rozwoju historii, nawiedza duch małego chłopca, który ukazuje się w jego rodzinnym domu. Kiedy Antia ma około pięćdziesięciu lat, jego amputowana noga powoduje nieznośny fantomowy psychosomatyczny ból. Antia słynął kiedyś w wojsku z dyscypliny, wzniosłości, umiejętności taktycznych i umiejętności tropienia. Za odwagę został nagrodzony złotym medalem w Kharaku Vasli, zrezygnował jednak z pracy i powrócił do Bombaju. Egzorcysta o imieniu Thakker przybywa, by rozpoznać ducha i czuje, że jest to duch dziecka. Jako duch był samotny i potężny zarazem gdyż za życia, jako dziecko, był bezradny. Tylko ten, kto o tym wie i pochodzi z jego rodziny, może mu pomóc. Taka osoba musi iść do nawiedzonego domu sama i całkiem naga. Jago Antia poszedł do nawiedzonego domu sam po schodach, zdjął buty i rozpiął koszulę, pulsowało mu w głowie. Każde jego bicie serca było jak eksplozja. „Czego ode mnie chcesz? Ja też byłem dzieckiem”- zadaje pytanie duchowi. Podszedł na skraj balkonu, zamknął oczy i zaczął wracać do wspomnień z dzieciństwa. Chandra używa poetyckiej prozy, by opisać przeszłość Antii i tworzy odpowiedni nastrój. Następnie opowiada nam o Sohrabu, bracie Antii, który zmarł bardzo młodo i właśnie w tym momencie duch został spersonalizowany. Zaskoczony duchem chłopca i obrotem sytuacji Jago Antia wszedł na dach domu i stanął twarzą w twarz ze samym sobą, z własnym dzieciństwem. Historia jest dobrze skonstruowana, dobrze zostały przedstawione czasy zarówno z okresu wieloletniej służby w wojsku generała, jak i okres dzieciństwa spędzonym w rodzinnym domu a który później został nawiedzony przez ducha.  

„Shakti” to historia życia zwykłej dziewczyny, która staje się bogata. Bohaterka, Sheila Bijlani, jest śliczną stewardesą, która poślubiła bogatego mężczyznę i chce zostać przyjęta do grona ludzi z wyższej kasty w Bombaju. W dalszej części historii syn Sheili i córka jej rywalki zakochują się w sobie. Rodzina dziewczyny jest przeciwko temu związkowi, ale Sheila znajduje sposoby na ominięcie wszystkiego, co stoi na przeszkodzie do szczęścia jej syna. To historia rywalizacji między dwiema kobietami z wyższych sfer. Sheila Bijlani i Dolly Boatwalla są wobec siebie nieuprzejme. Sheila była najbardziej czarującą stewardessą, mimo że była córką prostego sklepikarza. Jej życie zmieniło się, gdy poślubiła Bijlani, który był inżynierem elektrykiem w USA. Poślubiła go nie z miłości tylko dla pieniędzy. Oprócz ujawnienia pustki i waśni - jakie panują w społeczeństwie wyższej klasy i hipokryzji ludzi bogato urodzonych, dla których „reszta świata” jest niewidoczna - autor pokazuje, że wraz z zawarciem małżeństwa odnotowuje się kolejną zmianę w gospodarce, ponieważ połączenie dwóch potężnych rodzin wpływa nie tylko na biznes, ale i na politykę. Narrator Subramaniam kończy tę opowieść ironią i konkluzją, że połączenie dwóch bogatych rodzin prowadzi nie tylko do fuzji biznesowej, ale i do skandalu, czego konsekwencją jest upadek rządu. W tej historii pokazano, że kolonizacja jest procesem ciągłym, ale niekoniecznie dotyczy tylko narodów z jawnym użyciem przemocy. W tej historii „kolonizowana” jest ekskluzywna dzielnica Bombaju, która w tej „komedii społecznej” podlega ciągłym zmianom ekonomicznym, które wpływają na zmiany w gospodarce państwowej i „przypływ” gotówki do jednej rodziny i „odpływ” majątku od innej.

  Centralną i trzecią historią jest „Kama”, która rozpoczyna się ponurym zejściem w samo serce korupcyjnej ciemności Bombaju. Chandra w realistyczny sposób przedstawia głównego bohatera, Sartaja Singha. W najlepszym z tych opowiadań „Kama” - zdesperowany inspektor policji, którego małżeństwo się rozpada - ma za zadanie zbadanie morderstwa pozornie szanowanego i szczęśliwego mężczyzny. Jest i podejrzany: alkoholik - włóczęga, który zostaje aresztowany, ponieważ znaleziono przy nim zegarek „Rolex”, który należał do zabitego mężczyzny. Zaraz po zatrzymaniu podejrzany umiera w areszcie. Ale podobnie jak slumsy Bombaju, przez które porusza się inspektor, samo śledztwo zanim dojdzie do końcowego rozwiązania także przedziera się przez niezliczone, „cuchnące zaułki psychik podejrzanych osób”. Tak skomplikowaną historię mógł wymyślić H.R.F. Keating, twórca znakomitego inspektora Ghote. Kama oznacza pożądanie. „Kama” to także erotyczna opowieść o cierpieniu i manipulacji. Sartaj Singh, śledczy policji, odkrywa w sobie serce „cielesne”, śmiertelne, podobne do serca ofiary, której przypadek śledzi i które przestało już bić. Jego poszukiwania stają się niejednoznaczne, gdy widzi swój własny potencjał przemocy. „Kama” zagłębia się w zawiłości życia w Bombaju i obnaża hipokryzję tak zwanych „przyzwoitych” ludzi. Sartaj jest szczery, uczciwy i oddany swojej pracy. Inspektor policji prowadzi dochodzenie w sprawie morderstwa Chetanbhai Ghan Shyama Patela i zostaje wciągnięty w spiralne warstwy korupcji i oszustw tak powszechnych w społeczeństwie indyjskim. Morderstwo jest tajemnicą. Zmarły Chetanbhai był znany jako mizantrop i przykładny obywatel społeczeństwa. Jak na ironię losu, Sartaj zastanawia się także nad swoim nieudanym życiem małżeńskim, które ostatecznie kończy się rozwodem. Kiedy policjant otrzymuje dokumenty rozwodowe, doznaje szoku, nigdy nie wierzył, że słowo „rozwód” znaczy coś prawdziwego. Przez całe życie nigdy nie znał nikogo, kto byłby rozwiedziony. Nigdy nie znał nikogo, którego rodzice byli rozwiedzeni. Życie małżeńskie Saraja (a raczej jego porażka) pozwala mu lepiej zrozumieć życie małżeńskie zamordowanego Patela, który zrobiłby wszystko dla pieniędzy i przyjemności. Chandra wzbogaca tę pierwszorzędną powieść detektywistyczną, odzwierciedlając poszukiwania zabójcy z równoległą podróżą detektywa w otchłań jego serca i duszy. W ironicznym odwrocie okazuje się, że zamordowany mężczyzna, Patel, miał powiązania z szajką przestępców, która wykorzystywała seksualnie kobiety, a co więcej, okazuje się, że denat nie oszczędził nawet swojej własnej żony Ashaben. Chandra ujawnia sekrety z życia tzw. uczciwych i przykładnych ludzi, którzy są zamieszani w przestępstwa na tle seksualnym, ale przedstawiają się publicznie jako uczciwi. Historia kończy się nie tylko zamknięciem sprawy o morderstwo, ale rozwodem Sartaja z żoną Megha. Chandra nie oferuje rozwiązań prostych i łatwych. Są tylko podpowiedzi i domysły, które wymuszają na czytelniku, aby na nowo odczytał wiele znaczeń. Historia ta oferuje odpowiednią kombinację zbrodni, dramatu i skomplikowanych charakterów postaci. Sama postać Sartaja Singha jest bardzo przekonująca: zdyscyplinowany, utalentowany policjant, który jest głęboko skonfliktowany z otoczeniem, zdaje sobie sprawę, że ​​ostatecznie największych „przestępstw” - tych, które sami popełniamy - nigdy nie da się rozwiązać.

Czwarta historia „Artha” opowiada o dwóch gejach, Iqbal i Rajesh, i ich życiu w zatłoczonym Bombaju. Obaj mieszkają z rodzicami, którzy nie mają pojęcia o orientacji seksualnej swoich synów. Jeden z nich ma trudności z zarabianiem wystarczająco dużo pieniędzy, aby pozwolić sobie na prywatną przestrzeń życiową; do tego czasu bohaterowie muszą zadowalać się spotkaniami w zatłoczonych autobusach i parkach. Jednak w tej historii jest jeszcze inna opowieść, o kobiecie zatrudniającej Iqbala. Ta historia jest interesująca jeszcze z innego powodu - całkiem dobrze uwypukla sprzeczności, jakie panują w Indiach. Dwóch bohaterów, którzy nie mogą oficjalnie zadeklarować swojej orientacji homoseksualnej, kobieta, która z trudem próbuje założyć firmę, i jeszcze inna kobieta, skrajnie fanatyczna, która dyskryminuje innych ze względu na przynależność religijną. Wszyscy ze sobą współistnieją i osiągają pewnego rodzaju równowagę. „Artha” ma potrójną strukturę narracyjną. Fabuła łączy ze sobą nierozwiązaną tajemnicę z bardziej współczesnymi problemami dotyczącymi rozwijającej się technologii, nowoczesności z branży IT, a naturą człowieka z preferencjami dotyczącymi płci. Podczas gdy wcześniejsze opowiadania były postrzegane jako dowód pojedynczych ludzkich szaleństw, to opowiadanie reprezentuje głęboko podzielone społeczeństwo. Zamieszki, które wybuchają, wydają się prowadzić do tego, że Iqbal i Rajesh, jako przedstawiciele różnych religii, nie są dopuszczeni do swoich etnosfer.

Wprowadzenie do ostatniej historii o tytule „Shanti” różni się od pozostałych. Główny narrator wychodzi na spacer i przypadkowo spotyka Subramaniama. Subramaniam zaprasza go na drinka, a miejsce, w którym do tej pory opowiadał swoje historie jest inne. Przenosi się z publicznego baru do prywatnego domu. Jedyną publicznością jest młody człowiek, który wkrótce zostanie nazwany Ranjit. Tytułowa „Shanti” stanie się tematem ich dyskusji. „Jest moją przyjaciółką” - wyznaje Ranjit. Subramaniam następnie oświadcza, że chce opowiedzieć historię, dodając do niej osobisty akcent i opowiedzieć o zdarzeniu, które dopiero ma nadejść. Całymi dniami przesiadywał na peronie, aż spotkał kobietę posiadającą bilety z różnych stacji kolejowych. Shiva od jakiegoś czasu myślał o samobójstwie – szybkim i prostym. Jednak nieznajoma zamąciła mu w głowie. Jaką decyzję podejmie mężczyzna? Czy zmieni kierunek swojego życia? Kim jest tajemnicza kobieta? Ranjit w rzeczywistości opowiada o tym, jak Subramaniam stał się gawędziarzem, a przykład jego osoby z kolei będzie inspiracją dla Ranjit. W przeciwieństwie do wcześniejszych opowieści, które dotyczyły innych ludzi, historia ta śledzi młodość Shiva Subramaniama po stracie jego brata bliźniaka Hari, który został zabity. Śmierć Hariego prowadzi do zerwania więzi, utraty połączenia z emocjami rodzinnymi, które nasilają się w nim i powodują coraz większe wyobcowanie i rozpacz. Shiv widział w kostnicy ciało, identyczne z jego własnym ciałem, to wydarzenie przypomniało mu o własnej śmiertelności. Śmierć Hari oznaczała także utratę przynależności do rodziny. Istnieje kilka podobieństw między Jago Antią z opowiadania „Dharma” a Shivem. Obaj cierpią po stracie braci i podobnie jak Antia, Shiv został „zmuszony” przez nieprzepracowaną żałobę po stracie bliskiej osoby do powtórnego przeanalizowania swojego życia. W wyniku brutalności, która dotknęła jego brata bliźniaka, Shivhad, aby uciec od wszystkiego, co przypominało mu tamto traumatyczne wydarzenie, opuszcza dom rodzinny i zaczyna mieszkać z siostrą i jej mężem w małym miasteczku Leharia. W domu siostry i szwagra doświadczał egzystencjalnej pustki, która zmienia się powoli dopiero po spotkaniu z Shanti, w której się zakochał. Podczas gdy przezwyciężanie traumy jest również tym, co robi generał Antia w pierwszej opowieści, w tym opowiadaniu jest pewna ważna różnica: generał Antia przypomina sobie i rekonstruuje wydarzenie swojego dzieciństwa tylko dla siebie, podczas gdy Shiv i Ranjit, jako przyjaciele są w stanie pomóc sobie nawzajem poprzez opowiadanie sobie nawzajem różnych historii. Te rozmowy ponownie łączą Shiv z życiem i ze społeczeństwem. Przypomina to terapeutyczne credo „Talking Cure”, czyli „leczenie rozmową”.  Miłość i śmierć, dwie bohaterki opowieści, która nie ma wprawdzie wyrazistej fabuły ani prostego rozwiązania, ale zawiera w sobie całą pasję i zamęt ludzkiego życia.  Zjawienie się jednej bądź drugiej jest zawsze niepowtarzalne, lecz także nieodwracalne - nie dopuszcza możliwości powtórnego rozpatrzenia sprawy, nie daje szans na apelację ani nadziei na wstrzymanie wykonania wyroku. Miłość i śmierć są jak rzeka Heraklita, do której nie wchodzi się dwa razy. Są one, zaiste, wsobnością samą, wyniośle obojętne na wszystko wokół.

Proszę poważnie nie brać pod uwagę okładki książki. Jest to para aktorów Aishwarya Rai i Salman Khan, którzy razem zagrali w bollywoodzkim filmie „Prosto z serca" w reżyserii Sanjay Leela Bhansali z 1999 roku (i przypuszczam, że właśnie z tego filmu pochodzi to zdjęcie). Jaki był cel, aby właśnie ta fotografia, a nie inna trafiła na okładkę książki „Miłość i tęsknota w Bombaju”? Tego nie wiem. Zaznaczę tylko, że w żadnym z opowiadań nie ma takiej (czy choćby zbliżonej charakterem) zakochanej pary, a całość, zgodnie z tytułem, ma miejsce w Bombaju, nie zaś w Agrze, gdzie znajduje się Tadź Mahal, którego cień mauzoleum próbuje „przebić się” zza pary zakochanych na okładce. Wszystkie opowiadania łączy „Artha” poprzeplatana z Santi i Sakti. Razem tworzą spójną całość, z której możemy odnaleźć coś dla siebie. Książka zadaje pytania o to czy bogactwo, spokój, pragnienia, zależne są wyłącznie od nas samych czy od innych osób i okoliczności życia. Czy to my decydujemy jak silni jesteśmy, jak wiele możemy osiągnąć, kiedy i w jaki sposób osiągamy spokój ducha oraz co, lub kto, jest dla nas najważniejszy? Czy sami tworzymy hierarchię wartości, którą wypełniamy rzeczy z przeróżnych dziedzin naszego życia? Atutem książki są otwarte zakończenia. Dzięki temu nasza wyobraźnia może zadecydować, czy tak naprawdę bohaterom udało się osiągnąć to, czego pragnęli, czy też nie. Od razu muszę ostrzec, że książka składa się z długich opisów przeżyć wewnętrznych, wszelkich przemyśleń, uczuć, emocji, nastrojów. Jeśli ktoś nie jest nastawiony na tego typu lekturę, od razu może sobie darować tę książkę. Za to dodatkowym atutem, poza podzielnością opowiadań na pięć części z symbolicznymi tytułami, jest bogate słownictwo, które w całości swym pięknem oddaje klimat Indii. Dodajmy do tego słowa w języku hindi i mamy współczesny prawdziwy Bombaj w jednej książce.








22 lutego 2020

Obietnica poranka


„Obietnica poranka”


Romain Gary



Autor/ właśc. Roman Kacew (ros. Роман Кацев), tworzył również pod pseudonimem Émile Ajar (ur. 8 maja 1914 w Moskwie lub Wilnie, zm. 2 grudnia 1980 w Paryżu) – francuski pisarz pochodzenia żydowskiego, scenarzysta i reżyser filmowy, dyplomata.

Tłumaczenie/ Jerzy Pański

Tematyka/ Nadzwyczajna historia żydowsko-litewsko-polsko-francuskiego pisarza i jego relacji z dominującą matką. Dramatyczna, dowcipna, sentymentalna i pewnie nie do końca prawdziwa, bo Gary przez całe życie miał skłonność do konfabulowania.  Wydana w 1960 r. książka „Obietnica poranka” charakteryzuje się luźną strukturą. Napisana w pierwszej osobie, od żelaznej chronologii narracji, woli skoki w czasie wywołane grą skojarzeń. Tyle w niej epizodów, że dałoby się z niej złożyć kilka książek.

Główny motyw/ Flagowym motywem i osią całej twórczości Gary’ego jest historia nastoletniego chłopca, który nagle, pod wpływem pierwszego doświadczenia erotycznego, orientuje się, że utracił dzieciństwo. Matka bohatera to u Gary’ego utracony raj dzieciństwa, do którego później przez całe życie usiłował powrócić, szukając pocieszenia w twórczości literackiej czy w objęciach kolejnych kobiet: „Zawsze powracamy na grób matki, by wyć nad nim jak opuszczony pies. Już nigdy, już nigdy, już nigdy”.  To, że Gary funkcjonował na marginesie powojennej literatury europejskiej, nie oznacza, że jego twórczość była „niepoważna”, „mieszczańska”, czy też, że „nie była naznaczona traumą”. Wręcz przeciwnie, w samym sercu tej przystępnej i narkotycznie przyjemnej prozy tkwi głębokie doświadczenie utraty.

  Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„W czterdziestym czwartym roku życia wciąż jeszcze nie przestaję marzyć o jakiejś najpierwotniejszej czułości”.

„(…) świat jest zbyt mały, by pomieścić całą moją miłość”.

„Życie jest wybrukowane straconymi okazjami”.

„(…) bo życie pouczyło mnie później, że przepaść nie ma dna i że wszyscy w nieskończoność możemy osiągać możliwości, jakie dają te interesujące zawody”.

„Chociaż miałem dopiero osiem lat, decyzja moja już zapadła: dam mojej matce wszystko, czego pragnie”.

„Myślę dotąd, że dobrze jest w życiu mieć zawsze przy sobie trochę okruchów ciasta, jeśli się chce być kochanym w sposób naprawdę bezinteresowny”.

„(…) w dzisiejszych czasach żaden tron nie opiera się na solidnych podstawach”.

„Dobrze wiem, że kiedy idzie o wyczyny miłosne, mężczyźni aż nazbyt łatwo wpadają w chełpliwość”.

„Życia nie można przeżyć dwa razy”.

„(…) powodzenie jest czymś, czego należy zakosztować za życia”.

„Tylko bardzo już starzy poławiacze gwiazd potrafią zrozumieć do głębi, ile rozczarowań i goryczy kryje się w tego rodzaju złudzeniach”.

„Jestem głęboko przekonany, że frustracje, jakich się doznaje w dzieciństwie, pozostawiają głębokie i niezdarte ślady i nigdy już nie znajdują zadośćuczynienia (…)”.

„To, czego starość się >nauczyła< jest w rzeczywistości tym, o czym już zapomniała (…)”.

„(…) człowiek oszukujący bez przerwy sam siebie usiłuje przedstawić, jako odpowiedź to, co jest skazane, by pozostać jedynie tragicznym pytaniem”.

„Zawsze miałem skłonności do odczuwania głodu na widok piękna, na widok krajobrazu, barw, kobiet”.

„Nie uratowałem Francji ani świata, tracąc w ten sposób okazję, która może już nigdy się nie powtórzy”.

„(…) gdyby można było umrzeć ze wstydu, ludzkość dawno by już nie istniała”.

„Od dawna już wyzwoliłem się spod władzy tych rojeń i jeśli wciąż jeszcze marzę, aby świat przemienić w ogród szczęśliwości, wiem już dziś dobrze, że kieruje mną nie umiłowanie ludzi, tylko ogrodów”.

„To zabawne, ile człowiek dojrzały może zachować z dziecka”.

„(…) od nikogo nie można wymagać rzeczy niemożliwych”.

„Wierzyłem mocno, że w literaturze, zarówno jak i w życiu, kształtować można świat wedle swego natchnienia i przywrócić go właściwemu powołaniu-tworzeniu dzieł rozsądnie pomyślanych i dobrze wykonanych”.

„Życie było dla mnie nadal jedynie swoistym gatunkiem literackim”.

„(…) miłość, jakiej człowiek doznaje, nadać może jego życiu kształt i sens”.

„Nie wolno chyba kochać do tego stopnia tylko jednej istoty, choćby nią była matka”.



              Książka „Obietnica poranka” zasadniczo jest literacką próbą Romaina Gary'ego, wskrzeszenia zmarłej matki, Niny Kacew, kobiety, której marzenia spełniał każdego dnia. Od dzieciństwa wyjaśniała mu, że zrezygnowała z obiecującej kariery aktorskiej, aby jako samotna matka wychować go na człowieka wielkiej kariery i nie byłaby zadowolona, gdyby jego życie okazało się czymś mniej niż legendą. Chociaż później Nina przyznała się, że nie była tak świetną artystką, jak się przez całe życie przedstawiała swojemu ukochanemu synowi, jednak tylko w taki sposób mogła skłonić go do wiary w to, że narodził się do wielkich czynów. Jej zdolność do improwizacji podczas korzystania z jej mitomańskiej wyobraźni nie tylko nadawała sens jej życiu, ale wydłużyła jej życie w sposób wykraczający poza normalne granice śmiertelności. „Obietnica poranka” to wspomnienie Romaina Gary'ego od najwcześniejszych czasów swojego dzieciństwa, które udało mu się zapamiętać, aż do końca drugiej wojny światowej. Książka zaczyna się sceną autora siedzącego samotnie na plaży w towarzystwie ptaków i fok, spoglądającego wstecz na swoje życie. Gary opisuje swoje wczesne życie od czasu, gdy mieszkał w Rosji, gdzie jego matka była aktorką w teatrze. Następnie przedstawia ich podróż z Rosji do Polski, gdzie mieszkali przez kilka lat w Wilnie, a następnie ich wyjazd do Warszawy a później do Nicei. Gary opowiada o miłości swojej matki do niego, o jej marzeniach, które „przygotowywała” dla niego. Według niej powinien uczyć się, aby zostać prawnikiem, powinien zostać oficerem lotnictwa, powinien zostać ambasadorem Francji, powinien mieć powodzenie wśród kobiet, powinien zostać znanym pisarzem i otrzymać literacką Nagrodę Nobla. Gary zdołał to wszystko osiągnąć, z wyjątkiem Nagrody Nobla, ale za swoją pracę pisarską zdobył dwie nagrody Prix Goncourt. Wczesne sceny, w których Gary opisuje biedę swojej rodziny i to, jak jego matka starała się, związać koniec z końcem, jednocześnie zapewniając mu wygodne życie, są bardzo poruszające. Sposób, w jaki jego matka pokazuje mu delikatną matczyną miłość, i miłość zaborczą i patologiczną są bardzo emocjonujące.

„Obietnica poranka” jest książką o humorystycznym wydźwięku. Bajkowy obraz Francji, który matka Gary'ego przedstawia mu wręcz z malowniczą finezją, gdy mieszkają jeszcze w Rosji i w Polsce, zapewniając go, że pewnego dnia tam dotrą i staną się prawdziwymi Francuzami, jest bardzo wzruszający, ale także wywołujący uśmiech. Jedną z moich ulubionych zabawnych scen była sytuacja, gdy pewna zakochana w Romainie dziewczyna nagle przyjeżdża taksówką pod dom Gary'ego, wpada do jego mieszkania, ściska jego matkę i zaczyna płakać mówiąc do niej, że Gary kazał jej przeczytać wszystkie tomy Prousta, a teraz nikt jej pewnie nie poślubi, więc on powinien natychmiast zostać jej mężem.

            Od trzynastu lat matka Romaina żyła samotnie, bez męża, bez kochanka, starając się dzielnie, by co miesiąc zarobić na rzeczy najpotrzebniejsze do życia: opłacić mieszkanie, móc kupić masło, buty, ubranie, kawałek mięsa na obiad – mały widoczny znak jej zwycięstwa nad przeciwnościami losu. Lecz mały Romain czuł, że miłość jego matki do niego nie jest normalną miłością. Często przez głowę przebiegała mu myśl, żeby rzucić się pod pociąg i w ten sposób uciec od wewnętrznego wstydu i bezsilności, lecz niemal w tej samej chwili ogarniało go namiętne pragnienie, by naprawić świat i złożyć go kiedyś u stóp matki. Świat pełen szczęścia i sprawiedliwości, nareszcie zacny jego matki. Decyzja ta ściskała mu serce, otwierając w nim ranę, której żar rozpalał jego krew już do końca życia. Z twarzą w dłoniach poddawał się cierpieniu, ale łzy, które tak często były dla niego łaskawe, nie przynosiły mu żadnego ukojenia. Doznawał nieznośnego uczucia, że czegoś go pozbawiano, że odarto go z rodzącej się w nim męskości, że stawał się przy nadopiekuńczej matce nieomal kaleką. I w miarę jak biegły lata, owo dziecięce uczucie frustracji i nieuświadomionych w pełni pragnień nie tylko nie przygasało, lecz rosło wraz z nim i przekształcało się z wolna w wewnętrzną potrzebę, której już ani kobieta, ani nawet sztuka nie mogły w pełni zaspokoić. Od tamtego czasu dzień w dzień mały chłopiec, zanim zaczął tworzyć dzieło swojego życia, spędzał całe godziny na „przymierzaniu” swoich artystycznych pseudonimów. Wszystko to było rzeczą bardzo trudną. Kłopot z pseudonimem polega na tym, że ten nigdy nie może wyrazić wszystkiego, co się czuje. Dochodził już niespełna do wniosku, że sam pseudonim, jako środek literackiej wypowiedzi, nie wystarcza i że trzeba jeszcze pisać książki. Lecz pewnego dnia matka oznajmiła Romainowi: „Gdybyś był skrzypkiem wirtuozem, nazwisko Kocew brzmiałoby bardzo dobrze”. Historia ze „skrzypkiem wirtuozem” też okazała się dla matki źródłem wielkiego rozczarowania i chłopiec czuł się bardzo winien w tej sprawie. Zaszło wtedy jakieś nieporozumienie z losem, którego matka absolutnie nie umiała pojąć. Oczekując od chłopca najwspanialszych rzeczy i szukając jakiejś „cudownej ścieżki”, która możliwie najszybciej mogłaby go doprowadzić do „sławy i uwielbienia tłumów”- matka nie cofnęła się nigdy przed banałem. Nie tylko przez ubóstwo słownika, ile przez jakieś poddanie się obowiązującym w społeczeństwie w jej czasach nakazom, ustalonym wartościom i wzorcom. Początkowo żywiła nadzieję, że jej syn będzie cudownym dzieckiem, połączeniem Jaschy Heifetza i Yehudi Menuhina, będących wówczas u szczytu swojej młodzieńczej sławy. Matka zawsze marzyła o tym, by jej syn został wielkim artystą. Nie miał jeszcze siedmiu lat, kiedy w jakimś sklepie w Wilnie kupiła okazyjnie skrzypce i zaprowadziła go uroczyście do pewnego zmęczonego człowieka w czarnym ubraniu, z długimi włosami, którego pełnym szacunku, przyciszonym głosem tytułowała „maestro”. Romain chodził odważnie sam, dwa razy w tygodniu, ze skrzypcami w żółtym pudle wyściełanym fioletowym aksamitem. Chłopiec zachował po owym „maestro” jedynie obraz człowieka głęboko zdumionego za każdym razem, ilekroć chwytał smyczek i kiedy Romain był już dorosłym mężczyzną, nie słyszał przysłowiowego „dzwonienia w uszach” tylko krzyk „maestra” od skrzypiec: „Aj, aj, aj!”, jaki wydawał, kiedy chłopiec fałszował. Pod koniec trzeciego tygodnia nauki „maestro” odebrał mu szybkim ruchem smyczek i skrzypce, oznajmiając, że musi pomówić z jego matką i kazał chłopcu iść do domu. Nidy się nie dowiedział, co jej wówczas „maestro” powiedział, ale matka przez wiele dni wzdychała i spoglądała na syna z wyrzutem, niekiedy tylko przytulając go do siebie w przypływie litości. Rozpierzchło się jej jedno wielkie marzenie. Mniej więcej w trzydzieści lat potem, kiedy Romain był francuskim konsulem generalnym w Los Angeles, dziwnym zrządzeniem losu to właśnie on dekorował wielkim krzyżem Legii Honorowej Jaschę Heifetza amerykańskiego skrzypka pochodzenia żydowskiego z Wilna, który mieszkał w podległym mu okręgu. Gdy już Romain przypiął skrzypkowi krzyż do piersi i wygłosił tradycyjną formułę, usłyszał nagle jak wznosząc oczy ku niebu, mówił głośno i dobitnie bez żadnej kontroli słowa: „Nie udało się, i cóż na to poradzę! Jascha Heifetz był z lekka zdziwiony i zapytał: „Słucham, panie konsulu?”. Gary, zgodnie ze zwyczajem kończącym ceremonię, ucałował go w oba policzki. Zdał sobie w tedy sprawę, że jego brak talentów muzycznych był dla matki straszliwym rozczarowaniem, ponieważ nigdy już o tym nie wspominała, a dla niej, która tak często - trzeba przyznać - zdradzała brak taktu, taka wstrzemięźliwość była niewątpliwym znakiem tajemnej i głębokiej zgryzoty. Jej ambicje artystyczne nigdy się nie spełniły, toteż liczyła na to, że właśnie syn je urzeczywistni. Epizod ze skrzypcami nigdy więcej ani słowem nie został między nimi wspomniany i zaczęły się poszukiwania innej drogi, która miała zapewnić sławę jej synowi. Trzy razy w tygodniu chłopiec zabierał miękkie pantofle i matka zaprowadzała go za rękę do Saszy Żigłowa, u którego przez dwie godziny chłopiec sumiennie starał się podnieść nogę do poprzeczki, podczas gdy matka, siedząc w kącie, składała od czasu do czasu ręce z uśmiechem pełnym zachwytu i wołała: „Niżyński! Niżyński! Będziesz drugim Niżyńskim! Wiem, co mówię!”. Wacław Niżyński w owym czasie był tancerzem i choreografem, jednym z najwybitniejszych tancerzy baletowych XX wieku. Matka towarzyszyła synowi nawet w szatni, gdzie spoglądała na niego czujnym okiem, kiedy się rozbierał, gdyż - jak mu tłumaczyła - Sasza Żigłow „miał brzydkie przyzwyczajenia”. Zarzut ten znalazł zresztą wkrótce całkowite uzasadnienie, bo pewnego dnia Sasza Żigłow wszedł na palcach do łazienki, w której chłopiec brał prysznic i usiłował go „ugryźć”, co spowodowało, że ten zaczął okropnie wrzeszczeć. Romain jako dorosły mężczyzna wciąż widział przed oczyma scenę, jak nieszczęsny Żigłow ucieka przez salę gimnastyczną przed matką ścigającego go w furii z laską w ręku. I tak się zakończyła jego kariera, jako tancerza. Myśl, że jej syn może być kimś innym niż mężczyzną kochającym nie tylko kobiety, była dla niej nie do zniesienia.  
               
Kiedy skrzypce i balet zostały siłą rzeczy wyeliminowane, a mizerne wyniki w matematyce uniemożliwiły chłopcu zostanie „nowym Einsteinem”, mały Gary sam zabrał się do odkrywania w sobie utajonego talentu, który by pozwolił na urzeczywistnienie ambicji artystycznych jego matki. W ciągu miesięcy nabrał zwyczaju zabawiania się pudełkiem z farbami, które stanowiło część składową jego szkolnego ekwipunku. Chłopiec długie godziny spędzał z pędzlem w ręku, upajając się czerwienią, ochrą, zielenią i błękitem.  Pewnego dnia, kiedy Romain miał dziesięć lat nauczyciel rysunków przyszedł do jego matki i zakomunikował jej swoją opinię: „Syn pani ma talent malarski, którego nie wolno zaniedbywać”. Rewelacja ta wywołała ze strony matki najzupełniej nieoczekiwaną reakcję. Biedna kobieta niewątpliwie zbyt brała do serca legendy i mieszczańskie przesądy dość rozpowszechnione na początku XX stulecia. Z tych zresztą czy innych powodów malarstwo było w jej umyśle nieodłącznie związane ze zmarnowanym życiem. O tragicznych losach van Gogha i Gauguina wiedziała zapewne akurat tyle, ile było trzeba, żeby się przerazić. Z pewnością przechodziły jej przez myśl wszystkie opowiadania o mizernych pacykarzach skazanych na pijaństwo, nędzę, gruźlicę, czy syfilis. I ostatecznie wyraziła to wszystko w przejmującym, jednak trafnym stwierdzeniu: „Jesteś może genialny, ale w takim razie oni ci każą zdychać z głodu”. Od tej chwili już nie wolno mu było dotykać pudełka z farbami. Romain miał o to do matki żal i przez długi czas odnosił wrażenie, iż minął się z powołaniem.

            Co do literatury, matka nie miała tu owych, niemal zabobonnych przesądów, jakie żywiła wobec malarstwa. Przeciwnie, patrzyła na nią okiem nawet dość przychylnym, jak na wielką damę przyjmowaną w najlepszych domach. Goethe otoczony był najwyższymi honorami, Tołstoj był hrabią, Wiktor Hugo wielkim francuskim dramaturgiem. W taki sposób, po kolejnym wyeliminowaniu muzyki, tańca i malarstwa, zdecydowali się na literaturę, która według niej niosła mniejsze niebezpieczeństwo chorób wenerycznych. Obecnie by zapoczątkować realizację marzeń pozostało im już tylko wyszukanie pseudonimu godnego arcydzieł, których świat od nich oczekiwał. Na nieszczęście matka nie należała do tych kobiet, które zachowują wyłącznie dla siebie ów pokrzepiający je świat marzeń, w jakim żyją. Wszystko „wyrzucała” z siebie natychmiast, proklamowała, obwieszczała, ogłaszała wśród fanfar, zazwyczaj w towarzystwie „lawy i popiołu”. Matka chodziła od drzwi do drzwi, dzwoniła i pukała, zwołując wszystkich lokatorów na klatkę schodową. Po pierwszej wymianie dosadnych zwrotów przyciągała chłopca do siebie i wskazując zebranych, oświadczała dumnie i wzniośle: „Nędzne mieszczańskie pluskwy! Nie wiecie, z kim macie zaszczyt mówić! Mój syn będzie ambasadorem francuskim, kawalerem Legii Honorowej! Będzie się ubierał w Londynie!”. I żeby nie było nieporozumień, Romain Gary ubierał się w Londynie. Nie znosił do końca życia angielskiego fasonu, ale nie miał wyboru. Jedynym sąsiadem, który starał się zrozumieć Romaina i jego matkę, był sąsiad w ich wileńskiej kamienicy - pan Piekielny. Człowiek ten zawsze powtarzał zawstydzonemu chłopcu, że kiedy będzie już arcymistrzem, kimś bardzo ważnym, to powie tym wszystkim znanym osobistościom ze świata: „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem 16 mieszkał nijaki pan Piekielny”… I rzeczywiście Romain starał się spełniać prośbę pana Piekielnego. Pod koniec wojny, w Anglii, kiedy Gary służył, jako pilot, Jej Królewska Mość królowa Elżbieta, dokonywała przeglądu eskadry. Romain stał wyprostowany jak struna. Kiedy królowa podeszła, aby mu pogratulować młody pilot z Wilna oświadczył królowej głosem donośnym i dobitnym: „Pod numerem 16 na Wielkiej Pohulance w Wilnie mieszkał nijaki pan Piekielny…”. Jej Królewska Mość łaskawie skłoniła głowę i przeszła do następnej załogi. Tylko dowódca eskadry, rzucił w jego kierunku jadowite spojrzenie. Mniejsza o to, w taki oto sposób Romain mógł się odwdzięczyć panu Piekielnemu. Człowiek ten zakończył swą mizerną egzystencję w nazistowskich piecach krematoryjnych wraz z kilkoma milionami europejskich Żydów. Romain zawsze wywiązywał się skrupulatnie z obietnicy złożonej panu Piekielnemu. Ilekroć spotykał się z wielkimi z tego świata, wobec najwyższych dygnitarzy i budowniczych przyszłych stuleci, nie pomijał nigdy okazji, by wspomnieć o istnieniu tego małego człowieczka z Wilna.

            Romain Gary dopiero około czterdziestki zaczął rozumieć, że nie jest dobrze być bardzo kochanym w tak młodym wieku, tak zaborczą miłością. To zawsze rodzi złe przyzwyczajenia. Miłość macierzyńska to obietnica, którą życie daje nam u progu i której nie dotrzymuje nigdy. I z tym niedosytem pozostać trzeba do końca życia. Ilekroć kobieta bierze mężczyznę w ramiona i przyciska do serca, są to tylko kondolencje. Nie twierdzę, że należałoby matkom zabraniać zbytniej miłości do dzieci. Mówię tylko, że lepiej jest, kiedy matki mają jeszcze kogoś do kochania. „Gdyby moja matka -napisał Gary- miała kochanka, nie umierałbym przez całe życie z pragnienia przy każdym źródle”.

            Istotę autobiograficznej powieści Gary’ego sugeruje sam jej tytuł. Zawarta w nim obietnica jest obietnicą podwójną. Dotyczy ona długu wobec matki, który główny bohater i jednocześnie narrator czuje się w obowiązku spłacić. Jednocześnie jednak chodzi o daną chłopcu obietnicę bezwarunkowej i bezgranicznej miłości spełnioną przez matkę, ale przez życie, mimo wszystkiego, co miało protagoniście do zaoferowania, już nie. Ukazana w opowieści Gary’ego relacja dwojga ludzi, którzy mają tak naprawdę tylko siebie, ma bowiem charakter symbiotyczny lub, jak powiedzieliby Francuzi, „fuzjonalny”. Dla Niny Kacew Roman, a później już w ojczyźnie Moliera, Romain, jest miłością życia i spiritus movens wszystkich działań. Syn z kolei ma wobec matki poczucie zobowiązań, których ogrom porównywalny jest z ogromem uczucia, jakim się wzajemnie darzą. „Obietnica poranka” to – w obu wersjach, papierowej i celuloidowej – opowieść o bezmiarze miłości, macierzyńskiej i synowskiej. Aspiracje Niny, w dużym stopniu zrealizowane przez dorosłego Romaina, bohatera wojennego, dyplomatę i przede wszystkim znanego pisarza, a przy okazji zdobywcę świata i ulubieńca kobiet, to jeden z najciekawszych i zarazem najbardziej kontrowersyjnych aspektów „Obietnicy poranka”. Z jednej strony, matka chce dla syna wszystkiego, co najlepsze, łącząc niespotykaną czułość z surowymi wymaganiami i pomimo absurdalności niektórych swoich pomysłów, zapewnia mu edukację, która w przyszłości zaprocentuje. Z drugiej jednak – dość bezkompromisowo reżyseruje życie syna, poddającego się jej woli bez utyskiwania, a nawet w niejakim popłochu. Nieuniknione wydają się oskarżenia o realizowanie per procura własnych ambicji, przenoszonych na dziecko, o narzucanie własnej woli, o nieprzecięcie pępowiny, o wręcz emocjonalne kazirodztwo. Powieściowy narrator kpi sobie z możliwych freudowskich interpretacji własnej relacji z matką, mówiąc jasno, że jego dzieła to zarazem dzieła matki i przypominając, że pępowina zapewnia życie. Zachowania i reakcje Niny są często paradoksalne i zaskakujące, co zresztą stanowi również o atrakcyjności powieściowej: kobieta stara się chronić syna, przestrzega go przed niebezpieczeństwami, ale zarazem namawia do bohaterskich wyczynów, z zamachem na Hitlera włącznie. Paradoksalnie też wpisana w relację obojga niewyobrażalna bliskość nie skutkuje u Romaina brakiem odwagi czy innymi cechami stereotypowo przypisywanymi zgubnemu wpływowi bycia wychowywanym przez samotną matkę.