03 września 2022

Lochy Watykanu

 

„Lochy Watykanu”

André Gide

Autor/ (ur. 22 listopada 1869 w Paryżu, zm. 19 lutego 1951 tamże) – francuski prozaik; laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1947); w uzasadnieniu napisano: „za jego wszechstronną i znaczącą twórczość, w której problemy i uwarunkowania ludzkiej egzystencji zostały przedstawione z nieulękłym umiłowaniem prawdy i psychologiczną przenikliwością”. Gide tworzył narrację w oparciu o wiele współistniejących wątków. Postacie kreowane przez Gide'a dążyły do wyzwolenia się z niewidzialnych ograniczeń determinującego je świata.

Tłumaczenie/ Tadeusz Żeleński (Boy)

Tytuł oryginału/  fr „Les Caves du Vatican”

Tematyka/ Literatura zna niejeden przykład zbuntowanego, inteligentnego młodzieńca, w którym ścierają się przeciwstawne siły (wystarczy przywołać słynnego Raskolnikowa, głównego bohatera „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego). Lafcadio z książki „Lochy Watykanu” również należy do tego typu postaci. Przeciwieństwem Lafcadio jest Julius, uznany autorytet moralny, który jednak w pewnym momencie przeżywa kryzys wiary. Niezwykłą postać stanowi także Amadeusz. Można by postawić ryzykowną tezę, że jest on wypadkową Lafcadio i Juliusa. Z jednej strony pobożny i prostodusznie dobry człowiek, z drugiej buntownik, który pada ofiarą własnej emancypacji.

Główny motyw/ Osią fabuły jest wątek porwania papieża. Owo wydarzenie (prawdziwe czy nie) krzyżuje ze sobą losy wielu niezwykłych bohaterów. Każdy z nich posiada skomplikowaną osobowość i walczy z wewnętrznymi problemami. Najbarwniejszą i zapewne najważniejszą postacią jest niejaki Lafcadio Wluiki.  Powieść ukazuje bezsens wszelkich działań podejmowanych przez zwykłych ludzi (wyprawa na ratunek papieżowi) oraz małostkowości bogatych ludzi (ojciec Juliusa). Pomieszanie sensacji, groteski i psychologii. Wyraźnie widać wpływ Dostojewskiego - wątek zbrodni. Punktem zwrotnym powieści jest popełnienie zbrodni przez Lafcadio- wyrzuca z pociągu niewinnego człowieka. Dokonuje jej bez przyczyny, pod wpływem impulsu. Jest to czyn niczym nie umotywowany, w związku z tym istnieje mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia sprawcy. Chłopak - dumny z siebie - usuwa wszelkie poszlaki, które ewentualnie mogłyby wskazywać na niego. Nie bierze jednak pod uwagę roli przypadku. Zbrodnię i jej sprawcę odkrywa jego stary znajomy. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy denata nie daje się sklasyfikować już tylko jako przypadkową ofiarę chęci popełnienia zbrodni. Był on krewnym osób, które Lafcadio obdarzył sympatią i miłością.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Żyli tak obok siebie, jedno koło drugiego, obcy sobie nawzajem. Dzięki temu panowała między nimi zgoda; żyli niemal szczęśliwi, przy czym każde z dwojga znajdowało dyskretne zastosowanie swoich cnót w znoszeniu drugiej połowy”.

„Z głosu można by rzec – anioł, a to był pomocnik kata. Jakąż nową ofiarę przynosił w worku, który kładł na stole udręczeń?”.

„Wy także umiecie wzywać lekarza, kiedy ktoś z rodziny zachoruje, ale kiedy chory wyzdrowieje, medycyna nie liczy się już za nic, to skutek modłów, któreście słali do nieba, podczas gdy lekarz was leczył”.

„(…) nikt nie ma prawa modlić się za kogoś wbrew czyjejś woli; prosić o łaskę dla kogoś bez jego wiedzy; to jest zdrada”.

„(…) najlichszy posąg jest najbardziej czczony…”.

„Brzydki strój był dla Lafcadia tak wstrętny jak dla kalwina kłamstwo”.

„Niech się pan najpierw pogodzi z tym, że nie ma niekonsekwencji, tak samo w psychologii jak w fizyce”.

„Skoro nie mogę być całkiem blisko przeszłości starajmy się najbardziej od niej oddalić”.

„Świat ma wiele złudzeń, co do niedostatków kobiecej inteligencji”.

„Tylu ludzi pisze, a tak mało ludzi czyta”.

„Zbrodnia bez motywu cóż za kłopot dla policji”.

„Wobec dziwności faktu, jakże wykrzyknik wydaje się bezużyteczny!”.

„Wszystko przychodzi na czas. Na tym świecie wystarczy umieć poczekać”.

            „Lochy Watykanu", powieść André Gide'a, została opublikowana w 1914 roku. Opowiada o zabójstwie, którego dokonuje główny bohater na współpodróżnym w pociągu. Gide polemizował nią ze „Zbrodnią i karą" Dostojewskiego, opowiadając inaczej niż rosyjski autor o zbrodni i jej motywach, podejmuje temat tak zwanej „bezcelowej zbrodni” (fr. „l’acte gratuit”) – morderstwa bez motywu, w teorii niewykrywalnego. W tym „migotliwym" świecie bohaterowie żyją w „lochach Watykanu”, ograniczeni albo przez fanatyczną, naiwną religijność, albo przez zwierzęce dążenie do hedonizmu.  André Gide sprawia, że po przeczytaniu książki człowiek nie pozostaje obojętny. I że książka nie skończy się wraz z zamknięciem ostatniej strony.

„Lochy Watykanu" to powieść przedstawiająca ludzi, których łączy pewne pokrewieństwo. Między innymi przedstawia fragmenty życia trzech małżeństw: Antyma i Weroniki Armand-Dubois, Juliusa i Małgorzaty de Baraglioul oraz państwa Fleurissoire. Julius de Baraglioul żył w przedłużonym trybie „moralności prowizorycznej”, tej samej, której poddał się Descartes w oczekiwaniu, aż sumienie ustali prawidła regulujące jego życie i myśli na przyszłość. Ale ani temperament Juliusa nie przemawiał z taką stanowczością, ani myśl jego nie miała takiej powagi, aby go dotychczas zbytnio krępowało owo poddanie się konwenansom. Wymagał tylko komfortu, którego cząstkę stanowiły jego sukcesy literackie. Wszystkich łączy przede wszystkim Julius oraz splot przypadkowych spotkań. Każde z nich przybywa do Włoch w celach osobistych. Antym uważa się za naukowca. Do swych badań wykorzystuje żywe zwierzęta, które kaleczy i głodzi. Jest to typowy przykład ateisty lub, w najlepszym wypadku, deisty. Pewnego dnia doświadcza cudu. Od tej pory radykalnie zmienia się jego życie. Antym jest zagorzałym, wojowniczym ateistą. Doprowadza żonę do szału przeprowadzając okrutne eksperymenty na zwierzętach oraz jego prześmiewczym antagonizmem wobec reszty rodziny, która jest głęboko wierząca. Pewnej nocy, po uszkodzeniu figury Maryi, Antym ma wizję i budzi się wyleczony z bólu w nodze, jest pewny, że dostąpił cudownego uzdrowienia (nie wyleczyła go jednak z guza na szyi). Antym natychmiast nawraca się, stając się tak „świętym”, że denerwuje to rodzinę bardziej, niż kiedy był ateistą. Następuje wspaniałe nawrócenie bluźniercy, potężnie nagłośnione przez Kościół i prasę katolicką. Dubois zdaje sobie sprawę z finansowych skutków swojej konwersji, jednak duchowni przekonują go, że Watykan potrafi zadbać o swoich ludzi nie gorzej od masonerii i skłania do przeprowadzki do Mediolanu. W Mediolanie Antym wiedzie żywot świątobliwego ascety i wkrótce popada w nędzę, bo po spektakularnym nawróceniu szybko przestaje być Kościołowi potrzebny. Jego życie małżeńskie również ulega gwałtownemu pogorszeniu, bo Weronika nie może znieść chrześcijańskiej pokory swego męża zarabiającego nędzne grosze pisaniem kazań. 


Julius jest niedocenianym pisarzem. Przybywa do Rzymu na konferencję. Z powodu losu męża swojej siostry prosi o audiencję w Watykanie. Jego szwagier Antym nie może otrzymać tego, co mu Kościół przyrzekł po sprawie uzdrowienia i nawrócenia. Juliusz chciał udać się do Ojca Świętego, aby prosić o sprawiedliwość. Z kolei drugiego szwagra Amadeusza do Rzymu ściąga nieco donkichotowskie poczucie misji. Pośrednio za sprawą pewnego oszusta wyrusza, by uratować uwięzionego papieża. Jego żona Arnika nie rozumiała spraw politycznych, ale kiedy tylko usłyszała podczas rozmowy z mężem słowa: „jeniec”, „uwięzienie”, rodziły w jej oczach obrazy mgliste i na wpół romantyczne; słowo „krucjata” działało jej na wyobraźnię, i kiedy Amadeusz, poruszony, wspomniał o tym, aby jechać do Rzymu uwolnić papieża, ujrzała go natychmiast w zbroi i w hełmie, konno… W czasie podróży zostaje zupełnie bez powodu i niespodziewanie wyrzucony z pociągu przez Lafcadia i ginie na miejscu. Amadeusz Fleurissoire dopełnia obrazu tak zwanej inteligencji twórczej. Prowincjonalny wynalazca, człowiek poczciwy, jest przy tym zdumiewająco ograniczony umysłowo, naiwny i nie wie nic o świecie. Każdy może go wykorzystać, a on przyjmie najbardziej niedorzeczne zadanie i będzie je wypełniał do końca, bezkrytycznie ufając, że wypełnia szlachetne posłannictwo człowieka. Z dwóch szwagrów, którzy zostali Juliuszowi, jeden zakrywał na bigota, drugi był niedorajdą.

„Lochy Watykanu" trafiły swego czasu na kościelny indeks ksiąg zakazanych. Największą tajemnicą utworu jest irracjonalna niemoralność, morderstwo dokonane bez żadnej przyczyny, jedynie dlatego, że było być może niezbędnym elementem stwarzania siebie samego. Lafcadio Wluiki jest typem, który ma wielu literackich braci. Podłych i wrednych. Tyle że bracia ci działają zawsze we własnym interesie. I tak jak na samym początku w książce mamy wątek Antyma, masona, który z dziecięcą złośliwością bluźni Bogu. Tak w następnym rozdziale poznajemy życie Lafcadio, który przypomina współczesnego młodego człowieka, żyjącego z dnia na dzień, bez celu i jakichkolwiek moralnych imponderabiliów. Ten najbardziej tajemniczy bohater prowadzony jest przez autora z drażniącą czasem oczywistością. Lafcadio, któremu matka dała pięciu wujów, nigdy nie znał swojego ojca. Godził się uważać go za zmarłego i nigdy nie zadawał pytań w tym przedmiocie. Co do wujów, kochanków matki (każdy odmiennej narodowości, a trzech spomiędzy nich w dyplomacji), dość szybko spostrzegł, że nie było między nim a nimi pokrewieństwa innego niż to, któremu podobało się im użyczyć pięknej Wandzie. Otóż, Lafcadio kończy lat dziewiętnaście. Urodził się w Bukareszcie w roku 1874, właśnie z końcem drugiego roku, w którym hrabiego de Baraglioul, ojca Juliusa więziły tam jego funkcje. Będąc w Paryżu idzie po swoje, czyli po pieniądze, które jako bękart dziedziczy po zaledwie poznanym i już umierającym ojcu. Jego wędrówka, czy raczej bierna egzystencja, niesie go przez życie skrajem zdarzeń związanych z aferą papieską. Lafcadio, zawieszony między skrajnie różnymi czynami: uratowaniem dziecka z pożaru a zamordowaniem nieznanego sobie człowieka, ma w sobie rys reprezentanta pokolenia nic. Pozbawiony ambicji i dążeń, umie jedynie wydawać odziedziczone pieniądze. Poznamy też świat Protosa, sprytnego oszusta, który wymyśla historyjkę o uwięzieniu papieża, by wyciągać pieniądze od zamożnych dewotek na rzekomą akcję jego uwolnienia. Jako przywódca „bandy Tysiąconogów” realizuje zakrojony na wielką skalę plan pod pompatyczną nazwą „Krucjata dla oswobodzenia papieża” by wyłudzać od bogatych i naiwnych ludzi sporych sum pieniędzy dla uwolnienia papieża, rzekomo uwięzionego w lochach Watykanu przez masonerię. Protos udaje kanonika Virmontala, ubiera sutannę i odwiedza bogate hrabiny aby wyłudzić od nich pieniądze. Jak się później okaże za sprawą Lafcadio i Protosa zbrodnia pociągnie za sobą kolejną zbrodnię.

Punktem wyjścia jest dla autora notatka z rubryki „zdarzenia różne” stwierdzająca, że na tronie papieskim zasiadał nie Leon XIII, uwięziony przez masonów w podziemiach Watykanu, lecz jego sobowtór. Ten sensacyjny wątek kryminalny wpisuje się dobrze w tradycję literacką końca XIX wieku. Od strony ideologicznej „Lochy Watykanu” powielają typowe dla końca XIX wieku pojęcia kryzysu wartości, społeczeństwa i literatury, przeżywane i wcześniej opisane na różne sposoby przez Nietzschego, Mallarmégo, Rimbauda czy Lautréamonta. Postacie, które autor tworzy, poddają się łatwo społecznej identyfikacji i kształtują swoje postawy wokół problematyki, którą żyło społeczeństwo francuskie. Już samo nawiązanie w jednym utworze do elementów bergsonizmu, sytuacji Kościoła, czy roli odgrywanej przez wolnomularzy i żydowskie sfery finansowe tłumaczy, jak bardzo niepokojąca była ta książka. Ale André Gide lubił niepokoić i uczynił z tego swoje pisarskie credo. Konstrukcja powieści jest niejednorodna i zdradza upodobanie autora do burzenia utartych wzorów i norm powieściowych. Śledzimy równoległy ciąg znoszących się wzajemnie sytuacji, opisów, charakterów, które jeszcze bardziej podkreślają nieautentyczność i fałsz opisanego świata. Postać samego Lafcadia obfituje w liczne sprzeczności – bękart odseparowany od społeczeństwa i próbujący zintegrować się ze społeczeństwem, posiada jednocześnie cechy młodego literata, przedstawiciela generacji, która właśnie dochodziła do głosu. Odrzucenie wartości moralnych narzuca świadomą rezygnację z tradycyjnej konwencji powieściowej. To wyraźny policzek zadany powieści w stylu balzakowskim. Gide zrywa z dominującym od połowy XIX wieku wiernym przedstawieniem rzeczywistości i obarczaniem pisarza niewdzięczną rolą „sekretarza historii”. Według tej zasady bohater może swobodnie wyzwolić się z krępujących go więzów moralnych i pozwolić dojrzeć w umyśle agresji nieumotywowanej, co wskazuje na wyraźne podobieństwo do typowego bohatera z powieści Dostojewskiego. Czyn bezinteresowny (acte gratuit), którego kwintesencję zawarł autor w „Lochach Watykanu”, pozostaje nadal najbardziej dyskutowanym problemem twórczości Gide’a z tego okresu. Zdolnym do takiego czynu może być tylko człowiek niezależny pod względem społecznym i moralnym. Lafcadio decyduje się na zbrodnię przekonany, że tym sposobem odnajdzie nowy i jednocześnie wolny od religijnych uwarunkowań system wartości. Czyn bezinteresowny świadczy jedynie o determinacji odcięcia się od wszystkiego, o zerwaniu ze stereotypami, a także o próbie potwierdzenia siły jednostki. Postawę Lafcadia należy zatem interpretować jako wyraz buntu wobec porządku społecznego, jako symbol irracjonalnej spontaniczności, koniecznej do funkcjonowania w społeczeństwie błaznów, gdzie każdy wystawiony jest na pośmiewisko. Należy zaznaczyć, że Lafcadia był bękartem, a deprecjonowanie dzieci nieślubnych było jednym z powodów, dla których nie warto było się przyznawać, że takim się właśnie jest. Obok dyskryminacji prawnej, bękarty prześladowano w życiu codziennym. Niechciane dzieci porzucano, a nawet zabijano. Na szczęście dla Lafcadia, kochankami jego matki byli bogaci „wujowie”, często dyplomaci, którzy obdarowywali jego matkę jakąś sumą pieniędzy na utrzymanie jej i syna. W charakterze chłopaka widać już też wyraźne cechy generacji młodych zbuntowanych, których fala zaleje Francję po pierwszej wojnie światowej. U Lafcadia możemy podejrzewać okresowe zaburzenia eksplozywne (IED), od angielskiej nazwy Intermittent Explosive Disorder, należące do zaburzeń kontroli impulsów. Problem nie jest zaliczany do grupy schorzeń psychicznych. Klasyfikuje się go jako jedno z zaburzeń psychicznych. Czynnikiem, który może odróżniać zdarzające się sporadycznie i niezbyt często napady gniewu od napadów o patologicznym nasileniu jest to, co powoduje ich wystąpienie. W przypadku okresowych zaburzeń eksplozywnych pacjenci reagują nieodpowiednio nawet na minimalnie drażniące ich sytuacje, co więcej – przyczyny gniewu czasami w ogóle może być trudno się doszukać. Po ustaniu epizodu chorym towarzyszyć mogą różnorodne emocje, od poczucia winy i wyrzutów sumienia do doświadczenia ulgi. Przyczyny występowania IED nie są do końca jasne. Ich podłożem mogą być m.in.: czynniki psychologiczne (np. przeżyte traumy lub poczucie odrzucenia). Lafcadio po zabójstwie Amadeusza żałował tylko swojego kapelusza, którego stracił podczas szarpaniny w pociągu. Pomyślmy tylko: popełnił zbrodnię, której nie uzasadniała ani namiętność, ani potrzeba.

Książka André Gide świetnie pokazuje paranoiczny lęk przed masonerią i wszystkimi wymyślonymi „siłami ciemności”, którym żywi się radykalny odłam Kościoła. Z zimną precyzją przedstawia jego konsekwencje: Jeden z bohaterów książki Portos może wyłudzać gotówkę od katolików właśnie, dlatego, że wierzą w teorię spiskową, są więc bardziej podatni na manipulację. Ma to swój wymiar komiczny. Dlaczego zachowujemy się tak a nie inaczej? Psychologowie spierają się o naturę a wychowanie, ale rzadko idą tak daleko, aby mówić o trwających naciskach, jakie rodzina i społeczeństwo oraz prawo i religia i kultura wywierają na nas, od dziecka do dorosłości. Tytuł książki sam w sobie zawiera nieuchronną dla tej powieści dwuznaczność, ponieważ słowo caves w liczbie mnogiej odwołuje się bądź, co bądź do przejścia podziemnego między Watykanem a Zamkiem Świętego Anioła w Rzymie, bądź też określa osoby naiwne, ofiary. Tę symbolikę możemy zauważyć już na samym początku książki, kiedy Antym Armand-Dubois jedna z głównych postaci powieści André Gide’a, za sprawą swoich raczej bzdurnych badań przetrzymuje zwierzęta w klatkach labiryntach (oślepia szczury, by badać wpływ wzroku na wagę ciała). W jego osobie Gide ośmiesza uczonych, których wolnomyślicielstwo jest tylko płaszczykiem dla wewnętrznej gotowości do ulegania zabobonom, a światopogląd rodzi się pod presją ludzi i sytuacji, nie zaś w wyniku intelektualnych poszukiwań. W rozdziale dotyczącym sprawy Amadeusza, którego podczas podróży do Rzymu obeszły wszy i pluskwy widzimy symbolikę inwazji fanatyzmu i łatwowierności. Wszy uciekały tylko wtedy, kiedy Amadeusz zapalał światło. Jest to aluzja do epoki Oświecenia, która nie dotarła do wszystkich ludzi, a która może chronić człowieka przed bigoterią. Analogicznie, druga część tytułu sugeruje bądź to miejsce sprawowania władzy papieskiej, bądź też, w szerszym znaczeniu, stolicę, Mekkę dla naiwnie wierzących. Wątpliwości, co do znaczenia tytułu podkreśla jeszcze bardziej enigmatyczny i z pewnością prowokacyjny w stosunku do religii katolickiej charakter powieści. 

 

 

 

             

 

28 sierpnia 2022

Szatan w Goraju

 

„Szatan w Goraju„

Isaac Bashevis Singer


Autor/ Isaac Bashevis Singer (jid. ‏יצחק באַשעוויס זינגער), ur. (prawdopodobnie) 21 listopada 1902 w Leoncinie koło Nowego Dworu Mazowieckiego. Jego ojciec był chasydzkim rabinem, matka Baszewa córką rabina z Biłgoraja. Jego rodzeństwo, siostra Ester Kreitman (1891–1954) i brat Israel Joszua Singer (1893–1944), było także znanymi pisarzami. Siostra Ester jako pierwsza w rodzinie zaczęła zajmować się twórczością literacką. Isaac Bashevis Singer  został nagrodzony w 1978 r. przez Akademię Szwedzką za „pełną uczucia sztukę prozatorską, która wyrastając z polsko-żydowskich tradycji kulturowych porusza jednocześnie odwieczne problemy”, jako pierwszy i jak dotąd jedyny pisarz tworzący w języku jidysz.

Tłumaczenie/  Monika Adamczyk-Garbowska

Tytuł oryginału/ ji „Der sotn in Goraj”

Tematyka/ Powieść rozgrywa się w mieście, gdzie szatan chadzał ulicami. Goraj, bo o nim mowa, kiedyś słynął ze świetnych talmudystów i pobożnych obywateli, do czasu. Singer w „Szatanie w Goraju” opisuje mechanizm tworzenia się sekty. Z Bogiem, jego (bardzo ziemskimi) prorokami i ich proroctwami nakazującymi porzucanie starych, rygorystycznych norm na rzecz rewolucji moralnej aż po upadek i świadomość, że zostało się oszukanym, choć bez dopuszczania do siebie myśli, że przecież chciało się nim zostać i że współtworzyło się oszustwo.

Główny motyw/ Miasteczko po krwawych najazdach Chmielnickiego powracało do życia. Remontowano domy, nieśmiało otwierano okiennice, na rynek znów zaczęły zjeżdżać furmanki z rozgadanymi żydowskimi handlarzami. Jako ostatni do Goraja powrócili stary rabin Bejnusz Aszkenazy i dawny parnes kahału reb Łozer Babad. W tym czasie w okolicy coraz popularniejsze stawały się pogłoski o przyjściu mesjasza. Jedni pokutowali modląc się gorliwie, inni tańczyli na ulicach w radości i oczekiwaniu na wybawienie. Duże poruszenie w mieście wzbudził emisariusz sefardyjski, wysłany przez samego Sabataja Cwi, który nazywał siebie żydowskim Mesjaszem. W synagodze emisariusz nawoływał żydów do zbierania sił. Mimo wszystko rozpaliły się namiętności pośród żydowskiej społeczności Goraja. Obłąkańczy fanatyzm i wiara w fałszywych proroków sprzyjały siłom zła. Żydzi zaniedbywali modlitwę i swoje obowiązki. Miasteczko na nowo ogarniał chaos. Sielski Goraj stał się „jaskinią złoczyńców, miastem przeklętym przez Boga i ludzi". Czyżby to znaczyło że reb Bejnusz Aszkenazy przegrał wojnę o mieszkańców Goraja?

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Ale tak to już bywa na tym świecie, że nic nie stoi w miejscu i los wtacza życie w stare koleiny”.

„Przecież być płodnym i rozmnażać się to biblijna zasada nad zasadami”.

„Spieszcie się, dzieci, to ostatnia Pascha w Goraju. W przyszłym roku zjemy macę już w kraju Izraela! Przyrządzą ją dla nas aniołowie…”.

                       Kim był lub kim być powinien Mesjasz? I żydzi, i chrześcijanie zgodzą się zapewne, że to wysłannik niebios, ktoś namaszczony – jak kapłani i królowie Izraela, wyzwoliciel, sprawca pokoju. Nie jest to, trzeba przyznać, wiele. Czy rację mają chrześcijanie, którzy uważają, że owym Mesjaszem był Jezus z Nazaretu, czy żydzi, którzy odmawiają mu tego tytułu? Wydaje się, że pytanie to wśród coraz większej grupy wierzących traci na znaczeniu. Nie, istoty konfliktu chrześcijaństwa i judaizmu nie da się sprowadzić do sporu o to, czy zbawienie ma charakter publiczny, czy prywatny. Wydaje się, że Gershom Scholem jest znacznie bliższy prawdy, gdy opisując pojęcie kryzysu tradycji w judaizmie, zauważa, że „od początku mesjanizm pozostaje w opozycji do idei objawienia Tory. Pojawia się on w historii, chociaż nie jest rozwinięciem idei prawa ani uzupełnieniem tradycji jego interpretacji”. Skąd się zatem bierze? Odpowiedź Scholema – z doświadczenia historii – nie odbiega właściwie od tego, co gotowi są przyjąć chrześcijanie. Z jednym wszakże zastrzeżeniem: oni, miast mówić o doświadczeniu, woleliby zapewne posłużyć się pojęciem objawienia, a jeszcze lepiej nowego objawienia w historii. Mówi ona o wierze i uznaniu za prawdziwe, że Mesjasz przyjdzie; zakazuje też myśli, że jego nadejście się opóźnia. W obrębie religii żydowskiej ma wszakże inne znaczenie niż w chrześcijaństwie.

                       Jednak wśród myślicieli żydowskich, którzy są, lub byli pod wpływem nauczania Kabały, powstała jednoznaczna odpowiedź, że nie chodzi o Mesjasza człowieka z krwi i kości, lecz o czasy mesjańskie. Era mesjańska z pewnością będzie szczęśliwsza niż czasy obecne, z pewnością też łatwiejsze będzie w niej życie; co się tyczy jednak tego, co najważniejsze − stosunku do Boga określanego przez wypełnianie prawa − nic się nie zmieni. Według nauczania kabalistów czasy mesjańskie zbliżają się krok po kroku. Każde pokolenie widzi zmiany na własne oczy; zniesienie niewolnictwa, nabywanie praw przez kobiety i dzieci, dbanie o środowisko naturalne, wegetarianizm, ochrona zwierząt.  Jednak takie postępowanie, niezależnie od zalet, obciążone jest poważną wadą: w żaden sposób nie możemy zrozumieć, dlaczego współczesne nam elity nie są w stanie dostrzec owej zdumiewającej zaiste zbieżności zawartych w proroctwach przepowiedni i faktów historycznych. Czyżby Prawda nie znosiła powszechnego posiadania? Są autorzy, którzy uważają, że najlepszym i niepodważalnym dowodem prawdziwości nastania ery mesjańskiej jest wypełnienie proroctw starotestamentowych. Jak pisze żyd mesjanista David H. Stern: „wypełnienie się proroctw jest naczelnym racjonalnym powodem – wynikającym z empirycznych obserwacji wydarzeń historycznych”. Przykładem jest księga Izajasza, która jak sądzą znawcy Biblii, w większości dotyczy nastania królestwa króla Dawida. Jednak między wierszami można wyczytać także wskazówki dotyczące czasów mesjańskich: „Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii” (Iz 11;8). Czy współczesny człowiek boi się ugryzienia kobry lub żmii? Oczywiście, że tak, jednak nie w takim stopniu jak ludzie żyjący w czasach powstawania księgi Izajasza. Dlaczego? Ponieważ mamy obecnie lekarstwo na ukąszenia. 


                       Książka „Szatan w Goraju” Isaaca Beshevisa Singera jest jedną z najtrudniejszych książek Singera. Wiele z tego co pisze Baszevis Singer, jest rekonstrukcją, legendą, przypowieścią lub wyobrażeniem, tym też różni się od twórczości tych pisarzy żydowskich, którzy przedstawiali istniejącą rzeczywistość w konwencji realistycznej. Jego świat może wydać się bardziej egzotyczny Żydom, którzy się z niego wywodzą, niż czytelnikom nieznającym przedwojennego sztetl. Nic więc dziwnego, że pisarz spotkał się z nieprzychylnym przyjęciem ze strony niektórych krytyków żydowskich. Jego utwory, choć pozornie utrzymane w duchu dziewiętnastowiecznego realizmu, są bowiem bardziej bliskie modernistom, mimo że inspirację czerpie on z opowieści chasydzkich czy kabalistycznych. Powtarzające się motywy to zagubienie, alienacja, starość, patologiczne stany duchowości, rozkład fizyczny i moralny, ukazane nierzadko na domiar wszystkiego w sposób groteskowy czy tragikomiczny. Baszevis bardzo chętnie wprowadza do swoich opowieści demony. Demonem jest często człowiek opętany jakąś myślą i pragnieniem. Pisarz daje nam do zrozumienia, że w każdym z nas oprócz pierwiastków ludzkich tkwią również pierwiastki demoniczne, które ujawniają się wtedy, gdy namiętność ogarniająca człowieka jest tak silna, że nie mogą jej już powstrzymać żadne hamulce. Czasami motyw sił nadprzyrodzonych zostaje użyty w celach humorystycznych, częściej jednak ma wymiar tragiczny.

                       Wiele z motywów występujących w opowiadaniach pojawia się także w powieściach Baszevisa Singera. Najlepszą, zdaniem wielu krytyków, jest wspomniany wyżej „Szatan w Goraju” z 1933 roku. Ujawnił się w niej od razu jego  nieprzeciętny talent, odrębny, sugestywny styl, charakteryzujący się precyzją i zwięzłością języka, oraz zainteresowanie demoniczną stroną natury ludzkiej. Osadzona w drugiej połowie siedemnastego wieku, po powstaniu Chmielnickiego, opatrzona podtytułem Majse fun farcajtns (Opowieść z dawnych czasów), może być odczytywana w bardzo różny sposób. Jest to na pewno utwór umieszczony w pieczołowicie odtworzonym kontekście historycznym. Można go jednak także traktować jako alegorię, ukazującą jak narzucenie społeczeństwu niemożliwej do urzeczywistnienia ideologii - w tym wypadku mesjanizmu Sabataja Cwi - prowadzi ludzkość do zła i chaosu uosabianych przez Szatana. Wprawdzie na ostatnich stronach powieści wszystko wydaje się powracać do dawnego porządku, ale jak dalece dosłownie należy je traktować?  

                       „Szatan w Goraju”, podobnie jak cała późniejsza twórczość Baszevisa, wyrasta zatem z tradycji literatury żydowskiej, ale również buntuje się wobec niej, polemizuje z tą tradycją. Wyrazem tego jest nie tylko niekonwencjonalne wykorzystanie dobrze znanych gatunków, ale przede wszystkim odejście od purytańskiej obyczajowości judaizmu na rzecz nierzadko naturalistycznie pojmowanej erotyki. Występują tu także wątki rozwijane później w innych utworach pisarza, takie jak problem lekceważenia tradycji, walki między intelektualną a zmysłową stroną natury ludzkiej, upodobanie do przedstawiania fizycznych deformacji, fascynacja krwią, symboliczne traktowanie impotencji i bezpłodności. Widać też wyraźnie skłonność autora do rysowania typów ludzkich grubą kreską. W „Szatanie w Goraju” nie pojawia się jeszcze znany z późniejszych powieści bohater noszący znamiona autobiograficzne, który bez względu na epokę, w której żyje, prezentuje osobowość i światopogląd bliskie filozofii egzystencjalnej. Ale niektóre inne postaci, jak rozważny rabin Bejnusz Aszkenazy, asceta Icie Mates czy zdeprawowany reb Gedale, występują w swych rozlicznych wcieleniach w wielu późniejszych utworach.

                       Dzieje żydowskich ruchów mesjańskich frapowały Singera, czemu dał wyraz w swojej pierwszej, opublikowanej jeszcze w Polsce, powieści „Szatan w Goraju”, opowiadającej o fermencie, jaki w społecznościach żydowskich zasiały idee siedemnastowiecznego poprzednika Franka, Sabataja Cwi. Reb Mendele Bashevisa wraz ze swoimi oponentami stanowi interesującą próbę odtworzenia w ramach społeczności żydowskiej dysput w rodzaju tych, jakie mogły towarzyszyć sprawie Franka, która wstrząsnęła ówczesnym żydostwem. Z czysto literackiego punktu widzenia Bashevisowi w dużym stopniu udało się stworzyć wielce prawdopodobny portret. Postać reb Mendele jest jednak zarysowana nieco niewyraźną kreską, skłaniając się ku swego rodzaju karykaturze; zresztą autor nie wydaje się zbytnio zadowolony ze swoich wytworów. Najprawdopodobniej wielość źródeł stworzyła ograniczenia, których początkowo sobie nie uświadamiał. Dlatego doszedł do wniosku, że ze względu na wielką ilość dostępnych informacji na temat tych wydarzeń nie ma miejsca na fikcyjne elementy, które próbował do nich dołączyć.

                       Gdyby nie emancypacja religijna Singera, autor nie zdobyłby się też na negatywną, pesymistyczną ocenę świata. Judaizm był bowiem religią fundamentalnie optymistyczną. Cierpienie w świecie, całe zło, to – w istocie – męki porodowe Mesjasza. Gdy nadejdą czasy mesjańskie i zatriumfuje pokój, wszystko zostanie naprawione i wyjaśnione. Podskórny optymizm judaizmu był być może głównym ratunkiem – w czasie dwóch tysięcy lat wygnania – przed rozpaczą, a przeto poddaniem się i asymilacją. Matki chciały mieć dzieci, a ojcowie chcieli je wychowywać i kształcić religijnie, bo była nadzieja, że doczekają Mesjasza. Co prawda, wytrwało w wierze tylko kilka procent, inni rozpuścili się w ciągu tych tysiącleci w chrześcijańskim lub islamskim morzu, był to jednak dobór – na swój sposób – pozytywny; zostali ludzie o najsilniejszej wierze i największym harcie ducha; co jednak nie zawsze szło w parze z bystrością i otwartością umysłu. Singer, emancypując się, odszedł od tych „najwierniejszych z wiernych”; mógł przeto w pełni uwolnić potencjał bystrości, ciekawości i otwartości oraz zdjął optymistyczne, „różowe okulary” judaizmu: Mesjasz nigdy nie przyjdzie, nigdy lud Izraela nie poleci na chmurze do Ziemi Obiecanej. Cierpienie zatem – ludzi i zwierząt – ukazało mu się w całej swej szarości, okropności i domagało się jakiegoś wyjaśnienia. Poczuł się więc zmuszony do przemyślenia – od nowa i po swojemu – pytania o sens cierpienia w szczególności i sens świata w ogólności.

                       Żydowski Goraj z XVIII wieku nie jest tu zatem rodzajową dekoracją czy kostiumem. Pozostaje jednak figurą głębokich peryferii. Singer szkicuje swoją historię grubą kreską i ostrzega przed fałszywymi mesjaszami, którymi mogą stać się politycy, duchowni, naukowcy czy zwykli hochsztaplerzy. Gdzieś tam, w wielkim świecie, dzieją się ważne rzeczy. A tu lokalnie toczą się teologiczne spory, polityka krzyżuje się z religią, mesjasz Sabbataj Cwi czyni ponoć cuda i odnawia królestwo Izraela. A tutaj – echa tych wydarzeń wykorzystują zwykli mali ludzie, by zaspokoić swoją potrzebę władzy czy seksualne fantazje. Rachełe – dziwna, trochę zbyt wykształcona jak na to miasteczko panna – przechodzi z rąk jednego fałszywego proroka do drugiego. Obaj przybywają z zewnątrz, wzbudzając w zastygłej przy stolikach lokalnej społeczności spore poruszenie. Obaj wydają się charyzmatyczni. Jednak o wyniku konfrontacji między nimi rozstrzygnie sprawa męskiej potencji. Icie Mates, za którego Rachełe zostaje wpierw wydana – okazuje się seksualnie niesprawny, co go kompromituje. Natomiast przybyły do miasta rzeźnik, rzekomy wysłannik mesjasza Sabbataja Cwi – przeciwnie, charakteryzowany jest przez seksualną nadaktywność. Przejmuje Rachelę i władzę nad miasteczkiem, znosi religijne regulacje dotyczące życia płciowego. Charyzma okazuje się funkcją libido. Przemoc: fizyczna, seksualna, symboliczna – to w książce u Singera coś całkowicie odczarowanego, wręcz banalnego. Jest do bólu małomiasteczkowa, nawet wtedy, gdy małe miasteczko przekształca w rodzaj teokratycznej antyutopii. Społeczność tę jednak obserwujemy z góry, przez co stwarzająca ją przemoc wydaje się komiczna. W książce większy akcent pada na pokazywanie mechanizmów, niż budowanie historii poszczególnych postaci. A dobrze wiemy, o jakie mechanizmy chodzi. Singer pisał „Szatana w Goraju” na początku lat 30. w Warszawie – gdy w ościennych Niemczech w siłę rósł ruch nazistowski. Patos śmierci wróci na koniec – w sugestywnym opisie uboju zwierząt, którymi żywi się miasteczko. Zbanalizowana i spowszedniała codzienna przemoc wobec zwierząt, zostaje pokazana z powagą – jako ukryty rewers jawnej przemocy rządzącej relacjami ludzi.

                       Na koniec przypomina mi się pewna aluzja żydowskiego baraniego rogu zwanego „szofar” do rogu z „Wesela” Wyspiańskiego. Historia o pastuchu który miał róg. I dął w ten róg do utraty sił i przytomności. Równie namiętnie wielbił też Stwórcę śpiewem, fikaniem koziołków na łące i jedynym srebrnym groszem który posiadał. Natomiast głos szofaru daje Żydom nadzieję, odzwierciedlając dźwięk „wielkiego szofaru", który wezwie naród żydowski, rozproszony po całej Ziemi, gdy nastaną czasy mesjańskie. Zapowiada dzień sądu po upływie dni, które prorok opisuje jako „dzień szofaru i alarmu przeciwko miastom obronnym i wysokim basztom" (Zefania 1,16). Jasiek z „Wesela” zgubił róg, mesjasz żydaczowskich chasydów pożyczył go pastuchowi. Ani jeden, ani drugi już go nie ma... Dlaczego? Ponieważ kilka lat po napisaniu „Wesela” przez Wyspiańskiego oraz „Szatana w Goraju” przez Singera, „Żydzi tańcząc dygotali w ekstazie, tańcząc wchodzili do komory gazowej”, a Polacy oparci o ścianę śmierci w Palmirach dumnie stali i patrzyli w niebo słysząc strzały plutonu egzekucyjnego.

 

 

 

 

25 sierpnia 2022

Człowiek z Wysokiego Zamku

 

„Człowiek z Wysokiego Zamku”

Philip K. Dick



Autor/ Philip Kindred Dick (1928-1982) uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców literatury fantastycznej. Początkowo słabo znany wśród fanów właściwej science fiction, zaś odtrącany przez główny nurt literatury (tzw. mainstream) ze względu na etykietkę pisarza sci-fi, z czasem zdobył uznanie i poważanie jako protoplasta prozy łączącej elementy klasyczne z psychodelią i swoiście pojmowanym solipsyzmem. Z ogromnym uznaniem wyrażał się o jego dziełach sam Stanisław Lem. W twórczości pisarza dominuje kilka stałych, często powtarzających się motywów, do których z uporczywością powracał. Głównymi obsesjami Dicka były kwestie tożsamości i prawdziwości osoby ludzkiej.

Tłumaczenie/ Lech Jęczmyk

Tytuł oryginału/ an-us „The Man In The High Castle”

Tematyka/ „Człowiek z Wysokiego Zamku” to hipotetyczna opowieść o przerażającej rzeczywistości opanowanej przez nazistowski terror. Człowieczeństwo przegrało, potwory dzielą i rządzą, a obraz krwawego dyktatu układa w naszych głowach niewygodne pytania. Bohaterzy muszą radzić sobie w nieludzkich sytuacjach i potwornych warunkach. Przez to rozwój postaci ma tu niebagatelne znaczenie. Tutaj ktoś wydaje się do szpiku kości zepsuty, a jednak może dorosnąć do wielkiej zmiany. Ktoś inny, komu przypisujemy cechy wskazujące na to, iż stać go na przyzwoitość, brnie głębiej w zgubny system. Inny bohater chce przejść przez życie jak najciszej, a staje się niewygodną kością w gardle systemu niesprawiedliwości.

Główny motyw/ „Człowiek z Wysokiego Zamku” zabiera nas do lat 60., XX wieku w których Stany Zjednoczone są rozdarte pomiędzy Japonię i Niemcy – państwa, które w tej rzeczywistości nie przegrały II wojny światowej, a ludzkość zatopiła się w powojennym mroku. Przenosimy się do Ameryki sterowanej z Berlina przez Hitlera, w świat masowej eksterminacji Żydów, inwalidów i chorych, o dominacji japońskiej kultury, o służalczości i zastraszeniu narodu amerykańskiego, o bezprawiu Dzikiego Środka. Taka właśnie jest wizja Philipa K. Dicka w „Człowieku z Wysokiego Zamku”. W całym tym świecie jednak coś się załamuje, coś się nie domyka, coś zdaje się nie pasować. Przez ten drobny wyłom, malutki niczym dziurka od klucza, przemyka do nielicznych bohaterów książki alternatywna, choć niezrozumiała, wizja świata, w którą wierzą jak w zbawienie. Wierzą ze strachu i nieszczęść własnej codzienności, uległości i upokorzeniu po przegranej wojnie. Wszystko to porusza lawinę wydarzeń, które przytrafiają się Julianie Frink oraz ludziom powiązanym z nią babim latem losu.

Cytaty z książki charakteryzujące problematykę utworu:

„Zniknie samo pojęcie pozycji. Nie będzie rządzących i rządzonych, będą po prostu ludzie”.

„Czas jednak okazał się dobrym lekarzem – tego nie wziął pod uwagę”.

„Przerażała go ta myśl: pradawny gigantyczny kanibal, który odżył i znowu rządzi światem. Przez milion lat oddalaliśmy się od niego, a on wrócił. I to nie jako przeciwnik, lecz władca”.

„Mój pech, że ją spotkałem, że ją kochałem, że ją kocham”.

„Loty kosmiczne najpierw na Księżyc, potem na Marsa. Czyż to nie jest najstarsze marzenie ludzkości, nasz sen o potędze?”.

„Czyż nasi przodkowie nie byli tacy sami? Tyle że nie ma już Dzikiego Zachodu; Dziki Zachód to teraz inne planety”.

„Możemy żyć swoim małym życiem. Jeśli chcemy. Jeżeli ma to dla nas jakieś znaczenie”.

„Z kazirodztwa rodzą się: szaleństwo, ślepota, śmierć”.

„Lubię, żeby obraz coś znaczył, a nie tylko przedstawiał ideał”.

„Cały nasz świat jest psychopatyczny. Władza jest w rękach szaleńców. Od jak dawna to wiemy? Żyjemy z tym? I… ilu z nas wie?”.

„Oni ignorują całe fragmenty rzeczywistości”.

„Podbój planet. Jest w tym coś obłąkańczego i zwyrodniałego, podobnie jak w ich podboju Afryki, a wcześniej Europy i Azji”.

„(…) zawsze jakaś abstrakcja: rasa, kraj”.

„Abstrakcja jest dla nich rzeczywistością, a rzeczywistość jest dla nich niewidzialna”.

„Wszechświat nie wie o moim istnieniu; żyję niewidzialny”.

„Kogo bogowie zauważają, tego niszczą. Bądź mały… a unikniesz zawiści wielkich”.

„Prawo Greshama: fałszerstwa obniżają wartość autentyków”.

„Nie można mieć powodzenia i klęski naraz”.

„Przeklęci fizycy i ta ich teoria synchroniczności, zgodnie z którą każda cząsteczka ma powiązania z innymi; każde pierdnięcie narusza równowagę wszechświata”.

„Czyż nie jest prawdą, że żaden człowiek nie powinien być narzędziem zaspokajania potrzeb innego człowieka?”.

„To zależy od przynależności rasowej. Od kochanej opaski na ramieniu”.

„Orientacja ideologiczna przypominająca jezuityzm pogłębiony postromantycznym niemieckim nihilizmem”.

„Zło to nie tylko punkt widzenia. (…) To jest część nas. Składnik świata. Otacza nas, przenika nasze ciała, umysły, serca”.

„Wszyscy jesteśmy owadami. Zmierzamy po omacku ku czemuś strasznemu lub boskiemu”.

„Jestem intruzem w swoim własnym kraju”.

„Lampa, stół, biblioteczka, drzeworyt na ścianie. Niewiarygodne japońskie poczucie wabi. Nie można tego pomyśleć po angielsku. Umiejętność znalezienia w prostych przedmiotach piękna przekraczającego to, co mogą dać rzeczy wypracowane i ozdobne”.

„Nie można sądzić książki na podstawie tego, że jest bestsellerem”.

„Jedynie kobiety znają się na konwenansach. Bez kobiet gadalibyśmy o samochodach wyścigowych i koniach albo opowiadalibyśmy świńskie kawały. Nie byłoby kultury”.

„(…) jaki przywódca, takie państwo”.

„W niemieckim charakterze jest za dużo filozofii. I za dużo teatru”.

„Mężczyzna nigdy nie potrafi sam się ubrać”.

„Dylemat człowieka cywilizowanego; ciało gotowe, ale niebezpieczeństwo niesprecyzowane”.

„Jak ważną rolę odgrywa czasem tekturowa fasada”.

„Prawo ekonomii: nic nie jest zbyteczne. Nawet nierzeczywistość”.

„Kruchość tego, co z prochu powstało (…)”.

„Krwi, Herr Reiss, nie da się wymazać, jak atramentu”.

„Według mnie jest na tym świecie wiele rzeczy godnych uwagi”.

„Człowiek z Wysokiego Zamku” to jedna z najlepszych książek napisanych przez Philipa K. Dicka. Jest to całkowicie absorbująca, inteligentna, alternatywna historia oparta na założeniu, że Niemcy i Japonia odniosły zwycięstwo w II wojnie światowej. W tym wszechświecie, po wojnie, Stany Zjednoczone zostały podzielone między Japonię i Niemcy, Japonia przejęła stany zachodnie, a Niemcy przejęły stany wschodnie. Historia zaczyna się prawie 20 lat później, w 1962 roku, od świata, który bardzo różni się od tego, który znamy. Philip K. Dick wykonał mistrzowską robotę ekstrapolując bardzo realistyczną alternatywną rzeczywistość w najdrobniejszych szczegółach. Książka naprawdę wciąga nas w świat, który wydaje się jednocześnie bardzo obcy a także znajomy. W miarę rozwoju historii fascynujące jest samo dowiedzenie się, jakie zmiany zaszły z powodu niszczycielskich strat II wojny światowej i wysiłków na rzecz odbudowy państw japońskich i niemieckich. Chociaż jest to bardziej powieść intelektualna niż powieść akcji, nie oznacza to, że nie ma w niej żadnego działania. Kilka scen akcji to emocjonalne i potężne kulminacje ludzkiego dramatu.

 Utwór rozgrywa się między czterema głównymi narracjami, które są w jakiś sposób ze sobą połączone. Trzy z nich dzieją  się w rejonie intensywnie okupowanej przez Japończyków zatoki San Francisco, natomiast ostatnia część ma miejsce w tak zwanej części neutralnej. Mieszkańcy tego obszaru zachowali częściową niezależność od Japończyków, ponieważ ich terytorium   uznano za miejsce o minimalnej wartości. Morze Śródziemne zostało osuszone i zamienione w pole uprawne, a mieszkańcy Afryki albo ulegli eksterminacji, albo poddawani byli  przerażającym eksperymentom. Na ulicach objętych niemiecką okupacją stoją piece krematoryjne, a egzekucje to dla mieszkańców chleb powszedni. W tym wszystkim Niemcom udaje się jednak odnosić coraz większe sukcesy na polu naukowym – nowe materiały, podbój kosmosu (dotarli już na Marsa), lekarstwa, szybkie samoloty pasażerskie etc.

Większość głównych bohaterów książki „Człowiek z Wysokiego Zamku” to Amerykanie, walczący o przetrwanie w aktualnej  powojennej gospodarce z nową ścisłą hierarchią społeczną. Jednak jednym z głównych bohaterów jest pan Nobusuke Tagomi wysoki rangą urzędnik japońskiej misji handlowej w San Francisco, który wkrótce zostaje uwikłany w intrygi walczących ze sobą szpiegów i walki wewnętrzne między różnymi frakcjami niemieckiego totalitarnego rządu, który utrzymuje niełatwy sojusz z Japończykami. Rozwój postaci przebiega naprawdę dobrze. Wszyscy bohaterowie posiadają skomplikowane charaktery, mają wady i są opisywani z wielką wnikliwością psychologiczną. Większość Amerykanów ma w sobie mieszankę uczuć; z jednej strony odczuwają niechęć do Japończyków a z drugiej strony czują do nich podziw. Natomiast Niemcy są postrzegani przez wielu Amerykanów znacznie bardziej negatywnie, ale, jak można sobie wyobrazić, są też i tacy, którzy w pełni popierają nazistowską ideologię z eksterminacją Żydów, chorych umysłowo i niepełnosprawnych. Podczas gdy powieść rozgrywa się na terytorium kontrolowanym przez Japończyków, istnieje wiele odniesień do niemieckiej polityki i ich wysiłków na rzecz realizacji „planu generalnego". „Identyfikują się z boskimi mocami i wydaje im się, że są podobni bogom. To jest ich największe szaleństwo. Są opętani jakimś archetypem; ich jaźń rozrosła się psychopatycznie i już sami nie wiedzą, gdzie się zaczynają oni, a gdzie kończy się Bóg. To nie arogancja, nie pycha, ale rozdęcie do ostatecznych granic wyobrażenia o sobie – poplątanie tego, który oddaje cześć, z tym, co się czci. Człowiek nie pożarł Boga, to Bóg pożarł człowieka” – podsumowuje w jednym zdaniu Philip K. Dick. 


Postacią centralną jest tu Juliana Frink. Od pierwszego do ostatniego rozdziału przechodzi olbrzymią metamorfozę. Fundamentalny wpływ mają na nią ludzie, których spotyka na swojej drodze. Rozwija się wraz z poznawaniem świata i kolejnymi dramatami, jakie ją dotykają. Bohaterzy muszą radzić sobie w nieludzkich sytuacjach i potwornych warunkach. Przez to rozwój postaci ma tu niebagatelne znaczenie. Jeden wydaje się do szpiku kości zepsuty, a jednak może dorosnąć do wielkiej zmiany. Ktoś inny, komu przypisujemy cechy wskazujące na to, iż stać go na przyzwoitość, brnie głębiej w zgubny system. Inny bohater chce przejść przez życie jak najciszej, a staje się niewygodną kością w gardle systemu niesprawiedliwości.

Nowatorski świat stworzony w tej powieści świetnie rezonuje z badaniami dotyczącymi idei filozofii, hierarchii społecznych, polityki, rasy, sztuki, przeznaczenia, strachu i nadziei. W przypływie geniuszu  Philip K. Dick stworzył również bohatera będącego autorem podziemnej alternatywnej książki historycznej, w której USA i sojusznicy wygrali II wojnę światową. To dzieło  nosi tytuł „Utyje szarańcza” i odnosi się do słów z księgi Koheleta „Będą się też bać miejsc wysokich, i będą się lękać na drodze, zakwitnie drzewo migdałowe, utyje szarańcza, a rozproszą się kapary; bo pójdzie człowiek do domu wieczności swej, i będą chodzić po ulicach płaczący” (Koh12;5). Utwór zyskał wielką popularność wśród ludności okupowanej, a autorem tej alternatywnej powieści historycznej jest nikt inny jak Człowiek z Wysokiego Zamku. Niektórzy z głównych bohaterów czytają lub cytują z tej pozycji  całe wersety, co dostarcza niesamowitej ironii i dodaje jeszcze więcej kontrastu dla idei w niej zawartych. To, co jest naprawdę skuteczne, to fakt, że ta alternatywna rzeczywistość nie opisuje dokładnie naszego świata, ponieważ autor nie mógł przewidzieć wszystkiego, co wydarzy się poprawnie. W rzeczywistości wyobrażał sobie świat jako o wiele bardziej idealny niż nasz rzeczywisty.

Podobnie jak w wielu innych swoich powieściach, tak i w „Człowieku z Wysokiego Zamku”, Dick kwestionuje samą rzeczywistość, podejrzewa, że coś gdzieś poszło nie tak i teraz żyjemy w spaczonej iluzji. Antyki Roberta Childana to podróbki, bohaterowie często posiadają fałszywe tożsamości (wręcz absurdalnie wyraźnie jest to pokazane na przykładzie Joego Cinnadelli), czytelnik ma do wyboru aż trzy możliwe położenia, a sam Człowiek z Wysokiego Zamku, okazuje się nie być dokładnie tym, kogo spodziewaliśmy się spotkać. Myślę, że warto przytoczyć tutaj teorię Hugh Everetta[1], którą, między innymi, inspirował się Philip K. Dick. Głosi ona, że istnieje wiele alternatywnych wersji historii, egzystujących obok siebie.

W powieści przecinają się trzy płaszczyzny rzeczywistości: świat realny dla bohaterów książki, świat książki „Utyje szarańcza” autorstwa Człowieka z Wysokiego Zamku Hawthorna Abendsena i nasz świat, istniejący w świadomości czytelnika, a w powieści pojawiający się na krótko w gorączkowej wizji pana Tagomi. Szczególny talent Dicka sprawia, że przyjmujemy punkt widzenia pana Tagomi i wraz z nim odczuwamy nierealność i fantastyczność tego świata. Bo Dick nie tylko tworzy rzeczywistość, ale też nadaje jej rzadką plastyczność i sugestywność. Odkładając jego książkę musimy – jak po przebudzeniu z niektórych snów – przypomnieć sobie, gdzie jesteśmy. Jak u Pedro Calderóna de la Barca w utworze „Życie snem”: „Czym jest życie? Szaleństwem? Czym życie? Iluzji tłem, Snem cieniów, nicości dnem. Cóż szczęście dać może nietrwałe, Skoro snem życie jest całe I nawet sny tylko snem!”.

Taką plastyczność ma obraz Kalifornii pod okupacją japońską, będący poniekąd odwróceniem amerykańskiej okupacji Japonii. Widzimy więc wpływ japońskiego języka, kultury, obyczaju, a także głębsze wpływy psychologiczne, jak w przypadku oportunisty i kolaboranta Roberta Childana. Dążenie do naśladowania zwycięskich Japończyków walczy w nim z resztkami urażonej dumy narodowej, a na wszystko nakłada się jeszcze silny wpływ propagandy  hitlerowskiej: Childan, czerpiący wiedzę o świecie z nazistowskich pism ilustrowanych, wdzięczny jest kulturalnym Nordykom za powstrzymanie nawały brudnych Słowian i komunistów. Jego prymitywizm kompromituje go w oczach o wiele kulturalniejszych Japończyków, liberalnych państwa Kasoura.

W „Człowieku z Wysokiego Zamku” jak w niewielu utworach science fiction występuje cała galeria żywych, trójwymiarowych postaci. Wszyscy oni są jak gracze, usiłujący poznać tajne reguły gry, w którą zostali wplątani, i wszyscy przegrywają, rezygnują. Np. Frink nigdy się nie dowie, jaki był mechanizm jego nagłego aresztowania i równie nagłego uwolnienia. Tagomi i wysoki rangą oficer SD Wegener kapitulują przed zagadką działania historii. Tagomi widział nawet przez chwile inny świat, ale nie ma odwagi weń uwierzyć, podobnie jak Abendsen, który, będąc głosem prawdy, sam w nią nie wierzy.  Jedynie Juliana, najsilniejsza psychicznie ze wszystkich postaci książki, ma odwagę wyciągać wszystkie konsekwencje z tego, co podpowiada wyrocznia, i tylko ona wie, że świat w którym żyje, jest nierzeczywisty (a w każdym razie mniej prawdopodobny od świata z powieści „Utyje szarańcza” Abendsena). Jeszcze jeden seans z „I-cing” i Julina potrafiłaby odkryć, że sama jest bohaterką powieści. W „Człowieku z Wysokiego Zamku” poznanie prawdy nie wyzwala, a jeśli już, to nielicznych. Nawet Abendsen, który dostrzega i opisuje rzeczywistość ukrytą pod pozorami diabelskiej atrapy, nie potrafi uznać, że to jego książka, „Utyje szarańcza”, mówi jak jest, a kłamie obraz, który ma przed oczami. Może właśnie taki, pełen niepewności, winien być los wizjonerów. Tylko Juliana, seksowna ciemnowłosa kobieta, przy pomocy której faszyści próbują Abendsena omotać i dopaść, znajduje w sobie siły, najpierw, by pisarza/wizjonera ocalić, a później – by spojrzeć prawdzie w oczy. Obaj, Dick i jego bohater, lubili takie kobiety, ale nawet Juliana nie wie, co począć ze swoją wiedzą. Jeśli rzeczywiście chodzi o wiedzę. Na pewno wzmacnia to dramatyzm książki, poza tym warto pamiętać, że nie było to pierwsze ani ostatnie otwarte zakończenie Dicka. Pisarz nie powinien narzekać, I-cing wyrzuciła rozwiązanie w jego stylu, nadała na jego fali.

Ze swej wrażliwości, ze swej postawy i sytuacji outsidera wystrugał Finka Franka z jego żydostwem, bezradnością, miłością do Juliany i z jego kunsztem. Do poruszających partii książki traktujących o „wu” srebrnych precjozów zainspirował Dicka poradnik uprawy japońskich ogrodów. Postać wspaniałego, skomplikowanego arystokraty ducha, pana Tagomiego, podpowiedzieć musiały kontakty w bogatym narodowościowo tyglu barwnej wielokulturowej Kalifornii. To tylko niektóre przesłanki, szybkie flesze na tajemnice pisarskiego wnętrza, na jego sekretną alchemię. Dick składa hołd buddyjskiemu podejściu do świata, ale pokazuje, że okrutne wydarzenia nawet buddystę wyprowadzą z równowagi. Pan Tagomi- zadziwiająca, bogata wewnętrznie literacka postać, buntuje się przeciwko swemu zabójstwu z konieczności, brzydzi się taktycznymi politycznymi wyborami, które skazują go na popieranie gorszego faszysty przeciw lepszemu. Nie ma szczęścia, spokoju, nie ma usprawiedliwienia.

Jeśli chodzi o rekonstrukcję opętanej niemieckiej duszy, to rzeczywistość, nie tylko biblioteczna, też podsuwała pisarzowi rozwiązania. W Jerozolimie w 1961 roku ruszył proces Adolfa Eichmanna, a w 1962 zbrodniarza powieszono. Wówczas na tym sądzonym piętnaście lat po zakończeniu wojny biurokracie zbrodni, który wyznał, co zrobił i dlaczego, skupiły się oczy świata. Jedna z najbardziej wpływowych myślicielek XX wieku, filozof Hannah Arendt, zobaczyła w procesie Eichmanna przypowieść o banalności zła. Dick, o którego rozwijającej się karierze pisarskiej  mało kto wtedy wiedział,  odczytał wydarzenie po swojemu: jako kamuflaż kryjący obłęd, upadek, wyzwanie rzucone prawom ludzkim i boskim. Twarz zimnego urzędnika była maską? Kto miał rację?

Głównym tematem prozy Dicka jest podejrzliwość w stosunku do fasady świata, usiłowanie dotarcia do jego ukrytej struktury, zrozumienie jego praw. We wszystkich utworach spotykamy fałszywe realia , sztucznych ludzi i podrabiane przedmioty. „Człowiek z Wysokiego Zamku” oparty jest na założeniu, że ludzkość posiada klucz do zagadki rzeczywistości i że jest nim stara chińska księga „I-cing”. Dzieło to, podsumowujące  specyficzne chińskie podejście do świata i do człowieka, cieszyło się wielką popularnością w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza w Kalifornii. Według „I-cing” świat znajduje się w nieustannym ruchu, jest żywym splotem działających na siebie, krzyżujących się potężnych i słabszych linii. Za pomocą heksagramu możemy uzyskać wgląd w układ sił właściwej danej Chwili, a to, przy umiejętnej interpretacji, pozwala wybrać właściwe postępowanie.

Wyrażone w „Człowieku z Wysokiego Zamku” poczucie nietrwałości otaczających nas struktur życia w jednej z wielu możliwych rzeczywistości jest zapewne odbiciem sytuacji współczesnego człowieka, dla którego przesunięcie w czasie (postarzanie się o dziesięć lat) lub przestrzeni  (godzina lotu odrzutowcem) oznacza przeskok do innego świata. Można też czytać Dicka jako dyskurs o Kantowskich kategoriach umysłu lub jako studium choroby umysłowej (sam Dick chorował na schizofrenię): obraz rozterki człowieka uświadamiającego sobie, że zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. Sam autor już wspomnianej książki „Utyje szarańcza” Abendsen jak czarnoksiężnik z krainy Oz okazał się zwykłym człowiekiem, pisarzem, mieszkającym nie w „Wysokim Zamku” lecz w parterowym domu otoczonym ogrodem w Denver.  W tym ogrodzie stał oparty o mur mały dziecięcy rowerek.

Szaleńcza gotowość do zniszczenia ludzkości to zarzut, który można postawić nie tylko faszystom. Kiedy Dick finiszował powieść, nabrzmiewał kryzys kubański. Wspomagani przez USA emigranci i wygnańcy wylądowali zbrojnie w Zatoce Świń. Potem u wybrzeży Stanów ZSRS montuje wyrzutnie dostosowane do miotania atomowych pocisków, a przez Atlantyk płynie sowiecka flota gotowa ich bronić. Kennedy i Chruszczow siłowali się na rękę, a w Berlinie staje mur oddzielający świat wolny od podbitego. Czy tak trudno sobie wyobrazić, że te wydarzenia zainspirowały Dicka, w którego powieści takim naturalnym niby-murem dzielącym skłóconych sojuszników stają się Góry Skaliste?

Czytelnik sięgający dziś po dowolną książkę dobrze w Polsce znanego Dicka ma wobec autora „Człowieka z Wysokiego Zamku” lekką przewagę. Wie, co go czeka w tej prozie. Prawie na pewno będzie tam zapis psychicznych katastrof spotykających w stosunkach z dominującymi kobietami słabego mężczyznę o bujnym życiu wewnętrznym. Spodziewać się należy wieloznaczności światów, w których granice między rzeczywistością, transem, halucynacją, przepowiednią i jej spełnieniem zostaną zatarte. Kiedy indziej może iść o nie dającą się uchwyć różnicę między człowiekiem a robotem, zwierzęciem i automatem oraz, jak w tej powieści, między zabytkowym przedmiotem a zręczną repliką. Najpewniej czekają nas też pojedynki dusz, dokonujące się w szczerych, bolesnych dialogach, sięgających sekretnych urazów i tajemnic. Opowieść może traktować o szaraku powołanym do wielkiej sprawy, któremu to zadaniu można stawić czoło lub mu zaprzeczyć. Okaże się wreszcie, że Dick w szczególny sposób opiekuje się pozytywnymi bohaterami – ludzie prawi, jeśli nawet zginą, to godnie, na łajdaków czekają kary i upokorzenia.

Wiemy, że Dick nawiązywał w prozie do swojej sytuacji i swoich demonów. Akurat podczas pracy nad „Człowiekiem z Wysokiego Zamku” pomagał żonie w produkcji jubilerskich cacek, jakie w powieści wytwarzają Frank Frink z Edem McCarthym. Ta robota rozbudziła Dicka filozoficznie – jej zawdzięczamy fascynujące refleksje estetyczne – ale zdominowała pisarza i urażała jego ambicję. Mało brakowało, by dochód z precjozów przekroczył literackie wpływy Dicka. Pisarz wierzgał przeciw tej niesprawiedliwości jako artysta i jako mężczyzna, uciekał w jubilerkę przed trudnościami pisarskimi, gardził tą robotą i gardził sobą, aż żona przegoniła go do szopy, by tam pisał, zamiast zatruwać życie rodzinie. Błogosławiona decyzja. Ileż to książek dokończono dzięki wygnaniu z domu lub małżeńskiego łoża. Albo dzięki świadomej ucieczce.

Zaproponowana przez Dicka tajemnicza, dramatyczna, kwantowa, nieostra wizja dziejów, wymykających się narratorowi i bohaterom, jest bliższa naszemu doświadczeniu i nowoczesnej wiedzy. Chodzi o teorię Hugh Everetta, wedle której dziesiątki równoprawnych wariantów historii rozgałęziają się i współegzystują obok siebie. Dick zaś oprócz tego, bądź obok tego, widzi w historii nie tylko matematyczne procesy i prawa, dające sobą powodować, ale i szaleństwo, czasem diabelstwo, wolę mocy i pęd do samozniszczenia.

„Człowiek z Wysokiego Zamku” Philipa K. Dicka to zasłużenie jedna z najbardziej uznanych książek fantastyczno-naukowych. Wspaniale skonstruowana fabuła, subtelne wskazówki trzymające czytelnika w ciągłej niepewności i naprawdę niepowtarzalny klimat, to według mnie największe zalety tej powieści. Jeśli jesteście fanami fantastyki albo po prostu lubicie ambitną literaturę – gorąco polecam „Człowieka z Wysokiego Zamku”.

 


[1] Podstawowa idea teorii wieloświata została wysunięta przez fizyka Hugh Everetta w 1957 roku. Zgodnie z tą teorią, oprócz wszechświata, którego jesteśmy świadomi, istnieje jeszcze ogromna liczba innych wszechświatów. Za każdym razem, gdy przeprowadzany jest eksperyment kwantowy otrzymujemy różne wyniki z niezerowym prawdopodobieństwem– wszystkie wyniki zostają uzyskane w różnych światach, nawet jeśli jesteśmy świadomi tylko jednego świata, w którym obserwujemy dany wynik.