08 sierpnia 2017

Austerlitz


„Austerlitz”


W.G. Sebald

Autor/ (ur. 18 maja 1944 w Wertach im Allgäu, zm. 14 grudnia 2001 w hr. Norfolk, Wielka Brytania), niemiecki prozaik. Podpisywał się inicjałami, gdyż swe imiona uważał za nazistowskie. Uznawany za jednego z największych niemieckich pisarzy XX wieku. W 2007 roku wymieniony przez byłego sekretarza Akademii Szwedzkiej Engdahla, jako pisarz, który zasłużył na literackiego Nobla. Przedwczesna śmierć odebrała mu szansę na nagrodę.

Tłumaczenie/ Małgorzata Łukasiewicz

Tematyka/ W.G. Sebald podąża śladem człowieka boleśnie poszukującego swego miejsca. Losy Austerlitza są dla autora pretekstem do rozważań nad okrucieństwem, znaczeniem przypadku i historią minionego wieku. Sebald wirtuozowsko tworzy swoją opowieść na granicy gatunków literackich, mieszając fikcję z faktami. Powrót do korzeni Austerlitz rozpocznie jednak dopiero po wielu latach. Zafascynowany architekturą dworców raz po raz przypomina sobie sytuacje, które skłaniają go do wędrówki w przeszłość. Czy pustka po utraconym życiu okaże się możliwa do wypełnienia? W powieści „Austerlitz” W.G. Sebald w sobie tylko właściwy, zadziwiający sposób podąża śladem człowieka wykorzenionego, tworzy wizerunek człowieka boleśnie poszukującego domu.

Główny motyw/ Początek II wojny światowej. Pięcioletni Jacques Austerlitz trafia w transporcie dziecięcym do Wielkiej Brytanii. Tam adoptuje go rodzina walijskiego kaznodziei. W szkole chłopiec dowiaduje się, że jest Żydem i że opiekunowie zniszczyli wszystkie dokumenty poświadczające jego prawdziwe pochodzenie. Austerlitz w wieku dojrzałym rozpoczyna wędrówkę do czasów dzieciństwa. Czy będzie umiał wypełnić pustkę po utraconym życiu?

 Cytat z książki charakteryzujący problematykę utworu:

 „[…] czas stał się niekwestionowanym panem świata”.

„Cóż, prawie wszystkich decydujących posunięć w naszym życiu dokonujemy pod wpływem jakiegoś niejasnego wewnętrznego impulsu”.

„Nie sądzę byśmy rozumieli prawa, które rządzą powrotem przeszłości, ale coraz mocniej przekonany jestem, że czasu w ogóle nie ma, są tylko różne, zazębiające się ze sobą wedle wyższych zasad stereometrii przestrzenie, pomiędzy którymi żywi i umarli mogą się przemieszczać, jeśli chcą, i im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej mi się wydaje, że my, jeszcze żywi, w oczach umarłych jesteśmy nierealnymi istotami, widzialnymi tylko czasem, w określonych warunkach świetlnych i atmosferycznych”.

„[…] granica między śmiercią a życiem jest bardziej przypuszczalna, niż zazwyczaj sądzimy […]”.
   
                      
                    Powieść W.G Sebalda pt. „Austerlitz” rozpoczyna się od przypadkowego spotkania na stacji kolejowej w Antwerpii bezimiennego narratora z tytułowym Austerlitzem, który wyruszył na poszukiwanie swoich korzeni, w Europie, kiedy odkrył, że jest w rzeczywistości synem Żydów z Pragi. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych, częściowo w celach naukowych, częściowo w innych, dla samego siebie nie całkiem jasnych powodów, raz po raz bohater jeździ z Anglii do Belgii. W trakcie jednej z tych belgijskich wypraw, bez zastrzeżeń otworzył się przed obcym człowiekiem. Te antwerpskie konwersacje, jak później je niekiedy nazywał były historią jego życia. Od pozostałych podróżnych różnił się tym, że jako jedyny nie patrzył obojętnie przed siebie, lecz zajęty był sporządzaniem rysunków i szkiców, które najwyraźniej miały jakiś związek ze wspaniałą architekturą dworca kolejowego w Antwerpii. Rozmowa dwóch mężczyzn na dworcu kolejowym skupia się na związku architektury z czasem historycznymi trwa przez kilka godzin, a później będzie podejmowana na nowo, kiedy mężczyźni będą się spotykać ze sobą systematycznie, ( lecz zawsze przypadkowo) na przestrzeni wielu lat. Ich stosunki pozostaną zimne i odległe, aż do chwili, kiedy Austerlitz zdecyduje się opowiedzieć narratorowi historię swojego życia. Historię, którą wciąż usiłuje sobie przypomnieć.
                    
                       Z jego opowieści dowiadujemy się, że Austerlitz został wychowywany, jako Daffyd Elias przez surowego walijskiego pastora i jego żonę. Pozbawiony był także informacji o swym prawdziwym nazwisku oraz okresie wczesnego dzieciństwa, które spędził ze swą biologiczną rodziną w Pradze. Od czasów dzieciństwa i młodości nie wiedział, kim naprawdę jest. Z późniejszej perspektywy rozumiał naturalnie, że już jego nazwisko oraz fakt, że poznał prawdę dopiero w wieku lat piętnastu, powinny naprowadzić go na ślad pochodzenia, ale uświadomił sobie też, dlaczego „jakaś instytucja, nadrzędna wobec jego władz umysłowych” i najwyraźniej bardzo przemyślnie zawiadująca jego mózgiem, zawsze strzegła go przed jego własną tajemnicą, systematycznie odwodziła od wyciągnięcia oczywistych wniosków i wszczęcia odpowiednich dociekań.        
                    Okazuje się, że został ewakuowany do Walii przed wybuchem drugiej wojny światowej, gdzie rozpoczęło się jego życie przesiedleńca. Został Daffydem Eliasem, osobą dotkniętą amnezją. Co się tyczy powodów, jakie latem 1939 roku skłoniły pastora Eliasa i jego mizerną żonę, aby wziąć chłopca do siebie? Byli bezdzietni, może, więc mieli nadzieję, że poświęcając się wspólnie wychowaniu wówczas czteroipółletniego chłopca, zdołają uniknąć zapewne z każdym dniem bardziej doskwierającego odrętwienia uczuciowego albo wyobrażali sobie, że są wobec jakiejś wyższej instancji zobowiązani podjąć dzieło daleko wykraczające poza zwykłą dobroczynność, związane z osobistym oddaniem i ofiarą serca.  Wspomnienia nachodziły Austerlitza na dworcu Liverpool Street, a każde ciągnęło za sobą łańcuch kolejnych, sięgających coraz dalej w głąb, zupełnie jak zwielokrotniający się w nieskończoność labirynt sklepień, który majaczył mu w zasnutym szaro powietrzu.

Faktycznie miał poczucie, że poczekalnia, w której tkwił jak oślepiony, mieści w sobie wszystkie godziny jego przeszłości, wszystkie jego tłumione, wygaszane lęki i pragnienia, jak gdyby czarno-białe kwadraty podłogi u jego stóp były polem gry końcowego życia, jak gdyby rozciągały się na całą płaszczyznę czasu. Gromadzenie przez dziesiątki lat wiedzy, służyły mu w celu zastępczej, kompensacyjnej pamięci. Ta autocenzura myślenia, nieustanne odpędzanie się od wspomnień, które gdzieś go tam nurtowały, wszystko to wymagało coraz większych wysiłków i z konieczności doprowadziło ostatecznie do kompletnego paraliżu zdolności mowy, do zniszczenia wszystkich zapisków i notatek, do niekończących się wędrówek po Londynie i coraz częściej nawiedzających go halucynacji, a wreszcie do załamania nerwowego.
                       
 
                        Siedząc już, jako starszy mężczyzna w poczekalni stacji Liverpool Street „widział” w półmroku sali dwie ubrane w stylu lat trzydziestych osoby w średnim wieku, kobietę z lekkim gabarytowym płaszczu i przekrzywionym kapeluszu na głowie, a obok niej żylastego mężczyznę w ciemnym garniturze i koloratce wokół szyi. Austerlitz „widział” nie tylko pastora i jego żonę, ale także chłopca, po którego przyszli. Siedział z boku, sam jeden, na ławce. Nie przypominał sobie by pastor Elias i jego żona Gwedolyn kiedykolwiek wspominali o działaniach wojennych na kontynencie europejskim. W domu pastora panował chłód i milczenie. Pastorowa wiecznie zajęta była gospodarstwem, odkurzaniem i wycieraniem podłogi, praniem bielizny, polerowaniem mosiężnych okuć drzwi albo przygotowywaniem chudych posiłków, które potem spożywali w milczeniu. Pastor tymczasem, co było jego niezmiennym zwyczajem, przesiadywał w gabinecie wychodzącym na ponury zakątek ogrodu, i obmyślał kazanie na najbliższą niedzielę. Po kilku latach stan zdrowia Gwendolyn, najpierw prawie niezauważalnie, potem coraz szybciej zaczął się pogarszać. Pastorowa zawsze najskrupulatniej zważająca na porządek, zaczęła najpierw zaniedbywać dom, potem własną osobę. Stała bezradnie w kuchni, a gdy pastor, w miarę swoich umiejętności, przyrządził posiłek, prawie nic nie brała do ust. W związku z tym jesienią 1946 roku, kiedy Austerlitz miał dwanaście lat, wysłano go do prywatnej szkoły z internatem. Kilka miesięcy później stan zdrowia Gwendolyn się pogorszył i zmarła. Nagromadzone nieszczęście zniszczyło wiarę pastora w momencie, kiedy jej najbardziej potrzebował. Pewnego dnia wszedł na ambonę i łamiącym głosem przeczytał werset z Trenów: ”Kazał mi mieszkać w ciemnościach jak dawno zmarłym”. Potem zszedł z ambony na dół i opuścił kaplicę. Pastor trafił do zakładu opiekuńczego i tam dokończył żywota.  Był to przełomowy okres w życiu Austerlitza, w szkole zakomunikowano mu, że otrzymał stypendium na dalszą naukę oraz pokazano mu dokumenty z prawdziwym nazwiskiem. Na arkuszach egzaminacyjnych ma od tej pory podawać nie nazwisko Dafydd Elias, ale Jacques Austerlitz.
                       Jak spędził te wszystkie lata sam nie umiał powiedzieć; wiedział tylko, że w czasie „wyprawy” do antykwariatu, dokąd przedtem zwykle regularnie zaglądał w poszukiwaniu architektonicznych rycin usłyszał w radiu audycję. Słychać było wspomnienia dwóch kobiet, rozmawiających o tym, że latem 1939 roku, jako dzieci zostały specjalnym transportem wysłane do Anglii. Wymieniały cały szereg miast- Wiedeń, Monachium, Gdańsk, Bratysławę, Berlin, –ale dopiero, kiedy jedna z nich zaczęła mówić, że jej transport, po trwającej dwa dni podróży dotarł do Harwich na promie „PRAGUE” przez Morze Północne, wiedział ponad wszelkie wątpliwości, że te strzępki wspomnień należą również do jego własnego życia. W czechosłowackiej ambasadzie dowiedział się o adresy instytucji kompetentnych w takich przypadkach i wyruszył do Pragi na poszukiwanie rodzinnych korzeni.
             
                     Podróż do Pragi okazała się „owocna”, tam za sprawą Terezy Ambrosovej pracownicy archiwum otrzymał wszelkie dokumenty. Jedno pod drugim figurowały tam nazwiska Austerlitz w tym jego rodziców Maximiliana i Agaty. Pod wskazanym adresem odnalazł Verę siostrę jego matki. Vera w popłochu zasłoniła twarz dłońmi, tak dobrze mu znanymi dłońmi, popatrzyła na Austerlitza przez rozcapierzone palce i powiedziała: „Jacquot, est-ce que c’est vraiment toi?” („Jakubie, czy to naprawdę ty?”)– tak dokładnie brzmiały słowa Very, w których streszczało się całe jego życie. Vera po raz pierwszy opowiedziała mu bardziej wyczerpująco o jego rodzicach, o ich pochodzeniu, tyle, ile sama wiedziała, o ich drodze życiowej i o końcu, który miał nastąpić ledwie za parę lat po wyjeździe Austerlitza do Walii.
                 
                       Austerlitz próbuje odzyskać stracony czas w mrokach drugiej wojny światowej –czas, który jest już nieosiągalny z powodu okropności popełnionych przez nazistów. Uświadamia sobie, że przemożne poczucie pustki, które prześladuje go w codziennym życiu, może wywodzić się z faktu, że został on odcięty od swych korzeni- dopóki nie odkryje przeszłości, jego życie pozostanie niespełnione. Styl narracji odtwarza z nieprawdopodobną wiernością proces przypominania sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz